Hanna Krzemieniecka FATUM Czy pan doktór jest w domu ? — Tylko co go nie widać ! Zaraz przyjdzie ! Posłaniec odsapnął z rezygnacyą . — A no ! to zaczekam na niego . Odpowiedź kazano przynieść . Domowy lokaj uprzejmym ruchem ręki wskazywał drzwi . — Wejdźcie ! co macie na próżno na schodach nogi zrywać ? Na dworze widzę zamieć sypie . Przemarzli ście pewno ? W przedpokoju ciepło , zaciszno . Spocznijcie sobie . Posłaniec sztywny , wyprostowany z angielskiemi bokobrodami i wyniosłą miną służalca pańskiego domu , wszedł do przedpokoju , zdjął kapelusz i z westchnieniem ulgi opuścił się na ławę . — Cóż to ? chorych nie macie , panie Franciszku ? — zapytał , wodząc wzrokiem dokoła . Pan Franciszek , gruby , rumiany , z siwiejącym zarostem , zacierał ręce uprzejmie , robiąc honory domu . — Nie ich godzina . Przed południem pełno tego mrowia . Teraz czysto . Wszystkiem już drzwi i okna po nich pootwierał . Posłaniec roześmiał się sarkastycznie , gładząc od niechcenia filc eleganckiego kapelusza , i z poczuciem wyższości rozpierając obciągnięty granatową liberyą grzbiet , na poręczy ławy . Pan Franciszek z powagą stanął przed nim . — Dawno tu już was nie widać , panie Wincenty . Dawniej , pani prezesowa dostanie swoich ataków , taj szle po mego pana , kto w Boga wierzy . Teraz nic was niby tutaj nie ciągnie . — A no , tak zwykle bywa na świecie , — odparł filozoficznie przysłany lokaj , wyciągając wygodnie nogi i patrząc w sufit . — Dzisiaj z ludźmi tak , jutro inak . — Panienka — tfu ! młoda pani — zdrowa ? — A cóż ma jej być ? Niczego sobie . — Z młodym panem się nie swarzy ? Posłaniec wzruszył ramionami . — Pani prezesowa z zięcia kontenta ? — indagował dalej pan Franciszek . Elegancki przybysz otrząsnął się niecierpliwie . Nic go to nie obchodziło . — Ależ ładnego męża sobie wasza panienka wybrała ! — szydził dalej domowy lokaj , — suchy , chuderlawy , wszystkie żebra porachować na nim można . Gość ziewnął przeciągle . Ale Franciszek nie mógł powściągnąć rozgoryczenia , które mu na sercu leżało . Dziwnie na świecie się dzieje ! Człowiek układa sobie , kalkuluje : zdawało się , że szczęście tuż — tuż . Gdzież tam ! Los , to taki młyn dyabelski , co jak go chwyci za włosy , jak wepchnie między kamienie , to wierci i kręci , póki zgoła na miazgę nie zetrze , jakby tam komuś na ciasto ta mąka była potrzebna . A insze ziarno to precz odrzuci , i tak go zdepczą . Lata to i myśli , głupie , że po własnemu żądaniu , a nie widzi niebożę , że młynarz korbą kręci , że rucha się tak , jak mu przykazano . Co tam ! krzycz , nie krzycz , a nie pomożesz , tyle tylko , że sobie gębę a ludziom uszy rozedrzesz . Oooj ! Westchnął ciężko i żałośnie pokiwał głową . Posłaniec spoglądał w sufit , obojętnie i dyskretnie poziewał . Franciszek z zawstydzonym uśmiechem podniósł głowę i zaognionemi oczyma rzucił niechętnie : — Dyabeł chyba splątał to małżeństwo , bo jużciby i sama pani prezesowa nie poradziła . Dobrali się ! niema co mówić ! jak ogień z woda . — Już dajcie pokój , — panienka robi co sama chce . — Aha ! właśnie ! robi co chce ! — albo to ona sama wie , czego chce ? Zakręci się , zatrzepocze i już . Ale gdy na to zeszło , za sprawiedliwością obstaje . Gdzież sens ? alboż to mąż dla naszej panienki ? — mówił , usiłując przybrać ton suchy i drwiący . — Albo co ? czegóż mu jeszcze wedle was brakuje ? — Już ja tam , gdyby m był panną , pewno by m wiedział , czego brakuje . . . A kwaśny jakiś , — a zasępiony — i twarz ma taką bogobojną a chytrą . . . jak lis , który się modli , a ukradkiem podpatruje , jakąby gęś uchwycić . Jużci też mogła panienka sobie wziąć kogo innego . Na ten przykład , choćby mojego pana , — kończył niedbale , przybierając minę niewzruszoną i obojętną . Gość zacisnął usta powściągliwie i dyplomatycznie . — Tak się zdaje wedle prostego rozumienia rzeczy sądząc . Państwo mają swoje insze kombinacye . — Ajjaj ! jakie kombinacye ! pani prezesowa rada całym światem kręcić , drży , żeby zięcia na stanowisko wysforować . Toż dopiero przechwalać się lubi , jako jeden dygnitarz jej zięcia na schody wyprowadza , drugi mu palec podaje , trzeci pod same drzwi podjeżdża i przez galonowego kartę przysyła . Tfu ! do licha . Jakby i mój pan nie mógł dostąpić tej łaski , gdyby ino chciał . — Nie na wasz rozum zważyć te wysokie stosunki , — to i nie sądźcie . — Tak i palicie jak z książki ! Nie rozumiem ! — Aha ! nie rozumiem — bo źdźbła , sensu w tem niema . Psu na budę się nie zdały wszystkie te wasze wykrętne mądrości , — ot co ! a nie widzicie tego co przed nosem ! co samo w oczy bije ! Gość siedział ze znudzoną powagą , oglądał łosiowe rękawiczki , to końce szpiczastych butów ; czasem pocierał sobie włosy i uważnie spoglądał na palce . — Ona , — jak róża — a on . . . Spojrzyć tylko na gębę jego . . . toć że to wyduszona cytryna — mówił Franciszek z wymuszoną ironią i zagiętymi palcami nakreślił w powietrzu gest , naśladujący wyciskanie owocu . — At ! wymyślacie ! — obruszył się nakoniec przybysz z flegmą . — Dobry pan . Pan Franciszek przystanął chwilę , zbity z tropu przeniesieniem sprawy na inny grunt . — Wam kużdy jednakowo dobry , — odparł z żywością i uniesieniem , a małe jego oczki prędko powiekami łypały i policzki krwią nabiegły . — Obchodzi was co ? Od jednego przejdziecie do drugiego , ani się obejrzycie . Tfy ! nie przymierzając , gorzej jak pies . Dobry ! pewnie , że dla was dobry , byleby płacił tylko . — No , — a jeszcze co ? — zapytał posłaniec sucho i drwiąco . Pan Franciszek ochłonął z ferworu i splunął . — Nie ! inni wy ludzie , — mówił , kiwając pogardliwie ręką , — szczerości w was za grosz nie znajdziesz . Duszy w was niema , ot co ! Pan Franciszek znowu rozognił się i rozindyczył . — Wamby tylko wyperfumowane maniery , o człowieka ani dbacie . Co wam po zacności , jeśli nią ani pochwalić się , ani też sprzedać jej nie można ? Wszystkieby żyły z człowieka wyciągnęli , aby tylko powoli i grzecznie . Choćby i ta pani prezesowa . Harda to i nieprzystępna , i na człowieka patrzy przymrużonemi oczyma , jakby go nie widziała , — ano ! trzeba jej , to potrafi być tak słodką , jakby się chciała miodem rozpłynąć . Mówi to delikatnym , mdlejącym głosem , jakby co chwila duszę Bogu zbierała się oddać , — a chytrości to w niej ! hej , hej ! Jak też , bywało , mojemu panu słodko w oczy patrzała , a cukrowemi słówkami częstowała ! okazuje się , że cała jej przyjaźń , warta była tyle , co ot ! Złożył pięść z charakterystycznie wysuniętym wielkim palcem — i dla nadania większej wyrazistości swoim dowodzeniom , podsunął ją pod nos interlokutora . Gość oderwał wzrok od sufitu , w który był utkwiony z wyniosłą rezygnacyą i z oburzeniem , a estetycznym wstrętem patrzał na nieparlamentarne ruchy towarzysza , który w osobie eleganckiego famulusa gromił jego panią . — Przyzwoity lokaj dużo może wybaczyć , prostemu , bez ułożenia człowiekowi , z którym się nie chce zbytnio wdawać w dysputę , ale nakoniec , nawet święta cierpliwość musi mieć swoje granice . Pod wpływem tych uwag zwrócił się do Franciszka z mniej powściągliwem i dystyngowanem obliczem , niż zachowywał dotychczas . — Czego się pan czepiasz — ofuknął , wyzuwając się ze swego lekceważącego dostojeństwa . — Mucha was ukąsiła , czy co ? At ! ubrdał coś sobie i baje — ludziom głowy zawraca . Ja się tam w rezolucye moich państwa nie wdaję . To nie mój jenteres . Ani mnie to ziębi , ani grzeje . A niech choć przepadną sobie ! Ale mi się widzi , że ście sami pokpili sprawę . Co tam gadać ? Kto na wierzchu , ten lepszy ! Odwrócił się plecami od Franciszka , który zaczerwieniony , z zaciśniętemi pięściami , zabierał się bronić swoich argumentów . — Toś ty taki ! przekabacił się na arystokratę ! Aby głowa do góry i wszystkie guziki pozaciągane , w łeb ci nic nie włazi , i tylko za Maryśką wytrzeszczasz ślepie . Co się u państwa dzieje , to tobie do tego nic ? To to można tak człowieka marnować ? ha ? Niby to ja nie widzę , jak teraz " mój " z kąta w kąt łazi , jak ta przybita ćma . Ślepy ma być chyba Franciszek ? co ? Niby to nie uważam , jak u niego światło po nocach się świeci ? Nie nad robotą , nie ! Swoich szpargałów od dawna nie rusza . Mam ja dobre na wszystko oko . A dniem jakby to nieraz nie wejdę do gabinetu , chodzę , kurz ścieram niby . Patrzę : siedzi , głowę oparł na ręku , książkę trzyma niby , a ze wzroku mu znać , że nic nie widzi przed sobą . Ale co to kogo obchodzi ? Potrzebny wam będzie , to po niego przyślecie . Ale on się teraz już nie da ! o nie ! potrafi sobie dać radę i bez waszej dzierlatki . Czego tak paskudnie gębę krzywisz ? Co się u państwa dzieje , to nie twój jenteres ? Patrzcie mi go ! jaka grzeczna lala ! Głowę wymaże sobie czarną farbą , że i klepki zasmaruje , tak , że mu przez nie nic nie przełazi — i tylko za Maryśką lata ; choć tam w domu żona i czworo dzieci piszczy ! Pan Franciszek wpadł w zapał , oczki mu latały ze wściekłości , prychał , jak kot i cofał się , to podskakiwał z zaciśniętemi pięściami . — Dajcie pokój , proszę ! — Nie ! nie dam ! bo mię krzywda moja boli . Zbereźnik jesteś ! Wiechę farbujesz sobie ! Stary ! — Odstąpcie ! bo tak dam ! — Oj ! oj ! popróbuj tylko ! — I popróbuję ! . . . U dołu rozległ się dzwonek , oblewając jak zimną wodą zapaśników , z których jeden zaperzony był i trząsł się ze wzburzenia , a w drugiego bladych oczach już złość migotała . Pierwszy porwał się Franciszek i poleciał drzwi otwierać , oswobadzając przeciwnika , który odetchnął mocniej kilka razy , uspokoił się , uśmiechnął sam do siebie i ręce zimno założył . Wracał właśnie pan mieszkania , mimowolny sprawca kłótni — nie podejrzywając , jak gorący udział bierze lokaj w jego serdecznych sprawach — i po odbyciu obowiązkowych wizyt , wolnym , zmęczonym krokiem wchodził na górę . Posłaniec nie śpiesząc się wstał z ławy , przybierając postawę pełną uszanowania . Franciszek z trudem powściągał swoją niechęć , rzucając gromowe spojrzenia i sapiąc rozognionym ze wzruszenia nosem . Wszedł trzydziestoletni mężczyzna w angielskim paltocie , z ciemnym zarostem i bladą , o regularnych zarysach twarzą . — Listów niema ? — zapytał machinalnie Franciszka , który ściągał zeń gorliwie palto , otrzepując z zapał em z rękawa jakiś mikroskopijny pyłek . — A jest ! od tej tam pani prezesowej — mówił , ciskając w stronę przeciwnika piorunującym wzrokiem . Doktór odwrócił się żywo , jakby pod wpływem elektrycznego wstrząśnienia . Posłaniec stał wyprostowany , pełen godności , podając z powagą bilet o złoconych brzegach . Różowa łuna przemknęła po obliczu doktora . Poczem otrząsnął się z niedostrzegalną niecierpliwością , wziął kopertę z wyciągniętej ręki lokaja , odwrócił się pochmurno i niechętnie — i zniknął za drzwiami . Przeciwnicy zostali sami . Posłaniec stał sztywny , pełen wyższości , w wyczekującej postawie , trzymając w ręku galonowy kapelusz , ze sceptyczną pogardą krzywiąc usta . Franciszek , usunąwszy się do kąta , mruczał zajadle , pożerając wroga wściekł em spojrzeniem . — Franciszku ! dało się słyszeć wołanie z za drzwi . Sługa poskoczył z pośpiechem . — Nie przyjmuję już dziś nikogo . Jutro obudzisz mię o siódmej , powiedz praczce , żeby mi bieliznę przygotowała . — A ten tam w przedpokoju ? co mam z nim zrobić ? — A ! — doktór zdawał się budzić z zadumy . — Nie mam teraz czasu . Powiedz mu , żeby przyszedł po odpowiedź jutro . Franciszek ociągał się jeszcze z wyjściem , i nieśmiało przestępował z nogi na nogę . — Chcesz czego ode mnie ? — pytał doktór z bladym uśmiechem . Franciszek odzyskał rezolutność i odwagę . — Proszę pana , u Marcina , stróża , jutro wielkie święto . Syna Pan Bóg mu dał . I dzień ten , jak Pan Bóg przykazał , chce godnie uczcić w wesołej kompanii , — mówił z obfitą swadą , gestykulując rękami . — Otóż wedle tego , jak się należy , chcieli by na chrzestnego ojca człowieka porządnego . Więc tedy mnie na kuma prosili — rzecz naturalna . Myślę sobie , że jeżeli mnie łaska pańska potrzebować nie będzie — to i pójdę . Doktór słuchał z roztargnieniem tej perory . Wydawał się pochłonięty rozważaniem jakiejś upartej myśli w końcu podniósł wzrok na Franciszka i skinął niecierpliwie ręką . Dobrze , idź . Nie będę cię potrzebował . Komnata wysoka , obszerna , z wielkiemi oknami , wgłębionemi we framugi , nie osłonionemi żadną draperyą . Wkoło ścian stoją rzeźbione z czarnego drzewa szafy , zapełnione mnóstwem bezładnie rzuconych książek i broszur . Krzesła z wysoką poręczą , obite ciemną skórą . Pod oknem stoi stół założony papierami , wśród których przezierają jakieś medyczne , tajemniczo wyglądające narzędzia . Na posadzce perski kobierzec o jednostajnych , przyćmionych barwach — żadnych świecideł ani ozdób . Przez uchylone drzwi do sypialni , widać wązkie , żelazne łóżko z rozwieszoną po nad niem skórą tygrysią . Doktór stanął na środku , podniósł ręce i niecierpliwym ruchem przesunął je po skroni . — Wzywają go ! po co ? Od dwóch miesięcy unika z niemi widzenia , zaprzestawszy bywać w domach , gdzie mógł by spotkać panią prezesową i resztę szanownej rodziny . Nie rozumieją więc , że każde zbliżenie jest dla niego męczarnią ? Kiedyż mu nareszcie dadzą spokój ? Czuł się znużonym , chorym prawie . Nie jest już w stanie nieść na swych barkach cudzych trosk , urojonych może — i nie udzielać z siebie nic innym . Wierzą mu ! wzywają jego pomocy ! — Pewno jakieś małoznaczące niezdrowie , zwykle niedomaganie młodej mężatki , dla którego narzucają mu odświeżenie dawnych stosunków . Czemuż się nie zwrócą ze swoją wiarą i rzekomą życzliwością do kogo innego ? — Nic nie chcę ja przecież ! ani waszego pożałowania , ani waszego współczucia ; spokoju i tylko spokoju . Nie narzucajcie mi nowych wrażeń , które mogą dla mnie być tylko boleścią ; dosyć ja mam trudu uporać się z własnemi myślami , które mnie męczą i gnębią . Nie gnębcież mię waszą przyjaźnią ! zostawcie w spokoju ! Oburzał się , wiała na ń jakaś niejasna wieszczba boleści , od tego wiszącego nad nim zbliżenia ; wydawało mu się , że wymagają od niego czegoś , co przenosi jego siły . Dlaczegóż teraz właśnie , gdy czuje się tak osłabłym , zmęczonym , bezsilnym , przypominano sobie o jego egzystencyi i ciśnięto kamieniem , aby ją zburzyć ? Przedtem , dokąd był podniecony ostrym zawodem , organizm przedstawiał by zapewne więcej odporności , później możeby powrócił do równowagi , ale dzisiaj spadł na ń w chwili największego rozprężenia , kiedy jest bierny , uginający się i bezwładny . Czegóż więc chcą od niego ? Ażeby powrócił do okresu życia zamkniętego dlań bezpowrotnie ? ażeby śledził życie domowe tych dwojga istot , których każde zetknięcie się będzie dla niego męczarnią , i poważnym lekarskim głosem kierował jej postępowaniem ? Więc tak ufają jego nieskażonej surowości i panowaniu nad sobą ? Czyż dlatego , że miał nieszczęście zakochać się w pannie i niezręczność jej nie dostać , wiecznie ma dźwigać na sobie ciężar problematycznej przyjaźni jej rodziny i rolę doradcy w sprawach domowych ? Albo też ona chce igrać nim ? przeprowadzać przez cały szereg wzruszeń i niepewności , i bawić się dowoli jego kosztem ? Dobrze , że ona nie wie wielu ustępstw i podłości , w celu zbliżenia się do niej , w duchu już się on dopuścił . Siedział zasępiony i ponury z opuszczoną głową i zwieszonemi rękami . — Tyle razy przedtem , pomimo chłodnego postanowienia unikania jej , myśl jego podniecana gorączką zmysłów , pracowała nad sposobem zbliżenia ; teraz , gdy mu wrota na oścież roztwierają , czuje tylko niesmak i znużenie . Jak go męczyła ta brudna , powszednia rzeczywistość ! Gdybyż choć cierpieć dla wielkich celów , wybranych własnowolnie , zadowalających najgłębsze przekonania i wartych poświęceń człowieka ! Ale jego miażdżyły koła ślepej a samowładnej maszyny bytu pospolitej w przyczynach , nędznej w objawach . — Ach ! gdyby tak schować się gdzieś ! zapaść się pod ziemię przed tą nędzą rzeczywistości . Oddzielić się jakimś murem nieprzeniknionym od świata od własnych myśli ! — Nie pójdę ! — zadecydował krótko i stanowczo , odwracając się od konsoli , na której leżał nieszczęsny dokument . — Niech sobie szanowny małżonek obdarza zaufaniem kogo innego . Niech pani Felicya próbuje na kim innym siły swych wdzięków . Zakrył twarz rękoma i siedział nieruchomy , pogrążony w zadumie , słuchając chaotycznych uczuć dziwnej trwogi , co szamotała się w głębi jego istoty . Niepokój bardzo żywy , bardzo silny , podziemnym nurtem wstrząsał jego rozumowania , obalał je , wywracał , przeciskając się ostrą nutą chaotycznego podniecenia . — A jeśli ona . . . naprawdę . . . pragnie ze mną zbliżenia ? . . . . . Na chwilę zabrakło mu tchu . Palący nurt wzmagał się gwałtownie , płynął w żyłach trucizną , parząc , jak jad skorpiona , zamieniał serce w ranę piekącą . Twarz mu się zmieniła , usta wykrzywiły bólem , rękę podniósł do piersi i chwilę trzymał , jakby coś nasłuchując . — Ach ! gdyby tak schować się gdzieś ! zapaść się pod ziemię przed tą nędzą rzeczywistości . Oddzielić się jakimś murem nieprzeniknionym od świata od własnych myśli ! — Nie pójdę ! — zadecydował krótko i stanowczo , odwracając się od konsoli , na której leżał nieszczęsny dokument . — Niech sobie szanowny małżonek obdarza zaufaniem kogo innego . Niech pani Felicya próbuje na kim innym siły swych wdzięków . Zakrył twarz rękoma i siedział nieruchomy , pogrążony w zadumie , słuchając chaotycznych uczuć dziwnej trwogi , co szamotała się w głębi jego istoty . Niepokój bardzo żywy , bardzo silny , podziemnym nurtem wstrząsał jego rozumowania , obalał je , wywracał , przeciskając się ostrą nutą chaotycznego podniecenia . — A jeśli ona . . . naprawdę . . . pragnie ze mną zbliżenia ? . . . . . Na chwilę zabrakło mu tchu . Palący nurt wzmagał się gwałtownie , płynął w żyłach trucizną , parząc , jak jad skorpiona , zamieniał serce w ranę piekącą . Twarz mu się zmieniła , usta wykrzywiły bólem , rękę podniósł do piersi i chwilę trzymał , jakby coś nasłuchując . Podniósł się i usiadł , śledząc niespokojnym wzrokiem urocze zjawisko , które " przemknęło się w jego wyobraźni : " Idź ! Przeznaczenie woła . " Woła mie — szepnął roztargniony . Więc wrócić ? widywać ja znowu ? nową dawkę morfiny wstrzyknąć w żyly , rozżarzyć dawne uczucie — tym razem już beznadziejne . — A potem co ? Oglądać ich domowe pożycie ? Być świadkiem jej małżeńskich wstrętów ? czy też może rezygnacyi i zadowolenia ? Rozśmiał się sarkastycznie , pocierając czoło , jak człowiek otrzeźwiony . — Albo też skorzystać z nadarzonej sposobności ? szeptać o prawach miłości niezależnych od ustaw kościoła ? namawiać ? przekonywać ? Może ta uczciwa kobieta niczego tak nie pragnie , jakby ją kto pierwszy sprowadził z ciasnej drogi obowiązku ? A później spożywać w wygodzie i spokoju zakazane owoce , dzieląc się nimi z prawowitym właścicielem ! Wstrząsnął się z niesmaku i obrzydzenia . — Pragnął em przecież uczynić ją założycielką swej rodziny . Przypuszczam , że chociaż niezupełnie zadowala mię duchowo , niema w niej jednak nic takiego , coby mię nieodwołalnie odstręczała Dlaczegóż teraz podejrzenie ukrytych celów w tym nakazie powrotu , przejmuje mię taką ohydą ? Dziwna rzecz , ile samo przypuszczenie zbliżenia kobiety po za małżeństwem wzbudza w mężczyźnie pogardy . — Nie jestem przecież tak dobrodusznym , aby świętość miłości widzieć w ślubnym obrządku . A jednak , wbrew wyrozumowanym poglądom , może tak jest . . . Jest li to bezwiedny instynkt , mocą dawnych obyczajów w krew wszczepiony , czy też pomimowolne uznanie , że przysięga , która oddaje kobietę w wyłączne posiadanie jednego , bądź co bądź uszlachetnia związek ? Tylko cel wydania na świat istoty udoskonalonej — uświęca miłość ; wszystko inne jest rozpustą . Nie ! on nie jest ślimakiem gotowym zasklepić się w obowiązkach , nie jest uczonym eunuchem , któremu wiedza wystarczyć może . On jest człowiekiem z żyjącem sercem i wibrującemi fibrami , — i jako człowiek pragnie szczęścia . Ale szczęścia , od któregoby go nie odtrącały wydelikacone estetyczne i etyczne uczucia . Pewna kategorya czynów jest i pozostanie dlań wstrętną . Niech inni delektują się unurzanem w błocie winnem gronem : on go do ust nie poniesie . Pragnął jej , ale czystą i nieskalaną . . . Po ślubie widział ją przelotnie parę razy . Przed miesiącem , wracając z dyżuru w szpitalu , tej gehenny cierpienia , gdzie noc przepędził obok dogorywającego na suchoty pacyenta , w jasny dzień zimowy mrozem iskrzący , spotkał ją na Szła strojna , z żywemi , wesołemi oczami i zręcznemi poruszeniami kształtnej postaci . Wiało od niej świeżością i weselem , cała radość życia lśniła w tej rzeźwej postaci . Usunął się z drogi blady i oddał ukłon chłodny i sztywny . Ona go powitała rozjaśnionem wejrzeniem i zalotno mayzącym uśmiechem i poszła dalej , lekka i żywa , jak promień słoneczny . Widział ją po raz drugi : dzień był posępny i szary ; szła wolno po wilgotnym chodniku , jakaś znużona , blada , znękana . Zdawała się uginać pod ciężarem posępnych rozpamiętywali . Spojrzała na ń szklistemi , bez wyrazu oczyma i poszła dalej , pogrążona w sobie , nie widząc go . — Kto wie , jakie smutki nawiedzają ją przy tym narzuconym małżonku ? jakiem brzemieniem udręczeń przygniata ją spóźnione rozmyślanie ? Jakich nieziszczonych marzeń gorycz jej dolega ? — jakich dróg , mylnie skierowanej egzystencyi , żałuje ? — do jakich chwil minionych tęskni ? Wstrząsnął się , odpędzając natrętne przypuszczenia , które rojem obiegły mu mózg . — Czyż wiecznie będę pływał w obłokach fantazyi ? — myslał — biczowany rzeczywistością i własnem pośmiewiskiem . Ona od dawna przyzwyczaiła się do sakramentalnego jarzma i o mnie ani myśli . Z dróg , roztwierających się przed nią , wybrała zapewne dla siebie najwłaściwszą , najwięcej schlebiającą jej upodobaniom i popędom . Dlaczego dopuszczam w niej tęsknotę za głębszem , bogatszem w treść duchową , życiem ? — tęsknotę , której istnienia niczem dotąd nie przejawiała ? Potrzeba im tylko mojego medycznego autorytetu , do którego się przyzwyczaili . O człowieku ani pomyślą . Przymknął oczy . Ból gryzący przeszył mu piersi . — To ja był em dotknięty bielmem idealizacyi ; fantazyował em , marzył em . Tam serce jest w porządku . Trochę może rozbujałych nerwów , ekscytowanych przez nieudane rozrywki i różne damskie fatałaszki , do których szanownego orszaku i ja chwilowo się zaliczał em . Myślała o mnie — w przerwach między dobieraniem kapelusza , a zamówieniem do tańca . Osobiście mam dla niej wartość porządnie ubranego człowieka . Szarpnął niecierpliwie książkę i usiłował czytać dalej . Śmieszne to ! a jednak od myśli o niej oderwać się nie może ! Nie lepsza od innych , tysiąca powabnych kobiet ; może nawet i nie piękniejsza . A jednak ma ją tu , w fibrach ukrytą , co chwila zjawia się w jego wyobraźni , niekiedy przyczaja się i cichnie — ale nie opuszcza go , jak łańcuch galernika . Jakżeby sam już rad był , wyrwać się z tej niewoli duchowej , która go upokarza ! Jakżeby chciał zająć się pracą , inną kobietą , głupstwem — czemkolwiek . Ale myśl krąży leniwo w jego mózgu mija wszelkie inne obrazy i powraca wciąż do jednego punktu , automatycznie — bezustannie . Przed dwoma laty przyjechał do Kijowa z odległych prowincyi , gdzie długi czas , po ukończeniu studyów uniwersyteckich , przebywał , mając za jedyne towarzystwo wpół dzikich Tatarów i Kirgizów . Osiedlił się niedaleko centrum miasta , w ogromnej , starej kamienicy , która zmurszała i jakby zastygła w kontemplacyi , rozsiadła się na wzgórzu , spoglądając mętnemi oknami , w sennem zamyśleniu , na faliste arterye odwiecznego miasta , stromo wspinające się do góry , to gwałtownie lecące w dół , wijące się w nierównych podrzutach , jakby gnane jakimś niepokojem . Z okien miał widok na przestrzeń ogromną , przerżniętą kaskadami ulic , piętrzącą się wzgórzami , uwieńczoną gmachami , zanurzonymi w zielem , co dzika i niesforna , tocząc bój z ręką człowieka , wdziera się przemocą na pochyłe stoki gór . Dom miał wielu mieszkańców , nie znających siebie nawzajem , a przy spotkaniu nie mogących się nawet nazwać po imieniu . Przypadek chciał ze w kilka dni po zamieszkaniu , został wezwany do jednej ze współlokatorek , która nagle zachorowała . Rodzina była zamożna , pseudo - arystokratyczna ; sama pani wydelikacona , rozdrażniona , nerwowa . Choroba jej , lubo nie ciężka , wymagała troskliwego pielęgnowania ; powrócił raz , drugi i trzeci . U boku rozstrojonej nadmiernem użyciem uciech światowych matki , rozkwitała dwudziestokilko letnia panna Felicya . Panna miała rozkoszną kibić , gibkie ruchy i powabne na policzkach dołki . W całej jej postawie było coś uroczego , świecącego , lekkiego . W oczach zwykle zalotnie , banalnie wesołych , malowała się nierozbudzona dusza , jakiś senny urok i czar . Wrażenia przelatywały nad jej ciemnowłosą , ufryzowaną główką , nie sięgając głęboko , nie budząc jej i nie płosząc drzemiących ze stulonemi skrzydłami marzeń — uśpionej , a może i bezdusznej Galatei , czekającej na Pigmaliona . W domu ich przepędzał długie wieczory . Przy szeslongu , na którym spoczywała wykwintna pani Amelia , wzdychając , skarżąc się i co chwila wzywając pomocy doktora — prowadzili z sobą urywane , ciche rozmowy , lub w półzmroku czerwonej lampy siedzieli milcząc , czując magnetyczny czar wzajemnej obecności . Dziki odludek , stroniący od towarzystwa kobiet , nieznacznie przyzwyczaił się i wciągnął . Gdy wieczór nadchodził , — na niebie zapalały się gwiazdy , a na horyzoncie lasy migocących , gazowych latarni , z okien pierwszego piętra lała się fala czerwonego światła — i doktór nie mógł nad książkami usiedzieć spokojnie . W głowie mu się mąciło , przedstawiał sobie groźny stan chorej , i złożywszy pracę , biegł na dół , gdzie go zawsze z równem upragnieniem i uprzejmością witano . Horlicz odsunął książkę , ręce zarzucił pod głowę i leżał nieruchomy z twarzą zwróconą do sufitu , przeżywając tak jeszcze niedawne , a bezpowrotnie ubiegłe chwile . Po nadaremnych wysiłkach utrzymania myśli w obrębie kwestyi naukowych , pozwolił jej błąkać się samopas i wyswobodzona z pęt , mknęła ku coraz odleglejszym wspomnieniom . W wyobraźni stanął mu widok starego domu pod nizka , słomianą strzechą , nad którą potężne dęby , szumiąc rozciągały , niby boleśnie powykręcane , konary . Cisza , — na szmaragdową murawę sieją się cicho południowe blaski , złociste smugi przesuwają się przez gałęzie i biegają po trawie . W rozsłonecznionem powietrzu , przesiąkł em żywiczną wonią sosen i szyszek jodłowych , brzęczą owady o świecących skrzydłach , miga ruda kita wiewiórki i żółte bąki huczą basowo i ciężko . W oknie , oplecionem dzikim głogiem , po za bladoróżowym puchem roztrzepanych kwiatowych płatków , widnieje jasna , łagodna twarz kobiety , pochylonej nad robotą . Twarz młoda jeszcze i niezwykle piękna , z pasmem srebrnych nici w bujnych , ciemnych włosach i ustami pełnemi słodyczy i smutku . Po za nią wychyla się druga postać o siwych , krótko uciętych włosach , sumiastym wąsie i bystrych , przenikliwych oczach , które groźnie weń się wpatrują . Horlicz leżał nieruchomo , śledząc stare , znajome , mgłą czasu zasnute obrazy , które pojawiały się w jego umyśle , rad , że go odrywają od tamtych , oplątujących go rozpamiętywali , które bezustannie ssały mu duszę . — Ulgi mi i stamtąd nie zaczerpnąć — szepnął . Z dzieciństwa mało wyniósł wspomnień wesołych . Pochodził z rodziny dawnej , niegdyś zamożnej , zubożałej w skutek rozmaitych przejść , od kilku lat wlokącej żywot zagonowej szlachty . Ojciec , stary żołnierz , z wysoką prostą postacią , której nie złamały ani wiek ani niepowodzenia , z nieugiętym wyrazem ściągłej twarzy i siwą krzaczastą brwią nad surowemi oczyma — dzierżył ostro , milcząco władzę w rodzinie i nie pieścił jedynaka . Nie dawano mu wygodnej pościeli , ciepłego ubrania ani przysmaków . Rówieśnicy , z którymi się bawił , śmieli się z jego odzieży , przerobionej ze starej ojcowskiej garderoby . Ojciec nie lubił papinkowatości i gniewał się gdy malec przychodził ze skargą . ' — Nie w pochwałach ludzkich twoja wartość , smarkaczu — mówił srogo , a chłopiec patrzał na ń zalęknionym , zastanawiającym się wzrokiem . W dziewiątym roku oddał Antosia do szkoły . — Ucz się i pracuj , a szanuj się i nie pobłażaj sobie ! — mówił , kiedy ten przyjeżdżał do domu zmizerowany , ubrany w stary , wytarty mundurek . Matka , młoda jeszcze , miała ślady niezwykłej piękności na drobnej , bladej twarzy , wysokie czoło pod zwojami ciemnych włosów , żywe oczy i smutne usta . Poślubiona człowiekowi przeszło trzydzieści lat od siebie starszemu , wcześnie wprzęgła się w surowe jarzmo obowiązków , mocą ogromnego natężenia energii zmieniając bujny , porywczy , płomienny charakter w łagodny , cierpliwy i cichy , i nie przeżywszy młodości , więdła jak róża polna wśród samotnej głuszy , w ciężkich i wytrwałych pracach , niemo naginając się do despotycznej woli męża , nie wglądającego nigdy w jej życie duchowe i ciche walki wewnętrzne , których możliwości nie dopuszczał nawet . Podtrzymywała ją cześć dla idei i wielka miłość dla syna ; własnego szczęścia się zaparła , właściwie o niem nie myślała nawet . — Bądź użytecznym ludziom — mówiła synowi . Antoś uczył się , nie pobłażał sobie , kolegom pomagał . Rósł przytem cienki i prosty ; z bladego czoła dziecka spoglądały oczy ciemne , surowe , poważne , oczy dorosłego , myślącego człowieka . Zasoby domowe uszczuplały się coraz , pod strzechą rodzicielską pusto było . Ojciec nadrywał siedemdziesięcioletnie siły , chodząc z fuzyą około Pańskich lasów . Matka o piątej z rana wstawała i ostatnia się kładła , długo w noc ślęcząc nad cerowaniem odzieży , coraz szczuplejsza wątlejszą , ze smutnym a cichym uśmiechem na twarzy . Ciągnęło się to lat kilka — nakoniec padł grom . Ojciec dostał zapalenia płuc i umarł . Przeziębił się w czasie obchodu lasu , wśród ciemnej nocy listopadowej , gdy ostry wiatr hulał po lesie i ciął w twarz , drobny lodowaty deszczyk przenikał do kości , a nogi zapadały do kostek w grząską ziemię . Staremu zdało się , że wkońcu sosnowego boru , powierzonego jego nadzorowi słychać stuk siekier , zabrał więc z sobą dwóch podwładnych leśników i poszedł . Masztowe sosny zostały ocalone — stary padł . — Mamo ! — jęknął chłopiec , przypadłszy do kolan matki , — co teraz z sobą poczniemy ? Co z tobą będzie ? Matka miała bladą twarz pogodną i spokojne warzenie . Podniosła z ziemi zgiętego , łkającego jedynaka i przycisnęła głowę jego do piersi . — Nie trwóż się , dziecko moje ; nie zginiemy . Ja pracować będę u obcych . Ty pójdziesz o własnych siłach . Rozstać się z sobą musieli . Patrzyła mu długo w oczy i miękką dłonią włosy pieściła . — Bądź zawsze w zgodzie z sobą samym ! — szepnęła , a po zamyślonej twarzy , wzniesionej w górę ze skoncentrowanym , mistycznym wyrazem , płynęły wolno dwie wielkie łzy . Nie zobaczył jej więcej . Zabrała ją epidemia tyfusu , w czasie której doglądała chorych wioskowych , spełniając przepisy lekarza , za co bogata obywatelka , wyręczająca się nią , dostała pochwalną wzmiankę w kilku gazetach i honorowy , powszechnie przyznany jej tytuł " matki cierpiących " . Chłopiec szedł o własnych siłach . Uczył się i uczył innych , — oczy jego coraz trzeźwiej i chmurniej na świat patrzyły . Młodość upłynęła mu surowo i czysto : w borykaniu się o chleb codzienny , wśród trosk szarego bytu , obojętności otoczenia , łaskawego pomiatania pracodawców , chłodu sierocego osamotnienia ; w pogoni za fantasmagoryjnemi ideami , które błyskały naówczas młodzieży . Marzył o świetnych zdobyczach dla rozwoju cywilizacyi , o nowych torach pochodu ludzkości , o jednakowem prawie do chleba i słońca wszystkich klas społecznych ; o sobie nie myślał . W kobietach widział towarzyszów i ludzi o odrębnych właściwościach umysłowych i moralnych , — czasem darzył je poważaniem lub chłodną przyjaźnią — wedle uznania ; inne uczucia miał w pogardzie . W jego trzeźwej , rozumującej głowie zjawił się jakiś zamglony obłok , niby rozmarzenie szesnastoletniej dziewicy , i przemagał inne głosy : — Oddam siebie tej , którą pokocham , jeśli pokocham kiedy , — dodawał z drwiącem powątpiewaniem , W chwilach omdlałości duchowej , oderwania się do srogich rysów rzeczywistości , zawczasu już stroił obraz swej wybranej we wszelkie tęcze doskonałości . Miała go porywać na wyżyny , wznosić się po nad tłumy , w krainie duchowej roztwierać przed nim całe horyzonty . Działalność polityczno - społeczna pochłaniała go . Za całe prawie najbliższe stronnictwo , złożone z ludzi słabych , rozumował , przewidywał i przedsiębrał . Agitacye nie udały się ; plany runęły . On sam wreszcie uznał czczość i marność usiłowań chwili obecnej . Burze , oddawna nad nim zawisłe , obruszywszy się , uwięziły w nieruchomości i oczekiwaniu Po przeminięciu ich i powrocie w strony rodzinne , dostał się do większego miasta , pierwszy raz rozejrzał się po świecie i odetchnąć swobodnie Życie biegło teraz swobodniej , w rezultatach swych od jego własnych usiłowań zależne . Mógł rozporządząc własną pracą , oddychał . Pierwsza kobieta , do której się zbliżył , pochwyciła go . Lokaj wysłany po spieszną pomoc dla chorej pani , zwabiony blizkością tabliczki z nazwiskiem doktora , nacisnął z impetem guzik dzwonka , który w odpowiedzi zajęczał , zapłakał , — i w ten sposób wypełniły się losy doktora . Odzwyczajonego od życia rodzinnego i bezwiednie za niem tęskniącego , szczególniej pociągnęła atmosfera ciepła domowego , któremu obecność pięknej kobiety osobliwy nadawała urok . Stopniowo , powab , który na ń wywierała , przybrał charakter mistyczny i uogólniający , a cech realnych pozbawiony . Przestała być dlań panną Felicyą , elegancką szatynką średniego wzrostu , córą tonącej w zbytkach rodziny , a zaczynała być " kobietą " , uosobieniem swej płci , istotą streszczającą w sobie wszystkie uroki i czary kobiecości . Odtąd była ona dlań nie jedną z wielu , nie taką , jak wszystkie , ale jedyną i wyłączną . Cierpki filozof , trzeźwy działacz społeczny , sceptyk względem uczucia — zakochał się . Po tem wewnętrznem przeobrażeniu , skoncentrowaniu wszelkich pociągów w jedno uczucie , wszystkie inne kobiety stały się dlań doskonale obojętnemi . Obecność ich nie przedstawiała dlań żadnego powabu , nie zajmowały go . Obraz panny Felicyi wyidealizowany i upiększony duchowemi cechami , które jej przypisywał , coraz bardziej promieniał w jego wyobraźni , coraz więcej miejsca zajmował w jego mózgu . Z nim dzielił się w chwilach uniesienia i zapału , do niego zwracał się z wynurzeniami zamiarów lub zawodów , w pytaniach i wątpliwościach Weltschmerzu , oblegających mu duszę , w nim szukał pogodnych twierdzeń i uspokojenia . Niezwalczona potęga , ciemna i tajemnicza w swej mocy , owładnęła nim , wlokła jak niewolnika do miejsca ubłogosławionego jej przytomnością . Cichy pokój chorej , w którym obok niej przepędzał wieczory , wydawał mu się jedynym ożywionym zakątkiem na ziemi , o którym myśl wlewała mu ciepło do duszy , siły do życia , a cały świat wokoło , rozpościerał się , jak głucha , bezbarwna pustynia . Myśląc o niej czuł oblewającą go ciepła falę upojenia , która chaotycznie mąciła mu myśli , opływając słodką , omdlewającą błogością . W godzinach samotności , z przyśpieszonym oddechem , gorączką i tęsknotą , czuł ją obok siebie ; jej głos dźwięczał mu w uszach , jej słowa zalewały serce . Czas biegł , chora dźwigała się ; wieczory z zacisznego buduaru przeniosły się do salonu , urozmaicone pojawieniem się znajomych . Panna Felicya patrzała na ń , jak zawsze , wesołemi , roziskrzonemi oczyma , posyłała mu powabne i zalotne , albo mgłą melacholii przyćmione uśmiechy , rzucała dowcipne , pełne tajemniczego znaczenia słówka — tak , jak je rzucała wielu innym . Lecz gdy inni prowadzili z piękną panną żartobliwą szermierkę , on w jej przytomności stawał się milczącym , niezgrabnym , skrępowanym jakąś niewidzialną potęgą , . Zły na siebie , powracał do domu obiecując w duchu wydobyć się z pod tego jarzma , jakie na ń wkładała jej obecność ; w myśli wiódł z nią długie rozmowy , w których całą treść duszy przed nią odsłaniał ; zwracał się pamięcią do słów przez nią wypowiedzianych , rozpaczliwie szukając w nich odblasków uczucia ; znajdował pełne tajemniczej głębi wynurzenia — i przenikał się niemi , z dyszącą piersią , przejęty dreszczem upojenia . A szafirowe oczy jej rzeczywiście szukały go wśród tłumu , śledziły go coraz wyłączniej , przeciągłej , z uporczywem zajęciem , zapalając się iskrą cichego rozmarzenia . Gdy wpatrywała się weń , czoło jej promieniało , usta roztulały się lubością , jak pąk goździka muśnięty pocałunkiem słońca , głos pozbywał się pieszczotliwych modulacyi uczonego ptaka , a brzmiał poważniej i szczerzej , w uścisku ręka miękko i ciepło lgnęła do jego dłoni . Tymczasem w sercu zakochanego doktora zły chochlik wzniecał złośliwe niepokoje : niepewność czy te objawy uczucia nie skrywają zwykłego manewru panny , pragnącej wyjść za mąż ; podejrzenie , że wabi go , jako przypuszczalną dobrą partyę . Więc zwykłym trybem mężczyzn , gdy miłość kobiety wybiega na spotkanie bez osłon drażniących niepewności , szczera i jawna , — stał się nieufnym , podejrzliwym , oziębłym . Gdy pozostawali sami na kanapie , za klombem podzwrotnikowych paproci , czując na twarzy jej oczy , lękliwej sarny spragnione wyznań gorących , patrząc na usta drżące trochę , zmieszane uroczystem oczekiwamem , — czuł chłodną jaszczurkę powątpiewania w piersi , i chmurny , surowy , opowiadał o ciężkiej doli nierozgłośnych lekarzy , o niezbędności hartu i męstwa ze strony tych , co zgadzają się z nimi połączyć swą dolę . Trzeźwym , przenikliwym wzrokiem zdawał się ją badać : " Czy przywiązanie moje zastąpi ci blask i świetność , których przyrzekać nie " mogę ? Wystarczy ci moja troskliwość i opieka ? czy oprzesz się bez trwogi na ramieniu , które oprócz powojów czułości kobiecej , inne podwaliny wspierać musi ? I całą swą duszę , żądną wysokiej , bezgranicznej miłości przelewał w nią tak milczący , posępnem , zamyślonem spojrzeniem . Piękna panna bladła , chmura przesuwała się po jej czole i usta wyginały się dziwnie , niby szyderstwem rozczarowania . A kiedy odchodząc tulił do ust jej ręce , one już nie lgnęły do jego dłoni , ale osuwały się sztywne , jakby bez życia . Doktór miał opinię człowieka wielkiej zdolności i pracy , ale dającego się ubiedz w pogoni za zyskiem , niepraktycznego i marzyciela . Stosunki znajomości trwały dalej , na pozór jednostajne , chociaż we wnętrzu osób witających się jednakowym uprzejmym uśmiechem , coś się zmieniało i przekształcało . Z oświadczynami stanowczemi zwlekał . Niekiedy znikał na parę tygodni , wówczas zamykał się w swym gabinecie i pracował gorączkowo . Szło o wykonanie pracy naukowej , do której materyały zbierał od dawna , zamierzając rozjaśnić garstkę poglądów , nie licujących z ogólnie przyjętem mniemaniem . Długo odsunięty od dopływów cywilizowanego świata , obezwładniony przymusową bezczynnością , później porwany prądem przemożnego uczucia , — w chwilach częściowego wytrzeźwienia , dawał się cały pochłaniać tym zagadnieniom . Wśród tej natężonej pracy , czuł się zadowolonym , prawie szczęśliwym . W myśli widział ją obok siebie , a ciepło ożywcze wiało na ń z tej postaci ; uśmiechał się do blizkiej chwili , kiedy nigdy się już z sobą nie rozstaną . — Dotychczas cierpiał em tylko — myślał , — teraz żyć zacznę . Jego wieczny dotychczasowy niepokój , głód stęsknionej , a nienasyconej duszy , tajał w wewnętrznem uciszeniu i błogości . Świat ze swem mnóstwem różnorodnych wrażeń usuwał się z przed jego oczu ; na świecie była tylko ona , — i nic więcej nie było mu potrzeba . Czuł ją w sobie , obok siebie . Do rezedowego w złote arabeski salonu , szeleszczących jedwabiów , dystyngowanie modulowanego głosu prezesowej i banalnych rozmów jej gości nie śpieszył się . — Niech ona dostrzeże brak mej obecności — myślał — niech zatęskni za moim głosem , za memi słowami . Niechaj mię porówna z całem kołem tych , co ją tam otaczają . I pełen nadziei , że ona bez niego myślami mu towarzyszy , zatapiał się w swej pracy . Sam przeżywając silne , głębokie wzruszenia , poetyzując tęsknotą jej obraz , upajając się słodyczą marzeń miłosnych , z rozkoszą wierzył , że ona podlega podobnym duchowym procesom . Tak w oddaleniu od niej , w ciszy i samotności , organizm zmęczony nadmiarem wzruszeń , nabierał sił do nowych wrażeń , wyczerpane długiem napięciem nerwy odpoczywały i pożądały świeżego karmu , umysł kombinował zasadnicze składniki wyobrażeń , wchłaniał jedne , usuwał drugie , przetwarzał się niejako . A w tem wewnętrznem przeobrażeniu najsubtelniejszych tajników uczuć i myśli , gwiazdą przyświecającą odnawiającej się strudze żywotnej , płynącej wciąż falami świeżych przekształceń — była panna Felicya . Wracał ze wzmożoną energią , z podnieconymi nerwami , jak do źródła , chwilowo opuszczonego , ku któremu znów przygnało piekące pragnienie , — i nadal wieczory spędzał w ich domu . Matka przyjmowała go uprzejmie ale chłodno , i badawczo śledziła go wzrokiem , gdy na zaciemnionej w rogu pokoju kozetce , prowadził z Felicyą ożywione rozmowy . W tym czasie wypadła mu urzędowa , kilka tygodni trwająca podroż . Z początku doznał trwogi i niechęci oddalenia się od tej , która w chwili pożegnania patrzyła na ń roztargnionym , zagadkowym wzrokiem . Później sobie wyrozumował : — Należy dać jej czas rozważyć swoje uczucia , — zadecydował . — Niechaj ma sposobność przekonać się , czem ja jestem dla niej . Odjechał . Powróciwszy , zastał ją już zamężną . Dostał ją człowiek miernych zdolności i powierzchowności mizernej , na którego dotąd w otoczeniu swej bogdanki nie raczył nawet zwracać uwagi ; jego dawny kolega szkolny , który właśnie otrzymał posadę niewielką , na której jednak przy elastyczności przekonań i giętkości pleców , posunąć się można było daleko . Z początku doznał zadziwienia graniczącego z osłupieniem . Nie pojmował , nie wierzył , w głowie mu się to pomieścić nie mogło . Zdawało mu się , że leży w letargu , w śnie ciężkim bezmyśli i apatyi , w którym go trapią ciężkie zmory , a on dla odegnania ich bezwładną ręką poruszyć nie może . Powoli zaczęło mu się w głowie rozjaśniać . Było to jakby wytrzeźwienie z długiego upojenia , połączone z ciężką dusznością , znużeniem i ołowianym bólem głowy . Istotna treść ludzi i stosunków życiowych odsłaniała się przed jego oczyma . Doznawał wrażenia zawodu i niesmaku , jakby upokorzenia z własnej ślepoty . — Pomylił em się na niej — osądził , — trzeba ten epizod wyrzucić ze swego życia . Ogarnął go chłód niezmiernej pustki , niemocy , poczucie jakby wydarcia czegoś , z samego wnętrza człowieka . Ocknął się nieraz wśród swojej pracy z twarzą ukrytą w dłoniach , z myślą odbiegła . Trucizna działała powoli . Ból gryzący objął w posiadanie wszystkie jego fibry . Po natężonych nerwowym wysiłkiem dniach , nadchodziły wieczory wlokące się leniwo , — w których nie wiedział , co ma zrobić z sobą . Przyzwyczajenie do pewnego otoczenia osób i rozmów , wsiąkło w jego żyły i , jak morfina , domagało się zaspokojenia . Miasto dlań puste było z chwilą , gdy dom ich został dla niego zamkniętym , a raczej on sam zabronił sobie do ń wstępu . Ssała go niewymowna tęsknota ; sam nie wiedział , dokąd skierować swe kroki . Zwierzę ludzkie budziło się z czasowego odrętwienia , na razie doznając wstrząśnienia — nie myśli — ale jakby wrażeń fizycznych . Czuł dotkliwy brak jej obecności , i brak ten zasłaniał przed nim inne następstwa . Jeździł po balach , bywał w teatrze , nadskakiwał damom , — a wszędzie czuł tę straszną , przygniatającą pustkę , ten brak jej obecności , gryzący , ciężki , tę tęsknotę głuchą , zatrutą , chwilami milczącą , która przy każdem żywszem obudzeniu się myśli , przenikała go rozdzierającym ostrzem , przy każdem wstrząśnieniu wyprowadzającem z apatyi , — znowu go przenikała i pożerała . Poczuł , że ma ją nieodstępną w mózgu , utajoną we wszystkich myślach , burzącą się w sercu , zaczajoną we krwi ; — że się od niej oderwać nie może , że przenika jego całe jestestwo , pochłania gorączką i , jak morfina gwałtownie , niepohamowanie domaga się zaspokojenia . Chciał się uspokoić we flirtowaniu z innemi kobietami , — a od nich wiało na ń chłodem i pustką ; one dla niego kobietami nie były . Chciał się którąkolwiekbądź zająć , — a nic go do nich nie pociągało . Starał się ożywić i uśmiechać — a czuł dotkliwie swą obojętność i ich dla siebie nicość . Czuł , że na świecie jest dla niego ona tylko jedna . Dziwna zagadka natury ludzkiej ! Jeśli mając nadzieję dostania jej , kochał ją rozbujałą wyobraźnią , wyszlachetniając jej moralne rysy , idealizując jej postać barwami , czerpanemi z własnej duszy , — to po utracie cierpiał głównie zmysłami . Nie mógł się łudzić : — była to miłość , z której przypuszczalne przymioty umysłu i serca panny Felicyi , grały bardzo podrzędną rolę . Nie było to poetycznosentymentalne kwilenie , ani rozmarzony platonizm — ale siła ciemna w swej władzy , nie opierająca się na jego duchowych właściwościach i od rozumu niezależna . Siła zmysłowego pociągu , która wlecze ku sobie pomiwoli dwie istoty , odpycha inne ; moc tajemnemi prawami narzucona , potężna jak fatalizm , burząca przeszkody , rozbijająca pierś , w której się umieściła . Stara Ananke , ciążąca nad ludzkiem istnieniem . Idealista , doszukujący się w miłości zachwytów duchowych , wspólności pojęć i dążeń , — miał ochotę śmiać się z siebie po dostrzeżeniu swej pomyłki . Panna Felicya mogła nie posiadać wysokich zalet , o których niegdyś marzył dla swojej wybranej , mogła być pospolitą , zwyczajną istotą , przeciwko której jego władze rozumowe protestowały , mógł urągliwie traktować własne uczucie , — namiętność jego pozostała by tąż samą . Natomiast żywość jej oczu , świeżość srebrnego śmiechu , urocze linie biustu , wężowa zwinność ruchów , ważyły wiele na szali tego uczucia . Z początku zraziło go to odkrycie , później z niem się pogodził . — Przyroda wie , dokąd dąży — mówił sobie — i jakie cele są dla niej ważniejsze . Doktór nie był człowiekiem uginającym się łatwo . Twarda sieroca młodość zahartowała go . Nie miał zwyczaju rozczulać się nad sobą . Tę kartę z życia uznał za zmyloną ; żelazną energią opanował pragnienia , woli wyznaczył określony kierunek . Jednak wśród pracy umysłowej , do której siebie nałamuje , wśród przykrych , naginających ku ziemi trudów swego zawodu , umysł zalega mu ciemna , nieprzejrzana chmura , na której krwawymi błyski migocze świadomość , że odrywa siebie od samej treści życia . Sny jego nurtują jakieś tajemne echa samowiedzy ; budzi się z nich nagle , jakby tknięty sprężyną jakiejś niejasno sformułowanej myśli , która w ciszy nocnej z mózgu bezwiednie się wyłania . Budzi go ostry blask w zamglonym chaosie pojęć , z głębin istoty wyłaniająca się trwoga , która mu serce tajemną zgrozą ściska i gwałtownie , niepohamowanie o szczęście się dopomina . Wśród gorączkowej wesołości , w którą się mirza , ożywienia , którem stara się wewnętrzny ból zagłuszyć , gryzie go wciąż piekące , a uporczywe poczucie : — nie ! to nie to ! To nie życie , lecz sztuczne powstrzymywanie siebie od życia , samo — oszustwo . Prawdziwe życie było by tam , — w cichym saloniku spoglądać na jej białe czoło , skąpane w blasku lampy i pochyloną nad robotą szyję , zatapiać się w jej oczach , pociągających słodko , a zawrotnie , jak przepaść , słuchać dźwięcznego głosu o miękkiem , wibrującem brzmieniu , doszukiwać się nut płomiennych wzruszeniem — i odpowiadać cichemi słowami , w których się cała dusza wylewa . A gdy powracał do domu zniechęcony , zgnębiony , zmęczony nie dającą się odpędzić świadomością , znużona wyobraźnia wymykała się z pod kontroli i falą rozkosznych wspomnień zalewała mu piersi . — Ot ! ma ją tu , przy sobie ! — ona na jego wątpliwości odpowiada tkliwym uśmiechem i przeciągł em spojrzeniem mglących się szafirowych oczu , na dnie których migoczą iskry . Bierze dłoń jego , miękką rączką , w której czuć tętna krwi żywo bijącej i wymawia mu , że o niej zapomniał , a ona tak dawno go wygląda , tak czeka . . . Widzi , jak usta jej drgnęły palącym żalem , jak pochyla w zamyśleniu głowę , zdając się coś badać . . . Widzi , jak po długiej nieobecności , zbliża się do niego ożywiona , podniecona promiennem wzruszeniem . . . i myśli , że było to tak niedawno ! ach ! jeszcze tak niedawno . . . — A on wówczas milczał — i czekał . Chciał być gruntownie ocenionym , mieć pewność , że jest kochanym wyłącznie dla samego siebie . Spodziewał się , iż miłość jej wzrośnie , spotęguje się i rozżarzy . Chciał to uczucie wznieść na wyżyny — i opuścił właściwą chwilę działania . — Sam ! sam winien jestem ! — powtarza sobie — i ma ochotę siebie katować . Gdyby zdobyciu jej stały na zawadzie jakieś ważne , nieprzezwyciężone przeszkody , — łatwiejby się pogodził z tym faktem . Ale czuł , iż utracił możność szczęścia , przez jeden niepozorny błąd w obliczeniu — przez jedno nic . Życie jego inaczejby się skierowało . Nie dręczył by siebie , nie zabijał by swojej duchowej istoty , wysilając się nad tem , aby skamienieć . Ale używał by pełnią istnienia . Napił by się radości i szczęścia do syta . Nie miał by tych oto białych włosów na głowie i błysków obłąkania w oczach , był by zadowolonym , spokojnym i sytym , — trochę lekceważącym i szyderskim . Śmiał by się z oślepłych marzycieli swego zakroju i z cygarem w ustach pracował by nad dziełem , które oto stargane i zapylone od dawna na biurku leży . " O fizyologii porównawczej układu nerwowego " — ciekawym , co go może obchodzić ta kwestya , jeśli tego , co dla niego jest treścią życia osiągnąć nie jest w stanie ? Zadowolenie możeby go uczyniło zdrowem , normalnem i czynnem indywiduum , — ale odcięty od celu swych żądań , więdnie i schnie w gorączce i kresu swych męczarni nie widzi . Nerwy rozszalały się i wymówiły posłuszeństwo . Uczucia zerwały tamy i rozlały się niszczące , jak burza , obalając rozumowe zapory . Co chwila spostrzega sprzeczność swych zachceń , zamiarów i czynności . Szuka zapomnienia w pracy , — a z chwilą , gdy go ona zajmować zaczyna , rzuca ją . Ta praca dusi jego siły w ograniczonych szrankach , wprowadza w labirynt wązkich i ciasnych rozmyślań , odrywa od tego , co jest dlań jądrem istnienia . Rzucie się w wir ludzi ! — a każde wrażenie świata zewnętrznego , każdy ruch myśli dążącej wciąż do jednego ogniska , jest dlań rozgrzebaniem rany , przypomnieniem i bólem . . Usunąć się w głuszę ? — a boi się w osamotnieniu pogłębienia i koncentracyi tych rozmyślań , które go doprowadzają do obłędu . Gdzież on się schowa przed niemi ? Gdzie uciec od tych dni przeklętych , w których chodzi , jak zatruty , nie wiedząc , co począć z sobą ? Jak uniknąć tej bezpłodnej walki , co wyczerpuje go i nuży , odbiera przytomność , rozum i wolę i rzuca bezwładnego na pastwę hydry , która zduszona — wciąż odradza się na nowo ? Ocknął się z tłoczących go rozpamiętywań i podniósł z otomany znużoną o bolesnym wyrazie głowę . Atmosfera pokoju dusiła go . Zerwał krawat i odsłonił okrytą kroplami potu szyję . Przystąpił do okna , rozwarł je szeroko i pełną piersią pił świeże powietrze nocy . Mrok ogarniał ziemię . Noc zimowa , pełna tajemnych odgłosów , wilgotnych powiewów i śnieżnych chrzęstów , nieprzeniknioną oponą rozciągnęła się nad miastem . Gwiazdy , jedna po drugiej , wymykały się na firmament ; świeciły , jak złote gwoździe wbite w ciemną nieskończoność , strzegące tajemnic zaświatowego milczenia . Wpatrywały się nieruchomo w mroczny , niezmierzony przestwór , piły wiecznie rozwartemi źrenicami żałosną nędzę ziemskiego bytu , śledziły nierozwikłane zagadki istnienia , — i migotały tajemniczymi znakami zapytania . Stał oparty o ramę okna , zapuszczając wzrok w ciemną przestrzeń . Wiatr mu podnosił włosy , skręcał je nad wysokiem czołem i ponuro świecącemi oczami , i wdzierał się z oddechem do szybko , a nierówno pracujących piersi . Na dworze już lecą wiosenne podmuchy . Szary śnieg taje , płynąc strugami pod cienką warstwą lodu . W powietrzu unosi się jakieś niecierpliwe oczekiwanie czegoś pożądanego a blizkiego ; ziemia zrywa z siebie lodowate okowy , gotując się uczcić święto miłości i życia . Wiosna się zbliża , — uśmiechnięta — radosna . Innym rozbudzi nadzieje , przyniesie czary zachwytów i upojenia ; jemu ożywi tylko usychające pragnienia , wzburzy rozpaczliwe bunty , które już zaczynały kamienieć , obnaży głęboki rozstrój , jaki zachodzi między świeżem i potężnem życiem przyrody , a jego wnętrzem , strawionem gorączką beznadziejności . Wiosna rozbudzi omdlałą świadomość , przyniesie mu jeszcze cały bezmiar mąk . Z chaosu rozbitych myśli , wyłoniła się jedna jasna świadomość , przedzierając się chrypliwym okrzykiem z uciśnionej piersi : — Cierpię ! — Cóż stąd , że wytężam wszelkie wysiłki , aby się przezwyciężyć ? Duchowa organizacya człowieka jest wynikiem takiego mnóstwa nieobliczonych wpływów , że samorząd duchowy wydaje mi się fikcya . Jaka możebność rządzenia siłami od nas niezależnemi , przez nas nieznanemi , a częstokroć nawet niepoznawalnemi ? Mogę iść tylko za głosem potęgi twórczej , która przygotowała podścielisko i siew rzuciła . Wszelkie usiłowania wyłamania się z pod jej władzy , są tylko daremnym , fałszywym zgrzytem . — O cóż miał by m się oprzeć w swym buncie ? w przeciwnych tej niezmierzonej potędze dążeniach ? Mogęż dowierzać rozumowaniu , opierającemu się na złudzeniu zmysłów i ograniczoności poznania ? Czyż szał bezwiednych pociągów nie jest głębiej uzasadnionym , wszechstronniej umotywowanym , od wyniku ścieśnionej niepoznawalnością myśli , od spętanej przyczynowością woli ? Zeznaję całe nicestwo pychy człowiekaatoma , któremu się zdaje , że czegoś własnowolnie dosięga , że kędyś przewidująco dąży . Ponad wszystkimi jego wysiłkami , wszystkiemi cierpieniami , całą bolesną , a nikłą " sumą żywota , króluje ciemny , nieobliczony los . Fatalizm , w obec którego wszelkie usiłowania są bezwładne ; igraszka przeznaczeń , czy wpływ jakiegoś złowrogiego " tak być musi " nieujętego w rozległości i niepokonanego w potędze . Noc bladła i zastygała wstrząsana zimnym , dreszczem . W białawych brzaskach , otulonego płachtami chmur miesiąca , bielała szeroka przestrzeń śnieżna , spowita jakby martwym całunem w tumany mgły , ze skamieniałemi sylwetkami gmachów i bezlistnym szkieletem drzew . W tej mętnej szarości księżycowej poświaty , drżącej w wilgotnych oparach i zalewającej aż po krańce , rozesłane nieruchomo we mgle , blade , niby wymarłe obszary , pełzały błękitnawe cienie murów i przeświecały gdzieniegdzie krwawe płomyki okien , za któremi gorzało światło ; ktoś cierpiał i czuwał . Z oddali dochodził gwar i łomot ludzkiego mrowiska , wiatr z jękiem przeleciał nad ziemią , a wśród tej głuchej , zmąconej ciszy , zdawało mu się , że ciemna przestrzeń ożywia się płynącymi przez nią prądami boleści , że skarży się na coś i żali . — Przyroda sama kształtuje swe twory . Człowiek jest jej wytworem i zlepkiem , wynikiem mnóstwa sił działających zewnątrz niego , a od jego świadomości i woli potężniejszych ; bezwiednem ogniwem nieskończonego łańcucha , gubiącego się w bezmiarze czasu i przyczyn ; automatycznem kółkiem w olbrzymiej maszyneryi wszechświata , pełniącem niewolnie swą mikroskopijną rolę . Przyroda wytwarza materyał , ugniata formę , wtłacza w nią popędy i właściwości , które zgrzytają wzajemnem przeciwieństwem , rozszarpując istnienie — i własne swe dzieło bezlitośnie karze . Gwiazdy płonęły i migotały tajemniczymi hieroglifami ; rozwierały zadumane źrenice , rozważały zagadkę ukrytych przeznaczeń — i bladły w przerażeniu . I coś mściwego i okrutnego widniało dlań w tym przepaścistym przestworze ; jakaś niemiłosierna ręka , układająca wieczyste prawa istnienia . — Dlaczego stworzywszy mię zwierzęciem , kazała ś cierpieć nad tem , iż zwierzęciem jestem ? Dlaczego , skuwszy zmysłami , skrępowawszy nieprzekraczalnym kręgiem poznania — kazała ś wciąż rwać się bez oddechu w niebiosa , aby upaść pod ciężarem własnego ciała ? Dlaczego łaknącego prawdy , palonego pragnieniem sprawiedliwości , karzesz nieświadomością i dręczysz niemocą ? Biedny zwierz ze skrzydłami , prawdy i dobra spragniony , strącony na ziemię , rwie się w daremnych wysiłkach , widząc ich niemoc ; więc tarza się w prochu , gryzie swe ciało i jękiem napełnia powietrze . Skrzydła zdruzgotane w bezsilnych wzlotach , w męczarniach upadku , w kajdanach zmysłów , rozpaczy niemocy , miota się i targa : — w milczące nieprzeniknione niebiosa wznosząc błagalnie rozmodlone , to złorzeczeniem i buntem gorejące spojrzenia , — Pocóż mu kazała ś pragnąć innego ideału dobra niż ten , wedle którego świat jest urządzony , i który cięży nad prawami bytu ? Poco rzuciła ś jego oczom światła tylko tyle , aby mogły dojrzeć otaczające ciemności ? Dlaczego w naczelnej zasadzie świata postawiwszy przemoc , żywienie się jednych krwią drugich , rzuciła ś weń straszną wewnętrzną rozterkę , wieczne piekło duchowej niezgody ? Szarpnął się rękami za pierś , w której brakło oddechu . W głowie krew mu szalenie tętniała , biła młotem w pulsach , rozsadzała skronie , zalewała bezprzytomnością mózg . Jednocześnie serce szamotało się niespokojnie , bezładnie w klatce piersiowej — to znowu cichło , jakby zawieszone w trwożnem oczekiwaniu i zupełnie zawieszało uderzenia . Nagle ogarnęła go fala przerażenia i zgrozy . Ślepy i dziki podniósł się strach , jeżąc mu włosy na głowie i tamując oddech . Przestwór był wypełniony wiekuistą mocą , co topi w swych głębiach marne wysiłki woli ludzkiej , jak ziarna piasku w oceanie . Mocą , która wie wszystko i przenika , wyrokuje i wykonywa , co sama obmyśla dolę stworzonym przez siebie istotom , kierując życie ku nieznanym kresom ; we wszelkich okolicznościach i zdarzeniach , we wszelkiej przestrzeni i czasie — wszędzie , przez wieczność całą . Wielka samowiedza przeznaczeń sięgająca prabytu , źródło wszechświata . Zgroza rozwierała nieruchomym lękiem wytężone źrenice Horlicza . Czuł się w posiadaniu niewidzialnej potęgi , bezbronnym . Olbrzymia , niedościgła , groźna myśl , ciężyła nad światem , wypełniała bezbrzeżne krańce oddechem potężnej woli , obejmowała nieskończoność , przenikała najuboższe istnienie — jak jastrząb ważyła się nad spowitą w ciemności ziemią . — Jestem tem , co było na początku , co jest i co będzie , z czego nikt nie uchylił nigdy rąbka zasłony . I jakaś wielka , bezbrzeżna skarga szumiała w przestrzeni ; wichrem podnosząc się z uśpionej ziemi i bijąc skrzydłami o ciemne niebiosa . Cofnął się od okna , zgnieciony tą rozmową , — jak ranne zwierzę chroniąc się przed nieprzyjacielem . Rzucił się na otomanę i głowę ukrył w dłoniach . Blady był i wyczerpany . W zbolał em sercu struny zagadnień miotały się rozpaczliwie . — Niesprawiedliwość i przemoc leżą w zasadzie istnienia i usunąć ich żadne wysiłki nie mogą . Dopóki świat istnieje , póty jeden będzie wysysał drugiego , żył śmiercią innych tworów , posłuszny prawom istnienia . W zapasach o byt zginie wszystko , co do wyzysku innych na swą korzyść niezdolne . Przebiegłość , chytrość , podstęp ocala się , przekazując swe właściwości następcom . — O ! jak mię prześladuje ta wrzawa nędz i okrucieństw , ten wir zajadłości i cierpienia . Schronić się mógł by m tylko w miłości . — I nie zadowala mię miłość , która się roztacza na ogół , dla siebie w zamian nic nie żądając ; która wyczerpuje siły , by je rozproszyć w nieujętej przestrzeni . Wystarczyła by mi , gdyby m dla samego siebie nie potrzebował oparcia , gdyby m bolał jedynie nad niedolą powszechną , — nie nad własną , gdyby m był człowiekiemBogiem , nie zaś człowiekiemzwierzęciem ! — Ja pragnę miłości bardziej skoncentrowanej , wyłącznej i blizkiej . Miłości , która ze mnie czerpiąc światłość i siłę , mnieby je przetworzone zwracała ; któraby wlała we mnie otuchę i ciepło , podniosła falę sił żywotnych , otuliła miękką pieszczotą moje znękane jestestwo . Któraby ocaliła moje indywidualne " ja " , przekazując je w dalekie pokolenia , ochroniła mię od zagłady i śmierci . — Muszę mieć chociażby jedną istotę , którejbym mógł oddać się cały , bez zastrzeżeń , bez wiecznie czujnej nieufności , bez obawy wyzysku ; — jedną , w obec której o strasznem prawie walki życiowej mógł by m zapomnieć . Pragnę ciepłych ramion wkoło mej szyi , pragnę gorących ust na moich ustach , wówczas nie będzie mi na świecie tak smutno i ciemno ! . . . Bezbrzeżne , granatowe tonie , rozbłysłe złotemi zgłoskami wiecznego pytania , drgającemi w nieskończonej ciemni , zasnuwały się obłokiem zadumy . Z ich bezdennej głębi płynęło otchłanne milczenie . W dole szara równina rozścielała się po krańce horyzontu , krwawiąca się migotliwymi płomykami światełek , splamiona bruzdami gęstych cieniów , pogrążona w ciemności i głuchej wrzawie . Pokój tonął w zmroku , tylko okna jasnemi smugami słały się po podłodze , w brzasku ich niepewnie szarzały przedmioty . I naraz , w snopie srebrnych blasków miesięcznych , co przedarły się przez białą gazę mgły z wiosennym podmuchem wiatru , co szeleszcząc kartami książek rozpłynął się w rzeźwem tchnieniu , — komnatę napełniła jakaś rozkoszą dzwoniąca , wonna czarami poezyi cisza ; jakieś świetliste przeczucie czegoś wielkiego , słodkiego — błogiego , — co spłynąć miało , stać się musiało , co drgało już oczekiwaniem i promieniało tęczami nadziei . Roje dyamentowych iskier , jak ziarna niewidzialnych istnień , spłynęły pląsając w smudze świetlanej ; z wiosennem tchnieniem powietrza , falą rozwiewną , leciały świeże , rozkoszne zwiastuny wiosny — przenikały serca trwożnem upojeniem , unosiły skrzydlatą pieśnią szczęścia , szepcąc jakąś cudowną baśń młodości , pełną fantastycznej , a tajemniczej prawdy . Ponurą ziemię zwolna jeszcze i trwożnie obejmowała w posiadanie moc czarodziejska , otulając skrzydłami nieprzepartych uroków , płomieniem radości — zapłata za nędzę ziemskiego bytu , wieczna potęga odrodzenia świata . . . Zegar sycząc wydzwonił dwunastą . Doktór żachnął się i mimowolnym ruchem zakrył twarz obu rękami . — Leci czas , leci , leci ! . . . a on jeszcze nigdy szczęśliwym nie był . . . — I nic w życiu ? nic ? . . . nic ? . . . Ach ! nie bał by się tak nicości i śmierci , gdyby choć raz w życiu szczęścia się napił . W salonie , wysłanym wzorzystym dywanem , pełnym miękkich , nizkich kanapek , malowanych ekranów , barwnych pluszów , kwiecistej porcelany i świecących bronzów ; zdobnym w wytwory taniego a błyskotliwego przepychu , — owiana koronkami strojnego negliżu , siedziała Felicya . Twarzyczka jej w ostatnich czasach pobladła , była rozmarzona i cierpiąca , wielkie oczy ciemno podkrążone , połyskiwały gorączkowym blaskiem . Słońce wesoło igra , kładzie złociste smugi na mozajkowym stoliczku , prześwieca się w wykwintnej bombonierce , dźwigającej wykwintne cukry w perłowem łonie ; do spożycia ich zachęca porcelanowy chińczyk , wyciągając rękę i kiwając ogolonym łbem z uroczystą powagą . Jednak młoda kobieta , która niedawno jeszcze , z poza lustrzanej wystawy sklepu tak go pragnęła , a później cieszyła się nowym nabytkiem , dzwoniąc potokami śmiechu — dzisiaj spogląda na ń ze wstrętem . Jakieś niejasne myśli oblegają jej głowę , uginają jej postać wiotką , chylącą się jak powój , z miękkim zmysłowym wdziękiem , gracyą czarującą , a leniwą , co wieje z każdego jej ruchu , upajając wonią rozkwitłej kobiecości . Żywa , wesoła panna , przeistoczyła się w rozmarzoną , zdenerwowaną , wiecznie cierpiącą mężatkę . Wzrosła w atmosferze kłamnych blasków , blichtru i szychu , pierwszy raz odczuwa jej czczość , zaczyna doznawać jakiegoś braku . W jej ciemnej , ubogiej , nierozwitej duszy , nie świtały dotąd żadne promienie uczuć . Czasami tylko odczuwała swą beztreściwość i pustkę — i męczyła się nią . Zdawało się jej , że poza kratą jej świadomości , leżą całe horyzonty uczuć nieznanych , dążeń rozległych , ot ! trzeba tylko ocknąć się i oczy otworzyć . Słowa Horlicza na chwilę przedzierały te ciemności i poza pociągiem zmysłowym , jaki w niej od niedawna się przebudził , czuła dlań niewyraźne , mistyczne i jakby trwożne uszanowanie . Jego ręka mogła ją wprowadzić w inny świat , jaśniejszy , mniej duszny , którego nie przedstawiając sobie jasno — przeczuwa , za którym , nieznając go — tęskni . Wytworne , nierozbudzone jeszcze zwierzątko , zaczynało marzyć . W jaki kwiat mogła by rozwinąć się i zakwitnąć jej dusza ? Czy długo wytrwała by na nowym gruncie ? Czy zaklimatyzowała by się w tej surowej ojczyźnie lub też zapragnęła powrotu do dawnych sfer cieplarnianych , parta siłą wrodzonego pociągu ? nie wiedziała i nie zadawała sobie zresztą tych pytań . Pogardzała tylko dotychczasowem najbliższem otoczeniem , " tak sobie " wyniośle , obojętnie , wprost instynktownie , czując się , niewiadomo dlaczego , odeń wyższą . Czasem — znów nie odróżniając jasno dlaczego — czuła się pokrzywdzoną od losu . Wówczas miała ochotę , szarpać się , krzyczeć , tłuc flakony i obrywać koronki . Chwile te niedługo trwały . Natura jej wogóle apatyczna była i miękka . Ten cechujący ją delikatny wdzięk , przy wszelkich pozorach duchowego wysubtelnienia , miał główne źródło we krwi sączącej się leniwo , z zaczajoną . w głębi kreolską namiętnością . Dotychczas uprawiała jedynie i pieściła swe wdzięki , strojąc najzwyklejsze pobudki w cudną formę poetycznego wyrazu . Lecz zaronione słowami doktora , które z taką pozorną niedbałością słuchała , migoce przed nią jakieś czystsze światełko . Jednocześnie z żalem za dobrem , bezpowrotnie utraconem , wzmaga się w niej wstręt i oburzenie na dotychczasowe warunki istnienia ; niezdolna zdać sobie sprawy z nurtujących ją tęsknot , pragnień i wstrętów : stąd zamieszanie w niej i chaos . Cichym , skradającym się krokiem po kwiecistym kobiercu zbliża się prezesową . Postawę ma wyniosłą , wzbudzającą szacunek , w czarnych , szeleszczących jedwabiach i dżetach , pełną dystynkcyi i wydelikaconego wdzięku . Ruchy wystudyowane , uśmiechy powściągliwe i dyskretne — oczy często wznoszące się w górę , przymilające się i ciekawe . — Posłała mama bilecik do pana Antoniego ? — chmurno pyta Felicya . — Posłała m , moje kociątko ! — odpowiada : . ze wzruszeniem ramion , wzdychając lekko . — Który to już raz , pytasz mię o to ? Wczoraj jeszcze , wieczorem . — I cóż ? — Mówiła m ci przecież . Wincenty nie zastał go w domu . Chwilę trwało milczenie . — Mama myśli , że on przyjdzie ? Prezesową wznosi oczy z ubolewaniem . — Ależ przyjdzie , przyjdzie niechybnie ! Uspokój się duszko . Taki idyota . . . — Proszę go tak nie przezywać ! — odzywa , się córka posępnie . — On tylko jest innym , niż my . Pani Amelia białą , upierścieniowaną ręką , głaszcze włosy córki . — Rozjaśnijże czoło , pieszczocho ! Przyjdzie , zapisze ci uspokajające środki , rozerwiesz się przytem , zabawisz . . . Zrobiła m jak chciała ś . Felicya rozciągnęła się na szezlongu , ręce zarzuciła pod głowę i , milcząc , odsunęła się od matki . — Biedne ! biedne moje dziecko ! — patrząc na nią z zajęciem i niespokojną czułością , myślała prezesową . — Ona ma niedobrze w głowie ! Ta rozsądna dotychczas , trzeźwo na świat patrząca dziewczyna , którą wychowała strzegąc od sentymentalizmu i egzaltacyi , której decyzyą przy wyborze partyi , bez zbytnich trudów zdołała przechylić w stronę zabiegliwej rozwagi i praktycznej przezorności , od pewnego czasu zmieniła się dziwnie , dąsa się , chmurzy , unikając otwartej rozmowy . . . Ma widocznie chorą imaginacyę ! W gruncie rzeczy , nie bierze na seryo tego kaprysu rozpieszczonej jedynaczki , żądnej wciąż nowych cacek , których jej , kochającem sercem matki , nie umiała nigdy odmawiać . — Dziecko smutne , niechaj się rozerwie ! — Przytem nie zdaje sobie sprawy , że jej macierzyńskie serce spragnione jest drobnych , romansowych intryg , w których choć uboczny udział braćby mogła . Sama dawniej z powodzeniem uprawiała flirt . Bawić się lubi i umie . . . Dopóki Felicya nie była zamężną , jej niezmordowana czynność i pomysłowość w zabiegach o ustalenie losu córki znajdowała sobie przedmiot i karmię . Teraz jest jak powój po usunięciu głównej podpory , którą dotychczas owijał zielonymi listkami , " zbiera po ziemi patyczki " i chwyta , co się da dosięgnąć . Z konkurentów wybrała Brzechwę , jako człowieka mocnego i sprytnego , który z pewnością pochwyci za czub kuryerę . Doktora uważa za niepraktycznego marzyciela , niezdatnego do zdobycia przebojem lub protekcyą wysokiego stanowiska , za jednego z tych , co w pocie czoła orzą społeczną glebę , z której chleb zajadają inni , słowem , nieodpowiedniego na zięcia . Może gdyby był trochę podlejszym , łatwiej pozyskał by u niej powodzenie . Ale przeciwko flirtowi z nim córki , niema nic . — Trzeba się bawić , póki młodość służy ! Niech każdy bierze z życia , co się da . W gruncie rzeczy skłonność córki uważa za dzieciństwo . Ale rozkoszne wzruszenia , przemyśliwanie dowcipnych forteli , zwodzenie czyjejś przenikliwości , knowanie czegoś ukradkiem , tajenie i ukrywanie się — oto co ją pociąga ! — Sztukę uprawia bez żadnych widoków korzyści — dla czystej miłości sztuki ! Nie znosi życia bez walki , porażek i zwycięstw . Zanudziła by się . Zauważywszy więc u Felicyi głuche niezadowolenie przeciwko mężowi , rozdrażnione nerwy i tęsknotę , połączoną z chęcią zbliżenia się do dawniej odtrąconego wielbiciela , jako kobieta doświadczona i praktyczna , sprawę ujęła w swoje ręce . Młoda , niebaczna osoba , była by robiła sceny mężowi , naraziła się na skandal i zerwanie ; ale oto na straży małżeńskiego spokoju stoi ona , zbrojna znajomością życia : nie dopuści do głośnego wybuchu , urządzając wszystko zręcznie i cicho . — Nie wie mama — rozmyślania jej przery wa Felicya , nie odwracając głowy od ściany — czy odpowiedzi dotąd nie przyniesiono ? — Ależ niema listu , niema ! Jeśli chcesz jednak , to ja i tak potrafię się dowiedzieć . . . Przyłożyła porozumiewawczo palec do ust , ożywiona zamierzoną działalnością , szeleszcząc jedwabiami i tajemniczo wypłynęła za drzwi . Ach ! ona tak pracuje dla szczęścia córki , sił swych nie skąpiąc ! . . . — Marcysiu ! zawołajno mi , duszko , tego woźnego z kancelaryi pana . Zasadą jej było wszystkich ugłaskać i wprawić w dobre usposobienie . Kto wie , do czego przydać się mogą ? Przezorny a przewidujący wódz wszystkiemu naprzód zapobiega . To też gdy wszedł woźny , chrząkając i naciągając nakrochmalone mankiety na grube , czerwone ręce , strojny , sztywny i uroczysty , natychmiast zabrała się umiejętnie do dzieła , zdobywając naprzód jego przychylność kilku słówkami " zręcznie schlebiającemi jego próżnością Eustachy ( woźny wydął wargi z zadowolenia słysząc to imię , które przybrał sobie dowolnie , aby się od grubiańskiego , danego na chrzcie " Wincentego " uwolnić , nie zadowalającego jego wyobrażeń o elegancyi ) , Eustachy , co tak odznacza się swoją inteligencyą i nawet powierzchownością , od ludzi pospolitego stanu wybitnie się wyróżnia , . . przy swej bystrości , musiał zapewne niejedno spostrzedz , podchwycić , i zauważyć . Jej pańskiej dumy nie raziły wylewy zwierzeń przed służącymi ; po tym wstępie zasypała go pytaniami . — No i cóż ? oddał eś do własnych rąk ? jak wyglądał ? co mówił ? co opowiadał Franciszek ? Eustachy , któremu zadowolona miłość własna , połechtana względami wielkiej damy , rozkosznie pierś rozpierała , podniecając do okazania się godnym jej zaufania , podgarnął palcami uczernionego czuba i począł pleść duby smalone . — Rwetes tam taki , że Boże uchowaj ! Ten głupi Franciszek już teraz doszczętnie zwaryował , ale przed nim wygadał się ze wszystkiem . Pan po całych dniach płacze , szczęka , palcami i zgrzyta , aż mu w zębach chrupie ! Skarży się też , komu popadło , przed wszystkimi na nich wymyśla , — a już co prezesowej to inaczej nie przezywa — niech jaśnie pani przebaczy — jak . . . suczką wściekłą . Jeść też — nie je , a przed ludźmi i nie pije nawet , chmurny chodzi i nadęty . Próbował ci on na prezesowę pomstować , kiedy zobaczył jużci niby list — ale zląkł się imponującej postawy Eustachego , który w obronie swej pani życiaby nie poskąpił . . . więc ani pisnął ! Ale on , Eustachy , nie w ciemię bity , dobrze wytężał uszy . . . Doktór za ścianą krzyczał : " nie przyjmę nikogo , wszystkieby żyły z człowieka powyciągali " i pięścią w stół tłukł . Marychna od pani sędziny z przeciwka — dobra dziewczyna , choć trochę wietrznica , — słyszała także ! — niech pani jej się rozpyta , jeśli jemu nie wierzy . . . wypadnie wprawdzie ofiarować jej jaki prezencik , tak dla wprawienia w dobry humor , — ale on , Eustachy , przez życzliwość dla jasnej pani , i tego gotów się podjąć . . . A już co się rozpatrzył w sytuacyi — to się rozpatrzył ! nie chwaląc się , miał na wszystko oko ! Surdut sobie nowy sprawił pan doktór , i palto i spodnie w paseczki , i na stole nowa waza do biletów . A w brodzie kilka mu włosów białych wyrosło , — wszystko to widać od wielkiego zmartwienia . Praczkę też zmienił . Dawniej była trochę krępa , rumiana , ale nie dogodziła mu widać ; teraz wziął cienką w pasie , z niebieskiemi oczami , Klarusia się nazywa . Ładna dziewczyna , chociaż trochę wązka w ramionach , — ale to nic , jeszcze się rozwinie . . . Język mu się rozpędził i plótł dziwolągi tak gładko , bez zająknienia , że aż właściciela swego w zdumienie pogrążał . Był prawie zahypnotyzowany własnem krasomówstwem , popuścił mu więc wodze , zachwycając się obfitością swej swady . Prezesową z zaostrzoną ciekawością , kręcąc z ubolewaniem głową , chciwie słuchała tej wymowy , kierując jej wylewem , rzucanem niekiedy słówkiem pytania . Wincenty oryentując się naprędce w tych wskazówkach , wygłaszał odpowiedź z niezachwianą powagą , zabarwiając własnymi domysłami i okraszając niekiedy dyskretnie cynicznym , szybko powściąganym uśmiechem . — Dziękuję ci , Eustachy ! widzę żeś istotnie przywiązany do naszego domu — wyrzekła , nasyciwszy wreszcie ciekawość , na zakończenie konferencyi rzucając mu z pod rzęs takie zamglone , ogniste spojrzenie , że Wincenty uczuł się prześwidrowanym do kości , pomimo względów Maryśki i gotowym ze skóry wyskoczyć . — Jaśnie wielmożna pani niech wierzy w moją wierność , niech tylko raczy rozkazać ! ja . . . — mówił , gnąc się w ukłonach i uśmiechając przymilonym , brzydkim uśmiechem , którego wielka dama dostrzedz nie mogła , mając teraz oczy spuszczone z wielką powagą . — No ! powiedzże mi duszko , czy to nie oburzające ? — rzekła do córki , której poszła zdawać relacyę . — Patrz no ! co za kamienne bożyszcze ! my jemu robimy awanse , przepraszamy nieledwie , a on ani się ruszy i jeszcze dziwaczył Może on tam sobie i bardzo uczony , ale — daruj już kochanie — strasznie głupi ! Felicya słuchała , unosząc się na łokciu . — Cóż teraz będzie ? jak mama myśli — co on uczyni ? — pytała z niepokojem . — Ee ! podroży się trochę i przyjdzie ! Podnosząc lekko głowę Felicyi , zajrzała jej z uśmiechem w oczy . — Poczekaj , kochanie — nie takich my jeszcze potrafimy ugłaskać ! . . . — Ach , mama zawsze tak ! — odezwała się Felicya z niesmakiem i odwróciła się . Pani Amelia , w przystępie wesołości , wykonywała ożywione ruchy . — Załóżmy się , iż się podroży tylko ! Będziemy go miały ! będziemy go miały ! zobaczysz : już moja głowa w tem ! Wyciągniemy tego niedźwiedzia z barłogu i naliczymy go przymilać się i tańczyć . Ach ! dostojny pan wybredza ? wzdraga się ? poczekaj ! wkrótce będziesz przed nami na sznureczku skakał , mrucząc błagalnie i oblizując się . Cha — cha — cha ! Pieściła się własnym pomysłem , śmiejąc się z zadowolenia . — On nie przyjdzie ! — odezwała się stanowczo , odwrócona twarzą do ściany , Felicya . Prezesowa podniósłszy brwi wysoko , rzuciła na nią zdumione spojrzenie , wzruszając lekceważąco ramionami . — Co ci się też roi rybko ? Żeby ładna kobieta nie dostała mężczyzny , którego chce . . . A chybaby ostatnią " niunią " była ! Wyraz ten stanowił najwyższą obelgę , jaką pani Amelia rzucała w twarz swej płci . — Każdego z nich ! każdego ! lada sprytna kobietka poprowadzi za nos dokąd chce . . . A do tego ten niedźwiedź , co się zowie " zaszłapał się " , zakochany po uszy ! chybaby jego patron , Święty Antoni , zdołał się oprzeć podobnej pokusie i to schroniwszy się na pustynię . . . cha — cha ! — On ma tę moc . . dziwną ! jakąś upartą wolę . . . pojęcia odrębne . . . niezwyczajne , ale pociągające , jak przepaść , jak głębia . . . prawdy ! I gdyby żył w epoce męczeństwa . . . to pewno . . . Felicya mówiła głosem powolnym i cichym , jak przez sen , zatrzymując się i urywając . Prezesowa błagalnym gestem ręce ku niebu wyciągając , na znak boleści , jaką jej sprawiają dziwaczne słowa córki , przysiadła się do niej , tajemniczo głos zniżając . — A wiesz , co ja ci powiem ? Na męża Antoni był by nieznośnym ! Wymagający — purysta — despota — pedant ! Więził by cię w domu , stroił w stare suknie i niemodne kapelusze , zasadził do cerowania skarpetek i łatania bielizny , i kazał wierzyć , że na tem właśnie polega zadanie kobiety . Nie mogę ja zbytnio chwalić twego małżonka — sama przecież widzisz , że jest niezdara i śledź marynowany . . . któż temu przeczy ? A jednak porównaj , co za różnica ! Przy Dyziu choć życia użyjesz do syta . . . A z tamtym kamieniem , głazem bezdusznym , nie wytrzymała by ś długo , szczerze ci to mówię . — Kochała by m go ! — nie podnosząc powiek , posępnie rzuciła Felicya . — Eee ! — odparła prezesowa . Chwilę trwało milczenie . — Przez ciebie , rybciu , czysta egzaltacya mówi ! Już ja cię znam ! tobie to w uniesieniu tylko tak się wydaje . A zresztą , przypuśćmy , wytrzymała by ś miesiąc , no , rok może — na postnej strawie mężowskiego szacunku . . . . ale co potem ? a dalej ? Zapragnęła by ś " taki " prawdziwego życia : zbytków , uwielbień męskich , zabaw , szału ! I bardzo słusznie ! ładnej kobiecie wszystko to się należy ; tyś stworzona do używania , a nie do włosiennicy i pokutniczej celi . Tak ! — pełną czarę uciech wypić do dna ! żadnej rozkoszy nie odmówić sobie ! wszystko poznać i wszystkiem się lubować ! może nie mam racyi ? Panią Amelię opłynęły roje wspomnień . Unosząc delikatnymi paluszkami fałdy czarnej , jedwabnej sukni i kołysząc powabną jeszcze kibicią , zanuciła głosem przenikliwym i ostrym : Tul mię więc luby Coraz goręcej , Unoś w nadziemskie Szczęścia krainy ; Porzućmy świat ten . Śpiewała dostojna matrona z przeszywającemi intonacyami zakochanej kotki , mimochodem z zalotną minką spoglądając w zwierciadło . Lustro odbijało śmietankowej białości twarz , pokrytą rumieńcem podniecenia , czarne brwi i błyszczące oczy . Pani Amelia z nadmiaru radosnej energii , wykonała w powietrzu maleńkie " entrechat " , cudo zręczności i gracyi i przez wstydliwie zmrużone rzęsy posłała kryształowemu pochlebcy tak kokieteryjne spojrzenie , jakby to był żywy hołdownik . Felicya , wyciągnąwszy się niedbale z kreolskim wdziękiem , słuchała , przejęta rozmarzeniem . Jak zapach kwiatu otaczał ją czar słodkiej , upajającej zmysłowości . Prezesowa przestała fruwać i na chwilę spoważniała . — A jeśli on . . . naprawdę . . . nie zechce ? — Nie zechce ? — Och , jakże go nienawidzę . . . zabiła by m go ! — mówiła Felicya przez zaciśnięte zęby , z błyskającym wzrokiem , szarpiąc nerwowo koronki . Prezesowa wróciła znowu do roli kochającej matki , skłopotanej i zafrasowanej usiłowaniem dogodzenia fantazyom pieszczochy . Felicya , z przymkniętemi oczami , oddychała ciężko . Brwi jej zbiegły się złowieszczo , nadając piętno tragicznego fatalizmu . Wyglądała , jak kapłanka zniszczenia . — Chcę mieć wszystko . . . muszę mieć ! . . . i jego też . . . — Wszystko ! wszystko , czego zapragniesz musi do ciebie należeć ! Tylko , uważasz , kotko , nigdy nie trzeba " być " , ale zawsze " wydawać się " tem , czego wymagają względy konwenansów . I czy ty myślisz , że te cnotliwe kokosze , co gdaczą najsurowiej , tak już naprawdę . . . nie chcą ? . . Ale gdzież tam ! chcą ! tylko nie umieją . . . W ich cnocie jest połowa niedołęstwa . Każda z nich zgodziła by się zostać porwaną " wbrew woli " , nie tracąc uroku nietykalności , z minkami ofiary . . . Ale czyż one to potrafią ? Ręczę ci , duszko , że w gruncie rzeczy każda z nich uważa się za pokrzywdzoną ofiarę , i że plugawiąc hojniej uposażone sprytem wybranki , każda im w duchu zazdrości . Felicya , posępna , z odchyloną głową i przymkniętemi oczami , była pogrążoną w chmurach zamyślenia . — Zdaje mi się , że mogła by m zadowolić się miłością Antoniego w ciszy , bez uciech światowych . . . — odezwała się głosem wahającym i niepewnym . Pani Amelia przystanąwszy , zachichotała bardzo przyjemnie , przesuwając chusteczkę po rozognionej twarzy . — Doprawdy ! wierzysz temu ! wierzysz sama temu , co mówisz ? Podziwiam twoją naiwność ! Z wysiłkiem odzyskała powagę i chwilę zatopiła się w milczeniu , kręcąc rezolutnie głową , przędła nić jakiejś głębokiej refleksyi . — Trzeba patrzeć trzeźwo na życie , — odezwała się , chrząkając surowo , i widzieć rzeczy tak , jak są , a nie w jakimś idealnym obłoku . . . Raz tylko jest się młodym ! Trzeba wziąć od życia wszystko , co się da wziąć ! Sprytna kobieta zawsze powinna celu dosięgnąć , przytem urządzić się tak , aby i jej życzeniom i konwenansom stało się zadość . . . To , moja duszko , cała filozofia życia ! Należy młodzież od fałszywych idei chronić . . . Ty , kotko , jeszcze odrobinę sentymentalną jesteś ! — To nie ja jestem sentymentalną . . . to natura . . . — mówiła Felicya chłodno , z pewną mroczną biernością . Nie rządzę , ale ulegam . . — O ! to najgorzej właśnie ! nigdy nie trzeba dać się porywać uczuciu ! W stosunku do mężczyzn dawać mało , to jest . . . hm ! zapewne . . . wedle upodobania . . . ale zawsze okazywać , iż się ma nieprzebrane skarby do rozdania . A głównie , nigdy tych panów nie brać na seryo ! Bo która wpadnie w ten samotrzask , to zginęła — rozumiesz ? Nie mówię żeby im jawnie to okazywać , o nie ! chyba , że się znajdzie jaki zblazowany , żądny pieprznej przyprawy , — bo są i tacy . . . Ale ciebie , rybciu , rozumu nie uczyć ! Felicya niedbale skinęła głową ; znała oddawna wszystkie artykuły katechizmu matki , w wykonaniu urozmaicając je pomysłowo i subtelizując . — Dodam ci jeszcze , że jedynie pod tym warunkiem , mężczyźni kochać i prawdziwie cenić kobietę mogą . Tylko , wiesz , — nigdy zapłakanych oczu , nigdy prawdziwego smutku . Łez tyle tylko , aby były do twarzy . Melancholijna poza , powłóczyste spojrzenie , przyćmiony wzrok , słodki głos , pełen cierpiącej modulacyi — o ! to działa ! Ale spróbuj tylko zaniedbać się , ugrzęznąć w obowiązkach , wiesz jaki z tego rezultat ? Z powagą dyktatorską , upierścieniowany palec podniosła wysoko . — Oto mąż znudzi się i poniesie serce i dary innym . Mówię to ze szczerego przekonania , moja duszko : nic ludzi bardziej nie nudzi , jak cnota ! — Antoni kochał by mię . . . — mówiła Felicya przyćmionym tonem , jakby słowa wymykały się jej bezwiednie . — Ale gdzież tam , moja rybko ! słowo ci daję — znudził by się ! Uważasz : żaden rozsądny mężczyzna nie może dbać o kobietę , której jest zupełnie pewnym . Takie już powszechne prawo , że im więcej żona dba o dom , tem więcej mąż o nim zapomina . — Gdy on był przy mnie . . . atmosfera , zdaje się , wibrowała jakąś cichą radością , szczęściem . . . nas wiązała jakaś siła . . . ciągnęła ku sobie . . . Było mi tak dobrze , tak dziwnie błogo . . . i tak nic nie trzeba więcej . . . Czy ja wiem ? może nauczyłabym się pracować dla pozyskania jego szacunku ? A teraz idzie nieszczęście . . . Prezesowa usiadła i , podparta na łokciu , patrzyła na córkę , kiwając głową , z powagą i smutną wyższością . — Dla pozyskania szacunku ? — Boże ! co za absurdy wygaduje to nieopatrzne dziecię ! — W małżeństwie — widzisz duszko — trzeba , aby jeden niósł ciężary i obowiązki , a drugi miał swobodę do przyjemności . . . I zgodzisz się chyba , że mając w alternatywie znudzone poważanie mężowskie i życie szerokie dla siebie , żeby jeszcze wahać się w wyborze , trzeba być na to idyotką ! — I takie też trafiają się na świecie , zapewne ! Mnie ich nawet żal , tych nieszczęśliwych ! chociaż powiem ci szczerze , że jeśli mężczyzna wyzyskuje ich głupotę i gorzko im za nią pokutować każe , to jest w porządku rzeczy i słusznie zupełnie . Koń musi też nieść jeźdźca na grzbiecie i to jest właśnie dowodem wyższości rozumu człowieka , że potrafi osiodłać i do pracy zmusić głupie zwierzę ! Uważasz : takie kobiety to jak bydło robocze , których przeznaczeniem jest pracować , aby wyższym organizacyom uciech nie brakło . Już nawet w królestwie zwierzęcem istnieje rozdział roli : królowa ula — i skrzętne , pracowite , niedorozwinięte płciowo , pszczoły robocze . . . W zapale apostolstwa podniosła przenikliwy swój głos wysoko . Urwała nagle . Z przedpokoju dochodziły ożywione głosy i pośpieszne suwanie nogami . Ktoś przyszedł . Prezesowa , wyciągając głowę , posłała na zwiady ciekawe spojrzenie , — poczem , w mgnieniu oka , zatopiła się w czytaniu książki , przybierając postawę poważną i zaabsorbowaną . Do salonu tymczasem wszedł gospodarz , z bladą , wyciągniętą , bez zarostu twarzą i bystro latającemi oczyma , w towarzystwie mężczyzny niewielkiego wzrostu , z krótką szyją i obwisłym karkiem , w mundurze , bogato haftowanym , na widok którego prezesowa na chwilę oniemiała i straciła przytomność . Felicya zaś zarumieniła się i z niezrównaną gracyą , przybrała pełną uszanowania pozę . Dygnitarz miał twarz obrzękłą , mały , zadarty nosek , brzuszek sięgający gardła i mocno uwydatniony ; mówił lekko charkocącym akcentem człowieka , przyzwyczajonego od dzieciństwa do cudzoziemskiej mowy — z wielką uprzejmością , chociaż trochę niedbale . Brzechwie szło o pozyskanie głosów , na blizkich wyborach , na posadę dyrektora jednego z akcyjnych towarzystw , którą zamierzał zdobyć przy pomocy wysokich protekcyi . Prezesowa , z początku trochę onieśmielona majestatem dygnitarza , prędko przyszła do siebie i okazała się na wysokości sytuacyi . Głos jej górował nad innymi , miodowy i płynny , dźwięcząc tonami tkliwych zachwytów i słodkich rozczuleń , nad tematem podniesionym przez dostojnego gościa , zdaniom jego potakując z uniesieniem . Okazywała się zahypnotyzowaną wielkością jego wzniosłej duszy , wrażliwą , jak mimoza , zwijająca listki za najlżejszem jego tchnieniem — delikatną , uczuciową , a przytem bardzo elegancką i wcale jeszcze powabną damą . Ale gość patrzył tylko na Felicyę , owianą mgłą zadumy , uroczą w swym przejrzystym negliżu , jak świeży kwiat , tulącą się w puchy koronek : do niej jednej zwracał barwne słówka i olśnione spojrzenia . Melancholia dodawała tylko powabu jej bladej , przezroczystej twarzyczce z mocno uwydatnionymi czarnymi łukami brwi , ciemnymi zwojami włosów , lekkich jak jedwab i oczami , jak niezabudki , napojone kryształową rosą . Była jeszcze piękniejszą niż zwykle . Gość rozpromieniony rozpływał się w grzecznościach i komplimentach , zacierał pulchne , białe ręce , o krótko uciętych palcach , i patrzał tak , aż mu wypukłe , żabie oczy na wierzch wychodziły . A pod tym gradem gorących słów i spojrzeń , młoda kobieta wydawała się rozmarzoną i drżącą , jak kwiat , omdlewający od upału , pełną miękkiego oddania się i ciszy ; odpowiadała nieśmiałemi spojrzeniami , czarującemi słodyczą . Mówiła mało , ale była cała symfonią wabiącego wdzięku . Dygnitarz rozpływał się . Brzechwa z ożywienia pocierał ręce , kręcił się , chwytał rozmaite przedmioty , wstawał — to znów siadał , palony radosną niecierpliwością . W subtelnej mimozie też nastąpiła zmiana . Odepchnięta w kokieteryjnych awansach , prezesowa naraz przeobraziła się w matronę , pełną dystynkcyi , powagi i pokory , o ruchach spokojnych i miękkich , sądach dyskretnych , uprzedzających , a pobłażliwych . Nie porywała się wzniecać w księciu pożarów uczuć , ale siliła się wzbudzić zaufanie . Nakoniec panowie wstali . — Dzisiaj wyprawiam za miastem w Strzelnej piknik , dla najbliższych — podkreślił tonem — przyjaciół , który zresztą nie małe będzie miał znaczenie , zbierając w jedno ognisko rozstrzelone sympatye , na wybór męża pani — uprzejmie odezwał się dostojnik . Zwrócił się do Felicyi . — Mam nadzieję , że pani zechce go uświetnić swoją przytomnością . Obecność pani upoetyzuje naszą ucztę , rozjaśni oczy i duszę — mówił z uczuciem , szepleniąc lekko zaślinionemi wargami i patrząc jej w oczy z rozmarzeniem . Ścisnął jej rękę . Zarumieniona , jak róża , na którą padł pocałunek słońca , odpowiedziała mu uroczem skinieniem głowy i przeciągł em , słodkiem spojrzeniem , które jak promień rozkoszy wybiegło z pod ciemnych rzęs . Przytulił do śliniących się ust miękką , uległą rączkę i długo patrzył jej w oczy . — W zamian , ja też nie mam pani do odmówienia nic . . . Przyłożył pulchną swą rękę do piersi i skłonił się damom z godnością i przegiętą melancholijnie głową . Panowie skryli się za drzwiami gabinetu . — Co za honor ! co za honor ! — klaskając w ręce po jego odejściu i skacząc prawie , odezwała się prezesowa . Głaskała palcami bilet z dziesięciopałkową koroną , układając go w koszyku tak , aby od razu rzucał się w oczy . — Szczęśliwaś ty , moja Felciu ! — dodała z lekkiem westchnieniem . Twarz Felicyi , jak krajobraz , z którego zsunęły się promienie światła , przybrała wyraz cierpki i ostry . Stała odwrócona do oka , zadąsana i chmurna . — Ale matka ci nie zazdrości ! Matka raduje się twem szczęściem , dziecko kochane ! Głos jej brzmiał naprawdę rzewnie , w oczach pokazały się łzy . Felicya spojrzała na nią chłodnemi oczami . To było rzeczą tak naturalną , że matka troszczy się o nią , — nie miała za co być wdzięczną . Matka obchodziła ją o tyle , o ile potrzebowała jej pomocy . Jeśli macierzyńskie uczucia pani Amelii drgały przywiązaniem do córki , w sercu tej ostatniej bardzo słabo odzywała się struna dziecięcej miłości . Dopóki była panną w salonie okazywała się zawsze troskliwą , przymiloną , posłuszną , każdemu jej skinieniu . Był to skutek zasady : " nie być , lecz wydawać się " . Ziarno , zasiane przez matkę , w stosunku do niejże samej , pierwsze znalazło zastosowanie . Prezesowa chodziła po salonie , podskakując nieledwie z ożywienia . Ostatecznie kwestya nominacyi Brzechwy jest też i osobiście jej tyczącą się sprawą . Bo czyż to nie satysfakcya mieć zięcia na wysokiem stanowisku ? w towarzystwie cieszyć się zwiększonem poważaniem , nadawać sobie tony osoby wszechwiedzącej i obdarzonej mocnymi wpływami , które przez dyskrecyę tajemnicą przysłania ? Na zebraniach , wśród grona skrycie zazdroszczących przyjaciółek , ambitnych i zadraśniętych współzawodników i naiwych poczciwców módz , z lekka odchrząknąwszy , miodowym głosikiem wymieniać roje świetnych tytułów , wyliczać wykwintne ekwipaże , zatrzymujące się u jej progu , przyczem o właścicielach ich wzmiankować w sposób równie niedbały jak poufały i przyjacielski . Być proszoną o wstawiennictwo , rozdzielać łaski — mniejsza o to , na ile skuteczne — obiecywać protekcyę . . . Rola dyplomatyczna potężnej Egeryi , wielce jej pochlebiała . Na tego rodzaju odznaczenia serce jej jest bardzo czułe . Teraz , gdy rola miłości w jej życiu wydaje się skończoną . . . jej niestrudzone siły , szukając ujścia , wynoszą w górą ambicyę . Horlicz nigdyby nie dał jej tego zadowolenia . Widziała go raz w towarzystwie dostojnika , od którego widzimisię i skinienia zależała świetność jego karyery , jak pozwalał sobie prostować fakta przez mocarza głoszone i zbijać jego twierdzenia z taką śmiałością , swobodą i spokojem , że prezesowa , oburzona i piekąca raki za jego nieumiejętność form salonowych , solennie przyrzekła sobie , iż ów nieokrzesany dziwak nigdy nie zostanie jej zięciem ! Teraz ponownie przyklaskuje swej bystrości i trafnemu wyborowi . Nakoniec niepospolite jej zdolności ukażą się w całym blasku . Bo czyż to nie słuszne , aby taka kobieta , jak ona , z taką zręcznością , przebiegłością i dyplomacyą , wybiła się z tłumu pospolitych kokosz ? Chodziła lekkim krokiem , chrząkając z zadowolenia i miluchno podrygując . Surowy krytyk innych kobiet , o własnych talentach miała nadzwyczaj pochlebne wyobrażenie . W duchu gotową była swej niepomiernej bystrości stawić ołtarz . Panowie cicho rozmawiali w gabinecie , nagradzając się . Wreszcie zabrzmiały wy razy pożegnania i drzwi zamknęły się za gościem . Gospodarz wszedł do salonu , wstrząsając radośnie ramionami , jak człowiek , który pozbył się gniotącego ciężaru . — Nominacya jakby w kieszeni ! — rzekł — jeszcze parę głosów — i już ! Protekcya księcia zapewniona . . . Uśmiech niezmiernej lubości rozsunął jego blade wargi . Pstryknął palcami i wykręcił się na pięcie . — Moja Fela ustroi się pięknie — pięknie , — i pojedzie ze swoim DyńDyniem głowy zawracać . . . Mówił z przymileniem , szepleniąc dziecinnie , z nadmiaru czułości . Zaglądał jej pieszczotliwie w oczy i usiłował głaskać pod brodę . Felicya milcząc , usuwała się od tych mężowskich pieszczot . Brzechwa patrzył lubieżnie i czule , i uśmiechał się wieleznaczącym uśmiechem człowieka , który przeszedł wszechstronną szkołę stolicy . — Rozum męski topnieje wobec podobnej pokusy . . . Zamiast rachować , sprzeczać się , ważyć , staje na dwóch łapkach , ostrzy ząbki i łyka ślinkę . . . Wobec szampana i ładnej kobiety , cała oporność się rozpływa . . . Mówił , przymrużając oczy ze słodkawą zmysłowością , z zachwytu mlaskając językiem . — Niechże na piątą po południu , moja różyczka będzie gotową ! — Ja wcale nie pojadę — chmurno odezwała się Felicya . — Tak ! — ryknął ' gniewnie — i natychmiast powściągnął się . — Taak ? — zasyczał cicho już , przeciągle ! i szyderczo . Chciał coś mówić — ale pohamował się i tylko trzaskał nerwowo palcami . Złość go dusiła . Po chwili odezwał się głosem , pełnym strasznej słodyczy i uprzejmości . — Pamiętasz , kochanie , tę bransoletę w witrynie , która ci się tak podobała , ? Felicya milcząc trzepnęła rękoma . — Szafiry i rubiny , osypane brylantami ; jest tam jeszcze brosza i zausznice ; piknik potrwa dwie godziny , mówił dalej , a z jego miękkiego , przewlekłego głosu , zrywały się syczące , groźne nuty . Ale młoda kobieta spojrzała na ń z szydzącem lekceważeniem i podeszła do lustra , ruszając niedbale ramionami . — La la laj — zanucił , opanowując się i ze śmiechem dodał : moja pani ma kaprysiki ! ale jeśli i ja na kieł wezmę ? co wówczas będzie ? — aa ? Felicya , odwrócona do zwierciadła , z wielką uwagą poprawiała włosy . Utopił w jej wdzięcznej figurze zjadliwe , nienawiści pełne spojrzenie , ale pohamował się i wyszedł . — Dustko ! — skoczyła ku niej prezesowa . On teraz na wszystko zgodzić się gotowi . . . Skorzystać trzeba . . . — W czem ? — chmurno rzuciła Felicya . — Ach ! jakaś ty nierozważna , koteczko ! szczęściem , że mnie masz przy sobie . . . Chciała ś przecież odnowić znajomość z doktorem . Ot , masz pyszną okazyę ! Wszystko teraz od twej chęci zależy . Dyzio zgodzi się na wszystko . — Poco ?