Antonina Domańska Krysia bezimienna Dan w Ujazdowie 7 Junii 1572 Anna z bożej łaski królewna polska * Odpowiedź pani Niewiarowskiej Marcyjanna Niewiarowska — Aa … bo czemu to królewna miłościwa nas się nie zaradzi ! — strojąc przemądrzałą minkę dorzuciła Ewunia Reyówna . — Cicho , bo dostaniesz ! — Choć ta i w starym wieku o męża łacno — dodała przemądra Ewa — zwłaszcza gdy się jest infantką . — Barwa najmiłościwszego pana ! — krzyknęła Basia zdziwiona , dawno już bowiem nikt ze dworu nie zaglądał do Ujazdowa . — Pomóżcie , na miły Bóg , coby żadna w szparze nie ostała ! — Kachna ! — Gość przyjechał — odpowiedział krótko . — Skąd ? — Z Warszawy . Anna porwała się z ławy i przycisnęła ręce do piersi . — Kto taki ? — Wielebny ksiądz Roguski . — Lekarz miłościwego pana ? Do mnie ? Po krótkiej chwili powtórzyła smutnie : * Jasiek Chojnacki śmiało tym razem otwarł drzwi , wyprzedzając jego wielebność jednym krokiem , i oznajmił gościa miłościwej pani . — Laudetur Jezus Christus — powitał gość boskim słowem siostrę królewską . — Z przyczyny ? … Przerażacie mnie , wielebny panie ! — Nasz król miłościwy bardzo chory … — Pogorszyło mu się od owego zasłabnięcia ? — Wasza miłość raczy być przygotowaną na najgorsze … Jęk bolesny wydarł się z piersi Anny . — Jezu miłosierny ! Umarł król ? — Jeszcze nie , ale godziny jego policzone . Królewna pochyliła się nad stołem , wsparła czoło na splecionych rękach i milczała długo . — Król wciąż gniewny na mnie ? — spytała cicho . — Nic wasza miłość nie zyszcze ; owszem , przygoda w drodze trafić się może samej nawet waszej miłości i odwlec widzenie z królem , a tu każda godzina waży . — Cóż tedy robić ? Stanęła w progu . Anna opuściła ręce wzdłuż szaty i stała sztywna , z zaciśniętymi ustami , by głośnym płaczem nie wybuchnąć . Chory , nie poruszając głową , zwrócił oczy ku drzwiom . — Miłościwy bracie … Mówił cicho , krótki oddech głos mu przerywał . Uśmiechnął się . Przygasłe oczy spojrzały dobrotliwie . — Przecz nie siadasz ? — Powiedzcie mi pierwej , miłościwy panie , że mi odpuszczacie winy . — Ty mi przebacz wzajem , rzućmy wszystkie urazy w niepamięć . Usiadła . — Słabym jest nieco ; było już nawet bardzo źle … teraz gorączka ustąpiła dzięki skutecznym lekom , ino siły nadto powoli wracają . — Trza się przymusić dla zdrowia . — Radzić łacno , zmusić się trudno . Wiesz … wyjeżdżam jutro do Wilna . Anna drgnęła . Czyżby mówił nieprzytomnie ? — Tak daleko ! — Nie pomnę . — Ach tak , tak ; wracali śmy lasem , wyszła ku nam Cyganka , nawet mój koń się spłoszył , omal nie spadła m . — Teraz mi wstyd . — Nie wielkić to grzech ; a dziś się człek tej myśli ima i jakoś go ona krzepi . — Cóż gadała Cyganka ? — Tobie wróżyła wielkiego króla za męża . — Widzicie , że się nie sprawdziło . — Cale nie wątpię ; każdej godziny stać się to może . — A wam ? — Tysiąc pięćsetny siedemdziesiąty drugi przekroczył połowę , o co wam chodzi ? — Siedemdziesiąty drugi — z naciskiem powtórzył ksiądz . Stanęła przy łożu , król ujął ją za rękę . — Przespał em się … usiądź jeszcze … mam ci coś powiedzieć … Kto tu jest krom ciebie ? — Jeszcze serce bije … — szepnął . Anna Jagiellonka uśmiechnęła się smutnie . — Przyjdź wasza miłość jutro po kościele do mojej komnaty , mam jeszcze w skarbczyku nieco srebrnego naczynia . — Według rozkazania miłościwej pani , przyjdę jutro rano — odparł krajczy , nisko się kłaniając . — Cóż , postąpiła robota ? — spytała Jagny Kłodzińskiej . — O tak ! … Czyli … właściwie … zda mi się … że … nie bardzo . — Takeśmy się o waszą miłość niepokoiły … — rzuciła Ewunia z żałośliwą minką . — Ze palce igły utrzymać nie mogły … co ? — rzekła królewna niby surowym głosem , ale oczy nic a nic nie były surowe . Anna zaśmiała się mimo woli . — O , najmiłościwsza pani … wykończymy , wykończymy ! — zawołały jednym głosem trzy młodsze panienki , a Kasia Leszczyńska bez wykrzykników pocałowała królewnę w rękę , nawlokła złotą nić w igłę i zasiadła do krosien . Tak więc Anna Jagiellonka , uciekając przed zarazą , przeniosła się ze swym małym dworem do Piaseczna . — Ii … goście … — odparła Jagna , ruszając ramionami . — Dwie dziewczynki z wiejska odziane , tłumoczek wytarty i zawiniątko w zgrzebnym płótnie . — Oho , zeskoczyła z wozu , maleńką wzięła na ręce . — Słyszał kto coś podobnego ? Prosto od schodów wali jakby do własnego domu … Rety , Jaguś … Kachna ku nim wybiega … do komnaty jej miłości drzwi otwiera … — Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus ! — Przybliż się , moje dziecko ; masz pismo od pani Niewiarowskiej ? — Daj zaraz ! — Nie , pierwej musisz być grzeczna . — Nie będę grzeczna , nie puszczę cię . Marysia spuściła oczy skromnie i milczała . — Tuszę , iż nie za wielkie były pochwały ; siła pożytecznych rzeczy mogła ś się nauczyć u pani kasztelanowej płockiej . — Ja jestem Krysia — rzekło dziecko spoglądając rezolutnie na uśmiechniętą panią — a ty ? — O Jezus ! — Marysia załamała ręce . — A ja Hanusia — odpowiedziała królewna z dobrocią . — Pisała mi pani Niewiarowska , że dziecko jest płochliwe ; tymczasem śmiele w oczy patrzy , to dobrze . — Bardzo Marysię miłujesz , prawda ? — Jużci … bawi się ze mną , a zaś potem … bawi się ze mną … — A za matusią ci żal ? — Dlaczego ? — Jak to ? Wszak z matusią przyszła ś do Służewa i pomarli . — Jużci , żal ; ale to była ino moja niania . . — Niania ? — Naprawdę ? Marysia potrząsnęła głową . — A czemuż cię niania zabrała od mamy ? — Nie zabrała ; to oni pojechali . — Kto taki ? — Ano tatuś i mamusia . — Dokąd pojechali ? — Nie wiem . Ponoś do Bozi . Spojrzenia Anny i Marysi skrzyżowały się znowu . — I ciebie ostawili samiutką ? — Ano samiutką , z nianią . Dopiero jak czarny pan przyjechał na gród … — Na jaki gród ? — To ja , Ewunia . — Co powiesz ? — Z Knyszyna . — Co ? — Przyjechał … — Kto przyjechał ? Cedzisz słówko za słówkiem … — Pan oboźny Karwicki . Czy może wejść ? — Proś , proś , czekam z upragnieniem ! Anna powstała z ławy . — Złe wieści ? — spytała cicho . — Bardzo złe — odpowiedział poseł . — Miłościwy pan ? Żałość ścisnęła ją za gardło , głos jej się urwał . Służbisty paź ani drgnął . Powieki tylko uniosły się odrobinę , z oczu strzelił jasny promyczek i zagasł pod rzęsami . — Ty … — powtórzyła Krysia głośniej — pobaw się ze mną . — Nie wolno — odmruknął chłopiec . — Dlaczego ? Boisz się pana ? Rozmawia przecież z jej miłością , ani cię widział nie będzie . Patrzaj , jakie ładne lalusie … — Plagi dostanę . — Paź jestem ! — odpowiedział chłopiec i zadarł nos ku powale . — Paź … aha , tak jak nasz Jasiek ; już wiem . A tobie jak ? — Co mnie ? — No … Jasiek , Wojtek , Staszek , czy co takiego ? — Ja ? Krysia . — A dalej ? — Cóż ma być dalej ? Sad za dworem , a potem las . — Et , co z tobą gadać ! Pytam , jak się dalej nazywasz ? — I piesek też ? — Co też ty gadasz ! Taki duży , a nie wie , że pieskowe mamy muszą też być pieski . Ino lalusie są nasze . — No i co ? — I czego ? — Ano dobrze . Ja pojadę na łowy . — Tak właśnie jak mój tatuś ! A ja zostanę na grodzie , będę przędła tak jak moja matusia . — I będziesz tęskniła za mną . — A jakże . Oknem wyglądała będę i tak sobie zaśpiewam : Czekam na cię , Jasiu , oczy wypatruję , Widzi Bóg na niebie , jako cię miłuję . — Śliczna śpiewka ; ino dlaczego „ Jasiu ” ? — Bo mnie tak niania nauczyła . — Miłościwa pani … gdzieżby to być mogło ! Chyba złośliwe języki donoszą wam nicpotem . — A któż , zdaniem twej miłości , najbliżej tronu ? — spytała ciekawie królewna . — Zatem pozostaje ino … — Henryk Walezy , brat króla francuskiego . Ten ma stronników mocnych w senacie , poseł jego siła obietnic rzuca narodowi . — Pierwsze słyszę ! Oczy królewny zaszły łzami . — Zaiste , wiernego przyjaciela to rada , usłucham jej w pełni . — Wieczerza na stole ! — oznajmił Jaś Chojnacki , otwierając na rozcież drzwi do jadalni . — Jak się zda Szmigielsi , która barwa lepiej odbija ? — Tak , tak , a czy będzie opadła , czy też pod gardło ? — Opadłą skroiła m , proszę waszej królewskiej miłości . Taka strojna szata musi być mocno wycięta . — Haftki srebrne przyszywam do hazuki waszej królewskiej miłości . — Czym będzie podszyta ? — Właśnie rozłożyły śmy ją na dwóch ławach , coby miłościwa pani mogła obejrzeć wygodnie . — Ładna , bardzo ładna ; podoba mi się , że rękawy z bufikiem . Już to zawżdy lubiła m hiszpańską a włoską modę ; niemiecki strój ociężale wygląda . Ale dotychczas ino same strojne suknie widzę ; czas pomyśleć o ciemnych , na rano do kościoła lub na przechadzkę po wirydarzu . — Trepella ? Śmieszne jakieś nazwanie ; co to jest ? — spytała Ewusia . * — A gdzie pierwszy nocleg ? — spytała krajczego Anna Jagiellonka , osłaniając siebie i swoje towarzyszki olbrzymią wilczurą . Kumelski spojrzał z udanym gniewem na Kasię . — Babskie plotki i tyle . — No , ruszaj w imię boskie ! Karczmarz skoczył na równe nogi i wyprostował się sztywnie . Weszli wszyscy do izby szynkownej . — Mam , a jakże , mam dwie komnateczki obszerne . — Zabieramy obie . A łóżka wygodne są ? — Co ? Jak powiadacie ? Siano ? — Musicie dać łóżko , choć jedno , byle dla naszej pani . — No , a cóż można mieć na wieczerzę ? — pytał dalej krajczy , krzywiąc się jak po occie . — No , to kurczęta . — O , ty , Judaszu , zdrajco ! Śmiesz dworować sobie ze mnie ? Kumelski opadł ciężko na ławę , aż go zemdliło ze złości . Nagle drgnęła . — Jezus , Maria ! — krzyknęła Marysia nieludzkim głosem . — A dziecko gdzie ? Znalazły . — Ktoś mi buzię zatkał i chustkę na głowę zarzucił … — oto było wszystko , co zapamiętała . — Ach , Maryś , Maryś … co za śliczna krowisia ! Daruj mi ją ! — No Marysiu , Marysieńko , śliczna , jedyna , kupisz ? — Widzisz , ja cię tak okrutnie miłuję , a tyś taka niedobra ! — Niech panieneczki pójdą choć popatrzeć ; cudne bawidełka ! — mruczał dziad . — Choć popatrzeć , choć okiem rzucić ! — Nie , nie , bliziutko , za czwartym kramem . Przeminęli czwarty i piąty , już się z dwóch szeregów namiotów zrobił jeden , coraz rzadziej stały kramy , coraz uboższe ; ostatni przytykał do wąskiej uliczki , zabudowanej nędznymi , na wpół rozwalonymi domkami . — Zaraz , zaraz , ot , ino dwa kroki … Po tych ceremoniach spuszczono trumnę do grobu i ustawiono po lewicy ojca . — Mylne widzą mi się domysły waszej miłości ; król Henryk młodszy ode mnie . „ Ino dwadzieścia siedem latek ” — pomyślała pani Świdnicka , a głośno wykrzyknęła : Anna Jagiellonka potrząsnęła głową smutnie . — No , to lada chwila i my go ujrzymy . — Cóż za koszałki opałki ! Ludzi wilkami robisz ? — Powiedz onemu , że głupie , niech się nie wyrywa ! Kwitnące na sercu twym dziś co wróżą Lilie te nam ? To wróżą , iż nasza Sarmacja pod królem Henrykiem zakwitnie ! — Ano , pewno ; prawda twoja ; inoś zabaczył , że prócz ceregieli z rycerstwem i uprzejmego poglądania na rozwrzeszczany motłoch , musi nasz miłościwy pan jeszcze do katedry . — Taak ? Nie jutro rano ? — Ciszej , ciszej , synku … pierwej by m ja tobie gnaty pogruchotał , zanimby ś do mego łba się dobrał . To ci pchła czupurna dopiero ! Pożartować z nim nie lza , od razu kara . — No , no , spokój … ludzie na nas patrzą . Kto cię tam wiedział , żeś taki zaciekły papista ; mniemał em , że u pana kasztelanica w służbie dawno ci te baje wywietrzały z głowy . — Znowu zaczynasz ? — A co , nie mówił em ? — mruknął zjadliwie Niemcewicz . — Właściwie … dość czasu było by jutro … — nieśmiało doradzał Bonar . Samuel Zborowski szepnął Firlejowi na ucho : — Ja pójdę dać znać jej miłości o królewskich odwiedzinach ; rad by m ją widział ; zawsze wielce łaskawa dla mnie . — Idź , wasza miłość , i owszem . — Miłościwa królewna uprzejmie oczekuje waszej wielmożności . — Idź przodem . Zaczekasz u drzwi . Spojrzeli na siebie . — Jędruś … — Krysia … — wyszeptali jednocześnie . — Gdyby m nie wiedział , żeś to ty , nigdy by m cię nie poznał … takeś urosła . — Co ? Naprawdę ? Ogromnam ? — Niczym wielkolud ; ażem się zaląkł . — A ja skończył em piętnaście . — Przyjdziesz tu jeszcze ? — To dopiero ! Jakimże cudem ? — Daj ci Boże … ale cóż mi z tego przyjdzie ? — Co ? Ożenię się z tobą i wszelakimi dobrociami cię obsypię . Ino czy mnie będziesz chciała ? — Nie mam ani braciszka , ani siostrzyczki ; biednam sierotka . — Alem cię okrutnie upodobał … — I ja ciebie . — Uciekaj … uciekaj … coby nas nie połajano . Anna zarumieniła się aż po czoło i wskazała wysokie krzesło z oparciem . — Jakoż się powiodła droga waszej królewskiej miłości ? — spytała . Oczy królewny zajaśniały jakby odblaskiem dawnej , uroczej młodości . Król powstał . Ucałował ręce infantki , złożył ukłon na dwa zawody , pierwsza wizyta się skończyła . — Pibrac ! — Słucham , najmiłościwszy paniel — I cóż ? Niepotrzebniem cię wodził ze sobą , polska królewna pięknie się wyraża w naszej mowie , obeszło się bez tłumacza . — Jeszcze się stokrotnie przydam najjaśniejszemu panu . Król ziewnął . — Pibrac ! — Słucham , najmiłościwszy panie ! — Przywołaj pokojowca , niech mnie rozbiera , sam nie odchodź . A propos … Pibrac ! — Słucham , najmiłościwszy panie ! — Infantka ? — Infantka ? — Tkwił eś przecież w komnacie jak tyka … — Tkwił em , najjaśniejszy panie … — No , więc ? — Nie wiem , o co raczycie pytać . — Proszę cię , nie udawaj ! Infantka ? — Bardzo … bardzo niemłoda , miłościwy panie . — Tak i mnie się zdaje . Dobranoc ci , Pibrac ! — Najlepszej nocy śmiem życzyć miłościwemu panu ! * Dnia 21 lutego przed południem miała się odbywać koronacja . Całe prezbiterium katedralne , zamknięte dla publiczności , przeznaczone było na pomieszczenie wysokiego duchowieństwa , senatu Rzeczypospolitej i posłów państw zaprzyjaźnionych z Polską . — Prostakom też nie miejsce na królewskiej koronacji … — odcięła baba . Umilkli . W ławeczce przy kracie szeptała Krysia do ucha swej przyjaciółki : — Maryś … widzisz ty ? — Co takiego ? — A tam … naprzeciwko nas … po drugiej stronie … — Cóż tam ma być ? — Jakżeż ! Jędruś stoi . — Jaki Jędruś ? — Ee … no , mój Jędruś i dość . Zawoła m go . — Ano , to ino ręką na niego kiwnę . — Nie wolno . — Aha … uwidział mnie ! — pisnęła , zapominając o strasznej , drewnianej halabardzie . — Cicho , Krysiu , bo cię wyprowadzę precz … rozumiesz ? — A to z czego ? — spytali ze współczuciem . — O rety … jakżeś się tak snadnie wydobył z tłoku ? — szeptała Krysia z uwielbieniem . Pochylił głowę do jej ucha . — Skłamał eś , skłamał eś , jeszcze się wykręcasz ! — Et … głupstwa pleciesz , ni w pięć , ni w dziewięć . Patrzał by ś lepiej , co oni tak z miłościwym królem wyprawiają . — Skwapliwie korzystam z łaski waszej królewskiej miłości — odpowiedziała pani Zborowska pochylając się , by pocałować rękę królewny . Wyszły do przedsionka , za nimi panny dworskie . — No , Baśka ! Lecisz na mnie ; dobrze , com się klamki chwyciła , byłabym runęła jak długa — burknęła Ewunia . — Cóż ja winna , żem się potknęła ? — Chodź , chodź , ino prędko , prędko uciekajmy ! — O , Maryś , Maryś … ten dziad z Częstochowy … ten bez zęba … ten , co mnie chciał porwać … — Przyśnił ci się ? Czy co takiego ? — Widziała ś go naprawdę ? — Oj , widziała m ! Już on tu pewno po mnie przyszedł … Krysia płakała cichutko . * Burmistrz przemówił : Król kazał tłumaczowi zapewnić burmistrza o swym wielkim zadowoleniu i podał mu rękę do pocałowania . Odeszli . — Niech się zbliżą — odpowiedział król . Drobnej budowy i wypieszczonego ciała książątko francuskie wyglądało przy tych olbrzymach jak dziecko . Król uśmiechnął się mimo woli … Skończyła się i ta pańszczyzna . — Tajemnicza mowa ; jakoż ją mam tłumaczyć ? — Jakże to ? Prosto z majestatu , w królewskim płaszczu ? — wahał się Henryk , ale mu oczy błyskały ochotą . — A panna młoda ładna ? — spytał król , przymrużając figlarnie jedno oko . — Tak jest , proszę waszej wielmożności , Jan był moim bratem . — Był ? Jakoż to rozumieć ? — Oboje braterstwo pomarli na morową zarazę przed czterema laty . — Jako jedyny brat odziedziczył em puściznę . Pokłonił się raz jeszcze królowi i zeszedł na dół , przypatrywać się turniejom . — Sługę swego nasadzasz na mnie ? — krzyknął wściekle . — Bij się sam , tchórzu ! — Nie za miasto ! Tutaj ! Natychmiast ! … — krzyknął Zborowski . — Broń się , bo ubiję ! — A mnie wolno ! — zuchwale odparł Zborowski , odtrącając Wapowskiego . — Miejcież pomiarkowanie ! — Nie mam pomiarkowania ! Precz ! — Nauk nie żądam … precz , mówię ! — Na rany Boga was zakli … Wapowski umarł w cztery dni później . — Musiała by to być chyba śmiertelna chorość , a i tę zwyciężyła by nadzieja krzepiąca serce , że was tutaj zobaczę . — Mogę mówić śmiele ? — Jako pani do swego służebnika . — Co ta żaba wyplata ! — zawołał z wymuszonym uśmiechem . Zakręcił się i wybiegł do drugiej komnaty ze śmiechem . — Czyżby kto … — szepnął król do dworzanina . — Broń Boże ! Ot , błazen , gada trzy po trzy , więcej nic . Westchnęła , przeżegnała się i uspokojona zawołała Kasieńki . Panna Leszczyńska wbiegła z przyległej komnaty . — Słucham pokornie waszej miłości . — Jakoweś tajemne znaczenie … gdyby rozważyć … — A cóż uczyni z Krysią ? — Domine , exaudi orationem meam … — żałośliwym głosem odpowiedziały dziewczęta . — Marysiu … Zamiast zwykłej , uspokajającej odpowiedzi — milczenie . — Maryyysiu … — odezwało się dziecko znowu . Otworzyła drzwi ostrożnie , wyjrzała ; ciemno , straszno , kamienna posadzka zimna jak lód , w którą stronę się zwrócić ? Krysia uczuwa pod ręką przerwę w murze . — Co to ? Jakaś szpara … Nie , to okienkol Mur gruby , wsunę się głęboko , może mnie nie zobaczą … Wdrapuje się do framugi , wstrzymuje oddech … Otucha wstąpiła w serce Krysi … — Mario , królowo … to nie dziad ! — Oho … gdzieś się podzieli … czy zgasili latarki ? — Już wiem … schodki jakieś … Gdzież oni idą ? Posuwa się ku baszcie . — Matko Boska , święta … nie zabijajcie ! — przeszywa powietrze donośny krzyk dziecka . Cisza . Kroki się oddalają . Spoza muru wychodzi jakiś człowiek , chwiejąc się na nogach . Oczy Krysi , przywykłe do mroku , widzą dobrze . — Antoni , kuchta ! A ty co tu ro … — Kto taki ? — Kogo ? * — No i cóż ? — Z czym że wasza miłość wracasz ? Tęczyński rozkrzyżował ręce bezradnie . — A z niczym . — Jak to ? Nie dopędziiiście króla ? — Aha … za granicę zdołali ujść ! — I cóż ? — Ano co ? Mówić sobie nie dał o powrocie . — Boś wasza miłość nie nalegał ostro … — gniewnie mruknął wojewoda Firlej . — Trzeba mu było powiedzieć , że Rada nie będzie się przeciwić , niech ino z naszą wiedzą i zgodą jedzie , a nie potajemnie . — To te kukły francuskie namówiły go do wszystkiego … — Licho ich wie , kto kogo namawiał , dość że ujechali . — Pohańbił Rzeczpospolitą ! — krzyknął Mniszek . — Spoliczkował cały naród ! — zawołał Bonar . Głęboko osadzone czarne oczy księcia osłoniły się powiekami ; nie można było odgadnąć , czy podziela zdanie Zborowskiego co do treści listu . Tu skłonił się nisko , patrząc bystro w twarz księcia . Batory potrząsnął głową ze wstrętem . Ciężkie westchnienie i smutek beznadziejny w oczach przeczyły tym słowom . Podjechał , gospodarz stał właśnie przed bramą . Jędruś zupełnie ocucony przylgnął twarzą do szpary , patrzył i słuchał z bijącym sercem . „ Zbójcy jacyś … zmawiają się na kogoś … ” — pomyślał . — Więc słuchaj i rób , co ci kazuję — szeptał głos pierwszy . — Stara nie mieszka na zamku , ino w dworcu książąt mazowieckich . — Jaka stara ? — Tożeś motoł nad motoły : królewna Anna przecież . — Aże coś na wnątrzu boli od takiego gadania . Nie rezonuj — a nastaw uszy . — Nastawiam . — Słuchasz uważnie ? — burknął ostro głos pierwszy . — Co by m nie słuchał … dy mam uszy — odpowiedział zuchwale głos drugi . — Dy mi już nie kładźcie łopatą w głowę , ino gadajcie dalej . Jędrusiowi aż w uszach zadzwoniło . — Królowo niebieska ! — jęknął . — Co powiadasz ? — spytał głos za ścianą . — Nic nie gadam , ino słucham . — Ktoś gadał , tylko co . — Tu obok , za ścianą … — Jużci , bez pół nie będę robił , ino akuratecznie . Chciał by m was jeszcze o coś zapytać … — No , co takiego ? — Sprawiedliwie się bać można ; ci dwoje nad żywot miłowali pańską dziecinę . — A może już dawno pozdychali … Światło w alkierzu zgasło . Nagle przystanął … uderzył się ręką w czoło … Chłopak skrzywił się nieznacznie i przygryzł wargi . Jędruś schylił się , udał , że coś z ziemi podnosi , i zawołał : — Szczęśliwej drogi ! Jędruś dosiadł konia i puścił się galopem . Tuman kurzu zasłonił go przed oczyma karczmarza . Niebawem zaczęły się ukazywać pierwsze domki przedmiejskie , a w promieniach wschodzącego słońca połyskiwały krzyże na wieżach kościelnych . — Niech będzie pochwalony … zdrowiście wszyscy ? Zamilkł , usunął się na bok i zerwał czapkę z głowy . Anna Jagiellonka ukazała się w progu domu . — Czy do mnie cię przysłano ? — spytała zatrzymując się . — O co chodzi ? — spytała królewna . — O życie — odparł krótko Chwalibóg . Dziewczynka spuściła oczy . — Miłościwa pani złocista … nie swarzcie ! Tak mi pilno było pochwalić się … — Ciekawam czym ? Nauczyła ś się już może obrębować , hę ? — Coś lepszego , sto razy le … Spojrzała przed siebie i klasnęła w rączki . — Jędruś ! Pan Andrzej Chwalibóg stał bardzo poważny , bardzo wyprostowany i czerwony jak burak . — Krysiuniu , dość tego . Powtarzam ci , że się już nie gniewam . — A do pani ochmistrzyni mam iść o karę się dopominać ? — Nie , nie , już tym razem i karę daruję . — A miłujecie mnie ? — Miłuję . — No , to mnie pocałujcie . — Mogę się przywitać z Ję … z panem Andrzejem ? — spytała Krysia , patrząc spod oka na miłościwą panią . — Pierwsze słyszę o tej znajomości — dziwiła się królewna . Za to w Krysi dzielność urosła . — A mój pan przyjechał do Łomży z nowinami o elekcji — wpadł jej w mowę Jędruś . — Więc mnie przywołała k'sobie , proszę miłościwej pani . — A ja mu pokazała m moje lalusie i zaraz pojechał na polowanie . — A ona siedziała w oknie i śpiewała . — A on był moim mężem . — A ona była moją żoną i na koronacji króla Henryka byli śmy społem . — O , tak … widzę jasno , że nic nie rozumiem . — Będziesz na mnie czekała ? — Będę . — No i cóż , panie krajczy ? — spytała Anna piątego wieczora , spotkawszy Kumelskiego w korytarzu . — A jeśli ów człek mocniejszy od was … niech Bóg zachowa … Kumelski zeszedł po cichu ze schodów i schował się w najciemniejszym kącie za jednym z filarów wspierających sklepienie przedsionka . Wytężył wzrok w kierunku otwartej bramy i czekał z niezmąconą cierpliwością . I znowu szmer … jakby ostrożne stąpanie bosych nóg … Kumelski odczuł raczej , niż dojrzał , zbliżanie się człowieka … Coś przystanęło … za chwilę wyraźne stuknięcie … „ Aha , uderzył nogą o słupek … — pomyślał Kumelski — teraz maca rękoma , żeby znów o co nie zawadzić … ” Wysunął się po cichu zza filara , a potem szedł już swobodnie ku podwórzu . Na kamiennej ławie przed wozownią siedziało dwóch stajennych i kuchta . — Nie miał by m ? Toli wisi na murze w stajni . — Jużci . — Kuba , naprzód ! Płynie Wisła , płynie , do morza , do morza , A moja Kondusia rumiana jak zorza ! — zahuczał sobie kuchta , aż mury odpowiedziały . — A ty tu czego szukasz na schodach , zbójeckie nasienie ! — wrzasnął Jacek wyrywając się naprzód . — Zaraz , zaraz , dy nie uciekam … po co wiązać . — Co tam za hałas ? — dał się słyszeć głos pani Świdnickiej . * Zajechawszy , prosili o posłuchanie . Stefan Batory przywitał wszystkich łaskawie i rzekł : — I nam ! — I nam ! — Pójdziemy w ogień za wami , najmiłościwszy panie ! Gospodarz domu zbliżył się do najjaśniejszego pana i rzekł : — Jakież to nowiny ? — spytał Batory ciekawie . — Nie chcecie , to ja opowiem ; ale jakby m co zmylił … — Nie dajcie się prosić , panie starosto — dodał król — ciekaw jestem okrutnie . — Więc jakże to było ? Urwał i ręką machnął pogardliwie . — No i cóż się stało ? — spytał Batory . — Jakże to ? Mówili ście przecież , że bez krwi rozlewu ? — Wiadomo waszmościom — rzekł król — że Korona złożyła już na cele wojny pół miliona złotych ; zali Wielkie Księstwo Litewskie postanowi jakie podatki na tę potrzebę ? — Już uchwalone ! — zawołał Sapieha . — Grosz się sypie , nie damy się prześcignąć Koronie ! — dodał Konstanty Łaba . — Ja dwustu ! — rzekł Kiszka . — I ja dwustu ! A mój brat tyleż zobowiązuje się — oświadczył Rudowski z Nowogródka . — Niech żyje nasz król ! Nasz hetman nad hetmany ! — krzyknął ktoś w tłumie . — Niech żyje ! — powtórzyli wszyscy za nim . — Niech nas prowadzi ! — Hajże na Moskwę ! — Zwyciężymy ! — Niech żyje król Stefan ! * — Miłościwy pan śpi ? Gość odchrząknął z cicha , król podniósł oczy od księgi . — A … pan hetman … jak to dobrze , że ście przyszli , pogadamy . — Nie pomylili ście się , wojewodo ; odpoczynku miłego zażywam po pracy — odparł król . — Oto siedzę w ciszy , wygodnie . — Dusza ? — Czytali ście przecież … Król podsunął milcząc księgę ku hetmanowi . — Commentari de bello Gallico … Pisma Cezara ? Mielecki słuchał z podziwem tej mowy . — O najmiłościwszy panie … przy was żyć , waszych rozkazów słuchać — to takoż w jasności przebywać ! Batory zamknął księgę i odsunął ją na bok . — Jak myślicie , będzie temu koniec jutro ? Co dzień upatruję białej chorągwi , toć szpieg , powiadają … — I cóż ? — Jakże to ? Urwał , zmarszczył brwi , przesunął ręką po twarzy i odetchnął głęboko . — Coś wam srodze dolega , wyrzućcie tę gorycz z siebie . — Uciekały , chudziaki , rade , że śmierci umknęły , a tu sroższa ich w polu czekała niż za murami . — Co powiadacie ? — Wiadomo wam , najjaśniejszy panie , że załoga moskiewska chyciwszy cztery dni temu kilkunastu oblegających Niemców z naszej piechoty najemnej … Król się żachnął . — Ukarali ście surowo bezecników ? Batory brwi zmarszczył , ale nic nie odrzekł ; po chwili mówił : — One wieże drewniane , które im kniaź Iwan dał pobudować , to nasz wróg najgorszy . Te zniszczyć , a Połock nasz . — Raczcie wyjrzeć , panie hetmanie , co się tam dzieje — prosił król . Mielecki wyszedł na pole . — Co to za hałasy ? Jak śmiecie ? — Co to za człowiek ? — zapytał . — Krucicę miał za pasem i nóż za pazuchą ; o , jaki ostry ! — dodał drugi żołnierz . — Chce zyskać na czasie , coby mógł uciec przed stryczkiem — dodał drugi . — O mój Boże … a gdzie ? W jego pułku chciał em służyć . — Kto to wołał ratunku tak żałośliwie ? — spytał Mieleckiego . — Schwytano szpiega , kazał em go obwiesić — odpowiedział hetman . — Moskwicin ? — Podał nazwisko ? — Jakoby Andrzej Chwalibóg , ale to … Stefan Batory chwycił Mieleckiego silnie za ramię . — Hej , ty ! … — zawołał król do żołnierza na warcie . — Biegaj za nimi … niech wracają natychmiast ! Pojmanego puścić wolno … Wiesz , którędy poszli ? Westchnienie ulgi wydarło , się z piersi hetmana i króla . Przytulił twarz do kolan królewskich i szlochał głośno . — Mości Chwalibóg … wybaczcie … zgrzeszył em ciężko przeciw wam … — jąkał hetman — nie pamiętajcie mi tej krzywdy … Na Boga ukrzyżowanego was zaklinam , podajcie mi rękęl Batory położył mu rękę na ramieniu łagodnie i uśmiechnął się . Mielecki nie czekał odpowiedzi , objął chłopca wpół i przycisnął do piersi . Tego już nie mógł znieść Jędruś obojętnie . Ileż to lat minęło od śmierci ojca ! Ile już lat nikt mu nie powiedział … synu ! Schylił się pokornie jak dziecko i pocałował hetmana w rękę . * Stefan Batory po naradzie z pułkownikiem Bekieszem , hetmanami Zamoyskim i Mieleckim kazał ruszyć piechotnym oddziałom na zdobycie bardzo przez poprzednie walki nadwerężonej warowni . — Mój Racz chce zebrać ochotnika i pójść podpalić wieżę . — O panie miłościwy … niech idzie , niech idzie ! A spoza gruzów palisady , z okienek wieży biły kule … Przystanęli u stóp wieży . Hetman liczył sekundy przyśpieszonym , huczącym w uszach biciem swego serca . Każdy żołnierz odpiął połowę chruścianego pancerza i wtykał , gdzie trafił , w szczeliny między deskami … Zmora oblegających rozwiewała się z dymem , straszna wieża płonęła . Jędruś Chwalibóg powracał wśród ochotników pana Racza . Teraz dopiero ochłonął . Odeszli . — Co to było ? — krzyknął ostro do swego adiutanta . — Panie hetmanie … — Jak śmiał eś się dopuścić takowego zuchwalstwa ! Wysłał em cię z rozkazem do pułkownika Montwiłła , a ty … — Rozkaz zaniosł em , panie hetmanie … — Miał em ich cały deszcz nad sobą , panie hetmanie … — wyjąkał Chwalibóg . — Służba samowoli nie cierpi . Jędruś chwycił za strzemię i pocałował Mieleckiego w kolano . W twarzy hetmana coś drgnęło … przymknął oczy . — Nie , nie przebaczę — szarpnął wąsy , odetchnął z fukiem . — Pójdź do króla ! — Gdzież to waszmości tak usmolono ? — zaśmiał się król . Chwalibóg padł jak długi na ziemię twarzą do nóg hetmana . — Niech jedzie . A kiedy wraca ? — Według woli waszej królewskiej miłości . — Za dwadzieścia dni , o tej godzinie ! … — rzekł półgłosem . — Przekonam się , zali nauka nie poszła w las . — O tej godzinie . Chybabym nie żył . — Najmiłościwsza pani … Połock wzięty ! — Święta Patronko ! I stanęła jak wryta . Podali sobie ręce . — Waszmość co dzień … wszak na wojnie mogą zabić , zastrzelić , zarąbać , wojna taka straszna … — Wrócę zdrów , niech panna Krystyna będzie spokojna — zerknął na bok , miłościwa pani czytała list pilnie . — W złotogłów cię oblokę , diamentami obsypię … umiłowanie moje ! — Zgadywać ? — spytała dziewczynka , przechylając figlarnie główkę na ramię . — Król jego miłość już wrócił ? — Powie mi wasza królewska miłość , kogo ta panna poślubia ? — Zaszczyt z obu stron : panna młoda — Batorówna , a narzeczony kanclerz i hetman wielki koronny — Jan Zamoyski . — Sądzicie , miłościwa pani , że już nikt nie czyha na mnie ? — Mała była m wtedy , ale mi się wierzyć nie chciało takowym posądkom . Po cóż by go miano uśmiercać ? — Wszak do więźnia nikogo nie dopuszczano ? „ Ach , Boże , Boże … co mnie Kraków obchodzi , nijakie zabawy mi nie w głowie … — pomyślała Krysia wzdychając . — Kto wie , gdzie się biedny Jędruś podziewa ! ” Dnia 4 czerwca 1583 zjechała królowa na Wawel . — Skoro zatem nic nie stoi na przeszkodzie , to każę powozem zajeżdżać . * Późno w nocy wrócono do Krakowa . — Masz co do powiedzenia ? — spytała . — Jego wielmożność pan miecznik Wolski uprasza o posłuchanie w pilnej sprawie . — Mówił eś mu , żem jeszcze nie śniadała ? — Tak jest ; powiedział , że zaczeka , pokąd rozkażecie . Siedzi w antykamerze . — Zaciekawiacie mię srodze , panie mieczniku … — Mam zaszczyt przedstawić najmiłościwszej pani syna dobrego przyjaciela : Stanisław Żółkiewski , wojewodzic bełski . — Tak jest , ale nie dorozumiewam się , w czym ja ? Anna Jagiellonka uśmiechnęła się dobrotliwie . — Łaska miłościwej pani stokrotnej ceny dodaje temu podarunkowi , nie rozstanę się z nim nigdy ! — zawołał Żółkiewski , całując rękę królowej , a ona dodała wesoło : Żółkiewski powstał i usiadł znów obok Wolskiego . — Spróbować nie zawadzi — odparła Anna żartobliwie . — Ino że stroju potrzebnego nie mam , a do jutra … Pochylił się ku miłościwej pani i szepnął : — Samuel znowu grasuje po Rzeczypospolitej … — Na miły Bóg … prawdę powiadacie ? — Widziano go we Lwowie , przed tygodniem był w Kielcach , pewnikiem i Krakowa się nie zlęknie . Drwi sobie z sądów i wyroków . — Służby wierne składam u stóp waszej królewskiej miłości . — Powodzenia w zabawie życzę waszmościom . Do zobaczenia jutro . — Był przed chwilą — odparł tenże — coś chyba ciekawego dojrzał , bo widział em , jak parł koniem ku ratuszowi . — To ziemia inflancka oswobodzona orężem waszej królewskiej miłości . Król powstał z krzesła , oparł się rękoma o kamienną balustradę i patrzył rozbawiony w rynek . — Gdzież nam zawrócić i którędy jechać ? — spytał siostrzeniec pani miecznikowej , który był za woźnicę . — Zuch Pluto ! Porwał Prozerpinę ! — Dzielnie mu się udało ! — Nie wiecie , który to ? — Jeden ze Słuckich może ? — Raczej Osiecki , bo ten chybki jak piorun . — A to ci diabeł dopiero ! Pani miecznikowa siedziała przez chwilę jak skamieniała . — Co to takiego ? … Co się stało ? Gdzie ten człowiek ? — wyjąkała wreszcie do siostrzeńca … — Doścignie ! — krzyczano dodając mu otuchy . — Nie doścignie ! — słychać było inne głosy . — Ówten konia ma zacnego ! — Ale ten za to lekki i sam jeden ! — Oho , przeleciał bramę ! — Ależ pędził … Dogania go ! — Oho , odsadził się … umyka , też to umyka ! — Jezus Maria ! — O , rety … puśćcie mnie ! Czym że wam zawiniła m ? — szlochała Krysia . — Czym ? Tym , że żyjesz ku mojej krzywdzie ! — Nie znam was . — Milcz … nie mam czasu na gawędki ! Usłyszawszy tętent , obejrzał się . — Tysiąc biesów ! — i ścisnął konia ostrogami . Wyjął z olster krucicę i krzyknął odwracając głowę : — Wracaj precz , bo ją w twoich oczach uśmiercę ! — a Krysi syknął w ucho : — Miała ś jeszcze dwie mile przed sobą , podziękuj ówtemu , że zginiesz pierwej ! — Nie słuchasz ? Pilno ci ? No to patrz ! Odwiódł kurek … Huknął strzał … Jędruś Chwalibóg dobiegał już miedzą . Zeskoczył z konia . — Krysia ! Umiłowanie moje ! — Co … to … kto … Matko Boska , Jędruś ! Podeszli do rannego na palcach , w milczeniu , przejęci grozą . Jędruś odwiązał maskę i żachnął się . — Co ci jest ? — To ten sam … — Kto taki ? — Ten , który się z dziadem zmawiał w karczmie . — Ach , jaki blady ! — Śmierć ma na twarzy wypisaną — szepnął chłopiec . — Co tu robić ? Ani we dwoje go nie udźwigniemy … Pobiegli . W rynku wrzała jeszcze zabawa , gdy ponury pochód zawrócił z Floriańskiej ulicy do domu Spiglera . — Nie ; zda mi się , że go pierwszy raz widzę . — Poślijcie po medyka , ja zejdę na dół . Nie podobna weselić się w obliczu śmierci . Zamoyski pochylił się nad umierającym . — Teraz go poznaję — rzekł — to Hieronim Płoński , starościc barski ; widywał em go kilkakrotnie u kasztelana mińskiego . Król spytał po raz drugi : — Czy chory , czy ranny ? Co się stało ? — Ja go zabił em — rzekł Chwalibóg , patrząc królowi spokojnie w oczy . Odetchnął głęboko , przesunął ręką po czole i pohamowawszy gniew , mówił dalej : — Z jakiej przyczyny zabił eś tego rycerza ? Przez tłum przeciskał się paź królewski , za nim szedł lekarz . Pomacał skronie , wziął za puls . Drgnął … otworzył błędne oczy … poruszył ustami … Rzucił głową , na wargach pokazała się różowa piana . — Nie ja go sądził będę — rzekł cicho Stefan Batory .