Stefan Grabiński Opowieść wenecka — Avanti ! — podał sternik hasło przez tubę w czeluście kotłowni i vaporetto wyzwolone z uwięzi zaczęło rozgarniać sztabą leniwe wody . — Ferma ! — spadł rozkaz z wyżki w środku vaporetta . I wtedy przyszedł mi w pomoc szczęśliwy przypadek . — Dispense V . — Este libro pertence a V . No es verdad ? — Pan mówi po hiszpańsku . Może jest pan moim rodakiem ? Był em zachwycony . — Najlepiej będzie — zaproponował em — jeżeli wstąpimy do Corvo Nero opodal przystankavaporettów . Spojrzał em trochę zdziwiony : Odpowiedziała srebrzystym śmiechem : I wsiedli śmy do łodzi . — Tamten jest trójdzielny — odpowiedział em . — Chodzi mi o partie górne . — A tak , oczywiście — przyznał em — oba są zabudowane , zwłaszcza ten we Florencji . — Sama tandeta i surogaty — odpowiedział em . — Podwiezie mnie pan pod moje mieszkanie . — Z najgłębszą wdzięcznością . Od czego zaczniemy ? Uśmiechnęła się . — Pojedziemy dalej gondolą . Proszę usiąść tu przy mnie . I wskazała mi miejsce w łodzi . — Beppo , cava il felze ! — rozkazała gondolierowi . — Czy też pan choć raz pomyślał o mnie od chwili naszego pierwszego rozstania ? — Tak trzeba , tak być powinno . Avanti , Beppo ! — Dokąd płyniemy ? — rzucił em odruchowo pytanie . — A — oel ! — rozległo się ostrzegawcze wołanie wioślarza . — A — oel ! Sia stali ! Gondola podpłynęła do schodków debarkaderu . Wysiedli śmy . Pani zwróciła się do przewoźnika : — Sta bene , signora , sta bene . — Szczególnie po wyjściu z mrocznych czeluści kanałów — uzupełnił em jej uwagę . Donia Orpega wyjęła z torebki kilkanaście sztuk półlirowych , zawinęła w papier i śmiejąc się , podrzuciła w górę . Z brzękiem rozsypały się pieniądze po flizach uliczki . — Teraz uciekajmy , dopóki zajęte zbieraniem . Skwapliwie zboczyli śmy w sąsiedni zaułek . O parę kroków przed nami zalśniła brylantowymi blaskami laguna . — San Michele ! Podniosła na mnie zdziwione oczy : — Był pan tam już może ? — Por Dios ! — rzekła , zasłaniając siebie i mnie parasolką przed natarczywymi promieniami słońca . — Nie lubię przesądnych mężczyzn . Adelante , Beppo ! Sia di lungo ! — Ani porównania z ospałą , gęstą i cuchnącą wodą kanałów . — Barwy dobrane jak na palecie Claude Moneta . — Lub naszego Wyczółkowskiego . Popatrzyła , lekko podnosząc brwi . — Przemawia z pana syn Północy . Wasze cmentarze muszą mieć wygląd zupełnie odmienny ? „ A Luisa Riccardi , moglie adorata — il marito ” — czytał em napis u dołu . — Jakie to piękne , seniora — rzekł em w zamyśleniu . Rzucił em okiem na wstążkę napisu . Patrzył em na Inezę wstrząśnięty do głębi . — Więc tu spoczywa … — Usiądźmy tam na ławce w alei cyprysów — zaproponowała . — Mój mąż skończył samobójstwem — usłyszał em nagle jej głos altowy — w piątym roku naszego pożycia . — To pani pchnęła go w objęcia śmierci , seniora — odpowiedział em niemal surowo . — Nie wierzysz , Inezo ? — Nie wierzysz ? — zapytał powtórnie z odcieniem obłąkania w swych ślicznych , niezapomnianych oczach . — Chodź do mnie , Antonio ; wszak jesteśmy tylko ludźmi , tylko parą spragnionych siebie kochanków . — Więc ja ci udowodnię . — Podziwiam was oboje : namiętność jego i twój obiektywizm , pani . — Późno już i strażnik wzywa do opuszczenia cmentarza . I rzeczywiście , zbliżający się z głębi alei jakiś mężczyzna dawał nam z daleka znaki . — Tak , czas wracać — przyznała zamyślona . — Cmentarz zamykają tu wcześnie . Wkrótce znów żeglowali śmy gondolą po lagunie . — Dokąd płyniemy ? — zapytał em , ślizgając się spojrzeniem po rozlewisku wód . — Najpiękniejsza partia miasta — odpowiedział em , nagle poważniejąc . Trąciła mnie wachlarzem w ramię . — Skądże to nagłe zamyślenie ? — Cel naszej jazdy wywołał we mnie smutne skojarzenia ; jakie , powiem na miejscu . I przy mojej pomocy wyszła na marmurowy cokół nabrzeża . — Idziemy do „ Café Orientale ” . Z zamyślenia obudził mnie głos Inezy : — I dotrzymam jej wiernie . — Pani wierzy we wróżby ? Chwyciła mnie za rękę i odpowiedziała z akcentem zdumienia : — Narzuciło mi się to jakoś tak znienacka , że nie mogł em się oprzeć . Czasem pewne myśli nadciągają nie wiadomo skąd i dlaczego . Zaprzeczyła żywo : — A zatem myśl pani przeniosła się na mnie — wyciągnął em wniosek . — Nie słyszał pan dotychczas o nim ? — Nie . — Jeszcze nie widzę związku z naszą rozmową . Spojrzał em z odcieniem ironii : — Pani wierzy w te bajeczki z „ duchami ” ? — Ach tak , teraz rozumiem — to też rodzaj wróżby . — Jak to pójdę ? Czy Bellotti mieszka tu gdzieś niedaleko ? — Z prawdziwą przyjemnością . Od pewnego czasu widzę , jak rozwija się przede mną wstęga niezwykłych zdarzeń . — Nie przypuszczam — odparł em z uśmiechem . — Było by to dla mnie zbyt pochlebne . — Por Dios ! — zawołała nagle , orientując się w czasie . — Pora wracać do domu . — Donna Rotonda passa ! Donna Rotonda ! — usłyszeli śmy trwożne szepty . 15 lipca Opowiedział em mu treść obrazu i powtórzył em jego słowa . Pochylił w zamyśleniu głowę i zwrócił się do Inezy : — Pani jest wdową , seniora ? — Tak , panie . — Obrączka więc uwarunkowała wizję nieboszczyka . — Może pani w ostatnich czasach myślała o tej nieszczęśliwej ? — rzucił przypuszczenie Bellotti . Bellotti rozkrzyżował bezradnie ramiona . Podziękowali śmy i zamyśleni zeszli śmy do gondoli . 10 sierpnia — Si , signore , un letto matrimoniale — odpowiedział em . I wzięto nas za małżeństwo . Takie bywają nasze noce . Bo tak teraz nazywam biedną wariatkę , postrach weneckiej dziatwy i istne wcielenie pokutującego ducha laguny . 30 sierpnia — Giorgio mio ! Giorgio mio ! Mio carissimo Giorgino ! 6 września Onegdaj wieczorem przytuliła się do mnie drżąca , a zapytana o powód , odpowiedziała : — Jakiej decyzji ? 10 września — Co , carissima ? — Patrz , patrz tam — na wybrzeżu — ona ! 14 września — Ladra Rotonda ! Ladra , ladra ! A potem rzekła do mnie półgłosem : — Niechaj jej służy . W gruncie rzeczy zadowolona jestem z tego , co zaszło . Może nareszcie pozostawi nas w spokoju . — Czy seniora ma gości ? — zapytał em go niechętnie . Przewoźnik ziewnął i przeciągając się leniwo , odpowiedział z dziwnym uśmiechem : — O tak , signora ma gościa — rzadkiego gościa . Wenecja , lipiec r . 1927