Waleria Marrené BOŻEK MILJON Powieść W piękny letni poranek , młody człowiek przechodził zwolna przez jednę z głównych ulic Warszawy . Była to niedziela . Uboga ludność śpieszyła do kościołów lub na zamiejskie przechadzki , bogata nie pokazywała się jeszcze ; powozy rzadko wstrząsały brukiem , dorożki nawet mało krążyły . Powietrze miało tę orzeźwiającą siłę , tę woń wiośnianą , która czasem o tej godzinie dolatuje nawet do wielkiego miasta . Młody człowiek oddychał pełną piersią jakby spragniony był ruchu i słońca ; wpatrywał się w błękit nieba , w białe obłoczki przysłaniające go gdzie niegdzie , w tumany kurzu złote od słonecznych promieni , okiem marzącem myśliciela . Może dostrzegał w nich mirjady jestestw wzbijające się ku światłu , powołane do bytu ożywczą siłą jego ; może duch jego tonął w pogodzie błękitu — bo czoło miało wyraz dziwnego spokoju . Szedł zwolna , mało zważając na przechodzących ; aż dochodząc do ozdobnego pałacu na Nowym Świecie , zatrzymał się jakby mimowolnie , jakby siłą nawyknienia , i spojrzał wkoło siebie . Pałac był niewielki ale wykwintny , arystokratycznej powierzchowności , co zresztą , poświadczało i nazwisko właściciela : " Hrabia Felix Horecki , " wypisane ponad bramą . Żelazna krata oddzielała od ulicy dziedziniec zasłany zielonym kobiercem murawy , wykrojonej w rozmaite klomby kwiatów . Do głównego budynku w głębi , prowadziły szerokie wschody , których balustrada okrytą była wazonami egzotycznych krzewów ; ganek pierwszego piętra wspierały marmurowe karjatydy , a z poza dachu wyglądały gałęzie starych drzew ogrodu , świadcząc że właściciele nie dbali o zużytkowanie każdego łokcia ziemi , i byli dość możnymi by nie żałować sobie największych zbytków miejskich : powietrza , przestrzeni i zieloności . Młody człowiek zatrzymał się przy kracie dziedzińca , jak gdyby zdawna przywykł tak czynić , i spojrzał wewnątrz dziwnym wzrokiem , a twarz jego pogodna spochmurniała nagle . A jednak cóż wspólnego być mogło pomiędzy nim a mieszkańcami tego eleganckiego pałacu ? Ubranie jego czyste i noszone z pewną wrodzoną wytwornością , było zwykł em ubraniem rzemieślnika ; ręka pięknych , rzeźbiarskich kształtów , była jednak szorstka i spracowana . W tej chwili dziedziniec był pusty , story i żaluzje szczelnie pozamykane świadczyły , że tu wszyscy byli jeszcze pogrążeni w śnie głębokim . Jednakże on oczy badawcze zatopił w tych oknach przysłoniętych , w tych drzwiach pozamykanych , z tak dojmującą , siłą , jak gdyby chciał przejrzeć te zasłony i dostać się do głębi zaciemnionych komnat . Widać nie czekał tu na nikogo ; bo gdy jedne z drzwi bocznych otworzyły się , drgnął i oddalił się szybko , jak dziecko schwytane na gorącym uczynku . Jednak nie odszedł daleko . Ruch o tak wczesnej godzinie , w tym domu którego widać znał nawyknienia , zaciekawił go ; przeszedł na drugą stronę ulicy i patrzał . Z pałacu wyszedł służący i zawołał dorożki , która zatoczyła się przededrzwi boczne ; służący wyniósł kuferek , parę pudełek i paczek , które dość niedbale umieścił w dorożce . Za nim ukazała się młoda kobieta , tak młoda , tak wątła , że raczej trzeba ją było nazwać dziewczyną , gdyby nie to , że wyraz dziewczyna oznacza zazwyczaj istotę , która jeszcze nie weszła w życie , zostając pod opieką i odpowiedzialnością cudzą ; która zaznała tylko radosną stronę życia , i zamiast pamiątek posiada nadzieję . A na tej twarzy młodej i cudnie pięknej , wyryły się już bruzdy cierpienia . Samotna , zbolała , opuszczała progi tego doma , i wychodziła z niego nieżegnana i nieżałowana — bo wyjazd jej nie zmienił nic w zwyczajach jego mieszkańców , nie zbudził ich nawet ze snu rannego . Wsiadła do dorożki nie oglądając się prawie ; włożyła w rękę służącego datek snać skromny , bo on przyjął go z pewnym lekceważącym uśmiechem . Ale kobieta nie zważała na to ; zasunęła się wgłąb powozu , chcąc ukryć może łzy cisnące jej się do oczów . — Gdzież ma jechać ? — spytał służący zamykając drzwiczki . Kobieta zadrżała . — Ja mu wskażę drogę — odparła niepewnym załzawionym głosem . Służący uśmiechuął się znowu , szepnął coś dorożkarzowi , zauważył jego numer , i powóz wytoczył się z dziedzińca i zwrócił ku miastu . Te wszystkie szczegóły nie uszły bacznego oka młodego człowieka , który znowu zbliżył się był do kraty tak , że mógł słyszeć zamienione wyrazy . Może też odgadł więcej jeszcze , bo stał w miejscu niepewny , wahający się : brwi jego gęste , w łuk zagięte ściągnęły się , zmarszczki wystąpiły na jasne czoło , a usta przybrały wyraz zaciętej , nieubłaganej woli . I ta twarz przed chwilą tak plastycznie spokojna , zatopiona w cichem marzeniu , odbijająca błękit niezmącony nieba , zmieniła się do niepoznania , stała się surową i groźną jak sprawiedliwość . Z rękami skrzyżowanemi na piersiach przechadzał się wkoło pałacu , odbywając straż jakąś , czekając na coś — i nie czekał długo . W niespełna pół godziny , taż sama dorożka powróciła próżna przed bramę dziedzińca , wyszedł tenże sam lokaj , a dorożkarz w zamian za rubla powiedział mu adres domu na ŚtoJańskiej ulicy , dokąd zawiózł młodą , kobietę . Wiadomość ta widać potrzebna była człowiekowi stojącemu przy kracie , bo oddalił się szybko we wskazanym kierunku . Jeszcze raz — cóż wspólnego być mogło pomiędzy nim a mieszkańcami pałacu ? co go obchodziła ta smutna kobieta ? Nie znał jej — bo ani się zbliżył ani ukrywał przed nią . A jednak stał tuż koło bramy , gdy przejeżdżała ; spojrzenia ich się spotkały i rozbiegły obojętnie . Dla czegóż teraz on szedł za nią ? Nie wyglądał na człowieka goniącego za ładną twarzą . Czoło jego zachowało wyraz surowy . Daremnie wokoło niebo i ziemia zdawały się uśmiechać ; on przestał zważać na harmonję świata . Burza wewnętrzna widać kipiała w jego myśli , ale na zewnątrz wybijała tylko bruzdą na czole i płomieniem wzroku . Dom do którego dążył , jeden z pierwszych od zamkowego placu , wązki i wysoki jak prawie wszystkie domy Starego Miasta , był dość biednej powierzchowności . Wchodziło się przez ciemny korytarz na ciasny dziedzińczyk . Młody człowiek jednak , snać świadomy był dobrze miejscowości — bo nie zastanawiając się ani chwilę , przebiegł korytarz i skierował się ku oficynie , gdy na jej progu ukazał się stróż z miotłą w ręku , jako godłem swego urzędu . Na widok młodego człowieka skłonił mu się z radością i uszanowaniem , i stanął przed nim jakby czekał rozkazów lub zapytań . — Wszak mieli ście tutaj izdebkę obok mojej na czwartem piętrze do najęcia ? — zapytał młody człowiek oddając mu powitanie przyjaźnie . Głos jego był stłumiony a wyraźny , znać w nim było stanowczość myśli i energję woli ; brzmienie jego metaliczne wzbudzało sympatję . Słysząc go chciało się słuchać jeszcze — jakby to brzmienie samo kazało przeczuwać , że człowiek ten ma wiele do powiedzenia . — Tak jest , panie Kiljanie — odparł zagadniony , — ale teraz izdebka ta już najęta . — Przez kogo ? — Przez jakąś młodą panie , która teraz tylko co sprowadziła się mimo święta . — Kiedy najęła tę izdebkę ? — Wczoraj wieczór dopiero , zapomniał em o tem panu powiedzieć . Ot widzi pan , oto otwiera sobie okno . I wskazał na sam szczyt domu . Trzy okna zajmowały go cały ; to które się w tej chwili otworzyło , wychodziło na rodzaj tarasu czy balkonu , umieszczonego wśród ostrych szczytów dachów , w załomku pomiędzy oficyną a głównym budynkiem . Rzeczywiście młoda kobieta otworzyła to okno , i stanęła w niem na chwilę blada , zmęczona , smutna — a jednak tak piękna , iż sama jej obecność jak promień słoneczny , rozjaśniła ten wilgotny dziedziniec i omszone mury . Kasztanowate ciemnozłociste włosy obejmowały jej białe czoło lśniącemi promieniami ; igrało w nich światło , bo włosy te skręcały się w karby i zwoje jak to widzimy na Greckich posągach . Rysy jej wyraziste a jednak delikatne , pieszczone , tworzyły okrąg cudnego wdzięku ; pełne wiśniowe usta , jakby przez igraszkę losu , zdawały się stworzone do samych uśmiechów , a oczy czarne , przyćmione długiemi rzęsami , pomimo smutku i łez przedchwilowych , widnych jeszcze z różowych powiek , miały prostotę i przejrzystość oczów dziecka . Jakiś dziwny urok skromności i wdzięku otaczał tę kobietę . Mogła ona być nieszczęśliwą , ale zpewnością nie zawiniła nigdy ; bo pomimo smutku i znękania , widną w niej była czystość i wewnętrzny spokój ducha . Chwilę tylko stała w oknie , i po otwarciu go usunęła się w głąb pokoju nie spojrzawszy nawet na dziedziniec . Pokoikto był ciasny i ubogi ; atmosfera jego , nawet pomimo pogody dnia , przesiąkła była wonią pleśni . Znajdowały się w nim tylko niezbędne sprzęty ; kufer i pudełka nie rozpakowane jeszcze stały na środku . Kobieta z rodzajem przerażenia obejrzała się wkoło ; może straszyła ją samotność do której nie przywykła , to poddasze kontrastujące dziwnie z jej całą powierzchownością , z pieszczonemi kształtami , z pałacem z którego przybywała . — Boże mój ! — zawołała składając ręce ze skargą boleśna ; " Boże mój " , odpowiedziało jej echo tylko , rozlegające się po pustej izdebce . Pozostała tak chwilę ze spuszczoną głową , a łzy wstrzymywane gwałtem drżały na jej rzęsach , i spadały deszczem na śnieżne ręce podniesione do piersi . Wkoło niej była cisza straszna , cisza wielkiego miasta ; ruch , turkot i wrzawa daleka konała szmerem w powietrzu , rojne mrowisko ludzi przesuwało się pod jej stopami , — a wśród tego tłumu ona była samą jedną , i skonać mogła w tej izdebce z bolu , tęsknoty lub nędzy , zanimby jaka ręka ludzka dostała się do niej z pomocą . A któż mógł wiedzieć jakie bóle pozostawiła w przeszłości ? jakie wspomnienia tłoczyły jej wątłe piersi , i zaludniały nieodstępnemi widmami tę samotność , w której jej młodość i piękność więdnąć miały ? Któż wie , czy paląca troska o chleb powszedni , o owo niepewne jutro , nie miała stać się nieodstępną towarzyszką jej życia ? Snać dotąd nie spotkała się jeszcze z nędzą . Ubranie jej i drobne rozłożone sprzęty , świadczyły o pewnym dobrobycie , o nawyknieniach wykwintnych . " Jakimże sposobem rzuconą została tak sama w to wysokie i nędzne pustkowie ? jaka przedwczesna burza życia oderwała ją od rodzinnego gniazda i zaniosła aż tutaj ? Po długiej chwili smutnego namysłu , ozwała się w niej wrodzona energja młodości ; podniosła głowę , obtarła oczy , i jakby szukając powietrza dla ściśnionej piersi , wyszła na ganek . Fala powietrza letniego obwiała ją , słońce rozgrzało jej ciało i rozjaśniło myśli , dając jej współudział w tych bogactwach , które Bóg hojną ręką rozrzucił na ziemi dla wszystkich zarówno , co czuć i patrzeć umieją , . Tutaj także była sama — a jednak pod czystym błękitem nieba czuła się mniej trwożna , mniej opuszczoną . Wkoło niej unosiły się lotne jaskółki lepiąc gniazda nad jej głową , i muskając prawie jej czoło skrzydłem przyjaznem ; gołębie szybowały w powietrzu , a wróble świegotały nutę wesołą , przefruwając z dachówki na dachówkę . Stała tu długo wlepiając w niebo wzrok smutny lecz spokojny ; odwaga i wiara powracały w jej serce . Młodości tak łatwo o pociechę , młodość tak o niczem nie wątpi , — że budziła się w niej wola do tej zaciętej walki życia , która dla niej tak ciężką snać była . Wróciła do swojej izdebki , rozpakowała rzeczy starając się nadać biednym sprzętom ład i wdzięk właściwy kobiecej ręce . Wydobywała jednę po drugich zabytki lepszych czasów , przystrajając niemi mieszkanie . Zawiesiła nad łóżkiem rzeźbiony krucyfiks z kości słoniowej i dwie fotografje , przedstawiające kobietę młodą jeszcze , i średnich lat mężczyznę , — wizerunki zapewne rodziców swoich . Książki starannie oprawne ułożyła na sosnowych półkach , i ukończywszy pracę swoją , obejrzała się wkoło weselszem okiem . Słońce też wzbiło się wysoko , i przechylając ku zachodowi zajrzało do pokoiku , któremu brakło tylko kwiatów by zupełnie wyglądał świątecznie . Wsparła głowę na ręku i zaczęła myśleć nad przyszłością . Dotąd obecna chwila zajmowała ją wyłącznie ; teraz spojrzała w to jutro tak twarde , tak trudne w naszem dzisiejszem społeczeństwie dla samotnej kobiety — w to jutro , które zapewne zdobyć i wywalczyć sobie miała . Ubóstwo skazywało ją na pracę — a praca kobieca to rzecz tak nieprodukcyjna , tak mozolna , tak trudna do znalezienia , a tak mało opłacana ! Ona może jeszcze nie wiedziała o tem , i zapewne nigdy nie była zmuszoną sama myśleć o sobie i wystarczać sobie ; bo czas upływał , długi dzień zbliżał się do końca , a ona nie pomyślała nawet o posiłku . W sąsiedniej izdebce , oddzielonej tylko ścianą drewnianą , było cicho zupełnie . Młody nieznany jej sąsiad wyszedł z domu , lub też żadnym hałasem nie zdradzał obecności swojej . I nic nie przerywało milczenia na tem poddaszu , gdy niespodzianie zastukano do drzwi . Kobieta zatopiona w myślach nie zwróciła na to uwagi ; wówczas zastukano mocniej , i głos zewnątrz ozwał się wołając . — Panno Cecyljo ! panno Cecyljo ! Słysząc imię swoje wymówione znienacka , zadrżała i pobiegła do drzwi , ale nie otworzyła ich , tylko z pewną trwogą , przysłuchiwała się głosowi . — Panno Cecyljo ! powtarzał stróż — gdyż on to był , — panno Cecyljo ! — Zkąd znacie moje imię ? spytała . — Jest tu list do panny , odparł stróż nie wdając się , w odpowiedź na to pytanie . — List do mnie ? — wyrzekła zdziwiona otwierając drzwi . — List , tylko co go przyniesiono . I oddał jej bilecik elegancki , wonny , z wymalowanym herbem na kopercie ; jeden z tych jakie odbierają na srebrnych tacach w wykwintnych buduarach , i który odbijał dziwnie od czarnej podającej go ręki . Ale Cecylja zaledwie rzuciwszy okiem na pismo , odrzuciła go ze wstrętem i załamała ręce . — Więc on już zna mieszkanie moje — zawołała nie zważając na oddawcę listu , który patrzał na nią ciekawie . Po chwili dopiero przypomniała go sobie , i zwróciła mowę do niego . — Kiedy oddano ten list ? — spytała . — Przed chwilką . — Oddajcie go nierozpieczętowany , to cała odpowiedź moja . — I wskazała na list leżący na stole , jakby nie chciała go się dotknąć nawet . — Nikt nie czeka na odpowiedź ! — Gdyby kto przyszedł po nią lub pytał o mnie , powiedzcie że mnie niema , żem wyjechała , że tu nie mieszkam . — Kiedy tam dobrze wiedzą , że panienka tu mieszka — odparł stróż ; zresztą , to i w cyrkule zapisane . — To powiedzcie że mnie niema , żem wyszła na miasto , że listów nie chcę , nie przyjmuję . I znów mu wskazała nieszczęśliwy bilecik porzucony na stole . Ale stróż snać wprzódy inną odebrał instrukcję , i uważał za stosowne tej pierwszej się trzymać , bo wyszedł nie zważając na to powtórzone żądanie Cecylji . Dziewczyna została samą w obec tego pisma , które boleśnie pobudziło jej trwogi i wspomnienia . Zrazu chciała je podrzeć i wyrzucić ; ale po krótkiej chwili zaniechała tej dziecinnej zemsty nad martwym przedmiotem , i pomyślawszy że ten co go pisał wiedzieć o tem nie będzie , a ona sama coś z niego dowiedzieć się może , otworzyła pismo drżącą ręką . Ale zaledwie rzuciła na nie okiem , rumieniec oburzenia czy wstydu wybiegł pałający na jej twarz zbiedzoną przedchwilnemi łzami . I nie dziw ! list ten mógł wywołać te wszystkie uczucia . " Cecyljo , pierwsza groźba moja się spełniła , wypędzono cię haniebnie z naszego domu , i próżno kusiła by ś się o inne miejsce ; każden zapyta się gdzie była ś dotąd , każden będzie chciał zasięgnąć zdania matki mojej — a wiesz sama najlepiej co ona o tobie sądzi . Daremnie powiedziała by ś czystą prawdę ; pomiędzy tobą a nią któż wahać się będzie ? Szalona dziewczyno ! opieka moja jest nad tobą ; nie znajdziesz nigdzie przytułku ni pracy , nie potrafisz nawet wydobyć się z tego miasta bez wiedzy i woli mojej , dopóki nie zrozumiesz swego własnego dobra , i nie przyjmiesz ofiar moich " . List ten nie miał podpisu , ale ona wiedziała dobrze od kogo pochodził , wiedziała że to nie były próżne groźby , — doświadczyła potęgi tego człowieka . A jednak nie uwierzyła by potęga ta rozciągała się po za pewną sferę i pewne położenie ; sądziła że teraz przynajmniej chroniąc się pod opiekę pracy , znajdzie chociaż w biedzie niepodległość i spokój . Czyż ta ostatnia nadzieja omyloną być miała ? Z rozpaczą prawie potoczyła wzrokiem wokoło — była samą . Cecylja była sierotą , a biada sierocie której całem mieniem jest młodość , piękność i wykształcenie ! Wzięła się do twardego chleba nauczycielki , i doświadczyła tych wszystkich goryczy , które świat dorzuca tak hojną ręką do każdej niedoli . Pomimo to , nie odrazu mogła zrozumieć życie ; nie było przy niej żadnej przyjaznej istoty , coby jej rozjaśniła przyczynę przechodzonych kolei . Trafiała na złych ludzi , ścigało ją nieszczęście — oto co nieraz mówiła sobie , nie domyślając się , że ludzie wszędzie są jednacy , że los jest podłym jak oni , i ściga tych tylko , którzy mu czoła stawić nie umieją . Rzuciła się w świat z wiarą w prace i w czyste serce swoje , — nie powiodło się jej ; przymioty jej nawet obracały się przeciwko niej . Piękność jest straszną klęską w pewnych położeniach . Piękność jej była z tych co czarują , co podbijają serca , zawracają głowy , i kochać się każą koniecznie . Przez jej wielkie ciemne oczy przeglądała jasna dusza ; niewinność myśli wyrytą była na jej białem czole . Patrząc na nią zdało się , że można czytać wrażenia i uczucia których doświadczała , jak zobaczyć krew krążącą pod jej przezroczystem licem . We wzroku miała tyle światła , tyle prostoty i ufności , że trzeba było uszanować ją koniecznie ; a ten co jej wyrządził krzywdę , musiał być winnym podwójnie , i zupełnie nie mieć sumienia . A jednak spotkała takich tylko ; nikt dotąd nie ulitował się nad jej młodością , nad jej wdziękiem , nad jej wiarą ; jedynym mistrzem jej , twardym , nieubłaganym , było życie . W kilka miesięcy później , Cecylja była znowu sama w swojej izdebce , szyła coś pilnie siedząc przy oknie , a drobne białe paluszki pracowały zawzięcie . Ale na czole jej pochylonem nad robotą znać było dojmującą troskę . Łzy nieraz zasłaniały jej oczy ; ocierała je szybko i z nową energja przesuwała igłę . Rysy jej wyciągnęły się i pobladły w tym krótkim przeciąga czasu , a jednak młodość ma tak niewyczerpaną siłę , ma wdzięk tak nieprzeparty , że mimo to była piękniejszą może jeszcze niż dawniej . Wzrok nabrał głębokości , promieniał cierpieniem . Skromna płócienkowa suknia obciskała jej ramiona i uwydatniała kształty ; włosy skręcone niedbale w bogatych zwojach piętrzyły się nad karkiem , którego delikatne zarysy mszyły się złotym puszkiem przy poroście włosów , w promieniach zachodzącego słońca . Malarz był by się zapatrzył na tę postać wdzięcznie pochyloną nad pracą , oświeconą różowemi blaskami zachodu ; ale ona snać nie pomyślała wcale o piękności swojej — nie było na ścianie nawet lusterka , w któreby mogła rzucić przelotne spojrzenie . Zastukano do drzwi . — Kto tam ? — zapytała niespokojnie . — To ja panienko , ja Franciszek — odezwał się znajomy głos stróża . Otworzyła mu . Wszedł niosąc jej skromny obiad , który postawił na stole . — Dziękuję wam Franciszku — wyrzekła , — czy nie przysłano dla mnie pudełka z robotą z magazynu ? — Nie panienko , tylko tę oto karteczkę . Cecylja rozwinęła ją z gorączkowym pośpiechem . Odbierano jej robotę — nie była więcej potrzebną . Załamała ręce z rozpaczą . Zdarzało jej się to już poraz dziesiąty . Daremnie brała się do wszystkich zajęć , daremnie wykonywała pracę jak najsumienniej , przestając na najmniejszej płacy ; zawsze robotę dawano jej jak z łaski , i odbierano po dniach kilku ; a tymczasem nędza zaglądała już do biednej izdebki . Stróż spoglądał na nią z pod oka , a wzrok jego nie wzbudzał zaufania ; ale Cecylja nie zważała na to . Przygnębiona tym ostatnim ciosem , który skazywał ją na bezczynność , blada , z zaciśniętemi rękami , stała na środku pokoju . — Panienko — odezwał się w końcu Franciszek niepewnym głosem , jakby nie śmiał skończyć zaczętej mowy ; panienko , wczoraj minął pierwszy . — Pierwszy — powtórzyła Cecylja , w której to słowo nie budziło snać żadnej myśli . — Tak jest , należy się już pięćdziesiąt złotych za komorne ; gospodarz czekać dłużej nie chce . Cecylja zarumieniła się gwałtownie . Pieniędzy tych nie miała ; trzeba było wybrać coś z ubogich sprzętów , z niezbędnych rzeczy , przedać coś lub zastawić — a ona nie wiedziała nawet jak to uczynić . Trzeba jej było uczyć się schodzić jeden po drugim na wszystkie szczeble nędzy , i przywyknąć do tych cochwilnych poniżeń towarzyszących nędzy . — Za chwilę — rzekła nie podnosząc oczu na Franciszka , — za chwilę wyjdę i przyniosę wam pięniądze . Stróż zawahał się chwilę spoglądając z ukosa , nie rad widocznie z siebie i z drugich , i wyszedł machnąwszy ręką , jakby chciał powiedzieć , że cudze sprawy nie obchodzą , go wcale . Cecylja stała zawsze tam gdzie ją zostawił , tak zatopiona w boleśnych myślach , że zapomniała nawet drzwi zasunąć ; obiad jej stygnął na stole , nie była w stanie nawet go skosztować . W tej chwili szybkie męzkie kroki dały się słyszeć na wschodach ; poznała je , pobiegła ku drzwiom by je zamknąć , ale już było zapóźno . Młody człowiek ukazał się w progu . Rękę obciśniętą jasną rękawiczką położył na klamce , a sam wsparty na odrzwiach , zamykał jej drogę odwrotu . Postawa jego wyniosła miała wdzięk wykwintny i pewny siebie , znamionujący człowieka który przywykł do rozkazywania , któremu majątek , imię , położenie towarzyskie , otwierały wszystkie drzwi bez wyjątku . Grzeczność jego nawet miała odcień lekceważenia . Rysy miał piękne , a jednak sucha linją profilu przypominała nie wiedzieć czem drapieżnego ptaka , którego instynkta kryć się musiały pod powierzchownością wytworną . Ciemne włosy , lśniące i miękkie jak jedwab , osłaniały czoło trochę wązkie ale dumne i wysokie ; usta pięknego rysunku , pełne , krwią nabiegłe , zdawały się spieczone jakiemś wiecznem pragnieniem ; nos orli o hardych zarysach , ściśnięty ciemnemi brwiami , nadawał ostry wyraz całej twarzy , a oczy zbyt blisko siebie osadzone powiększały go jeszcze . Oczy te były czarne , śmiałe , bezczelne prawie ; niebieskie białka podnosiły ich blask gorący , i przykrem czyniły spojrzenie . Zresztą , nozdrza rozdęte i wydatna szczęka świadczyły , że w tym człowieku namiętności wzięły górę nad moralną istotą , i rządziły nią samowolnie . Stał chwilkę wpatrując się w Cecylję , a we wzroku jego była litość , szyderstwo , żądza , i poszanowanie — mieszanina dziwna uczuć co nim miotały . Zmiana jej twarzy nie uszła jego uwagi ; zresztą może i znał dokładnie jej położenie , i umyślnie przyszedł w chwilę zniechęcenia i upadku ducha . Ona drżała pod jego wzrokiem , jak ptasze pod spojrzeniem węża . — Panno Cecyljo — wyrzekł miękko , czy dość ci już tej smutnej próby ? I swobodnie postąpił parę kroków zbliżając się do niej . Wówczas ona także przyszła do siebie , i podnosząc czoło zmierzyła go okiem pełnem pogardy . Ale on rozśmiał się tylko , odsłaniając dwa rzędy białych zębów pomiędzy purpurowemi wargami . — Panie hrabio — wyrzekła Cecylja cofając się przed nim , sądziła m że tu przynajmniej jestem u siebie , i wolną od obecności twojej . Te słowa podrażniły go , bo odparł szyderczo . — Więc wojna trwa dalej , piękna Cecyljo ? — Dopóki panu podoba się mnie prześladować — odrzekła dziewczyna , której pomimo dumnych słów łzy zakręciły się w oczach . — Wszakżeż wojna i pokój jest w twoich rękach — odparł młody człowiek widocznie podraźniony , odpowiadając na jej hardość lekceważeniem . — Ale mieszkasz pani piekielnie wysoko , zmęczył em się na prawdę ; więc pozwól niech odpocznę . — I nie czekając odpowiedzi , sięgnął po krzesło i usiadł jakby u siebie , nie spuszczając jednak oka z Cecylji . Ona była bladą śmiertelnie ; łzy oburzenia drżały na jej rzęsach , ale im spłynąć nie dała . Bezczelność tego człowieka powiększyła jej dumę ; nie chciała pokazać mu się rozpłakaną , i nie mówiąc słowa skierowała się ku drzwiom . Hrabia nie tracąc na chwilę uśmiechnionej swobody , którą umiał pokrywać wszystkie uczucia , stanął przed nią . — Zwolna , zwolna , panno Cecyljo — wyrzekł — jak widzę nie jesteś wcale gościnną ; ale ja nie przyszedł em tak wysoko , by tak prędko stracić przyjemność twego towarzystwa i sposobność rozmowy . — Panie hrabio , daremnie dorzucasz szyderstwo do obrazy , nadużywając swego położenia ; zdanie moje o tobie nie zmieni się nigdy . — To ty , okrutna dziewczyno , nadużywasz władzy swojej nademną . — Więc zostaw mnie pan w pokoju ; czyż zemsta twoja nie była zupełną , czyż nie pozbawił eś mnie schronienia i dobrej sławy ? On uśmiechnął się nawpół litośnie , nawpół zwycięzko . — To prawda — wyrzekł ; — ale dla czegóż odrzucasz pani tak uparcie wszystko co chcę ci dać w zamian ? Wszak ofiaruję więcej daleko niż stracić mogła ś . Cecylja zacisnęła ręce gwałtownie ; gniew wrzał w jej piersi i błyskał w spojrzeniu . — Oszczędź sobie pan słów próżnych , puść mnie ztąd . — Chwilę jeszcze cierpliwości , rzekł hrabia nie ruszając się z miejsca ; — uspokój się pani , chociaż doprawdy prześliczną jesteś gdy się gniewasz . Pomówmy rozsądnie jeśli to być może . Pomyśl tylko coś zyskała dotąd w tej walce dziecinnej ; doświadczyła ś już że groźby moje próżnemi nie są . Nie wyzywaj mnie dalej . — Tak jest , doświadczyła m że podłość twoja nie cofnie się przed kłamstwem , przed oszczerstwem ; i wiedz o tem : pogardzam tobą hrabio Wilhelmie . Złowrogi cień przesunął się po czole jego ; widocznie zuchwałość tej dziewczyny przechodziła wszystko co dozwolone pięknej kobiecie . Ale niby nie zważając na to , mówił dalej spokojnie . — Liczyła ś na pracę , panno Cecycljo — czy masz jej wiele dotąd ? — I cóż ztąd ? możesz przyprowadzić mnie pan do ostatniej nędzy — nic więcej . — Więc upór twój trwa ciągle ? — mówił Wilhelm napróżno chcąc ukryć gniew pod pozorem lekceważenia ; głos jego drżał , oczy pałały . — Widzę że przyszedł em zawcześnie — powrócę później . — Nigdy nie usłyszysz pan innego słowa — nigdy , nigdy ! — Jakiemże dzieckiem pozostała ś dotąd , panno Cecyljo , kiedy z taką pewnością wymawiasz ten wyraz : nigdy ! zaręczasz za jutro ; dla tego już samego wierzyć ci nie mogę . Kobieta podniosła na niego wzrok promienny niezachwianem przekonaniem . — Wszak dotąd nie zmieniła m się w niczem — rzekła tylko . — Nie , ale prędzej lub później zmienić się musisz ; ty wiesz , że ja się cofać nie umiem . — Ani ja także , — odparła dziewczyna z dumą i powagą nieszczęścia — oszczędź pan sobie gróźb próżnych . Cokolwiek spotkać mnie może , nie schylę głowy przed koniecznością , nie stanę się igraszką , okoliczności . Oddal się pan , zapomnij o mnie — wówczas będę ci mogła przebaczyć . — Zbyt piękną jesteś Cecyljo — przerwał jej Wilhelm z wybuchem — by można o tobie zapomnieć ; wiesz o tem dobrze , wiesz , że choćbym nie chciał , kochać cię muszę . Władza twoja nademną jest nieograniczoną . — Więc dobrze , daj mi pan tego dowód — odejdź . — Odejdę , ale z tobą Cecyljo ; zawiozę cię ztąd daleko , gdzie rozkażesz tylko , ale wyrwać cię muszę z tej nędznej izdebki , w której więdnieje piękność twoja w samotności i opuszczeniu . Ja chciał by m stworzyć ci raj rozkoszy . Miej litość sama nad sobą . I gdy to mówił , głos jego dźwięczał prośbą , wyciągnął ku niej ramiona . — Boże mój ! — zawołała dziewczyna — czyż nikt nie uwolni mnie od widoku tego człowieka ! Czyż na domiar złego słuchać go muszę ! Zaledwie domawiała tych słów , drzwi o które stał oparty Wilhelm zatrzęsły się gwałtownie , otwarły pomimo ciężaru jego — i jakby wywołany rószczką czarnoksięzką , ukazał się na progu młody człowiek , który kiedyś tak zawzięcie wpatrywał się w pałac Koreckich . Z kolei ręka jego spracowana spoczęła na klamce , i postać wynurzyła się z półcienia . Twarz jego była na pozór nieporuszoną , a jednak jakie dziwne wzruszenie , jakaś burza niepohamowana zdawała się wrzeć po za tą maską spokoju , i wstrząsać piersią jego falującą gwałtownie . Żaden muskuł nie drgnął na twarzy , tylko oczy jego południowe sypały iskrami . Cecylja korzystając z tej niespodzianej pomocy , rzuciła się ku drzwiom . — Panie ! — zawołała — ktokolwiek jesteś , uwolnij mnie od niego . Wilhelm zrazu gniewny i dumny spojrzał przez ramie na śmiałka , który odważył mu się przeszkadzać ; ale skoro ujrzał twarz jego , stanął jak osłupiały i pobladł gwałtownie . Pewność siebie , czelność niezachwiana , opuściły go w jednej chwili ; był jak winowajca przed sędzią , jak dziecię przed mistrzem , a z ust jego , jak okrzyk tłumionej zgrozy , wyrwało się to jedno imię . — Kiljan ! — Tak jest Wilhelmie — odparł Kiljan głosem stanowczym lecz cichym , jak gdyby usta zaciśnięte wypowiadały mu posłuszeństwo — nie spodziewał eś się spotkać mnie tutaj . Hrabia milczał ; żaden z sarkazmów któremi odpowiadał bezbronnej dziewczynie , nie przyszedł mu teraz do myśli . Kiljan postąpił krok naprzód i przed piorunującym wzrokiem jego spuściły się śmiałe źrenice Wilhelma . Kiljan nachylił się ku niemu . — Idź ztąd , szepnął tylko — i nie powracaj nigdy ; a śpiesz się , by m nie zapomniał że jedno nazwisko nosimy . Tego rozkazu Wilhelm nie dał sobie dwa razy powtarzać ; wyszedł śpiesznie , a kroki jego słychać było po stromych wschodach , aż ucichły w oddaleniu . Kiljan i Cecylja pozostali sami . Wówczas młody człowiek zbliżył się do niej ; twarz jego była bladą jeszcze — ale gdy przemówił , głos jego stracił całą ostrość brzmienia , miał tylko dźwięk sympatyczny . — Przebacz mi pani — wyrzekł z wytworną grzecznością , kontrastującą dziwnie z ubraniem rzemieślniczem i z poddaszem , w którem się znajdowali ; — przebacz mi to najście twego mieszkania . Ale przechodząc usłyszał em jak wzywała ś pani pomocy , poznał em głos człowieka , który cię krzywdził samą obecnością swoją . Cecylja zrazu nie była w stanie odpowiedzieć " . W obec prześladowcy swego potrafiła wstrzymać łzy ; teraz pogwałcone uczucia odzyskiwały swe prawa . Z twarzą ukrytą w dłoniach , łkała gwałtownie . Kiljan obejrzał się niespokojnie po mieszkaniu , świadczącem o nędzy znoszonej wytrwale , o nieszczęściu z którem walczono , i wzrok jego pałający przed chwilą nabrał tej nieskończonej słodyczy , jaką mają czasami oczy południowców , w których każde uczucie maluje się silnie . Kiljan , trafem , igraszką losu , czy też z prawa urodzenia , miał aksamitne źrenice Hiszpanów lub Kreolów ; długie czarne rzęsy zakręcone , przysłaniały je zazwyczaj ; ciemne powieki łagodziły ich wyraz ; zresztą rysy jego szlachetne i wyraziste nie miały nic obcego . Z pewnością człowiek ten nie pomyślał nigdy o powierzchowności swojej i dla tego powierzchowność odbijała właśnie wewnętrzną istotę jego . Znać w nim było i przebyte niezachwianem sercem koleje i rany odebrane w walce życia , a zabliźnione wolą ; znać było siłę ducha i ciała czerstwość i pogodę myśli . Widać zaznał cierpienie , bo spoglądał na Cecylję z głębokiem współczuciem . — Pani — wyrzekł miękko i cicho zbliżając się do niej — przebacz mi jeśli jestem natrętnym ; uspokój się przez litość ! powiedz czy mogę ci być w czem użytecznym ? Te słowa podwoiły tylko łzy dziewczyny . Tak dawno odwykła od współczucia , tak dawno samotna walczyła z sobą , że teraz siły wypowiadały jej posłuszeństwo . Młody hart jej ducha topniał w obec tych wyrazów pociechy ; płakała ciągle , próżno siląc się przemówić . Kiljan zrozumiał , że teraz spłakać musiała łzy długo tłumione ; zobaczył spazmatyczne łkania , wstrząsające jej całą postacią . Nie tracąc czasu nalał szklankę wody , zaprawił ją laurowemi kroplami które przyniósł od siebie , i odejmując lekko jej rękę od twarzy , podawał jej napój . Cecylja spojrzała na niego z za łez z nieopisanym wyrazem wdzięczności ; on teraz dopiero dostrzegł i zrozumiał , jak bardzo ona piękną była . Oczy jej spoglądały na niego tak smutnie , tak ufnie ! blade usta składały się do uśmiechu , a białe ręce złożone na piersiach zdawały się przyciskać rozburzone serce . I mimowolnie współczucie jego zmieniło się w inne uczucie . Ręka którą podawał jej wodę , drżała ; słowa któremi przemawiał , byłyto zwykło słowa pociechy , ale dźwięk głosu nadawał im głębsze znaczenie i moc przekonywającą . Cecylja zwolna odzyskała panowanie nad sobą , podniosła głowę , otarła łzy i spojrzała dokoła z pewną trwogą . — Me lękaj się pani — wyrzekł Kiljan , który zrozumiał znaczenie tego spojrzenia — niema go już tutaj , nie powróci więcej . — O nie znasz go pan — odparła dziewczyna . Dziwny , tajemniczy półuśmiech przebiegł po ustach Kiljana . — Nie znasz go pan — powtórzyła ; wola jego niezłomna , kaprys nieubłagany , zemsta niemiłosierna . Powiedział że powróci i dotrzyma słowa . — Me pani ! przysięgam ci , że noga jego nie przestąpi więcej tego progu . Taka była stanowczość w tych słowach , że Cecylja mimowolnie zmierzyła okiem człowieka , który dawał jej to zapewnienie . Cóż on za władzę posiadał nad hrabią Wilhelmem Boreckim ? dla czego tamten na pierwsze słowo jego opuścił to poddasze ? dla czego sam widok jego potrafił zniweczyć bezczelną spokojność , z jaką znosił jej wyrzuty i wzgardę ? Na to spojrzenie pełne zapytań , Kiljan odpowiedział tylko smutnym , właściwym sobie uśmiechem ; ale w tym uśmiechu , w obejściu się jego , było coś wzbudzającego taką ufność , że Cecylja śmielej spojrzała w przyszłość . On zwolna , ostrożnie , jak człowiek przywykły dotykać ran palących , wybadał jej położenie . Doszła już do stopnia zrozpaczenia , które ukryć się nie może ; czuła się tak opuszczoną , tak na łasce losu , tak znękana walką , że bez oporu powiedziała mu wszystko . W przeszłości jej nie było nic , czegoby wyjawić nie mogła , a zresztą z Kiljanem spowiedź była tak łatwą ! on odgadywał to co jej usta wahały się wymówić , dopełniał słów , których jej brakło , jak gdyby żył pomiędzy tymi co ją pokrzywdzili , jakby znał mowę , obyczaje i myśli tajemne tego świata , co ją odpychał dla tego tylko , że nie chciała zrobić mu ustępstwa , że nie uznała tego krwiożerczego władcy dzisiejszego wieku — bożka Miljona . I słuchał ją z cichem poszanowaniem , z współczuciem bratniem . A kiedy przyszła do dni ostatnich , gdy pokazała mu pismo odebrane przed chwilą , które skazywało ją na przymusową bezczynność , gdy wyszeptała , że jutro może nie będzie miała schronienia i dachu , wymowne oko jego zapałało . — Bądź pani spokojną — wyrzekł drżącym głosem — Biedni powinni wspierać się wzajemnie ; pracę odpowiednią ja pani wynajdę . Zresztą , powtarzam to raz jeszcze : ani hrabia Wilhelm , ani nikt inny bez woli twojej nie przerwie smutnego spokoju twego życia . Dziwną była przekonywająca władza tego człowieka . Cecylja uwierzyła mu bez wahania , czuła że obiecywał to tylko czego potrafi dotrzymać , że we współczuciu jego nie było ni czczej ciekawości , ni dziecinnej przechwałki . Siła wewnętrzna , pogodna , pewna siebie , promieniała mu z czoła , podbijała mu myśli i serca ludzi dobrej woli ; a przytem w głosie jego , w spojrzeniu , zdawała się dźwięczeć jakaś struna tajemna , skazana siłą woli na milczenie . Zdawało się , że myśląc o drugich , odrywał się od skrytego cierpienia ; że pocieszając obcą boleść , sam znajdował pociechę . Gdy Cecylja była spokojniejszą , on obejrzał się po izdebce , jakby szukał czy jej czego nie brakło , i dostrzegł jej biedny obiad ostygły oddawna . — Pani nie jadła ś nic dzisiaj , zawołał z pewnym wyrzutem . Cecylja uśmiechnęła się wzruszając ramionami . — Nie mogła m jeść — odparła jak dziecko przyznające się do winy . — To źle bardzo , rzekł młody człowiek pół żartem pół serjo ; — nie zbadała ś jeszcze pani wszystkich tajemnic ubóstwa , nie nauczyła ś się wielu twardych prawd naszego życia . My ludzie pracy , panno Cecyljo , powinni śmy szanować samych siebie , jako jedyny kapitał posiadany . Zdrowie nie jest dla nas tylko przyjemnością , ale potrzebą , niezbędną ; choroba to zbytek na który nas nie stać . Nie wolno nam poddawać się rozdraźnieniu nerwów , nie wolno nam zważać na ból żaden ; nieubłagana konieczność każe nam iść naprzód , bo biada temu co ustaje na drodze . Bądź jak bądź , w dniu każdym trzeba sił nabrać na jutro , więc nie można zapominać o posiłku . — Masz pan słuszność — odparła dziewczyna z pewnym dreszczem przerażenia — wiele bardzo nauczyć mi się potrzeba . I zniechęcona oparła głowę na ręku ; te powszednie prawdy zbyt twarde były dla niej . — Więc — dodała po chwili — na co walczyć ; czyż śmierć nie jest lekarstwem na wszystko ? Nie był to czczy frazes rozpieszczonego dziecka , ale ostatni wyraz istoty , która długo bardzo znosiła nad siły . Kiljan spojrzał na nią z wyrzutem , i wzruszenie silniejsze od woli wybiło mu na twarz . Mógł jej powiedzieć , że nie umiera się od razu ; że choroba w nędzy , to opuszczenie , to głód i zimno najczęściej ; a śmierć to prawie zawsze łóżko szpitalne , w ogromnej sali pośród jęków , skarg , wyrzekań ; że nim się skona , trzeba patrzeć na konanie drugich , i widzieć ich konwulsje przedśmiertne . Ale nie uczynił tego ; zrozumiał że nie pora była dodawać goryczy i trwogi tej zbolałej kobiecie , i rzekł tylko z przymuszonym uśmiechem : — W twoim wieku panno Cecyljo , śmierć to próżna zachcianka ; wierzaj mi , nie umiera się tak łatwo , zwłaszcza gdy się umrzeć pragnie . Więc nie mówmy o tem daremnie ; mówmy o życiu , które chociaż ciężkie , ma jednak swoje piękne chwile . Nieprawdaż ? — Ja nie zaznała m ich dotąd — odparła — ja nie wiem nawet jak szczęście wygląda . — Tembardziej zaznać go pani powinna ś ; kto wie co chowa ci przyszłość . Ale ona wstrząsnęła smutnie głową . — Jesteś pan dobry — wyrzekła — chcesz koniecznie pogodzić mnie z losem , który znosić muszę , ale nie potrafisz wmówić we mnie , że on jest słodkim . Kiljan patrzał na nią przez chwilę głęboko i łagodnie . Każden los — odparł poważnie — ma gorycze i słodycze sobie właściwe ; wszystko zależy na tem by ich dopatrzeć , by odszukać w głębi własnego ducha strunę wesela , i rozszerzyć granice myśli tego królestwa , danego każdemu na własność nienaruszalną , nad którem powinni śmy panować samowładnie . Patrz pani na to słońce chylące się do zachodu ; czyż ono nie przyświeca zarówno każdemu co patrzeć umie ? czyż cuda świata nie powinny napełniać każdej piersi harmonją i spokojem ? A w krainie ducha , czyż nie napotykamy tyle czystych rozkoszy ? dla człowieka co je zaznać umie , cóż znaczą zewnętrzne okoliczności ? Wszak szczęścia nie daje ani położenie , ani fakt żaden ; ale zdolność użycia , idea którą do każdej rzeczy przywiązujemy . Mógł mówić długo . Cecylja słuchała go chciwie , zawieszając swe jasne spojrzenie na jego oczach promiennych przekonaniem , jak gdyby piła spragniona pogodną mądrość słów jego . Poraz pierwszy przemawiano do niej w ten sposób ; pod wpływem tych wyrazów budziły się w niej myśli , instynkta zmieniały w przekonania . — Mów pan jeszcze — zawołała gdy zamilkł — twoje słowa dają siłę i pokój . Uśmiechnął się pogodnie , wesoło prawie . — Więc , spytał , przyznajesz mi pani słuszność , zawierzysz radom moim ? jestem wiele starszy od ciebie panno Cecyljo , wiekiem i doświadczeniem . — O wierzę panu — zawołała . — Masz pani słuszność — odparł poważnie — dotąd niezawiodłem nigdy nikogo . Przez chwilę zdawał się zapominać o niej , myśl jego biegła w przeszłość ; ale to trwało krótko . — Więc naprzód — dodał żartobliwie — wracając do realnych warunków życia , musisz się pani zupełnie poddać władzy mojej . Promień wesela nadawał nowy urok jego wyrazistej twarzy . Cecylja zapominając o wszystkiem , musiała odśmiechnąć się nawzajem , skłaniając głowę na znak posłuszeństwa . — Naprzód , musisz być pani spokojną , musisz porzucić wszystkie troski . Zaręczam , że jutro będziesz pani miała więcej roboty niż jej podołać potrafisz ; ale trzeba postarać się o taką , która najbardziej produkcyjną będzie . Czy znasz pani rysunek ? czy potrafisz malować wachlarze , kolorować sztychy ? Tu spotkała by ś mniej konkurencji niż w szyciu i zwyczajnych kobiecych robótkach . — Probowała m malować , i udawało mi się nie źle ; jednak nie wiem czemu wszędzie odmawiano mi roboty . — Domyślam się , że to była sprawa hrabiego Wilhelma ; ten człowiek nie cofnie się przed żadnym środkiem dla osiągnięcia celów swoich . Na tej drodze mógł on zwalczyć samotną , niedoświadczoną kobietę ; ale ja stawię mu czoło , obaczymy kto z nas silniejszy . Kiljan wymówił te ostatnie słowa powolnie , z brwią ściągniętą , niby sam do siebie . Cecylja słuchała go z coraz większem zdumieniem ; zdawało jej się , że ma do czynienia z jakimś czarodziejem , władającym ukrytemi siłami . Jednak nie wątpiła wcale o prawdzie słów jego , i pytała znów samej siebie : kto był ten człowiek kryjący pod ubiorem rzemieślniczym tak wykwintne obejście , tak głębokie myśli ? jakim sposobem on posiadał tyle siły i tyle słodyczy zarazem ? — Więc będziesz pani spokojną do jutra ? — zapytał zwracając znów mowę do niej głosem tak miękkim , że w nim dźwięczała prośba prawie ; pamiętaj o tem co mówili śmy przed chwilą : zdrowie , to jedyny kapitał ubogiego . Ja chcę aby ś pani spała spokojnie ; musisz mi to przyrzec . Ciche łzy wdzięczności zbierały się w oczach Cecylji , spojrzenie jej zwilżone było wymowną odpowiedzią . Kiljan je zrozumiał . — To nie dość jeszcze — mówił dalej — na początek jestem bardzo wymagający . Teraz powinna ś pani wypić herbatę , a tego już sam dopilnować muszę . Dnia tego było święto w ubogiem poddaszu . Stół wysunięty na środek pokoju , a na nim wkrótce zakipiał samowar i stanęły wszystkie herbaciane przybory , które znalazły się u Kiljana . Cecylja nakryła stół białym obrusem i ustroiła kwiatami ; mała lampka rzucała na wszystko wesołe światło ; przez okno otwarte na balkonik obwinięty bluszczem , widać było niebo zasiane gwiazdami . Oboje zasiedli wówczas do skromnej wieczerzy , przy której Cecylja gospodarowała z prostotą i wdziękiem swobody . Poraz pierwszy od lat wielu czuła się w atmosferze przyjaznej , rozwijała się w niej , rozkwitała niejako ; bratnie słowo powróciło jej wiarę w życie , i według przepisów Kiljana myślała o jutrze bez trwogi . On był poważnym jak zwykle ; żart jego i uśmiech nawet miały tę bolesną pogodę , do której dochodzi się tylko przez zawody , próby i cierpienia znoszone z niezachwianem męztwem . Oczy jego chodziły za nią z jakimś wyrazem miękkim i przyjaznym , mgliły się słodyczą zapomnianą oddawna . Czy tylko uczucie spełnionego obowiązku wywołało na twarz jego ten wyraz ? któż to mógł odgadnąć ? On sam w tej chwili nie badał wrażeń swoich ; ale błogo mu było gdy kobieca ręka przygotowywała mu napój , gdy twarz jej piękna i przyjazna rozweselała mieszkanie samą obecnością swoją , gdy wzrok jej zwracał się na niego promienny ufnością , i uśmiech wykwitał na usta . Rozmawiali o tem jutrze tak groźnem dla biednych , o sposobach wywalczenia go dla osamotnionej kobiety — gdy ciężkie kroki dały się słyszeć na wschodach , i Franciszek zastawszy drzwi niezamknięte , wszedł do izdebki . Ale na widok Kiljana siedzącego naprzeciw Cecylji zmięszał się i chciał odejść ; młody człowiek zauważył to odrazu . — Co to powiecie Franciszku ? — zapytał patrząc mu w oczy . — Ej nic panie — mówił stróż widocznie zakłopotany tem niespodzianem spotkaniem ; przyszedł em bo . . . bo . . . Kiljan wstał od stołu i zbliżył się do niego . — Czy chodzi wam o komorne ? — Tak panie . . . to jest . . . ja chciał em . . . przypominał em . . . Panna Cecylja powiedziała , że dziś zapłaci . . . To nic , nic , powrócę kiedy indziej . I cofał się ku drzwiom . — Nie Franciszku , ja muszę dzisiaj rozmówić się z tobą . Zbliżył się do niego bardziej jeszcze . — Czy pamiętasz , — spytał tak cicho by Cecylja słyszeć go nie mogła — gdy żona twoja chorowała na tyfus , kto ja leczył i doglądał ? Franciszek podniósł oczy zdziwione , bo pierwszy raz w życiu Kiljan wspominał dobrodziejstwo swoje . — Pan , panie Kiljanie — odparł , jakżeby m to mógł zapomnieć ? — Zapomniał eś o tem i właśnie dzisiaj . Czy pamiętasz kiedy właściciel tego domu chciał cię oddalić ze służby , którą zaniedbywał eś przy kieliszku — kto cię utrzymał na miejscu ? — To pan także . — Kto syna twego oddaje do szkół , kto córkę umieścił w haftami ? — To pan jeszcze , i wdzięczni mu będziemy do śmierci . Kiljan lekko brwi ściągnął na ten wyraz . — Nie chcę wdzięczności żadnej , wiesz o tem dobrze ; ale zapomniał eś tego com ci powtarzał codzień , co chwila , zapomniał eś haniebnie . Franciszek spuścił oczy ; widać sumienie jego obciążone było , bo nie mógł znieść wzroku Kiljana . — Zapomniał eś — mówił dalej młody człowiek , że biedny biednego wspomagać powinien ; że krzywda samotnej sieroty , to grzech wołający o pomstę do Boga ; zapomniał eś , że zamiast dorzucać bliźniemu ciężaru , powinien eś ulżyć go ile ci sił stanie . Zapomniał eś , że to com uczynił , nie uczynił em dla ciebie osobiście Franciszku , boś na to nie zasłużył ; ale dla tego , że dopełniając mego własnego obowiązku , wskazywał em go i tobie także . A teraz powiedz mi , dla czego dręczył eś tg biedną kobietę listami , których odbierać nie chciała ? dla czego wpuścił eś tu hrabiego Horeckiego ? dla czego upominał eś się o komorne w imieniu właściciela , który o tem nic wiedział ? — Powiedz mi , ile zapłacono ci za to ? — Panie , wyjąkał stróż — jestem biedny , pan to wie najlepiej ; mam dzieci . . . hrabia rzucał rublami . . . a panna Cecylja . . . panna Cecylja . . . jak zwykle . . . — Wiele wziął eś ? — przerwał mu Kiljan głosem cichym ale tak stanowczym , że Franciszek odparł bez wahania . — Dwadzieścia rubli panie . — Jutro te dwadzieścia rubli odniesiesz hrabiemu , rozumiesz ? — Nie mam już ich panie ; rubla tylko co wydał em , może się pan zapytać w sklepiku na rogu . — Ty wiesz , że mnie nie łatwo oszukać ; oto masz tego rubla , pożyczam ci go . Pieniądze te są źle zarobione Franciszku , to grosz Kaimowy ! czy wiesz wiele on łez kosztował , czy wiesz , że mógł kosztować drożej daleko ? Oddasz je jutro , a jeśliby ś tego nie uczynił , to ja zupełnie zapomnę o tobie , bo będziesz ostatnim niewdzięcznikiem . Franciszek ze spuszczoną głową wyszedł z izdebki ; nie w smak mu był rozkaz Kiljana , a jednak moralna potęga jego była tak wielką , iż czuł że go spełnić musi . Młody człowiek powrócił do Cecylji . Ona stała na balkonie , głowę wsparła na złożonych rękach , i spoglądała w górę . Kiljan zatrzymał się w progu i patrzył na nią przez chwilę wzrokiem , jakimby matka patrzeć mogła na biedne cierpiące dziecko , i milczał , jakby lękał się jej przerywać to spokojne marzenie . Ale dziewczyna usłyszała kroki jego , i zwróciła ku niemu głowę z uśmiechem . — Teraz , rzekł Kiljan — panno Cecyljo , muszę ci powiedzieć dobranoc , i przypomnieć uczynioną mi obietnicę spokoju . Jutro rano sam zobaczę się z właścicielem tego domu ; znam go trochę — on pewno niepokoić cię nie będzie , a w południe postaram się o robotę . Cecylja wyciągnęła ku niemu rękę . — Jak podziękować panu — szepnęła . — Nie dziękując wcale ; czyż w danym razie nie uczyniła by ś pani dla mnie tej małej przysługi , którą mam sposobność wyświadczyć ? To panię zupełnie uwolnić powinno od wszystkich obowiązków wdzięczności , na którą nie zasłużył em niczem dotąd . — Niczem ! zawołała dziewczyna — pozwól pan sercu memu o tem sądzić , ale powiedz mi przynajmniej kto jesteś ? — Cóż panię imię moje obchodzić może ? Jestem sam , rzucony w życie jak pani , nie mam rodziny , i pracuję na twardy chleb powszedni . Czyż to nie dość by stworzyć pomiędzy nami rodzaj braterstwa ? — Więc nie chcesz mi pan nawet powiedzieć imienia swego ? — Imię moje jest Kiljan ; imię to mało używane jest w kraju naszym , i dla tego służy mi ono prawie za nazwisko ; pracuję w fabryce wyrobów chemicznych . Czy to pani wystarcza ? Te ostatnie słowa dodał zwykłym sobie smutno żartobliwym tonem . Dziewczyna spojrzała mu w oczy . — Rozumiem , — wyrzekła zarumieniona — ukrywasz pan nazwisko swoje , przebacz mi niewczesne pytania . Wiem że jakiekolwiek są powody pana , z pewnością muszą być słuszne i szlachetne . — Nie pani — odparł młody człowiek z pewną dumą , — ja nie mam nic do ukrycia , nazywam się Kiljan Horecki . I nie czekaiąc dalszych zapytań , pożegnał Cecylję . Gdy się to działo w domu przy Śto Jańskiej ulicy , hrabia Wilhelm , po niespodzianem spotkaniu z Kiljanem , zły i gniewny zbiegł z czwartego piętra , i spotkawszy swój tilbury czekający na niego na Zamkowym placu , pochwycił lejce z rąk grooma i popędził Krakowskiem Przedmieściem . Brama dziedzińca pałacu Horeckich była na oścież otwartą , pełno powozów stało przed nim rzędem . — Aha — mruknął młody człowiek , — to znowu ten przeklęty piątek ! matka moja pracuje dla biednych . Rzeczywiście w wielkim salonie dolnych apartamentów , znajdowało się liczne grono pań . Piątkowe godziny robocze hrabiny bardzo uczęszczane bywały ; ubiegano się o to by do nich należeć , bo zbierały się tam tylko najdystyngowańsze kobiety , sam puch kwiatu arystokratycznego towarzystwa stolicy . Być przypuszczoną do piątków , znaczyło to samo co mieć patent na wysokie stanowisko w społeczeństwie , na wykwint i miłosierdzie zarazem ; one otwierały zarówno podwoje świata i wrota niebieskie , i prowadziły prosto do zbawienia , drogą usłaną różami . Było to poświęcenie bez ofiary , i dobroczynność bez kosztu głośno objawiona światu , sławiona przez usta modnych kaznodziei ; nie dziw więc że w dzień ten , tak długi rząd powozów stał przed gankiem pałacu . . . Salon hrabiny przedstawiał obraz godny pędzla Mierisa lub Velasqueza — tyle tam było świetnych barw , lśniących materij , mistemie ułożonych włosów i pięknych twarzy . Gwar miejski konał tutaj ; wysokie pokoje ustrojone kwiatami nie przypominały niczem dusznych mieszkań Warszawy , rzeźwiły chłodem i wonią , wiosenną . Wielkie balkonowe okna otwarte na ogród , przepuszczały do pokoju światło złagodzone ciężkiemi draperjami firanek a w tym półcieniu ; migotały szeleszczące jedwabie , któremi ustrojone były szlachetne pracownice . Na stołach z mozajki , na lakowych konsolach obok Etruskich wazonów i Sewrskich kandelabrów , rozłożone były grube płótna i wełniaki , odbijając dziwnie od kosztownych sprzętów , od białych paluszków i wytwornych postaci tych co je trzymały w ręku . Hrabina Marja Horecka , jako gospodyni domu , rozdawała robotę z nieporównanym , sobie tylko właściwym wdziękiem — bo umiała władać swemi ruchami , głosem , spojrzeniem , z mistrzostwem które nawet jej towarzyskie koło admirowało i próżno starało się naśladować . Wzruszenie jej ramion , równało się wyrokowi zaguby . Biada człowiekowi który je ściągnął na siebie . Skinienie jej ręki wymazywało z rzędu żyjących ; uśmiech otwierał na oścież podwoje łaski ; spojrzenie wzniesione , było całym poematem , skargą , oburzeniem i zgrozą pobożną . Nawet lekkie poruszenie brwi i nozdrzy wystarczało do spiorunowania śmiałka , coby się dopuścił jakiegobądź przekroczenia przeciwko temu co podobało jej się uważać za właściwe , nietylko pod względem form towarzyskich , ale nawet postępowania , pojęcia i smaku . A przyznać należy , iż to co hrabina uważała za właściwe , zamykało się w straszliwie ciasnych granicach , i zdawało się wyjęte z jakiego średniowiecznego kodeksu , którego epoka wydawała się jej ideałem socjalnego ustroju . Obdarzona tak znakomitem pojęciem historycznem , hrabina mówiła mało ; czcze słowa i nic nie znaczące frazesa spadały z jej ust z Olimpijską powagą ; całą doniosłość nadawało im dopiero brzmienie głosu lub ruch wymowny . Była to kobieta lat pięćdziesiąt kilka mająca , w której resztki niepospolitej piękności sprzymierzone z całym doborem kosmetyków , zwycięzko walczyły z czasem . A jednak w jej obejściu nie było nic zalotnego , coby usprawiedliwiało żądzę podobania się jeszcze , ten cały arsenał podrobionych wdzięków . Przeciwnie , hrabina Marja była zimnego serca , czy też surowej cnoty . Zresztą miała rodzaj pogardy dla wszystkich gorętszych uczuć ; a jeśli stroiła się i malowała , czyniła to tylko przez wzgląd na swe wysokie stanowisko . Miała się w dobrej wierze za wyjątkową w ludzkości istotę , która nie powinna podlegać zwyczajnym kolejom . Starość , była według niej rzeczą gminną , niedozwoloną w pewnych socjalnych sferach . " Fi donc , estce qu'on vieillit " ! Słowa te wymawiała na serjo , ściśle stosując się do nich . I dla tego obsypywała twarz pudrem a la marechale , różowała lica , wodziła pędzelkiem po brwiach i włosach , z głębokiem przekonaniem , iż dopełnia tyra sposobem obowiązku względem towarzystwa , nieledwie względem kraju i ludzkości . Nie zastanowiła się nawet nad tem , czy jej to było przykrem lub mił em ; bo trzeba oddać jej tę sprawiedliwość , że miała za zasadę nie uchylać się nigdy od żadnego obowiązku . Ale jeśli hrabina nieubłaganą była dla samej siebie , surowość tę rozciągała i do drugich ; najmniejsze uchybienie przeciw formom przyjętym , było dla niej zbrodnią wołającą o pomstę do nieba , może jedyną zbrodnią , jaką rozumiała . To też sumienie jej było czyste jak bursztyn , jak kryształ ; podobnej zbrodni nie dopuściła się nigdy . Życie jej było jednem pasmem konwenansowych zajęć , nieskalanych żadnym serdecznym wybuchem , żadną myślą wyższą . " Tak się nie robi — w ten sposób się nie mówi — to nie jest przyjęte " . Te proste formuły wystarczały jej zupełnie do spokojnego życia ; pojęcia jej nie przechodziły po za nie , i żadna wątpliwość nie zaniepokoiła nigdy bezmyślnej niewinności jej duszy . Wyraz " dlaczego " nie istniał w jej słowniku ; nie wymawiała go nigdy sama i nie cierpiała w ustach drugich . I gdyby w raju ziemskim zamiast matki Ewy towarzyszką Adama była hrabina Marja Horecka , ludzkość z pewnością wegetowała by dotąd w pierwotnym pokoju ; nie przechodziła by nigdy zaszczytnych kolei swoich , nie dobijała by się z trudem wiedzy i chwały . Z wychowania , usposobienia i stanowiska swego hrabina była zapamiętałą stronniczką każdego statu quo . Każda rzecz istniejąca , chociażby i najgorsza , wydawała jej się doskonałą już dla tego samego , że istniała ; chcieć zmienić ją w czemkolwiek , było to popełnić grzech , na ukaranie którego niebo i ziemia nie miały dość piorunów . Byłto uosobiony ideał ślepego serwilizmu . Gdyby los ją był rzucił w starożytną społeczność , była by bez wahania się na skinienie arcykapłana rzuciła własne dziecko na stos ofiarny ; w średnich wiekach , na rozkaz rodziny była by wstąpiła w mury zakonne i poświęciła się Bogu ; za czasów wielkiej monarchji Francuzkiej , markiza Montespan lub pani du Barry , nie miały by wierniejszej sługi . Dzisiaj hrabina nie mając tak zaszczytnych obowiązków do spełnienia , wzdychała nieustannie nad bezbożnością i rozkiełznaniem tego wieku , który nic uszanować nie może , i pilnowała ściśle linji demarkacyjnej , jaka rozciągać się powinna pomiędzy wielkim światem a pospolitą rzeszą śmiertelników . W wielki tydzień kwestowała w modnych kościołach ; w czasie zimy uczęszczała na wszystkie dobroczynne bale , koncerta , teatra , strojąc się i bawiąc na intencję nieszczęśliwych . Co więcej , w każden piątek aż dwie godziny poświęcała robocie dla biednych , gromadząc wkoło siebie szlachetne panie , równie gorliwe jak ona o dobro społeczne , oraz dojrzewające , dojrzałe i przejrzałe panny . Pomiędzy temi ostatniemi , niestety ! wypadało pomieścić pierworodną jej córkę , hrabiankę Amelję . Hrabianka należała do rzędu arystokratycznych piękności , wiotkich , smukłych , białych i mglistych jak dziewice Ossyana ; była czarującą gdy miała lat szesnaście ; ale ile upłynęło wiosen od tych błogich lać szesnastu , niedyskretnie było by liczyć . Czas bywa nieubłaganym wrogiem dla podobnego rodzaju piękności ; nakształt kwiatów są one śliczne , dopóki nie zwiędną i nie staną się od razu szkaradnemu Niema dla nich przejść , ni półcieni łagodnego zachodu . Naraz , delikatne rysy jak zwarzone szronem , nabierają ostrości ; nos i broda stają się szpiczaste , i barwią się różami schodzącej z lica ; śnieżna płeć mieni się w żółte cienie przy oczach i skroni , przywodząc na myśl stare alabastry lub opylone pastele — i eteryczna dziewica przemienia się nagle w starą pannę , suchą i wywiędły . Taką stała się Amelja , tem bardziej , że wyraz jej twarzy dowodził , iż bez najmniejszej rezygnacji znosiła to przedłużone dziewictwo . Nie spowodowało go żadne zapatrzenie się w jaki wymarzony ideał , ani wierność własnemu sercu ; ale po prostu to , że okoliczności silniejszemi były od woli , że jakieś majątkowe układy sprzeciwiały się matrymonjalnym zamiarom . Hrabia starał się o utworzenie majoratu , wydziedziczającego córki na korzyść Wilhelma ; męża więcz odpowiedniem położeniem trudno było znaleźć w podobnych warunkach dla hrabianki Horeckiej , nawet wówczas gdy piękną była . Z wdzięków młodości pozostały tylko Amelji słodkie illuzje ; opatrzność spuściła jej na oczy dobroczynną zasłonę . Napróżno zwierciadło odsyłało jej wierny wizerunek obecny ; ona widziała się w niem zawsze taką jaką , była kiedyś , i nie mogła darować światu i ludziom , że nie podzielali jej złudzeń . Słowa jej podobne były do miodu zaprawnego piołunem ; gorycz i żal istoty wydziedziczonej przebijały w każdem spojrzeniu . Tłumiona niechęć do rodziców którzy ją krzywdzili , do brata mającego z jej krzywdy korzystać , objawiała się często ironicznym wybuchem . Nieraz nawet jej sarkastyczna werwa szła dalej , i dotykała rzeczy uświęcone obyczajem — co znów wzbudzało najwyższe zadziwienie i niezadowolenie samej hrabiny . " Amelie , mon enfant , que dites vous donc ? " — mawiała wówczas , wzruszając ramionami sobie tylko właściwym sposobem . Amelja , której niewinnym celem było podrażnienie matki , milkła na chwilę ; ale za pierwszą sposobnością znowu wybuchała , jak gdyby i ona także miała do spełnienia opatrznościową , missję dokuczania drugim , a temu szlachetnemu powołaniu przeniewierzyć się nie chciała . Raziła ją każda młodość , każdy spokój , każcie wesele , tak jak puszczyka razi światło dzienne ; pracowała by je gasić w koło siebie jawnie i skrycie , myślą , wolą i uczynkiem , z wytrwałością godną lepszej sprawy — mszcząc się na społeczeństwie całem za jakieś skryte bole i zawody . Teraz hrabianka otoczona młodszem pokoleniem towarzystwa , szyła jakiś czepeczek , i za każdym ściegiem wpychała igłę z takim wyrazem , jakby nieszczęśliwy kawałek płótna był jej śmiertelnym wrogiem . Hrabina patrzyła na nią zdaleka z pewnym niepokojem ; widocznie zły humor Amelji był wyrazistszym niż zwykle — a matka wiedziała z doświadczenia , że w podobnych razach nie było dla niej nic świętego . Pomiędzy gruppami pracownic toczyły się rozmaite rozmowy . — A propos comtesse — mówiła jedna z nich do hrabiny Marji — nic widzę już od dawna tej ładnej guwernantki ; coż się z nią stało ? — Ah ! ne m'en parlez pas — odparła zagadniona , ze skinieniem ręki podobnem do całej pogrzebowej mowy ; te wszystkie guwernantki , to istny ród jaszczurczy . Jesteś pani bardzo szczęśliwą " że masz samych synów ; doprawdy zazdroszczę ci tego . — O ! niema czego doprawdy ! z guwernerami stokroć większa bieda . Nie wiadomo zkąd się to bierze ; a przytem ma tak dzikie pojęcia o wszystkiem , takie nieuszanowanie dla rzeczy uświęconych , tak złe manjery ! Drżeć muszę prawdziwie powierzając im moich synów . — Tak jak ja swoją córkę . — Czy masz już kogo hrabino , na miejsce tej ładnej panny . . . panny . . . zawsze zapominam jej nazwiska . — Zapomniała m i ja , ale nazwisko nic tu nie stanowi . Imaginuj sobie pani . . . I nachylając się do ucha sąsiadki , szepnęła jej słów parę przyjętych z rumieńcem oburzenia . — Jużto , odparła po chwili zagadniona z uśmiechem — trzeba przyznać iż dowiodła dobrego smaku ; sans compliments comtesse , hrabia Wilhelm jest czarujący . — Ależ on wcale nie zważał na nią ; sam nawet pierwszy zwrócił na jej manewra moją uwagę , sam ostrzegł mnie by ją oddalić . — To się pojmuje . . . w domu rodziców , guwernantka siostry — fi donc ! hrabia Wilhelm est trop gentilhomme pour cela . — Naturalnie , Wilhelm nadto się sam szanuje , a przytem mówiąc między nami , serce jego na prawdę , zajęte . — Piękną księżniczką Stefanją , nie prawdaż ? Hrabina uśmiechnęła się znacząco . — Niech to jeszcze pozostanie entre nous — odrzekła uszczęśliwiona , że tak ważna tajemnica znaną już była światu . — Sądziła m że to rzecz już ułożona . Ułożona prawie , czekamy tylko na przyjazd księżnej Matyldy babki Stefanji , ażeby ukończyć nos arrangements cle familie . Wilhelm tymczasem dowiedziawszy się że Ojciec jest w domu , udał się wprost do apartamentów jego . Hrabia Felix Horecki nie miał jeszcze lat sześćdziesięciu , a jednak blady , suchy , wysoki i przygarbiony wiekiem lub jakimś wewnętrznym ciężarem , wydawał się starszym daleko . Twarz jego wyniszczona , była jednak imponującą . Pomarszczone czoło podnosiło się dumnie ; tylko usta przycięte miały wyraz dwuznaczny , harmonizowały z oczami kosemi , które nigdy nie spoczęły na jednym przedmiocie i gdy nie podniosły się spokojnie na twarz drugą , nie biegały nieustannie , jakby lękały się ludzkiego wzroku , jakby raziło je światło każde . Głowa jego obnażona z włosów , ściśnięta w skroniach , o wydatnych pociągłych rysach , przypominała popiersia rzymskie z Cezarowych czasów . Wypisana była na niej wyraźnie nie tylko starość człowieka , ale starość epoki i społeczeństwa , której był jednym z reprezentantów ; wypisane było na niej coś podobnego do moralnego bezprawia owych wyuzdanych czasów . W uśmiechu jego cynicznym znać było przeżytego rozpustnika , któremu z wychylonej czary ziemskich rozkoszy zostały same męty tylko . Starość jego nie wzbudzała szacunku ; nie było w niej nic z tego ukojenia i tej łagodnej pogody , cechującej schyłek szlachetnie przeżytego wieku . Przeciwnie , znać w nim było jakieś bezsilne żądze , jakieś niewczesne żale , niewiarę w siebie i drugich , i troski tajone nie wzbudzające współczucia , jak gdyby kryły czyny nie znoszące dziennego światła . Jednakże wyraz ten pochodził zapewne z choroby lub z dziwactw właściwych wiekowi ; bo hrabia Feliks znanym był światu całemu , jako jeden z dobroczyńców ludzkości . Był członkiem wszystkich filantropijnych towarzystw , był pierwszym zawsze do niesienia głośnej pomocy bliźnim ; imię jego błyszczało na czele wszystkich składek dla dotkniętych jakąbądź klęską . Szeptano wprawdzie pocichu , że hrabia Horecki za młodu jeszcze korzystając z nieobecności brata , wyzuł go z majątku ; ale musiała to być wierutna bajka — bo gdy tenże brat po długich latach powrócił do kraju , hrabia Feliks był zupełnie zrujnowany , a brat przeciwnie przywiózł ogromny majątek , który rzucił blask nowy na starożytny ród Horeckich . Rzecz więc jasna jak słońce , że w działach oszukanym być nie mógł . Szeptano także , iż brat ten miał jedynaka syna , którego umierając powierzył opiece stryja ; że syn ten potem odsuniętym został od mienia ojca , i przepadł bez wieści . Byli tacy co utrzymywali , że widywano go w gronie ubogiej młodzieży uczęszczającej do uniwersytetu ; że nosił nawet ubranie rzemieślnika — ale to już wyglądało na bezsensowne bajki , wymyślone przez zawistnych . Przecież w pewnym świecie takie rzeczy się nie dzieją ; przecież hrabia Feliks kochał synowca jak własnego syna — a człowiek jego stanowiska i urodzenia nie mógł się czegoś podobnego dopuścić . Zresztą są prawa i sądy , nie dozwalające pokrzywdzeń takich — a nikt nigdy nie słyszał , by ogromna fortuna hrabiego Juljusza zaprzeczaną , była bratu jego , który od lat dziesięciu używał jej spokojnie , i nawet stracił jej część znaczną . I to wszakże nie było rzeczą , dziwną wcale , bo człowiek tak jawnie dobroczynny , musiał wiele więcej tracić tajemnie na szlachetne uczynki ; zapewne wspaniałość serca unosiła go po za granice rozsądku — i wspomagając drugich zapominał o sobie . Tak przynajmniej twierdzili ci , co zbliska znając hrabiego , zasiadali za jego stołem , jeździli jego powozami , ścigali się na jego koniach ; a przecież oni to najlepiej znać mogli codzienne stosunki domu , którego byli niejako członkami . Teraz hrabia Feliks rozciągnięty w wygodnym fotelu palił cygaro , przeglądając jakieś rachunki . Człowiek ten , który miljony przepuścił przez ręce , teraz nachylony nad cyframi mienił się wyraźnie ; blada twarz jego zachodziła żółcią , — znać opanowywała go ostatnia z namiętności : miłość złota . Drzwi otworzyły się z trzaskiem , i Wilhelm wszedł niespodzianie do pokoju . Ojciec podniósł na niego wzrok niby nie patrząc , zmierzył go niechętnem okiem , i chciał przemówić ; ale Wilhelm nie zostawił mu na to czasu . Widocznie był on w jednej z tych faz , w których okoliczności zdzierają z twarzy człowieka zwykłą maskę spokoju , nałożoną prawem obyczaju . — Ojcze — rzekł rzucając na sofę z gniewem kapelusz i rękawiczki — ojcze ! on jest znowu w Warszawie . Papiery wypadły z rąk hrabiego ; podniósł głowę machinalnym ruchem , i spuścił ją na piersi z rodzajem znękania . — Widział eś go ? — zapytał po chwili stłumionym głosem . — Widział em . — Wilhelmie , czy nie omyliło cię podobieństwo jakie ? W tych słowach była nadzieja , którą się hrabia chciał łudzić . Wilhelm wzruszył ramionami . — Mówił em z nim — wycedził przez zęby . — Gdzie , jak , kiedy , co on ci mówił ? — pytał ojciec urywanym głosem . Syn jednak nie miał ochoty wdawać się w zbytnie szczegóły , dla tego odparł po chwili milczenia . — Trzeba raz koniecznie coś stanowczego przedsięwziąść . — Co ? — spytał powolnie hrabia podnosząc głowę . I fałszywe wejrzenie jego spotkało się z okiem Wilhelma . Syn i ojciec jednocześnie spuścili oczy , jak gdyby przelękli się wzajem tego co w nich wyczytali . Nastało długie milczenie — ci ludzie nadto dobrze się rozumieli . Hrabia pierwszy przemówił . — Nie mam powodu go się lękać . Może tem słowem chciał przekonać syna , a może wmówić w samego siebie spokojność , której nie miał . — Nie chciał by m — wyrzekł Wilhelm — by teraz wznowiono mowy o naszych familijnych sprawach ; to mogło by utrudnić małżeństwo moje . Ojciec uśmiechnął się pogardliwie . — Alboż świat pamięta tak długo tych co z jego widowni zniknęli ? kto go dziś pozna ? Hrabia miał słuszność , a jednak słowa jego pełne ludzkiej mądrości nie przekonały Wilhelma , który goryczy dzisiejszego spotkania zapomnieć nie mógł . — Na to spuszczać się nie można — odparł , jak gdyby czekał tylko zachęty by mówić dalej . — Owszem , na to spuścić się trzeba — rzekł ojciec — bo . . . bo jakimże sposobem mogę oddalić go ztąd ? — Ojciec bo lubi półśrodki , — powiedział syn z pewną przymówką . — Dotąd jednak doprowadziły mnie one zawsze tam gdzie chciał em . Bądź spokojny Wilhelmie ; cóż nas obchodzić może ten człowiek ? Niemamy przecież powodu go się lękać ; a gdy zostaniesz mężem księżniczki Stefanji , nasze dwie rodziny złączone uczynią położenie nasze niezachwianem . Te słowa krzyżowały się dziwnie ; bo jeśli hrabia nie miał powodu lękać się Kiljana , cóż znaczyło to małżeństwo jego syna ? jakie położenie ono wzmocnić miało ? Wilhelm zresztą nie pytał o to , a ojciec mówił dalej . — Spodziewam się też , że w tym czasie majorat nasz zatwierdzonym będzie ; powtarzam ci bądź spokojny . — Łatwo to powiedzieć — odparł syn — ja nim być nie mogę ; sam jego widok drażni mnie . — I coż ztąd ? trzeba postępować jak gdyby ś był spokojny , jak gdyby ś nie wiedział wcale , że on jest tutaj . — Nienawidzę go ! — wybuchnął Wilhelm . — A ja . . . — wyrzekł powolnie hrabia z takim wyrazem w głosie , że ten coby go słyszał zadrżał by nad losem człowieka , o którym wymówione były te dwa krótkie słowa . — On zawsze stanąć musi na drodze mojej , zawsze , we wszystkiem . — Jakto — spytał ojciec z ironja , świadczącą , że dobrze znał syna ; miałżeby współzawodniczyć z tobą o rękę księżniczki Stefanji ? Wilhelm podniósł oczy na ojca widząc że żartował ; ale hrabia znów nachylony nad papierami pokonał już pierwsze wzruszenie , sprawione niespodzianą , wiadomością przyniesioną przez syna . Byłto znów ten cyniczny starzec drwiący z wszystkiego . W milczeniu wiec przygryzł Wilhelm wargi , a Feliks mówił dalej , nie odrywając wzroku od zajęcia swego . — Między nami mówiąc Wilhelmie , nadużywasz trochę kawalerskiego życia i praw jedynaka robiącego długi ; to może zaszkodzić ci trochę więcej niż jego obecność . — Hm — mruknął syn — czyż ojciec dużo więcej odemnie nie stracił ? Hrabia wzruszył ramionami . — Trać sobie wiele chcesz , byle dziś o tem nie mówiono ; każda rzecz ma swój czas właściwy , a niecierpliwość was młodych zawsze gubi . Czyż nie możesz prowadzić porządnego życia dopóki się nie ożenisz ? Wiesz przecież iż nie jestem Katonem ; po ślubie rób sobie co ci się podoba , zastawiaj sidła na ładne twarzyczki . Ale teraz nie dawaj powodu plotkom towarzyskim . Ożenienie to , w dzisiejszych warunkach , to kwestja ważna bardzo ; od tego nawet czynią , zależnem zatwierdzenie majoratu . — O ! co do księżniczki Stefanji , z tej strony nie lękam się niczego — rzekł Wilhelm z dumą , właściwą zdobywcom serc . Hrabia spojrzał na niego z pod oka , a w spojrzeniu tem był odcień zazdrości i pogardy . W grze życia był on dużo mocniejszym od syna ; ród jego karłowaciał . Widział to , bo nie zaślepiała go wcale miłość ojcowska , i miłość ta nie przeszkadzała mu zazdrościć synowi wszystkich sposobów użycia , które jemu starość wytrąciła z ręki . Uznał więc za stosowne dodać . — Zdaje się , iż nie potrzebuję ci zalecać , by ś o tem spotkaniu nie wspominał przed Amelją . — Ah ! — zawołał młody człowiek z niechęcią , — za kogoż mnie ojciec bierze ? — Wiem jak lubisz sprzeciwiać się siostrze , często nie przebierając w środkach . Te ostatnie słowa zmieszały nieco Wilhelma . Chciał wyczytać na twarzy ojca do czego on zmierzał ; ale swoim zwyczajem hrabia mówiąc nie patrzał wcale na niego , a wyraz żaden nie poruszał jego rysów . — Nie rozumiem prawdziwie co ojciec chce powiedzieć ; czyż ona mogła by myśleć o nim ? — Któż to wie ! Amelja jest złośliwa i skryta . — I cóż ona zrobić może ? — Hrabia wzruszył ramionami . — Sądził em , że lepiej znasz kobiety ; oneto właśnie mają , zwyczaj czepiać się spraw zrozpaczonych , i targać na niepodobieństwa . — Amelja nie uczyni tego . — Nie spuszczaj się na to , i nie przywodź jej do ostateczności . Hrabia zamyślił się , nic dodał nic więcej , i siedział dalej nieruchomy z głową zwieszoną . Wilhelm przechodził się wielkiemi krokami po pokoju . Każdy z nich szedł za kierunkiem własnych myśli , i nie miał nic do powiedzenia drugiemu . Milczenie zaległo pokój , i było by trwało Bóg wie jak długo , gdyby go nie przerwało wejście lokaja z oznajmieniem , że obiad podano . Dla starego hrabiego chwila ta , jak zwykle dla przeżytych rozpustników , miała pewną uroczystość . Sam z kuchmistrzem układał zawsze program całodzienny , a obiady i kolacje jego słynęły pomiędzy smakoszami stolicy . Pomimo dolegającej mu troski powstał więc skwapliwie i przeszedł do jadalnej sali , gdzie zgromadziło się wkrótce całe towarzystwo domowe , — bo trudno tym ludziom spoglądającym na siebie wzajem z nieufnością i niechęcią , dać świętą nazwę rodziny , chociaż łączył ich węzeł krwi i wspólne nazwisko . Żaden też z jej członków nie przerywał ponurego i nudnego milczenia tej wykwintnej uczty ; a jednak nie brakło tam żadnego zbytku , na który Warszawa zdobyć się mogła w obecnej porze . Nazajutrz , gdy Cecylja obudziła się po pierwszej nocy spokojniejszego snu , spojrzała w koło siebie ze zdziwieniem jakie wznieca każda niespodziana zmiana losu . Otaczały ją . te same bielone ściany , też sprzęty ubogie , a jednak spoglądając na nie czuła się swobodną , szczęśliwą prawie . Zmiana więc była w niej samej , wiara i ufność zastąpiły ponurą rozpacz dni poprzednich ; czuła , że nowy żywioł wszedł w jej życie . Cały ten dzień wczorajszy , w którym przechodziła przez tyle uczuć , mglił się w jej pamięci jak sen czarodziejski . Zapytywała znowu samej siebie , kto był ten człowiek łagodny jak kobieta , a jak stal hartowny , który silną ręką odżegnał od niej nieszczęście , i samem ukazaniem się swojem przyniósł jej pomoc i pociechę . Co znaczyło to arystokratyczne nazwisko , jakie zmuszony pytaniami rzucił jej w końcu z rodzajem niechęci ? Jakim sposobem syn rodziny Horeckich pracował w zakładzie fabrycznym ? Jednak widocznie miał prawo je nosić , bo śmiało spojrzał w oczy Wilhełmowi , który cofnął się przed nim . Cecylja nie była w stanie rozwiązać tych zagadek , nad , któremi myśl jej pracowała daremnie . Około południa zastukano do jej drzwi , i po chwili ukazał się Kiljan . Młody człowiek zmęczony był bardzo ; widocznie krótkie chwile odpoczynku poświęcił na spełnienie wczorajszych obietnic , i przynosił jej na początek pęk wachlarzy do malowania . Rumieniec radości wybiegł na twarz dziewczyny . Mogła więc naprawdę wystarczyć sobie ! a przytem ta praca artystyczna nęciła ją wiele więcej niż szycie , i korzystniejszą była . Kiljan wymienił nazwisko kupca od którego obstalunek pochodził ; był to ten sam dla którego pracowała poprzednio , który bez żadnej przyczyny odebrał jej robotę . Powiedziała to Kiljanowi . — Wiedział em o tem — odparł zagadniony , z tym nieokreślonym uśmiechem właściwym ustom jego , w którym była i litość , i pogarda i smutek pogodny ; tam była ręka hrabiego Wilhelma . — Jak pan to wiesz — zawołała — jak potrafił eś wpływ jego zniweczyć ? Młody człowiek podniósł głowę z jakimś wyrazem wyzwania i potęgi , ale wyrzekł spokojnie tylko te krótkie słowa . — Znam go oddawna . — I cóż ztąd ? — Znać ludzi — mówił dalej — to znaczy zedrzeć myślą maskę nałożoną na ich twarz i czyny , a tem samem mieć ich na w pół w ręku swoim . Bo mało ludzi dzisiaj nie ukrywa czegoś , nie ma tej słabej strony w sumieniu i życiu , którą , jak ohydną ranę tai przed światem . Czyż pani nie domyślasz się tego ? Ona dotąd nie wiedziała o tem ; życie było dla niej pełne tajemnic , których istnienia nie przypuszczała nawet . Nie znalazła też jeszcze sama w sobie tej odśrodkowej siły , która wypręża się pod naciskiem cierpienia i umie zapanować nad każdem położeniem , dźwigając w górę jednostki zarówno jak społeczeństwa . Cierpienie przyjmowała z bierną rezygnacją , i była by prędzej znalazła odwagę do męczeńskiej śmierci , niż odwagę do walki . Dla . tego z rodzajem zachwytu spojrzała na Kiljana , który stał wsparty o stół , na którym rozłożył jako zdobycz jej przyszłą pracę . — Wiele — zapytał po chwili milczenia — płacono pani dotąd ? Cecylja wymieniła nic nie znaczącą kwotę . — Te warunki — mówił dalej Kiljan — zdawały mi się zbyt uciążliwe dla pani ; postarał em się o inne , sprawiedliwsze . Rzeczywiście układ jaki uczynił podwajał prawie jej zarobek . — Jakim cudem — pytała dziewczyna — potrafił eś pan to uczynić ? On uśmiechnął się znowu łagodnie . — Bardzo prostym ; pani była ś samotną , opuszczoną , więc rzuconą na pastwę chciwości świata , który każdą słabość wyzyskiwać musi . — A pan ? — Ja — odparł — potrafię zdobyć sobie życie i obronić się od świata , ludzi i nędzy ; to dość dla mnie . Ale mówmy o pani . Tym sposobem — dodał wracając do poprzedniej rozmowy , jak gdyby niechętnie mówił o samym sobie , — będziesz pani mogła za tydzień lub dwa opłacić mieszkanie , a do tej pory ręczę , że nikt cię niepokoić nie będzie . — Pan jesteś moim zbawcą ! — zawołała dziewczyna z wybuchem mimowolnym . — Nie panno Cecyljo , nie przyznaję ci wcale prawa wdzięczności . Doświadczył em sam wiele złego , wiem jak niesprawiedliwość jest ohydną , i dla tego o ile to w siłach moich , staram się jej nie dopuszczać . Oto wszystko . Tak wielka była prostota w tych słowach , że Cecylja umilkła ; Kiljan patrzał na nią , przez chwilę . — Gdyby ś potrzebowała mnie pani , to przyszlij pani Franciszka , a spełnię co zażądasz . Widocznie nie chciał nawet narzucać jej obecności swojej ; stał ciągle jakby gotów do odejścia , chociaż śpieszno mu nie było , a wejrzenia jego dojmujące z trudnością odrywały się od młodej dziewczyny . Ona patrzyła na niego nieśmiało , nie mówiąc słowa , bo wiedziała , że on poświęcał dla niej jedyny skarb ubogiego , czas drogi . A jednak czuła , że on opuszczał ją niechętnie , że ona sama oglądać się za nim będzie . I milczała nie mogąc znaleźć słowa coby odpowiadało jej uczuciu . W tej chwili dźwięk zegara ozwał się w pobliżu ; Kiljan wysłuchał go uważnie . — Czas już na mnie — rzekł zabierając się do wyjścia . Był już przy drzwiach , gdy tknięty nową myślą zwrócił się do Cecylji . — Musisz mi pani uczynić jedno przyrzeczenie — wyrzekł z nieopisanym wyrazem w głosie . — Przyrzeknę wszystko — odparła , — mów pan . — Samotna dola do której nie przywykła ś pani , ma swoje gorycze i przerażenia ; przyrzecz mi więc , że w każdej złej chwili jakaby przyjść mogła , wezwiesz pomocy i opieki mojej . — Czyż pan wątpił eś o tem ? — wyrzekła z pogodnym uśmiechem , który dziwny blask rozlał na jej śliczną twarz . Ale nie lękaj się pan o mnie ; teraz czuję w sobie odwagę , zdaje mi się , że znieść potrafię wszystko co mi zły los przynieść może . Kiljan zrazu nic nie odpowiedział ; oko jego z czcią i rozrzewnieniem spoczęło na tej wątłej istocie , stworzonej zda się do samych rozkoszy życia , a która tak łatwo pojmowała wszystkie twarde prawdy jego . — A więc daj Boże — odparł z pewnym odcieniem smutku w głosie — by ś nie zapotrzebowała mnie pani nigdy . — Chcesz pan więc by m dzieliła z tobą same złe chwile , — zawołała Cecylja , z wyrzutem mimowolnym . I zatrzymała się nagle . Te słowa wybiegły z jej ust zanim obrachować potrafiła ich znaczenie , a płomienny rumieniec który oblał jej czoło , powiększył jeszcze jej pomieszanie . Stała naprzeciw niego różowa jak zorza , ufna , szlachetna i jak dziecko wydając wejrzeniem i słowem najskrytsze uczucia . Ale Kiljan nie korzystał z tego i odparł z prostotą . — Wezwij mnie pani w złej lub dobrej chwili , a przybędę zaraz . Ścisnął jej maleńką rączkę , i oddalił się unosząc może z sobą niczem nie zatarty jej obraz . Cecylja stała jeszcze minutę w miejscu gdzie ją zostawił , jakby zasłuchana w szeleście jego kroków ginących w oddaleniu , lub w bicie własnego serca . Potem podniosła głowę , i z zapał em zabrała się do pracy . Godziny mijały , a ona zapominała o nich ; myśl jej i ręka zarówno zajęte były . Jednak praca ta nie musiała być uciążliwą , bo wyraz twarzy pozostał swobodny , a czasem uśmiech dziwnej słodyczy wybiegał na jej usta , jakby wiodła jakąś tajemniczą , rozmowę z samą sobą , jakby unosiły się wkoło niej złote sny młodości i opromieniały aureolą marzenia zajęcia codziennego życia . W dwudziestym roku życia tak prędko przerzucić się można od rozpaczy do szczęścia ! Łzy nie zostawiają jeszcze śladu w myśli ni bruzd na twarzy ; życie wre i kipi , serce ufa tak łatwo , a przyszłość miga tęczowemi barwami wysnutemi z bogactw własnej piersi , i na przekor wszystkiemu . W tej chwili Cecylja była szczęśliwą tem szczęściem niezależnem od ludzi i okoliczności , tem wewnętrznemi szczęściem , które przez wielkie prawo harmonji i równowagi odezwać się tylko może w całej potędze w piersi wydziedziczonych świata tego , w piersi tych , których życie jest ciężkie a sumienie czyste . * * * W jednym z dworków na Marszałkowskiej ulicy , w mieszkaniu od frontu , znajdowały się dwie osoby : podżyły mężczyzna i młoda dziewczyna . Mieszkanie było dość obszerne i wygodne , chociaż na pierwszy rzut oka określić było trudno klassę i zamożność zamieszkujących je osób . Były tam sprzęty zbytkowe silące się na pewną pokaźność , razem pomieszane z rzeczami służącemi do codziennego użytku . Jakiś nieład i dyzharmonja cechujące ludzi , którzy wyszli ze sfery ubóstwa , na których powszednia praca ciążyć przestała , a którzy w zamian nie zdobyli sobie ani pojęć ani nawyknień innych . Mężczyzna był ponury , dziewczyna była smutna . Rysy pierwszego były brzydkie i pospolite ; ona miała bardzo ładną twarzyczka , bladą trochę i nacechowaną wyrazem pognębienia i niepokoju skrywanego starannie ; bo ile razy wzrok mężczyzny padł na nią , oczy jej odwracały się szybko od okna w którem były utkwione , a białe paluszki przerzucały brudne karty francuzkiego romansu , pochodzącego znać z przedmieściowej czytelni . Ubranie mężczyzny było to coś nieokreślonego pomiędzy wszystkiemi stanami ; powierzchowność jego była zaniedbaną i wymuszoną , zarazem , gdy przeciwnie dziewczyna ubrana i uczesana starannie , przedstawiała z nim dziwny kontrast . On miał wyraz przebiegłości bezczelnej , cechującej łotrów wszystkich klas społeczeństwa ; pewno nie jednego oszukać i wyzyskać musiał . Ona miała bezmyślne i zaćmione oczy istot obdarzonych małym rozumem , w których życie nie wyrobiło własnowolności , i które loicznem prawem dla tego samego wyzyskiwanemi i oszukiwanemi być muszą . Dotąd , wszystko pomiędzy tym dwojgiem ludzi było kontrastem ; a jednak przypatrzywszy im się bliżej , można było dostrzedz , że mieli wspólne rysy . W nim i w niej zarówno uderzał brak naturalności ; oboje przybierali pewną maskę , naciągali się do pewnych form nie pasujących do ich ustroju właściwego . Pozowali jedno przed drugiem , a może i przed samemi sobą . W nim uderzała jakaś napuszoność , przesada w obejściu się , stroją i ruchach , połączona z wymuszoną swobodą , której nie czuł na prawdę ; ona zaś siliła się przybrać powierzchowność i mowę sfery towarzyskiej , której widać nie znała wcale . Oboje zdawali się wytrąceni z właściwych kolei , szukali swego środka ciężkości by stanąć na niem stosownie do dalszych planów i marzeń życia ; ale jakiemi były te marzenia ? odgadnąć trudno . Twarz mężczyzny Wywiędła , ospowata , biaława , odbijała rażąco od czerwonawych , siwiejących włosów , których płaskie kosmyki obejmowały jego ścieśnione czoło . Wypełzłe brwi , po nad szaremi oczami zaledwo znaczne , czyniły tę twarz przykrą bardzo , nadając jej jakieś dalekie podobieństwo z lisem , kuną , wiewiórką . Wyraz jej był podstępny a chciwy . Jakieś brudne , tajone żądze paliły się w jego wzroku przyćmionym , i mimo woli i wiedzy jego wybijały rumieńcem na twarz i żarem w źrenicy . Rzadki uśmiech jego był podstępny , nadawał ohydne piętno całej fizjonomji , szpecił jeszcze i wykrzywiał rysy ukształtowane znać wpływem nizkich namiętności i stłumionych wybuchów . Dzisiaj człowiek ten wzbudzał wstręt i obawę ; coś z niego wołało by go się strzedz i omijać zdaleka , jak zwierzę jadowite . Siedział podparty na stole oświeconym przyćmioną lampą , a oczy jego chmurne i fałszywe spoczywające na dziewczynie , nabierały ludzkiego wyrazu . Jakkolwiek człowiek ten był upodlonym , kochał córkę swoją . Ona zdawała się nie uważać na niego , spuszczała głowę na książkę . — I cóż tam czytasz Andziu ? — zapytał w końcu ochrypłym głosem . Dziewczyna drgnęła . — To bardzo zajmująca historja — odparła nie podnosząc oczów . — Cóż takiego przecież ? — Mój ojcze , to tajemnice Paryża . — Tajemnice Paryża — odmruknął , — wielka rzecz ! i Warszawa ma swoje . Córka usłyszawszy te ostatnie słowa , spojrzała na niego ukradkiem , z niedowierzaniem , prawie z trwogą ; i chcąc może ujść przed spojrzeniem jego lub wypowiadając swą myśl skrytą , mówiła dalej . — To nie tak piękne jak ostatnia powieść którą czytała m ; tam książe żeni się z biedną dziewczyną . — I cóż to dziwnego ? pochwycił z emfazą ojciec ; dziś zniknęły już przecież czasy przesądów , porównały się stany , a każdy jest twórcą swego losu . Andzia słuchała go poważnie , z uśmiechem ; znać słowa te odpowiadały jej myślom . Ojciec siedział milczący czas jakiś , potem wziął czapkę leżącą w kącie , i wyszedł pogwizdując jakąś nieokreśloną nutę . Zaledwie dziewczyna znalazła się samą , zmieniła szybko postawę i wyraz twarzy , odrzuciła książkę niecierpliwym ruchem i skoczyła do okna , które oddawna już wzrok jej nęciło . Otworzyła je ostrożnie i wyjrzała na ulicę ; ale znać nie dostrzegła tego czego szukała,bo po kilku minutach powróciła na dawne miejsce , wołając " Małgorzato , Małgorzato ! " W tej chwili drzwi w głębi pokoju uchyliły się , i rozczochrana głowa starej kobiety wsunęła się niemi . — Panienko , czy panienka sama ? — Sama — odparła ze łzami w głosie dziewczyna . A widząc że stara milczała , dodała po chwili gwałtownie . — Nie widziała ś go Małgorzato ? — Ani widać ani słychać panienko , taki już pewno nie powróci więcej . Andzia załamała ręce . — To być niemoże Małgorzato , nie mów tak . Małgorzata uśmiechnęła się złośliwie . — Panienko , tak zawsze bywa . — Nie , nie ! to obecność ojca odstraszyła go ; od dni kilku jak na złość o tej godzinie nie wychodził z domu . Musiała ś nieuważać , on tutaj był pewno . — Moje stare oczy jeszcze dobrze widzą ; nie było go . Ja mówiła m zawsze że się na tem skończy . — I cóż ja pocznę nieszczęśliwa — zawołała Andzia zalewając się łzami . Stara patrzała na nią przez chwilę z wyrazem , w którym litość mieszała się z zawiścią . I ona także kiedyś była młodą i piękną , i ją może oszukano także ; może teraz zazdrościła drugim darów życia , których uszanować nie potrafiła . — I cóż ja pocznę — powtarzała Andzia . — To co i każdy , panienko ; zapomni się , przeboli , jak nie jedno w życiu . Dziewczyna spuściła oczy zarumieniona . — Ja go nie mogę zapomnieć — szepnęła — on mnie już nie może opuścić . Małgorzata spojrzała na nią znacząco i wzruszyła ramionami ; dziewczyna płakała . Los jej różnił się wiele od losu zaklętych pasterek z romansów , których tyle czytała ; a młody człowiek kochany przez nią , nie przypominał niczem szlachetnych książąt co je poślubiali . Andzia była to zwyczajna , rozpróżnowana dziewczyna bez opieki i moralnego kierunku ; znała świat jedynie z pensjonarskich marzeń , z romansów , i fałszywych deklamacij ojca . I uwieść się dała pierwszemu lepszemu co stanął na jej drodze , tem łatwiej że olśnił ją bogactwem , wykwintem i nazwiskiem swojem , że znała go od dziecka i przywykła uważać go za wyższą istotę . A teraz opuszczona wyglądała go daremnie . Długo płakała jeszcze . Małgorzata pocieszała ją po swojemu , a za każdym szelestem , za każdym zbliżającym się krokiem , obie kobiety podnosiły głowy i słuchały z za łez i szeptów . — Panienko — mówiła służąca — na miłość boską , niechże panienka tak nie płacze ! Pan powróci i spyta o przyczynę ; cóż my mu powiemy ? Na wspomnienie ojca łzy Andzi płynęły z nową gwałtownością ; lękała go się jak dziecko nieposłuszne obawia się kary . Żadne inne poczucie moralne nie powstało w niej dotąd . A tymczasem człowiek który wzbudzał taką trwogę , przechodził jedną z ulic łączących Marszałkowską z Nowym Światem , gdy niespodzianie , mijając sklep oświetlony , spotkał się oko w oko z Kiljanem . Znał go , bo na widok otwartego czoła i pogodnego spojrzenia młodego człowieka zmięszał się , i jakby unikając go , w bok się rzucił . Może zdziwiony był prostem ubraniem jego , może sam nie dowierzał sobie ; bo spoglądał na niego z boku z nieufnością i trwogą prawie . Nic jednak w postawie Kiljana nie usprawiedliwiało tego uczucia . Przeciwnie , jego bystre oko dojrzało od razu idącego naprzeciw siebie mężczyznę , i ruch jaki uczynił kryjąc się wgłąb cienia ; ale nie zważając na to zbliżył się do niego przyjaźnie . — Jak się . masz Ciarkowski — wyrzekł z pewnem odcieniem wzruszenia ; cóż to , czy mnie nie poznajesz ? Przez tę krótką chwilę człowiek nazwany Ciarkowskim miał czas ochłonąć z pierwszego wrażenia , i nawzajem powitał Kiljana z tą mięszaniną przybranej swobody i czelności , która stanowiła właściwość jego , a do której teraz dołączało się jakieś uniżenie , które daremnie stłumić usiłował . Znać było , że nawykł szanować i słuchać Kiljana , i nie mógł pozbyć się tego nawyknienia . — Rzeczywiście — odparł po chwili — trudno mi było poznać pana ; niewiedział em nawet że pan znowu jesteś w Warszawie . Sądził em że opuścił eś ją na zawsze według życzenia hrabiego Feliksa . — Nie — wyrzekł młody człowiek — tej myśli nie miał em nigdy ; podróżował em tylko w interesie fabryki w której pracuję . Zresztą sądzę , że nie powinien em więcej już obchodzić hrabiego Feliksa , tak samo jak i on mnie . Mówił to naturalnie i na pozór tak spokojnie , że Ciarkowski podniósł nieznacznie wzrok na niego , jakby śledząc prawdy tych słów . — Ale mówmy o tobie Ciarkowski ; jakże ci się powodzi ? — Ot tak zwyczajnie , nieźle , to jest jak bywa w biedzie — odparł jąkając się zagadniony , podzielony widocznie pomiędzy uczucie próżności , a niechęć wydania się przed Kiljanem z obecnym dobrobytem . — Porzucił eś służbę ? — Tak panie , wolał em inną , pracę , któraby nie upadlała człowieka . Kiljan uśmiechnął się nieznacznie . — Żadna praca nie upadła — wyrzekł łagodnie ; ale do czegoż się zabrał eś ? — Ot tak , z łaski pańskiego ojca nazbierałem trochę grosza , stracił em żonę , został em sam z córką . Nie była to wcale odpowiedź na zapytanie Kiljana , ale on nie nalegał . Ostatnie słowa zwróciły myśl jego na inny przedmiot . — A Andzia ! — pochwycił — musiała wyróść na śliczną dziewczynę . — Wyrosła , wyrosła ! posyłał em ją na pensję — odparł z pewną dumą Ciarkowski , — Ciągnął em się do ostatka by jej dać edukację ; umie po francuzku , gra na fortepjanie . — I cóż z nią myślisz robić ? — Trudno panie , trudno ! dziewczyna nie stworzona do pracy , nic A nie lubi tylko czytać . Pan sam panie Kiljanie mógł by ś z nią rozmawiać . — Chętnie bardzo Ciarkowski , radbym ją , zobaczył . Gdzież mieszkacie ? Czy nie zapomniała o mnie ? — Jakto ? pan raczył by ś — zawołał uradowany Ciarkowski ; ale mówiąc to rzucił wzrokiem na ubiór młodego człowieka , i dodał prostując się . — A jakżeby miała zapomnieć ! Kiljan nie zwrócił uwagi na urywane sprzeczne mowy dawnego kamerdynera swego ojca . Myśl jego biegła w przeszłość i w niej tonęła . Ciarkowski miał wielką ochotę dowiedzieć się coś o zamiarach i obecnem położeniu jego ; ale obejście się młodego człowieka chociaż przyjazne , było tak harde , i tak od razu odkreśliło granice po za które przejść było niepodobna , że zaniechał niewczesnych pytań . Uniósł tylko obietnicę odwiedzenia , Andzi , i objąwszy lisim wzrokiem szlachetną postać Kiljana , poszedł w swoją stronę . Po tem spotkaniu , długo bardzo Kiljan przebiegał gorączkowym krokiem ulice miasta ; piersi jego kipiały warem . Dawne pamiątki , zagasłe nadzieje , zabliźnione rany krwawiły się znowu , burząc spokój zdobyty wysileniem woli . Krzywdy zapomniane odzywały się ponurym chórem w piersi jego . Czyż daremnie walczył i pracował lat tyle , by jedno spotkanie i kilka słów marnych mogły umysł jego wytrącić z kolei , i rzucić znowu na straszne manowce ducha , które kiedyś przebywał ? Byłże on dzieckiem tylko mającem słabość zapomnienia , lub człowiekiem dość silnym , by zwalczyć samego siebie i wyjść zwycięzko z próby cierpienia ? To pytanie zadawał sobie , a jedyną odpowiedzią , było mu przyśpieszone bicie krwi , która szalonem tętnem rozrywała mu piersi i rozsadzała skronie . Cała przeszłość upiorna zmartwychwstawała w nim i gryzła mu serce . Kalejdoskop wspomnień przesuwał się w myśli jego . Pasował się z niemi długo , aż w końcu obok dawno zamierzchłych postaci poczęła mglić się obecna chwila , i jasna twarz niewieścia . Aż na tle brudnych żądz i ludzi których stał się ofiarą , wypłynęła czysta postać dziewczyny i rozświeciła chmurny widnokrąg pamiątek . I fale wzburzonych uczuć uspokoiły się zwolna . Czegoż mógł żałować , na co się uskarżać , gdy czuł że jedno nieskalane serce biło jednakiem tętnem z sercem jego ? czyż mógł się nazwać teraz samotnym i wydziedziczonym na świecie ? Powoli za myślą i kroki jego skierowały się ku Staremu Miastu . Nie było późno jeszcze , bo wszedłszy na dziedziniec kamienicy na ŚtoJańskiej ulicy , zobaczył oświecone okno na poddaszu , i Cecylję stojącą na swym balkoniku . Dziewczyna pochylona była naprzód , jak gdyby czekała kogoś , a postać jej wdzięczna rysowała się wyraźnie na jasnem tle okna . Nie myślała ukrywać oczekiwania swego , i usłyszawszy Kiljana nie cofnęła się , ale przeciwnie z bijącą piersią czekała dalej . Od dnia owego pierwszego wieczoru spędzonego razem w pokoju Cecylji , upłynęło już kilka tygodni . Widywali się choć krótko , ale codzień prawie . On starał się oszczędzać jej przykrości nierozłącznych od jej położenia ; w krótkich chwilach wolnych odnosił jej robotę , starał się o inną . Dzięki jemu , spokój i względny dostatek zajaśniał w biednej izdebce dziewczyny , i hrabia Wilhelm nie pokazał się więcej . To też Cecylja zwracała się do Kiljana jak kwiat do słońca . Ufność jej była bez granic , ale wdzięczność chowała w głębi serca ; bo gdy mówić chciała , spojrzenie i uśmiech jego zapierały jej słowa na ustach . Wydawał jej się innym jak świat cały ; bo być dobrym i dobrze czynić , zdawało się konieczną , potrzebą jego natury , jak gdyby sam był wdzięcznym za sposobność wyświadczenia przysługi . Łagodna powaga jego , pogoda niezachwiana nigdy , miała urok niewypowiedziany ; trzeba było koniecznie kochać go i szanować . On także ujrzawszy Cecylję podwoił kroku , i za chwilę na balkonie stały obok siebie dwie postacie . — Czekała ś na mnie tak długo panno Cecyljo — rzekł młody człowiek wpatrując się w nią z zachwytem . — Czekała m i niepokoiła m się , nie wiem czemu , jak dziecko ; ogarniała mnie trwoga , czy się panu co złego nie stało . Mówiąc to podniosła wzrok promienny na niego , i dojrzała przy migotliwym gwiazd blasku bladość jego czoła i zmącony wyraz twarzy . — Nie omyliła m się — zawołała , załamując mimowolnie ręce ; pierwszy raz widzę pana takim jak dzisiaj . Co panu jest ? Nie było w tych słowach śladu czczej ciekawości ; wymówiła je bez zastanowienia , jak wybuch współczucia i serca , bo rozumiała jak wielką być musi ta wewnętrzna burza , co wypiętnowała mu się aż na twarzy . — Nic się nie stało , nic mi nie jest — odparł młody człowiek z przymuszonym uśmiechem , przesuwając ręką po czole , jakby chciał zetrzeć z niego ślad bolesnych myśli . Dziewczyna wstrząsnęła głową . — Przebacz mi pan — szepnęła — nie mam prawa do ufności twojej ; ale — powtórzyła smutnie wpatrując się w niego — ja się nie mylę . — To prawda — odparł Kiljan po chwili wahania czy wewnętrznej walki ; masz pani słuszność — cierpiał em . To była pierwsza skarga jaka wyszła z ust jego , pierwsze słowa o sobie samym . Zamilkł , wsparł czoło na ręku , i tak zostawał czas jakiś zwyciężony wspomnieniami czy współczuciem , ogarnięty parną , rozstrajająca , atmosferą letniej nocy . Hart jego ducha topniał widocznie . Gdy podniósł głowę , Cecylja stała zapatrzona w niego jak w tęczę , a bladość jego przeszła na jej lice . — Cierpiał eś pan — wyrzekła zwolna , nieśmiało , jak gdyby mówiła pomimo chęci , parta uczuciem silniejszem od woli , a lękała go się zadrasnąć ; cierpiał eś , pan co tak umiesz panować nad okolicznościami , i we wszystkiem upatrzyć słodycz i pociechę . On uśmiechnął się lekko . — Ja wiem że to nikczemność ducha tak się dać zwyciężyć złym wspomnieniom . A jednak . . . Nie skończył słów zaczętych i zamyślił się znowu , patrząc na głęboką kopułę nieba migającą tysiącem świateł , jak gdyby im zazdrościł niezachwianej pogody , którą postawił za ideał dla myśli i uczuć swoich . Ale na próżno ; duch jego uniesiony niewidzialnym prądem , cofał się w przeszłość uparcie , tak że nawet te dwie zbawcze gwiazdy , błyszczące nad nim w jasnej twarzy Cecylji , nie mogły zupełnie oderwać go od niej . W tej chwili lekka chmura przesłoniła niebo i przeszła bez śladu . — Czemuż — mówił dalej Kiljan — przeszłość wpija się w najtajniejsze głębie istoty naszej , i tam tkwi nieubłaganie , wracając w danej chwili do myśli i na usta ? czemu nie przemija pod tchnieniem czasu , nakształt tego obłoku wiatrem przegnanego , nie mącąc ducha tak samo , jak te nizkie pary nie zdolne są zmięszać się z promieńmi co błyszczą po nad niemi ! — Czyż tak być powinno ? — wyrzekła Cecylja — człowiek wyrabia się pod ręką okoliczności . Bez tego coś pan przechodził wczoraj , czy był by ś tem czem dziś jesteś ? — To prawda — odparł — jestem niewdzięcznym względem losu . Ale dla czegoż pamięć mięsza mi obecną chwilę , dla czego myślą przychodzi odcierpieć mi znowu to co przebolał em już dawno ? A jednak , gdyby to nawet było w mocy mojej , nie wyparł by m się przeszłości , nie przeinaczył jej wolą moją . Bądź jak bądź , onato z rozpieszczonego dziecka zahartowała mnie na człowieka . — Więc czegoż pan żałujesz — spytała , i umilkła nagle . Przyszło jej na myśl , że wśród tego życia nieznanego jej , on zostawił może miłość jaką i dotąd może nosi w głębi piersi serdeczną ranę , wiecznie krwawą , wiecznie palącą . Kiljan spojrzał na nią , i zrozumiał jak zawsze , bo trwoga i boleść żadna nie miały dla niego tajemnic . Przez chwilę wpatrywał się wgłębie jej źrenic utkwionych w niego tak ufnie , a tak przejrzystych , że na nich myśl każda wypisywała się wyraźnie . Wyciągnął rękę i dłoń jej pochwycił w swoje dłonie , niby rozbitek czepiający się zbawczej kotwicy . Milczał długo , a gdy przemówił , głos jego był drżący i łagodny jak szept miłości . — Posłuchaj pani i osądź sama , co z tej przeszłości mogło pozostać mi w sercu ; otworzę ci głąb piersi mojej spustoszonej przez wszystkie zawody , jakich człowiek doświadczyć może , a jednak bijącej zawsze jednakiem tętnem . Ja nie chcę by przeszłość moja chowała ci jakąbądź tajemnicę , bo ciebie kocham Cecyljo , całą potęgą istoty mojej . Ręka którą trzymał ścisnęła jego rękę , wzrok dziewczyny zatonął w jego oczach z zachwytem niepokalanej miłości — i to było całą jej odpowiedzią . On nie potrzebował pytać o więcej ; oboje rozumieli się oddawna . A jednak w tej uroczystej godzinie , gdy serca i życia tych dwojga wzgardzonych łączyły się świętym węzł em ; gdy te dwie dłonie bez skazy zespoliły się uściskiem , w duchach ich zapaliła się jasność tak czysta , tak wielka , że wszystko dawne zagasło w niej na zawsze . Od te ] chwili zjednoczeni wszechwładną potęgą uczucia , zbrojni ufnością bez granic i wiarą wzajemną , wsparci jedno na drugiem , spojrzeli zgóry na nędze życia , odetchnęli pełną piersią rajską atmosferą szczęścia , i zapanowali nad marnemi warunkami świata całą siłą ludzi , co doszli do celów przeznaczeń swoich , i pełnego rozwicia wszystkich władz duchowych . I oni pokrzywdzeni , odrzuceni przez ludzi , oni co przeszli przez wszystkie piekła życia , co doznali obłudy , zdrady i podłości , zapomnieli na raz gorzkich doświadczeń swoich ; a zwątpienie żadne , żadna przyszła trwoga nie zmąciła im tej błogosławionej chwili . — Kocham cię Cecyljo — powtórzył Kiljan , opasując ramieniem jej kibić , i przyciskając ją do piersi ; kocham cię i błogosławię czas miniony , który mi podobną chwilę zgotował . Wszak powierzysz mi życie swoje ? — Życie i przyszłość — powtórzyła patrząc na niego promiennem okiem ; gdzie zechcesz , gdzie mnie zawiedziesz , pójdę bez trwogi , choćby podzielić mi przyszło zawody i bóle , choćby skonać mi przyszło . On przycisnął ją mocniej do siebie , ale słowa te zupełnego oddania się nie zdziwiły go . Uczucie jego było tej samej miary . Więc rzekł poważnie , chociaż głos drżał mu na ustach . — Masz słuszność Cecyljo moja , łączymy się na złą i dobrą dolę . Ja wiem , że znajdę w tobie osłodę w pracy , pomoc w potrzebie , odwagę w walce , wiarę , ufność i przebaczenie ; ja wiem , że na twojem sercu jak na opoce wesprzeć się mogę . — Kiljanie ! ja będę tobie tem wszystkiem czem zapragniesz , ja nie uczuję nawet bólów życia zapatrzona w ciebie . Umilkła — i tylko gwiazdy co patrzyły na nich , były świadkami cichych łez rozkoszy , płynących po jej twarzy zrumienionej pierwszem wyznaniem . Serce przy sercu biło silnie , jednozgodnie , i zdało się , że z za tych gwiazd brylantowych spoglądał wszechwładny archanioł miłości , i spłynął pomiędzy nich w promiennej chwale . I nastała cisza długa , jak gdyby czuli wkoło siebie obecność nieśmiertelnego . Kiljan przerwał ją pierwszy . — I nie zapytasz mnie o nic Cecyljo ? — wyrzekł , ani nawet o tę przeszłość ? — Cóż mi ona znaczy ? musiała być szlachetną skoro wyrobiła cię takim jakim dziś jesteś . A zresztą jakiebądź były minione fakta , ja teraz kocham ciebie . On uśmiechnął się z zachwytem na ten wyraz bezwarunkowej wiary ; tylko to jedno serce do niej zdolne było . Wsparty taka , miłością czuł się dumnym , wielkim , szczęśliwym , jak prawdziwy pan świata . — A jednak — odparł — przeszłość moja także do ciebie należeć musi ; oddaję ci się cały z tem dziedzictwem życia . Chociażby ś chciała nawet odrzucić je , nie możesz . — Ja nic nie odrzucam — pochwyciła ; masz słuszność , to co jest twojem mojem także być powinno . Ze wspólnego życia , ni wspomnienia ni myśli żadnej wykluczać nam nie wolno . Mów mi o sobie Kiljanie ; jeżeliś cierpiał , ja mam prawo do cierpień twoich , do win jeżeliś przewinił , do szczęścia i miłości jeśliś był kochanym . — Nie był em kochanym nigdy — odparł Kiljan wstrząsając głową . — Ale posłuchaj przeszłości mojej , to powieść długa i bolesna ; ja raz zażegnać muszę sercem twojem to widmo wspomnień , które dotąd nieraz kłóciło mi obecność . I z ręką w jej ręku , z oczami zatopionemi w jej oczach — mówić zaczął . — Powiedział em ci nazwisko moje Cecyljo ; i szanowała ś dalsze milczenie moje , chociaż nazwisko to musiało budzić twą ciekawość . Jestem synowcem hrabiego Feliksa Horeckiego , jedynym synem brata jego Juljusza , dziedzicem całego majątku który posiada . Zrodził em się w zbytku , chował em w złotych pieluchach , do lat ośmnastu zaznał em same rozkosze . Matki mojej nie znał em nigdy , niewiem nawet jej pochodzenia , ojczyzny , nazwiska z rodu . I tutaj plącze się węzeł mego losu . Zato ojciec był mi ojcem i matką zarazem ; w pierwszych nawet latach dzieciństwa , nie poczuł em straty mojej , nie doznał em braku matczynej opieki . Ojciec zastąpić ją umiał . Pierwszy wiek mój spędził em w nieustannych podróżach , bo zdało się , nie było kąta ziemi , którejby ojciec mój nie zwiedził przez długie lata koczującego życia . Przebiegał on na przemian kipiące warem zwrotnikowe strefy , i ponure biegunowe kraje . Niepokój wewnętrzny , smutek nieuśpiony niczem , zdawał się gnać go jak wiecznego tułacza ż miasta do miasta , i z kraju do kraju . Ni dziewicze lasy Nowego Świata , ni południowa Europa zdobna cudnym klimatem i cudami cywilizacji , ni wyspy rozkoszne rozsiane po oceanie Australskim , nie zdołały zatrzymać go czarem swoim w tej wędrówce bez celu ni kresu . Ogromny majątek pozwalał mu zadość uczynić wszystkim fantazjom czy potrzebom znękanego ducha ; bo odkąd go zapamiętam , był poważnym i smutnym bardzo , a czoło jego surowe rozjaśniało się dla mnie tylko jednego Jam był całą miłością jego , jedynym uśmiechem życia . Chociaż sierota , był em szczęśliwym ; czuł em się troskliwie , rozumnie , niewypowiedzianie kochanym . A czyż dziecku więcej potrzeba ? Wzrastał em wśród różnych krajów , scen , klimatów , zawsze pod tą opieką która przewidzieć umiała potrzeby i prawie chęci moje ; rozwijał em się pod jej wpływem , umysł mój był szybki i jętny . O matce niemówiono mi nigdy . Raz tylko z nieoględnością dziecka rzucił em ojcu znienacka pytanie , gdzie była matka moja , i pamiętam dotąd tę chwilę i wywołane wrażenie . Ojciec mój zadrżał cały , i zakrył twarz rękami ; czas jakiś zdawał się pakować sam z sobą , a ja pojął em że cierpiał , i obejmując kolana jego , bo wyżej dostać nie mogł em , tulił em się do nich z płaczem . Wówczas on przygarnął mnie do siebie silnie , namiętnie ; podniosł em głowę , spojrzał em w twarz jego — był bladym bardzo . — Matka twoja jest w niebie , Kiljanie , — rzeki głosem w którym łzy drżeć się zdawały — ty jeden został eś mi po niej . Odtąd nie pytał em go już nigdy więcej . Bo chociaż dziecko , wychowany pod cieniem cierpienia rozumiał em , że są struny których nie dotyka się bezkarnie . Oto wszystko co wiem dotąd o matce mojej , oto co mi po niej zostało . I dobył zawieszony na szyi złoty medaljon . Była w nim miniatura zatarta , wypełzła , przedstawiająca młodą kobietę piękną jak marzenie . Farby straciły świeżość barw , róże zeszły z jej ust i liców , i twarz ta podobną była do sennego widziadła . Zdawała się wizerunkiem wiotkiego ducha bez krwi , o alabastrowych rysach , a nie portretem żywej kobiety . Tylko oczy wielkie , czarne , świeciły namiętnym a słodkim blaskiem z za długich rzęs , z za ciemnych powiek , z jakimś wyrazem smutnym a głębokim , jakby przeczuwały , że tak prędko zagasnąć im przyjdzie . A wejrzenie to miało urok tak dojmujący , że można było zapatrzeć się w nie bez końca , i nie zapomnieć go nigdy . Na szafirowo kruczych włosach zarzucona hiszpańska mantyla , równie jak oczy i barwa włosów świadczyć się zdawała o pochodzeniu południowem . — Ten wizerunek — mówił dalej Kiljan — znalazł em na piersiach umarłego ojca ; to cała moja spuścizna ! To też w dniach nędzy , zwątpienia i głodu nawet , nie rozstał em się z nim nigdy . Umilkł , przez chwilę wpatrując się w minjaturę ; ale nie zważając na wzruszenie swoje , jakby oddawna przywykł nad niem panować , ciągnął dalej opowiadanie . — Kończył em lat siedmnaście , gdy mój ojciec wrócił do Polski . Tu po raz pierwszy poznał em hrabiego Feliksa i jego rodzinę . Dotąd pomiędzy nim a bratem stosunki były zimne bardzo , z powodu dawnych zajść , których historji nigdy nie znał em dokładnie . Podobno większą część rodzicielskiego spadku zagarnął hrabia Feliks , korzystając z nieobecności brata . Za powrotem swoim jednakże , ojciec mój zastał go zrujnowanym prawie zupełnie ; nierząd , rozpusta i zbytki roztrwoniły źle nabytą fortunę . Widząc to ojciec mój , zapomniał przeszłości ; nieszczęście brata zbliżyło go do niego . Nietylko ofiarował mu dom swój , przypuścił do świetnego życia jakie prowadził , ale serce jego szlachetne , niepomne uraz , otworzyło się znowu dla rodziny . Po też w Feliksie znalazł najczulszego brata ; tak , że nieraz patrząc na stryja zadawał em sobie pytanie , jak on mógł przebyć bez mego ojca długie lata życia ? Ja był em ulubieńcem stryjostwa ; kochali mnie więcej niż wszystko , więcej niż własne dzieci nawet . On nieustannie chciał mnie mieć przy sobie , ona chciała mi zastąpić matkę . Wilhelm zdawał się zgadywać myśli moje , przewidywać życzenia ; a Amelja — nad Amelję ja nic nie widział em na świecie całym . Był em bardzo szczęśliwy . Pieszczoch ludzi i losu , wierzył em wszystkim i wszystkiemu . Bo i dla czegóż wierzyć nie miał em ? nikt dotąd nie zawiódł mnie , nie przeniewierzył mi się nigdy . Wyciągał em do świata otwarte ramiona i serce pełne a spragnione . Nie wiedział em nawet co to fałsz , podłość , obłuda ; uczucia moje były czyste , życie uśmiechało mi się w poranku swojem , pragnienia zamieniały się w czyn , marzenia stawały się faktem . Dotąd na mojem niebie nie było cienia chmurki nawet . To też wzrok mój błyszczał radością , uśmiech nie schodził z ust ; ślizgał em się po powierzchni życia z nieporównaną swobodą ducha , nie przewidując , jak dziecko , ukrytych przepaści jego . Był em szczęśliwy , i szczęście to rozlewać musiał em w koło siebie , bo nieraz promień jego padał na poważne oblicze ojca i rozchmurzał je . Znajomości moje były liczne ; gdziekolwiek zwrócił em się , wszyscy byli mi przyjaciółmi . A jednak domowe koło najwięcej miało dla mnie uroku , bo tam była Amelja . . . Kochał em ją . Niech słowo to nie przeraża cię Cecyljo ; miłość ta przeszła dawno , niepowrotnie , bo ona sama ją zabiła . A dziś , gdy ją sądzę zdaleka , gdy z rozwagą człowieka wspominam namiętność dziecka , dziś ja tego uczucia nawet miłością nazwać nie śmiem . Ale wówczas miał em lat ośmnaście , serce moje rwało się do współczucia , kipiało warem żądz młodzieńczych . Amelja chociaż starsza odemnie , była piękną , zręczną , znała serca ludzkie i sposób podbijania ich ; majątek ojca mego był ogromny , ona nie miała posagu . . . Późno bardzo grę jej zrozumiał em , w chwili nieszczęścia dopiero . Podbić mnie , było dla niej łatwą igraszką ; pragnął em kochać , i rozmarzony , upojony , poddał em jej się bez wahania , uwierzył em jej spojrzeniom , słówkom , obietnicom . Kochał em ją — jednak tej miłości nie wyjawił em jeszcze ojcu , chociaż nie przyszło mi nigdy przez myśl , by on mógł się sprzeciwić zamiarom moim poślubienia Amelji . Wszakże tworzyli śmy nietylko jednę rodzinę , ale dom jeden nawet . Ulubieniec losu od kolebki , nie pojmował em nieszczęścia , a gromu , który tak nagle we mnie uderzył , nie był em długo w stanie zrozumieć . Tu zatrzymał się , zbierając myśli czy siły na bolesne wspomnienia ; ale po chwili mówił znów spokojnie . — Było to na wiosnę . Niezwykle gorące słońce w maju dopiekało już upał em ; za kilka dni , według zwyczaju , mieli śmy opuścić Warszawę , i wyjechać na wieś . Tam dopiero chciał em odkryć ojcu tajemnicę mego serca , której strzegł em dotąd z dziecinną skrytością pierwszej miłości . Namiętność wrzała w piersi mojej , a jednak myśl sformułowania jej przed kim bądź na świecie , przejmowała mnie zimnym dreszczem . A ilekroć mówić chciał em , nie znajdywał em ni głosu ni słów , bo żadne do miary uczuć moich nagiąć się nie chciały . Milczał em więc ukrywając mój skarb serdeczny , bo zdawało mi się , że ojciec nawet mógł zranić mnie niebacznem słowem lub uśmiechem ; że każda obca ręka zetrze z kwiatu mej miłości pył i wonie — i wstyd jakiś niewytłumaczony zamykał mi usta . Powoli towarzystwo każde stało mi się uciążliwe . W chwilach , których nie mogł em spędzać z Amelją , lubił em błąkać się bez celu , z myślą o niej tylko , bo ta nie odstępowała mnie nigdy . Dnia jednego , po zwykłej samotnej przechadzce wieczorem , wcześniej niż zwykle wracał em do domu . Jakiś niepokój dziwny opanował mnie , bez przyczyny śpieszył em się , i pierwszy raz w życiu trwożył em się czegoś . Pamiętam wszystko dokładnie , jakby to wczoraj było . Powietrze było duszne i parne , niebo miało jakiś ciemny , miedziany koloryt w którym gasły łuny zachodu . Błyskawice bez grzmotu nieustannie przebiegały ciężkie chmury . Szedł em ku domowi , gdy ujrzał em powóz ojca pędzący cwał em . Zaledwie miał em czas to zauważyć , gdy jeden z naszych służących biegnąc prawie naprzeciw mnie , potrącił mnie , i nie poznawszy w mroku wieczornym , biegł dalej nie słysząc pytań moich . Są chwile w życiu w których najmarniejsze wypadki zdają się sprzymierzać przeciwko nam . Gdyby ten człowiek wówczas był przemówił do mnie ! . . . Zaniepokojony wszedł em w bramę pałacu naszego . Była otwartą , szwajcar opuścił swoje stanowisko . Co to znaczyło wszystko ? chciał em zapytać , kierował em się ku gankowi — gdy nagle w jednem z okien ujrzał em białą postać wychyloną , czekającą na mnie . Zapomniał em o wszystkiem . Ona skinęła ; wszedł em bocznemi drzwiami , a ona przez korytarze puste w tej chwili , powiodła mnie w głąb ogrodu . Czy to wszystko było wypadkiem ślepego trafu ? Czemuż wówczas nie spotkał nas ktokolwiek , chociażby ostatni posługacz ludnego domu ! Jam nie pamiętał na nic , trzymając rękę Amelji , zapatrzony w jej oczy , poraz pierwszy może zupełnie sam na sam z nią w tej niepewnej godzinie mroku .