Deotyma Zwierciadlana zagadka Dawniej patrzyła m na zwierciadła tak , jak wy wszyscy patrzycie , wzrokiem roztargnionym , obojętnym , bo i czym że ma zaciekawiać sztuczne odbicie przedmiotów , które możemy widzieć w ich prawdzie i rzeczywistości ? Jeżeli czasem baczniej spojrzała m w lustro , to chyba kiedy chodziło o poprawienie źle wpiętej kokardy lub jakąś dziwną grę światła i perspektywy , która nieraz bawi oko w mieszkaniach , gdzie liczne zwierciadła i wielkie szyby okienne odsyłają sobie wnętrze komnat jakby przeinaczone , poustawiane pod różnymi kątami . Ale i takie widowisko zawsze dla oka było tylko zabawką i wzrok , choć badawczy , zawsze pozostawał spokojnym . Teraz dzieje się inaczej . Od niejakiego czasu nie mogę spojrzeć w zwierciadło bez wzdrygnięcia się i rodzaju trwogi , której nawet najgorętsza ciekawość niezdolna jest przemóc . Wśród przygotowań do jakiej uroczystości lub zabawy , kiedy ceremoniał stroju przymusza mię do dłuższego siedzenia przed gotowalnią , o ile tylko mogę , trzymam oczy spuszczone , ażeby przypadkiem nie spojrzeć i nie zobaczyć … Wprawdzie nic jeszcze nie widziała m nadzwyczajnego , nadludzkiego , ale wiem , że może … mogła by m zobaczyć i wy byście mogli … A niech mi wypadnie wieczorem iść ze świecą naprzeciw zwierciadlanej tafli , o ! wtedy naprawdę serce mi bije jak dziecku w ciemnym pokoju . No , to jeszcze można by położyć na karb damskich nerwów , ale — powiadam wam — i w biały dzień , w najweselsze południe , ile razy przechodzę koło zwierciadła , to z takim wzruszeniem , z jakim przechodzimy koło zamkniętych drzwi domu , w którym właśnie zaszedł jakiś tragiczny lub osobliwszy wypadek . Drzwi zamknięte ; przechodzień na progu ich nic nie widzi , ale wie , że się za nimi coś dziwnego dzieje , i mówi sobie : A gdyby się też otworzyły ? O mój Boże ! Gdyby się wszystkie te kryształowe drzwi pootwierały , cóż by śmy nie zobaczyli ? A całej tej biedy , tej gorączkowej ciekawości , tych postrachów , których się wstydzę , narobił mi pewien list na szerokim bibulastym papierze , pisany drżącą ręką , przypieczętowany kolędowym opłatkiem , który przed rokiem pocztą miejską mię doszedł . Każda osoba uchodząca za majętną , jeżeli jeszcze mieszka na jednej z pokaźniejszych ulic , odbiera niezawodnie raz albo i kilka razy na tydzień listy , tak zwane „ z prośbami ” . Nie chcę ja źle mówić o miejskiej poczcie , która z wielu względów jest użytecznym wynalazkiem , jednak muszę przyznać , że ma jedną stronę nieznośną : zmusza nas do przyjmowania wszystkiego , cokolwiek nam z łaski swojej narzuci . Dawniej , kiedy list przyniesiono i nie chciano powiedzieć , od kogo pochodzi , łatwo było pozbyć się natręta prostą odpowiedzią , że „ od nieznajomych nie przyjmuje się listów . ” Dziś , kiedy koperta spada jak z obłoków , opatrzona marką , tym znaczkiem czarodziejskim , co wszystkie drogi jej otwiera , kiedy spada z rąk urzędowego roznosiciela , co jak Przeznaczenie jest istotą nic niewiedzącą i za nic nieodpowiedzialną . Cóż robić ? Kogo się pytać ? Komu zwrócić tajemniczą przesyłkę ? Trzeba wszystko przyjmować i każde pismo otworzyć na wszelki wypadek , bo trudno z samego zewnętrza odgadnąć , czy nie należy do rzędu listów potrzebnych ? A co się też to niepotrzebnych naotwiera ! Ja nie mówię o wytworach złośliwości ludzkiej , o tych zjadliwych anonimach , co spoza warowni pocztowej strzelają sobie wygodnie na spokojnych przechodniów , o tych nie chcę mówić , bo dzięki Bogu w naszym społeczeństwie ta vendetta , jak i wszelkie inne , niełatwo się przyjmuje , ależ samych owych pokornych , potulnych listów z prośbami co za foliały gromadzą się bezużytecznie ! Kto nie posiada Golkondy , ten musi nieraz bronić się od współczucia jakby od pokusy , więc już woli i nie czytać i nie słuchać , kiedy wie naprzód , że nie może wysłuchać . Jednak i między tymi stosami papierów , bez namysłu przeznaczonych na niepamięć , trafi się czasem karta , która od pierwszych wyrazów chwyta za serce taką rozdzierającą prawdą albo wśród chwastów prośbowego stylu odsłania takie wspaniałe ruiny wielkiej duszy , że choć obojętnym nazwiskiem podpisana , przyciąga jakby dawna znajomość ; nie możemy tej kartki puścić z ręki , póki jej nie doczytamy do końca , a doczytawszy , mówimy z westchnieniem : Ileż musiał cierpieć człowiek , co tak pisze , ileż musiał z sobą walczyć , nim się odważył to napisać i wysłać ! Takim był ów list , który przed rokiem odebrała m . Zamiast w długich omówieniach dawać o nim niedokładne pojęcie , wolę go dosłownie wypisać : Szanowna Pani ! „ Wiele jest rzeczy w niebie i na ziemi , o których mędrcom nawet się nie śniło . ” Tak powiedział jeden z największych mędrców , i to jest jedną z największych prawd , jakie wypowiedział . Co dzień widzimy , że dzisiaj się spełnia to , o czym wczoraj wątpiono , o czym onegdaj nikomu się nie śniło . A jednak ludzie zawsze wątpią ! Ja by m sobie postąpił inaczej , podzielił by m się nim z bliźnimi — ale dla wprowadzenia go w rzeczywistość potrzeba środków materialnych , których mi zupełnie brakuje . Niegdyś był em bogaty , bardzo bogaty … Dostatki rozeszły się na poszukiwanie owej tajemnicy , a nie powiem , aby poszły na marne , dociekł em wiele , ach ! prawie wszystkiego , ale właśnie w epoce , w której ostatnia zasłona już miała opaść , resztki mego mienia okazały się wyczerpane . O Pani ! Twoje serce odczuje całą rozpacz , cały żal człowieka , co w wigilię tak wielkiego , wyczekiwanego święta musi wrócić się od progów świątyni , człowieka , co u kresu tylu usiłowań , tylu zwycięstw i rojeń widzi się ubezwładnionym przez nędzny brak środków … Nędzny , a jednak wszechwładny ! Bez pieniężnej pomocy nie potrafię dokonać ostatnich prób , z których wyjdzie w całym blasku owo odkrycie , ważne dla was wszystkich w ogólności , a dla mnie w szczególności jeszcze stokroć ważniejsze , bo w nim tylko znajdę — a przynajmniej mam nadzieję , że znajdę — rozwiązanie strasznych zagadek mego życia . Tak , życie moje było straszne . Każdą pomyślność , każdą wyjątkową wielkość trzeba na tym świecie okupić wyjątkowymi cierpieniami . I mnie ręka przeznaczenia wtajemniczyła w sfery innym ludziom nie znane , ale mi ten fatalny zaszczyt kazała opłacić nieszczęściami tak okropnymi , że nawet nie śmiem ich opowiadać , bo nikt mi nie wierzy ! Ludzie się uśmiechają … Moje dzieje , aż nadto rzeczywiste , biorą za przywidzenia schorzałego umysłu . Niestety ! Czemuż tak nie jest ? Czemuż ja muszę służyć za żyjący dowód , że nieprawdopodobne może być prawdziwym ? Pani ! Echo wspaniałomyślności , jaka … itd . ośmiela mię … itd … Ale tu chodzi o naukę ! Ona to daje mi odwagę najtrudniejszą ze wszystkich , odwagę żebrania . Ciężka to ostateczność dla człowieka , co znał dnie szczęśliwsze , co zwykł dawać , a nie przyjmować . Ale kto chce dojść do celu , nie może w drogach przebierać . Cokolwiek uczynicie dla mnie , uczynicie dla samych siebie , i mogę śmiało obiecać , że znajdziecie nagrodę nie tylko w innym życiu , ale już tu , w niespodzianym zbogaceniu umysłu i nieopisanych rozkoszach dla duszy . Oczekując na wyrok , co ma rozstrzygnąć ostatnią moją nadzieję na ziemi , pozostaję z głębokim szacunkiem Cezary S . ulica Mylna nr 11 Nazwisko podpisanego uderzyło mię także . Przez uszanowanie dla nieszczęścia oznaczyła m je tylko pierwszą głoską , ale jest to nazwisko znakomite , nie bez pewnych zasług w przeszłości , a dziś już takie rzadkie , że aż do odebrania prośby uważała m je za wygasłe . Widok tego podpisu obudził nawet we mnie jakieś zamglone wspomnienia . Zdaje mi się , że w dzieciństwie słyszała m o człowieku noszącym podobne imię i nazwisko jako o świetnym bywalcu światowym , który chwilowo dom otwarty prowadził w naszym mieście . Kiedy to było ? Kto mi mówił o nim ? Na te pytania wyraźnej odpowiedzi nie mogła m znaleźć , pomimo najmozolniejszych wysileń pamięci . Wiem tylko , że w opowiadaniach starszych osób nieraz się ta figura przesuwała , wprawdzie wcale niepodobna do autora dzisiejszego listu , bo jaśniejąca bogactwem i swobodą , ależ trzydzieści czy więcej lat czasu to przerwa , po której się i przyjaciele nie zawsze poznają . Te wrażenia , wspomnieniami poparte , coraz mocniej przyciągały mię do listu . Jednak , po kilkakrotnym odczytaniu , zaczęła m się zatrważać wielkością roszczeń w nim zawartych . Widziała m , że proszący małym datkiem się nie zadowoli , może się nawet i obrazi ? A myśleć o spełnieniu wszystkich jego żądań , było by to puszczać się na przedsięwzięcie równie ogromne jak niepewne , brać na siebie odpowiedzialność za cudzy pomysł , który może jest czystą mrzonką . Odłożyła m więc na bok bibulastą ćwiartkę i przez kilka dni usiłowała m o niej zapomnieć . Ale w tej ćwiartce był wyraźnie zaklęty duch jakiś , który za mną chodził i nie dał mi spokoju . Co wezmę książkę do ręki , to między liniami czytam : „ Że ten wynalazek jest możebny , za to ręczę , bo widział em … ” Co wezmę pióro do ręki , to same mi się piszą słowa : „ Jest wiele rzeczy w niebie i na ziemi … ” A niech się zamyślę , zaraz mi w oczach staje pamięć wszystkich wielkich wynalazców , nie poznanych , nie ocenionych za życia . Przeciągają przede mną na burzliwym oceanie dziejów żałosne postacie Watta , Bernarda Palissy , Galileusza i tysiąca innych . Ich ręce pełne skarbów , ale jak je utrzymać , kiedy burza miota ich wątłym czółenkiem ? Wołają o pomoc , tłum stoi na brzegu , przygląda się ciekawie walce geniuszu z losem , lecz nikt się ani ruszy . Już łódka niknie … już pęka z łoskotem … rozbitek woła o ratunek , o jedną linę zbawienia , już prąd go porwał , on jeszcze skarbu nie puszcza , w zaciśniętych rękach trzyma go namiętnie , cały już pogrążony , jeszcze ręce podnosi … Aż nadbiegł bałwan czarny , przerażający , uderzył i wszystko schłonął . Tłumy syknęły , zrozumiały , że to już koniec , a jednak jeszcze stoją i czekają . O , nie próżno czekają ! Niedługo coś na wodzie błysło … puszczony z martwej ręki skarb wypływa na wierzch . Skarb wypłynął , ale rozbitek nie wypłynie . Ciekawość widzów rośnie , skarb coraz bliższy , fala go podnosi i na brzeg wyrzuca . Tłumy cisną się ku niemu , chcą na koniec sprawdzić , czy to skarb rzeczywisty . Bo póki im go z daleka pokazywano , nie chciały wierzyć , mówiły , że to szych i fałsz . O , teraz się poznali ! To skarb niezaprzeczony , wartość jego przechodzi nawet oczekiwanie . Rozrywają go sobie , obnoszą w tryumfie , śpiewają hymny na chwałę rozbitka , ale rozbitek już hymnu nie słyszy , doczekał wszystkiego prócz tryumfu . Całe pokolenia będą się wzbogacały i żywiły jego odkryciem , a on skończył w bezdennościach nędzy i opuszczenia . Tysiące przez niego uwierzą w moc geniuszu , a on skonał , wątpiąc o sobie . Czemu się najczęściej tak dzieje ? Czemu nie znajdzie się ani jedna ręka , co by na czas przyniosła pomoc , już jeżeli nie z litości , to z mądrej rachuby , bo przecież ten , co ratuje posiadacza skarbu , zbierze pierwsze korzyści i wdzięczność pokoleń ? „ Aha ! Trzymam cię za słowo ! ” — odzywa się głosik podobny do sumienia . — „ Poetka dobrodzika snuje łzawe elegie nad losem geniuszów nie poznanych w przeszłości , rozczula się w teorii , a kiedy przyjdzie do praktyki , kiedy los ci pozwala podać zaraz , w tej chwili , ową linę zbawienia , to zamykasz oczy i prośbę w kąt rzucasz ! Któż ci powiedział , czy ów człowiek z ulicy Mylnej nie jest jednym z owych genialnych rozbitków ? I tamte nie inaczej wołały , i tamte nie były by zginęły , gdyby nie odkładano z dnia na dzień ratunku , gdyby chciano raz tylko sprawdzić ich nieszczęście . ” Co dzień powtarzane te morały niepomału mię niecierpliwiły . Na próżno odpowiadała m : „ Ba ! to może tylko przywidzenie szaleńca albo zręczna pułapka na łatwowiernych zastawiona … Dobrze czuła m , że głos ma słuszność , jeżeli nie we wszystkim , to przynajmniej wtedy , kiedy twierdzi , że nie można żadnej wątpliwej rzeczy potępiać , dopóki się jej nie sprawdziło . ” Chcąc raz się już pozbyć i Szekspira , i Galileusza , i roztargnień myśli , i nauczek sumienia , zaczęła m szperać w stosie papierów , odnalazła m ów list uprzykrzony , wypisała m z niego dokładny adres i człowieka wielce zaufanego wysłała m na wywiady . Jak poszedł , tak na pół dnia przepadł . Wieczorem dopiero wrócił zmordowany i rozdrażniony . Po sprawozdaniu tak żałosnym nic nie pozostawało , tylko śpieszyć z pomocą ; wprawdzie odstręczał mię obraz czarnoksięskich przyrządów zakrawających na budę szarlatana , ale — mówiła m sobie — wszystko jedno , szarlatan czy nie szarlatan , zawsze to pewne , że z nędzy umiera . Szczęśliwym trafem tego dnia właśnie spotkała m się z panią Martą , zacną matroną , która całe życie poświęca dziełom dobroczynnym . A co to za rządność w szafowaniu czy swoim , czy cudzym groszem ! Nic jej nie porwie za granice rozsądku ; daje pod kredką , ażeby jak największą liczbę potrzebujących obdzielić ; daje mało , ale za to często , i tą ciągłą pieczą może więcej sprawia uciechy , niżby sprawiła jednorazowym sypnięciem , po którym jeszcze okropniej boli opuszczenie . Toteż nie ma przedmieścia , nie ma zaułka , gdzie by jej odwiedziny nie były wyczekiwane i błogosławione , jak gdyby jakiś wschód słońca . Pokazała m jej list mego tajemniczego rozbitka z pełną wiarą w jej doświadczenie i bystrość , nie bez obawy jednak , czy pani Marta nie ruszy ramionami i nie wyśmieje szumnych obietnic marzyciela . Na wielki mój podziw i wielką radość wcale nie ruszyła ramionami , ale porządnie składając na powrót ćwiartkę i wsuwając ją do koperty , powiedziała : — Tu są dwie rzeczy do zrobienia : najprzód człowieka ratować od głodowej śmierci , a potem , co do odkrycia , zobaczymy . Kto wie ? Może on rzeczywiście co użytecznego wynalazł ? W każdym razie trzeba pójść , zobaczyć , a nade wszystko wypytać się bez powątpiewań , bez szydzenia , tak jakby mu się najzupełniej wierzyło ; u człowieka zranionego niepowodzeniem należy i ambicję uszanować , to jałmużna dla duszy . Nazajutrz więc rano wybrały śmy się na ulicę Mylną . Że jednak w księgach świętych powiedziano : „ Szukajcie a znajdziecie ” , więc nie traciły śmy fantazji i oto z nagła jakieś przeczucie tknęło nas obie razem ; zatrzymujemy się przed nędznym dworkiem , który dotąd mijały śmy z dziwną nieuwagą ; tak , dziesięć razy przeszły śmy pierwej koło niego , zawsze nam się zdawało , że „ to nie może być tu ” . A to właśnie było tu . Nawet , wziąwszy szkiełko , doczytały śmy ów jedenasty numer , mocno zatarty i szyldem przycieniony . Teraz już umiem doskonale opowiedzieć : parkan z bramą i furtką , na dziedzińcu studnia z zieloną gałką , w głębi dworek z jakąś odrębną , niedzisiejszą cechą , przed stu laty mógł być bardzo ładny , ale dziś niepokoi oko tą sypkością , co właściwa jest każdej ruderze ; znać , że jeżeli się trzyma , to tylko dzięki różnym podpórkom , jak staruszek o kiju . Jedyne okno pięterka tak jest misternie wprawione w rodzaj Oka Opatrzności , że wydaje się raczej nagłówkiem drzwi wejściowych niż osobną facjatką . W sieni spotkały śmy krzątającą się kobietę , szczuplutką , zwiędłą , ale z miłym wyrazem twarzy . Pokazało się , że to właścicielka dworku . Pytamy o pana Cezarego , czy tu mieszka ? — A mieszka , na górze . Człowiek nie ma serca go wypędzić , boć to temu biedactwu już niedługo na świecie , a przy tym nie taki on straszny , jak mówią . Z początku nam się bali sąsiedzi , teraz już przywykli . — Do czego przywykli ? — zapytały śmy z podziwieniem . — Cóż w nim tak strasznego ? Spojrzały śmy po sobie , zaniepokojone tym nawał em nieprzyjemnych wiadomości . Pani Marta ciszej zapytała : — Powiedz nam , pani , tak szczerze : jeżeli ten człowiek ma pomieszanie , może nie jest bezpiecznie chodzić tam osobom , których nie zna jeszcze ? — A broń Boże ! A toć to łagodne jak baranek . Wariat , ale nieszkodliwy . Zresztą , prawdę mówiąc , na taką wariację chorują prawie wszyscy , tylko ci , co mają przytomność , nie śmieją tak bardzo do niej się przyznawać . — Cóż to za rodzaj obłąkania ? — zapytała m ciekawie . Z tą gorzką sentencją gospodyni zamknęła drzwi od kuchni , na której progu toczyła z nami rozmowę . Dochodząc do schodów , pani Marta rzecze : — Cóż ci się zdaje z gadania naszej kuchennej filozofki ? Co to będzie za rodzaj człowieka ? — Prawdę mówiąc — odpowiem — preliminaria niezbyt zachęcające . Jednak w tym całym obrazie nie widzę jeszcze dowodów obłąkania . Prawie wszyscy wielcy ludzie uchodzili u współczesnych … Tymczasem wstępowały śmy na schody , które wcale nie są kręte ani drabiniaste , jak by kto mógł przypuścić ; wprawdzie źle utrzymane i popaczone od starości , porządnie skrzypią pod nogami , ale bardzo wygodnie i prędko doprowadziły nas do szarych drzwiczek , poza którymi przedstawił nam się pokój , także zupełnie odmienny od obrazów , jakich się spodziewała m . Sądziła m , że znajdę jedno z owych ciemnych , ukośnie ściętych poddaszy , gdzie trzeba się co chwila schylać , aby głowę uchronić od kanciastych belek , gdzie oko się błąka w kątach , do których światło nigdy nie dochodzi , a stopy grzęzną w jakiejś warstwie miękkiej , której dna nie można nigdy znaleźć . Tymczasem zobaczyła m prawdziwy pokój , widny , suchy , z podłogą i sufitem . Ściany nie tylko bielone , ale malowane ; wprawdzie to malowanie musi liczyć przynajmniej z pół wieku , można przecież jeszcze rozeznać niebieskawe cętki . W głębi okno spore i całe . W rogu piec z ziejącym kominkiem , obłamanym i straszliwie okopconym . Przy wszystkich ścianach stały jakieś ogromne ramy czy dekoracje , starannie pozakrywane zbutwiałymi oponami , z których kilka było kirowej czarności . Dziwna rzecz , mimo śladów dawniejszej wygody , mimo pełnego oświetlenia , te cztery kąty i piec piąty , wiejące nieopisanym pustkowiem , te nieodgadnione rusztowania , a nade wszystko czarne plamy na murach przejęły mnie takim wstrętem , że zawahała m się u progu . Prawdziwa ruina ma swoją poezję , ale takie zniszczenie jeszcze nie dokończone to jakby gangrena tocząca żywe ciało . Podziemie lub poddasze , gdzie jakiś Job dogorywa , to okropność zupełna , to tragedia , przed którą dusza korzy się , uznając Nemezis lub Opatrzność . Taki pokój to połowiczna okropność , mieszanina prozy i patosu , melodramat , z którego widz wychodzi pełen goryczy i zwątpienia . Zdaje mi się , że w takich pokojach najczęściej spełniają się samobójstwa i najłatwiej rodzą się legendy o strachach . Może do tego wstrętu przyłożyła się i atmosfera pokoju , cała przesycona dziwnymi gazami , jakby w laboratorium chemicznym lub aptece . Oho ! pomyślała m sobie , jeżeli mój uczony bawi się w alchemię , to nic nie pozostaje , tylko kieszeń dobrze trzymać i co sił uciekać , bo wiadomo , że na robienie złota trzeba złota i jeszcze złota , do nieskończoności . Ej , chyba nie … Któż by w naszym wieku śmiał jeszcze odgrzewać ten przestarzały koncept ? A jednak … To „ jednak ” błysło mi w myśli na widok szklanych naczyń poustawianych przed kominkiem ; były to owe „ banie z wykręcanymi szyjami ” , w których , na wielki mój postrach , poznała m prawdziwą retortę i dwa alembiki . Nie stało jednak czasu na dłuższe rozmysły . Zapomniała m o wszystkim , spostrzegłszy mieszkańca pokoju . Ubrany był w tużurek niegdyś aksamitny , tabaczkowy , pod samą szyją zapięty . Od stóp do głów ubiór jego wyglądał już także na cień odzieży doprowadzonej do ostatecznych granic znoszenia i wycieńczenia . Zdawało się , że dosyć dmuchnąć , aby cała ta postać razem z pokojem i z domem w pył się rozsypała . Toteż przystępowały śmy do niego z obawą i jakby z ostrożnością . Przybity osłabieniem czy myślami , nie spostrzegł naszego wejścia ; dopiero ujrzawszy nas przed sobą ocknął się , uśmiechnął z uprzejmością człowieka światowego i obie ręce wpił w poręcze dla podźwignienia się z fotelu . Pani Marta swoim grubym poczciwym głosem zabroniła mu tej grzeczności niewczesnej u chorego ; z ogromnej sakwy , którą wiecznie nosi pod salopą , wydobyła flaszeczkę starego wina , świeże bułki , funt bulionu i różne inne praktyczne przysmaki , które się zwykle w takich razach przynosi . Ustawiły śmy wszystko na kulawym stole , pełnym jakichś pudełek i gracików o nieopisanych kształtach , a namówiwszy chorego na kieliszeczek kordiału , zaczęły śmy się dopytywać powolutku , jak najdyplomatyczniej , dla nieobrażenia jego miłości własnej , o jego przeszłe koleje , o sposoby zaradzenia dzisiejszym niedostatkom , o rodzaj lekarstw , jakie by mogły mu posłużyć . Dopiero kiedy się dowiedział , że przybyły śmy wskutek listu , twarz jego nieco się rozjaśniła . — Wiecie więc , panie , o co głównie , o co jedynie mi chodzi … — Wiemy , wiemy — prędko odparła pani Marta — ale o tym potem , teraz nam tylko pan wyzdrowiej … — Fe , co też to asan gadasz ! … — ofuknęła go pani Marta , która w przystępach złego humoru z „ pana ” zwykle przechodzi na „ asana ” — co też to asan wygadujesz ! Dopóki Pan Bóg żyć każe , to trzeba żyć i basta . Pan Cezary spojrzał na nią z niewymowną rzewnością i odpowiedział solennie : — Toteż , jak pani widzi , żyję . W tych kilku słowach była przepaść boleści . Te słowa zawierały w sobie tyle nie dopowiedzianych komentarzy ! — Łatwo mówić tym , co nie przebyli takich jak ja kolei ! O gdyby ście wiedzieli , com ja przeżył ! A jednak czekam i proszę , i ufam , chociaż na moim miejscu już stu innych było by sobie życie odebrało albo się puściło na złe drogi … To wszystko dosłyszała m w tych kilku słowach i przejęło mię uszanowaniem dla majestatu nieszczęścia . I pani Marta widocznie odczuła wyrzut zawarty w jego głosie , a zwłaszcza w spojrzeniu , bo nagle rzekła : — No , może się pomyśli i o tym , o czym pan mówisz . Ale pierwej by trzeba wiedzieć przynajmniej , o co chodzi ? Wyzwanie było wyraźne . Chwilę poczekała na odpowiedź . Ja czekała m także z ciekawością . Ale zagadnięty nic nie odpowiedział , głowę skłonił na piersi i znów zapadł w dumanie czy omdlenie . Na chorego trudno się obrażać , nie nastawały śmy więc dalej , a chcąc wyjść z zakłopotania , zaczęły śmy się krzątać , niby porządkując pokój . Wśród tej gospodarki skorzystała m z chwili , w której znalazły śmy się na drugim końcu pokoju , ażeby szepnąć towarzyszce : — Cóż pani myśli ? Nieszczęścia i ubóstwo doprowadziły go do rozpaczy , ale na umyśle zdrów zupełnie . Wszak prawda ? Pani Marta spojrzała na mnie uspokajająco i odpowiedziała : — Zdaje mi się , że najzupełniej . Ośmielona jej poparciem , przystąpiła m znowu do okna . — Dobrze było by — odezwała m się głośno — pomyśleć też o jakim takim odnowieniu tego mieszkanka ; nie mówię o żadnych zbytkach , ale po prostu o schludności ; wiadomo , jak czyste utrzymanie mieszkań silnie wpływa na zdrowie ludzkie , to jedna z największych zdobyczy dzisiejszej higieny , a tutaj … niedbalstwo doprawdy przechodzi pozwolenie . Pana , jako chorego , trudno o to obwiniać , ale właściciele dworku mogli by też choć raz na lat dwadzieścia kazać te ściany odświeżyć albo też piec naprawić . Na te ostatnie wyrazy mimowolnie podniosła m oczy , byłabym chciała wzrokiem poprzeszywać te cegły , sprawdzić , czy między nimi nie tai się jaki skarb zamurowany , jaki rękopis drogocenny . A pod urokiem tego zaciekawienia cały pokój wydał mi się innym , rozświecił się tęczowymi promieniami obietnic i zrozumiała m , że wszędzie człowiekowi dobrze , gdzie przywiązuje go jakaś nadzieja . Zaczęła m pilniej się rozglądać . Najwięcej uwagę moją zwróciła księga leżąca tuż przy chorym na oknie ; było to in folio bardzo grube , oprawne w skórę niegdyś czarną , dziś popękaną i wygryzioną od zniszczenia ; wielka liczba różnobarwnych papierowych zakładek , brzegi kart wyżółkłe i poskręcane świadczyły o długim jej użyciu . Patrząc na nią myślała m sobie : Oho ! Z tej księgi dowiedziałyby śmy się pewnie wszystkich sekretów , których posiadacz tak zazdrośnie strzeże … A wzrok mój musiał wyrażać wielką chciwość , bo chory nagle podniósł rękę , położył ją i przycisnął na księdze , jakby chciał bronić drogich kartek od napastowań ciekawości . Widząc , że tą drogą nic nie otrzymam , zapytała m nagle : — Czy pan czasem nie był eś malarzem ? — Ja , malarzem ! Dlaczego ? — odparł widocznie urażony . — Bo tu przy ścianach widzę mnóstwo obrazów ; myślała m , że to dzieła pańskie . Czy nie ? Może to utwory jakich dawnych mistrzów ? Trudno o nich sądzić , póki są odwrócone , ale muszą być chyba nieoszacowanej wartości , kiedy pozbywając się wszystkiego , nawet rzeczy najpotrzebniejszych do życia , z tymi jednak pan się nie mogł eś rozstać ? — To nie są obrazy — odpowiedział — a raczej owszem , dobrze pani mówisz , to są obrazy , ale nie ludzką ręką malowane … Mówiąc , wychylił się z fotelu , sięgnął po jeden z najbliższych , pomniejszych obrazków i obróciwszy go dobrą stroną ku światłu , pokazał nam nieduże okrągłe zwierciadło . — A ! … — zawołały śmy obie z podziwem . — I wszystko to są zwierciadła ? — Wszystko . — Na miłość boską , co panu po nich ? — To moja tajemnica . Pani Marta , która w ogóle nie lubi czekać , zniecierpliwiona małomównością pana Cezarego , dawała mi z daleka znaki zachęcające do szybszej inkwizycji . Zaczęła m więc mówić głosem coraz bardziej stanowczym : — Każdą tajemnicę zwykło się szanować . Jednak , na ten raz , przyznaj pan , czyż nam się nie należy troszkę więcej zaufania ? Gdyby jeszcze tylko o nas chodziło , ale pan żądasz , aby śmy drugich namawiały . Cóż my tym drugim powiemy ? Któż zechce łożyć na poszukiwania , póki nie wie , czego pan szukasz ? — Tak , tak — poparła mię towarzyszka — żeby ś pan jeszcze chciał tylko zachęty , rady , ładnych słówek , nawet artykułów gazeciarskich , no , to może na chybi trafi niejeden by je sypnął . Ale kiedy sięgasz do worka , oho ! dotykasz czułej struny ludzkiej . Kto płaci , chce doskonale wiedzieć , za co płaci . — No , już my nie będziemy ruszały , my wysłuchamy cierpliwiej , nawet z prawdziwym współczuciem . Tak odpowiedziała m , i mówiła m szczerze . Głębokie przekonanie tego człowieka udzielało się mimowolnie , uprzejmość jego i zupełna przytomność rozpędzały wszelkie przypuszczenia jakiejś choroby umysłowej . Naprawdę zaciekawiona , upatrzyła m rodzaj ławy czy szlabana zasłanego słomą i mnóstwem ślusarskich , a może złotniczych narzędzi ; zgarnąwszy to wszystko na jeden koniec , siadła m i przyzwała m panią Martę . Ale ona była zajęta zwierciadłami , zaglądała pod wszystkie szmaty i kiry , wołając : Pan Cezary gorzko się uśmiechnął . — No — zawołała , śmiejąc się , pani Marta — jeżeli pan zwierciadło obrał eś sobie za żonę , jeżeli według pana zwierciadło ma duszę … — Nie , pani , tego nie twierdzę , zwierciadło nie ma duszy ani osobistości , żona … Tu wzdrygnął się i ręką przesunął po oczach . Wstrzymał się przez chwilę , po czym dokończył mocnym już i pewnym głosem : — I pan to widział eś ? — zapytała m . — Widział em , słowo honoru . Kiedy mężczyzna jakiekolwiek twierdzenie pieczętuje słowem honoru , uniemożebnia dalszy ciąg rozprawy ; od tej chwili najmniejsza wątpliwość staje się ubliżeniem . Toteż już nie do niego , ale do niej zwróciła m się , odpowiadając niejako na ciągłe , nieme pytanie jej oczu : — Tak , pani , żyjemy w wieku , gdy dzieje się tyle rzeczy cudownych , że człowiek o niczym już nie śmie wątpić . Co by ludzie przed wiekami byli powiedzieli , gdyby im jaki prorok wróżył cuda dzisiaj spowszedniałe , armaty , koleje żelazne , statki parowe , telegrafy ! … — A byli tacy prorocy ! — zawołał pan Cezary . — Taki na przykład Roger Bacon z trzynastego wieku , trzeba uważać , że nie mówię o drugim Baconie , z Werulamu , co żył w wieku szesnastym , ale o pierwszym , Rogerze , mnichu franciszkańskim , który urodził się , coś tak … jeśli dobrze pamiętam … w tysiąc dwieście czternastym … Pozwólcie , panie , aby m wam przeczytał króciuchny urywek z jego genialnych , proroczych utworów ; to będzie najlepsze potwierdzenie słów pani . Tu zdjął z okna księgę i rozłożył ją na kolanach , opierając o poręcze fotelu , bo ogromna była i ciężka . Spojrzała m na kartki . — Co to jest ? — rzekła m — rękopism ? A jaki nabity ! Ja sądziła m , że pan masz drukowaną edycję Bacona ? — Ciekawa książka , nie ma co mówić — przerwała pani Marta . — Proszę pana , przychodzi mi na myśl , czyby jaki księgarz jej nie kupił ? Przecież to jednak ma wartość . — Myślał em i ja o tym , jednak boję się , czy takim przedwczesnym wystąpieniem nie popsuł by m raczej sprawy ? Ta księga ma wartość olbrzymią , nieobliczoną , ale dotąd ma ją tylko dla mnie . Gdyby m kiedy moje odkrycie doprowadził do urzeczywistnienia , o ! wtedy dopiero ta księga została by oceniona należycie . Dzisiaj świat gotów by ją wziąć za czysty wybryk wyobraźni , ogłosić mię za wizjonera , i po wszystkim . Ale otoż są owe ustępy z Bacona . Jest na przykład recepta na robienie prochu , uważcie , panie , że to na półtora wieku przed Schwartzem , wprawdzie podana w kształcie sfinksowej zagadki , ale dziś łatwo ją rozwiązać , a co więcej , przy końcu autor umieszcza te słowa już zupełnie jasne : „ Jeżeli można kawałkiem takiej mięszaniny , nie większym od palca , wywołać światła i huki wyrównywające piorunom , cóż by to było dopiero , gdyby jej użyto w ilości i jakości właściwej ? ” Teraz inny ustęp , jeszcze nierównie ciekawszy . W pysznym dziele , De secretis operibus artis et naturae et nullitate magiae , w pierwszym rozdziale mówi : — Aha ! — zawołała pani Marta — nasz nowy most kraciasty przy zjeździe do Wisły coś już na to zakrawa . Czytający skinął głową i ciągnął dalej : — „ Ale spomiędzy tych wszystkich cudowności , co najbardziej zasługuje na uwagę , to rozmaite gry światła . Możemy szkła przezroczyste i zwierciadła poustawiać w taki sposób … ” Na tych słowach pan Cezary się zatrzymał . — Tu — dodał — Bacon wyraźnie przepowiada mikroskop i teleskop , i różne jeszcze inne dziwy optyczne , których teraz wolę nie tykać … To rzekłszy zamilkł i zamknął księgę . — Jak to ? — zawołała m szczerze zdumiona . — I to było pisane w trzynastym wieku ? — Ale proszę pana — pytała pani Marta — jeżeli ten ksiądz znał już te wszystkie wynalazki , czemuż ich ludziom nie wytłumaczył wyraźnie ? Czemuż zaraz ich nie przystosował ? — A ? Czemu ? Czy to tak łatwo ? Najprzód , w owych wiekach , byli by go ludzie spalili na stosie jako czarownika . I tak całe lata przesiedział w więzieniu . Dziś już uczonych świat nie pali ani więzi , ale ich bierze na powolne tortury opuszczenia , ironii , odmawia im środków , a bez środków żadna idea nie może się urzeczywistnić . I co okropne , to że owe środki muszą być ogromne , muszą się powtarzać wielokrotnie , bo każde odkrycie przechodzi tysiąc prób nieudanych , nim się raz na koniec uda . Te pierwsze niepowodzenia zniechęcają tłumy , ba ! i nie tylko tłumy . Napoleon nie chciał słuchać Fultona . Tak , i Fulton pisał , prosił , czekał … Na tych słowach pan Cezary położył nacisk i spojrzał ku mnie znacząco . — Proszę pana , gdyby m rozporządzała Napoleońską władzą , nie czekał by ś pan długo na pomoc . Przy moich wielce ograniczonych środkach to tylko mogę solennie obiecać , że będę myśl pańską rozszerzała , i w tym celu mam ochotę poprosić , aby ś mi pan pozwolił wypisać owe ustępy z Bacona ; będzie to wyborna broń przeciw niedowiarkom . Wyrażając to życzenie , miała m i drugi , ukryty cel na myśli ; chciała m gwałtem zajrzeć do owej księgi , której widok rozbudził we mnie różne literackie ciekawości ; chciała m także przyjrzeć się z bliska pismu pana Cezarego , kierowana powszechnym wyobrażeniem , że można z pisma sądzić o duszy , a przynajmniej o stanie umysłowym piszącego . W każdym razie winszuję sobie pomysłu , dzięki któremu dzisiaj mogła m się przed wami pochwalić cytatą , co będzie największą , jeżeli nie jedyną ozdobą tego pisemka . Zazdrosny posiadacz księgi nie zdawał się bardzo rad memu żądaniu , jednakże nie śmiał odmówić i podał mi ją , cedząc przez zęby : — Służę pani . Wydobyła m pugilaresik z ołówkiem i położywszy księgę na kulawym stole , zabrała m się do roboty , powolutku studiując wszelki szczegół ; pismo było śmiałe , ale spokojne i okrągłe , nie zdradzające żadnych zboczeń nerwowych . Dwa urywki z Bacona stały w dwóch osobnych działach , co mi pozwoliło przerzucić kilkanaście kartek i uchwycić kilka tytułów niezaprzeczenie zaciekawiających , jak na przykład : Historya dogaressy widziana w weneckiem źwierciedle . Niektóre nieznane szczegóły Kongresu Wiedeńskiego , znalezione w źwierciedle . Sposób w jaki panna Rachel dochodziła do swoich poz klassycznych , podchwycony w źwierciedle , przed którem się ról uczyła . Itd . Itd . Przypuściwszy raz możebność wynalazku , wszystkie te opowiadania mogły być wiarogodne . O ! cóż by m nie była dała , aby je wypisać ! A tu nawet czytać nie wypadało . Czuła m wzrok pana Cezarego ciążący na mnie jak chmura . Wstrzymała m oczy , ale postanowiła m tak dobrze zasłużyć się argusowi , ażeby kiedyś otworzył mi te skarbnice , w każdym razie powabne , jeżeli nie dla dziejopisa , to dla poety i powieściopisarza . Podczas przepisywania straciła m nić rozmowy ; kończąc , słyszę panią Martę żywo dowodzącą : — Nie pomyślał em jeszcze o podobnym przystosowaniu . Z czasem nie omieszkam korzystać z łaskawych rad pani . Skończyła m wypisy . Nie było już sposobu na dłuższe zatrzymanie księgi . Oddała m ją , mówiąc : — Dziękuję , ale jeszcze jedno pytanie : chciała by m też wiedzieć , co pana mogło naprowadzić na podobne poszukiwania ? Wspominał eś pan , że przypadek podał pierwsze wskazówki ? — Moja pani , zwykli śmy nazywać przypadkiem wszelki szereg zdarzeń , których łączności dobrze nie pochwytujemy . I mnie dziwne moje życie przez długi czas wydawało się pędzone ślepą siłą ; dziś jednakże , kiedy zaczynam na ń spoglądać z wysokości mogiły , która już przede mną narasta , gotów jestem uznać w nim bieg Opatrznościowy … — Otóż takie słowo lepiej mi się podoba — wtrąciła pani Marta . Tu pani Marta poprawiła się na ławce i zaczęła uważniej słuchać , bo dotąd siedziała jak na niemieckim kazaniu . Ja , przyznam się , gdyby nie jej niecierpliwość , która mię korciła , byłabym do nocy słuchała filozofii chorego , dziwnej nieraz , ale będącej prostym wynikiem jego położenia ; od lat całych zamknięty sam na sam z tajemną ideą , nędzą oddzielony od świata żyjących , zapomniał , jak się trzeba w tym świecie obracać , rozmawiał z nami jakby ze swymi myślami , nie zważając , że nie wszyscy czytali Hermesa et Compagnie . Ale teraz , natrafiwszy na potoczne przedmioty , wrócił i do stylu zrozumialszego : — Więc — zapytała m — to wszystko nie w Warszawie się działo ? „ Był em w tych czasach trochę niezdrów i pod naciskiem poważnych myśli sporządził em testament , z którego świat się dowie , kto był godzien mego przywiązania , a kto nie . Tobie zostawiam wszystko , tamtym tylko po odrobince , na odczepne , ażeby cię nie zagryźli . Testament schował em do biurka , pokażę ci , jak wrócisz . Miło mi , żem na koniec zabrał się na tę czynność , która jest świętym obowiązkiem , a którą ludzie zwykli z dnia na dzień odkładać , zupełnie jakby mieli być wieczni . O moje zdrowie bądź spokojny , chwilowe cierpienie minęło i teraz czuję się lepiej niżeli kiedykolwiek . ” Ach , pamiętam każdą sylabę , każdą kropkę tego listu , kiedyś tak obfitego w następstwa ! Pobyt mój za granicą miał już trwać tylko pół roku . Cios niespodziany skrócił jeszcze termin . W parę tygodni po owym liście odbieram wiadomość , że mój opiekun umarł śmiercią nagłą , na anewryzm . Wszystko rzucam , pędzę — zdążył em jeszcze na pogrzeb . Już familia była się zleciała jak stado kruków , ale władze miejscowe pomyślały o zabezpieczeniu domu , zastał em pokoje zapieczętowane . W pierwszej chwili boleść kazała o wszystkim zapomnieć ; boleść głęboka , prawdziwie synowska ; to rozstanie bez pożegnania zakrwawiało mi serce . Po smutnych obrzędach otworzono mieszkanie . Tak wielki spadek budził powszechne zajęcie , nawet pomiędzy obcymi ; wszyscy byli nadzwyczaj ciekawi ostatniej woli nieboszczyka , chociaż każdy , co znał przeszłe zdarzenia , już prawie nie miał wątpliwości i wszystkie oczy zwracały się na mnie . Ja z owym listem w kieszeni szedł em zupełnie spokojny wśród kuzynków drżących i powarzonych ; nie mogł em wstrzymać litośnego uśmiechu na widok gorączki , co ich ogarnęła , gdy przyłożono klucz do biurka . Przeszukano wszystkie szuflady i skrytki , a było ich dużo w staroświeckim kantorku , co to jest ? Nie ma testamentu . Mnie inne przypuszczenia przechodziły przez głowę ; pomimo przedsiębranych ostrożności , kto wie , czy w pierwszych godzinach nieszczęścia nie znalazła się ręka bliska albo przekupiona , która ów papier zręcznie uprzątnęła ? Był em prawie pewien , że tak się stać musiało , ale jakże poznać winowajcę , jakże mu zwłaszcza dowieść winy ? Zaczął niezawodnie od spalenia dokumentu , i tak z garstką popiołu wionęła moja przyszłość . Ale co się stało , tego żadna duma i filozofia odrobić nie mogła . Spadkobiercy żartowali sobie z moich oburzeń , a co trzymali , to trzymali . Mnie z początku bolało tylko moralne poniżenie ; po kilku dniach jednak inne troski także zaczęły zaglądać , rzeczywistość stanęła przede mną w swojej wstrętnej nagości . Z resztek pensji umieścił em się w najtańszej izdebce najtańszego hotelu i chciał em zostać rządcą dóbr jakich lub nawet pisarzem przy wójcie , ale miejsce , choćby najskromniejsze , trudno dostać na poczekaniu , a tymczasem żyć trzeba . Wprawdzie ludzie zajęli się mną gorliwiej , niż sądził em . Przewrót w moim losie był tak dramatyczny , wzięcie się moich kuzynów takie nieszlachetne , że widok mego położenia wzruszał nawet obcych . Ach , i to współczucie było mi bolesne , bo słyszał em nieraz mówiących : „ Czy to się godzi wychować chłopca na panicza , a potem go zostawić bez grosza ? Mógł nie zapisać mu wszystkiego , ale przynajmniej cząstkę ; to w każdym razie wielka niesprawiedliwość ” . Bronił em opiekuna , jak mogł em , cóż , kiedy fakta zaprzeczały . Z kilku stron ofiarowano mi posady ; były nadzwyczaj niskie , nie przystające do mego wychowania ani moich zwyczajów , przecież jedną przyjął em , byle wziąć się do pracy , byle uciec z tych miejsc , gdzie moi nieprzyjaciele naigrawali się zwycięsko . Miał em za dwa dni wsiąść na brykę i jechać , tymczasem odważył em się raz jeszcze odwiedzić mieszkanie dobroczyńcy , te pokoje , gdzie wzrosł em , gdzie przed wyjazdem za granicę odebrał em jego błogosławieństwo , ach ! któż mógł przewidzieć , że ostatnie ? Szedł em nie bez powodu : synowcowie rozdzieliwszy pomiędzy siebie dobra , gotówkę i kosztowniejsze przedmioty , resztę mebli puszczali na licytację ; ta reszta były to właśnie dla mnie najdroższe pamiątki , sprzęty z sypialnego pokoju ; dla synowców żadnej nie miały wartości jako niemodne i zniszczone , bo starzec w innych pokojach utrzymując przepych , w swoim gabinecie nic nie lubił zmieniać . Nie miał em już pieniędzy na ocalenie chociażby jednej z tych pamiątek , ale pragnął em przynajmniej się dowiedzieć , kto je ponabywa , aby za pierwszy zarobiony fundusz je wykupić . Właśnie to zwierciadło targował jakiś jegomość barczysty , o czarnych oczach i czarnych włosach , oliwkowy , zarosły , z typem wyraźnie południowym . Mówił też łamaną polszczyzną . Pomyślał em sobie : Pewnie wędrowny antykwariusz , i smutno mi się zrobiło na myśl , że nim potrafię co zarobić , już on może te sprzęty gdzie daleko wywiezie . Pod naciskiem tylu wspomnień i żalu łza mimowolnie z oczu mi się puściła . Cudzoziemiec spojrzał na mnie z uwagą , może odgadł , kim jestem , bo dziwna moja historia już z ust do ust krążyła . Przystąpił i grzecznie zdejmując kapelusz spytał : „ Czy to pan jesteś ten sukcesor pokrzywdzony , ten wychowanek nieboszczyka ? ” Skinieniem głowy dał em znak potwierdzający . On ciągnął dalej : „ Przepraszam za pytania może niedyskretne , ale o tej całej sprawie ludzie opowiadają takie rzeczy niepojęte , że trudno uwierzyć … Czy to prawda , że pan posiadasz list własnoręczny , gdzie nieboszczyk mówi o testamencie ? ” Nowy znak potwierdzenia z mojej strony . A on znowu : „ Wiesz pan , że ja , na miejscu pańskim , podobny list mając w ręku , nie ustąpił by m tak łatwo praw moich ? ” „ A cóż mam robić ? ” zapytał em z goryczą . Zaczepka wydawała mi się istotnie troszkę niedyskretną , jednak był em taki samotny , taki opuszczony , że to gorące zajęcie się moją sprawą ze strony człowieka zupełnie mi obcego wzruszyło mię i przejęło rodzajem wdzięczności . Na usilne jego nalegania wyjął em ów list i pokazał em . Przeczytawszy , powtarzał : „ W biurku , aha , w biurku . Czy w tym samym biurku , co stoi przy studni ? W tym samym , dobrze . A teraz uważnie pan słuchaj : przychodzi pytanie najdziwniejsze a zarazem najważniejsze , dla nas obu … To zwierciadło wisiało w tym samym pokoju , wszak prawda ? Ale jak wisiało ? Czy można było w nim widzieć biurko i osobę przy nim siedzącą ? ” Na to zagadnienie przez chwilę się zawahał em , ale krótki namysł wystarczył , aby znaleźć stanowczą odpowiedź : biurko stało naprzeciw kominka , zwierciadło było ukośnie pochylone , odbijało całą przeciwną połowę pokoju , a więc i biurko z piszącym . Przypomniała mi się nawet okoliczność jeszcze dowodniejsza : na kilka dni przed moim wyjazdem za granicę , poprawiając ogień na kominku , spojrzał em w lustro i spostrzegł em , że mój opiekun zdrzemnął się na fotelu za biurkiem , a w tej nieruchomości wydał mi się taki blady i zmieniony , że wtedy pierwszy raz na myśl mi przyszło , czy jeszcze żywym go zastanę ? Nieznajomy , usłyszał ten szczegół , klasnął w ręce i zawołał : Bravo ! bravissimo ! ” Wmieszał się między kupujących i pędząc bez namysłu ceny , zakupił biurko i zwierciadło ; kazał oba nieść za sobą na tragach i do mnie rzekł : „ Chodź pan ze mną . ” Widząc moje wahanie , dodał : „ Choćby ś pan przez tę godzinę spóźnienia miał stracić jaki wielki urząd albo rękę bogatej dziedziczki , jeszcze by m ci powiedział : pójdź ze mną , bo tu chodzi o szczęście , o honor , o sławę nieboszczyka . Zresztą , co to panu szkodzi ? Pan już nie masz nic do stracenia . ” Ten ostatni argument najlepiej mię przekonał , poszedł em ciekawy , co nabywca chce zrobić z mymi kochanymi pamiątkami ? Przez drogę wypytywał się jeszcze gorąco o moją przeszłość , a widząc , ile jestem zdziwiony tą nagłą życzliwością , stanął i uchylając kapelusza wyrzekł : „ Przepraszam za uchybienie prawom towarzyskim , które w tak wyjątkowych okolicznościach wyszły mi z pamięci ; ja wiem , kto pan jesteś , a pan dotąd nie wiesz mojego nazwiska ; jestem profesor Hallucini , do usług pańskich . ” — A cóż za nieszczęśliwe nazwisko ! — zawołała m ze śmiechem . — To jakby na żarty . „ Młodzieńcze ! od pierwszego spojrzenia poznał em w tobie duszę niezłomną i szlachetną , taką właśnie , jakiej od dawna szukam . Dziwny zbieg wydarzeń sprawia , że może będę mógł ci oddać wielką , bardzo wielką przysługę … mówię » może « ,bo nie jestem pewien , czy drobne jakie okoliczności nie staną jeszcze na przeszkodzie ? Posiadam sekret … , który dawniej uchodził za cudowny . Jego posiadacze umyślnie otaczali go tym urokiem , aby go zachować wyłącznie dla siebie . Nie ma w nim jednak nic nadprzyrodzonego ; jest to zjawisko najczystszej nauki . Sekret polega na wywoływaniu ze zwierciadeł obrazu wszystkich osób i przedmiotów , co się przed ich szkł em przesunęły . Kiedy więc udało nam się ocalić to zwierciadło , może z niego się dowiemy , czy testament był istotnie w biurku , a jeżeli go już nie ma , zobaczymy , kto go wyjął i zabrał . W każdym razie więc czeka cię ogromna korzyść i niezmierna rozkosz , albo odzyskasz ten szacowny papier , a z nim cały majątek i całą świetną przyszłość , albo przynajmniej będziesz wiedział , kto ci ją wydarł i na kim się możesz zemścić . ” Chciał em odpowiedzieć , że nie pragnę zemsty , ale ten dziwny człowiek , jakby odgadując moje myśli , szybko przerwał : „ Nie mów , młodzieńcze , że zemsta cię nie pociąga , o ! to wielka rozkosz , choćby dla możności przebaczenia . To nie sztuka nie mścić się , dopóki nie wiesz , kto cię skrzywdził , ale wiedzieć i nie szukać zemsty , a ! to zasługa i wewnętrzne zadowolenie , które także coś warte , zwłaszcza kiedy nic nie kosztuje . ” Patrzył em na niego ze zdumieniem , chcąc odgadnąć , czy mówi z przekonania , czy z ironii ? Dwuznaczny jego uśmiech zostawiał mię w wątpliwości , a przy tym nie mogł em sobie wytłumaczyć , dlaczego ten nieznajomy tak zajmuje się moim losem , jaką w tym widzi dla siebie korzyść ? Szybko wyprowadził mię z niepokoju , mówiąc : „ Ale nic darmo na tym świecie . Jesteśmy obaj w nędzy i możemy wzajemnie oddać sobie przysługę . Mam nadzieję , że jeżeli odzyskasz przeze mnie majątek , cząstką jego choćby najmniejszą mię nagrodzisz , i tym darem wesprzesz moje naukowe prace . Jak ma być wielką ta nagroda , to już zostawiam twojej szlachetności . ” Z mimowolnym zapał em ścisnął em jego rękę i przyrzekł em , że nie zawiedzie się na mnie , a nadzieja ma tak wszechwładny urok , że przez chwilę uniosł em się na jej skrzydłach i pomyślał em sobie : Rzeczywiście , jeżeli ten człowiek wróci mi majątek , stanie się moim dobroczyńcą . Po chwili uśmiechnął em się z mojej łatwowierności , ale obietnicy nie cofał em , bo i po co ? Obiecanka za obiecankę . Profesor ciągnął dalej : „ Był by m łatwo mógł bez twojej pomocy wykonać doświadczenie i papier znaleziony w tryumfie ci oddać . Ale jeżeli go kto zniszczył , nie mógł by m poznać szkodnika , bo nie znam twojej rodziny . Chciał em więc , aby ś na własne oczy widział przeszłość , a przy tym … dawno szukam adepta . ” „ A teraz , dodał uroczyście , oto jest Ewangelia . Przysięgniesz mi , młodzieńcze , że cokolwiek zobaczysz i cokolwiek znajdziesz , nikomu nie opowiesz twoich widzeń , dopóki ja będę na tym świecie lub dopóki nie zwolnię cię z obietnicy . Przysięgniesz jeszcze , że nigdy nie będziesz podpatrywał mego sekretu ani sposobów , jakimi go się wykonywa , że się zadowolnisz tą cząstką tajemnicy , do której cię przypuszczę ; kiedyś może wszystko ci odkryję … pierwej muszę dobrze poznać twoją duszę , bo nie każda jest zdolna do zniesienia takich objawień . Tymczasem niech ci i to wystarcza , że ci nastręczam korzyści doczesne . ” Był em dziwnie opanowany jego przekonaniem , przy tym , według mądrych słów profesora , nie miał em nic do stracenia , próbować nic nie kosztowało , przysiągł em . — Patrzcie , panie , oto całe zaklęcie . Kto by powiedział , że tyle dziwów leży w tej ubogiej skrzynce ? A były w niej , były ! … Owego dnia Hallucini na maleńkim stoliczku przystawił ją do czarnej zasłony ; tę wystającą lunetkę wsunął w jedno z okienek , a do innego otworu kazał mi oko przyłożyć . Pierw jednak dawał mi różne przestrogi , na przykład mówił : „ Pamiętaj , że wszystko będzie nam się przedstawiało w stosunku odwrotnym co do czasu , i tak najprzód zobaczymy ubiegłe godziny dnia dzisiejszego , potem dzień wczorajszy , potem onegdajszy i coraz dalej , zawsze cofając się w przeszłość . ” Przy tym ostrzegał mnie , aby m się nie lękał , aby m nad sobą panował . Na koniec kluczem nakręcił skrzynkę , jak się nakręca szkatułki grające , zawołał : „ Baczność ! ” i puścił w ruch tajemny przyrząd , w którym coś zaczęło z lekka warczeć . Patrzył em przez otworek , dusząc się od śmiechu . Owe napomnienia , aby m się nie lękał , jak najgorzej mię usposobiły , pewien był em , że zobaczę jakieś straszydło na dzieci , jakąś prostą szarlatanerię . Po chwili na czarnym tle kryształu zobaczył em część pokoju , ale tę , co była za zwierciadłem , tę , którą zwierciadło odbijało , zanim profesor postawił je na sztalugach . Widział em siebie rozmawiającego i … przysięgającego na księdze . Dreszcz mię przeszedł . Potem pokazały się jakieś ręce i twarze . Były to postacie tragarzy odbite w chwili , kiedy ustawiano lustro . Później mignęło kilka ścian , sionek , zrobiło się nagle wielkie światło , zobaczył em otwarte niebo i szereg kamienic , które przelatywały szybko jakby w oknie wagonu . „ Co to jest ? ” pytał em . Profesor , który także patrzył przez jeden z otworów , odpowiedział , że to są wszystkie ulice , przez które niesiono za nami zwierciadło . Jedną razą pokazał mi dziedziniec z licytacją , nogi mnóstwa osób długo migotały , aż z nagła znów nastało inne oświetlenie i ujrzał em , ach ! wystawcie sobie , co ujrzał em — pokój mego opiekuna . Pod tym wrażeniem zaćmiło mi się w oczach , jednak rozgorączkowanie ciekawości przemogło , patrzył em dalej : właśnie wynoszono meble ; wkrótce znów odnalazł em je wszystkie na miejscu i nastała spokojność , nikt nie wchodził , nikt nie wychodził , tylko przez okna widać było kilkakrotnie wschód i zachód słońca ; nastawały pory zupełnej ciemności , były to noce , po których dni schodziły szybko , bo machina była puszczona wielkim pędem i wszystko w zwierciedle działo się daleko prędzej , niż działo się w rzeczywistości . Kilka razy o zmierzchu spostrzegł em jakiś słup szarawy , który się przesuwał przez pokój ; dla szybkości wizji nie mogł em dobrze go rozeznać , zapytał em , co to jest ? Hallucini chwycił mię za rękę i odprowadzając do krzesła , powiedział : „ To pewno złudzenie zmęczonego wzroku … nie trzeba za długo patrzeć … odpocznij , teraz się przesuwają dni bez wielkiego znaczenia , dni , w których dom stał pustkami . ” Ścisnął em jego rękę , mówiąc : „ Wielkie odkrycie ! Olbrzymie odkrycie ! ” I siadł em porażony , złamany . Nie , najokropniejsze straszydła nie mogły by mocniej mię przerazić niż takie wierne , proste powtórzenie przeszłości . Siedział em długo , z twarzą ukrytą w rękach , z myślami wirującymi w tysiącu przewidywań i przypuszczeń . Nagle profesor zawołał : „ Teraz patrz ! ” Skoczył em i spostrzegł em scenę , w której moi kuzynowie natrząsali się ze mnie . Obelgi nie dochodziły moich uszu , ale z gestów poznawał em , patrzył em na samego siebie jakby na obcą osobę , dziwując się dumie moich ruchów i spokojowi mojej twarzy , bo ja jeden wiedział em , co się wówczas działo w mojej duszy . Cały ów ohydny dramat odegrał się po raz drugi przede mną , tylko jakiś dziwny , nielogiczny , bo w odwrotnym porządku chwil . Widział em obszukiwanie mebli , różne pomniejsze ruchy , potem zrobiło się ciemno , tylko przez szpary zamkniętych okiennic wpadał czasem ukośny promień ; weszli śmy w te dni , kiedy pokoje stały zapieczętowane . Jedną razą coś błysnęło — to gromnice … żałobnicy wynoszą w otwartej trumnie zwłoki . To on ! to mój opiekun ! I znowu widzę te zwłoki , ale na łożu , świece w nogach się palą , ksiądz siedzi u wezgłowia , a służba i kilka osób z rodziny kręci się w pokoju . Profesor woła : „ Teraz uważajmy , bo jeżeli kiedy skradziono owo pismo , to w tym dniu . ” Ja jednak nie mogł em ciągle patrzeć na biurko , inny przedmiot odciągał moje oczy , rzecz straszna i zachwycająca … ale o tym dziś wolę nie mówić … sam wówczas nie dowierzał em oczom , a z wielkiego wrażenia nawet pytać nie śmiał em . Przyszła chwila , w której okrzyk straszny wydarł mi się z piersi … zobaczył em nieboszczyka nie na łóżku , ale na podłodze , i to wpół żywego , pasującego się z cierpieniem … była to chwila nagłej śmierci . Profesor objaśnił , że sprężyna wyszła i trzeba cały przyrząd na nowo nastawić . Ja ledwo rozumiał em , co do mnie mówił ; rzucił em się w jego objęcia , całował em go po ramionach , wołając : „ O wielki człowieku ! o mój dobrodzieju ! … Choćby ś mi już nic więcej w życiu nie wyświadczył , nigdy ci nie zapomnę tej chwili . Przez ciebie widział em raz jeszcze tego , co był mi ojcem ! I to żywym ! ” Chodził em po pokoju , nie wiedząc ani co mówię , ani co wyrabiam . Hallucini , widząc mię tak wzburzonym , nie nastawił drugi raz przyrządu , tym bardziej że się już zmierzchało . Zmartwiła mię okropnie ta przeszkoda , był by m chciał dzień i noc patrzeć , błagał em , czy nie można użyć lamp i przy nich dalej badać ? Profesor mi odpowiedział , że można , że nieraz próbował doświadczeń przy wielkim sztucznym oświetleniu , ale obrazy wówczas bywały mniej pewne , a zdarzenia , dodał , które chcemy widzieć , są nadto ważnymi , aby je puszczać na traf niewyraźnego światła . ” „ Przenocuj , mówił , u mnie , teraz noce krótkie , jak tylko zacznie świtać , nastawimy przyrząd . ” Jak tylko rozwidniało , otworzył skrzynkę , coś do niej dosypywał , coś dolewał , nakręcił przyrząd ; ja się rzucił em do okienka i znów stanął przede mną ukochany pokój . Według wszelkich obrachowań zbliżali śmy się już do chwili , w której musiał być pisany testament , bo list wyraźnie mówił : „ W tych czasach był em niezdrów ” … Ale znowu nas wieczór zaskoczył i musieli śmy najważniejsze widowisko odłożyć do jutra . Już też i okropne znużenie odejmowało nam przytomność , teraz potrzebniejszą niż kiedykolwiek . Mój towarzysz posłał po ciepłą strawę , ja rzucił em się na starą sofę i sen kamienny mię zmorzył . Pamiętam , że kiedy promień słońca prosto bijący w oczy obudził mię rano , długo nie mogł em zrozumieć , gdzie jestem i co się ze mną dzieje , bo też istotnie wszystko , co zaszło od mego powrotu z zagranicy , wyglądało na ciężką zmorę , a te dwa dni ostatnie na sen zaczarowany . Ale już profesor nakręcał przyrząd . Przyłożył em oko do otworu , spostrzegł em zmiany w postaci i w zwyczajach mego opiekuna ; widocznie był niezdrów ; rano się nie ubierał , cały dzień chodził w szlafroku ; widzieli śmy , jak zażywał lekarstwa . Nagle profesor krzyknął : „ Oho ! oto coś ciekawego ! ” Szybkim rzutem zatrzymał bieg sprężyny , ruch obrazów także się zatrzymał w zwierciedle i ostatni obraz pozostał nieruchomy . Co przedstawiał , tego nikt by się nie domyślił , choćby sto lat myślał … Nieboszczyk stał przy biurku ; przed nim była szeroko wysunięta środkowa szuflada ; jedną ręką trzymał papier zapieczętowany , drugą przyciskał maleńką lwią główkę znajdującą się między brązami , a pod tym naciśnięciem dno szufladki odskakiwało . Hallucini krzyknął : „ Podwójne dno ! Podwójne dno ! Chodźmy sprawdzić ! ” Rzucili śmy się do biurka , drżącą ręką wyciągnął em ową szufladkę , którą dawniej sto razy na próżno wyciągał em , naciskam lwią główkę , wystawcie sobie … rzeczywiście , fałszywe dno odskakuje , a na drugim , prawdziwym dnie spostrzegamy świeżuchną , nietkniętą kopertę z podpisem : Do rąk Cezarego po mojej śmierci . Gdyby nie zwierciadlane objawienie , był by ten papier leżał tam do skończenia świata , bo skrytka była wykonana z misternością , jaką się spotyka tylko w meblach z osiemnastego wieku , z owych czasów Regencji , Masonów i Cagliostrów , kiedy ludzie mieli tyle sekretów do przechowywania . Była szeroka na całą szerokość szufladki , ale bardzo płaska i wybornie dopasowana . Nikt o niej nie wiedział oprócz nieboszczyka . Miał on na pewno zamiar mnie jednemu ją odkryć , bo nic innego nie mogły znaczyć te dziwne wyrazy listu , które wówczas dopiero stały się dla mnie jasnymi : Testament schował em do biurka , pokażę ci , jak wrócisz . Śmierć niespodziana wszystko pomieszała . Ujrzawszy błogosławiony papier , rzucił em się Halluciniemu na szyję , ściskał em go , nazywając moim wybawicielem , wyznając , że do śmierci nie potrafię mu się odsłużyć . Nie odpowiedział mi uściskiem tak szczerym , na jaki zasługiwało moje głębokie rozczulenie , odepchnął mię nawet lekko i z sardonicznym uśmiechem wyrzekł : „ Dobrze … zobaczymy , jak długo potrwa ta wdzięczność . ” Do żywego tknięty , zawołał em : „ Tak , zobaczymy ! Przyjmuję wyzwanie . ” W takiej chwili trudno było się na niego obrażać , ale uczuł em ze smutkiem , że to jakieś serce , do którego się nie dopukam , wyższe od serc zwykłych , a może niższe ? „ Czy wiesz , spytał , co teraz mamy najpilniejszego do zrobienia ? Oto na słowo sprzedaję ci to biurko razem z tym papierem ; przy pierwszych pieniądzach zapłacisz mi za nie , ile zechcesz . Teraz każ je do siebie zanieść , opowiedz wszystkim , że je na licytacji zakupił eś , że przypadkiem znalazł eś skrytkę , i tak wszystko najprościej , najprozaiczniej w świecie przed ludźmi się wytłumaczy . ” Usłuchał em go ślepo . Za powrotem do siebie przed bramą spostrzegł em konie pocztowe i dopiero wtedy mi się przypomniało , że tego dnia miał em wyjeżdżać na wieś ; odesłał em konie z uśmiechem ; niedoszły rządca już ich nie potrzebował . Gospodarz hotelu przyjął mię z okrzykami radości : od półtrzecia dnia jak zniknął em , zachodził w głowę i chciał już policję poruszać w przekonaniu , żem się utopił lub zastrzelił . Moja historia narobiła ogromnej wrzawy ; teraz mię na rękach noszono , jak zwykle tego , któremu się powiedzie . Spiorunowani kuzynkowie chcieli zaprzeczyć testamentu , ale się to nie udało , był cały własnoręczny , opatrzony we wszelkie formuły ostrożności . Musieli wszystko zwrócić . Widząc ich rozpacz przechodzącą ludzkie pojęcie , wydzielił em im ze spadku więcej , niż testament wskazywał , ale i to ustępstwo ich nie rozbroiło . Ach ! pamiętam , jak na widok owej kryjówki , którą wszystkim pokazywał em , pozielenieli i usta do krwi przygryźli ; nie mogli sobie darować , że owo nieocenione biurko puścili na licytację . Tak nieposzanowanie pamiątek zburzyło ich szczęście , o mnie zaś mówiono po świecie , że Bóg mię wynagrodził za przywiązanie , jakie zachował em dla nieboszczyka i jego wspomnień , pomimo wszelkich pozorów pokrzywdzenia . Tu nie mogła m się powstrzymać , aby nie przerwać panu Cezaremu : — Ach , panie , cóż to za pyszna historia ! Cóż za cudowne odkrycie ! — To prawda — poparła pani Marta , która zdawała się nie mniej ode mnie zachwyconą . Historia wzruszająca a razem budująca ; wyraźnie Pan Bóg chciał wybawić sierotę i nie żałował środków nieledwie nadziemskich . Widzę , że ten wynalazek ze zwierciadłami może się nieraz przydać w niejednym kłopocie . Ale na miłość boską , powiedzże mi pan , jakim sposobem , dobiwszy się milionów , dziś znowu popadł eś w tak opłakane położenie ? Od chwili , jak przeszłość w zwierciedle stanęła przede mną żywa , obecność straciła dla mnie urok . Po co miał em zamykać się w kółku mego jednego żywota , kiedy mogł em przeżywać tysiączne żywoty , nagromadzać lata na tygodnie ? Po co mi było męczyć się w maleńkich pracach jednego pokolenia , kiedy mogł em wywołać całe szeregi pokoleń , kazać im przed sobą działać , bawić się , pracować , kochać się , płakać , rodzić się i umierać ? Wartoż było zwracać uwagę na ten jeden punkcik dziejów , który nazywamy „ naszym czasem ” , kiedy mogł em studiować wieki , i to nie według mdłych przypuszczeń albo przeinaczonych opowiadań , ale po prostu chwytając je na gorącym uczynku , z ich kostiumami , ruchami niepodobnymi do dzisiejszych , z tysiącem szczegółów nie znanych najmozolniejszym badaczom ? Ręczę wam , panie , że jedno zobaczenie kilku takich obrazów lepsze daje pojęcie o dawnych czasach niż całe biblioteki pisane z posłuchu . Pan Cezary błysnął dziwnym spojrzeniem i odrzekł z uśmiechem : Dla mnie długie lata przeszły w takim usposobieniu . Odebrawszy spadek , urządził em sobie życie wygodnie i dostatnio , ale bardzo samotnie . Profesor przeniósł jedną ze swoich cudownych machin do mego mieszkania i pozwolił mi jej używać . Korzystając z pozwolenia , całe dni i wieczory spędzał em przed zwierciadłami . Z początku wielki żal mię ogarnął , nie mogł em się po tym zwierciedle odtęsknić , wkrótce jednak inne mię pocieszyły . Zakupywał em ich mnóstwo , z różnych fabryk i różnych epok ; nie były to już dla mnie wspomnienia osobiste ani rodzinne , ale za to co za mozaika scen zachwycających lub ohydnych , nieraz tak zagadkowych , że całe noce spać nie mogł em , póki nie schwycił em ich znaczenia ! Najczęściej przedstawiały się mieszkania bogatych , bo te najwięcej posiadają zwierciadeł . Czasem jednak z najśliczniejszego buduaru widok nagle się przenosił do izby lichwiarza , gdzie biedny sprzęt długo na wykupno czekał . Nabywał em także lustra hotelowe , restauracyjne — te były istnymi kalejdoskopami , pełnymi typów niezmiernie ciekawych , ale mniej mię zajmowały od zwierciadeł familijnych , rzewnie opowiadających dzieje kilku pokoleń . Co tam widział em tragedii głuchych a rozdzierających ! Co kapitalnych komedyjek ! Autorowie by mię po rękach całowali , gdyby m chciał im ten róg obfitości wysypać . Kiedyś też przyszła mi fantazja kupić małe czworograniaste zwierciadełko o drewnianych ramkach , które w chałupie służyło dziewczęciu wiejskiemu ; spodziewał em się najwdzięczniejszej sielanki ; prawda , spostrzegł em kilka szczerych uśmiechów , ale jeszcze więcej kułaków po chacie migotających i czerwonych oczu obcieranych fartuchem . Pani Marta , cała wychylona od bacznego słuchania , powtarzała : — Proszę … no proszę … Pan Cezary , którego wspomnienia tak silnie ożywiły , że nawet jego żółta cera nabiegła różowością , uśmiechnął się po młodzieńczemu i ciągnął dalej : — Oj ! co ja podpatrzył em scen godnych Romea i Julietty , co wykradzionych dowodów czułości ! Gdyby ci ludzie wiedzieli , że zwierciadła umieją mówić , byli by może … Tu przerwał , po czym kłaniając się figlarnie , dodał : A przy tym … robił em nieraz nieprzyjemne odkrycia . Ilem ja się napatrzył fałszowanych wdzięków , owych białości i rumieńców , co się dobywają z puszki , owych włosów , co się biorą z pudełka , aj ! było by czego rozczarować najfanatyczniejszych czcicieli płci pięknej . A jeszcze gorsze niespodzianki duchowe : niejedna z tych piękności , co miała gołębią twarzyczkę i w salonach pewnie słynęła ze słodyczy , przed gotowalnią umiała rozzłościć się na pokojówkę albo i na mężulka jak istna Ksantypa , a wtedy , wierzcie mi , panie , brzydła nie do poznania . Czasem też trafiały się odkrycia innego rodzaju : raz wynalazł em zwierciadło , przed którym Albrecht Dürer , mając lat trzynaście , wykonał swój własny portret , sławny ów portret , co dziś jest perłą Galerii Albertyńskiej . Inną razą nabył em wielkie lustro , które długo wisiało w sali gry w Hamburgu ; tam toż dopiero napatrzył em się natury ludzkiej w jej najspiczastszych za rysach ! Hogartowskie album . Od granitu do wulkanu , od tygrysa do węża , od Baltazara do Roberta Macaira , wszystkie gatunki graczów przeciągały przede mną . Jeden z nich zastrzelił się w moich oczach … a ja płakał em nad nim , bo młodziuchny był i przez jego oblicze przeglądał jeszcze jego anioł stróż przerażony . Ach , widział em niejedno samobójstwo … Było małe , nadpęknięte zwierciadełko , co mi opowiedziało życie biednej szwaczki , może paryżanki , bo miała okrągły czepeczek i czarny fartuszek . W oknie wisiała klatka z kanarkami . Poczciwa dziewczynina musiała piekło przejść na ziemi … Opłakany koniec tego głuchego dramatu rozegrał się przede mną : w wieczór nałożyła fajerkę … tegoż dnia , rano , kanarki darowała sąsiadce , pewnie z obawy , aby się razem z nią nie zaczadziły . Ta litość nad ptaszyną maluje całą jej duszę ; za samą tę litość nie wątpię , że dziś ma skrzydła . Bywały i weselsze widowiska . Ach , jak szczęśliwie , że sobie przypominam ! Był by m ominął najciekawsze . Wystawcie sobie , panie , pewnego razu dostało się do moich rąk lustro wcale niepozorne , o wytartych mahoniowych ramach , a w nim zobaczył em — kogo ? Schillera . Tu ja wyciągnęła m szyję , wołając : — Czy być może ? Ach , mówże nam pan o nim , jak wyglądał ? Co robił ? — Wyglądał bardzo mizernie ; pewnie to już była ostatnia epoka jego życia , zapowiedź śmiertelnej choroby widniała wyraźnie w rysach wydłużonych i zwisłych ramionach , przecież każdy , co go zna z portretu , zawołał by od razu : „ To Schiller ! ” Właściwy jego pokój musiał być gdzie indziej , bo tu tylko czasem jego postać się przesuwała ; raz jednak widział em , jak prawie całą noc pisał , a nawet wziąwszy mocną lornetkę , potrafił em doczytać kilkanaście wyrazów , których osnowa , na wspak odwrócona , przedstawiła mi urywek z Dymitra , co był , jak wiadomo , jego ostatnim , nigdy nie dokończonym dziełem . — Powiedzże mi pan — zapytała m — jak on pisał ? Czy szybko , z rozpędem natchnienia , czy też z długimi namysłami ? — To dziwne — odezwała się pani Marta — przecie taki sławny ? Kto by w to uwierzył ? A ja odpowiedziała m : — I bardzo słusznie — odparła pani Marta . — Rzecz wiadoma , że kto chce smaczno jeść obiad , nie powinien bardzo zaglądać do kuchni . Widok przygotowań odejmuje apetyt . Pomimo obniżenia tonu , do jakiego te słowa nagle ściągały rozprawę , musiała m przyznać pani Marcie , że jej porównanie jest wyborne . Ale pan Cezary , który , jak dostrzegła m , nie znosi dysonansów , strzelił ku niej wzrokiem niechętnym i coraz więcej do mnie zwracał rozmowę . — Ach , jak ja odczuwam — powtarzał — wszystko , co pani mówiła ! Bo i gonienie za wielkim odkryciem jest także nieustanną twórczością . I tu poszukiwacz zdaje się pogrążony w drobiazgowych , czysto mechanicznych działaniach , a jednak ich celem jest zawsze idea , którą z niebios utopii trzeba ściągnąć na ziemię , a nie ściąga jej się bez rozdarcia i ciężkich wysileń . — Istotnie — przerwała znowu pani Marta — musiał eś pan użyć niemało fatygi , choćby już tylko z tego ciągłego patrzenia przez oczko w kortynie ; jest czego w końcu przygarbić się i stracić oczy . Muszę jednak przyznać , że przedstawiały się pewne nieprzyjemności , na które nie mogł em i nie mogł em wynaleźć środka ; i tak na przykład owo wieczne cofanie się w przeszłość było dla mnie długo nieznośnym ; trudno sobie wyobrazić , jak podobne przewrócenie pojęć nuży mózg i napręża nerwy ; z początku dostawał em wyraźnych mdłości , jak osoby , co powozem nie mogą w tył jechać ; z latami jednak przywykł em , i to tak dalece , że ów pogląd odwrotny stał się u mnie drugą naturą ; nawet wracając do rzeczywistości mylił em się i wszystko na wspak brałem . Dowód , jak wszelkie nasze władze , nawet pojmowanie , nawet logika , są dziełem przyzwyczajenia . W tym ostatnim ustępie pan Cezary złośliwie zwracał się do mojej towarzyszki , jakby uznawał , że taniec szczotek wkracza we właściwą jej sferę . Poczciwa dama , nie podejrzywając złośliwości , śmiała się dobrodusznie , a on ciągnął dalej : — Wszystkie te nudne dodatki starał em się mijać jak najprędzej . Za to każdy ciekawszy wypadek , nawet każdy nieznany szczegół umeblowania lub kostiumu podlegał najsumienniejszym badaniom i najczęściej na poczekaniu bywał spisywany . — Proszę pana — przerwała pani Marta — zamiast męczyć się nad opisami , czy nie można było od razu tych scen fotografować ? — Uwaga pani bardzo trafna , cóż , kiedy w owym czasie fotografia właściwa jeszcze nie istniała , dopiero dagerotyp wchodził w modę . Później , w lat wiele później , wpadli śmy na ten sam co i pani pomysł , mam całe album fotografii zdjętych ze świata już nie istniejącego . — Ach , jakież to ciekawe ! — zawołały śmy obie . — Jak to ? — zawołała pani Marta . — Pan ciągle miał eś pod ręką machinę cudotwórczą i nie doszedł eś jej sekretu ? — Wszak pani masz zegarek , co dzień go nakręcasz własną ręką , a jednak czyżby ś potrafiła zrobić drugi ? — To prawda . — Przypuśćmy nawet osobę obdarzoną wrodzonym geniuszem do dzieł mechanicznych . Znaną jest historia pastuszka , co nigdy nie uczył się zegarmistrzostwa , a jednak , mając zegarek , zrobił drugi , podobniusieńki ; ale pastuszkowi wolno było rozebrać przedmiot , co mu za wzór służył , wszystkie kółka rozkładać , mierzyć i trop w trop naśladować , a ja przysiągł em , że nie będę ani dochodził , ani żądał wydania tajemnicy . Czuł em się spętany nie tylko przysięgą , ale i zobowiązującym zaufaniem Halluciniego , który tak mi dowierzał , że przez całe lata zostawiał szkatułkę w moich rękach ; z początku sam ją urządzał , potem nawet nauczył mię , jak ją nastawiać i nakręcać . Doskonale rozumiał em budowę przyrządu , który ją w ruch wprawiał , ale na czym polegało wywoływanie widziadeł , tego nie mogł em zrozumieć . — Czy być może ? — zapytała m zdumiona . — I ów człowiek przez całe lata nie mówił z panem o swoim wynalazku ? — Owszem , prawie o niczym innym nie mówił . Ale tak umiał mistrzowsko władać słowem , że rozprawiając z niesłychaną obfitością i pozorną swobodą , nigdy się nie zapomniał , nigdy się nie zdradził ; powoli wydał mi wszystkie skarby swojej wiedzy , wszystkie oprócz zagadki , co była ich kluczem . Kilka razy nawet zdawało mi się , że już się wygadał ; wkrótce jednym słówkiem niszczył moje złudzenie , a wprowadzał na nowy domysł . I tak długo był em przekonany , że cudowna siła leży w blaszce z jakiegoś nowego , nieznanego metalu , który zaścielał dno szkatułki ; później mi się zdawało , że cały sekret polega tylko na niezwykłym kształcie i nastawieniu soczewek . Raz też z jednej rozmowy zrozumiał em wyraźnie , że szkatułka jest tylko narzędziem pomocniczym , a właściwa moc wyciągania obrazów ze zwierciadła zawiera się masie chemicznej , którą przesycona jest owa czarna tkanka . Może profesor umyślnie naprowadzał mię na fałszywe tory ? Może we wszystkich tych przypuszczeniach była cząstka prawdy ? W każdym razie całej nigdy nie posiadł em . — I dlaczegóż nie chciał pana przypuścić do sekretu ? — spytała pani Marta . — Tak , tak — przywtórzyła pół śmiejąc się pani Marta — musiał to być Cygan , toteż i pana ocyganił . — Już to nie mogę powiedzieć , aby mię w czymkolwiek oszukał . Miałemże prawo czegokolwiek żądać ? Przywrócił mi majątek , stanowisko , wszelkie przyjemności życia ; byłże to powód , aby się miał jeszcze dzielić ze mną swoim skarbem najdroższym ? Nie . Z początku wszystkie obowiązki stały po mojej stronie . Później nasze długi mocno się wyrównały … O , i jak jeszcze ! Dziwiłyście się , panie , jakim sposobem doszedł em do nędzy ? Odpowiedź bardzo łatwa : miał em Halluciniego . Tu opowiadający uśmiechnął się z gorzką ironią . — Gdyby m miał żonę zbytnicę i trzech synów utracjuszów , nie wiem , czy by mię tyle kosztowali , co ten jeden człowiek . — I na cóż on tak wydawał ? — zawołały śmy obie . — To ładnie — przerwała pani Marta . — I mnie się też zdawało , że ładnie , ale professor niekoniecznie był mojego zdania ; od pierwszej chwili spostrzegł em w nim przykre zdziwienie ; może spodziewał się połowy ? Udał em , że nie rozumiem przesadzonych wymagań , jednak ich pamięć mię korciła ; zawsze to niemiło wiedzieć , że jest ktoś na świecie , co nas posądza o niewdzięczność . Postanowił em innymi sposobami go obdarzać i tysiącem przysług dopełniać miary według niego niepełnej . W głównych stolicach bawili śmy po roku , czasem i więcej ; wszędzie co mogł em , skupował em dla niego , dla siebie zaś prawie nic , chyba zwierciadła , o ! już co tych , tom sobie nie żałował . Dzięki ich mnogości mogł em studiować różne ludy i obyczaje bez wychodzenia z gabinetu . — Ale jakże się pan woził eś z takim ogromnym przyborem ? — spytała pani Marta . — Nie miał em potrzeby wozić . Każde zwierciadło wypróżnił em aż do dna , wyssał em niejako z niego całą przeszłość , potem czyściuteńkie odprzedawał em , a na jego miejsce przychodziły inne . Nie mogę jednak powiedzieć , aby m żył z samymi tylko zwierciadłami . Nie chcąc uchodzić za oryginała , pragnąc też poznać trochę i mój świat współczesny , oglądał em ciekawości , uczęszczał em do najlepszych towarzystw . Hallucini owszem nie chciał wcale w nich bywać ; on wszędzie żył z samą Bohemią społeczną , z długowłosą bandą artystów i aktorów , między którymi królował jako Sułtan i Mecenas , pozwalając , aby go bawiono , wielbiono i — obdzierano . Twierdził , że tylko w takich kołach istnieje prawdziwa zabawa , a potrzebował jej czasem gwałtownie , bo całe dni siedział nad księgami jak rabin . W każdym mieście miał dwa mieszkania : jedno urzędowe , tchnące anachoreczną surowością , przeznaczone do pracy i naukowych doświadczeń , drugie , tylko wtajemniczonym wiadome , kapiące od złota i przepychu . Tam swoim klientom i parasytom wyprawiał bankiety , o których wieść roznosiła babilońskie legendy ; ja z samej prawie tylko wieści je znał em , bo spróbowawszy parę razy tych przyjęć , usunął em się pełen dziwnego niesmaku , a gospodarz nie nalegał o mój powrót . — To jednak wiele — zauważyła pani Marta — że ten człowiek pana nie popsuł . I znów kilka lat upłynęło bez burzy . Wprawdzie ciężkie to zadanie iść przez życie z człowiekiem nielubionym , a z którym wiąże nas powinność nigdy nie mająca końca ; to jakby dwaj więźniowie skuci jednym łańcuchem ; chcieli by na dwa krańce świata się rozejść , a tymczasem jeden bez drugiego ruszyć się nie może . — Po co szukać tak dalekich podobieństw ? — rzekła pani Marta . — Powiedz pan , że to jak stadło niedobrane . — Ma pani słuszność . Oj , niedobrane ! Czasem doprawdy żałował em , że się testament odnalazł ; był by m wolał nigdy nie odzyskać spadku , a mieć ręce rozwiązane i żyć jak inni ludzie . Czasem znowu karmił em nadzieję , że mego socjusza przerobię ; nie wiem , czy grał przede mną komedię , czy istotnie wywierałem wpływ na jego duszę , czy tylko przyzwyczajenie zaślepiało mi oczy , ale były epoki , w których mi się wydawał jakiś lepszy . — Podejrzana figura … — wtrąciła pani Marta . Hallucini , dzięki zdradzieckim zwierciadłom , robił nieraz odkrycia równie ważne i jeszcze ważniejsze niż z moim testamentem . Otóż raz , szczęśliwym a raczej nieszczęśliwym trafem , odkrywa on okoliczność ogromnej politycznej doniosłości ; jaką ona była , nie chciał nigdy powiedzieć , ale twierdził , że mogła zachwiać byt owego państwa , a szczególniej osobiste znaczenie ministra . — Dziewięć lat ! — powtórzyły śmy z przerażeniem . — I za co ? Profesor był przekonany , że już nigdy nie zobaczy otwartego nieba , tysiąc razy przeklął swój wynalazek , co miał z nim razem zginąć w tych podziemnych piekłach . Jednak inna przyszłość była mu przeznaczoną . Zdołał uciec . Jakim cudem ? Czy przy obcej pomocy , czy dzięki własnej mądrości ? Tego nikomu nie powiedział ; ale uciekł tak misternie , że zatarł za sobą wszelkie ślady i nawet w umyśle ministra zostawił uspokajające przekonanie , że podczas ucieczki na czółnie zatonął . Minęły potem lata , Europa w różnych przewrotach jak wąż kilka razy odnowiła skórę , nastały inne czasy , o zbiegu dawno zapomniano , nikt za nim nie gonił , nikt go nie wyśledzał , on jednak ciągle zmieniał nazwiska i postacie , widmo więzienne wszędzie za nim chodziło i nawet w czasach , kiedy go poznał em , jeszcze zdawał się żyć pod nieustanną groźbą . Całą tę historię podchwycił em tylko z urywków , z nie dokończonych wyznań i nigdy może nie był by m dobrze jej zrozumiał , gdyby nie przypadkowa okoliczność , która mię na prawdopodobny ślad naprowadziła . Dostał em zwierciadło niezmiernie ciekawe ; było z boku nadpęknięte , ale środek jeszcze wybornie pokazywał ; w nim znalazł em ani mniej , ani więcej , tylko żywy diariusz kongresu wiedeńskiego . Musiało to lustro wisieć w głównej sesjonalnej sali ; później dla owego uszkodzenia pewnie zostało wyrzucone i nowym zastąpione , a nikt się nie domyślał , że z nim razem wyrzucono hieroglify przeszłości i że znajdą się ludzie , którzy je potrafią odczytać . To zwierciadło niezmiernie mnie bawiło ; dla mojej wyłącznej uciechy odbywały się po raz drugi wszystkie te olbrzymie posiedzenia , którym w historii niewiele jest równych , bo na tym kongresie około pięciuset członków zasiadało . Przeciągały przede mną postacie monarchów i całej ówczesnej dyplomacji , która liczyła tylu mądrych a strasznych ludzi ; poznawał em ich łatwo z portretów , a żywo mię obchodzili , bo wielu z nich jeszcze żyło i światem kierowało ; dziś nawet podobno jeszcze się niektórzy trzymają . Pewnego dnia w najlepsze się przyglądam i spisuję scenę , kiedy do mnie wchodzi Hallucini . Woła m uradowany : „ A ! Jakże się cieszę z odwiedzin , chodź pan prędko i patrz , jak się to robią tytaniczne bigosy . ” Profesor siada , patrzy w okienko , a ja mu , jakby w szopce , wymieniam figury , które już wystudiował em : „ Oto wąska , idealnie lisia sylwetka Talleyranda … tu znowu smocza głowa Hardenberga … tam z boku siedzi Nesselrode , rysy nieruchome i bezkolorowe jakby z lodu … ” Podczas moich uwag w głębi zwierciadła drzwi się otwierają i wchodzi człowiek z profilem szakala , z piersią okrytą gwiazdami . „ O , teraz patrzmy , woła m , oto prawdziwy monarcha kongresu , książę Metternich … ” O tak … wycierpiał wiele , bo nie dość na tym wszystkim , co opowiedział em … w jego życiu zaszło jeszcze inne rozczarowanie , może gorsze , boleśniejsze … zawód , który istotnie mógł na zawsze wyleczyć ze wszelkiej wiary do ludzi . — Cóż znów takiego ? — zapytała pani Marta coraz goręcej zajęta . Tu pan Cezary się zatrzymał . — Cóż zdrajca Angelo ? — powtórzyły śmy obie . — Kiedy pytał em profesora , co się z Angelem stało , odpowiedział : „ Nemezis go dosięgła — umarł w samą porę . ” Mówił to z takim niedobrym uśmiechem , że mróz mi przeszedł po kościach . Pytał em w duszy ze drżeniem , czy ta śmierć nie przypadła jakoś nadto w porę i czy nie mistrz sam podjął się roli Nemezis ? Może go posądzam najniesłuszniej … może umyślnie rzucił podobne półsłowo , ażeby tylko mnie nastraszyć ? Bądź co bądź , takim to sposobem Hallucini uratował swój sekret , a stracił reszty swojej swobody i ufności . — Ale proszę pana — zapytała m — dlaczegóż Hallucini sam nie wydał dzieła o swoim odkryciu ? Był by tym sposobem najlepiej ugruntował swoje prawa , jeżeli notabene je posiadał , bo i on może otrzymał ten sekret od innych ? — Nie myli się pani , otrzymał go od innych i wcale się z tym wyznaniem nie taił . Czy go wyczytał w starych księgach , czy posłyszał od mistrzów , co go sobie ustną tradycją podawali , tego nie określał wyraźnie , ale nigdy odkrycia nie podawał za własne i owszem bardzo szeroko się rozwodził nad jego historią , bo ten wynalazek ma całą historię i dawne wieki doskonale go znały , chociaż pod różnymi zasłonami . — Powiadasz pan — przerwała pani Marta — że dawne wieki to wiedziały ? Czemuż jednak , aż do dnia dzisiejszego , nigdy o czymś podobnym nie słyszano ? — Przepraszam panią , i bardzo słyszano . A czym że były „ magiczne zwierciadła ” ? — Aha , prawda ! — zawołały śmy obie z przyjemnym uczuciem osoby , co w ciemnym labiryncie na koniec trafia na wyjście . Ja jednak po chwili dodała m : — Ale tym sposobem to każde zwierciadło może być magiczne ? — I dlaczegóż — zagadnęła pani Marta — ukrywali rzecz tak nieszkodliwą a dla nauki użyteczną ? Cóż im z tego ukrywania przyszło ? — No , proszę pana — przerwała pani Marta — on przecie wiersze pisał , to jemu wszystko wolno . — Tak , pani ; ale w tych wierszach , w tej poezji czujemy wyraźnie , że czary nie są przedstawione jako proste zmyślenia ; czujemy , że poeta do pewnego stopnia sam w nie wierzy i tym najwięcej nas oczarowywa . Nie próżno on do swego Fausta naczytał się tylu ksiąg magicznych ; umysł tak wielki nie mógł przeoczyć prawd , co się tam kryją pod rebusami i alegoriami ; jako wieszcz prawdziwy umiał zgadywać sens ukryty , nie wypowiedziane dopowiedzieć , a nawet zdaje mi się , że więcej wiedział , niż powiedział … On i zwierciadlanej zagadki się domyślał … — Skądże to pan wnosisz ? — zapytała m niepomału zdziwiona . Tu miała m ochotę wtrącić niejedną uwagę ; pan Cezary nie dał mi dojść do słowa , zapalając się coraz mocniej , zawołał : — Przepraszam — zagadnęła moja towarzyszka — ja tam nie widzę ani słówka o żadnym zwierciedle , chyba że pan cały wierszyk uważasz za moralne zwierciadło , w którym się złe żony mogą poznać ? Pani Marta rzeczywiście nie znała tego „ Fragmentu ” . Pan Cezary przerzucił parę kart swojej księgi i zaczął czytać : Twardowski błądził wśród gmachów , Biegł na wieże , schodził w jamy . Jak dziwny rodzaj pokuty ! Na łańcuchu , przed zwierciadłem , Mocą czarownych omamień , Coraz jakąś cząstkę traci , A jeszcze mu błyszczą lica Męstwa i siły wyrazem , — „ Kto jesteś ” , — zaklęty rzecze , — „ Coś te gmachy zdobył śmiało , Gdzie tak mnogie pękły miecze , Tylu wolność postradało ? ” przed mą szablą , na me słowa Wielkiej mocy , większej chwały : Młodzieniec dziwi się tej nazwie Twardowa , o której za jego czasów nie słyszano . Mogł em w więzieniu przesiedzieć ; Ty świeżo wracasz ze świata : Więc wypytuje się o chwałę Olgierda , o brzegi Świtezi , o swoją Marylę . Twardowskiego niecierpliwią te rzewności . Odpowiada : Gdy cię wyrwę z tej opoki , Wszystkie ciekawości świata Wiem dzielność tego zwierciadła ; Wraz go na drobiazgi stłukę , Dobył miecza i przymierza ; Ale młodzieniec z przestrachem : I podaj je w moje ręce ; Niech sam skruszę me kajdany Wziął i westchnął ; lice zbladło I zalał się łez strumieniem , I pocałował zwierciadło — I cały stał się kamieniem . Ach , co to za arcydzieło ! Co ten młodzieniec musiał tam widzieć , żeby aż skamienieć z podziwu , z przestrachu , może z żalu ? Bo przecież nikt nie przypuści , aby miał się przyglądać jedynie odbiciu własnej osoby ? Takie widowisko było by niesmacznym powtórzeniem historii greckiego Narcyza — nie , on tam widział coś więcej … Ach , można by tomy o tym pisać . O tych kilkunastu strofach można by powiedzieć jak o Fauście , że wieki miną , nim ludzie zgłębią tajemnice tam złożone . Tak rozprawiając , pan Cezary wracał się jeszcze do różnych strof na wyrywki , głosem niejako podkreślał niektóre wyrazy , lubował się w każdym wierszu , zwłaszcza w dwóch ostatnich : Ja także była m zachwycona . Jednak , szczerze mówiąc , te ustępy z samych poematów czerpane nie wydawały mi się dowodami w przedmiocie , który wymagał podstaw naukowych . Ale nie miała m odwagi buntować się głośno przeciw powadze poezji , a przy tym chodził mi po głowie inny , ważniejszy zarzut , z którym pilno było mi wystąpić . — Pan tedy chcesz za pomocą zwierciadeł wytłumaczyć wszystkie widzenia ? Zgoda , póki chodzi o wypadki już minione , o postaci osób nieżywych . Ale te same legendy , na które się pan powołujesz , opowiadają jeszcze inne rzeczy : mówią o pokazywaniu duchów , nie samego kształtu nieboszczyków , ale prawdziwych duchów , a co więcej , mówią bardzo często o wyjawianiu przyszłości . Tu już nie wiem , na co się zdadzą zwierciadła , które w każdym razie tylko przeszłość mogą pokazywać ? A w tych wędrówkach po mieszkaniu przesuną się nieraz przed zwierciadłem i niechcący zostawią w nim odbity swój obraz . A co ? Widzicie , panie , doszli śmy do celu . Nie próżno twierdził em , że ducha łatwiej zobaczyć w zwierciedle niż w rzeczywistości . Ja sam nieraz widział em … to jest … przysiąc by m nie mógł , czy to były duchy . W każdym razie widywał em jakieś słupy szare , niewyraźne , zwłaszcza w scenach żałobnych , jak na przykład przy śmiertelnym łożu mego opiekuna … W takich godzinach jest najwięcej podobnych zjawisk ; ludzie mówią , że duch , wyszedłszy z ciała , nie może jeszcze przywyknąć do swego nowego stanu i krąży przy zwłokach przez kilka dni , aż do pochowania ich w ziemi ; mówią nawet , że boi się własnego trupa i z tej to przyczyny jest zaleconym , aby zawsze ktoś przy zwłokach czuwał . Tych wszystkich mniemań bynajmniej nie podaję za pewniki , może kiedyś dopiero potrafię je lepiej sprawdzić . Długo brałem te mętne słupy za pył , co wiruje w promieniu przepuszczonym przez szparę okiennicy , albo za cienie rzeczywistych osób i przedmiotów , które mogły stać w taki sposób , że tylko cień ich dosięgał zwierciadła … Na koniec , na powtarzane wciąż moje pytania Hallucini objaśnił mię , że to są duchy , a ich niewyraźność tłumaczył niedokładnością machiny , która rzeczy ludzkie wybornie odbijała , ale dla nieludzkich była jeszcze za słabą . Obiecywał jednak , że z czasem … Pani Marta , która podczas całego ustępu o duchach trącała mię łokciem i usta zasłaniała , w tej chwili wybuchnęła zupełnym śmiechem , wołając : — Ależ proszę pana , jak duchy się zwiedzą , że ście je państwo podpatrzyli , to zaczną jeszcze ostrożniej chodzić , tak aby nawet ich odbicie nie padło na zwierciadła , i wtedy będzie po wszystkim . W tym miejscu ja się wtrąciła m : — To prawda . Słyszała m o wielu osobach , co miały wizję w zwierciedle , dostrzegły na przykład białą figurę za sobą , a zniosły ten widok dość odważnie ; wprawdzie taka wizja zawsze bywa poczytywana za wróżbę nieszczęścia , jednak w samej chwili nie przejmuje wielkim postrachem . Wszak i owe dziewczęta , co w wilię Świętego Andrzeja siedzą przed zwierciadłem dla przekonania się , kto będzie ich przyszłym , nieraz podobno go widują , a jakoś nie słychać , aby która umarła ze strachu . Miał eś pan słuszność , portret a oryginał to wcale co innego . Pańskie teorie niesłychanie mię pociągają . Wielu osobom — tu spojrzała m spod oka na moją towarzyszkę — mogą się one wydawać zbiorem zabobonów i przywidzeń , ale ja zanadto wierzę w możebność stosunków z innym światem , zanadto jej pragnę i do niej tęsknię , ażeby jakiekolwiek przypuszczenie odrzucać na lekko . Jednak ze mną niełatwa sprawa , jeszcześmy nie skończyli … We wszystkim , co się tycze duchów , dobrze , daję panu za wygraną , ale największa trudność zostaje do rozwiązania : przyszłość . Tu ciekawa jestem , jak pan sobie poradzisz ? Czy dowiedziesz nam , że i przyszłość można widzieć w zwierciedle ? — Ja też nie mówił em , aby można ją widzieć w zwyczajnym zwierciedle , kryształowym . Są inne zwierciadła … Ale to by za daleko mnie zaprowadziło … Tu pan Cezary zastanowił się i zawahał . Po długiej chwili podniósł głowę : — Ha ! kiedy już tyle powiedział em , dopowiem i resztę , chociaż tylko w głównych zarysach , bo gdyby m chciał tłumaczyć cały system Halluciniego , musiał by m wykładać kurs kilkomiesięczny , może i kilkoletni … Na wspomnienie kursu „ kilkoletniego ” twarz pani Marty wyraziła rozpaczliwy przestrach . — Przepraszam pana , że zaraz na początku przerywam ; ale chciała by m wiedzieć , czego on jeszcze szukał ? Przecież już posiadał sekret zwierciadlany ? — Ja też go się o to samo pytał em , to samo zdziwienie sto razy wyrażał em . Długo zbywał mię tajemniczym uśmiechem , aż dopiero po kilku latach , gdy śmy doszli do większego zaufania , pewnego razu wynurzył się : — Oj — przerwała m ze śmiechem — nie wiem , czy by każdy poddał się tej operacji ? Czy by chciał drugim pokazać wszystko , na co kiedykolwiek patrzał ? — Pyszne to rzeczy , ale i zastraszające — odezwała m się z rodzajem trwogi . — Taka wieczna kontrola była by może istotnie zdrową dla moralności publicznej , ale za to dla spokoju domowego , no … to zupełnie jakby śmy mieszkali w szklanych domach . Ach , okropny ten Hallucini ze swoją szpiegowską maszynerią . A toż by nie zostało już kąta na świecie , gdzie by można się schować przed okiem uczonych , notabene nie tylko współczesnych , ale i potomnych ? Gotowi by z jednego guzika odczytać całe życie ludzkie ! Kto by chciał ujść spod ich śledztwa , ten by nie śmiał wypić szklanki wody , musiał by wyrzec się bransoletek , sukien jedwabnych , mebli politurowanych i siedzieć chyba w jakiejś wieży kamiennej … — A i to by nie pomogło ! — zawołał tryumfująco pan Cezary . — I to by jeszcze nie pomogło , bo i tam dojdzie światło , a w świetle nic nie ginie . Któryś z uczonych , jeżeli się nie mylę Babbage , powiedział , że atmosfera jest niejako „ biblioteką zachowującą na swoich kartach wszystko , cokolwiek wyrzekł kiedy mąż albo niewiasta ” , bo każdy dźwięk , trąciwszy raz falę powietrzną , wywołuje dalsze falowanie i przedłuża się ciągle , wiecznie … Tak samo , i jeszcze słuszniej , można by powiedzieć , że atmosfera jest nieskończoną galerią obrazów , bo każdy obraz , odbiwszy się o falę powietrzną , siłą tego falowania odbija się i dalej , dalej , do nieskończoności . Toteż Hallucini nazywał atmosferę „ olbrzymią kopułą zwierciadlaną ” , która nasz glob otacza i powtarza wszystko , co się na tym globie dzieje . A poza powietrzem eter chwyta owe odbicia i podaje znów dalej , a raczej to ani eter , ani powietrze , ale samo światło jest owym przewodnikiem , który przenosi obrazy na swoich promieniach , jak iskra elektryczna przenosi nasze słowa . Pojęcia te wydają się jeszcze ciemne , bo nauka ledwo ich zaczątki zbadała , ale Hallucini zaszedł w nich daleko , na ich poparcie przytaczał mi tysiące wypadków , a nawet wielu autorów , którzy już nieśmiało rzucali podobne domysły . Przeczytam i paniom parę z tych ustępów , ażeby ście nie sądziły , że to wszystko wylęgło się jedynie w naszych głowach . Oto na przykład ciekawa kartka z pism Cahagneta : Skończywszy czytanie , pan Cezary spojrzał na mnie pytająco . — Wszystko to być może — odrzekła m — jednakże … nno , nie powiem , aby m to koniecznie miała między bajki włożyć , ale powiem , że Cahagnet nie jest żadną powagą ani naukową , ani filozoficzną . Samouczek to bardzo zadziwiający , zawsze przecież tylko samouczek , co z rzemieślnika w bluzie chciał nagle wyjść na Hierofanta . — Pani surowo go sądzisz . Spirytyści inaczej myślą i może potomność podzieli ich zdanie . Ale nie chcę spierać się o Cahagneta , za daleko by nas to zaprowadziło . Może panią lepiej przekona inny rodzaj autora , na przykład ksiądz Gratry ? — Co ? Ksiądz Gratry ? A ! to co innego . Mój kochany , nieoceniony ksiądz Gratry ! Jeżeli on co podobnego twierdzi … Ale czekaj pan … Zaczynam sobie przypominać , że kiedyś w jego książkach spotkała m … — Aha , widzi pani ! Przypomnienie stanie się jeszcze wyraźniejsze , kiedy zajrzymy do tekstu . W mojej księdze mam pełno wyciągów z dzieł , a raczej arcydzieł tego prawdziwego mędrca . Oto najważniejszy … jest to sławny ustęp z „ Epilogu ” , jakim Gratry zakańcza swoje wspaniałe studium La connaissance de l'âme : „ Tak , postać tego świata mija , ale istota jego trwa . Z tego wszystkiego , co istnieje , nic nie zostanie zatraconym . Na dowód owej trwałości wszechrzeczy oto piękne podobieństwo , a raczej prawda naukowa , która może trafić i do umysłu , i do serca . Wiadomo wam , że światło , pomimo swojej niesłychanej szybkości , podlega jednakże warunkom czasu . Od słońca do ziemi przylatuje w ośm minut ; od najbliższych nam gwiazd we trzy lata ; od najdalszych ( zawsze jednak jeszcze należących do naszego zbiorowiska ) biegnie przez trzy tysiące , sześć tysięcy lat , nawet dłużej . Światło ziemskie odwrotnie — dostaje się do gwiazd w tychże samych odstępach czasu . Obraz całego globu , ze wszystkimi jego widzialnymi szczegółami , wzbija się nieustannie w niebo — do pierwszych gwiazd dochodzi we trzy lata , do ostatnich z naszego zbiorowiska idzie sześć tysięcy lat . I tak , w chwili kiedy Zbawiciel cierpiał na Golgocie , Boska światłość jego oblicza , jego postaci , jego spojrzenia wzniesionego ku niebu , wszystkie te światła poszły w przestrzeń , poszły i dotąd idą ; cały obraz Ukrzyżowania jeszcze się nie zatarł ; od owej chwili dwa tysiące lat ledwo upływa , więc obraz ów znajduje się jeszcze między gwiazdami naszego zbiorowiska . I jeżeli na jakiejś pośredniej gwieździe jest istota obdarzona wzrokiem bystrzejszym lub narzędziami potężniejszymi od naszych , istota owa widzi ten krzyż , to oblicze , tę koronę cierniową , tak , widzi to wszystko dzisiaj , teraz , jeśli tylko patrzy w tę stronę . A choć i nie patrzy albo śpi , w każdym razie owo cudowne widowisko przesuwa się koło niej ze wszystkimi swymi szczegółami i poruszeniami , i będzie tam widzialne kilka godzin . I tak samo na tysiącach a tysiącach światów , i to przez jutro , i pojutrze , przez lat sto , przez lat milion , aż do skończenia wszechrzeczy . A jak scena Kalwaryjska , tak i wszystkie sceny z żywota ludzkości odbijają się w przestrzeni i płyną w niej bez końca . Ziemia , co wypiła krew Abla , według Pisma woła wciąż do nieba , i tak jest rzeczywiście , wołanie to jeszcze nie ustało . Ramię Kaina ciągle jeszcze gdzieś podnosi się i uderza . Strugi krwi , co raz wypłynęły , nie zatrzymują się w nieskończoności i palec nauki mógł by na niebie pokazać nam gwiazdy , do których plama krwi Ablowej dopiero teraz dopływa . I to samo powtarza się z dziejami wszystkich ludzi , z waszą własną przeszłością , z przeszłością tych wszystkich , których potracili ście i opłakujecie … A więc i moje życie niezatarcie jest przechowane ? Gdy na to wspomnę , ach , ileż myśli ogarnia mię i poraża … Nie , to nie żadne złudzenie , to rzeczywistość jeszcze rzeczywistsza , niż się zrazu zdaje , wszystkie moje ruchy i czynności , wszystkie nawet spojrzenia i postawy , w miarę jak je wytwarzam , rysują się i niejako wyrzeźbiają w obszarze eteru . Otóż więc , z jednego przynajmniej stanowiska , nieśmiertelność już zapewniona mnie i moim dziełom . ” Podczas całego czytania pani Marta patrzyła niedowierzająco to na mnie , to na pana Cezarego . Kiedy skończył , zapytała nieśmiało : — I to ksiądz pisał ? — Tak , pani ! — zawołała m z uniesieniem ( które mię zawsze porywa , ile razy jest mowa o tym skromnym a wielkim filozofie , co lepiej niż Fedon potrafił na sto sposobów udowodnić mi nieśmiertelność ) . — Wyborne pytanie ! A dlaczegóż pani na niebie nie dostrzegasz i połowy gwiazd , które jednak luneta od razu ci pokaże ? Dlaczego patrzysz na kroplę wody , a nie domyślasz się w niej tysiąca mieszkańców , które mikroskop wyraźnie ci objawi ? A ! zawsze człowiek wraca do swojej dziecinnej maksymy : Widocznie więc chodzi tu o władzę czysto przyrodzoną , która nie potrzebuje żadnych bodźców zewnętrznych i zdaje się polegać na jakimś odrębnym usposobieniu systemu nerwowego … Pokazanie się widziadła sprawia tak wielkie wrażenie , że patrzący nie może już nic innego widzieć ani o niczym innym w owej chwili myśleć . Na twarzy jego maluje się frasunek albo wesołość , stosownie do znaczenia wizji . Ta zwykle bywa bardzo krótką , trwa tylko tyle czasu , ile widzący może patrzeć bez mrugnięcia powiekami … Nigdy on nie wie , gdzie , kiedy i co zobaczy . Nieraz widzi przedmioty w ogromnych odległościach , na przykład aż w Ameryce położone ; czasem są to dzieła natury albo sztuki , domy , drzewa , okręty itp . przedstawiające mu się w miejscach , w których jeszcze nie istnieją , ale gdzie kiedyś będą stały … ” Słyszycie , panie ? Gdzie kiedyś będą stały . Najczęściej przecież widuje ludzi i różne przygody , jakie ich w późniejszym czasie mają spotkać , narodziny , śluby , kłótnie , bitwy , zwłaszcza też różne rodzaje śmierci i pogrzeby … „ Zjawisko to zresztą nie zamyka się wyłącznie w granicach Wielkiej Brytanii ; można i gdzie indziej spotkać je między ludem , i to nierównie częściej , niźliby kto sądził . Jeszcze na początku przeszłego wieku pojawiało się w Delfinacie i Sewennach , a rozruchy wówczas tam wybuchające opierały się głównie na widzeniach tego rodzaju . Narodom germańskim także władza ta nie była obcą ; miała u nich wielkie znaczenie między Alrunami ; dziś jeszcze można ją odnaleźć w Westfalii , w okolicach Salzburga i gdzieniegdzie w Szwajcarii . Pojawiała się też i wśród ludów słowiańskich , widzimy ją przynajmniej w Czechach wysoko rozwiniętą podczas tamecznych wojen religijnych . Ale już nigdzie nie rozwinęła się do wyższego stopnia , jak między plemionami pochodzenia fińskiego ; przez nią to owe plemiona tak wielce zasłynęły w magii . ” Görres jeszcze szeroko się rozpisuje , przytacza wiele wydarzeń osobliwszych ; nie on jeden zresztą o tym pisze . Zaciekawiony tylu opowiadaniami , Hallucini jeździł umyślnie do Szkocji ; przywiózł nawet stamtąd kilka słojów , gdzie były w jakimś płynie przechowywane oczy takich ludzi ; badał te oczy anatomicznie ; miał nadzieję , że odkryje w ich budowie jakieś odmiany , jakieś zboczenia , które będzie mógł zastosować do swojej machiny , i mówił mi , że istotnie wiele zawdzięczał tym studiom . Na wieść o przechowywaniu ludzkich oczu w słoikach oczy pani Marty zaokrągliły się z przestrachu . Pan Cezary ciągnął z rosnącym zapał em : — Ależ mój panie — wtrąciła pani Marta z przekąsem — to coś zakrawa na turecki fatalizm ? Nie na tym koniec : Hallucini szedł jeszcze dalej , twierdził , że kiedyś będzie można widzieć myśli ludzkie . — No , tak … do pewnego stopnia … Jednak ośmieliła by m się uczynić zarzut : nie wiem , czy można człowiekowi przypisywać zupełną twórczość jego myśli ? Prawda , są chwile , w których myślimy to , co chcemy , i tak , jak chcemy , jednak są inne — takich nawet jest najwięcej — w których myśli nachodzą nas wyraźnie z zewnątrz , bez współudziału naszej woli , zupełnie jakby istoty obce . Nawet wyrażenia potoczne to stwierdzają , kiedy mówimy : Przyszła mi myśl szczęśliwa . Albo : Nachodzą mię smutne myśli … — A czy wiesz , pani , co się wówczas dzieje ? Te myśli , które przychodzą nam z zewnątrz , to są myśli innych ludzi , obrazy ich pojęć , co przepływają przed nami jak owe fatamorgana . Słusznym też jest twierdzenie , że za ten rodzaj myśli nie odpowiadamy ; człowiek może je przyjąć lub odpędzić . — Ależ w takim razie , proszę pana , przyjmowanie cudzych myśli , które naiwnie bierzemy za swoje , było by duchową kradzieżą ? — Bynajmniej . Myśl , której nikt nie zużytkował , staje się własnością wspólną , jak powietrze , którym oddychamy . Czyż pani się troszczysz o los gazów , jakie z płuc pani odchodzą po każdym odetchnięciu ? Rozpierzchną się one w atmosferze , ulegną rozmaitym przemianom , i każda istota będzie miała prawo na nowo nimi oddychać , jutro , przez całe wieki , do skończenia świata . Nic też trudniejszego jak sprawdzić , kto jest rzeczywistym twórcą jakiej idei ; któż z ręką na sercu ośmieli się powiedzieć : Ja pierwszy to pomyślał em . A może już niejeden pomyślał to samo , tylko swojej myśli pod żadnym kształtem nie objawił ? Jeżeli nie objawił , nie ma prawa o nią się upomnieć ; ten dopiero , co pierwszy wcieli ją w czyn , sztukę albo słowo , ten będzie uznany za jej twórcę . Mieć wielkie myśli a umieć je oddać , to dwa dary zupełnie odrębne i które nie zawsze chodzą w parze ; mnóstwo jest ludzi posiadających pierwszy , a całkiem pozbawionych drugiego ; tacy ludzie są bardzo nieszczęśliwi ; mają doskonałe pomysły , a nie umieją ich urzeczywistnić , widzą ideały , a nie umieją ich drugim pokazać i całe życie mocują się ze swoją połowiczną siłą . Ale i te istoty na pozór zwichnięte bywają nadzwyczaj użyteczne ; karmią drugich swymi pomysłami , chociaż to czynią bezwiednie . Obrazy ich myśli póty krążą w powietrzu , póty się napierają innym duszom , aż kiedyś , może po śmierci swego twórcy , może w jakie tysiąc lat później zostaną przez kogoś uchwycone i szczęśliwiej zużytkowane … — Ach , moi państwo … — krzyknęła pani Marta , chwytając się oburącz za skronie — moi państwo , nie gadajcie takich rzeczy , bo doprawdy może się w głowie przewrócić . — Rzeczywiście — odparł z głębokim przekonaniem pan Cezary — są to przedmioty groźne , a ja muszę chyba mieć bardzo mocną głowę , kiedy pomimo tyloletniego przebywania w tych zawrotnych sferach zachował em jeszcze dzięki Bogu równowagę umysłu . Moja towarzyszka rzuciła mi uśmieszek wyraźnie znaczący : No , już jeżeli ten zachował równowagę umysłu , to nie wiem , kto ją stracił ? W obawie , aby uśmieszek nie popsuł harmonii , zagadała m pana Cezarego innym zwrotem rozmowy : — To jednak rzecz dziwna , że Hallucini , wtajemniczywszy pana we wszystkie swoje wyobrażenia , we wszystkie nadzieje , odmawiał panu tak uporczywie praktycznego klucza tej wiedzy ? — Wierz mi , pani , miał szczerą ochotę powierzyć mi wszystko , ale bał się mojej … jakby to powiedzieć ? Bał się szlachetności , którą zawsze pragnął em łączyć z nauką . Nieraz mówił mi : „ Jeszcze nie możesz zostać prawdziwym adeptem , bo jeszcze z serca jesteś dzieckiem . Po prostu jesteś za dobry . Chciał by ś wszystkim dzielić się ze wszystkimi , a tego nie można — wszędzie muszą być stopnie , musi być hierarchia . Najwyższa mądrość nie dla gawiedzi . Jeśli chcesz wejść między wybranych , musisz trzymać z nami … i wyłącznie z nami … ” — Przepraszam pana — zawołała m — jednej rzeczy nie mogę zrozumieć . Ze wszystkich rysów tego portretu widzę jasno , że Hallucini był , co się nazywa , niedobrym człowiekiem . Otóż to mię niesłychanie dziwi . Mąż obdarzony tak ogromną nauką , szczęśliwiec , który twierdzi , że obcuje z duchami , że ma dotykalne dowody na życie zagrobowe , ach , zdawało by się , że taki człowiek powinien być lepszy od innych ? — Masz pan zupełną słuszność — odparła m — wiem już teraz , do jakiego rzędu mędrców zaliczyć Halluciniego . Ale im lepiej go rozumiem , tym trudniej mi pojąć , jak człowiek pełen pychy mógł pozwolić , aby jego sława razem z nim zaginęła ? Że też przed samą śmiercią , choćby przez ambicję , nie pomyślał o przekazaniu potomności swoich wynalazków i swego imienia ? Szlachetność pańska , na którą za życia się uskarżał , w takiej chwili mogła mu właśnie służyć za rękojmię , że pan przykładnie wykonasz tę misję . — Ach , opowiedzże nam pan te wieści ! — zawołała m z radością . Ale pan Cezary rzucił ukośne wejrzenie ku pani Marcie , jakby wskazywał , że jej obecność stoi na przeszkodzie . W takim usposobieniu serce moje było jak prochownia ; brakowało tylko jednej iskry , ażeby płomień wszystko zajął . Hallucini spostrzegł moją melancholię i niemiłosiernie ją wyśmiewał , nazywając mnie zabalsamowanym egzemplarzem niemieckiej studenterii . Zaczął em go unikać , coraz mniej w domu siedzieć , coraz więcej zawierać stosunków , zawsze pod pozorami zabawy , a rzeczywiście dla dopukania się jakiejś prawdziwej sympatii . Był em istotnie rozmarzony jak student ; nieraz wyszedłszy z wesołej kolacji całe noce błądził em po ulicach , patrząc na gwiazdy i zatrzymując łzy , co mi się bez powodu cisnęły do oczu . Co dzień po południu moim ładnym karyklem pędził em do Trzech Krzyży , a tam , wysiadłszy w Alejach Belwederskich , szedł em pieszo , powoli , pojąc się wonią lip , słuchając słowików , oglądając się za każdym i za każdą , bo zawsze czekał em na owego przyjaciela czy ową towarzyszkę , których przeczucie krążyło wkoło mnie . A jaka zdawała się łagodna ! Do starej damy i do starej klucznicy mówiła słodko , nieledwie z pokorą . Ach , cóż by m nie był oddał wówczas , aby usłyszeć jeden dźwięk jej głosu ! Wystawiał em sobie , że musi być smętny , jak te szklane dzwony , z których Franklin zbudował harmonikę . Bo nad nią zawsze unosił się jakiś smutek . Przed zwierciadłem była w głębi pokoju kanapka ; tam po całych godzinach widział em ją rozmarzoną , nieruchomą , trzymającą książkę , na którą nigdy jej oczy nie padły , albo karniolowy różaniec , którego ziarnek nigdy nie przesuwała . Ubiór jej był zawsze jednakowy : suknia ciemna i schludna , gładki kołnierzyczek , zresztą żadnej ozdoby ; czasem tylko we włosy wpięła kwiat czerwony , a wtedy zdawało się , że ciągnie za sobą kometę . Zaraz na drugi dzień poleciał em do Alej , aby złapać handlarza i gwałtem od niego wywiedzieć się , gdzie mieszka właścicielka zwierciadła . Ale mego Węgra już nie było . Kilka dni prawie przemieszkał em w Alejach , wciąż czyhając i wyglądając : już się nie pokazał na oczy ; zdawało się , że tylko czekał chwili , w której sprzeda lustro , aby przepaść jak kamień w wodę . Nie mogł em sobie darować , żem od razu nie wyłudził adresu wymową albo pieniędzmi . Deszcze wróciły i ja bezowocnie wrócił em do domu . Tylko ta miłość była natchniona nie przez piekło , ale przez najczystsze moce nieba , szlachetna i na wskroś poetyczna . Ale jednocześnie z tym wielkim odkryciem uczuł em także , iż w podobnym rozłączeniu dalej żyć nie potrafię ; postanowił em całą Warszawę do dna przewrócić , wszystkie jej domy zejść od piwnic aż do poddaszy , dopóki nie znajdę mojej wizji . A Mademoiselle Felicia Merlin , Rue Warecka — był nawet i numer . Wpół oszalały z radości , lecę na ulicę Warecką , do wskazanego domu . Pytam się stróża ; ten z początku zaprzecza , mówi , że nie ma osoby z podobnym nazwiskiem . Ale kiedy nalegam , kiedy maluję starą damę wożoną na krześle , stróż przyznaje , że istotnie mieszka tu dama wpół paralityczka , co ma przy sobie pannę do towarzystwa . Może to ta , o którą pytam ? Biegnę do rządcy domu , sprawdzam imię i nazwisko , pokazują się też same co na adresie listu . Hallucini dostrzegł we mnie zmianę , którą zresztą nietrudno było dostrzec , i zaczął jak zwykle żarty stroić z księżycowych westchnień i marzeń . Ale ja na ten raz już mu nie dał em żartować , wybuchnął em z uniesieniem prawdziwego uczucia , silił em się na odmalowanie mego ideału , a gdy słuchał z szyderstwem i ciągłym niedowierzaniem , prosił em , aby spojrzał w zwierciadło i powiedział mi , czy kiedy widział co równego ? Długo nie chciał patrzeć , mówiąc , że on już nieciekawy , że wszystkie ładne kobiety sobie równe . Póty nalegał em , aż dał się namówić i spojrzał , raz jeden ; spostrzegł em z podziwieniem , że się gwałtownie zaczerwienił , potem szybko odstąpił od zwierciadła i rzekł : „ No , rzeczywiście niezwyczajna , ale o czym tu gadać ? Ożenić się przecie nie ożenisz ? ” „ A dlaczegóż nie miał by m się ożenić ? ” , zapytał em urażony jego despotycznym tonem . Wtedy profesor zaczął mi przedstawiać , że małżeństwo było by dla mnie samobójstwem duchowym , że odciągnęło by mnie od świętszych celów i poszukiwań , w których mogę się dosłużyć najwyższego kapłaństwa , że przywiązało by mnie do ziemi i do tej fortuny , którą powinien em wyłącznie poświęcić nauce . To zakończenie ostatecznie mię oburzyło ; pomyślał em sobie : Po co mi wracał eś tę fortunę , jeżeli chcesz mi ją całą pożreć i trzymać mię jak małoletniego w nieskończonej opiece ? Pierwszy to raz Hallucini mieszał się w moje postępowanie . Doprawdy , gdyby chciał mię namówić do tego małżeństwa , nie był by mógł wziąć się na lepszy sposób . Postanowił em , choćby na złość jemu , ożenić się , mieć wolę i raz przecię zakosztować szczęścia . Tegoż samego dnia jeszcze poszedł em się oświadczyć . Co dziwniejszego paniom powiem : stał się daleko mniej wymagającym . Na przekorę wszelkim przewidywaniom zaczął mój grosz oszczędzać i cenić ; ile razy dochód swój pobierał , to przychodził solennie mi dziękować i naddatków żadnych już nie żądał . Tą delikatnością podbił mię ostatecznie . Sądził em , że wydoskonalił się duchowo , część zasługi przypisywał em własnemu wpływowi , a ta myśl koronowała szereg błogich wrażeń , którymi wówczas losy mię obsypywały z usłużnością doprawdy nieprzykładną na tym smutnym świecie . Wtedy wszystko w moim życiu składało się do zupełnej harmonii : kwitnące zdrowie i dobry stan majątku , pomyślność światowa i ciche szczęście w domu , miłość i nauka , serce i myśl rozpromieniona , wszystko szło razem , wszystko ręka w rękę , jak gdyby jakiś taniec zawodziło . Takich pięć lat przeżył em . To były lata prawdziwie szczęśliwe , ach ! może nadto szczęśliwe ! Może na tej planecie nie wolno tylu słodyczy zakosztować bezkarnie ? Już wówczas , jak sobie przypominam , doznawał em niekiedy obaw Polikratesa , co czuje , że jakąś ofiarą będzie musiał okupić się Przeznaczeniu . Ach , nie trzeba mi było wyszukiwać tych ofiar , sam los przyszedł po nie , o cały dług upomniał się od razu jak u Joba , wszystko mi wydarł w jeden dzień ! Ta odpowiedź wydaje się prostą i rozsądną , a jednak … może był by m rozsądniej zrobił , nie słuchając rozsądku i zgadzając się na to żądanie ? Majątek i tak się rozmarnował , a co by m wiedział , to by m wiedział . Trudno … już przepadło . Wtedy mi się zdawało , żem najlepiej robił . Tu mówiący chwilkę się zadumał , a ja zadrżała m , bo pani Marta z nie tajonym zniecierpliwieniem ruszyła ramionami . Szczęściem pan Cezary nie dostrzegł tego ruchu i opowiadał dalej z wielomównością , której szybkość i głośność wzrastała w sposób troszkę niepokojący . — Myślał em , że mój Hierofant obrazi się tą odmową . Gdzie tam ! Wysłuchał , jakby na nią był przygotowany , przyznał , że czynię roztropnie , i zakończył głosem szyderczym : „ Istotnie , może znajdzie się jaki inny amator … lepszy znawca własnej korzyści … W każdym razie nie będziesz mógł powiedzieć , że nie chciał em się z tobą dzielić mymi zdobyczami . Nie , to nie . Jeśli kiedy pożałujesz , sam sobie winę przypisz . ” I odszedł , nie tylko wesoły , ale tryumfujący , jak człowiek , co ma za pasem jeszcze inne zamiary . Pierwszy raz w stosunkach z nim odetchnął em zupełną swobodą i ufnością ; ale jednocześnie z tą ulgą pokazała się z innej strony niespodziana chmura . Dziwne przeobrażenie dostrzegł em w mojej żonie . Ta kobieta , dotąd niczego dla siebie nie pragnąca , ta cicha , skromna marzycielka stała się nagle Harpią niesytą upominków , klejnotów , a nade wszystko pieniędzy . Po jakim roku zaczęły się odkrycia innego rodzaju . Ile razy na jaką zabawę chciał em , aby włożyła te lub owe klejnoty , zawsze mi odpowiadano , że są oddane do naprawy albo do przerobienia , i zawsze brakowało najpiękniejszych , a moja żona pokazywała się w samych wybiorkach . Najdroższe koronki wiecznie były w praniu , jeden szal turecki ogromnej wartości był nie do znalezienia , słowem takie dziwy się działy , że jednego dnia poprosił em ją ze zdumieniem i żałością , aby mi wytłumaczyła , co to wszystko znaczy . Po długich łzach przyszło wyznanie , że wszystko to … sprzedała … dla tych , co potrzebują … że ona nie może … na żaden sposób nie może odmówić pomocy temu , który prosi … Odpowiedź mię rozbroiła . Łagodnie ją strofował em za taką nieoględną litość , przedstawiał em , że nie potrafię rokrocznie kupować jej nowych brylantów i koronek , i zakończył em solenną prośbą , ażeby najbardziej potrzebujących do mnie odsyłała , a własnemu miłosierdziu położyła jakieś granice , choćby dla mojej spokojności . Prośba nic nie pomogła . Po jakich dwóch latach już chodziła tak skromnie ubrana , tak sobie widocznie na wszystko żałowała , dochody rozpraszając w niewidzialny sposób , że mię brał wstyd przed światem i obawa , aby mię nie posądzono o sknerstwo . Pożycie domowe stało mi się mniej miłe . Coraz więcej wracał em do mego Halluciniego , do rozpraw z nim i doświadczeń naukowych , przy których zapominał em o wszelkich kłopotach i niedobrych myślach . O ! bo też wtedy profesor był zachwycający , bez żadnych wymagań , zawsze uśmiechnięty , coraz wymowniejszy i coraz poufalszy . Pewnego dnia , zauważywszy , że już dawno mię nie odwiedził , wybrał em się do niego . Było to w poniedziałek , pamiętam jakby dzisiaj … nie próżno poniedziałek … dzień feralny . Zastał em go niesłychanie zajętego nowym i osobliwszym widowiskiem . Przyrząd magiczny był wycelowany jak zwykle , ale na co ? Za czarną tkanką zamiast prostego zwierciadła stał manekin okryty zbroją zwierciadlaną . Dziwny ten sprzęt wyglądał na jakąś odwieczną starożytność , zwierciadełka składające misterną całość były już mgliste , w wielu miejscach popękane i poobtłukiwane ; główne jednakże kawałki , ten zwłaszcza , który na piersiach tworzył rodzaj pancerza , zachowały się bez uszkodzenia . Pierwsze moje pytanie było , ma się rozumieć : „ Co to jest ? Jakiego to rycerza średniowiecznego fantazja ? ” Profesor uśmiechnął się tryumfalnie i zawołał : „ Aha ! Co to jest ? Ani mniej , ani więcej tylko skarb , unikat zawierający w sobie misterium pyszne i straszne . Tylko chodź i zobacz . ” Przystąpili śmy do rynsztunku i na blaszce łączącej naramiennik z napierśnikiem zobaczył em drobniutko wyryty napis : Jan Tauer anno 1557 . To nazwisko i ta data rozbudziły nagle moją pamięć .