Józef Korzeniowski KREWNI Tom I Nie wiemy , czy któremu z czytelników naszych zdarzyło się przejeżdżać z Chełma do Włodawy okolicą piaszczystą , leśną i nieżyzną , gdzie na środku drogi , między tymi dwoma miastami , które każdy zna to z opisów podróżnych , to z opowiadania tych , co admirowali cudne położenie pierwszego i zastanawiali się nad mchem handlowym drugiego , leży ubogie miasteczko Sawin , o którym pewnie mało kto słyszał , a tym mniej kto widział i poznał . A jednak w to ustronie zapadłe i głuche musimy zaprowadzić czytelników naszych , gdyż tam rozpoczyna się ten ustęp z dziejów naszego życia , z którym na pożegnanie ich występujemy ; i tam pod koniec tej historii , którą radzi by śmy zrobić interesującą , a nawet użyteczną , powrócić będziemy musieli . Sawin składa się z kilkudziesięciu domów , po większej części drewnianych , zabudowanych w wielki kwadrat , przedstawiający niby rynek , na którego środku jest karczma . Pomiędzy tymi domami są dość porządne i czyste dworki , mniej więcej podobnej formy , o czterech oknach ozdobionych wazonikami lewkonii i geranium , o drzwiach we środku , z niskim z przodu ogrodzeniem z furteczką , za którymi tu i ówdzie ogródek , gdzie dominują malwy , floksy i słoneczniki , a z tyłu zabudowania gospodarskie , złożone z niewielkiej stodoły , ze spichlerza , zamkniętego wielką kłódką , ze stajenki na parę koni , z obórki na kilka krów i innych pomniejszych chlewików . Mieszkańcy tego rolniczego miasteczka niewiele sobie łamali głowy na wymyślenie nowych form architektonicznych dla siwych siedzib ; i jak jeden wybudował , a drugi obaczył , że mu tak dobrze , naśladował więc sąsiada , dając tylko większe lub mniejsze rozmiary pomysłom jego — w miarę zamożności swej i potrzeby . Stąd ta jednostajność , która jednak nie robi przykrego wrażenia , gdyż równie w ozdobach zewnętrznych ogródków , w czystości obejścia , w całości dachów , okien , jak iw porządku wewnętrznym okazuje się wielka rozmaitość , odpowiadająca gospodarności i zamożności tych , co dworeczki te zamieszkują . Oprócz rynku jest tam jeszcze parę mniej pokaźnych ulic , a z tych najdłuższa i najładniejsza znajduje się na drodze wiodącej do Włodawy . Ale uliczki te złożone są prawie całkiem z chat pomniejszych i mają więcej pozór wsi nieźle zabudowanej i zamożniejszej aniżeli miasteczka . Tam mieszkają sami tylko mieszczanie , gospodarze rolni , mający po kilka i kilkanaście morgów gruntu , kiedy w dworkach rynku mieści się cała arystokracja tego miejsca , to jest : burmistrz , poborca i pisarz , nauczyciel elementarny i jego szkoła , a nade wszystko właściciele majętniejsi , mający po dwie , po trzy i więcej włók ziemi , a między tymi dwóch lub trzech herbowych , z których zwłaszcza jeden należał do rodziny wysoko w hierarchii szlacheckiej położonej i niepoślednie w kraju urzęda piastującej . Ale najpiękniejszą ozdobą tego miejsca jest kościół , od wjazdu ze strony Chełma z prawej strony leżący . Kościół to murowany , niezbyt obszerny i niebogaty ; lecz okrążony zewsząd tak pięknym szeregiem starożytnych lip , tak zielona wokoło otacza go murawa , w takim zaciszu pod cieniem tych drzew leży cmentarz , niskim obwiedziony parkanem , że miło jest zbliżyć się do tego domu bożego i do tego dziedzictwa umarłych i pomodliwszy się podumać tam czas niejaki , przysłuchując się tajemniczej rozmowie , jaką prowadzą między sobą te stuletnie świadki zabiegów , pracy , uciech , namiętności i płaczu tych , których na koniec pod swe skrzydła dla stałego pokoju i wiecznego przygarnęły odpoczynku . Probostwo leży obok . Jest to co do formy i rozmiarów prawie taki sam dworek , jak inne , i tym się tylko od nich różni , że ma przed drzwiami wchodowymi ganek na dwóch słupkach oparty , z ławeczkami do siedzenia ; że zabudowania gospodarskie są większe ; że za nimi jest dość obszerny ogród warzywny i fruktowy , a przed gankiem dziedziniec spory , oparkaniony , z furtką prowadzącą do kościoła , zasłany cały prześliczną murawą i w jednym rogu ocieniony tak rozłożystymi i spojonymi w górze trzema lipami , że najżywsze promienie lipcowego słońca nie mogą przebić tego zielonego sklepienia i wygnać chłodu spod tej rozkosznej altany , gdzie sobie proboszcz często to z książką , to z gośćmi swymi przesiaduje . Parafia do probostwa tego należąca jest obszerna co do rozległości ; ale że okolica ta zamieszkana jest po większej części przez unitów , a nawet w samym miasteczku jest ich większa połowa , niewielkie więc proboszcz ma dochody i poprzestawać musi na tym , co mu daje gospodarstwo , kiedy niekiedy ślub jakiego w okolicy zamieszkałego szlachcica , czasem chrzciny nowego ziemi tej obywatela , a najczęściej pogrzeb którego z katolików mieszkających w miasteczku , co — jak tam zwykle mówią — poszedł ochłodzić się pod lipy i z dawnymi pogadać sąsiadami . Ale ta szczupłość dochodów nie odbierała humoru księdzu Maciejowi Zielenkowskiemu , który już lat kilkanaście w parafii tej mieszkając , przestawał zawsze na tym , co mu Bóg dał , utrzymywał , jak mógł , w porządku kościół i dzielił się jeszcze z biednym , jeżeli który stanął przed jego progiem i widokiem prawdziwej nędzy do serca jego przemówił . Był ,to bowiem człowiek w gruncie dobry i uczciwy , a choć czasem gderał , choć nieraz moralizował tych , którym się chciało płakać , zawsze jednak w końcu zmiękczył się widząc wielką jaką boleść i albo pomógł oddając ostatni grosz , jaki miał , albo niósł pociechę religijną , umacniając duszę cierpiącą w wierze i ufności w miłosierdzie Tego , który jeżeli dziś zasmuca , to jutro niespodziewaną przygotuje ulgę i pocieszenie . Toteż nikt się nie zrażał jego zmarszczonym czołem , nasuniętymi brwiami i gburowatym głosem , z jakim z początku przyjmował tych , co do niego przychodzili . Owszem , wszyscy znali jego serce , a morały i ofuknienie nawet , bez którego się czasem nie obeszło , przyjmowali z cierpliwością i pokorą . To jego usposobienie poszło stąd , że ksiądz Zielenkowski znał doskonale swoich parafian , wchodził w ich życie , w ich położenie , widział ich wady i nałogi , wiedział dobrze o sąsiedzkich ich nienawiściach , o sprawach , jakie ich dwoiły , o namiętnościach , jakie zagnieżdżały się w ich sercach , a stąd przewidywał klęski , jakie im zagrażać mogą . Nim się tedy co złego stało , wzywał ich do siebie , moralizował i surowo upominał , gdy kto tłumaczył się nieprawdą lub rady jego i przestrogi przyjmował z dąsaniem lub lekceważeniem ; a gdy przyszła bieda , klęska przepowiedziana ziściła się i nieszczęśliwy stawał przed proboszczem prosząc o pomoc albo radę , wtedy zawsze zaczyniał od tego , że go sfukał , że się okrutnie zmarszczył i nie chciał niby słuchać , mówiąc : " Sameś sobie winien , mówił em ci , ostrzegał em , ale co to wam gadać . Ja swoje , a ty swoje . Teraz masz . Dobrze ci tak . Jak Kuba Bogu , tak Kubie Bóg . Idź sobie po radę i pociechę gdzie indziej . Nie słuchał eś wtedy , teraz już poniewczasie . " Zawsze się jednak na tym kończyło , że serce wyszło na wierzch i że nieraz płakał z tymi , których widział przed sobą zbolałych i płaczących . Wszakże rad swoich lubił udzielać nie tylko tym , od których sądził się wyższym nauką i doświadczeniem życia , ale i takim , którzy się mieli za oświeconych , za znających świat i ludzi , prawił nieraz verba veritatis równie co do ich życia , ich stosunków familijnych , wychowania dzieci , a nawet co do ich interesów majątkowych . Niektórzy z takich przyjmowali uwagi księdza z należytą względnością , widzieli bowiem , iż w gruncie ma na celu ich własne dobro i interes ich dobrze zrozumiany ; ale inni , zarozumialsi lub czujący się rzeczywiście do wad i win , które im wytykał , nazywali go wścibskim i unikali jego morałów tym bardziej , im bardziej czuli , że ma rację i że to , co przepowiada , w rzeczy samej stać się może . Przy tym wszystkim był on spokojnego , a nawet wesołego usposobienia i gdy czasem kto wieczorem do niego przyszedł , a zwłaszcza latem pod lipy , lubił pogawędzić o tym , co się działo w miasteczku i w okolicy , a niekiedy pośmiać się z możniejszych , którzy nie słuchają jego przestróg , nazywają go wścibskim , gdyż o tym doskonale wiedział , a tymczasem jak głupie owce lecą w ogień , gdzie kudły swe osmalą . Nie był on wcale uczonym , chociaż miał kilkanaście dobrych książek i przeczytywał je po . raz drugi i trzeci , gdy był wolnym od zajęć w parafii i od zabiegów gospodarskich , którym oddawał się chętnie i z wielką pilnością . Ale ksiądz Zielenkowski był trochę poeta i wierszyki okolicznościowe składał często i z łatwością . Ulotnych tych rymów , którymi winszował imienin , nowego roku i wesołego alleluja ; przez które wzywał czasem sąsiadów , z którymi bliżej żył , na obiadek , na podwieczorek lub zimą na mariasza lub warcaby ; przez które wstawiał się do burmistrza to za nauczycielem swej szkoły , aby mu regularniej wypłacano pensję , to za innym jakim uciśnionym , który wzywał jego pośrednictwa lub protekcji ; przez które w nagłym jakim razie prosił z możniejszych swych parafian o furkę siana dla swych krówek lub o jaki korczyk owsa dla swych koników — zebrała się już była w owym czasie , o którym mówimy , tak znaczna liczba , że gdyby się był znalazł . jaki wydawca , mieli by śmy zupełnie takie dwa tomiki , jakie już w poezjach Molskiego z wielkim pożytkiem dla literatury posiadamy . Ksiądz Maciej Zielenkowski miał już z pięćdziesiąt lat ; był słusznego wzrostu , chudy , wypukłych pleców , ręce miał żylaste i czerwone , którymi chętnie gestykulował , a stopy duże , które prosto przed sobą i dość niezgrabnie wyciągał . Włosy już siwe i nisko przystrzyżone , pokrywały już jego dużą głowę , czoło miał niskie i marszczące się , brwi wielkie , spadające na oczy , co dawało twarzy jego śniadej i niezbyt ujmujących irysów wyraz surowy , który na pierwszy rzut oka odstręczał i tym mniej pochlebne dawał wyobrażenie o łagodności jego charakteru , że i w głosie nie było słodyczy , ale owszem jakaś twardość i niby gburowatość . Wszystko to jednak nikło przy bliższym jego poznaniu . Gdy się rozrzewnił , łagodniały jego rysy , czoło się wygładzało i podnosiło , brwi rozsuwały się i pozwalały widzieć głębokie uczucie w jego oczach , często łzą zroszonych . Gdy się znowu rozgadał i rozweselił , cała twarz jego piękniała niejako , a uśmiech czasem filuterny , czasem dobroduszny , pociągał każdego do ufności i zniewalał do przyjacielskiego wylania się . Ksiądz Maciej latem i zimą chodził zawsze w czapce wysokiej , rogatej z siwym barankiem , w długim surducie z grubego sukna , a w święto w zwykłej księżej sutannie z pelerynką ; trzcinę miał zawsze w ręku , a choć nie dbał o elegancję w zwierzchnim swym odzieniu i obuwiu , widać jednak , że do czystości wielką przywiązywał wartość , gdyż ta obwódka płócienna , która okrążała jego halstuch pod brodą , była zawsze czysta i jak śnieg biała . Równie starannie utrzymaną i składaną była wszelka bielizna kościelna . Nie wziął on nigdy na siebie zbrudzonej i zmiętej alby , a komże , w których występował czy na ambonę , czy przy chrzcinach , czy za trumną , choćby najbiedniejszego ze swych parafian , świadczyły , że na nie nie żałowano mydła i że pod pilnym i umiejętnym były żelazkiem . Wikariusza ksiądz Maciej nie miał . Zbyt ubogie było probostwo , aby go na taki ekspens stało . Ale za to wierną miał pomoc i posługę gorliwą , równie w gospodarstwie swym , jak i w kościele , w całej rodzinie Dudzinowskich , która od lat kilkunastu na probostwie mieszkała i zespoliwszy się ze wszystkimi interesami księdza , podzielając serdecznie wszystko dobre i złe , które mu się wydarzało , starała mu się dogadzać i we wszystkim umniejszać kłopotów . Rodzina ta składała się z męża , żony i jednego chłopca . Błażej Dudzinowski był prawie równego wieku z proboszczem . Przez zapatrywanie się na swego pryncypała przejął on jego ruchy , jego chód , sposób mówienia , a nawet wypukłość pleców , a donaszając zawsze jego ogromne buty , rogate czapki i niejeden surdut , gdy się już wycierał i zagrażał dziurami , był w oczach wszystkich alter ego księdza Macieja i nieraz z daleka , gdy szedł szerokimi krokami i trzymał przed sobą laskę , starannie z kory ostruganą dla większego do trzciny proboszczowskiej podobieństwa , za niego był brany . Pan Błażej rozmaite pełnił funkcje . W kościele był on zakrystianem i organistą , w gospodarstwie był ekonomem i gumiennym , a kiedy niekiedy w razie potrzeby , zwłaszcza gdy ksiądz proboszcz jechał do chorego , aby go na ostatnią podróż umocnić lub gdzie nowonarodzonego chrześcijanina do kościoła bożego wprowadzić , pełnił sam obowiązek woźnicy . I wtedy , gdy mieszkańcy Sawina postrzegli na bryczce dwie rogate czapki , dwa ciemne surduty i dwoje wypukłych pleców , jedne na siedzeniu , a drugie na koźle , wiedzieli dobrze , że ktoś umiera albo się narodził , a stąd do smutnych lub wesołych rozmów mieli pochop i materię . Skoro świt już pan Błażej był na nogach ; obszedł całe gospodarstwo , dopilnował nakarmienia koni i bydła , wyprawił dwóch parobków w pole , gdy była pora i potrzeba , i zajrzawszy do każdego kąta , szedł pod lipy , gdzie ksiądz proboszcz odmawiał pacierze , aby mu zdać raport , jak całe obejście zastał i jak wczorajsze jego dyspozycje wykonał . Potem obudziwszy syna swego Jasia , trzynastoletniego i przytomnego chłopaka , szedł z nim razem do kościoła . Gdy uprzątnęli dom boży , pozamiatali wszędzie i pościerali kurzawę , pan Błażej , przygotowawszy w zakrystii wszystko , co do mszy świętej , która się codziennie o godzinie wpół do ósmej odprawiała , było potrzebnym , szedł wraz z synem na śniadanie , a potem , skończywszy już funkcję zakrystiana , oddawał się cały urzędowi ekonoma . Przejrzał więc spichlerz , wydawał , co było komu potrzeba , notował każdy ekspens dla podyktowania później księdzu i zapisania w książkę rachunkową , pilnował młócenia lub jechał w pole , w miarę pory roku i rodzaju zajęcia gospodarskiego , jakie ona nastręczała . W niedzielę i święto wstawał jeszcze raniej , gdyż . z gospodarstwem musiał się ułatwić od razu , a resztę dnia był już tylko usłudze kościoła oddany . Toteż , gdy się zbliżała godzina jedenasta , o której ksiądz proboszcz punktualnie kończył kazanie i wychodził z sumą , pan Błażej , który już wszystko do ceremonii tej przygotował i ubrał już w czyste komeżki dwóch chłopaków ze szkoły , którym z kolei służenie do mszy przypadało , wymusztrował ich należycie , nieraz to tego , to owego pociągnąwszy za ucho , gdy się który gapił i przestróg jego nie słuchał , stawał co chwila we drzwiach zakrystia i poglądał ku ambonie , aby z gorętszych ruchów księdza i z podniesionego głosu jego mowy zrobić ów naturalny wniosek , że się domówienie zaczyna . Wtedy brał z powagą laskę , na której był okręcony stoczek , ściągał za kutas lampę , wiszącą przed wielkim ołtarzem , i zapaliwszy sześć świec , schodził ze stopni , zatrzymywał się zawsze w jednym i tymże samym miejscu , obracał laskę , przygaszał nogą stoczek i stawiał przy drzwiach zakrystii . Przy nim był Jaś , także w najparadniejszą ubrany komeżkę , i który chociaż w takie dni do mszy nie służył , ale sam tylko miał przywilej stawać z trybularzem , jako baczniejszy i lepiej z manipulacją jego obeznany . Wtedy pan Błażej , upomniawszy jeszcze raz syna , aby na wszystko w zakrystii dawał baczenie , sam udawał się do wypełnienia głównego ' swego obowiązku , od którego tytuł organisty nosił . I trzeba było widzieć , z jaką pewnością doświadczonego i pewnego sztuki swej artysty szedł przez kościół , z jaką impozycją poglądał na obecnych , którzy się przed nim rozstępowali , jak szybko mimo wieku wbiegał na schody i z jaką miłością poglądał na klawisze i na dudy , które zdawały się tylko oczekiwać jego ręki , aby się odezwać głosem mającym podnieść pobożne uczucia obecnej w kościele rzeszy . Był on tu w swoim żywiole i gdy usiadł , gdy obu rękami zaczesał naprzód włosy , potem potarł dłonie , potem uśmiechnął się do klawiszów , rzekł by ś , że to który z naszych fortepianistów , którzy siadają do instrumentu z tym przekonaniem , że pod palcami ich ożyje zamarły Liszt i nieśmiertelny Szopen wstanie z grobu jak żywy . O grze jego i śpiewie nie ma już co i mówić i czytelnicy . domyśla się zapewne , że człowiek taki dla chwały bożej i utrzymania honoru parafii nie mógł żałować rąk , a tym bardziej głosu i starał się usilnie , aby ceremonia odbyła się okazale i z uroczystością godną tego miejsca , gdzie proboszcz taki jak ksiądz Maciej Zielenkowski celebrował , a on , jako druga po nim osoba , odpowiadał mu głosem organów i donośniejszym jeszcze głosem własnych swych piersi i celebry tej dopełniał . Ale jakkolwiek pan Błażej nieocenionym był dla proboszcza człowiekiem , miał i on wadę świadczącą o ułomności natury ludzkiej . Ksiądz Maciej mógł się wszędzie na niego spuścić , w każdym zdarzeniu zaufać jego czujności i przywiązaniu , mógł go posłać w pole , na sianokos , do lasu , wyprawić do odleglejszych nawet parafian w interesach choćby najdelikatniejszych ; ale po nic w świecie nie mógł go posiać na miasteczko . Jak wszystkie drogi prowadzą do Rzymu , tak dla pana Błażeja wszystkie drogi w Sawinie prowadziły przez karczmę . A skoro raz wpadł w otwartą paszczę tej Scylli , zawsze się jakoś zasiedział , zawsze się zagadał to z tamtejszym propinatorem , to z którym z parafian , równie podległym tym samym natury naszej zboczeniom . A choć go sumienie gryzło , choć odwróciwszy się do kąta , dawał sobie ze złości policzki , pociąg był jednak tak silny , że czas na spełnienie interesu , za którym był posłany , przemijał , a pan Błażej zamiast wrócić do proboszcza i zdać raport z poselstwa , przemykał się cichaczem , aby nie widziano , że się nie trzyma na nogach . Tak zygzakiem i za pośrednictwem to płotu , to parkanu , dopadł stajenki i wiązki siana i tam już dostawszy się , chrapał szczęśliwie póty , póki go żona nie odszukała . Nigdy wszakże gorliwszym i czynniejszym nie był , jak po takim upadku , którego się niezmiernie wstydził . Dlatego to proboszcz patrzył przez szpary na tą słabostkę człowieka , bez którego by się już obejść nie mógł , starał się tylko usilnie podawać mu jak najrzadziej okazje do złamania tego uroczystego słowa , jakie dawał jemu , żonie i sobie samemu , że go już i sam diabeł powrozem do karczmy nie zaciągnie . Tak wszakże słowa tego dotrzymywał , jak skrytykowani autorowie dotrzymują przyrzeczeń , jakie sami czynią , że wszystkie pióra i kałamarze powyrzucają za okno . Żona pana Błażeja , Agnieszka , którą krócej daleko scharakteryzujemy , była gospodynią domu . Wprawdzie i ona nie była bez ale , gdyż gospodarowała zanadto głośno , była prędka , zła i kłótliwa ; ale ta lewa strona jej usposobienia kompensowała się tym , że była oszczędna , dobra kucharka , że robiła doskonale rosół i sztukę mięsa , że barszcz przyprawiała tak , jakby żaden kucharz nie potrafił , a nade wszystko , że lubiła niezmiernie czystość w kuchni i w pokojach , w naczyniu kuchennym i kredensowym , a szczególniej w bieliźnie , równie księdza proboszcza , jak i kościelnej . Były to ważne przymioty , już nie mówiąc o wierności i przywiązaniu , dla których proboszcz znosił cierpliwie jej gderania , jej hałasy , jej fochy , których nawet jemu nie szczędziła . A chociaż czasem pan Błażej podnosił głos także i uczył ją mores , najczęściej jednak oba natuliwszy na uszy jednakowe swe czapki , ustępowali z placu i wtedy krupiło się na Jasiu , jeśli się niebacznie nawinął na ten moment , w którym matka nie miała na kim spędzić złości , co ją trawiła . Obity chłopak najniewinniej , szedł z płaczem do ojca i do proboszcza , a ci widząc , że już po burzy , wracali do domu i zastawali już Agnieszkę krzątającą się spokojnie , witającą ich z ( uśmiechem i przepraszającą proboszcza , że się uniosła . Męża pani Błażejowa nie przepraszała nigdy , trzymając się w tej mierze zasady większej połowy żon naszych , które utrzymują , że zawsze mają rację . Najbliższym sąsiadem , a można powiedzieć serdecznym przyjacielem proboszcza , którego starali śmy się dać poznać szczegółowo czytelnikom naszym , a to ze względów , jakie sami później uznają za słuszne , był pan Sebastian Zabużski , ów szlachcic wysoko skoligacony , o którym wyżej wspomnieli śmy . Niedaleko od kościoła , od wjazdu do Sawina ze strony Chełma , leżał jego dworek i całe obejście stanowiące najznaczniejszy w całym miasteczku folwarczek . Dworek był taki jak i inne , silniej tylko i staranniej oparkaniony , z bramą wjazdową dobrze zamykaną , z dziedzińcem większych rozmiarów i mającym z boku lamusik z grubych belek , z dębowymi drzwiami , pod którym znajdował się loszek murowany i sklepiony . Ale za to stodoła , spichlerz , obory i stajnie przenosiły wielkością dom mieszkalny i okazywały staranniejszego i zamożniejszego od innych gospodarza . Jakoż pan Sebastian miał w dziedzicznym swym posiadaniu cztery włóki dobrego gruntu , z półtory włóki łąk pięknych i korzystnie położonych , a nadto kilkadziesiąt morgów opałowego lasu , który na potrzeby domowe najzupełniej wystarczał . Mająteczek ten , opatrzony dostatecznym remanentem i stosowną liczbą rąk , do uprawy roli i zwiezienia jej plonów potrzebną , wystarczał mu na życie niezależne , tym . bardziej że to był szlachcic dumny , który na tym zakładał swój honor , aby nikogo o nic nie prosił i nikomu nie był nic winien . Tak więc . się ( rachował , ale przymierzał potrzeby swe i wydatki do przychodu , że mu zawsze wystarczało na opłacanie i dobre wykarmienie służby męskiej i żeńskiej , na której gospodarstwo jego leżało , na dobrą łyżkę strawy i kawałek mięsa dla niego , a i dla gościa , jeśli się zdarzył , na odzienie skromne , ale całe i czyste , a nawet na utrzymanie w Hrubieszowie dwóch synków , którzy właśnie w tym roku , od którego opowiadanie to rozpoczynamy , trzecią klasę szkoły tej powiatowej kończyli . Pan Sebastian miał już pięćdziesiąty siódmy rok . Miernego był wzrostu , ale silnej budowy i żelaznego zdrowia , które umiarkowane życie , surowe obyczaje i ruch ciągły na otwartym i świeżym powietrzu utrzymywały w stanie kwitnienia i ( rokowały mu późną i czerstwą starość . Gdy mu zazdroszczono wielkiej siły w rękach i w nogach , jaką posiadał , doskonałego apetytu , z jakim sprzątał skromne i proste obiadu swego potrawy , odpowiadał zawsze : " Umiem być starym , mospanie , i to cały mój sekret . Wiem , wiele mam lat , o czym inni zapominają . Nie używając nigdy wszystkich sił , jakie mam , ekspensując tylko dochód , nie tykam kapitału i tym sposobem przygotowuję sobie wielkie uciechy małym kosztem , a unikam wielkich boleści , poświęcając małe rozkosze . Inni w moim wieku , poczuwając w sobie reszty sił młodych , durzą się , że odmłodnieli , i chwytają za przynętę rozkoszy , którą im stawia natura często na to tylko , aby się ich prędzej pozbyć . Ja , mospanie , nie zapominam o tym , że życie nasze ma dwa dzieciństwa , ale nie ma dwóch wiosen . Przy tym Pan Bóg ustrzegł mię od dwóch największych nieprzyjaciół zdrowia i długiego życia , tj . od wielkiej nędzy i od wielkich dostatków . Pierwszy bowiem rujnuje przez to , że jest wszystkiego za mało , drugi przez to , że jest wszystkiego zanadto . Otrzymał em w udziale mierność , która jest matką pokoju , swobody i zdrowia . Jeżeli więc przychodzi potrzeba nagła i nieodbita , mogę jej zadośćuczynić , a gdy rozum się przyćmi i serce ogarnie pokusa , znajduję nieprzezwyciężoną przeszkodę w niemożności . Chcesz waszeć mieć tak silne ręce jak moje i nogi tak wytrzymałe i niezmordowane , dajże im robotę , żeby nie zgnuśniały i nie zaklęsły ; chcesz tak jak ja zrepetować wazę barszczu i półmisek kaszy i zrazów , to pamiętaj o tym , że człowiek karmi się chlebem dwa lub trzy razy na dzień , a powietrzem w każdej sekundzie życia . Nie siedź więc w izbie zaduszonej , ale szukaj świeżego oddechu na polu , na łące i w lesie , a tam znajdziesz siły i apetyt . " Takie były mniej więcej zasady pana Sebastiana , które w rozmaitej formie lubił wyrażać w rozmowie i od których bardzo rzadko , i to pod jakimiściś szczególnym przymusem , odstępował . W ogólności był to człowiek niezmiernie panujący nad sobą . Przy tak ogromnej sile , jaką w nim admirowano , gdyż nabrawszy w garść orzechów laskowych , rozmiażdżał je tak , że mało który został nie rozgnieconym , przy prędkości i gniewliwości wrodzonej , nie uniósł się nigdy do tego stopnia , żeby albo sługę , albo które dziecko uderzył . Jeśli już musiał ukarać , karał wtedy , gdy ochłonął , i to nigdy ręką ani laską , ale giętkim i nieszkodliwym prętem lub rózgą . Kiedyś , w młodszych latach , mało nie zabił jakiegoś drągala policzkiem , który moi wymierzył , i to go tak przestraszyło , że odtąd w każdym przystępie gniewu ta chwila stawała mu się obecną . Pan Sebastian , który żadnej nie znał choroby i ciągłym cieszył się zdrowiem , nie był jednak ani pełnym , a tym bardziej otyłym . Owszem , oprócz pleców , które miał dość szerokie , wydawał się szczupłym w swej budowie ; ale muskuły jego były tak stężone , takiej mocy , że dotknąwszy się jego ramienia wyżej łokcia , zdawało się , że się dotyka czegoś wyrobionego z brązu lub z żelaza . Trzymał się prosto , chodził z mocą , pewnością i szybko ; mówił z powagą , zwięźle i stanowczo . Twarz miał dosyć czerstwą , choć pozbawioną rumieńca ; a ten koloryt jej zdrowy i męski tym więcej uderzał , że wysokie jego czoło było gładkie i niezmiernie białe . W niebieskich oczach jego , patrzących prosto i śmiało , był wyraz rozumu i zastanowienia , a siwe już włosy i siwiejące zawiesiste wąsy dodawały powagi i wdzięku rysom jego foremnym i znaczącym . Był to typ prawdziwie polskiego i szlacheckiego oblicza , z którego dziś nawet wnieść było można , że w młodym wieku musiał być bardzo przystojnym , a nawet pięknym mężczyzną . Nosił się niezmiernie skromnie , ale ubraniem swym nie udawał ani uboższego , ani bogatszego , niż był w istocie . Codziennym jego odzieniem była kapota , zapinająca się na dwie strony , ze stojącym , odkładanym kołnierzem , z sieraczkowego sukna pomiernej ceny . Na zimę miał takie same ubranie , podszyte lisami . Płaszcz , także sieraczkowy , służył do drogi i na słotę . Latem nakrywał głowę białym , niedrogim kapeluszem , a w zimie czapką z odwijanymi klapami z siwego baranka , którymi w czasie wielkiego zimna mógł osłonić twarz i uszy . Jedną tylko miał porządną bardzo suknię , co do kroju taką samą jak sieraczkowa kapota , ale z czarnego i cienkiego sukna . Tę nadziewał tylko w czasie wielkiej jakiej uroczystości , na Wielkanoc , na Boże Ciało i w ogóle w czasie procesji , gdy niósł baldachin nad księdzem proboszczem , lub w czasie jakiej ważniejszej wizyty , którą musiał oddać . Ojciec jego był daleko majętniejszym ; ale przez różne okoliczności stracił fortunę swą jeszcze za młodu , tak że pan Sebastian przywykł do biedy , i po śmierci ojca i po spieniężeniu ostatków majątku tyle tylko dostał , że mógł kupić sobie ów folwarczek w Sawinie , w którym osiadł . Stryjecznych swych braci , możnych co do fortuny , wysoko położonych co do znaczenia , gdyż jeden z nich był kasztelanem , a drugi referendarzem , znał tylko z daleka i do żądnego z nich po nic się nigdy nie udawał . Okolica Sawina jest gniazdem familii Jelewskich . Było ich tam dwóch rodzonych braci i trzy siostry , trzeci zaś , Paweł , ich stryjeczny . W kilka lat po zamieszkaniu swym w tym miejscu , gdy się już pan Sebastian zagospodarował , opatrzył w dobytek i wszystkie porządki w domu potrzebne , gdy postrzegł , że wystarczy i dla niego , i dla kogoś jeszcze , z kim by się pracą swą i losem podzielił , obejrzał się za kobietą , którą by mógł pokochać i do domu swego wprowadzić , jako pomoc , ozdobę i pociechę . Za pośrednictwem proboszcza , z którym zaprzyjaźnił się zaraz , skoro ten parafię swą objął , poznał się z Jelewskimi . Oba rodzeni bracia dziwnie mu się nie podobali . Stryjecznego ich Pawła nie było już . Miał to być człowiek z sercem , ale hulaka , trochę szuler i utracjusz . Nadwerężywszy swoją fortunę , oddał resztę pod zarząd stryjecznych braci , sam wstąpił do wojska , wyszedł z ( pułkiem w głąb Rosji i tam gdzieś przepadł bez wieści . Starszy z dwóch tu zamieszkałych , pan Piotr , był fanfaron i udawał pana ; drugi , Marcin , był znowu obrzydły skąpiec i łapigrosz . Najmłodsza siostra , Herminia , była wprawdzie ładna i niegłupia , ale jeszcze zbyt młoda , zanadto się nadstawiająca , zanadto pragnąca się stroić i patrząca wyżej , niżby w miarę malutkiego posagu swego patrzeć była powinna ; najstarsza zaś , Teresa , ( poczciwe serce , pełne dobroci i czułości , opłakująca rzewnymi łzami każde nieszczęście , komukolwiek by się przytrafiło , miała wiele bardzo zalet moralnych , ale na nieszczęście była brzydka , mała i ułomna . Średniej , Marianny , nie było wówczas przy rodzinie . Miała ona gdzieś w Lubelskiem przyjaciółkę , przy której wolała bawić . Przy takich okolicznościach zapoznanie się to i powtórzone kilkakrotne odwiedziny na nic się nie zdały , i pan Sebastian postanowił zaczekać , azali przypadek nie nasunie mu na oczy kogoś takiego , co by i swymi związkami rodzinnymi , i swoją osobą lepiej jego wymaganiom i oczekiwaniu odpowiedział . W parę miesięcy takiego oglądania się na prawo i na lewo , odebrał raz od proboszcza zaproszenie na podwieczorek . Wyszedłszy od siebie , postrzegł przed probostwem powóz pana Piotra Jelewskiego . Bardzo mu to było niemiło , bo chciał się od nich całkiem usunąć , i już miał zamiar wrócić . Ale Pan Bóg zrządził inaczej . Proboszcz postrzegł go z daleka , wyszedł naprzeciw niego i dawał mu znaki rogatą swą czapką , że go wzywa . Trudno już było cofnąć się , i pan Sebastian poszedł . W rzeczy samej zastał pod lipami pana Piotra Jelewskiego , panią Piotrową , pannę Teresę i jeszcze jakąś młodą osobę , której nie znał . Nie mówiono mu wcale , kto to taki , rozmowa się toczyła , ale pan Sebastian nie mógł oczu odwrócić od tej młodej panny , której twarz , głos i ułożenie od razu mu jakoś przypadły do oka i do serca . Nie była zbyt młoda , miała rysy foremne , wejrzenie łagodne , głos miękki i słodki , a wiele razy się odezwała , odezwała się rozumnie i poczciwie . Wszystko to bardzo mu się podobało . Przysunął się więc do niej , zaczął z nią rozmawiać i w ciągu rozmowy pokazało się , że to jest trzecia panna Jelewska , owa Marianna , której nie znał . Zrazu przykro mu to było , bo nie czuł żadnej sympatii do całego tego gniazda . Ale gdy w nocy zaczął myśleć i rozmyślać ; gdy panna Marianna stała mu ciągle przed oczami , tak że ani rusz wyrugować jej nie można było z myśli , po kilku dniach takiego rozmyślania i walki pojechał do pana Piotra raz , potem we dwa dni drugi raz , potem zaczął jeździć co dzień i nareszcie , po dwóch miesiącach , proboszcz pobłogosławił mu przy ołtarzu , pan Błażej na całe gardło zaśpiewał Veni Crea ~ , tor i panna Marianna , którą pan Sebastian całą mocą swego energicznego serca pokochał , którego ona pokochała całą duszą , pełną tkliwości , oddania się i poświęcenia , weszła do skromnego dworku męża , aby się stać jego światłem , pociechą i uszczęśliwieniem . Pan Sebastian miał wówczas czterdzieści dwa lat , żona zaczyniała dopiero rok dwudziesty piąty . Mimo tę różnicę wieku nie było szczęśliwszej pary . Ale szczęście to trwało tylko lat kilka . Marianna , urodziwszy panu Sebastianowi dwóch synów , zaczęła upadać na siłach . Wprawdzie wielka miłość do męża i dzieci umacniała ją tyle , że obowiązkom swym żony , gospodyni i matki czyniła zadość . Ale to wysilenie wyczerpało jej życie zwolna i stopniami , tak że w siódmym roku ich pożycia , w rocznicę tego dnia , kiedy weszła do domu męża , którego twarz jaśniała wówczas radością i nadzieją długiego szczęścia , wyniesiona była na cmentarz , na który prowadził ją proboszcz , który od płaczu i łkania nie mógł śpiewać pieśni pogrzebowej , a za nią szedł mąż , który wprawdzie nie płakał , ale na którego skamieniałej i milczącej twarzy ci wszyscy , którzy go znali , czytali więcej , niżby łzy i szlochanie powiedzieć mogły . Nieszczęście to człowieka , którego wszyscy szanowali , choć mało kto znał go z bliska , zrobiło wielkie wrażenie . Ludzie prości , nie zaprzątnieni całkiem doczesnymi interesami , nie przesiąkli egoizmem , nie goniący to za zyskiem , to za jaką brudną uciechą , to za jaką zdobyczą próżności , wówczas kiedy mimo nich przechodzi pogrzeb , i nie oswojeni tak z tym widokiem , jak mieszkańcy wielkich miast , uczuli mocno tę klęskę , dotykającą człowieka , który według ich mniemania niczym na nią nie zasłużył . To dawało im tak wiele do myślenia , że się nieprędko uspokoili . A gdy który jeszcze , przechodząc wieczorem mimo cmentarza , obaczył pana Sebastiana klęczącego nieruchomie jak posąg przy grobie żony i mającego po jednej i drugiej stronie dwóch synków , klęczących ze złożonymi rączkami , ślicznych i zamyślonych jak pokutujące aniołki , nie mógł się wstrzymać od łez i wróciwszy do domu lub spotkawszy jakiego sąsiada , rozpowiadał , co widział , i znajdował nieraz takie słowa , jakich by się nikt po jego ukształceniu i sposobie życia nie spodziewał . Nie tylko więc przykład życia i postępowania pana Sebastiana był użytecznym dla miasteczka , ale nawet jego klęska podała niejednemu poważniejsze pryśli i do zastanowienia się nad sobą przywiodła . Nikt wszakże nieszczęścia tego głębiej nie uczuł i obfitszymi nie oblał łzami , jak siostra zmarłej , Teresa . Zacna ta kobieta , upośledzona powierzchownie , skrzywdzona przez braci , traktowana przez bratową i jej dzieci tak , jak to najczęściej osoby próżne i zepsute traktują istoty bezbronne i niepokaźne , mimo przykrości , jakich doznawała , oddana była całkiem na usługi rodziny i kochała ją miłością bezinteresowną i nie odpłacaną . Jedna tylko Marianna znała całą wartość tego serca , które wszyscy inni napełniali goryczą i upokorzeniem . Toteż Teresa lgnęła do niej ze szczególnym przywiązaniem , w ostatnich jej chwilach nie odstępowała od jej łoża , a po powrocie z cmentarza , widząc , że pan Sebastian był zupełnie złamany , że chodził tylko w milczeniu lub siedział bez ruchu po dwie i trzy godziny , tak iż zdawał się zupełnie zapominać o sobie , o dzieciach i o gospodarstwie , postanowiła już nie opuszczać tego domu , który Bóg tak ciężko dotknął , i stać się matką prześlicznych chłopczyków , których serdecznie pokochała nie tylko przez pamięć siostry , ale i dla nichże samych . Nic więc panu Sebastianowi nie mówiąc , zostawiając go jego myślom i bólowi , a potłumiwszy , jak mogła , swój własny , objęła cały zarząd domu , ulokowała się w pokoju dzieci , które wzięła pod swój kierunek , w gospodarstwie wydawała dyspozycje i starała się dojrzeć wszystkiego w miarę sił i czasu , a gdy po kilkunastu dniach postrzegła , że pan Sebastian nic nie mówił i nie tylko tacite na wszystko pozwalał , ale owszem , zdawał się z wdzięcznością na jej zajęcia i usilność poglądać , posłała po resztę manatków swych panieńskich do pana Piotra i tym sposobem na stałe już zamieszkanie instalowała się w osieroconym , po siostrze domu . Przyjaźń proboszcza , czas , ten najlepszy lekarz wszelkich ran serca , to uspokojenie , jakie mu dawał widok gorliwości i poświęcenia Teresy , wreszcie hartowna natura pana Sebastiana przyprowadziły go po kilku miesiącach do dawnego stanu . Zrobił się on wprawdzie poważniejszym , jeszcze surowszym dla siebie i mniej mówiącym , ale odzyskał dawną działalność i oddał się znowu zwykłym swym zajęciom . Wdzięczny Teresie za usługę , jakiej od niej w najboleśniejszej chwili doznał , uprosił ją , żeby nie opuszczała już do śmierci jego domu zostawił jej zarząd wewnętrzny i opiekę nad dziećmi i z daleka tylko nad tym czuwając , wspierał ją swoją powagą i mocą . W takim stanie były rzeczy aż do tej chwili , gdy potrzeba było chłopców odwieźć do szkół . Po naradzie z proboszczem ; zdecydował się oddać ich do Hrubieszowa , jako do miejsca , które było najbliższym , najtańszym , i gdzie proboszcz miał znajomego i przyjaznego sobie nauczyciela , którego szczególnej opiece dzieci powierzone być mogły . Ale gdy przyszedł ten fatalny moment , szczególniej dla panny Teresy , która z zapuchłymi od płaczu oczami co chwila tuliła do siebie to Eugeniuszka , to Ignasia , a ci nawzajem rozpływając się we łzach , rzucali się do nóg cioci , jakby szli na stracenie , i ratunku jej wzywali , pan Sebastian , niekontent z takiego rozpieszczenia swych synów , w których rad był swój własny hart widzieć i moc swą zaszczepić , lękając się , aby takie sceny , rozmiękczające ich naturę , nie powtarzały się w każde święta i wakacje , na które by dzieci przywoził do domu , nic nie mówiąc paranie Teresie o swych zamiarach , odwiózł synów do Hrubieszowa , ale ulokował ich z tym warunkiem , że ich nie weźmie ani na jeden dzień do siebie , póki szkół nie ukończą . Tak to szło przez półtrzecia roku , w ciągu którego to czasu pan Sebastian po trzy i cztery razy na rok odwiedzał swoich synów , czasem proboszczowi dawał konie , aby się przejechał , obaczył ich , przeegzaminował ; ale mimo próśb , łez i dąsów ciotki Teresy , mimo wyrzutów , że jest ojcem twardym i nieczułym , do których się czasem w żalu swym uniosła , nie dał się skłonić do złamania swego postanowienia i ani razu dzieciom pod dach rodzinny zajrzeć nie pozwalał . Ale rok był dla pana Sebastiana zanadto ciężkim . W zimie padło mu kilkanaście sztuk bydła , oziminę musiał przeorać i jarym zasiać nasieniem , zbyt sucha wiosna nie obiecywała żadnego zbioru siana , tak że spodziewany plon i z niego dochód , według prawdopodobnego obliczenia , ledwie mógł wystarczyć na liche utrzymanie domu i remanentu , na opłacenie sług i innych ciężarów , jakie wnosił . O utrzymaniu w szkołach chłopców nie mógł pan Sebastian i pomyśleć i z wielkim swym zmartwieniem postanowił ich odebrać i z kontynowaniem ich edukacji do lepszego poczekać czasu . O tym kłopocie swym nieraz rozmawiał z proboszczem , który go pocieszał , jak mógł , i wreszcie dodawał : " Przywieź no , panie Sebastianie , dzieci tu , a potem obaczymy , co Pan Bóg da " . Wskutek tej rady przyjaciela i wskutek tego przekonania , że inaczej być nie może , objawił pan Sebastian pannie Teresie , że zaraz po świętym Janie jedzie do Hrubieszowa i przywozi chłopców do domu . Przy tym prosił ją , aby dla nich przygotowała stancyjkę obok siebie , przyrządziła łóżka i stolik do pracy . Radość stąd poczciwej ciotki była niezmierna . Nie wchodziła ona w to , jak ciężka konieczność zmusiła biednego ojca do tego kroku ; ale ta myśl , że pieszczoszków swych będzie miała obok siebie , pod swoim okiem , że będzie mogła ich myć i czesać , stroić i moderować , upominać i ściskać , pieścić i karmić różnymi przysmakami , odbierała jej sen i nie dawała spocząć na chwilę . Krzątała się więc od rana do nocy ; uprzątała pokoik , kazała w nim ze dwa razy myć podłogę , ustawiała i przesuwała sama łóżeczka , stoliki i stołki ; na strychu gdzieś wyszperała stare szaragi , które kazała pozbijać , wyszorować i ustawić przy wolnej ścianie , aby mieli gdzie kłaść surduciki i płaszcze . A gdy wszystko było gotowe , wzięła się dopiero do pieczenia obarzaneczków , posypanych siekanymi migdałami i cukrem , sucharków , pierniczków ; smażyła w miodzie orzechy , przesmażała ostatki przeszłorocznych konfitur , aby nie skwaśniały ; słowem , co tylko miłego im , dobrego i smacznego wymyślić mogła , a na co ją stało , wszystko na przyjęcie tak drogich gości było przygotowane . Pan Sebastian dnia czerwca wyjechał . Cały dwudziesty ósmy niepokoiła się panna Teresa niezmiernie , a przed wieczorem tego dnia , obliczywszy mile , czas potrzebny do wybrania się i sądząc , że co chwila nadjadą , co kwadrans prawie wybiegała za bramę i patrzyła ku drodze od Chełma . Ale widać , że ważna jakaś zaszła przeszkoda , kiedy tego dnia nie przyjechali . Epoką tą , pamiętną w życiu tej kochającej istoty , i epoką , od której się właściwie opowiadanie nasze zaczyna , miał być dopiero dzień czerwca roku pańskiego . Owóż tego dnia , który się jej wydał niesłychanie długim , panna Teresa , na serio już niespokojna i zatrwożona , położywszy po obiedzie parę razy kabałę , która niepomyślnie wypadła , przypominając sobie sny , jakie miała tej nocy , a nade wszystko usłyszawszy wycie żałosne psa , faworyta pana Sebastiana , serdecznie się rozpłakała . Na to nadszedł proboszcz , który także myślał już to i owo , dlaczego sąsiad nie wraca , kiedy odległość tak niewielką , a egzamen publiczny i rozdanie nagród dzieciom musiało się odbyć przedwczoraj lub wczoraj . Ale gdy postrzegł pannę Teresę tonącą we łzach , domyśliwszy się ich powodu i chcąc jej dodać serca , ukrył obawy , jakie i jego trapić zaczynały , i swoim zwyczajem , zaczynając od zburczenia tych , których później pocieszał lub którym rozumne dawał perswazje , rzekł : — To , to , to ! już beki . Potrzebna rzecz ! ni . daj , ni pójdź rozlewać się we łzach , jak gdyby Bóg wie co się zrobiło . Wstydź się asanna , panno Tereso . To obraza Pana Boga , nic więcej . — Kiedyż bo mi serce pęka , księże proboszczu ! — rzekła witając go i całując w rękę . — To , bo to i bieda — odpowiedział ksiądz Zielenkowski siadając — że pannie Teresie ziaraz serce pęka , byle tam gdzie szyba w oknie pękła u dziesiątego sąsiada albo rozbił się garnek z mlekiem . Dobrze to mieć czułe serce i umieć uczuć każdą rzecz , która się wydarza nam lub bliźnim ; ale pamiętać potrzeba , że łzy są tak jak deszcz . Kiedy w miarę spada na ziemię , to i ona urodzajniejsza , i powietrze jest świeższe i zdrowszte . Wtedy miło odetchnąć i spojrzeć na zielone pole i na liście drzew , gdy na nich stają krople , bo te im dodają i czerstwości , i wdzięku . Ale kiedy się zacznie kapuśniaczek i rozleje się trzydniówka , to z tego ani pożytku , ani ozdoby . Wszystko ginie i wymaka , a na ziemi robi się tylko błoto , nic więcej . Panna Teresa uśmiechnęła się , że jej płacz przyrównał do kapuśniaczku , i otarłszy twarz , jakby w tej myśli , żeby z niej zetrzeć błoto , o którym wspomniał , rzekła : — Wiem ja to i sama , że to ludziom wydaje się śmiesznym , że mnie tak byle co rozrzewnia , i przyznaję się do tej wady , z której już trudno mi się poprawić . Miała m wiele powodów do płaczu i nauczyła m się płakać nad sobą i nad drugimi . Pan Bóg dał mi kochające serce , a nie dał mi nie takiego , za co by mię ludzie nawzajem kochali . A to jest podobno zawsze tak , księże proboszczu , że kiedy kto wiele kocha , a drudzy nie oddają mu tego , co on im daje , to i wiele płacze ; gdyż nie mając pociechy od nikogo , szuka jej we łzach , które zrazu płyną z powodów słusznych i ważnych , a potem byle co wydobywa je , bo zawsze są na pogotowiu . Ale tu , księże proboszczu , powodem moich łez nie jest ani szyba pęknięta , ani garnek rozbity . — A cóż takiego ? — zapytał proboszcz z zajęciem , sądząc , że miała jaką wiadomość , od brata . — Pan Sebastian nie przyjeżdża , choćby dawno już powinien być w domu — odpowiedziała , mocując się z sobą — i chłopców mych nie ma , których nie wiedzieć dla jakiego widzi mi się , wypędził od siebie na całe trzy lata i oddał Bóg tam wie na czyje ręce . A któż zgadnie , dlaczego sześć mil tam , sześć mil nazad jedzie tak długo ? Może który z nich zasłabł i zamęczył się nauką , a może którego już i nie zastał wcale — i znowu łzy na samą tę myśl potoczyły się z ócz jej potokiem . — To , to , to ! panno Tereso ! panno Tereso ! — zawołał ksiądz , robiąc spiralną palcem prawej ręki , podnoszącym się coraz w górę . — Me jestem ja przesądna — mówiła dalej parana Teresa — i nie powiem , żeby m zupełnie wierzyła temu , w czym serce niespokojne szuka wiadomości , jakiej nie ma , i uspokojenia , jakiego pragnie . Ale kładła m dziś kabałę i wypada jak najgorzej . Dziesiątka treflowa , która znaczy chorobę lub śmierć , staje ciągle przy walecie kierowym , którym jest Eugeniuszek . Śnił mi się także pożar tej nocy , ale ani jednej iskierki nie widziała m , ani jednego płomyczka , choćby takiego jak świeca zapalona , ale tylko dym gęsty i czarny , jak gdyby się paliło mokre siano . A toż wycie żałosne Kruczka , które ot i teraz ksiądz proboszcz słyszy , czy nie może mię przestraszać i Bóg wie jakie podawać myśli ? Nakarmiła m go dziś sama i nikt go ani uderzył , ani go Białka nie ukąsiła , co czasem się zdarza . A to pies mądry i przywiązany do pana Sebastiana . Któż wie , może przeczuwa , że się panu jego co złego stało . — Słuchał em cię , panno Tereso , cierpliwie — odpowiedział proboszcz , spojrzawszy jednak nieznacznie w okno i zmarszczywszy brwi , gdy postrzegł , że w rzeczy samej Kruczek stał w bramie , podniósł łeb w górę i wył przeraźliwie — ale muszę ci powiedzieć , że popełniasz grzech przeciw pierwszemu przykazaniu dziesięciorga , które przecież musisz umieć . Czy panna Teresa tego nie wiesz , że przykazanie to zakazuje wszelkich wróżb , guseł i zabobonów , jakimi człowiek sam durzy siebie . albo inni chytrzy , i przebiegli durzą go dla zysku lub wyprowadzenia go w pole ? Cóż jest kabała , co ów dym senny , co wycie psa , który może głodny lub chory , jeżeli nie taka wróżba , nie mająca żadnego związku z tym , o czym dowiedzieć się chcemy ? Żleś stasowała karty i dlatego parę razy dyska treflowa przyczepiła się do waleta kierowego ; nie mogła ś dobrze spać i dlatego marzyło ci się i to , i owo . Prawda , że człek rad by podnieść tę zasłonę , która przed nim zakrywa to , co go obchodzi . Ale nie powinienże o tym pamiętać , jak mądrze to Bóg urządził , że nie dał nam czytać w przyszłości ani przejrzeć oddalenia ? Cóż by się z tobą działo , panno Tereso , gdyby ś teraz na przykład mogła widzieć cały Hrubieszów jak na dłoni i gdyby , co nie daj Boże , doprawdy albo które dziecko było chore , albo pan Sebastian sam zaniemógł ? Dopiero to by ś szlochała i łamała ręce , widząc obydwoma oczami złe , a nie mogąc ruszyć się z miejsca i lecieć natychmiast z pomocą i pociechą . Wtenczas znowu narzekała by ś na Pana Boga , że ci dał tylko tak niedołężne nogi , które by cię i za trzy dni nie dowlekły tam , gdzieby ś chciała być za kilka minut , i wołała by ś na gwałt o skrzydła , i chciała by ś być nie człowiekiem , ale ptakiem . A nie mogąc nim zostać , alboby ś bluźnała w żalu , alboby ś się poddała rozpaczy i sama w niej zginęła . Oj ! nie poprawiajmy Pana Boga w tym wszystkim , co On dla naszego dobra i pokoju tak mądrze ustanowił , ale uczmy się raczej Jego przykazań i porośmy Go , aby od nas usuwał pokusę , która by nas ciągnęła do sprzeciwiania się im do niezgadzania się z Jego świętą wolą . — Niechże się dzieje Jego święta wola , jak w tym tak i we wszystkim ! — rzekła panna Teresa uspokojona słowy księdza i pocałowawszy go w rękę za daną jej naukę , obtarła łzy i uśmiechać się zaczęła . Wtedy proboszcz dodał : — Otóż tak to lubię . Dobrze bardzo trzymam o sercu człowieka , kiedy do jego głowy przystaje proste i nieuczone słowo kapłana , wyciągnięte nie z jakichciś osobliwych mądrości światowych , ale po prostu z katechizmu . Dajmy więc pokój , panno Tereso , tej trosce , którą się niepotrzebnie trapiła ś , a usiądźmy sobie przed domem , gdzie właśnie teraz mamy cień i chłód , i patrząc ku bramie , wyglądajmy naszych kochanych podróżnych . Któż wie , może Bóg sprowadzi ich zdrowych i wesołych prędzej , niż myślała ś , i przekona cię , że lepiej było ufać Jego łasce i czuwaniu nad każdym , niż się pytać kabały i trwożyć snami i wyciem psa , który ot patrz , już jakoś weselszy , kręci ogonem i do zwykłej z Białką zabiera się swywoli . Panna Teresa nie miała nic przeciw propozycji ; wynieśli więc sobie po krzesełku , usiedli przed progiem i patrząc w otwarte wrota dziedzińca i nasłuchując , czy nie rozlega się na drodze turkot kół i stąpanie rączo biegnących koni , gawędzili o różnych rzeczach , które z głównym przedmiotem ich myśli najściślejszy miały związek . Na takiej rozmowie przeszło im z parę godzin , a gdy już słońce zaczęło się chylić i czas było księdzu iść na pacierze , nie okazując niespokojności , która i jego trapić zaczynała , podniósł się z krzesła i nałożywszy rogatą swoją czapkę , wsparty na lasce , gotował się pożegnać pannę Teresę , której zmartwienie stawało się coraz widoczniejszym i która tylko w obecności księdza proboszcza moderowała się , jak mogła . Ale gdy ksiądz rzekł jej : — No , do widzenia , panno Tereso , bądź dobrej myśli , Bóg łaskaw — a ona z tych słów wnosząc , że i jemu pewnie ciężko na sercu , głośnym ryknęła płaczem , Kruczek zestrzygł uszy , zakręcił ogonem , zaszczekał , Białka mu zawtórowała i oboje polecieli pędem strzały za bramę . I w kilkanaście sekund potem dał się słyszeć turkot i parskanie koni , i za chwilkę pokazały się we wrotach trzy głowy bułane , dalej bryczka , a w niej dwie główki jasne , ostrzyżone , sporych już studencików , rozkwitłych jak maki , śmiejących się jak wiosna , patrzących roziskrzonym okiem na dach rodzinny , wspartych jedną ręką na . ramieniu furmana i jedną nogą już tylko stojących w bryczce , aby mogli natychmiast z niej wyskoczyć , skoro tylko konie zatrzymają się przede drzwiami domu . Jakoż ledwie furman zdołał ściągnąć cugle , a już oba była na ziemi , już w objęciach cioci , już całowali ręce proboszcza , już oglądali się na ten dom , gdzie najpierwszy oddech wyszedł z ich piersi , czy taki sam , jak był przed ich wyjazdem . Pan Sebastian nie tamował uniesienia swych dzieci ani radości łez ciotki Teresy . Przywitał się owszem jakoś serdeczniej niż zwykle i z nią , i z proboszczem . Czuł on bowiem zawsze pustkę w domu , jaką nieobecność dzieci robiła , choć tego nie okazywał ; a teraz widząc ich szczęście , słysząc to szczebiotanie malców , którzy nagadać się nie mogli , jakoś zmiękł i sam i nie wstydził się okazać tych uczuć , które go na ten rozkoszny widok przejęły . — Jak oni porośli , miły Boże ! — wołała panna Teresa , ściskając z dziesiąty już raz to jednego , to drugiego — a prawie równi wzrostem , tylko że Igna ś jakiś szerszy w plecach . — Bo też i mocniejszy , ciociu , od Eugeniusza — mówił Igna ś — powalę go , jak nic . — Jak to ? starszego brata ? — mówiła panna Teresa . — Co też ty gadasz , Ignasiu ! — Dlatego my się kochamy , moja ciociu — rzekł Eugeniusz — a on , prawda , powali mnie czasem ; ale to wtenczas " kiedym zamyślony i nie bardzo mi się chce swywolić . — To tak jak matka , która także się czasem zamyślała — mówiła ciocia , całując znowu siostrzeńca , że zamyślaniem się przypominał siostrę . — I jak on się zrobił do matki podobny ! Nieprawdaż , księże proboszczu ? A ten , to czysty ojciec — dodała , klepiąc Ignasia po czerstwych policzkach — tylko mu wąsów brakuje . — Nim mu wąsy urosną — rzekł pan Sebastian , spojrzawszy jednak z ukontentowaniem na młodszego syna — daj nam co przekąsić , panno Tereso , bo nas czymściś fatalnym nakarmili w Chełmie i diabelnie skąpo . Nie moja to porcja wcale . Panna Teresa pobiegła zająć się przyrządzeniem wieczerzy , która , na wszelki przypadek zadysponowana , była już prawie gotowa ; chłopcy poszli za nią i dostawszy po obarzaneczku , po sucharku i po jednym jeszcze całusie , polecieli po wszystkich kątach domu ; a proboszcz dowiedziawszy się , że przyczyną spóźnionego powrotu było tylko to , że akt publiczny odbył się dopiero wczoraj , że upał dzisiejszy i mały interes zatrzymał pana Sebastiana w Chełmie do godziny trzeciej , pożegnał sąsiada i poszedł do siebie . Powrót ze szkół ! pierwszy wieczór , pierwsza noc w domu ! co to za czarowne słowa ! ile się w nich mieści wspomnień , ile uczuć odbierających sen i apetyt , ile najprawdziwszych uciech , ile rozwinienia sił ciała i ducha przy tej swobodzie domowej , w porównaniu z niewolą szkoły , przy tym uśmiechu i pieszczocie , jaką malec odbiera wszędzie i od wszystkich , w porównaniu z surową twarzą nauczyciela , z karcącym wiecznie słowem inspektora , z zimnym , a często gniewliwym obejściem gospodarza lub gospodyni . Nigdy serce tak nie biło żadnemu tryumfatorowi rzymskiemu , kiedy laurem okryty , stał na złocistym rydwanie , a za nim szedł szereg jeńców , co mieli jęk swój śmiertelny dołączyć do okrzyków ludu witającego zwycięzcę , jak serce dwunastoletnie bije w piersiach drugoklasisty , kiedy wpada kłusem na dziedziniec domowy , stojąc na parokonnym wózku i jak tryumfalną chorągwią powiewając listem pochwalnym do matki , która naprzeciw niego biegnie , do cioci , co do niego wyciąga ręce , a czasem do babuni , która nie mogąc pospieszyć za innymi , błogosławi go z daleka i gdy wszyscy go ściskają , czekając swojej kolei , mówi tymczasem po cichu Pod Twoją obroną . Nie bądźcież barbarzyńcami , ojcowie , i nie psujcie dziecku waszemu początkowych dni wakacji niewczesnym egzaminem ; powstrzymajcie waszą gorliwość o dalszy jego popis w salonie i o powodzenie w świecie , niebaczne matki , i nie męczcie go wokabułami francuskimi i wymówkami o złą pronuncjację ; bo to jest chwila tak szczęśliwa , jakiej mu później nie da bogactwo ani honory , ani szept pochlebny pięknego koła , jeśli będzie znakomitym tancerzem , ani oklask tysiąca rąk , jeśli będzie znakomitym autorem . Pan Sebastian , jakkolwiek surowy dla siebie i dla dzieci , umiał się postawić na ich miejscu , patrzył z ukontentowaniem na ich uniesienie i radość i dał im zupełną swobodę . Już więc o świcie nazajutrz i dni następnych byli na nogach ; nie było kącika w domu i w całym obejściu gospodarskim , którego by nie obejrzeli . Poznali się z konikami , które przez te trzy lata porosły i poszły do zaprzęgu i pracy ; poprzyjaźnili się z parobkami , którzy pozwalali paniczom dosiąść to bułanka , to siwosza . W oborze przepatrzyli cały dobytek , dowiedzieli się o stratach , poznali ( przymioty wszystkich krówek i historię byczków , które zostawili swobodnymi cielętami , a które już dziś dźwigają jarzmo . Odwiedzali z ojcem pola , sianożęć i lasek swój , który znali tak dobrze , a którego chłód po trzechletnim niewidzeniu wydał im się tak rozkosznym i tak zdrowym ! Na probostwo biegali po kilka razy na dzień , a interesując się każdym najdrobniejszym szczegółem gospodarstwa księdza , którego szanowali i kochali , nie mogli się nagadać z panem Błażejem , który im chętnie rozpowiadał wszystkie te dzieje , quorum pars magna fuit , tj . których był sprężyną , którymi kierował i które do najpomyślniejszego dla proboszcza końca doprowadzać starał się . Słowem , nie było dzieci szczęśliwszych w owym czasie , jak byli synowie tego ubogiego szlachcica , który zacnością swego życia i postępowania umiał ich zrobić przedmiotem powszechnego zajęcia i sympatii ; który umiał tak utrzymać swój dom , że im żadne kwasy , żadne krzyki i gniewy gospodarskie nie psuły humoru i nie zapędzały ich do kąta , jak to zwykle bywa , pókiby burza domowa nie przeszła ; który nie dał im nigdy uczuć szczupłości swych środków , ale i nie podał tej myśli , że inne dzieci mają więcej sukienek , wygód lub uciech i rozrywek . Wychowani w mierności , przywykli do skromnego mundurka , do prostej i pożywnej strawy , do łakoci i przysmaczków li domowych , widzący tylko surową , ale nie ciążącą troskliwość ojca , serdeczną życzliwość proboszcza , wielką i pieszczotliwą miłość ciotki , ani pomyśleli o tym nigdy , że potrzeba mieć więcej , niźli miał ich ojciec , aby dzieci były szczęśliwe , jak jakie królewskie pamięta , i miały prawdziwy raj na ziemi . Zostawmyż ich w tym stanie i w tym złudzeniu , lepszym niż prawda , a poznajmy się bliżej z tymi chłopczykami , którzy obadwa jednocześnie , czego się zapewne czytelnicy nie domyślili , mają być bohaterami naszego opowiadania . O jedenaście miesięcy różniący się co do wieku , gdyż Eugeniusz zaczynał rok czternasty , a Igna ś trzynasty , byli prawie równi wzrostem , siłą i rozwinięciem umysłowym . Oba skończyli klasę trzecią , oba wyszli z nagrodą i od początku pobytu w szkołach tak postępowali razem nierozdzielnie , że jeżeli się zdarzało , że raz starszy , innym razem młodszy był prymusem , to zawsze miał obok siebie brata , który był drugim uczniem w Masie . Zwierzchnik szkoły i nauczyciele cenili ich zarówno , bo żadnemu nie mieli nic do zarzucenia , a koledzy kochali ich i uważali zawsze za koryfeuszów , równie w szkole , jak i na placu zabawy , bo żaden z nich stosunkowo do wieku nie był silniejszym , przytomniejszym i zręczniejszym czy do piłki , czy do innej gry , jak Igna ś w każdej porze i jak Eugeniusz wtedy , kiedy się rozweselił i kiedy zapomniał o poważniejszym jakimś ; myśleniu , któremu się czasem oddawał . Równie dobrego serca oba , pomagali chętnie mniej zdolnym kolegom w nauczeniu . się lekcji , w rozbiorze łacińskim i niemieckim , w . objaśnieniu zadań i przykładów z arytmetyki i jeometrii . We wszystkich sporach i sprzeczkach zawsze oni byli sędziami i nie było przykładu , aby który z nich wydał jakiś niesprawiedliwy wyrok lub tnie stanął murem w obronie słabszego i skrzywdzonego . Starsi nawet co do lat tej samej klasy uczniowie , a czasem i czwartoklasiści , odwoływali się do ich zdania i zwykle poprzestawali na tym , co wyrzekł albo mądry , jak go nazywali , Eugeniusz , albo idziemy , według danego mu przydomku , Igna ś . Te epitety , które każdy prawie uczeń ze szkół wynosi , a które im często na całe zostają życie , dowodziły i tu trafności sądu , przenikliwego ocenienia przymiotów i śmiałości w wyrzeczeniu swej myśli w tej młodzieży nie zepsutej , nie umiejącej ani krzywdzić , ani pochlebiać i nie patrzącej jeszcze na kolegów przez te okulary , jakie później świat każdemu z nich miał nałożyć . Jakoż w rzeczy samej mądrość czternastoletnia charakteryzowała Eugeniusza . Zastanawiał się on nad każdą rzeczą , zdawał sobie sprawę z tego , co mówi i robi ; kiedy rozsądzał jaką sprzeczkę , to zawsze pokazał , dlaczego tak lub inaczej . o rzeczy tej sądzi ; gdy któremu radził , jak ma postąpić , jak się w czym wytłumaczyć , to mu zawsze okazał dowodnie , dlaczego taką , a nie inną daje mu radę . Przy tym brał się czasem do książeczek , jeżeli jaką dostał , ćwiczenia swe obrabiał pilniej , z pewnym wyrozumowaniem przedmiotu , a co najważniejsza , nie nudził się nigdy , gdy był sam , i wtedy oddawał się myślom wychodzącym za obręb jego zwyczajnego życia i spraw studenckich , które innych wyłącznie zajmowały . Co sobie wtedy myślał , tego zapewne i sam nie wiedział i nie był w stanie opowiedzieć , gdzie przebywa duchem ; ale nie tylko on czuł w sobie tę skłonność do jakiegoś bezprzedmiotowego bujania po świecie szerszym niż ten , który go otaczał , ale i inni postrzegli w nim to usposobienie , od którego go szczególniej brat odwodził żartami i wciąganiem go , czasem gwałtem , do koła wesołych i swywolących kolegów . Wszakże to nie przeszkadzało mu bynajmniej ani do pilności w wypełnianiu swych obowiązków , bo lekcja była u niego zawsze rzeczą pierwszą i przy ogromnych zdolnościach niewiele go kosztowała , ani w zabawie i grach studenckich , bo skoro raz się rozochocił i rozigrał , szalał tak , jak i inni , i nie ustępował żadnemu ani w ochocie , ani w zręczności , ani w sile . Igna ś znowu był w rzeczy samej dzielnym we wszystkim . Pierwszy do lekcyj , pierwszy do zabawy i swywoli , wszędzie rej prowadził i nie dał się nikomu w niczym uprzedzić . Nie . bardzo się on zastanawiał nad tym , co mówił i robił , ale instynktem praktycznym trafiał zawsze do celu , i nim . inny wyrobił swoje zdanie , jakby tu postąpić , co by powiedzieć , Igna ś od razu prawie i bez myślenia wypowiedział je , i wypowiedział tak , że nie było co zarzucić i każdy zgodzić się musiał . W postanowieniach swych był wytrwalszym od brata i co raz przedsięwziął , to dokonał , nie zważając nawet na perswazje Eugeniusza i rozumne jego dowody . Najwięcej go zastanawiała praktyczna strona życia , przypatrywał się chętnie każdej robocie mechanicznej , pojmował wszystkie manipulacje szybko i dokładnie , i gdy lekcja już była umiana , nie był czas ani wspólnej rekreacji , ani jakiej cząstkowej zabawy ; gdy Eugeniusz czytał co lub zamyślony siedział , on sobie coś strugał , robił jakieś cacko dla dzieciaków gospodyni , przyrządzał im małe stoliczki , stołki , grodził płotki w ogródku , podpierał palikami upadające kwiatki lub biegł do sąsiedniego stelmacha i tam siadał na kobylicę , wypraszał sobie strug i majstrował z równym zapał em , energią i dzielnością , z jaką wyścigał innych w bieganiu lub powalał na ziemię nawet starszych , ale mniej zręcznych i zwinnych . Oprócz powyższej różnicy między braćmi była jeszcze i ta , że Eugeniusz był delikatniejszym w swych gustach niż Igna ś , który szczególniej na istotę rzeczy uważał nie patrząc na formę , w jakiej się mu przedstawia . Eugeniusz nigdy sam nie użył i nie znosił w innych żadnego grubiańskiego słowa . Igna ś mniej zważał na ten brak wychowania w kolegach , byle tylko grunt serca był w nich dobry . W odzieniu był Eugeniusz staranniejszym i dbalszym o czystość i formę . Lubił , żeby surducik leżał na nim porządnie , żeby chusteczka była ładnie zawiązana , żeby czapka była wyczyszczona i nie pomięta . Na wszystko to Igna ś nie tyle zważał , chociaż także szanował sukienki , ale nie przez tę skłonność do pewnego rodzaju elegancji , która widoczna była w starszym , tylko przez tę myśl gospodarską , żeby dłużej trwały i żeby ojciec na próżno nie ekspensował . Gdy przyszła pora owego błota hrubieszowskiego , które często do bajecznej dochodzi głębokości , Igna ś grzązł w nim ze śmiechem i swywolą i nieraz umyślnie zaszargał się więcej , niżby należało . Dla Eugeniusza było to prawdziwe zmartwienie , brzydził się tym nieporządkiem miejskim i tak wybierał drogę , że przychodził do klasy najmniej od wszystkich uczniów zabłocony . W jedzeniu także był wykwintniejszym . Nie wszystko mu smakowało , a gdy nie miał w czym wybrać , wolał często głód przyciexpieć , niż go zaspokoić potrawą , która w nim wstręt obudzała , nie tyle materiałem , bo do prostego jadła i w domu przywykł , jak przyrządzeniem brudnym i niesmacznym . Oba chłopcy byli prawie jednakowego zdrowia ; a choć niepodobni do siebie z rysów twarzy , bo starszy przypominał matkę , a młodszy był do ojca podobny , byli jednakowo piękni . Twarzyczki foremne , czerstwe i rumiane , zęby białe , uśmiech ujmujący i śliczny mieli obydwa . Ale Eugeniusz miał czoło wyższe , okryte ciemniejszym włosem , oczy piwne , w których był czasem wyraz zamyślenia , kiedy Igna ś był jasny blondyn , z niebieskimi oczami , którymi patrzył zawsze śmiało i przytomnie i nie spuszczał ich nawet przed surowym wejrzeniem ojca , którego bał się niezmiernie i czcił przede wszystkim . Kochali się oni nie tylko jako bracia , ale i jako koledzy szkolni , byli wszędzie nierozdzielni , nieśli sobie zawsze wzajemną pomoc i słowem , i czynem , i miło było patrzeć na tych dorodnych chłopaczków , odciśniętych zgrabnymi i jednakowymi mundurkami , kwitnących zdrowiem , wesołych i rozgarnionych , kiedy szli gdzie razem , trzymając się za ręce ; kiedy przysłuchując się jakiej rozmowie ojca z proboszczem , wspierali się jeden na drugim i tak oba stali w milczeniu ; kiedy w niedzielę , w nowe odziani komeżki , z różowymi jak ich twarzyczki wstążkami , służyli przy sumie i srebrnym swym głosem , rozchodzącym się po kościele , odpowiadali tak , iż widno było , że ' rozumieją słowa , które tak dobitnie i z taką pewnością wymawiają . Toteż od ich przybycia mieszkańcy Sawina i okoliczni sąsiedzi nie mogli się nagadać o tych dzieciach , które każdy ojciec stawił za wzór swoim i których niejeden panu Sebastianowi zazdrościł . Ale im częściej dochodziły do uszów parna Sebastiana pochwały jego synów , im bardziej i sam rozpatrywał się w ich przymiotach i zdolnościach , tym cięższa gniotła go troska , że te dary boże mogą pójść marinie , że ta bujna niwa , jeżeli uprawianą nie będzie , może zarosnąć chwastem i zdziczeć bez pożytku . Rachował więc i obrachowywał swoją sperandę , a im mniejsza wypadała cyfra , tym frasobliwszym oddawał się myślom . Widział to dobrze proboszcz i nieraz z sobą o tym rozmawiali . — Nigdym , mosanie , nikomu nie zazdrościł dochodów — mówił raz pan Sebastian — i wiem o tym dobrze , że żeby człek przeżył te lata , jakie mu Pan Bóg naznaczył , w pokoju i bez wielkiego kłopotu , to mu zawsze więcej potrzeba rozsądku jak pieniędzy . Rzadko też one starczą , choć są w wielkiej liczbie ; bo zwykle , gdzie ich jest dosyć , tam znowu jest za mało tego , co jest od nich lepsze , a przez co miarkują się potrzeby ludzkie i urządza się życie tak , aby była grobla wedle stawu , aby woda przez nią nie przechodziła i nareszcie nie podziurawiła jej i nie zerwała ze szczętem . Nigdym też nie narzekał , a choć mi Pan Bóg dawał jednego roku więcej , drugiego mniej , nie powiedział em sobie jeszcze ani razu , że jest za mało . Jak krawiec , mosanie , tak kraje , jak mu sukna staje , tak i ja mogł em i umiał em przykrawywać moje potrzeby według postawu , jaki mi się dostał ; a choć suknia była raz trochę dłuższa , znowu trochę krótsza , odziewała jednak dostatecznie i przystawała mi zawsze do stanu . Ale przyszła kryska i na Matyska — dodał pan Sebastian , kiwnąwszy głową i z wyrazem twarzy , w której było więcej smutku niż rezygnacji . — Gdyby tu szło o mnie samego , anibym o tym mówił , anibym się frasował . Na barszcz i na kaszę jeszcze mi wystarczy , a kapota , choćby się wytarła i podziurawiła , to chciał by m widzieć tego , co by śmiał powiedzieć , żem do tych dziur przyszedł nie przez zrządzenie boskie , ale przez własną ospałość i niedbalstwo . Ale takim dzieciom , jakie mi Bóg dał , nie móc podać ręki ; takie drzewka , na które popatrzeć miło , nie móc przesadzić na grunt im właściwy i gdzieby się bujniej rozrosły niż tu , gdzie zdziczeją i okryją się wilkami ; nie móc ich okrzesać , podeprzeć i wypielęgnować według ich doskonałej natury — to jest dopiero , mosanie , boleść , jakiej jeszcze nie doznawał em , i taka , co mię zapewnie nie zegnie i nie przyprowadzi do szemrania przeciw sprawiedliwości bożej , ale mię może złamać i zgruchotać , a bodaj czy nie odbierze im przed czasem i tę podporę , jaką dziś mają . Te słowa , zakrawające prawie na rozpacz , drżenie głosu , okazujące , z jakiej głębi jego serca wychodzą , przy tym parę łez , które tym bardziej przenikały , że spadły na twarz człowieka , co nie tylko ciałem , ale i duszą wydawał się żelaznym i pełnym hartu , tak proboszcza wzruszyły , że ścisnąwszy tylko rękę starego przyjaciela i czując , że i jego powieka zwilża się łzą współczucia , nic zrazu nie odpowiedział . Po niejakim dopiero czasie , zebrawszy się z myślami , podniósł głowę i rzekł : — Rozumiem ja to , kochany sąsiedzie , bardzo dobrze , że położenie twoje jest ciężkie i że serce ojcowskie musi cię boleć , boby ś chciał dzieciom swym nieba przychylić . I nie ma co mówić , warte one wszelkiej pieczołowitości rodzicielskiej , warte wszelkiego starania i poświęcenia , tak są miłe ; a takimi darami ciała i duszy uposażył ich Pan Bóg , iż zdaje się , że wyraźnie powiedział do ciebie , ich ojca : oto masz rolę , na której wszystko się urodzi , zasiejże ją nasieniem zdrowym i pożywnym ; oto masz piękne latorośle , podwiązujże je , obracaj ku słońcu , zasłaniaj od złego wiatru , a będziesz miał słodkie jagody , które i ciebie ucieszą , i ludziom będą miłe i pożyteczne . W tym to , kochany sąsiedzie , wola Jego jest widoczną . Kształcić drogich tych chłopców i pielęgnować powinien eś . Ale czy do takich samych granic Bóg w mądrości swej kształcenie ich chciał by mieć posunionym , do jakich serce twe ojcowskie , idące za natchnieniem potrzeb i widoków ziemskich , posunąć by je pragnęło , to jeszcze jest rzecz wątpliwa ; bo w takim razie Bóg , dawszy im tak piękne zdolności i dary , dał by ci oraz i środki , aby ś je rozwinął jak najdalej i doprowadził do tego kresu , do jakiego tylko doprowadzić by się dały . Widno więc , że inne są Jego cele , kiedy tych środków nie masz , i że nie na to ich tak udarował , aby byli uczonymi i sławnymi wedle świata i jego doczesnej mądrości . Nie masz więc czego tak bardzo się frasować , kochany sąsiedzie , i poddawać się myślom tak trapiącym , które jeśli cię i nie złamią , jak to grzesznie prawie powiedział eś , to mogą nadwerężyć twą siłę i podkopać twe zdrowie . Prócz tego , zastanowiwszy się nad tymi obowiązkami , jakie Bóg wkłada na rodziców , to powiem ci sumiennie , jako świadek twojego życia i jako twój spowiednik , znający najgłębsze głębie twojej duszy , żeś obowiązkom tym już zadośćuczynił i dalej jeszcze zadość im czynić i zdołasz , i zechcesz . Nie wpoiłżeś w twych synów miłości i bo jaźni Boga , co jest rzeczą główną i fundamentalną ? Nie umiejąż pacierza , nie rozumiejąż dokładnie katechizmu i nie znająż wszystkich szczegółów służby bożej ? Egzaminował em ich w tej mierze i mogę cię upewnić , że byle nie zapomnieli tego , co dziś wiedzą , to im wystarczy i nadal , aby byli dla innych , a nawet starszych od siebie , przykładem i wzorem . Niejeden już , patrząc na nich , kiedy klęczą i modlą się , mówił mi : " Jakie to pobożne dzieci ! " Uważał em to i sam , a i ty , kochany sąsiedzie , pewnieś to postrzegał , bo jużci nie od kogo to mają , tylko od ciebie , że gdy są w kościele , to wiedzą o tym , że się znajdują w domu bożym , gdzie ciało powinno być pokorne , a myśl oderwana od ziemi unosić się z gorącą modlitwą do nieba . A dalej , nie nauczyłżeś ich poznawać , co dobre , a co złe w czynnościach i myślach ludzkich , co znowu jest drugim ważnym obowiązkiem rodziców . Jeśli który się z nich odezwie , to aż miło słuchać , tak zdrowo i według miłości bliźniego sądzi o tym , co widział , co się tam zdarzyło w owych sprawach szkolnych i studenckich , z których już wnieść można , jak będzie sądził i o innych . Nie widaćże ze wszystkiego tego , co pochwalają , a co ganią , że mają wstręt do kłamstwa , do wykrętów i wszelkiego występku , a zachowali tę niewinność , jaką ich chrzest święty przyodział ? Nie kwitnąż ich twarze rumieńcem i siłą życia ? Nie widnoż z ich oczu , że jak dusza ich , która się przez nie wyraża , czysta i zdrowa , tak i ciało ich niepokalane żadnym brudnym pożądaniem , nieodpowiednym ich wiekowi ? I nie mogło być inaczej ; boś dopełnił , panie Sebastianie , najgłówniejszego obowiązku ojca : oto we wszystkim dawał eś im dobry przykład . I jeśliby któremu przyszła jaka myśl i chęć zdrożna , nie może sobie powiedzieć : zrobię to , bo tak i mój ojciec robi . Uspokój się więc , bo nie masz sobie nic do zarzucenia . Chowaj ich tak , jakeś dotąd chował , ucz ich żyć własnym swym życiem i zacnością swych zasad , a bądź pewny , że wyrosną na ludzi miłych Bogu , użytecznych sobie i drugim . Co się zaś tycze tej nauki , która by dała chleb jednemu z nich lub obydwóm , bo prawdę powiedziawszy , w folwarczku twoim , panie Sebastianie , było by im za ciasno , to któż wie ? może i na to znajdzie się jaki sposób , jeżeli w tym Wola Pana Boga , A tymczasem przyślij no ich do mnie , to się jakoś z malcami twymi pokombinuję i powtarzać będziemy to , czego się nauczyli , żeby nie zapomnieli , a w niektórych rzeczach pryncypalnych , jako to : w łacinie , w historii i w pisaniu po polsku , to może pójdziemy i dalej . Całej tej długiej perory słuchał pan Sebastian ze spuszczoną głową i z uwagą , do której czuł się obowiązanym , nie tyle może dla mocy dowodów , którymi ksiądz starał się go pocieszać , ' jak raczej dla tego współczucia , które widne było w jego głosie i postawie . Gdy przyszło do ostatnich słów , pan Sebastian podniósł głowę , ścisnął mocno i z , uczuciem rękę proboszcza i rzekł : — Księże Macieju ! jesteś zacnym kapłanem i najlepszym przyjacielem . Perswazje twoje przyjmuję i dziękuję ci za nie , bo gruntowne i frasunek mój oddają w ręce Boga , w których jest wszystko , i łaska i odrzucenie , i nagroda i kara . Ale oświadczenia twego dla mych chłopców przyjąć nie mogę , bo to było by zanadto . Czas twój należy całej owczarni twej , a nie dwóm tylko , owieczkom , i to jeszcze nie w tym , co się ich zbawienia tycze . A jeśliby ś miał dla nich poświęcać chwilę odpoczynku twego , to stąd nie ulgę miał by m , ale nowy kłopot , że będąc twym przyjacielem , zamiast nieść ci w czymkolwiek pomoc , staję ci się ciężarem . — To , to , to ! — rzekł proboszcz , nasunąwszy brwi i z ofuknieniem — czy to ja z nimi będę po całych dniach bakałarzować , czy co ? Wstydź się , panie Sebastianie , że ci takie skrupuły przychodzą do myśli . Na godzinkę co dzień chcę ich mieć u siebie i basta , nie więcej . Na to stanie mi czasu , choćbym miał dwa razy większą parafię i dwa razy większe gospodarstwo . A za pracę żadną tego nie uważaj , bo to satysfakcja uczyć takie bystre dzieci , którym ledwo co powiesz , to już i zrozumieli , i w których głowach nie ginie żadne słowo , tak jak w dobrej roli nie zmarnuje się by najmniejsze ziarno . — Jeżeli już taka wola twoja , księże proboszczu , to na jedną godzinkę przystaję i dziękuję ci za tę ulgę , jaką dziś sercu memu dał eś i swoim słowem , i swoim czynem — rzekł wzruszony pan Sebastian i uściskawszy rękę księdza , poszedł do domu . Ale proboszcz , jakkolwiek czuł wewnętrzną radość , że mu się udało i pocieszyć sąsiada , i przynieść mu jaką taką ulgę , zrozumiał to jednak dobrze , że i słowa jego nie mogły mu odjąć zupełnie myśli owych trujących , z jakimi patrzył na przyszłość swych dzieci , i pomoc , jaką mu ofiarował , była tylko tymczasową i wcale niedostateczną . Jął więc myśleć i rozmyślać , jakim by sposobem zaradzić tej biedzie radykalnie i stanowczo i uwolniwszy poczciwego ojca od troski o jednego przynajmniej syna , dać mu możność zajęcia się drugim i pokierowania go własnymi siłami . Przyszło mu najpierwiej na myśl , że panna Teresa miała niewielki kapitalik w listach zastawnych , stanowiący cały jej fundusz na stare lata a oddany jej przez braci Piotra i Marcina Jelewskich , niby jako całkowita scheda , przypadająca na nią po odtrąceniu wszystkich kosztów jej wychowania , jej utrzymania przez lat tyle w domu pana Piotra itd . Przyjęła to poczciwa kobieta bez żadnej reklamacji , a choć wiedziała dobrze , że likwidacja ta wyglądała gorzej niż aptekarski rachunek i że się jej należało ze sześć razy więcej , nic jednak nie mówiąc , była i za to wdzięczną . Wiedział proboszcz , jak wylaną była panna Teresa dla krewnych , od których ani miłości , ani sprawiedliwego ocenienia swych cnót nie doznała . Takie mając przekonanie o sercu tej zacnej istoty , którą najszczerzej szacował , pomyślał proboszcz , czy nie powiedzieć by jej , w jakim położeniu znajdował się pan Sebastian i czym by mu ulżyć można . Ale w tym planie , który zrazu uderzył go , jako najprostszy i najłatwiejszy do uskutecznienia , spotkał się z jedną ważną przeszkodą . Nie wątpił on wcale , że panna Teresa oddała by ostatnią sukienkę , byleby ją przekonał , że to będzie z dobrem jej siostrzeńców , których tak mocno kochała ; ale z drugiej strony nie wątpił także , że pan Sebastian całą mocą swej woli odrzuci jej ofiarę i żadną prośbą i perswazją nie da się skłonić , aby kobietę bezsilną , upośledzoną od natury i nie mogącą szukać przytułku u krewnych , co ją obdarli i radzi są , że już sobie od niej raz na zawsze umyli ręce , pozbawiał funduszu , który na przypadek jego śmierci stał by się jej jedyną ucieczką . Z tych powodów plan ten stanowczo odrzucił . Z kolei i przez właściwe umysłowi ludzkiemu kojarzenie się wyobrażeń , przyszli mu na myśl wujowie malców , których mu tak żal było zostawiać bez edukacji i bez rozwinięcia tych zdolności , jakie w nich widział . Jeśli wykołatam — mówił sobie w duchu — ze trzysta złotych od jednego i ze trzysta od drugiego , to i wystarczy na ten ciężki rok , a dalej , to już jakoś Pan Bóg poradzi . Pan Piotr miał wprawdzie syna i córkę , ale posiadał dobrą wieś i robił wiele niepotrzebnych wydatków na udawanie pana , na przejażdżki niepożyteczne do Lublina w czasie karnawału , na stroje dla żony , która nawet na mszę do Sawina przyjeżdżała w piórach i atłasach i draba jakiegoś w galonach miała za sobą w kościele . Otóż , jeśliby mu wyperswadował , żeby każdy niepotrzebny wydatek tylko o dziesięć złotych umniejszył , zebrała by się pewnie kwota , którą mógł by przyjść w pomoc człowiekowi , którego żonę także po żydowsku obliczył . Pan Marcin znowu był prawie bogatym , tak był oszczędnym , tak żałował sobie na wszystko . Ale zastanowiwszy się , że próżność i skąpstwo są to zdrożności , wysuszające ze szczętem serce ludzkie ze wszelkiego współczucia na niedolę bliźnich , że zagłuszają sumienie i robią człowieka egoistą , ślepym na cudzą biedę i głuchym na wszelką prośbę i perswazję ; że pan Piotr wziął by jeszcze i cudze , żeby stracić , a pan Marcin obdarł by i rodzonego brata , żeby schować ; przypomniawszy sobie , jak postąpili z bratem swym Pawłem i z siostrami ; a nade wszystko wiedząc doskonale , że pan Sebastian odstrychnął się od nich zupełnie , że miał ich za ludzi złych i nieuczciwych , że wolał by pewnie umrzeć z głodu , niż być obowiązanym takim , których nie szacował , odstąpił i od tej myśli , tym bardziej że miał jak najmocniejsze przekonanie , że słowa jego były by daremne i że poniżył by się tylko na próżno , próbując skłonić do czegoś dobrego tych , których szatan już opanował i na dwóch najpotężniejszych powrozach ciągnął do siebie . Smutnym więc był proboszcz przez kilka dni następnych i to szukanie środków , których wynaleźć nie mógł , to rzucanie myśli na prawo i na lewo , a spotykanie wszędzie trudności i przeszkód , które się zwyciężać nie dawały , odebrało mu humor zupełnie . Jedyną jego pociechą była ta godzina , kiedy chłopcy przychodzili na lekcję , kiedy patrzył na te twarzyczki śliczne i śmiejące się , kiedy w oczach ich widział radość , jeśli im powiedział coś takiego , czego jeszcze nie wiedzieli , kiedy im dał co czytać i przekonywał się z ich głosu i urobienia każdego słowa , że rozumieją dobrze , co czytają , a egzaminowani nazajutrz z tej samej rzeczy , opowiadają ją i gładko , i dokładnie , ' i z takim zajęciem , iż widocznym było ; że nie tylko słowa schwycili , ale że i rzecz sama , i to , co w niej było najważniejszym , utkwiło w ich głowach i sercu . Ale im bardziej przekonywał się , że to są diamenty , które koniecznie trzeba oszlifować , aby cudownym uderzyły blaskiem ; im bardziej zadziwił się , kiedy wyłożywszy im raz naukę o dobrych uczynkach i kazawszy to samo napisać , znalazł rzecz wyłożoną porządnie , dowodnie , a przepisaną czysto i ortograficznie , szczególniej w tym , co mu podał Eugeniusz ; tym więcej znowu zaczął rozmyślać nad środkami , jakby temu zaradzić , żeby chłopcy tak rzadkiego usposobienia nie zależeli pola . Te myśli trapiły go najwięcej w nocy , kiedy się obudził , gdyż wtedy zwykle nie mógł prędko zasnąć powtórnie . A że imaginacja ludzka najsilniejszą jest w takiej porze , kiedy działaniu jej żaden przedmiot zewnętrzny nie przeszkadza , zaczął więc poczciwy ten przyjaciel marzyć , jaką by karierę w świecie zrobić mogli , gdyby skończyli szkoły , jak należy , i gdyby tym sposobem to wszystko dobre , które w nich ręka boża zasiała , doszło do właściwej dojrzałości . Raz puściwszy się tą drogą , wyobraził ich sobie dorosłymi młodzieńcami , jednającymi sobie szacunek i miłość ludzką , tak przez piękną powierzchowność , jaką mieli , jak i przez rozum , naukę i obyczaje , co wszystko rozwinęło by się w nich pewnie do wysokiego stopnia . Puścił ich potem w świat i między ludzi i z tą łatwością , z jaką my , powiesciopisarze , usuwamy trudności i zawady sprzed kroków naszego bohatera , jeżeli się nam podoba poprowadzić go szczęśliwie , torował im drogę i posuwał ich z jednego stopnia na drugi , coraz wyżej i wyżej , tak że jednego zrobił uczonym zwierzchnikiem jakiegoś wysokiego zakładu naukowego , drugiemu , według praktyczniejszego jego usposobienia dawszy zawód administracyjny , podniósł go do wysokiego urzędu , zrobił radcą i referendarzem , okrył go znaczeniem i honorami . " A cóż ? — mówił sobie wtedy w duchu — wszystko to być by mogło i nic by to nie było nowego , żeby Zabużscy poszli wysoko . Imieniu temu nieobce honory i godności . Wszak i tak jeden Zabużski jest referendarzem , a drugi nawet był kasztelanem . " Gdy proboszcz przyszedł do tego wniosku , zaczął mocniej zastanawiać się i myśleć o tych krewnych pana Sebastiana ; a chociaż ich nie znał ani z charakteru , ani z usposobienia ich dla biednego szlachcica , z którym łączyła ich tosamość krwi i nazwiska , a do którego jednak nigdy się nie zgłaszali , sądził jednak , że uderzywszy do ich serca i przedstawiwszy im smutną konieczność człowieka , który się im nigdy nie naprzykrzał , można by wykołatać jaką taką pomoc , a przynajmniej tyle rocznego zasiłku , żeby choć dla jednego z malców na utrzymanie go w szkołach wystarczało . Tą myślą tak sobie nabił głowę , tak się tym zaprzątnął , że czując wszelką niemożność przywołania snu na nowo , wstał , zapalił świecę , i chodząc po pokoju zacierał ręce z radości i dziękował Panu Bogu , że mu zesłał myśl tak szczęśliwą . Żeby zaś ukuć żelazo , póki gorące , i nie dać wystygnąć temu uczuciu , które serce jego napełniało , osądził , że najprostszą będzie rzeczą i najkrótszą do dojścia do celu drogą napisać do jednego i do drugiego z tych panów , określać im położenie pana Sebastiana , jego zacność , jego uczciwość , klęskę , jakiej doznał , dać oraz poznać przymioty dzieci , wymownie i do serca wypowiedzieć , że jeżeli nie dla względów ludzkości i pokrewieństwa , to przez wzgląd na samo imię , mające się przez nich podnieść w znaczeniu i sławię , należy podać im rękę . Postanowił więc eo instante usiąść do stolika i wśród ciszy nocnej i pod wpływem tej inspiracji , jaką ona daje , ułożyć brulion wspólny do obu braci , który miał jutro , mutatis mutandis , przepisać na czysto i nic nie mówiąc panu Sebastianowi , według adresu wyprawić . Ale myśli ludzkie inaczej wyglądają w głowie , gdy się snują tłumnie , gdy jedna drugą wyprzedza i jedna drugą przerasta lub podpiera , a inaczej na papierze , kiedy szykują się jak żołnierze w linii , kiedy każda staje osobno i może być obejrzana od stóp do głowy , czy przypada do szeregu , czy jej nie brakuje albo ręki , albo nogi , czy ma dosyć wzrostu i siły , aby nie zeszpeciła miejsca , na którym stoi i wytrzymała ciężar , jaki na nią włożono . Niejeden autor , nawet z najbardziej zakochanych w sobie , przekonał się , jak zdradzieckim zwierciadłem jego duchowej postaci jest papier ; a i ksiądz Maciej także , napisawszy parę ćwiartek , gdy je potem odczytał , postrzegł , że opisy jego niedokładne , dowody niemocne , odezwy do serca krewnych jakieś zimne i nie przenikające tak , jak przenikały wtedy , kiedy ' były w nim , w jego sercu , kiedy były duchem i tchnieniem gorącym i żywym , a nie miały jeszcze na sobie tego ciała , jakie im piórem swym nadał , a które wystudziło je , pokrzywiło i pokoślawiło zupełnie . Niekontent więc z siebie , odsunął papier , wstał i znowu zaczął chodzić . A że już był z siebie niekontent , wszystko mu do myślenia przeszkadzało : i podłoga , która skrzypiała , i zegar , który stukał , i szafa z książkami lepiej niż list jego napisanymi , i świeca , którą potrzeba było objaśniać , a która mu wciskała w oczy to belki w ścieli , to plamy z odpadłego tynku na ścianach . Żeby więc usunąć wszystkie te przeszkody , zatrzymał zegar , zagasił świece i otuliwszy się dobrze , położył się na wznak na łóżku . I stało się to , czego niejeden z nas piszących doświadczył . Myśli nie wyprostowały się , nie nabrały ani lepszej formy , ani większej mocy ; ale sen powrócił i w kwadrans potem ksiądz Maciej spał jak zabity . Gdy otworzył oczy , a był już duży dzień , . wszystkie sęki , garby i koślawizny jego wczorajszej pracy , stanęły przed nim od razu i oczepiły się jego głowy tak , że się od nich opędzić nie mógł . Usiadł więc na łóżku , przeżegnał się i zmówiwszy pacierz , powiedział sobie : " Próżna to praca , i może być nieskuteczna . Jeżeli mi się nawet uda dobrze napisać , a napiszę obszernie , to znudzę ; jeżeli krótko , to nie zrozumieją dobrze ani ważności rzeczy , ani gwałtowności potrzeby . Zresztą na list można odpowiedzieć zaraz , a można odpowiedzieć i za pół roku , bo on nie stoi nad karkiem i nie dopomina się o respons . Przy tym to taki poseł , przed którym nie ma potrzeby spuszczać oczy i wstydzić się , gdy się zamyka ucho i serce cna jego głos i odrzuca się prośbę , którą on słusznie zanosi i o zadośćuczynienie jej domaga się . Wcale jest inaczej , gdy poseł jest żywy , któremu trzeba w oczy spojrzeć , a który śmie i umie wypowiedzieć wszystko , co i mnie się prędzej uda , bo łatwiej jest wygadać się , jak się wypisać . Pojadę więc sam . Tak będzie i lepiej , i prędzej . Do kasztelana stąd nie tak daleko . Obaczę najpierwej , co też ten powie . Jeśli się okaże chętnym , to i sam napisze do brata , aby z nim do tej uczciwej i ludzkiej spółki należał . Odprawi mię z kwitkiem , ha ! to nie ja się zawstydzę przed Bogiem i sobą samym i jutro już będę wiedział , czy się uda , czy nie uda dopomóc przyjacielowi . " Ucieszony tym planem ksiądz Maciej , zerwał się na nogi młodymi siłami , ubrał się co prędzej , a gdy organista przyszedł z dziennym raportem , kazał mu przygotować bryczkę , trzy konie i zapowiedział , że pojedzie na dwa dni , i to zaraz po mszy . Potem zwykłym porządkiem odmówił przepisane pacierze , wpół do ósmej stanął przed ołtarzem , a obracając się do małej liczby obecnych przy Dominus vobiscum , gdy widział na środku kościoła klęczącego z pokorą pana Sebastiana , a obok niego ze złożonymi rękami Eugeniusza i Ignasia , tym goręcej i ze łzą w oku prosił Boga , aby mu się poselstwo jego udało . Skończywszy nabożeństwo , wymknął się co prędzej przez zakrystię , żeby się z panem Sebastianem nie widzieć , a gdy bryczka zaszła i pani Błażejowa dawszy mu jaki taki zapasik , upominała , aby byle czego nie jadł na popasach i w gościnie , wsiadł ksiądz Maciej poglądając z uśmiechem na dworek przyjaciela , nasunął rogatą swą czapkę i nie uwiadomiwszy nikogo , dokąd i po co jedzie , w imię boże wyruszył . O półpiąty mili od Sawina leżała majętność kasztelana , między Dubienką i Opalinem . Miał on większe jeszcze dobra w innej stronie Podlasia , które wziął po żonie , ale zwykle mieszkał w Zabużu , tak nazwanym zapewne przez mieszkańców tamtej strony rzeki . Tam sobie kasztelan szczególniej upodobał , raz dlatego , że to był spadek po ojcu i że nazwanie odpowiadało jego nazwisku , a także , iż tu miał dom obszerny , piękny , z ogrodem bardzo ładnym i że rezydencja ta leżała nad samym Bugiem , tak że z okien widać było sunącą się tę falistą wstęgę i można było porachować wszystkie tratwy i bajdaki , które piękną tę rzekę ustawicznym ożywiały ruchem . Do Żabuża tedy udał się ksiądz Maciej . Przybył on na miejsce jeszcze za dnia , zostawił w karczmie swoją bryczkę i konie , a dla dowiedzenia się o składzie domu , o charakterze osób , słowem , dla zrekognoskowania pozycji , którą miał gorliwą przyjaźnią i chrześcijańską wymową zaatakować , udał się na probostwo , pewny , że od sumiennego kolegi , znającego dostatecznie serce i usposobienie tych , których był pasterzem i spowiednikiem , dowie się najlepiej , jak i z której strony wziąć się do dzieła . Ponieważ wieś ta składała się po większej części z mieszkańców grekounickiego wyznania , cerkiew więc unicka była właściwie plebanią i znajdowała się we środku wsi , a kościółek katolicki , niewielki , ale prawie nowy i z gustem zbudowany , jako przeznaczony dla dworu , dla oficjalistów i małej liczby okolicznych mieszkańców tegoż wyznania , stał blisko domu dziedziców , który tam nazywano pałacem , i był niejako pałacową kaplicą . Tuż przy kościółku znajdowało się i mieszkanie kapelana , które się nazywało probostwem . Od karczmy do owego probostwa najkrótsza i najprzyjemniejsza droga prowadziła przez ogród dworski i tę księdzu Maciejowi ukazano . Gdy zacny ten protektor bohaterów naszej powieści wszedł między piękne drzewa i klomby gdy rzucił okiem na obszerne gazony , starannie utrzymane , na ścieżki dobrze ubite i usypane żwirem , na rzadkie kwiaty , zdobiące te miejsca , gdzie stały zgrabne i biało pomalowane kanapki , ławeczki , i nareszcie doszedł do tego miejsca , skąd odkrywał się dom o kilkunastu ogromnych oknach , obszerny , wysoki i ozdobnie wyglądający , pomyślał sobie , że tu jest porządek , że jest zamożność , że zatem ludzie , którzy mają tyle dla siebie , iż mogą takim kosztem utrzymać i zdobić swoją siedzibę , nie będą żałować małej cząsteczki swoich dochodów , aby krewnemu , który ich nigdy o nic nie prosił , podać rękę w tak naglącej potrzebie . Gdy tak rozmyślał i patrzył ku dworowi , postrzegł , że ze drzwi parapetowych , zapewne do jakiejś sali należących , wyszło cztery osoby : mężczyzna już niemłody , poważny i pańską mający minę , chłopczyk może czternastoletni , żywy i ruchawy , dalej jakiś chudy i długi jegomość , trochę przygarbiony , jakby śledzący ruchy chłopczyka i dający mu napomnienia , na które malec nie bardzo zdawał się zważać , i na koniec ksiądz , co łatwo poznać było z sukni . Ksiądz to był młody , przystojny , wyprostowany ; jego sutanna zgrabnie przykrojona dobrze go opinała , kapelusz nowy i buty wyglansowane połyskiwały z daleka , a ręka okryta była rękawiczką i trzymała cienką i zgrabną laseczkę . Chociaż ta elegancja , w duchownym koledze nie bardzo się podobała księdzu Maciejowi , domyślając się jednak , że to musi być ów kapelan miejscowy , do którego dążył , zatrzymał się w miejscu , oczekując na grupę , która się do niego zbliżała . Ale w pewnej jeszcze od niego odległości kompania ta rozdzieliła się . Stary ów pan , wziąwszy chłopczyka za rękę , poszedł z nim na prawo , a ów długi jegomość z młodym księdzem szli prosto ku temu miejscu , gdzie na nich ksiądz Maciej oczekiwał . Młody kapelan , postrzegłszy nieznajomego , poznawszy także po sukni i po minie , że to kolega , przyspieszył kroku i skłoniwszy się grzecznie , rzekł : — Jegomość dobrodziej zapewne z interesem do pana kasztelana ? Właśnie poszedł z synem swym na przechadzkę . — Mamci ja wprawdzie ważną sprawę do pana kasztelana — odpowiedział ksiądz Maciej , trochę rozbrojony wyrazem twarzy łagodnym i rozumnym młodego księdza a także jego przywitaniem , które było bardzo grzeczne i uprzedzające . — Ale rad by m wprzódy pomówić z tutejszym proboszczem . — Jeżeli z księdzem dziekanem Bazylewskim — rzekł młody kapłan uprzejmie — to mogę jegomości dobrodziejowi do niego służyć . On mieszka w środku wsi , przy kościele tutejszej parafii ; a jeżeli z kapelanem tutejszego katolickiego kościółka , to tym jestem ja , ksiądz Augustyn Mlecki , do usług . — To , to , to ! ja też domyślił em się tego — odpowiedział ksiądz Maciej . — Więc wielmożnego pana dobrodzieja , jeżeli łaska , proszę na krótką konferencję . Jestem Maciej Zielenkowski , proboszcz niedalekiego stąd miasteczka Sawina . — Służę więc księdzu proboszczowi do siebie — rzekł młody kapelan z większą jeszcze uprzejmością — i cieszę się bardzo , że mam sposobność poznać kapłana , w którego ślady daj Boże nam wszystkim młodym wstępować . — Dziękuję , dziękuję — odpowiedział ksiądz Maciej i idąc obok księdza Mleckiego myślał sobie : „ Nie bardzo by ci się chciało ustroić się w moją czapkę i buty i zdjąć te ładne rękawiczki , jakich ja , jak żyję , nie miał em " . — Panie Bogumile ! — rzekł ksiądz Augustyn do owego długiego jegomości , który się przyzostawał — prosimy z sobą . Konferencja nasza z księdzem proboszczem zapewne nie potrwa długo , a miło nam będzie potem pogawędzić razem , ponieważ masz teraz wolną chwilkę od twego obowiązku — i obracając się do księdza Macieja , dodał rekomendując : — Pan Bogumił Orlicki , eksprofesor matematyki i fizyki , a obecnie nauczyciel młodego kasztelanica . — Bardzo mi miło , bardzo miło poznać waćpana dobrodzieja — rzekł nasz proboszcz , a spojrzawszy na twarz pedagoga bladą , poważną , trochę nieukontentowaną , ale pełną wyrazu , pomyślał sobie : " Tym lepiej , i jego rada i zdanie może mi się przydać " . Domek kapelana był niedaleko . Stał on tuż przy kościele i prawie w ogrodzie , tak mały oddzielał go tylko kanalik i na nim mostek zgrabny i malowany . Dziwnym się to trochę wydało naszemu proboszczowi , którego oczy przywykły do starych murów kościoła , do drewnianych i trochę pokrzywionych ścian swojego dworku , gdy obaczył niewielką tę świątynię , kształtną i bielutką , wznoszącą się na miejscu czystym , zamiecionym , usypanym piaskiem , obwiedzionym ładnymi sztachetami ; gdy rzucił okiem na domek plebana , murowany , imający drzwi lakierowane z brązowym zamknięciem , w oknach ładne wazony z kwiatami i firanki , a zewnątrz ich żaluzje zamiast okiennic ; gdy wszedł do pokoju i obaczył meble zgrabne i połyskujące od czystości , kanapkę okrytą materią , a przed nią pod ładnym stolikiem śliczny dywanik . A choć parę szaf pełnych książek mówiły także , że młody ksiądz nie tylko próżności światowej hołduje , pomyślał jednak sobie proboszcz z westchnieniem : „ Jeżeli tak u księdza , cóż musi być u senatora , a jeżeli tu wszyscy myślą tylko o tym , żeby dogadzać swoim oczom porządkiem , czystością i kosztownością sprzętów , to choć może i mają dużo , ale muszą tyle wydawać , że tam na dobry uczynek zostaje bardzo imało albo nic wcale . " Jak pierwej widok porządku i zamożności ucieszył go , że ci , do których się udawał o pomoc , mają skąd jej udzielić , tak znowu ta uwaga odebrała mu nadzieję pomyślnego skutku i zasępiła jego czoło . Usiadł więc , nasunąwszy brwi , na wskazanym sobie miejscu na kanapie i namyślał się , czy otworzyć się ze swym projektem , czy nie , przed ludźmi , którzy przywykli do ciągłego dostatku i łatwego zaspokajania wszelkich zachceń , może nie pojmą jego dobrych chęci dla przyjaciela i słowa jego przyjmą zimno i bez współczucia . Nim się ksiądz Maciej namyśli i zdecyduje , powiedzmy parę słów o tych dwóch osobach , które do tej ważnej rozmowy należeć miały . Ksiądz Mlecki pochodził z zamożniejszego domu , i majętnych rodziców . Wychowany był w dostatkach , miał w dzieciństwie i w szkołach wszystkie potrzeby swoje zaspokojone , tak że żadnej biedy nigdy nie znał i nie widział . Przywykł on za młodu do tego wszystkiego , co miłe oku , wygodne i ładne . Elegancja więc stała się jego potrzebą , jego nałogiem , tym bardziej że miał matkę elegantkę , kobietę piękną i wykwintną , która nie cierpiała nic ani na sobie , ani obok siebie , co by raziło jakimściś zaniedbaniem , co by było ordynaryjnym , a tym bardziej brudnym i nieczystym , i która ten gust słowem i czynem w dzieci swe wszczepiła . Gdy jednak takie jej życie , przenoszące dochody , zrujnowało majątek , zapędziło w grób ojca i zmusiło czterech pozostałych synów do szukania sposobu utrzymania się , najmłodszy z nich , Augustyn , który dla rozruchów krajowych uniwersytetu warszawskiego dokończyć nie mógł , a był wówczas słabowity , delikatny , do spokojnego zajęcia i pracy umysłowej skłonny , skoro tylko było można , wszedł do akademii duchownej i przed rokiem otrzymał święcenie . Że kasztelan był w związkach znajomości , a nawet przyjaźni z jego rodzicami , a stary kapelan jego umarł i miejsce to zostało opróżnionym , widząc przypadkiem w Warszawie u jednego ze znajomych młodego księdza , jakoś w parę tygodni po jego prymicjach i nie mającego jeszcze żadnego planu , co z sobą zrobi i gdzie się uda , przypomniał go sobie i pogadawszy z nim , i postrzegłszy , że młody człowiek pięknie się ukształcił , że zamiłował naukę i spokojność , zaproponował mu miejsce u siebie . Nie obiecywał mu wprawdzie znacznego dochodu , ale całkowite i przystojne utrzymanie , a nade wszystko dobre towarzystwo , dostatek książek i przyjacielskie obejście się . Ksiądz Augustyn przyjął z największą chęcią propozycję tak miłego i uprzejmego pana i tym chętniej pospieszył do Zabuża , że wiedział , że miejsce to należy do najpiękniejszych w okolicy,że dom cały słynie z porządku , gustu i elegancji , że chociaż sama kasztelanowa jest kobieta dumna i imponuje wszystkim w domu , a nawet mężowi , ale że to osoba pełna edukacji , gruntownej cnoty i pobożności . Nie zawiódł się ksiądz Mlecki w swoich oczekiwaniach , zastał domek swój przygotowanym na swoje przyjęcie , umeblowanym gustownie i z wygodą , co go niezmiernie ucieszyło ; zastał kościółek opatrzonym we wszystkie potrzeby i bogato , i pięknie ; w całym domu i jego obejściu widział porządek , czystość , gust i nawet wykwintność , do której przywykł i którą lubił ; kontent więc z pierwszego wrażenia , jakiego doznał , doświadczając grzeczności od wszystkich , nawet od samej pani , co było rzeczą główną , mając wszystkie potrzeby swoje zaspokojone nawet wystawnie , oddał się z gorliwością obowiązkom swym , zjednał sobie prędko szacunek wszystkich i przywiązał się do domu , w którym mu było tak dobrze . Był to więc młody człowiek , imający rzeczywiste zalety , przewyższające daleko wadę zbytecznej troskliwości o ubranie , sprzęty i wygódki życia , która w samej rzeczy w duchownym jest wadą , która słusznie proboszczowi naszemu na pierwszy rzut oka niekorzystne dała o nim wyobrażenie , a którą mu wlało wychowanie , a , utrzymywał w nim widok i tryb domu , w którym się znajdował . Należał on do małej liczby duchownych młodszego pokolenia , urodzonych i wychowanych w domach zamożniejszych , którym stosunki familijne pomagają do utorowania sobie drogi w hierarchii kościelnej , jeżeli z edukacją i miłymi formami zewnętrznymi łączą ( prawdziwą naukę i prawdziwą pobożność , a nie poprzestają tylko na tym , że mogą z gustem wyidealizować prosty strój księży , że umieją znaleźć się w salonie , a nawet spowiadać damy po francusku . Ksiądz Mlecki wiedział wprawdzie o tym , że protekcja dam jest zawsze i wszędzie potężną ' sprężyną powodzenia ; ale z drugiej strony , przypatrzywszy się także i tym , od których kierunek młodego kapłana i posunięcie go na wyższe stopnie zależy , przy układności swej zewnętrznej starał się i o nabycie głębszej nauki , i o ugruntowanie się we wrodzonych mu cnotach chrześcijańskich , które by go i starszym duchownym , a mniej patrzącym na gładkie znalezienie się , zaleciły . Uczył się więc , pracował , pisał , modlił się gorliwie i przykładnie , żył skromnie i obyczajnie , był miłosiernym i spieszył wszędzie z pomocą i pociechą , gdzie była obecność jego potrzebną ; słowem , był to młody kapłan , miły , uprzejmy , z dobrym sercem i dobrą głową , którego chętnie sympatii czytelników naszych przedstawiamy , choć może im się także , jak i księdzu Maciejowi , jego glansowane rękawiczki i laseczka , którą miał w ręku , nie podobały . Pan Bogumił Orlicki , ów nauczyciel młodego panicza , pod względem zewnętrznych form i dbałości o swój strój i powierzchowność , był niejako odwrotną stroną księdza Mleckiego . Ani myślał on nigdy , co na siebie wdziewał , i nie spojrzał nawet , czy suknia , którą bierze , wyczyszczona , czy nie . O formę jej także nie dbał wcale . Jak mu krawiec zrobił , tak nosił , byle surdut niekusy , fircykowaty , byle był dostatni , byle mu koniecznie zakrywał kolana i nigdzie go nie gniótł , nie cisnął i myśleć o sobie nie kazał . Chustkę na szyi zawsze miał białą , co przy niemożności codziennego jej zmieniania , robiło ją czasem brudnawą . Rękawiczki jego były zwykle ( przechodzone , a niekiedy i poprute ; kapelusz kładł tylko w jakichściś ekstraordynaryjnych zdarzeniach , i to taki , który nigdy nie był nowym , a zwykle chodził w czapce , często nawet na tył głowy nasunionej . Na stole jego i w szafie jego własnej był wielki nieład . Książki i papiery leżały tam na kupie , pióra i kałamarze w różnych kierunkach , a piasek był wszędzie i łączył się z pokrewną sobie kurzawą , którą nie zawsze pan Bogumił dał zmieść i sprzątnąć służącemu , przeznaczonemu do ich usług . Sługa ten miał rozkaz od pani , aby pokój panicza i stół nauczyciela utrzymywał czysto i w porządku , aby zmiatał i składał , wiele razy pan Orlicki się odwinie , żeby ile możności utrzymać ład , do którego chciała syna swego przyzwyczaić , a który , naśladując swego nauczyciela , mógł złego nabyć nałogu . Czasem nawet , wszedłszy do pokoju syna i znalazłszy na stoliczku jego porozrzucane książki i seksterna , składała je sama i nieznacznie przycinając nauczycielowi , mówiła do chłopca : " Jak będziesz miał tyle nauki i zasługi , co pan Orlicki , to ci wolno będzie rozrzucać książki i papiery i mieć na stole uczony nieład ; . a że się na to nie zanosi , bo się niechętnie bierzesz do nauki , to przyuczajże się zawczasu przynajmniej do porządku . " Pan Bogumił zrozumiał dobrze , do kogo piją , czasem odchrząknął tylko i nic nie odpowiedział , a czasem i odciął się pani , której on jeden tylko z całego domu najmniej ulegał . Ten rodzaj abnegacji i niedbania o to , jak się wyda i pokaże drugim , był jedyną wadą , którą mu czasem w poufnej między sobą rozmowie rodzice ucznia jego wyrzucali . Bo zresztą szacowali go niezmiernie i umieli cenić jego gorliwość , jego naukę , jego umiejętność udzielania tego , co umiał , i tę chęć gorącą , aby syn ich korzystał jak najwięcej , aby nabył gruntowniejszych wiadomości i uniknął tej ogólnej wady domowej edukacji , że jest powierzchowną , płytką i kończy się na blichtrach , które świecą tylko w kompanii i robią z takiego panicza szczebioczącą i różnojęzyczną papugę . Pan Orlicki , zostawiony sam sobie w czternastym roku życia , własnymi siłami przebył szkoły , ucząc drugich , korepetując lekcje bogatszym , przepisując skrypta to uczniom , to nawet nauczycielom . Tak utrzymywał się , jak mógł , i przez to nabył wprawy w uczenie , zamiłowania tego ciężkiego rzemiosła , ale oraz nałogu pracy i wytrzymałości na brak wszelkiej wygody i wszelkiej uciechy . Takim samym sposobem , bez niczyjego wsparcia i pomocy , z większą tylko trudnością , jako w mieście wielkim i drogim , z usilniejszą jeszcze walką z pokusami , które toż miasto na każdym kroku nastręczało , przebył uniwersytet w Warszawie i skończył go w roku ze stopniem magistra filozofii . Ponieważ zaś zawód nauczycielski był jedyną karierą , jaką iść pragnął , a miejsca wówczas żadnego nie znalazł , czekać zaś nie miał o czym , wstąpił do pijarów , sądząc , że tu zawsze znajdzie i kierunek , i pokój , i odpowiednie skłonności swej pedagogicznej zajęcie . Jakkolwiek ludzie , do których towarzystwa wszedł , byli szanowni i uczeni , ale czy to dla oszczędzenia młodemu akademikowi czasu , aby go miał więcej na studia teologiczne , czy dla nauczenia przyszłego zakonnika pokory , czy może dla jakich drobniejszych powodów , intrygi lub czyjej bądź zazdrości , co jest wszędzie , przeznaczyli go do pierwszej klasy i tam kazali mu uczyć arytmetyki , jeografii i kaligrafii . Nie podobało się to magistrowi filozofii , który w uniwersytecie za najpierwszego uchodził matematyka , i pan Orlicki , wytrzymawszy półtora roku , pomnożywszy tylko swoje wiadomości częścią teologicznych nauk , do których się gorliwie przykładał , złożył sukienkę i na świat powrócił . Przecierpiawszy cokolwiek biedy z właściwą mu wytrwałością , nieraz o kawałku suchego chleba , w wytartym surducie , w izdebce nie ogrzanej i półtora tylko stołka mającej , przeczekawszy najgorsze chwile , po niejakim czasie wypłynął na wierzch i dostał się do tego żywiołu , do którego był stworzony i za którym wzdychał . Gdy w jednej ze znaczniejszych szkół wojewódzkich zawakowała posada nauczyciela matematyki i fizyki , pan Orlicki otrzymał ją za pośrednictwem swojego profesora uniwersyteckiego , którego był okiem w głowie , i do roku żył sobie spokojnie i uczył gorliwie i użytecznie . Później przypadek zdarzył , że się poznał z kasztelanem , którego syn zaczynał rok dziesiąty , a dla którego rodzice nie szukali ani Francuza , ani Szwajcara , ani Holendra , ani Szweda , ale takiego , co by go nie przerodził i nie przekształcił , lecz rozwinął w nim swojskie pierwiastki i dał mu gruntowną naukę , jeżeli ją przyjąć będzie zdolnym . Kasztelanowi podobał się eksprofesor , zaproponował mu więc miejsce u siebie , które pan Orlicki przyjął i do Zabuża w końcu roku przybył . Chociaż go z uprzedzającą grzecznością przyjęto i otoczono staraniami i wygodą , dziwnym się jakoś zrazu wydało to życie dworskie człowiekowi przywykłemu do niezależności , jaką daje oznajomienie się z biedą , umiejętność pokonywania jej niewielkimi środkami , śmiałe zaglądanie jej w oczy , kiedy przychodzi , a stąd niezbyt wysokie cenienie dostatków i tych , co posiadając je , zbyt wielką do nich przywiązują wartość . Ta walka ustawiczna z najpierwszymi potrzebami życia , do jakiej się od młodości zahartował , zrobiła go cokolwiek demokratą , dla którego te wygody , jakimi go otoczono , wydały się rzeczą zbyteczną , a grzeczność wymuszoną i niemiłą . Szczególniej nie mógł przywyknąć do obejścia się samej kasztelanowej której duma przebijała się przez te formy łaskawe , z jakimi go traktowała , której zasady czysto arystokratyczne , z jakimi nie ukrywała się wcale , raziły go niezmiernie i każdy ukłon , jaki jej oddawać musiał , czyniły prawdziwą męczarnią . Ale wkrótce , oswoiwszy się z tym trybem domowym , którego duszą były porządek , łatwość w obejściu i przyzwoitość w każdej rzeczy , zająwszy się obowiązkiem , który mu dawał dużo do czynienia , widząc w ojcu swojego ucznia wdzięczne uznanie swych trudów i czasem serdeczniejszą poufałość , a w żonie jego postrzegłszy rzeczywiste cnoty i prawdziwy dla siebie szacunek , przywykł do tego wszystkiego , co go otaczało , nauczył się wybaczać kasztelanowej jej wygórowaną dumę i cenienie nad wszystko swojego rodu , przywiązał się do swego ucznia , choć ten nie odpowiadał jego chęciom i gorliwości , i nie myślał już starać się o posadę publiczną , choć wiedział , że prośba jego i zabiegi nie były by daremne . Taką była owa druga osoba , do narady tej należeć mająca . Po kilku minutach milczenia , gdy ksiądz Mlecki postrzegł , że gość jego ma niby zakłopotaną minę i spuściwszy oczy , mnie swoją czapkę , rzekł : — Może ta rzecz , o której mamy mówić , wymaga tajemnicy , to służę księdzu proboszczowi do drugiego pokoju . Pan Bogumił daruje , że go na chwilkę zostawimy . — Bynajmniej — odpowiedział ksiądz Maciej . — Owszem , rad będę posłyszeć zdania obydwóch panów w tej rzeczy , która nie jest właściwie moim własnym interesem , ale tak dobrze jak moim przez moc przyjaźni , która mną powoduje , i przez miłość chrześcijańską , która mnie czyni śmiałym i gotowym znieść nawet odmówienie i złe przyjęcie . — Od kogóż to ksiądz proboszcz możesz obawiać się złego przyjęcia ? — zapytał ksiądz Mlecki z uśmiechem . — To , to , to ! jużci nie od panów — odpowiedział proboszcz . — Was mam prosić tylko o niektóre objaśnienia i o radę , a rady udziela każdy chętnie , a nawet i nieproszeni dają ją obficie i szczodrze . Ale . ja tu przyjechał em prosić o zasiłek pieniężny , o wyznaczenie rocznego funduszu . A to już inna rzecz wcale . Każdy sądzi , że ma rozumu więcej , niż mu potrzeba , i dlatego nieskąpo udziela go i drugim ; ale każdemu , choćby był najbogatszym , zdaje się , że ma pieniędzy za mało dla siebie , a stąd , jeśli mu ich kto chce jeszcze ująć , to za niemiłego uważając go gościa , nazywa go natrętem i nieznośnym żebrakiem i jeszcze to jego łaska , jeśli tego nie powie głośno i z ofuknieniem biedaka , który przyszedł z nadzieją , a odchodzi ze wstydem . Jak ja odejdę od pana kasztelana , tego właśnie nie wiem i chciał by m , żeby ście mi panowie dali cokolwiek poznać i jego samego , a szczególniej ją , bo to u nas w Polsce wszystko od czepka zawisło , aby m wiedział , czego się spodziewać i do jakiej miary żądania moje podnieść . W każdym razie pójdę i spróbuję , ale zawsze wołał by m odejść ze skutkiem jakim takim niż z żadnym . Pan Orlicki uśmiechnął się , słysząc ten wstęp rozwlekły trochę i niezupełnie matematyczny , a ksiądz Mlecki zapytał : — O cóż tedy idzie właściwie ? Niech ksiądz proboszcz szczegółowiej nam rzecz całą objaśni . — Krótko panom dobrodziejom powiem — rzekł na to ksiądz Maciej . Ale nie krótko , jak zapowiedział , lecz owszem z właściwą sobie dokładnością i wywodami , które naturalnie uczyniły opowiadanie jego przy dłuższym , opisał pana Sebastiana , jego charakter , jego sytuację , jego stosunek pokrewieństwa z kasztelanem i referendarzem , jego trzymanie się w oddaleniu od bogatszych krewnych , aby biedą swą nie robił im wstydu i nie żenował ich dumy ; potem przeszedł do skreślenia jego miłości rodzicielskiej i jego smutku , jaki mu daje tegoroczna klęska , która stawia go w zupełnej niemożności dalszego edukowania dwóch synów , którymi go Pan Bóg obdarzył ; dalej zaczął opisywać przymioty i zdolności tych dzieci , i tu szeroko rozwodził się nad ich postępem w naukach , nad ich rozsądkiem , pobożnością i obyczajnym znajdowaniem się w każdym czasie i miejscu ; na koniec , przeszedłszy do stosunków przyjaźni , jaka go od lat tylu z panem Sebastianem łączy , i do przywiązania , jakie ma do jego dziatek , tak upodobanych wszystkim uczciwym ludziom , którzy je znają , oświadczył , że bez wiedzy przyjaciela , który by mu na to nigdy nie pozwolił , przybył tu z natchnienia bożego , azali nie uda mu się tej biedzie zaradzić i skłonić kasztelana , aby sam lub łącznie z bratem wyznaczył fundusz roczny , który by jako tako wystarczał na utrzymanie tych chłopców w gimnazjum , co by im dało kierunek w świecie i przyniosło zaszczyt imieniowi , jakie noszą . Oba obecni spojrzeli na siebie , gdy mówiący wreszcie skończył , i nie spieszyli się jakoś z odpowiedzią ; wtedy ksiądz Maciej , zsunąwszy brwi , dodał : — To , to , to ! Panowie coś milczycie i poglądacie na siebie . Źlem się może wybrał z moją nieproszoną gorliwością i odejdę zapewne z kwitkiem . Pan Sebastian lepiej podobno znał swoich krewnych , kiedy mu nawet przez myśl nie przeszło , aby się udał do którego bądź z nich i wyciągnął do nich rękę w tej biedzie , która go uciska . A jednakże widzę tu wszędzie porządek i dostatek ; wszystko się tu zieleni i śmieje , wszędzie widno , że jest nie tylko na potrzebę , ale i na zbytek , od którego , gdyby choć troszkę ująć , jeszcze by wszystko zostało i porządnym , i pięknym , i okazałym , a do tych wszystkich ozdób przybyła by rzecz najpiękniejsza i najokazalsza , to jest dobry uczynek . Ale widać , że to jest jedyny zbytek , za którym panowie tutejsi nie gonią , którego nie łakną , i zdaje im się , że się bez niego obejść mogą . — Mylne ksiądz proboszcz dobrodziej — odpowiedział ksiądz Mlecki — masz o właścicielach tutejszych wyobrażenie . Porządek , który tu uderza wszędzie i który w rzeczy samej lubią , staranne zdobienie miejsca z natury pięknego , na co nie żałują , kosztuje ich wprawdzie niemało ; ale sądzę , że wedle ich stanu nie należy to do zbytków , lecz do istotnej potrzeby , a jest nawet dobrym przymiotem , za który należy ich szacować . Jużci lepiej jest wydawać na uporządkowanie i ozdobienie swojego domu , swojej majętności , gdyż to zostaje , trwa i czyni widok kraju powabniejszym i milszym , niż rozrzucać tak pieniądze , jak rozrzucają je inni panowie , a nawet szlachta , na fraszki , które giną , na zbytki stołu , które szkodzą i trują , na szumienie za granicą , co wszystko przepada i śmiesznymi nas czyni . Ale cała ta kształtność i ozdobność wszystkiego , coś już ksiądz proboszcz dobrodziej widział , a nawet ta okazałość , jaką jutro wewnątrz domu obaczysz , nie przeszkadza dobrym uczynkom , które po większej części przez moje ręce przechodzą i o czym najlepiej powiedzieć mogę . Dają oni niemało równie swoim włościanom , jak i obcym , i sądzę , że jegomość dobrodziej w reklamacji swej , która czyni zaszczyt jego sercu , nie doznasz wielkiej trudności . Proboszczowi naszemu wyjaśniło się czoło , poprawił się na kanapce i rzekł : — Za prędki więc sąd wydał em i przyznaję się do grzechu . Niech mi to Pan Bóg odpuści przez wzgląd na moje dobre chęci i natchnie kasztelana według słów pańskich , którymi dajesz mi wielką otuchę . — Jedną tylko zrobię uwagę dodał ksiądz Mlecki . — Ponieważ jegomość dobrodziej powiedział eś , że żądasz od nas nie tylko objaśnienia , ale i rady , radził by m więc prosić tylko kasztelana o jednorazowe wsparcie dla dzieci krewnego , nie zaś o wyznaczenie stałego na utrzymanie ich w szkołach funduszu . Ten porządek , jaki tu ksiądz proboszcz dobrodziej widzisz zewnątrz , panuje u nas wszędzie , a szczególniej w rachunkach . Bo jużci nie są to magnaci , dla których by parę tysięcy wydanych niespodzianie i z popędu bądź serca , bądź próżności , były kroplą w morzu i nie robiły różnicy . , U nas tu każdy grosz spodziewany , a jak wiadomo , w gospodarstwie nie zawsze dochodzący , ma swoje przeznaczenie z początku roku i tego trzymają się ściśle . Jest tam wprawdzie w tym budżecie rubryka i na dobre uczynki , ale ile wiem , przy ciężkim teraźniejszym przednówku i klęsce , która nie tylko pana Sebastiana dotknęła , niewiele tam już co zostało . Kasztelan ma najlepsze serce ; znajdzie on kilkaset złotych i stamtąd , i ze swoich kieszonkowych , ale wątpię , aby chciał obowiązywać się nadal , tym bardziej że w tym roku ekstraordynaryjny jeszcze ponieśli wydatek , gdyż kasztelanowa dla słabości córeczki swej wyjechać musiała za granicę i nieprędzej jak za parę miesięcy wróci . Ksiądz Maciej spuścił głowę , pomyślawszy , że jeżeli z taką tylko jałmużną powróci , to jej pan Sebastian nie przyjmie , a pan Orlicki odchrząknąwszy , odezwał się w te słowa : — Taką samą radę i ja księdzu proboszczowi dobrodziejowi ośmielę się udzielić . Nawet więcej powiem : może by wcale nie wyrażać , czego waćpan dobrodziej żądasz i nie wskazywać drogi , jaką by się potrzebie tego zacnego przyjaciela pańskiego , a krewnego pana kasztelana , zadosyćuczyniło , ale wprost opisać tylko stan rzeczy , dać mu wyobrażenie , jakie to są dzieci i czego warte , i spuścić się na to , co mu serce jego natchnie ! Zawsze jednak okoliczność tę przedstawić należy tak , żeby widział , że on jest ostatnim refugium krewnego swego i że potrzebie tej zaradzić należy skutecznie . Jednorazowego wsparcia proponować nie wypada z następujących powodów : naprzód , że nie będziesz waćpan dobrodziej mógł oznaczyć ilości , jakiej żądasz i jaka jest konieczną ; po wtóre , że jeżeli wetknie ci w ręce cokolwiek bądź , co się okaże niedostatecznym , nie wypadnie ci oddać i powiedzieć , że to za mało ; a po trzecie , że z lada jakim datkiem , który by wyglądał jak jałmużna , nie będziesz śmiał stanąć przed panem Sebastianem , który , ile widzę z opisania waćpana dobrodzieja , daru tego nie przyjął by i zamiast się ucieszyć , uczuł by się obrażonym w tej uczciwej dumie biedaka , przywykłego polegać na własnej pracy i pomocy boskiej , którą ja aż nadto pojmuję . Ksiądz Maciej , uderzony tymi słowy , spojrzał na twarz bladą i surową mówiącego , która mu się w tej chwili wyrazistszą jeszcze wydała , i ścisnąwszy jego rękę , rzekł : — To , to , to ! zgadł eś waópan dobrodziej i przemknął eś uczucia przyjaciela mojego . Powiem nawet panom dobrodziejom , że cokolwiek mi się dla niego wyrobić uda , zawsze stanę przed nim ze strachem i myślę nad tym , jak mu rzecz objawić , aby zamiast podziękowania nie sfukał mię i nie rozgniewał się na dobre , żem się bez jego wiedzy porządził . — Dlatego też potrzeba — odpowiedział pan Bogumił — aby rzecz miała formę taką , która by okazywała współczucie i życzliwość , jaką krewny dla krewnego mieć powinien . Gdyby można pana kasztelana skłonić , żeby do pana Sebastiana napisał , że oto : dowiedziawszy się , w jakim znajdujesz się położeniu i słysząc , że masz dziatki , które Bóg wielkimi obdarzył zdolnościami , proszę cię , aby ś przyjął taką a taką roczną kwotę , która , jak sądzę , dostateczną będzie dla utrzymania ich w gimnazjum lubelskim , aż do skończenia ich edukacji i ukształcenia się tak , aby mogli przynieść honor imieniowi naszemu itd . — to było by i skutecznym , i wcale nie obrażającym . — Oj ! było by , było by — zawołał ksiądz Maciej , zacierając ręce — i żeby to można skłonić go do takiej ofiary ! — W tym to i trudność , księże proboszczu dobrodzieju — odpowiedział pan Orlicki , nie zmieniając wyrazu swej twarzy — że się to zrobić nie da i nie dla tych przyczyn porządku i ścisłości w rachunkach , o których tu ksiądz Augustyn wspomniał . Z rubryk budżetu można by wystąpić i było by nawet i z czego ; ale kasztelan nie odważy się nigdy na krok tak stanowczy i na taką samowolność niezwykłą u nas , zwłaszcza teraz , kiedy żony jego nie ma w domu i nie tak prędko powróci . Ksiądz Mlecki widząc , że pan Orlicki zabiera się do wyjawienia rzeczy , jak są , i raz wpadłszy na tę drogę , nie będzie nic obwijać w bawełnę , jak to zwykł był czynić , zaczął chrząkać i kręcić się na krześle , aby w wykryciu przed obcym stosunków domowych zrobić go delikatniejszym . Ale matematyk nie zważał na te znaki , a mając zawsze na sercu wyniosły umysł kasztelanowej , który i jemu nieraz dawał się uczuć , tak dalej mówił : — Nasz kasztelan jest to najlepszy w świecie człowiek ; mogę śmiało powiedzieć , to perła między równymi mu i zamożniejszymi od niego co do majątku panami . Obaczysz go waćpan dobrodziej jutro i przekonasz się , że to , co mówię , nie ma żadnej przesady . Ujmie cię on od razu i postawi tak , jak gdyby ś go znał nie wiem od wielu lat , taka jest uprzejmość w jego obejściu , taka słodycz w jego charakterze , taka delikatność w jego uczuciach . Przy tym rozum oświecony , wiadomości nie brak , zamiłowanie nauki , sztuki i wszystkiego , co piękne i użyteczne . Zajęty też jest ciągle to porządkowaniem i zdobieniem swojego mieszkania i ojczystej tej siedziby , to czytaniem , to malowaniem , to lepieniem z gliny biustów , i posążków . Stąd życie domowe i towarzystwo tych , którzy go otaczają , jeśli ich szacuje , przenosi nad błyszczenie między równymi i nie ma tych pańskich narowów , tego pięcia się nad poziom i patrzenia z góry , które odstręcza od większej liczby naszych panów nas wszystkich , cośmy się nie urodzili w pałacu , a jednak o suchym kawałku chleba i przy łojowej świeczce dorównali im głową i sercem . Te ostatnie słowa wymówił pan Orlicki mocniej , jakby rad był , że mógł je wypowiedzieć i spojrzawszy na proboszcza , który go słuchał z zajęciem , tak kontynował : — Ale przy tych wszystkich przymiotach nieoszacowany ten człowiek ma wadę , która w sprawie waćpana dobrodzieja stanie się zaporą nieprzezwyciężoną ; wadę wielką i że się tak wyrażę , wspólną wielu a wielu u nas mężom , równie panom , jak chudopachołkom . Boś to waćpan dobrodziej dobrze powiedział , że u nas w Polsce wszystko stanowi czepek . Gdy się ksiądz Mlecki znowu poruszył i odchrząknął , pan Bogumił dodał : — I nie ma tu co prawdy obwijać w bawełnę ; po prostu powiedziawszy , nasz zacny kasztelan w najrozciąglejszym znaczeniu tego słowa boi się żony . — Szanuje ją raczej , a nie boi się — przerwał ksiądz Mlecki , łagodząc rzecz z właściwą sobie delikatnością . — Nie powiem i ja , żeby to było zupełnie jej winą , iż czując w sobie moc woli i charakteru , ujęła w swe ręce wszystkie nici zarządu domowego i zrobiła się głową domu — orzekł pan Orlicki . — Jest to więcej ujemna strona męża , że się dał owładnąć i postawił się na takim podrzędnym stanowisku . Alę fakt jest ten , iż dziś nie odważy się na żadne rozporządzenie bez jej zezwolenia , a tym bardziej nie odważy się na takie , które by wychodziło ze zwyczajnej kolei , jaką ona raz oznaczyła . Na tej to zasadzie stanowczo odradzam waćpanu dobrodziejowi proponować oznaczenie stałego funduszu na utrzymanie tych dzieci , bo się to na nic nie zda i kasztelan , choćby miał w duszy najlepsze chęci , nie ośmieli się na taki krok , który by był wyraźną herezją . — W zbyt niekorzystnym świetle stawisz , panie Bogumile , kasztelanową — rzekł ksiądz Mlecki , kiwając głową i z uśmiechem nieukontentowania . — Nie jest ona wprawdzie tak popularną , jak jej mąż , ale ma rzeczywiste cnoty , dla których nie podobna odmówić jej poszanowania . — Wiem o tym — odpowiedział żywiej pan Orlicki . — I gdyby było inaczej , nie długo by m tu popasał ; gdyż zbyt różnimy się w naszych pojęciach o wielu rzeczach , aby śmy bez wzajemnego dla siebie szacunku mogli z sobą wytrzymać . Jest ona żoną uczciwą i wierną i była taką zawsze , choć była młodszą , i była niebrzydką ; jest dobrą matką , gorliwą o wychowanie swych dzieci i starającą się dać im gruntowną naukę , nie zaś blichtry pańskie ; jest porządną gospodynią , wyrozumiałą panią , a nawet miłosierną i modlącą się przykładnie chrześcijanką , na to wszystko zgoda ; ale się urodziła księżniczką i o tym w żadnym zdarzeniu , w żadnym miejscu , nawet w kościele , i względem nikogo , nawet względem męża , nie zapomina . Ta wygórowana duma rodowa , przy dużym wzroście , przy postawie okazałej , a nade wszystko przy silnym charakterze i męskim rozumie , daje jej i tę imponującą minę , którą się w pewnych zdarzeniach zbroi jak pancerzem , którą nawet męża zapędza w kąt , a ten poczciwiec , aby miał spokojną głowę do książki , do pędzla i innych swych zatrudnień , nauczył się już ustępować w milczeniu i złożył w jej ręce mężowską swą władzę . To miał em jej zawsze do zarzucenia i to zarzucam jej dziś , ponieważ z okazji tej sprawy , o której mówimy , i do rzeczy tej przyszło . Ja wprawdzie na to jej stawanie na książęcych szczudłach nie bardzo zważam i imponować sobie nie daję , bo i ja mam moją dumę , którą nazwę dumą suchego kawałka chleba , ale zawsze mi to przykro , że w tym domu , gdzie tyle jest dobrego i zacnego , gdzie tak dbają o porządek i ład we wszystkim , wywrócony jest najgłówniejszy porządek domowy , to jest , że ten słucha , co powinien rozkazywać . Że zaś tak jest , temu nie zaprzeczy i ksiądz Augustyn , choć może rzecz tę w innym widzi świetle ; a stąd waćpan dobrodziej wnieś , czym miał rację tak radzić , jakem poradził , i co jeszcze raz powtarzam . — Jeżeli tedy tak się rzeczy mają — rzekł proboszcz , zsunąwszy brwi i biorąc swą rogatą czapkę — to nie pozostaje mi nic , jak podziękować panom dobrodziejom , że ście mię oświecili , i dawszy za wygraną moim pięknym nadziejom , wrócić cicho do domu , nic nie mówiąc panu Sebastianowi , gdziem był i po com jeździł . — Wcale nie , wcale nie , księże proboszczu ! — rzekł pan Orlicki . — Ja jestem przeciwnego zdania i radzę zostać do jutra . Przez ten czas da się uskutecznić plan , nad którym już dawno myślał em , a który dziś tym gorliwiej poprę , że się przez to zrobi ulga uczciwemu człowiekowi i krewnemu , który mię już i przez to uchwycił za serce , że czuje swą godność , choć ma tylko sieraczkową kapotę , i nie narzuca się tym , którzy nie powinni by o nim zapominać dlatego , że on o nich zapomniał . — Mówże waćpan dobrodziej , mów — zawołał proboszcz rozjaśniając lice , a potem machnąwszy ręką , dodał — ale cóż ! kiedy ta niefortunna nieobecność pani kasztelanowej może i tu stanąć na zawadzie . — W tym zdarzeniu nie stanie — odpowiedział pan Bogumił — Plan bowiem , który zaraz przełożę , jeżeli będzie użytecznym dziecku pana Sebastiana , będzie bez porównania użyteczniejszym jej synowi ; a ona , jakem powiedział , jest matką dobrą i rozumną i nie weźmie za złe mężowi , że się porządził bez jej wiedzy w tym , co już nie cierpiało zwłoki , o czym mówił em już z nią nieraz , a co chłopcu jej tak ważną przyniesie korzyść . Zresztą ja całą rzecz wezmę na siebie , gdyż w tym jest i mój interes , który by m zawsze przeprowadzić musiał , gdyby m miał dłużej zostać nauczycielem w tym domu . Ksiądz Mlecki domyśla się zapewne , co mam mówić . — Bez wątpienia — odezwał się aprobując ksiądz Augustyn — ze stanowiska pedagogicznego była by to rzecz bardzo użyteczna dla obudwu chłopców , a nauczycielom ułatwiająca niezmiernie ich trudny zawód . — Edukacja domowa — mówił dalej pan Orlicki — przy najkorzystniejszych warunkach zawsze jest gorszą od publicznej , to wiadomo . Ale najgorszą jest wtedy , kiedy jest tylko jeden syn , i dlatego to jedynaki , wychowane w domu , nie udają się prawie nigdy . Emulacja jest bodźcem do wszystkiego , równie dla starych , jak i dla młodych , równie dla ludzi , jak nawet dla zwierząt . Trzeba bardzo rączego konia , żeby szedł szybko sam jeden w hołoblach i nie potrzebował podniety . A leniwszy nawet , z drugim gorącym sprzężony , rwie się z kopyta i unika batoga . Tak jest i z dziećmi , a szczególniej z chłopcami . Uczeń mój nie jest bez zdolności , ale mógł by bez porównania więcej skorzystać , niż dotąd skorzystał , a to dlatego , że nie miał em najwalniejszego środka podniecenia w nim ochoty i gorliwości . Kary , pokuty itd . są to już rzeczy ostateczne , których używać nie lubię i których używać nie należy , bo się dziecko z nimi oswaja , traci wstyd i twardnieje moralnie , że się tak wyrażę , pod ręką , która go ustawicznie karci . Ale jak będzie miał obok siebie kolegę , który każde słowo moje pojmie , zrozumie , wszystko wykona i prędko , i z zapał em , z każdej rzeczy zda sprawę tak , że panicz poczuje , że go tamten wyprzedza , to i sam pomknie się jak ów koń leniwy , a raz poznawszy , że ma siły i możność , pójdzie już i sam i rozwinie się o tyle , o ile mu Bóg dał zdolności i usposobienia . Oprócz tej ważnej korzyści naukowej , jeszcze mi ten plan zapewnia i korzyść moralną , która mi bardzo leży na sercu . Oto widzę , że uczeń mój wdał się nie w ojca , ale w matkę . Dobrze by to było , żeby zachował moc jej woli i charakteru , bo z tymi przymiotami wyrósł by na prawdziwego mężczyznę . Ale ja postrzegam ze smutkiem , że malec przejmuje te imponujące miny z niższymi , które co dzień widzi , że się przypatruje często owej mitrze książęcej , którą ma na wszystkich biletach matki , na jej książkach , nawet na Naśladowaniu Chrystusa , na naczyniach stołowych , na powozach itd . , że zatem rozwinie się w nim ta sama duma rodowa , jaka ją trawi , i przywiązanie do rzeczy , w gruncie niewinnej , ale czczej i nie dającej żadnej wyższości ani wartości temu , kto jej skądinąd nie ma . Otóż jeżeli będę miał obok niego biednego chłopca , który pod każdym względem okaże się i wyższym , i lepszym , przytrę mu tym sposobem te książęce rożki , które mu zaczynają wyrastać , i może tym sposobem wyrośnie na człowieka , który pojmie to , że dziś trzeba czegoś więcej , jak być dobrze urodzonym , żeby mieć szacunek i miłość ludzką . Jakżeż , zgadzasz się waćpan dobrodziej , aby m w tym sensie pomówił z kasztelanem ? Bo zresztą ja tę rzecz , jako ułatwiającą o połowę moją pracę i starania , biorę całkiem na siebie . Ksiądz Augustyn , który podziela w tej mierze moje zdanie , dopomoże , a waćpan dobrodziej jutro przyjdziesz do gotowego . — Moi szanowni panowie ! — rzekł ze wzruszeniem poczciwy proboszcz — jakżeby m nie miał radować się i nie winszować sobie , żem tu przybył , gdyby rzecz tak ważna dla jednego z synów mojego przyjaciela przyszła do skutku . Drugiemu poradziło by się jakoś inaczej ; bo Bóg dobry , a w ciężkich okolicznościach początek tylko trudny . — Proszęż mi teraz powiedzieć — mówił pan Orlicki , którego twarz rozjaśniała się tak , jak gdyby w rzeczy samej coś mu się pomyślnego zdarzyło — który z tych chłopaków pana ! Sebastiana zdolniejszy , pilniejszy , pracowitszy i obyczajniejszy ? — Oba oni — rzekł ksiądz Maciej — równie zdolni , równie pilni , oba w szkole szli zawsze równo i to ten , to ów był zawsze pierwszym uczniem w klasie . Oba też równie poczciwe dzieci , pobożne i obyczajne . Ale starszy ma więcej zastanowienia i bardziej rozwinięty , jako starszy , młodszy daleko żywszy i trochę mniej zważający na to , co mówi i robi . Jak zaś ' jest zastanawiającym się i jak już usposobionym starszy , to waćpan dobrodziej będziesz mógł przekonać się sam . Trzy dni temu wyłożył em im raz tylko naukę o dobrych uczynkach i kazał em to samo napisać . Otóż patrz waćpan dobrodziej , co mi wczoraj przyniósł . Tu ksiądz Maciej wydobył zza sutanny ćwiczenie Eugeniusza i dał je panu Orlickiemu . Pedagog wziął półarkusz na wszystkie cztery strony zapisany , przypatrzył się naprzód charakterowi i wprawnej ręce , pokiwał głową z uśmiechem , potem zaczął czytać . W ciągu czytania widać było ukontentowanie na jego twarzy , w kilku tylko miejscach ołówkiem , który leżał na stoliku , poprawił interpunkcję , a skończywszy i oddając papier księdzu Mleckiemu , rzekł : — Patrz no , księże Augustynie , jak ten uczeń klasy trzeciej pisze i co to musi być za główka , która tak myśli swoje szykuje i tak jedną z drugiej wywodzi ; Nie jest to tylko robota pamięci , to zaraz widno . A jak się nazywa ten malec ? — Eugeniusz — odpowiedział proboszcz . — Więc zgoda na Eugeniusza — rzekł pan Bogumił podając rękę księdzu Maciejowi , który ją serdecznie uścisnął . Potem powstawszy , dodał : — Teraz idę brać się do dzieła , a ksiądz proboszcz niech sobie odpocznie po tym niepokoju , jaki mu jego gorliwość o cudze dobro dała . Proszą tylko wierzyć , że chciał by m zasłużyć na szacunek i przyjaźń człowieka , który takim jak waćpan dobrodziej umie być przyjacielem . To powiedziawszy i uściskawszy raz jeszcze rękę proboszcza , który mu uścisk ten całym sercem oddał , poszedł . Ksiądz Augustyn , dowiedziawszy się od swego gościa , że nie pija herbaty , ale przywykł na noc coś lekkiego przekąsić , posłał do pałacu , aby cokolwiek przyrządzono . Potem ulokowawszy starego w ładnym pokoiku , który miał naprzeciwko , poszedł z nim do karczmy , zabezpieczył jego konie , kazał jego tłumoczek przenieść do siebie ; a gdy wybiła dziesiąta i wszystkie potrzeby i ciała , i duszy były zaspokojone , ksiądz Maciej położył się lekki na sercu i jakoś kontent z siebie i zasnąwszy prędko , spał do samego rana cicho i spokojnie , jak gdyby anieli czuwali nad snem człowieka , który przez cały czas poprzedni nie myślał o sobie i z miłości chrześcijańskiej pozbawiał się snu troską o drugich . Nazajutrz o godzinie czwartej już proboszcz nasz był na nogach . Ubrał się więc nie budząc nikogo i poszedł przejść się i odetchnąć świeżym ranku powietrzem . Tym piękniejszym jeszcze wydał mu się ogród , że był orzeźwiony chłodem nocy , że na trawach i listkach stały krople rosy , w których łamały się promienie wschodzącego słońca , że żaden jeszcze zakręt ludzki nie psuł tej ciszy , którą przerywało tylko świegotanie ptasząt , skaczących wesoło po gałązkach zielonych i wietkich , cieszących się , że się obudziły i że żyją , i wdzięcznym pieniem dziękujących Bogu za te kropelki , które ich poją , za te ziarnka , które ich karmią , a których ani siać , ani zbierać nie potrzebowały . Obszedłszy cały ten obszar , gdzie wszędzie widać było i hojność natury , i staranność ręki ludzkiej , admirował i symetrię w założeniu ogrodów , spacerowego i fruktowego , budynków mieszkalnych , oranżerii i gospodarskich , nie przeszkadzających sobie nawzajem , i szczęśliwy wybór miejsca na wzgórzu nadbrzeżnym , tak że najobfitszy nawet wylew Bugu nie robił szkody , a pomnażał tylko okazałość widoku . Gdy obszedł dom z drugiej strony , postrzegł na obu jego końcach dwa ogromne okna z obszernymi gankami , z których zwłaszcza jeden , zapewne do apartamentów kasztelanowej należący , zastawiony był mnóstwem kwiatów . Domyślił się proboszcz , że to musi być ulubione miejsce właścicielów tego domu . Jakoż i sam nie mógł się napatrzyć na piękny i ujmujący widok , który się przed okiem jego rozciągał . Od domu do samej prawie rzeki szła pochyłość zielona , czysta , jakby każda trawka sadzona była ręką ludzką ; na prawo i na lewo leżały cudne gaiki , a gdzieniegdzie wyniosłe drzewa , spoza których wyglądały dalsze budynki ; naprzeciwko migotały fale Bugu , połyskując tu i ówdzie jaskrawszym odbłyskiem i jednostajnie i spokojnie pluskając o brzeg obrobiony , odarniowany , zielony i mający w kilku miejscach to klombik kwiatowy , to grupę niewielką topoli i pod nimi ławeczkę , to luźne i nie obronione żadnym cieniem siedzenie . Za rzeką zaś , małą w tej porze , widać było szeroką przestrzeń piasku , dalej wioskę nadbrzeżną , której nieszykowne zabudowania , czarne dachy i nie bielone chaty przez oddalenie wydawały się malowniczymi ; a tło widoku , ile oko zasiągnąć mogło , stanowiły zabużne lasy , pomiędzy którymi widać było tu krzyż cerkwi i białe ściany jakiego dworu , tam przebijała się jasna woda Bugu , połyskująca z daleka jak srebro . Patrząc na to wszystko , pomyślał proboszcz : „ Dobrze mówił ksiądz Mlecki , że gdyby wszyscy starali się ozdabiać w miarę sił swoje siedziby , a nie tracili pieniędzy na to , co ginie i marnie przepada , jakżeby to kraj nasz wyglądał ! " Usposobiony już i tak dobrze dla gospodarzów tego domu tą nadzieją , jaką mu dano , tym większego nabrał dla nich szacunku , a wdzięczny Bogu za wszystkie łaski , jakie na dobrych rozlewa , wrócił do mieszkania kapelana i z tym większym przeniknieniem wziął się do brewiarza i modlił się nie tylko usty , ale szczerym i gorącym sercem . Gdy skończył pacierze , wszedł do niego ksiądz Augustyn , powitał go uprzejmie i zapytał , czy nie zechce mszy świętej odprawić ? Było to właśnie intencją księdza Macieja , gdyż powinności tej nigdy nie opuszczał , chyba zmuszony niemożnością . Poszli więc razem do otwartego już kościółka , którego prostota , gustowne urządzenie i bogate aparata , co mu wszystko młody kapelan z upodobaniem pokazywał , zbudowały starego kapłana i o właścicielach miejscowych , nie żałujących dla chwały bożej , jeszcze lepsze dały wyobrażenie . Chociaż ksiądz Maciej nie był wielkim znawcą sztuki i oko jego przywykło do tych niekształtnych malowideł , jakie miał u siebie i jakimi wszystkie nasze kościoły , a szczególniej po miasteczkach i po wsiach , napełnione , jednakowoż uderzył go dziwną prawdą i wyrazem obraz w wielkim ołtarzu znajdujący się , a wyobrażający Chrystusa , oddającego klucze kościoła . chrześcijańskiego Piotrowi . Była to piękna kopia obrazu Guida , znajdującego się w Luwrze . W dwóch drugich ołtarzach i na ścianach kościoła było więcej ładnych malowideł , między tymi niektóre ręki samego kasztelana . Wszystko to zastanowiło go wielkim podobieństwem do natury i ciągnęło wzrok jego , choć nie umiał sobie zdać sprawy , dlaczego mu się podoba . O godzinie siódmej wyszedł ksiądz Maciej ze mszą , którą odprawiwszy wobec kilkunastu słuchaczów płci obojej , do mieszkania kapelana powrócił . Ale księdza Augustyna nie zastał w domu ; powiedziano mu , że pan kasztelan po niego przysłał i że tam poszedł . Domyślał się proboszcz , że go zapewne wezwano dla naradzenia się w sprawie , co go tak mocno interesowała , i niecierpliwie oczekiwał jego powrotu . Tymczasem lokaj pałacowy przyniósł mu kawę na srebrnej tacy i ze wszystkimi przyborami , tak pełnymi elegancji , że ksiądz Maciej patrząc na to , kiwał głową , uśmiechał się i myślał sobie , co by na to powiedziała Błażej owa , która ma pewną słabość do jakiegoś zakopconego i wyszczerbionego imbryczka i zawsze utrzymuje , że w takim tylko kawa udać się może . Tymczasem pokazuje się , dodał sobie w duchu , że i ze srebrnego imbryka może być dobra i smaczna , a choć śmietanka w garnuszku polewanym , jak ją praży organiścina , smakowiciej jakoś wygląda , i ta ujdzie , choć z tego zgrabnego i figlarnego dzbanuszka . Z bogactwa tych przyborów jeszcze inny ksiądz Maciej zrobił sobie wniosek . " Musi już i kasztelan wiedzieć , że tu jestem , pomyślał sobie , i zapewne przyjmie mnie przychylnie i łaskawie , kiedy mnie tak wspaniale traktuje " . Ta uwaga ukrzepiła jego nadzieje i zmniejszyła niepokój , który go już zaczynał trapić , gdy żaden z jego wczorajszych doradców nie pokazywał się . Nareszcie już po godzinie dziewiątej przyszedł lokaj z pałacu i oświadczył mu , że go pan kasztelan prosi do siebie . Udał się więc ksiądz Maciej za posłańcem , mówiąc sobie po cichu Pod Twoją obronę ; przeszedł kilka wspaniale umeblowanych pokoi i nareszcie znalazł się w narożnej sali , właśnie tej , której wielkie okno wychodziło na ganek i Bug , a która była biblioteką i pracownią kasztelana . Tam też zastał go przy sztaludze , z pędzlami w ręku , malującego jakiś obraz z wielką pilnością i zajęciem . Gdy ksiądz Maciej z bijącym sercem zatrzymał się przy drzwiach , kasztelan nie odwracając się od swej roboty rzekł : — Proszę , proszę bliżej , księże proboszczu ! Weź sobie krzesełko i usiądź . Za maleńką chwilkę służyć ci będę , tylko mi ten palec koślawy , który mi dziś spać nie dał , wyjdzie prościej i naturalniej . Na to trzeba tylko kilka rysów szczęśliwych ; ale oto idzie , żeby na nie trafić . Ksiądz Maciej nie pojął jakoś tej troski artystycznej , która zepsuła sen kasztelanowi , i usiadłszy , przypatrzył się naprzód malującemu panu , a potem pokojowi , w którym się znajdował . Kasztelan był średniego wzrostu , miernej tuszy , ale jeszcze kształtny i nie złamany wiekiem ; rysy jego były foremne i miłe , włosy siwe , czoło wysokie i trochę łyse ; ubiór miał na sobie ranny , skromny , ale wygodny i zgrabny . Gdy potem rzucił okiem wokoło siebie , postrzegł dwie całkowite ściany zastawione szafami , w których było mnóstwo książek , porządnie i a na nim dosyć książek , papierów i rysunków ; przy drugim zaś oknie na podstawku drewnianym coś mającego formę ludzką , czego jednak rozeznać dobrze nie mógł , bo było obwinięte mokrym płótnem . Z kupy gliny rozmieszonej , która obok leżała , i przypomniawszy , co pan Orlicki mówił , że kasztelan i z gliny lepi , domyślał się , że to musiał być jakiś posąg , podobny do kilku posągów marmurowych i gipsowych , które dalej , przy ścianie wolnej od szaf , stały . Cała ta inspekcja nie trwała więcej jak kilka minut , po których upływie kasztelan położył paletrę i , pędzle , odstąpił w tył parę kroków i przypatrzywszy się swojej robocie , rzekł : — No , teraz ujdzie ! — potem zwracając się z uśmiechem , do księdza , który powstał , ścisnął go za rękę i dodał : — Przepraszam cię , księże proboszczu , za . moją niecierpliwość artystyczną doprowadzenia rzeczy do tego stopnia , żeby zaspokajała oko . A teraz pomówimy o interesie . Ale wprzódy bądź . łaskaw przeczytaj to i powiedz mi otwarcie , czy tak będzie dobrze ? To powiedziawszy , głosem dźwięcznym , czystym i ż uprzejmością , która starego chwyciła za serce , zbliżył się do stołu i oddał mu . list , w którym ksiądz Maciej wyczytał następujące słowa : " Panie Sebastianie ! " Dowiaduję się z ukontentowaniem , że ci Bóg dał dwóch synków , których szczodrze w zdolności i inne przymioty ciała i duszy uposażył . Winszuję ci z całego serca , że masz tę pociechę i że to wspólne imię , jakie nosimy , spada na dobre głowy i poczciwe usposobienia moralne . Jeżeli się to nie sprzeciwi twoim zamiarom i myślom dalszym w pokierowaniu twych dzieci , to podaję ci projekt , którego przyjęcie będę uważał za wielką z twej strony przysługę , za którą będę ci niezmiernie obowiązanym . Mam ja także syna , równego wieku z twoim ; staram się , aby edukacja jego szła gruntownie i porządnie , i Bóg mi dał nauczyciela , którego każdy ojciec może mi pozazdrościć , pełnego nauki i najuczciwszych zasad . Ale usiłowania nasze nie biorą takiego skutku , jaki osiągnęli by śmy niewątpliwie , gdyby mój Staś nie był sam : jeden , gdyby miał obok siebie towarzysza , który by go pilnością swą zachęcał , a swym postępem podniecał jego ambicję i ochotę utrzymywał . Otóż proszę cię jak najusilniej , panie Sebastianie , aby twój starszy syn wychowywał się z moim . Nie będzie on dla nas żadnym ciężarem ; owszem , z tego , com ci wyżej otwarcie powiedział , widzisz dostatecznie , że się stanie ułatwieniem , ulgą i pomocą w tym , co jest najważniejszym życia naszego zadaniem . Bądź więc łaskaw , nie odrzucaj mojej prośby i wierz , że choć się mniej znamy , niżby należało , zawsze jednak szacuję cię z całego serca , a nawet ten kaprys , który cię przed kilkunastu laty od nas odstrychnął , uważam za jeden przymiot więcej , który mię skłania , że pierwszy się do ciebie odzywam i oczekiwać cię będę wraz z synem twym , upewniając cię zawczasu , że znajdziesz otwarte serce dla siebie i dla twego dziecka i gotową do uciśnienia was rękę . Twój życzliwy krewny i sługa Kaźmierz Zabużski " . — Jaśnie wielmożny kasztelanie ! — rzekł proboszcz wzruszony — tylko takie serce , jakim Bóg jaśnie wielmożnego pana obdarzył , mogło natchnąć te delikatne słowa , które nie wiem kogo by nie rozbroiły i pokazały , że człowiekowi , co tak oszczędza serce imające przyjąć łaskę , można zaufać , że ta łaska będzie zupełną i wymówioną nigdy nie zostanie . — Znam ja trochę pana Sebastiana — odpowiedział kasztelan uśmiechając się — i wiem , że z nim nie można inaczej . Harda to dusza , ale w moich oczach tym większego za to godzien szacunku . Pokrewieństwo , choć dalekie , jest zapewne rzeczą świętą i wkłada obowiązki , od których grzechem jest wyłamywać się i lekce je ważyć . Ale wieleż się to razy zdarza u mas , przy takiej nierówności fortuny pomiędzy krewnymi , że jeżeli jednemu uda się podnieść i poróść w dostatki czy przez pracę , czy przez jaki szczęśliwy przypadek , czy przez dobre ożenienie , to biedniejsi narzucają mu się gwałtem , założywszy ręce patrzą mu tylko w dłonie , a jeśli tyle nie da , żeby mogli leżeć do góry brzuchem i żyć wygodnie , to go nazywają egoistą i nieraz gniewem i gorzkimi wyrzuty zatrują mu niejedną chwilę , i nareszcie zamykają serce jego zupełnie . Pan Sebastian od pierwszej młodości polegał zawsze na sobie samym i dlatego nawet usunął się od mas i nie zbliżył się do żadnego ż nas , aby śmy nie myśleli , że po to przyszedł , aby śmy mu co dali . Zasługuje więc na to , aby m teraz z wszelką delikatnością przyszedł mu w pomoc , kiedy jej potrzebuje . I niewiele mię to kosztowało tak napisać , jakem napisał , bo to jest rzeczywista prawda . Jego syn , jeżeli jest takim , jak mówisz , księże proboszczu , będzie prawdziwym dobrem dla mojego , który koniecznie potrzebuje bodźca i emulacji , bo ambicję ma i bardzo wyprzedzać się nie da . Nie mam więc w tym takiej zasługi , jaką mi przypisujesz . Twoja większa , księże proboszczu , żeś się tym zajął , i dziękuję ci szczerze , że się tym sposobem obu nam dogodzi . Staraj się tylko , żeby stary nie skrupulizował jeszcze i teraz i przywoził mi prędko syna . — Spodziewani się — rzekł proboszcz , patrząc z zajęciem na piękną i szlachetną twarz człowieka , który się tak po prostu , a z taką prawdą tłumaczył — że najdalej za tydzień pan Sebastian przyjedzie tu z synem . Domyśli się on zapewne , żem ja na to kazanie dzwonił , i może mię sfuka , ale mniejsza o to , byle się rzecz zrobiła . — Jeszcze jedno chciał em dodać — mówił kasztelan biorąc małą paczkę , która przy liście przygotowana już leżała — alem się bał wspomnieć o tym w liście , żeby całej sprawy nie zepsuć . Straty , jakie pan Sebastian poniósł w dobytku swym , chybiona ozimina i siano , jak mi mówił pan Orlicki , postawi starego w niemożności oddania i drugiego syna do szkół . A szkoda by , bo to ma być także chłopak zdatny i żwawy . Nie mogę ja dać wiele , ale tu jest trzysta złotych , które na opłacenie pierwszego półrocza wystarczą . Niech ksiądz proboszcz weźmie ten fundusik do swojej dyspozycji i niby od siebie pożyczy panu Sebastianowi , jak przyjdzie pora , a nie będzie miał innego zapasu . Jeżeli to później odda , to proszę przyjąć , ale zawsze trzymać to u siebie na wszelki przypadek gwałtownej jakiej jego potrzeby . Przyślę ja potem księdzu proboszczowi i więcej trochę , co bądź łaskaw , zawsze na ten cel chowaj i zrób się niby kapitalistą — dodał z uśmiechem — pożyczającym bez procentu . — Sto za sto odda Pan Bóg jaśnie wielmożnemu panu — rzekł proboszcz . — Takiemu przyjacielowi należy się więcej i czci od ludzi , i błogosławieństwa od Boga — rzekł kasztelan ściskając rękę proboszcza , który z rozrzewnienia nie zdobył się na odpowiedź . — Nie zostanie ksiądz proboszcz z nami na obiedzie ? — Och ! dziękuję jaśnie wielmożnemu panu — odpowiedział stary — ale pośpieszać muszę do domu . Ba , nawet chciał by m mieć skrzydła , żeby co prędzej dolecić . — Rozumiem i tę niecierpliwość i nie nalegam — mówił kasztelan — ale sierpnia mamy tu odpust w naszym kościółku ; jeżeli nic nie przeszkodzi , to serdecznie proszę przybyć do nas i odśpiewać nam sumę . Ksiądz Maciej przyrzekł z wdzięcznością , pożegnał zacnego człowieka , który go ujął i związał na zawsze , i nie spojrzawszy nawet na te wszystkie piękne rzeczy , które widział w pokojach , tak był uradowany i zajęty pomyślnym skutkiem swego poselstwa , udał się szybkim krokiem do mieszkania księdza Augustyna . Tam zastał obydwóch swych przyjaciół , za których pośrednictwem wszystko mu poszło jak z płatka i zrobiło się więcej , niż nawet mógł marzyć . Przywitali go oba z uśmiechem , wiedząc naturalnie , jak się rzecz odbędzie , a on dziękował im z całego serca i mówił z zapał em o przyjęciu , jakiego doznał , o uprzejmości , rozumie i sercu kasztelana , o którym pan Orlicki , jak się wyraził ksiądz Maciej , nie powiedział mu wczoraj i połowy tego , co opowiadać należało . Wkrótce przyniesiono niewielkie , ale smaczne śniadanie , którym nasz proboszcz opatrzył się na drogę , i pożegnawszy zacnych ludzi , których pokochał , i piękne Zabuże , gdzie tyle serdecznej doświadczył radości , wsiadł na bryczkę i trochę niby na bakier nasunąwszy rogatą swą czapkę , ruszył do domu . W ciągu drogi ułożył sobie cały planik , jak postąpi w zakomunikowaniu tej nowiny , którą uważał za tak pomyślną i stanowczą ; a że przyjechał jeszcze za dnia i miał czas rozmówić się z Błażej ową , wydał więc na jutro stosowne rozporządzenia i gdy się wszystko uspokoiło , usiadł w poetycznym niby usposobieniu przy swym stoliku i następny zapraszający liścik do sąsiada swego napisał : Gdy chłód i twardo , miły sąsiedzie ! Jedzie się dobrze i prędko jedzie ; A w skwar lipcowy , noga za nogą , Wlec się mil kilka piaszczystą drogą , To taka męka , że jej nikomu Nie życzą ; lepiej niech siedzi w domu . Lecz złe , gdy minie , jakoś mniej boli , Nawet o przeszłej wspomnieć niedoli Miło jest człeku , bo go nie smuci Ta myśl , że bieda znowu powróci . I mnie dziś lekko , serce coś rade , Gdyż wiem , że jutro już nie pojadą ; Stąd i koncepta dobre się rodzą . Ot , przyjdź , sąsiedzie ! i niech przychodzą . Chłopcy , i ciotka niech swą pończochą Weźmie i w chłodku podrobi trochę . Zapraszam wszystkich na podwieczorek , Na jaki stanie i co ma dworek . Uczta jak uczta — nie będzie wiele ; Lecz się murawa u nóg rozścielę I lipy swoim szumnym sklepieniem Zewsząd nas zdrowym otoczą cieniem . A gdy sprzątnąwszy księże przysmaczki , Pójdą swywolić kochane żaczki , My pogawędzim sobie po cichu , Przy chłodnym piwku lub przy kielichu Starego miodku , choć Błażejowa Gdzieś go w sekrecie pod kluczem chowa . Lecz dziś w humorze organiścina ; Nie łaje męża , nie bije syna , A stąd i dla mnie niezła otucha , Że się uśmiechnie i udobrucha , I wydobędzie z kryjówki trunek , Co ojcom z czoła spędzał frasunek , Co i nam , gdy go użyjem w miarę , Przyda wesela na godzin parę . A jak tam , dalej rzeczy się złożą , To już zostawmy na wolę bożą . Ten , co dał chmury , i słońca doda , Bo w jego ręku deszcz i pogoda . Wypolerowawszy dobrze sens i rym i odczytawszy parę razy głośno i niby z deklamacją , wpisał ksiądz Maciej swój wierszyk do dużej księgi , w której był już ich zbiór niemały i która miała tytuł " Rymy ulotne i inne przygodne a składne , jak się zdarzyło , zabawki przez księdza Macieja Zielenkowskiego , proboszcza sawińskiego , i w tymże mieście Sawinie po większej części spisane " . Potem przepisał je oddzielnie , zapieczętował i postanowił raniutko odesłać według adresu . Widać , że ksiądz Maciej był bardziej kontent ze swej pracy niż kasztelan z koślawego palca , bo mu ta zgryzota artystyczna , która tamtemu spać nie dawała , nie przerwała snu aż do rana . Pan Sebastian , który nie wiedział , dokąd proboszcz jeździł , i nie domyślał się wcale , że w całej drodze był nim tak serdecznie zajęty , zadziwił się trochę poznawszy ze słów przyjaciela , że jest w dobrym humorze , i sądząc , że mu się coś pomyślnego zdarzyło , niecierpliwie oczekiwał chwili podwieczorku , żeby się z nim podzielić radością , której sam miał tak mało . Gdy więc przyszedł z panną Teresą , staranniej niż zwykle ubraną , i z chłopcami , którzy niecierpliwiej jeszcze niż on wyglądali tych przysmaczków , o których ksiądz Maciej pisał , postrzegł na twarzy proboszcza , którego już zastali pod lipami , że w rzeczy samej jest coś , co ma na sercu i z czym niedługo ukrywać się potrafi . Ścisnąwszy więc jego rękę i siadając za przygotowanym już stołem , na którym stała i buteleczka wydobyta spod klucza pani Błażejowej , i lampeczki do miodu , gdyż kielich , w liście znajdujący się , był tylko dla rymu , rzekł : — Cóż się to stało , księże Macieju , żeś mam , mosanie , znikł , nie powiedziawszy nikomu , dokąd i po co jedziesz , aby śmy wiedzieli , czy cię jaki kłopot , czy co pomyślnego wyciągnęło z domu ? Ale dzięki Bogu , widzę , że pierwszego nie ma i nie było , kiedy i traktujesz powróciwszy , i nadto ładnymi wierszami na traktament zapraszasz . — To , to , to ! — odpowiedział proboszcz uśmiechając się — takie to i wiersze , taki i traktament . Zwyczajnie kantyczkowa . poezja i księże przysmaki . Ale proszę , proszę , bo serce lepsze niż rymy i niż kurczęta , które się coś dziś nie udały . Ale śmietana świeżutka i chłodna , a i pirożki będą zapewne dobre , bo to moja Błażejowa szczęśliwsza w tej mierze niż my , co piszemy czasem wierszyki . Nam się dziś udadzą , a jutro nie , jej zaś pirożki zawsze doskonałe . No , chłopcy ! bierzcie się do dzieła ! Kiedy się uczyć , to uczyć , a kiedy jeść , to jeść . Do wszystkiego trzeba się brać z ochotą , wyjąwszy do tego , co serce i sumienie potępia . Panie Sebastianie ! nie patrz no tak na mnie , a weź się do tej oto połówki z pępuszkiem , a ty panno Tereso , do tej z wątróbką , a śmietany nie żałujcie , bo jest dzięki Bogu dosyć . O mojej zaś podróży powiem teraz tylko tyle , że mi się udała , i lepiej nawet , niżelim się spodziewał ; reszta potem , jak sobie podjemy i zapijemy miodkiem , który wydobył em przecież z karceresu , w którym go trzymała organiścina , jakby w jakim Szpilbergu , gdzie pono jak wrzucą więźnia , to o nim i zapominają . Pan Sebastian patrzył w rzeczy samej niby z podziwieniem na rozjaśnioną twarz księdza Macieja , który jakoś i mowniejszym się zrobił , kiwnąwszy więc głową i biorąc kurczę i śmietanę , rzekł : — Chwałaż Bogu ! że ci się udało , księże Macieju ! coś zamierzył , i żeś mam wrócił zdrów i wesół , chociaż spiekł eś się na słońcu . — Bo w skwar lipcowy , noga za nogą , wlec się mil kilka , piaszczystą drogą , to wielka męka — rzekł Igna ś , śmiejąc się i patrząc filuternie w oczy proboszczowi . — To , to , to ! — zawołał uradowany proboszcz , klepiąc chłopca po rumianej twarzyczce — więc i ty czytał eś ! i zapamiętał eś ? widzisz go , aj , chłopcy , chłopcy . — I ja , księże proboszczu , czytał em — odezwał się Eugeniusz — i także zapamiętał em . — No , cóżeś ty zapamiętał ? ciekawy jestem — zapytał ksiądz Maciej . — Wiele zapamiętał em — odpowiedział Eugeniusz , spojrzawszy poważniej i z uśmiechem , w którym nie widać było pustoty dziecinnej — ale powiem tylko to : Uczta jak uczta — będzie niewiele ; Lecz się murawa u nóg rozściele I lipy swoim szumnym sklepieniem Zewsząd nas chłodnym otoczą cieniem . — A także koniec , księże proboszczu : A jak tam dalej rzeczy się złożą itd . — Otóż widzicie państwo — mówił uradowany autor , że go na pamięć umieją i cytują — co to on spamiętał i co mu się podobało ! Dobrze , chłopczyku , dobrze ! — dodał , głaszcząc go po głowie . — Widać , że wierzysz , iż wszystko mamy z rąk Boga , i dobre , i złe , że zawsze i wszędzie dzieje się tylko Jego święta wola , której z pokorą poddać się powinni śmy . Jeśli umiesz Kto się w opiekę , to wiesz , że kto ufa i wierzy , na lwa srogiego bez obrazy wsiędzie i na ogromnym smoku jeździć będzie . Pamiętajże o tym zawsze , aby ś był ufnym i stałym , jak przyjdzie co złego , a pokornym i wdzięcznym , jak cię co szczęśliwego spotka , bo to wszystko od Pana Boga . Eugeniusz pocałował go w rękę , dziękując za naukę , a ksiądz Maciej , spojrzawszy na myślącą twarz chłopczyka , pomyślał : " Szkoda , że pana Orlickiego nie ma ! " i obracając się do panny Teresy , którą to przywiązanie jego do siostrzeńców , za którymi przepadała , do łez rozrzewniło , rzekł : — To , to , to ! panna Teresa już i płacze ! — Takie łzy , księże proboszczu , nie szkodzą — odpowiedziała uśmiechając się . — Szkodzić , nie szkodzą — odpowiedział ksiądz Maciej — ale jak zaczną lać się na talerz , to będą pirożki z długim sosem , jak czasem szczupaka dają . Ten koncept proboszcza rozweselił wszystkich , nawet pan Sebastian , którego tkliwość panny Teresy często niecierpliwiła , uśmiechnął się i swoje słówko dorzucił . Panna Teresa tłumaczyła się , a stąd poszła rozmowa to o tym , to o owym , póki się podwieczorek nie skończył . Gdy talerze i półmiski były już prawie czyste , rzekł znowu Igna ś , figlarnie patrząc na księdza Macieja : — A teraz żaczki pójdą swywolić . Jak ksiądz proboszcz napisał , tak powinno być co do joty . — Naturalnie , naturalnie — mówił ksiądz Maciej — co się wam należy , tego wam nikt nie odbierze . Przysmaczków już nie ma , więc nogi za pas , i dalej . Igna ś pociągnął brata za połę , oba pocałowali księdza w rękę , dziękując za podwieczorek i pobiegli . Wtedy proboszcz dodał : — Oj ! panie Sebastianie ! takie ci Bóg dał dzieci , że gdyby je jaki król miał , to by je pewnie więcej cenił niż wszystkie brylanty swojej korony . — Wiem ci ja o tym , co one warte — odpowiedział pan Sebastian wzdychając — i wiem także , co by warte były , gdy by m mógł dopomóc ich rozumowi do wzrostu i do rozwinienia . Ale trudno , trzeba się podobno wyrzec tej nadziei i pilnować tylko , aby zdrowo i bez zepsucia wyrośli ciałem i nauczyli się wydobywać pożywienie z roli , kiedy inszego sposobu do życia dać im nie mogę . — To , to , to ! — zawołał proboszcz , nalewając miód w lampeczkę i podając ją sąsiadowi — kto tam wie , jak tym wszystkim Pan Bóg rozrządzi ! Dzieją się często rzeczy niespodziewane i nie przychodzi czasem człowiekowi do głowy , z której ; strony promień słońca zabłyśnie . A zdarza się i to , że kiedy człowiek zwątpi zupełnie i ma rzecz jaką za przepadłą , aż tu ona ni stąd , ni zowąd znajdzie się w jego ręku . To właśnie w tych dniach i mnie się przytrafiło , i stąd to ów dobry humor , który we minie postrzegł eś , panie Sebastianie , a który w rzeczy samej rozjaśnił moje myśli i rozweselił serce . Choć prawdę powiedziawszy , nie dlatego , że się mnie udało , bo jest rzecz drobna i niewiele znacząca , ale że stąd biorę otuchę , że i w innych ważniejszych troskach może przyjść niespodziewana pociecha i ułatwienie , o jakim człek ani myśli . — Cóż to ci się zdarzyło , księże Macieju ? — zapytał pan . Sebastian . — Proboszcz uśmiechnął się , kontent , że tak sztucznie rzecz obwija w bawełnę , i odpowiedział : — Ot , miał em kilkaset złotych u jednego dłużnika pod Dubienką . Lat to już temu ze sześć , jak te pieniądze trzymał u siebie i nie oddawał , choć częste pisał em listy . Miał em już sumkę moją za przepadłą i już myślał em sobie : cóż robić ! nie odda , to jużci pozywać nie będę . I nie tak mi żal było pieniędzy , jak opinii , jaką miał em o uczciwości człowieka , i żem mu zawierzył . Ale jakoś to się o tym zapomniało i ani dług , ani dłużnik nie przychodzili mi do głowy . Aż tu , przed kilku dniami stanął mi w myśli pan Cyprian jak żywy i tak się mnie oczepił , żem go się pozbyć nie mógł . Co to może znaczyć , myślę sobie , gdy mi się to już uprzykrzyło . Czy nie umarł lub czy nie jaki to instynkt , żeby się znów upomnieć , a odda . To ostatnie jakoś mi więcej przemawiało do przekonania . A że już tyle razy pisał em daremnie , myślę sobie znowu : przez . posły wilk nie tyje , pojadę lepiej sam . Otóż tak postanowiwszy , wsiadł em i pojechał em . I wyobraź sobje , panie Sebastianie , sprawdziło się . Od pierwszego słowa poszedł do kantorka i z wielkimi przeprosinami za zwłokę , wyliczył mi pieniądze . — Winszuję ci , księże proboszczu ! — rzekł pan Sebastian , patrząc bystro w oczy przyjacielowi , który spuścił swoje i wzroku jego wytrzymać nie mógł , zawstydziwszy się tej improwizacji , chociaż źródło jej było tak poczciwe i szlachetne . Po krótkim milczeniu proboszcz znowu rzekł : — Na noc przyjechał em do Zabuża , ponieważ tamtędy droga lepsza i karczma porządna . Co to za śliczny majątek , panie Sebastianie ! a jak to tam wszystko okazałe i piękne ! — jest na co spojrzeć . — Kasztelan , to człek bardzo porządny , i lubi , żeby koło niego było wszystko ładne i z pańska — mówił pan Sebastian bez żadnego śladu jakiejś niechęci lub pretensji za to , że tamten bogatszy . — A i żona jego , choć to , jak wiem , kobieta harda i pyszna tą mitrą , pod którą się urodziła , ale ma być także dobra gospodyni i pani z gustem , w czym dobrała się z mężem . Nie był em ja tam wprawdzie już lat z osiemnaście , bo to za wysokie progi na moje nogi , ale słyszał em , że i dom , i ogród przyprowadzili do wielkiej okazałości . A choć to tak blisko i choć wiem , że pan Kaźmierz przyjął by mnie i grzecznie , a może i z sercem , gdyż znam go z tej strony , ale mnie jakoś ciekawość nie bierze . Boję się , mospanie , jejmości , przed . którą pono mąż zwija chorągiewkę i rządzić się jej jak szarej gęsi pozwala . — Jakie między nimi stosunki , tego nie wiem — odpowiedział proboszcz . — Ale co do kasztelana , to powiem ci panie Sebastianie , że to jest człowiek taki , jak daj Boże , aby wszyscy nasi panowie byli . Co to za grzeczność , co za sposób przyjęcia i zobowiązania , tego wypowiedzieć nie zdoła m . — Więc poznał eś go , księże Macieju ? — zapytał pan Sebastian ciekawie . — Przypadkiem — odpowiedzał proboszcz , znowu spuszczając wzrok do ziemi — przyjechał em jeszcze za dnia i ciekawość ' mię wzięła obejrzeć ogród , przypatrzeć się domowi i z bliska obaczyć kościół , który mię z daleka zastanowił i formą , i nowością . Otóż w ogrodzie spotkał em kasztelania . Szedł z synkiem , z jego nauczycielem i z kapelanem . Sam do mnie zagadał , zapytał , skąd jestem ; a gdy m mu powiedział , że z Sawina , uprzejmie mnie powitał i poszli śmy już razem , rozmawiając tak , jakby śmy się od dziesięciu lat znali . W ciągu tego spaceru i pokazywania mi najpiękniejszych miejsc i widoków na Bug i drugi brzeg jego , wszczęła się rozmowa o tobie , panie Sebastianie . — O mnie ? a toż skąd i na co ? — zapytał pan Sebastian . — Po prostu z interesowania twoim zdrowiem i powodzeniem — odpowiedział ksiądz Maciej . — Kasztelan rozpytywał się , czy ci ta usilna praca , za którą notabene mocno cię szacuje , nie cięży , czy jej siły twego ciała wystarczają , bo co do hartu duszy , dodał , to wiem , że ten mu dopisze w każdym zdarzeniu ; zapytywał o twoich chłopców , i musiał em mu ze szczegółami opowiadać o ich wieku , zdolnościach , wychowaniu itd . Ja trochę rozgadał em się , bo to wiesz , jak to dla mnie miła materia , i mogę cię upewnić , że kasztelan słuchał mię z największą uwagą . Ale nie tylko on , i ów nauczyciel , człek poważny i jak potem dowiedział em się , uczony i gorliwy , słuchał mię pilnie i różne nawet tyczące się dzieci twych zadawał mi kwestie . Gdy m skończył i zaczął mówić z kapelanem tamtejszym , wtedy ów nauczyciel wziął kasztelana na bok i coś z sobą długo rozmawiali . Nazajutrz , po mszy świętej , którąm w kościółku tamtejszym odprawił , zaprosił mię kasztelan do siebie i de noviter . wszczął rozmowę o tobie i o twoich dzieciach . Ale ot , masz tobie ! — dodał proboszcz uderzając się w czoło — zagadał em się , a o najważniejszej może w tym wszystkim rzeczy zapomniał em . Kasztelan dał mi list i bardzo mię obligował , aby m się przyczynił , żeby ta prośba , którą tu do ciebie zanosi , skutek swój wzięła . Weź to , panie Sebastianie , przeczytaj i daruj , żem nie od tego zaczął . — Prośba pana Kaźmierza do mnie ? Cóż to znowu gadasz , księże Macieju — odpowiedział zdziwiony i niespokojny szlachcic , nie wiedząc , co ma o tym myśleć . Ale proboszcz nic nie odpowiadając , wetknął mu list w ręce , a sam odwrócił się odsapnąwszy , jakby po ciężkim trudzie , i ocierając pot z czoła , jakby z gorącej łaźni wyszedł . Pan Sebastian zaczął czytać , ręce mu drżały i widać było wzruszenie na jego twarzy ; a gdy skończył , położył list na stole , wsparł głowę na ręku i łzy zaczęły padać na papier , który przed nim leżał . Proboszcz patrzył z daleka ; a widząc , że to właśnie chwila , w której żelazo rozgrzało się do czerwoności i że da się ukuć , przystąpił i rzekł : — Cóż to tam takiego kasztelan napisał , panie Sebastianie , że cię tak dotknęło ? Ale pan Sebastian nic nie odpowiadając , popatrzył na ń tylko wzrokiem , w którym był wyraz czy żalu , czy wdzięczności , i schowawszy list , ścisnął mocno rękę proboszcza i poszedł . Na drugi dzień , w czasie mszy , uważał ksiądz Maciej , że klęczał jak zwykle wraz ze synami i gorąco się modlił . A gdy się msza skończyła , długo jeszcze nie wychodził z kościoła , dopiero gdy proboszcz skończył śniadanie , przyszedł pod lipy i obok niego usiadł . Twarz jego była spokojna i poważna , ale . nie widać w niej było nieukontentowania , którego się zacny ten przyjaciel obawiał . Po chwili milczenia wziął rękę proboszcza i rzekł : — Księże Macieju , nie odpowiedział em ci wczoraj , jak może należało , bo mię i twoja przyjaźń , i postąpienie pana Kaźmierza przyprowadziło do takiego stanu , w którym człek nie jest panem swego serca i swego języka i może powiedzieć albo za wiele , albo za mało . Zostawił em sobie czas do refleksji i rozważenia , czy to , co mię spotyka , mam uważać za łaskę i miłosierdzie boże , czy tylko za pokusę ulżenia sobie kosztem dziecka , które mi Bóg dał nie na to , aby m je pozbywał z domu i rzucał między obcych ludzi . Ale zastanowiwszy się , że wszystko to pochodzi od ciebie , księże Macieju , żeś umyślnie po to jeździł , aby ś mi tę ulgę zrobił ; bo nie zapieraj się , gdyż nie zwiedziesz mię tymi manowcami , po których chodził eś wczoraj ; że zatem musiało ci to przyjść do głowy z natchnienia bożego , bo przyszło z natchnienia tej przyjaźni , która nie może skądinąd pochodzić tylko z nieba i ma źródło święte , a żadnym widokiem ziemskim nie skażone , poddaję się tej konieczności , która mię uciska , i przyjmuję łaskę pana Kaźmierza . Ciężkieć to wprawdzie dla mnie słowo , ale widać , że i w tym jest wola boża , kiedy i ten ciężar na plecy moje wkłada i stawia mżę w takim położeniu , że muszę dziś cudzej użyć pomocy , chociaż miał em to zawsze za obowiązek i za cnotę stać na własnych nogach i radzić sobie w każdym zdarzeniu własnymi siłami . Nie odrzucam tedy tej pomocy , aby m nie zgrzeszył dumą i znowu kosztem własnego dziecka nie dogadzał swojej ambicji . Dwie wszakże okoliczności wstrzymują mię od ostatecznej decyzji . Pan Kaźmierz , według dobroci i zacności swego serca , bo wiem , że serce jego dobre i zacne , osłodził to lekarstwo , które mi w tej potrzebie mojej podaje , i łaskę , jaką mi świadczy , nazywa przysługą z mojej strony , za którą nie ja jemu , ale on mnie ma być obowiązanym . Nie jestem ja tak w ciemię bity , aby m się na tym nie poznał , chociaż znowu nie jestem tak zatwardziałym , aby m nie uczuł , ile warto takie szczędzenie bolącego serca . Jednakowoż , powiedz mi , księże Macieju , gdyż musiał eś się tam przypatrzeć bliżej tym okolicznościom , czy w tym wszystkim jest choć i cień prawdy i czy w rzeczy samej chłopiec mój może się tam na co przydać synowi pana Kaźmierza . Tu proboszcz nie potrzebując już żadnych ostrożnych omówień , szczegółowo i z całą prawdą opowiedział panu Sebastianowi , jak się ' rzecz miała ; że projekt oddania Eugeniusza na wychowanie do domu kasztelana nie wyszedł od niego , ale od nauczyciela , którego charakter , umiejętność oraz znaczenie i ufność , jakie tam ma , obszerniej opisał ; że wezwany do kasztelana , zastał już wszystko ułożonym i list gotowy ; że równie ze słów pana Orlickiego , jak i ze słów samego kasztelana powziął najgruntowniejsze przekonanie , że bytność tam Eugeniusza i tę emulację , jaką jego usposobienie i pilność zrodzi , uważają oba za rzecz niezbędną , że zatem przysługa ze strony pana Sebastiana , jeżeli tam odda syna , nie jest tylko prostą delikatnością i okryciem świadczonej łaski , ale stanie się rzeczywista i prawdziwą przysługą . Ten wywód i te racje , którym ksiądz Maciej nie potrzebował dawać piętna prawdy , gdyż były istotną prawdą , uspokoiły pana Sebastiana . Rzekł więc znowu : — Teraz , powiedz mi , księże Macieju , czy wszystko to stało się za wiadomością , wolą i zezwoleniem kasztelanowej ? Proboszcz uczuł , że to jest kwestia drażliwa , której nie zaspakajające rozwiązanie może cały jego budynek wywrócić do góry nogami . Nie tracąc jednak głowy i nie lękając się , aby przydłuższym cokolwiek wyłożeniem znudził swego słuchacza , zaczął znowu od szczegółów tej rozmowy , jaką miał z panem Orlickim i księdzem Augustynem ; powtórzył w głównych rysach obraz kasztelanowej przez nauczyciela skreślony ; a nie usuwając z niego jej dumy rodowej i przewagi , jaką ma nad mężem , rozwodził się więcej nad jej dobrymi przymiotami , a szczególniej nad tym , jak gorliwą i rozumną jest matką . Dodawszy nadto tę okoliczność , że pan Orlicki nieraz już z nią o potrzebie tej emulacji mówił , że ona sama uznawała jej konieczność , że położył jej nawet za warunek dalszego pozostania w ich domu , aby do syna swego przybrali zdatnego towarzysza , zrobił ten wniosek , że kasztelanowa , dowiedziawszy się o wyborze męża , nie weźmie mu za złe , że się bez niej porządził , ale owszem , okaże się wdzięczną i wartość takiego dziecka jak Eugeniusz niewątpliwie oceni . — Być to może , że tak będzie , jak mówisz , księże Macieju — rzekł pan Sebastian . — Chociaż to jest także prawdą , stwierdzoną doświadczeniem , że kobiecie przywykłej do samowolności nikt nie dogodzi , tylko ona sama . I żeby mąż , którym nauczyła się rządzić , i nieba jej przychylił , to ona i z tego nieba nie będzie kontenta . Ale kiedy Bóg miłosierny tak te rzeczy złożył , że właśnie w tej porze , kiedy mię taka przycisnęła niedola , pokazała się tak nagląca potrzeba i tam , gdzie bieda nie zagląda , to zapewne i tę trudność usunie , a może i jej serce , dla dziecka mego skłoni . Niech się więc dzieje wola Jego święta . Oderwę od mego łona ten klejnot , który do niego przyrósł ; a ty zacny przyjacielu , prześlij przy ołtarzu pańskim modlitwę do Boga tak czystą i gorliwą jak twoja przyjaźń , aby ten polor , jaki temu klejnotowi memu cudze ręce dadzą , był takim , jaki by mu dała miłość ojca , gdyby był w stanie powinności swej dopełnić . Dziękuję ci tedy , księże Macieju ! — i wziął jego rękę , i drżąc cały , ściskał ją w swoich , a proboszcz płakał , widząc wzruszenie tego żelaznego człowieka i czując , ile cierpieć musi to serce , kiedy hart jego pęka d bólu pokonać i utaić nie może . Piątego więc dnia , po dostatecznym opatrzeniu sukienek i bielizny , po ułożeniu i uporządkowaniu książeczek i seksternów , nie bez potoków łez ze strony panny Teresy i propozycji , aby Igna ś jechał , a nie Eugeniusz , jako zdrowszy , weselszy i mniej przypominający matkę , nie bez , rzewnego płaczu obu chłopców , którzy się raz pierwszy w życiu rozdzielali , pojechał Eugeniusz z ojcem , ustrojonym w paradną swą suknię , smutnym , ale oswojonym już z tym cierpieniem , któremu milczenie nakazał . Kasztelan przyjął go z otwartymi rękami , sercem braterskim i tą właściwą mu uprzejmością , z której usunął wszelki ślad owej pańskiej łaskawości dla niższych , często gorszej od dumy i zimnego obejścia się . Eugeniusza , który mu się bardzo podobał ż piękności , ułożenia i odpowiedzi , karesował i ośmielał . Zaraz kazał poprosić pana Orlickiego i księdza Augustyna i zarekomendował im i ojca , i nowego ich ucznia . Stasiowi polecił poznać się prędko z kolegą i krewnym , być dla niego grzecznym , kochać go i naśladować w jego pilności i postępowaniu . Słowem , wszystko obeszło się tak , jak tylko można było żądać i spodziewać się po człowieku tak dobrym i tak wychowanym . Uspokajało to pana Sebastiana i ośmielało Eugeniusza , póki ojciec był obecnym . Ale zaraz po obiedzie , pan Sebastian pożegnał kasztelana , polecił dziecko swe panu Orlickiemu , a gdy go zacny ten i wchodzący w położenie takiego ojca człowiek odprowadził wraz z Eugeniuszem do karczmy , a konie już były założone i parobczak siedział na koźle , stary pochwycił syna swego w objęcia , utulił go przy piersiach tak , jak gdyby go już nigdy widzieć nie miał , i wskoczywszy na bryczkę w milczeniu , nie obzierając się nawet , pojechał . Powrócił więc Eugeniusz do pałacu z nauczycielem , który starał się go rozrywać rozmową i wypytywaniem się , co umie i jak daleko w każdym przedmiocie postąpił . Tłumił w sobie chłopak żal i odpowiadał z całą przytomnością . Wieczorem poszedł na spacer ze wszystkimi , a choć widział , że Staś nie poufali się z nim i zimno i hardo mu odpowiada , nie poddawał się jednak i krzepił się , jak mógł , aby go nie nazwano mazgajem , który nigdy ludzi nie widział . Gdy się ciemno zrobiła i wszyscy mieli iść spać , zaprowadzono Eugeniusza do dużego pokoju , gdzie miał tymczasowo nocować , nimby stancja przy mieszkaniu pana Orlickiego urządzona była . Sługa zasłał mu łóżeczko , zdjął buciki i mundurek do wyczyszczenia i poszedł . Wtedy dopiero roztropny i myślący Eugeniusz , gdy mu nikt nie przeszkadzał , gdy nikt na niego nie patrzył , zaczął rozmyślać o położeniu swym i o tym wszystkim , co widział . Otworzywszy okno i patrząc na księżyc pływający nad Bugiem i łamiący się w jego falach , zaczął on porównywać przeszłość z teraźniejszością . A gdy wyobraził sobie w myśli ten wspaniały i wielki dom , te obce twarze , które na niego jakoś zimno i bez miłości patrzyły , gdy mu się potem przypomniał dworek ojcowski i probostwo i jak tam było wszystko swojskie , wszystko znane , a choć drobne i proste , ale tak miłe , tak tkwiące w sercu i w myśli , gdy wspomniał o ojcu , o księdzu Macieju , o cioci Teresi , o wiernym i nieodstępnym towarzyszu każdej pracy szkolnej , każdej zabawy , każdej swywoli , o serdecznym swym i ukochanym Ignasiu , wtedy głośnym zapłakał płaczem , wyciągał ręce do płynącego spokojnie księżyca i duszą rozbolała wołał do siebie tych wszystkich , których nie było , a których tak serdecznie kochał . Ale nikt nie odpowiadał na to jego rzewne wezwanie . Drzewa tylko z daleka szumiały , wiatr poruszał materialną firanką u okna , a w ogromnym pokoju było pusto i głucho . Wstrząsł się więc biedny chłopczyna , czując się tak osamotnionym , zamknął okno i upadłszy na kolana , modlił się długo i gorąco . Modlitwa ukoiła cokolwiek jego troskę , a sen dopełnił reszty . Rzuciwszy się na łóżko , jak był ubrany , utulił twarz w poduszkę , którą jeszcze łzy moczyły , zasnął prędko snem trzynastoletnim i spał smaczno i twardo aż do rana . Pan Sebastian wrócił do domu smutny i przygnębiony . Krótko i nie wdając się w szczegóły , odpowiadał zapytującym go , jak zostawił syna , jak go przyjął kasztelan , jak znalazł nauczyciela . Pannę Teresę zbył kilku słowami , dodając , iż się pokaże , co z tego będzie . Proboszczowi zaś , nie chcąc mu psuć tej radości , jaką w nim widział , że się robota jego udała , mówił tylko , że mu kasztelan okazał serce braterskie , że pana Orfickiego znalazł człowiekiem gruntownym , dobrym i że mu się zdaje , iż to dziecku jego wyjdzie na dobre . Proboszcz jednak zmiarkował , że ta konieczność , w której się znalazł , złamała go , że się uczuł upokorzonym i że w ogóle chciał by był zapomnieć o tym , co się stało . Nie wszczynał więc już rozmowy o Eugeniuszu , ale zajmując się codziennie z Ignasiem powtarzaniem lekcyj i wprawą w pisanie po polsku , wychwalał ciągle jego pilność i zdatność , a gdy się wakacje zbliżały do końca , nie przestawał mówić o koniecznej potrzebie wysłania go do szkół , gdyż grzechem by było , aby tak zależał pole . Czuł to pan Sebastian i sam ; ale obrachowując swoje środki , wątpił , czy będzie mógł zadośćuczynić tej potrzebie i zaspokoić gorące serca swego życzenie . Wtedy proboszcz z ogródka i z największą ostrożnością zaczął napomykać o zasiłku , który u niego leżał ; rozwodził się o przyjaźni w ogóle , dowodząc , że wyższe jej znaczenie objawia się dopiero wtedy , kiedy można pospieszyć z pomocą przyjacielowi ; że kiedy Bóg skruszył serce jego mniemanego dłużnika , że oddał to , co on miał już za przepadłe i bez czego się doskonale obchodził , to jest znak , że darowanej tej sobie sumki na swoją potrzebę użyć nie powinien i nie użyje , ale uważa ją i uważać będzie za środek , który opatrzność złożyła w jego ręce , aby spieszył z pomocą tam , gdzie ona jest istotnie i gwałtownie potrzebną . Takimi i tym podobnymi perswazjami skłonił wreszcie proboszcz pana Sebastiana , że wziął od niego trzysta złotych sposobem pożyczki , obowiązawszy się oddać najdalej za rok , które na ulokowanie Ignasia w Hrubieszowie , gdzie miał szkołę powiatową ukończyć , użyte zostały . Tym tedy sposobem oba bracia mieli zabezpieczoną dalszą edukację i postawieni zostali na dwóch odmiennych drogach , które gdzie i jak ich zaprowadzą , to się w dalszym ciągu opowiadania naszego pokaże . Żal Eugeniusza prędko przeminął . W młodym wieku szybko się zacierają wrażenia przeszłości , chociaż nie giną wcale . Umysł dziecka jest tak giętki , tak wrażliwy , że wszystko , co je otacza , wybija się na nim żywym i silnym piętnem i pokrywa dawniejsze wrażenie nową i jaskrawą warstwą . I tak jest póty , póki dla człowieka obecna chwila jest droższą jak przeszłość , póki oko jego patrzy ciągle w godziny , które nadchodzą , a nie cofa się myślą do tych , co już upłynęły i zatarły się niby na zawsze . Ale im bardziej człowiek zachodzi w lata , im mniej mu obiecuje dzień jutrzejszy , im droższym się staje wczorajszy , tym żywiej w myśli swojej rozbudza minione smutki i uciechy , tym chętniej sięga myślą coraz dalej i dalej , poza troski dojrzałego wieku , poza uniesienia młodości , aż do tych uciech i kłopotów dziecka , których osiemnastoletni młodzieniec nie był by w stanie przypomnieć , a które siedemdziesiątletni starzec widzi tak jasno i żywo , że nieraz wspomnienie ich ożywia łzą jego przygasłe oko lub uśmiech niewinnej radości na usta jego sprowadza . Eugeniusz oswoił się wkrótce z tym wszystkim , co go otaczało , a że umysł jego był z natury usposobionym do pokochania tego wszystkiego , co piękne , czyste i foremne , podobał mu się ten porządek , ta składność i elegancja , której nie miał wyobrażenia , a wszystkie te rzeczy piękne i gustowne , w których sztuka myśl swą objawiła , uderzały jego oczy i silne na duszy jego robiły wrażenie . Chociaż nie wiedział i nie pojmował , co mu się w nich podoba , dlaczego mu tak miło na nie patrzeć , ale jak tylko odbył wszystko , co do niego należało , i był wolnym , szedł do pustych salonów , przypatrywał się obrazom , admirował posągi z marmuru , których było kilka , dotykał kosztownych materyj , ciesząc się ich blaskiem , ich farbą i wzorzystym deseniem i wpajał w myśl swą formy zgrabne mebli , kandelabrów i innych sprzętów , które tam zamożność i gust właścicieli nagromadziły . Nie przychodziło mu nigdy do głowy , żeby cenić te rzeczy dlatego , że kosztowne , ale lubił na nie poglądać i o nich myśleć dlatego jedynie , że ładne , że foremne , że cieszą jego oko i sprawiają mu jakieś wewnętrzne ukontentowanie , z którego nie zdawał sobie sprawy . Takiego samego wrażenia doznawał i w ogrodzie , i nieraz w czasie spacerów zamiast swywolić i biegać , szedł zwolna lub siadał w najpiękniejszym miejscu i przypatrywał się z uwagą zielonym jak aksamit gazonom , różnobarwnym kwiatom , kształtnie ułożonym i pozaginanym klombom i gaikom . Murawę piękną widział on i na probostwie , prześliczne lipy ocieniały cmentarz sawiński i dziedziniec księdza Macieja , ale tam znalazło się zawsze coś brudnego i niekształtnego , co go raziło . Tu wszystko uporządkowane , obrobione , ułożone szykownie , zaokrąglone tak , że gaik zdobił zieloną płaszczyznę , że kwiaty podnosiły barwę murawy , że ścieżki czyściutkie wiły się łagodnie i ciągnęły za sobą oczy , że wszystkie budynki odpowiadały swym kształtem i urządzeniem temu tłu , na którym się odbijały . Nie wiedział on i tu , co go zajmuje i cieszy , ale czuł , że mu tam dobrze i stopniami zapominał o probostwie i dworku ojcowskim , a przynajmniej nie tak często o nich myślał i z mniejszą do nich rwał się tęsknotą . Do tego uspokojenia przyłączyło się i zajęcie , któremu z właściwą sobie oddał się pilnością i zapał em . W wielu rzeczach Staś był dalej niż on posunionym , chociaż niektórych znowu nie umiał tak jak on gruntownie i porządnie . Otóż chęć dopędzenia towarzysza w tym , w czym go wyprzedził , pokazania nauczycielowi i koledze swej pojętności , swej uwagi , silnie go zajmowała i nie dawała czasu tęsknić i płakać . A dzienniczek jego , gdzie było wszędzie " bardzo dobrze , bardzo pilnie , z chwalebną usilnością " itd . , cieszył go tak , że ani chwili nie próżnował i żadną nie zajął się myślą , póki wszystkiego nie odrobił dokładnie , nie utkwił sobie w pamięci należycie , nie przepisał czysto i foremnie , aby ten wyraz " bardzo " stawał koniecznie przy każdym zdaniu i sprowadzał mu pochwały pana Orfickiego , zachęcające słowo księdza Augustyna i karesy i pogłaskanie kasztelana , który coraz widoczniejszą okazywał mu przychylność . Wprawdzie te pochwały , które Eugeniusz ciągle odbierał , rozdrażniały z początku Stasia i czyniły go hardziejszym . Ale gdy raz Eugeniusz , nie zrażając się jego zimnym obejściem i paniczowskimi kaprysami , namówił go , że się z nim razem nauczy , i odkrył mu sekret , jakim sposobem lekcja prędko włazi w głowę , tj . żeby na ten moment oddać się jej całkiem i o wszystkim innym zapomnieć ; a Staś przez ciekawość usłuchał i powtórzył raz nieźle , drugi raz jeszcze lepiej , za trzecim razem doskonale , i w dzienniczku swoim także „ bardzo dobrze " otrzymał , znikła i ta jedyna przykrość , jakiej Eugeniusz " w domu krewnego doznawał . Wprawdzie Staś nie mógł mu zastąpić Ignasia , ale stawał się coraz grzeczniejszym , coraz poufalszym i już nie patrzył na ń z góry lub z pewnym rodzajem zawiści , ale owszem zaczął się do niego garnąć i nabierał coraz większej ochoty do pracy . Szło to zwolna i stopniami , jak wszelka przemiana na lepsze ; nie zawsze panicz mógł przezwyciężyć lenistwo , bez dąsania się jednakże i przycinków dawał się namawiać do wspólnego uczenia się , a nareszcie widząc , że mu to zawsze wychodzi na dobre , sam zaczął szukać jego pomocy i objaśnienia , . Skutek ten , pedagogicznie przewidziany przez pana Orlickiego , cieszył go niezmiernie , a pochwały , jakie Staś odbierał , dając mu to przekonanie , że je winien biednemu kuzynkowi , skłaniały ku niemu jego serce , Eugeniusza zaś wielką napawały radością . Tym sposobem pobyt jego w domu kasztelana stawał się coraz przyjemniejszym ; podobało mu się wystawne życie , smakowały wykwintne potrawy , lubił patrzeć na piękne do nich przybory ; ładne sukienki , które mu kasztelan sprawić kazał , spacery w pięknym koczu lub na zgrabnym kucyku cieszyły go , coraz bardziej zacierało się wspomnienie skromnych domowych uciech i nikła tęsknota za prostym , pochylonym dworkiem , chociaż tam był ojciec , ciocia Teresia i kochany Igna ś , chociaż serce jego nie straciło ani na włos tej gorącej miłości , jaką ogarniał drogie ich oblicza . Tak było do przybycia kasztelanowej . Powrót jej zmienił znacznie stan domu . Zdawało się , że przybyło w dwójnasób ludzi , zajęcia , zachodu ; że wszystkie struny tej liry , które dawniej poodciągane brzmiały sobie swobodnie , dziś wyprężone do dwa razy wyższego tonu , dźwięczały z pewnym wysileniem i jękiem pod jej ręką . Kasztelan znikł z pierwszego planu , nikt o nim ani pomyślał , wszystkie oczy zwrócone tylko były na panią , wszystkie uszy wytężone na rozkazy , które od niej tylko wychodziły . Żaden z oficjalistów , żaden ze sług domowych nie wiedział , co mu się dostanie , pewny był tylko , że nie pochwała i aprobacja , gdyż pani znajdzie wszędzie coś zmienić , coś poprawić , coś naganie . Jest to zwykła metoda kobiet , czujących swoją władzę , nie wierzących w rozum męża i imających się za coś lepszego od niego . Kasztelanowa trzymała się jej zawsze , ale nigdy z większą ostentacją i energią , jak po każdym swym powrocie do domu . Dawała ona wtedy uczuć każdemu i wszystkim , że jest sprężyną tego zegara , który bez niej źle pokazuje godziny , że jest duszą tego ciała , które bez niej traci właściwy ruch , właściwą regularność pulsów i porządek funkcyj , nadających mu kolor zdrowia i moc nie zagrożonej upadkiem egzystencji . Wprawdzie należy jej oddać tę sprawiedliwość , że porządek i ład , jakim dom ten jaśniał , wiele jej był winien , gdyż jak już wiemy , była ona dobrą gospodynią , miała wyższe ukształcenie , rozum praktyczny i trafny rzut oka na wszystko , co doprowadzało do celu , jaki sobie założyła . A celem jej nie była wcale owa dziecinna próżność wielu pań naszych , zasadzających całą dumę na błyszczeniu fraszkami , na świetnym stroju " na przyjmowaniu u siebie najpierwszych osób i podejmowaniu ich zbytkownym , którym przesadziła by tych lub owych , a olśniła wszystkich . Jej celem było uporządkowanie interesów , postawienie się w zupełnej ' niezależności do jakich bądź wypadków , podwojenie zamożności przez porządek i regularność w najdrobniejszych szczegółach , a przez zewnętrzny wyraz tej zamożności w ozdobach swej siedziby , w elegancji i guście sprzętów , pokazanie wszystkim , iż jest taką , że odpowiada jej stanowisku w hierarchii obywatelskiej , a nade wszystko jej własnemu imieniowi i urodzeniu , czego nigdy nie spuszczała z oka i z myśli . Widziała ona w mężu swym rozum , wyższe ukształcenie , zacność charakteru i szlachetne popędy serca , ale mając go za niższego od siebie w urodzeniu , nie dowierzała jego zdolności w kierowaniu barką domową i mogąc , wzięła od razu ster w swe ręce , aby ją zaprowadzić do tego portu , do którego zaprowadzić ją chciała . Ponieważ zacny ten , ale może za słaby człowiek nie miał czy chęci , czy siły , obronienia się od tej przewagi , kasztelanowa okazywała ją zbyt jawnie , zwłaszcza w takich zdarzeniach , o jakich obecnie mówimy , i dla utrzymania jej w domu nie wahała się nawet ubliżać mu , jeżeli nie słowy , to czynem , odmieniając jego rozporządzenia i niszcząc to , co on bez niej postanowił . Ta kardynalna wada ćmiła wysokie jej przymioty i wpłynęła niekorzystnie na wychowanie jej dzieci , szczególniej syna , któremu natura , więcej niż córce , dała jej własne usposobienie . Kasztelanowa kochała dzieci swe rozumnie , nie pieściła ich wcale , nie starała się przerodzić je na nie wiedzieć jakie egzotyczne rośliny i usposobić li tylko do błyszczenia na tak nazwanym wielkim świecie miłością obczyzny i pogardą tego wszystkiego , co swoje . Owszem , chciała ona im dać gruntowne wychowanie , oprzeć je na uznaniu i ocenieniu tego , co w kraju własnym i jego obyczajach jest dobrym i szanownym , wpoić w nich religię , oświecić ich prawdziwą nauką , a dawszy im środek do jej nabycia nauczeniem obcych języków , nie dać im oraz pogardy swojego , i dla tej przyczyny nie mówiła do nich inaczej jak po polsku , nie pozwalała szczebiotać pomiędzy sobą po francusku , nakazując używać tego języka jedynie . dla wprawy , i to z tymi osobami , które do tego były przeznaczone . Wszakże przy tych zasadach zdrowych i szlachetnych , okazujących jej wyższość moralną i umysłową , nie mogła się obronić od przymieszania tego , co zbawienny ten kierunek , edukacji krzywiło i zgubnie na syna jej wpłynęło . Kasztelanowa nie przeminęła żadnej okoliczności , aby nie upomniała dzieci swe do pamiętania w każdym miejscu i czasie , nie o tym , jakie imię noszą , gdyż ona wstydziła się prawie nazwiska swego męża , ale o tym , z jakiej matki się rodzą i do jakiego rodu przez nią należą . Wyraz ten „ arystokracja " ma dwa znaczenia . Raz oznacza on ( pierwszeństwo w czymkolwiek bądź dobrym i użytecznym , a także w urodzeniu i należeniu do rodzin przodkujących innym dawnością , zasługą przodków , zostawioną po nich puścizną , sławą itd . Pod takim względem arystokracja jest rzeczą zacną , w każdej społeczności konieczną , a uczucie wartości i wpływu , jakie położenie takie daje , jest bardzo naturalnym i nic nagannego w sobie nie ma . Drugi raz " arystokracja " znaczy wygórowaną dumę , pochodzącą z nierozumnego przywiązania do swojego rodu i imienia , przenoszącą herb i tytuł nad wszelką zasługę osobistą , rodzącą w sercu , przesiąkłym tak zdrożnym uczuciem , przesądy i uprzedzenia kastowe , które prowadzą do pogardy wszelkim innym stanem , do pomiatania każdym , kto nie jest z takiej samej gliny , do zatarcia w duszy , skądinąd wysoko uposażonej , tego uczucia chrześcijańskiego braterstwa , jakiego nas nauczyła religia . Język nasz ma dwa cieniowania na wyrażenie tych dwóch tak różnych znaczeń . Kiedy mówimy , że ten lub ta należy do najpierwszej w kraju arystokracji , wyrażamy pewien rodzaj szacunku , jaki każdy ma dla osób wysoko położonych i noszących imię , które cały naród zna i poważa . Kiedy zaś mówimy : to arystokrata , lub — arystokratka , wyrażamy pewną niechęć która się rodzi w każdym na widok zbytecznego cenienia takiej rzeczy , która jest raczej przypadkiem , a nie zasługą i która nie daje żadnego prawa do wynoszenia się nad innych . Bliższe przypatrzenie się naszej społeczności przekonywa , że u nas mężczyźni należący do arystokracji są bez porówna nia mniejszymi arystokratami niż kobiety . Szkoły publiczne łączą ich i bratają od najpierwszych lat z młodzieżą rozmaitego pochodzenia , przekonywając paniczów , że biedaki mają często lepszą głowę , i serce niż oni ; służba publiczna stawi ich na równi z ludźmi nie mającymi ani herbu , ani tytułu i zmusza niekiedy do ulegania takim , których może w duchu mają za niższych od siebie , ale którym jednak okazują względy i szanują ich władzę i znajomości ; w życiu prywatnym , sprawy domowe stawią ich w stosunkach z rozmaitymi klasami , a interes zmusza ich do względności i grzeczności dla tych , od . których pomyślny jego kierunek zależy ; zresztą w życiu zwyczajnym panowie mieszają się ze szlachtą , z urzędnikami , z kupcami itd . , i czy to na ulicy , czy w ogrodzie publicznym , czy w jakim bądź miejscu , gdzie się zgromadza publiczność , zmuszeni są do wzajemnej grzeczności i ustępstwa , nie mogą potrącać innych i okazywać komu bądź pogardę i lekceważenie , gdyż takie dogodzenie swej dumie można często opłacić zdrowiem , a nawet życiem . Wszystko to daje im dobre przyzwyczajenia , zbliża ich do tych , których los postawił daleko niżej w krainie pracy , zasługi i wybijania się na wierzch własnymi siłami , uczy ich więcej cenić położenia społeczne , których trudy i wartość lepiej znają , wraża w ich serca więcej chrześcijańskiego braterstwa i przekonywa ich , że jakkolwiek wygodnym i pożądanym jest to stanowisko , na którym stawia majątek i urodzenie , zasługuje także na szacunek i takie , które sobie człowiek przez trud , przemysł lub talenta wyrobi . Przeciwnie , kobiety wychowywane są w odosobnieniu , pod okiem matki przypominającej im ciągle , aby pamiętały czym są , aby się nie poufaliły z niższymi ; otoczone są nieprzerwanie widokiem dostatku , używają tylko rzeczy kosztownych ; widzą grzeczność i poufalsze obejście tylko z krewnymi lub równymi im rodem i majątkiem ; a oprócz takich nie znajdując wokoło siebie tylko istoty przeznaczone do usług i nadskakiwania , dla których można być łaskawym , ale którymi i pomiatać można bezkarnie ; nie pojmując nawet , że oprócz tych , co im równi , i tych , co im służą , są jeszcze inne klasy niezależne , stojące na własnej pracy , na własnej zasłudze , wyrabiają w sobie to najmocniejsze przekonanie , że są czymściś daleko lepszym i wyższym od ogółu społeczności , że jedyną rzeczą , którą należy najwyżej cenić , jako dającą wartość i znaczenie , jest ród , tytuł i majątek , że z takimi tylko , którzy się w podobnych urodzili warunkach , może ich łączyć stosunek przyjaźni , poufałości i przywiązania . Dla innych mają tylko dumne i zimne obejście ; jeżeli je co do zbliżenia się zmusza , mają czasem łaskawość , którą obrażają nie wiedząc nawet o tym , mają i ' miłosierdzie , często szczere i płynące z serca , ale często także i takie , jakie jest w modzie ; w ogóle jednak nie czują i nie widzą żadnej różnicy między swym oficjalistą a najpoważniejszym urzędnikiem , który nie jest równym im panem , między swą garderobianą a najszanowniejszą kobietą , która nie jest tak nazwaną damą . W takich wzrósłszy wyobrażeniach , modyfikujących się w miarę indywidualnego usposobienia , tkliwości i dobroci serca , przenoszą je i w dalsze życie ; a rzadko zmuszone do oświecenia się w tej mierze sprawami publicznymi , do których nie należą lub należą tylko niekiedy tajemnie lub sposobem intrygi , w interesach domowych zwalając całe chodzenie i odpowiedzialność na mężów ; na ulicy osłonione karetą , w teatrze lożą , w kościele nawet osobnym krzesłem lub zamkniętą na klucz ławeczką , nie przychodzą nigdy do zmiany opinii , w której zrosły , i do nabycia innego przekonania , które stało się ich naturą . Stąd to wynika , że kiedy mężczyźni , panowie , mają przyjaciół między szlachtą , urzędnikami , uczonymi , artystami , z którymi łączy ich najpoufalsze obejście , żadna pani nie zniży się do takiej przyjaźni , a nie było jeszcze u nas przykładu , aby która miała przyjaciółkę poufałą w kobiecie , która by nie była wysoko urodzoną . Stąd w nierównych związkach małżeńskich , na które de mamy wyrazu i które radzi nieradzi musimy nazywać obcym nazwaniem , bez porównania więcej jest mezaliansów ze strony mężczyzn arystokratów aniżeli ze strony kobiet arystokratek . W tym ostatnim względzie ta jeszcze zachodzi różnica , że kiedy pan łączy się z córką szlachcica , z córką kupca , urzędnika lub artysty , podnosząc ją do siebie i okrywając świetnością swego imienia , zapomina o różnicy , jaka pomiędzy nimi egzystowala , nie wymawia jej nigdy , że do niej zszedł , i byle zasługiwała na jego miłość i szacunek , ma ją za równą sobie i jako dla takiej wymaga czci i uszanowania od wszystkich , swoich krewnych i przyjaciół . Kobieta wysokiego rodu przeciwnie , jeżeli ją miłość lub inna jaka okoliczność skłoni do oddania swej ręki szlachcicowi , urzędnikowi lub jakiego bądź , innego powołania mężczyźnie , nie zapomina nigdy czym była , przy każdej okoliczności stara się wydobyć na jaw swój tytuł i ród , w jakim się urodziła , w obliczu krewnych swych i przyjaciół wychodzi co moment spod tego cienia , który na nią pospolite nazwisko męża rzuciło , przy każdej sprzeczce małżeńskiej nie oszczędzi mu wymówki , że się do niego zniżyła , a choć go kocha , chociaż mu wierna , nie może mu w duchu darować tej słabości , jaką ją natchnął i która ją skłoniła do zapomnienia o wysokim stanowisku , na jakim ją urodzenie postawiło . Taką właśnie arystokratką była kasztelanowa i takie jej było postępowanie z mężem . Uważamy to za ujemną stronę tej kobiety , obdarzonej zresztą tak wysokimi przymiotami , rozumu i charakteru , że jej powszechny szacunek i cześć jednały nawet tych , którzy ją otaczali i doświadczali wpływu tej słabości , której ani rozumem swym , ani mocą swej woli , pokonać nie mogła , a co gorsza , pokonywać nie chciała . Urodzona w książęcym domu , wychowana przez matkę wysoko skoligaconą , jedynaczka , ze znacznym posagiem , do dwudziestego dziewiątego roku życia nie oddała nikomu swej ręki , nie znajdując w konkurentach , którzy przed nią stawali lub , takiego imienia , z którym było by warto zamienić się na swoje , lub takiego rozumu i innych przymiotów , które by dopełniały to , czego imieniowi nie dostawało . Zostawszy panią swej woli po śmierci rodziców i widząc nadchodzący ów krytyczny rok , który jest jakby Rubikonem dla każdej panny , nad którym każda staje zamyślona , wahając się , czy go przejść , czy nie przejść bez zmiany losu i imienia , zdecydowała.się oddać rękę swą szlachcicowi , który choć już nie pierwszej młodości , pociągnął ją ku sobie powabem postaci , ułożenia , rozumu , grzeczności i tych wszystkich miłych przymiotów , jakimi jaśnieją czasem u nas ludzie majętni , zdolni i dobrze wychowani . Chociaż nie bez wewnętrznej walki z dumą rodową , dała się zwyciężyć miłości i zapomniawszy na chwilę , że jest księżniczką , stała się tylko kobietą kochającą , oddaną szczerze i bezwarunkowo powinnościom swym żony i matki , a nawet szczęśliwą tym szczęściem , jakie uczucia te dają każdej , czy jest wielką panią , czy prostą wyrobnicą . Ale wkrótce ocknięta z pierwszego oczarowania , jakie daje miłość , obejrzawszy się , czym była i czym są inne równe jej urodzeniem panny , postrzegłszy w mężu swym brak charakteru i energii , usposobienie spokojne do zajęcia się nauką , sztuką i domem , a stąd bratanie się z uczonymi , z literatami , z artystami — wniosła , że ma gusta gminne , że nie ma żadnej ambicji , że jeżeli zostawi rzeczy , jak są , mąż jej będzie wiecznie tylko panem Kaźmierzem Zabużskim , a ona tylko Klarą Zabużską i nic więcej . Ta myśl legła jak ołów na jej sercu i skłoniła ją do energiczniejszego kierowania krokami człowieka , który sam nie chciał iść naprzód , a tym samym i ją przytrzymywał na takim stanowisku , do jakiego się nie urodziła i które ją wstydziło . Szczególniej zaś to nazwisko , jakie nosiła " gryzło ją jak jaki wyrzut sumienia , tym bardziej , gdy pomyślała , że mąż jej ma brata w służbie publicznej , który jest płatnym , że ma dalszych krewnych , to samo imię noszących , którzy nawet nie mają ; majątku , ale własnymi rękami ciągną pług i słomianym okrywają się dachem . Postanowiła więc przydać jaki taki tytuł do tego imienia , które samym tytuł em uczciwości i nieskażonego honoru jeszcze w oczach jej nie miało żadnej ceny . Wystarała się więc , że mąż jej otrzymał kasztelanię . To uspokoiło ją cokolwiek , ale nie oczyściwszy go z tego grzechu pierworodnego , że nie pochodził z równego jej rodu , nie podniosło go bynajmniej w jej opinii i nie wyrobiło mu przebaczenia za to wykroczenie , że zdołał obudzić w niej takie przywiązanie , iż się tak dalece dla jego miłości zapomniała . Upadek ten , gdyż rzeczywiście miała to za upadek , nagradzała sobie zupełną przewagą we wszystkim , jaką jej wziąć pozwolił , okazywaniem jej w każdym kroku i miejscu , a szczególniej wobec swych krewnych , przypominaniem mu , ile jej winien , i wrażaniem w serca dzieci tej myśli , że cały zaszczyt , jaki mają i mieć będą ze stosunków familijnych , z niej przede wszystkim na nich spływa . Że przybycie takiej pani do domu , po trzechmiesięcznej nieobecności , mogło zrodzić niepokój we wszystkich , a nawet w mężu , który się porządził bez jej wiedzy i ubogiego krewnego w dom swój przyjął , łatwo jest pojąć . Ten niepokój kasztelana był tym większy , że gdy jej o decyzji swej względem Eugeniusza doniósł , gdy chłopczyka tego z najlepszej strony opisał i o skutku , jaki współzawodnictwo to na Stasiu i zrobiło , uwiadomił , odpisała mu dość obojętnie , a nawet w liście jej były następujące słowa : „ Cieszę się , że to przynajmniej dobry skutek robi , gdyż widziała m to sama , że jakiś środek do podniecenia w Stasiu małej ochoty i zapału do nauki był koniecznym . Zawsze jednak nie sądzę , aby tak bardzo wiele na tym stracił , gdyby ś był zatrzymał się do mego powrotu i wybór towarzysza dla naszego syna mnie zostawił .