Zuzanna Morawska ADJUTANT NASTĘPCY TRONU powieść z czasów wojny franc [ usko ] - pruskiej Morawska Zuzanna MATKA I SYN . Z pysznie urządzonego apartamentu wydobywał się wielce podniesiony głos chłopięcy , a wyrazy , wydostające się na długi korytarz , świadczyły o niezwykłej scenie , jaka się tam w onej chwili odbywała . Rzeczywiście , scena była nader niezwykła . Chłopiec dziesięcioletni , cały zaczerwieniony , tupał nogami , podnosił pięści do góry i na spokojne , lecz stanowcze przedstawienia swego mentora wołał : — Ani myślę ! ani myślę ! Gniew chłopca potęgował się z każdą chwilą ; szarpał na sobie odzienie , rzucał przedmioty , jakie znajdował koło siebie , a gdy jeden z młodych ludzi , stanowiących jego otoczenie , zbliżył się , żeby nieład , sprawiony w odzieniu małego złośnika , poprawić , odepchnął go gwałtownym , rozkazującym ruchem , na drugiego zaś , który chciał podnieść rzuconego na ziemię bronzowego żołnierza , posłał takiego samego . I gdyby się on był w porę nie usunął , z pewnością miał by rozbitą głowę . Główny mentor i wychowawca , Jakób de Villeroy , człek poważny i doświadczony , jako i jego dwaj pomocnicy , Emil Gouret i Henryk de Ancy , zachodzili wprost w głowę , jakiegoby użyć sposobu na uspokojenie powierzonego ich opiece chłopca . Pan de Villeroy nie tracił zimnej krwi i z wielkim spokojem patrzył na młodzieniaszka , myśląc sobie : — Niech się wykrzyczy . Przestanie . Potem musi zrobić , co mu każę . Chłopiec wszakże nie tylko się nie uciszał , lecz coraz gwałtowniej wołał : — Ja tak chcę i tak być musi ! Prócz tego począł używać przekleństw i wyrazów , których z pewnością w otoczeniu swojem nigdy nie słyszał . Wtedy Jakób de Villeroy postąpił kilka kroków i z ukłonem , pełnym dworskiej etykiety , ozwał się stanowczo : — Proszę się uciszyć ! Podniesiony głos i cale zachowanie się uchybia nie tylko godności księcia , ale i miejscu , w którem się znajduje . Lecz ozwanie się mentora zrobiło wprost przeciwny skutek . Młodzieniaszek , zamiast uciszyć się , tupnął nogą i wrzasnął z całą siłą dziecięcego swego gardła : — Precz , ty stary wilku ! twoje nauki już mi kością w gardle stoją ! Emil Gouret i Henryk d'Ancy wprost oniemieli . Pan de Villeroy spojrzał jeszcze surowiej na swego pupila i jeszcze surowszym ozwał sięgłosem : — Całe zachowanie się księcia jest tak naganne , iż będę zmuszony zaniknąć go w odosobnionym pokoju i przez resztę dnia pozostawić nie tylko bez towarzystwa i zabawy , ale i bez pożywienia . — Co ? mnie ! — zawołał dzieciak i z podniesioną dłonią postąpił ku swemu wychowawcy . Mentor wyprostował się i zmierzył chłopca tak groźnym wzrokiem , że ten pomimowoli dłoń opuścił . Widząc wszakże bezfilność swego gniewu , rzucił się na ziemię i bił nogami i rękami w rozłożony dywan . Wrzeszczał przytem w niebogłosy i wyrzucał ze spienionych ust najobelżywsze wyrazy . — Proszę cię , panie Emilu , każ zawezwać nadwornego lekarza ! — rzekł de Villeroy , zwracając się do jednego z młodych ludzi . Ten posunął się ku drzwiom , nagle jednak stanął i pochylił się w głębokim ukłonie , z za opony bowiem , pokrywającej drzwi , ukazała się postać kobieca . Henryk d'Ancy zgiął się również w ukłonie . De Villeroy , odwrócony plecami do drzwi , nie spostrzegł wchodzącej . — Co się tu dzieje ? — spytała ostrym głosem przybyła , marszcząc ciemne brwi , śmiało nakreślone na białem , wyniosł em czole . —Jego książęca wysokość uniósł się zbytecznie gniewem i uległ atakowi nerwowemu — odrzekł spokojnym głosem de Villeroy , pochylając się w głębszym jeszcze , niż dwaj poprzedzający , ukłonie . Przybyła spojrzała na ń badawczo . Po jej obliczu przebiegł lęk , połączony z wielką tkliwością , ale było to błyśniecie iskry elektrycznej , którą umiała w tej chwili stłumić . — Posłał em po lekarza . . . — rzekł wychowawca , odpowiadając na badawcze spojrzenie . — Nie potrzeba , nie wpuszczać go ! — rozkazała dama . A zbliżywszy się do leżącego chłopca , któremu wejście jej nie przeszkodziło w dalszym ciągu krzyczeć i walić rękami i nogami w dywan , zawołała : — Wstań ! W głosie jej nie było ani przelęknienia , ani troskliwości , lecz rozkaz groźny , surowy , któremu nikt się opierać nie mógł i nie śmiał . Nie oparł się też i młodzieniaszek , tak dotąd krnąbny i pragnący wszelkiemi siłami zachować swoją wolę . Zerwał się , odgarnął ręką spadające mu na czoło włosy i , oparłszy się plecami o stół , spojrzał z pod oka . Skrzyżowały się spojrzenia przybyłej z jego wzrokiem . We wzroku obojga płonął teraz jednakowy ogień . Ogień gniewu , dumy i nieugiętej samowoli . — Skazany jesteś na areszt przez 24 godziny o chlebie i wodzie ! — zawoła stanowczo dama . Jeszcze ognistszy błysk ukazał się w oczach chłopca . — Jutro wczesnym rankiem mam być na przegiądzie mego pułku ! — ozwał się chrapliwym , przytłumionym głosem chłopiec . Dama nic mu na to nie odrzekła , tylko , zwracając się do pana Villeroy , rzuciła : — Proszę , żeby mój rozkaz spełniony był z najzupełniejszą ścisłością ( 1 ) . I majestatycznym krokiem wyszła . Cisza najzupełniejszą zapanowała . Po chwili słychać było energiczne kroki chłopca . Nie tłumił ich nawet rozesłany dywan , jak nic nie stłumiło odgłosu delikatnie przekręconego w zamku klucza . W milczeniu i z pewnem pognębieniem Jakób de Villeroy i dwaj jego młodzi towarzysze opuścili drugiemi drzwiami komnatę , w której przed chwilą rozgrywała się tak dziwnie gorsząca i niemiła scena . A rozgrywała się w prawem skrzydle głównego pałacu Tuileries , pewnego czerwcowego poranku r . 1866 . Krnąbnym chłopcem był Ludwik Napoleon Eugeniusz , zwany pieszczotliwie Lulu , syn cesarza Napoleona III i małżonki jego , Eugenii hr . Montijo , ogłoszony od chwili przyjścia na świat w r . 1856 następcą tronu . Damą , która jednem słowem umiała przytłumić niewczesne jego wybryki , samowolę i niepohamowaną krnąbność , była matka jego , Eugenia , cesarzowa Francyi . ( 1 ) Prawdziwe . O CHLEBIE I WODZIE . Pokój , do którego przeszedł następca tronu francuskiego , a przeszedł , nie czekając na wezwanie swego otoczenia , był oddzielony jednym tylko salonem od tego , w którym się rozgrywała powyższa scena . Skromne sprzęty , brak kobierca na posadzce , za to wielki globus , stojący na nizki ej etażerce , duży stół na środku , mapy , rozwieszone na ścianach , świadczyły , że był pokojem do nauki . Od tej to nauki młodzieniaszek przed chwilą chciał się uwolnić , a natomiast użyć gry w wolanta , za którym przepadał , i to właśnie było przyczyną znanej nam już sceny . Gdy drzwi zamknęły się za nim , wstrząsnął się cały i zaczął chodzić wielkimi krokami , potrząsając czupryną z charakterystycznym kosmykiem , spadającym na czoło a Ia Napoleon Wielki . Nagle stanął i rzekł sam do siebie : — Jestem głupiec ! czemu nie odniosł em się do ojca ? Najjaśniejszy pan z pewnością był by zrozumiał , że nie zawsze się ma ochotę do siedzenia z temi nudne mi rzeczami ! — to mówiąc , rzucił na podłogę pudełko z przyborami do rysunku . Z pudełka wysypały się cyrkle , elipsy , ekierki i , leżąc na podłodze , patrzyły na ń świecącą swą powierzchnią , jakby chciały zapytać : — Cóżeśmy ci zawiniły , że się tak z nami obchodzisz ? Chłopiec zaczął znów chodzić , usuwając nogą w kąt rozrzucone przedmioty . — Jak was , tak wszystkie przeszkody będę zawsze usuwał z mej drogi ! — szepnął stanowczym głosem , kopnąwszy nogą otwarte pudełko . — Ojciec ? . . . co mi też przychodzi do głowy ! — rzucił półgłosem . — Najjaśniejszy pan czyni zawsze to , co chce najjaśniejsza pani ! — dodał z pewnym przekąsem . I dalej myślał : — Gdy zostanę cesarzem , wszyscy mi muszą ulegać . — Nie pozwolę , żeby mi kto narzucał swą wolę . Nie pozwolę , stanowczo nie pozwolę ! Zmarszczył brwi i zadumał się : — Państwo moje musi być wielkie i potężne , naród utrzymam w posłuszeństwie , nie potrzeba będzie żadnej dobroczynności , na którą najjaśniejsza pani tak się wysila , nie potrzeba — bo nikt nie będzie głodny , każdy będzie miał wszystko , co mu potrzeba . W tej chwili on sam uczuł nagle głód . Uśmiechnął się ironicznie . — I nikogo skazywać nie będę na areszt o chlebie i wodzie ! — dodał półgłosem , rozsiadając się w fotelu . Oparł się łokciami o stół , piąstki podsunął pod brodę , wysunął dolną wargę i znów się za myślił . — Gdy zostanę cesarzem , Francya musi być potężną . . . zawojuję świat cały , przedewszystkiem zawojuję Prusy i całe Niemcy . . . Ach , tych chciał by m zmieść ze świata , nie lubię ich ! Zgniotę ich , zgniotę , choćby za to , że chcą równać się z Francyą ! Zgniotę ich , ot tak , jak ten mój stryjeczny dziadek . . . I podniósł głowę na wielki portret Napoleona I . — Tylko - tylko będę przezorniejszy . . . nie dam się pokonać i uwięzić — oho , nie dam ! I w dziecięcej swojej głowie snuł najróżnorodniejsze plany . Plany nader śmiałe , a coraz mniej moźebne do wykonania . Wstawał , chodził po pokoju , stawał na chwilę , marszczył czoło , podnosił głowę , to znów ją schylał , jakby na posadzce chciał się dopatrzyć urzeczywistnienia swoich planów . To znów potrząsał głową , a charakterystyczny kosmyk włosów spadał mu na czoło , który z pewną precyzyą , właściwym sobie ruchem na bok odgarniał . I tak się w tych myślach pogrążył , że zapomniał o głodzie , który mu przed chwilą począł dokuczać . Nie słyszał tez nawet , a może nie chciał słyszeć otwierających się drzwi i szelestu kroków wchodzących osób . To Margot , córka pana de Villeroy , własnoręcznie przyniosła mu kawałek chleba na srebrnej tacy i takiż kubek , napełniony wodą . Postawiła przed nim ten skromny posiłek , a jednocześnie wyjąwszy nieznacznie z za fałdów sukienki spory pakiet , podsunęła go pod podparte łokcie małego więźnia . Lecz ten podniósł wzrok chmurny i , odsunąwszy pakiet , rzekł rozkazująco : — Zabierz to ! Nie potrzebuję niczyjej litości ! Margot spojrzała na ń z wyrzutem , łzy woczach jej stanęły , ukryła jednak pakiecik przed wzrokiem ojca , który jednocześnie wszedł z nią i z panami Henrykiem Ancy i Emilem Gouret , niosącymi również własnoręcznie pościel i inne przybory dla młodego delikwenta . Margot , ukłoniwszy się przesadnie dostojnemu więźniowi , odeszła . Panowie Henryk i Emil , również skłoniwszy się etykietalnie , ustawili przyniesione przedmioty , oddali ukłon pokorny i oddalili się w milczeniu . Pan de Villeroy spojrzał tylko badawczym wzrokiem na młodego więźnia , rozejrzał się po pokoju , badając , czy jeszcze w nim czego nie brakuje , i , nie rzekłszy słowa , również się oddalił . I dziwnemby się mogło zdawać , że nauczyciele spełniali w tej chwili funkcyę , należące do służby . Był to jednak rodzaj polityki , a raczej wyraźny rozkaz cesarzowej Eugenii , żeby nikt nie wiedział o areszcie jej syna i nikt do niego oprócz nich nie wchodził . Musieli więc zaufani i wtajemniczeni w całą sprawę wziąć na siebie staranie o zabezpieczenie jakiej takiej wygody dostojnemu więźniowi . Pan de Villeroy przekroczył tylko ten rozkaz , wzywając z sobą dwunastoletnią córkę ; nie chciał bowiem własnoręcznie podawać posiłku młodzieniaszkowi , który tak niegrzecznie względem niego się zachował . Prócz tego Margot była towarzyszką zabaw następcy tronu , zwanego poufale Lulu . Teraz z upragnieniem oczekiwała owej partyi wolanta , którą sobie uplanowali , a ktora stała się przyczyną gorszącej , wyżej opisanej sceny . Była też nad wiek rozsądna i z wielką powagą dała słowo ojcu , że tajemnicy dochowa . Bolała ją kara , jaką ponosił Lulu , chciała mu osłodzić samotność i , przekraczając wolę ojca , zaniosła pudełko obsmażanych migdałów , za którymi Lulu przepadał . Zachowanie się jego zabolało Margot , Izy zakręciły się w jej ciemnych oczach i teraz stała w kąciku nieopodal drzwi z nader smutną minką . Panowie Gouret i Ancy , rozłożywszy przyniesioną pościel , w milczeniu wraz z panem de Villeroy opuścili pokój . Nie zapomnieli jednak oddać właściwego ukłonu , jak nakazywała etykieta , dla następcy tronu . Na ukłon ten Lulu nie odpowiedział , co pan de Villeroy zapisał sobie w pamięci , jako uchybienie zwyczajom dworskim . Po ich odejściu Lulu podniósł głowę , spojrzał z pogardą na stojącą przed nim tacę ze skromnym posiłkiem i począł biegać niecierpliwie , myśląc : — Oddają mi ukłony ! — No , tak należy ! Ale jak śmią więzić następcę tronu i częstować go chlebem i wodą . . . Prawda , to nie oni — to najjaśniejsza pani . . . i to nie spytawszy się nawet , co było przyczyną mego oporu — myślał dalej . — " Zamknąć go na 24 godziny o chlebie i wodzie ! " — wymówił głośno , naśladując głos matki . — I wyszła , jakby to chodziło o pierwszego lepszego , nie zaś o jej syna i następcę tronu francuskiego I z zasępioną twarzą rzucił się znów na fotel . — Margot to poczciwa dziewczyna ! Jestem pewny , że wkręciła się umyślnie temu staremu wilkowi , swemu ojcu . Zrobił em jej przykrość , nie przyjmując podarunku . . . — Ale co też to ona mi przyniosła ? . . . — zamyślił się . — Pewnie obsmażane migdały , albo kasztany . . . I mimowoli ślinkę połknął . — Szkoda , żem nie zostawił ! Nie był by m zasmucił Margot . . . no i przydały by się . . . I oblizał się . — Ale nie ! Następcy tronu francuskiego nie wypada okazywać słabości i łakomić się na przysmaki ! — rzekł głośno . I , wstawszy , przechadzał się po pokoju , trzymając ręce w kieszeniach . Stanął przy oknie . Mrok czerwcowy zapadał . Na podwórzu pałacowym , na który okno wychodziło , zapalano latarnie . Warta pilnowała bramy , rozmaici ludzie kręcili się po dziedzińcu . — Szczęśliwsi są ci ludzie ode mnie ! Robią to , co chcą . . . Czyż to , co chcą ? — zapytał nagle sam siebie . — Nie , robią to , co im kazano , co każe ich obowiązek — pomyślał . I mimowoli zaczerwienił się . Przypomniał sobie bowiem , iź on dlatego siedzi zamknięty , iż nie chciał spełnić , co mu kazano , a co było jego obowiązkiem , to jest uczyć się w onej chwili . — Źle zrobił eś ! — szepnął mu jakiś głos wewnętrzny . — Jestem następcą tronu , powinien em robić to , co mi się podoba ! Nikt nie powinien mi się sprzeciwiać ! — zawołał głośno i tupnął nogą . — Następca tronu jeszcze więcej powinien słuchać , bo kto nie umie być posłusznym , nie będzie umiał rozkazywać — szepnął mu znów tenże sam głos . Aż obejrzał się dokoła , myśląc , że ktoś zakradł się do jego samotni i szepcze mu morały do ucha . — Głupstwo ! nikogo niema ! To te nauki starego wilka i tych dwóch jego pomocników utkwiły mi w pamięci i mimowoli brzęczą , jak uprzykrzone komary ! — mówił sam do siebie . Przeszedł się znów kilkakrotnie po pokoju . Dotykał przedmiotów stojących na etażerkach i stoliku . Były to wszystko rzeczy potrzebne do nauki . Z pewną niechęcią głowę od nich odwracał , jakgdyby cośkolwiek z nich stało się przyczyną jego samotności . Stanął znów przy oknie . Światło latarni oświecało dziedziniec . Nie było jednak takiego ruchu , jak przed chwilą . Żołnierze tylko przechadzali się miarowym krokiem , sprawiając wartę , każdy w miejscu oznaczonem . — Gdyby m na nich zawołał , stanęliby w mojej obronie , nie pozwolili więzić , Wszak słyszał em , że wojsko jest do mnie przywiązane . . . Ale nie , nie , ja tego nie uczynię ! Jestem synem cesarza , następcą tronu ! I dumnie wydął wargi . Po chwili znów rzekł : — Ach , jak to nudno być następcą tronu ! Wszystkiego nie wolno , wszystko sprzeciwia się etykiecie . . . Zamyślił się . — Czy i innym chłopcom w moim wieku także wielu rzeczy zabraniają ? . . . czy także im mówią : nie wypada ? Nie mogł sobie odpowiedzieć na to pytanie . Głód coraz więcej zaczął mu dokuczać . Spojrzał na biały chleb , leżący na tacy . Nigdy mu się nie wydał tak białym i tak ponętnym . Wziął go do ręki , poniósł do ust , nie ukąsił jednak , tylko położył energicznie z jakiemś wewnętrznem postanowieniem . — Nie ! Powiedział em sobie , że nic nie dotknę , — i nie dotknę , choćbym umarł z głodu ! To mówiąc , wykrzywił się , jakby do płaczu , i rzucił się na posłanie , tuląc głowę w poduszce . Łkanie wstrząsało jego ciałem . Nie wydał wszakże żadnego głośniejszego jęku . Owszem tulił się w miękkie puchy i odziewał , wstydząc się łez i szlochania . Wstydził się ich sam przed sobą i drżał , żeby kto nie wszedł i jego łkania nie posłyszał . Wkrótce ucichł zupełnie , a miarowy , spokojny oddech oznajmiał , że następca tronu francuskiego ukoił bunt i smutek we śnie . Spał , jak każdy zdrowy chłopiec w jego wieku . OJCIEC I SYN . W r . 1866 wychodzą na widownię w Prusach dwaj znakomici ludzie : Otto Bismarck i Karol Moltke . Wielkiemi swemi zdolnościami nie tylko przyczynili się do coraz większego rozrostu swojej ojczyzny , ale zarazem głos ich stał się stanowczym w sprawach całej Europy . Bismarck pokierował tak sprawy , że księstwo hanowerskie upadło , a kilka drobnych państewek niemieckich zostało złączone z Prusami . Jednocześnie gen . Moltke zwycięstwem pod Sadową ( 1 ) r . 1866 nad Austryakami nadał przewagę Prusom . Że zaś Napoleon nie mógł patrzeć spokojnie na rozrost Prus , a przytem chciał utrzymać powagę . i pierwszy głos w sprawach Europy , przyjął godność rozjemcy między Prusami a Austrya . Lecz chwiejność jego polityki nie pozwalali mu występować otwarcie . Wyjeżdżał więc wraz z małżonką do Salzburga ( 2 ) na zjazd z cesarzem austryackim , pozorując odwiedziny kondolencyą po śmierci nieszczęśliwego jego brata , rozstrzelanego w Meksyku , wysłanego tam również za wdaniem się Napoleona III . Postanowienie odwiedzenia cesarza austryackiego powziął Napoleon nagle , ażeby nie do . wiedziały się dwory europejskie przed jego spełnieniem . Przypuszczeni byli do tajemnicy najzaufańsi , którym polecono czynić konieczne przygotowania do podróży . Wypadki ogólno - europejskie i nagły wyjazd Napoleona III i Eugenii nie pozwalały zajmować się sprawami rodzinnemi , a więc i uwięzienie następcy tronu przeszło niepostrzeżenie . Być może , iż ojciec nawet o tem nie wiedział lub po rozmowie z małżonką niewiadomość udawał . Matka , zobaczywszy syna o oznaczonej porze , przyjęła jego powitanie ze zwykłą etykietą dworską . Po chwili tylko zbliżyła się do niego i , jakby czułość macierzyńska wzięła nad innymi względami górę , podniosła głowę syna ku sobie i przypatrzyła mu się uważnie . Lulu zaś , idąc za popędem serca , przekroczył wszelką etykietę , zarzucił ręce na szyję matki i , nic nie mówiąc , tulił się z prawdziwie dziecięcą tkliwością do jej piersi . Pani Dumont , ochmistrzyni następcy tronu , i hr de Villeroy patrzyli z oburzeniem na przekroczenie etykiety dworskiej ; nie śmieli jednak przerywać tego wybuchu czułości , pozostawiając wszelkie uwagi , gdy zostaną sam na sam z dostojnym wychowańcem . Zresztą chwila tej czułości trwała zaledwie mgnienie oka . Eugenia umiała się powstrzymać od takich wybuchów . Złożywszy więc pocałunek na czole syna , odsunęła go od siebie , dając tem znak , że pobyt syna w jej obecności skończony . Zaraz tez zbliżyli się wychowawcy i , ku wielkiemu niezadowoleniu chłopca , zaprosili go do wyjścia z komnaty matki . Chłopiec spojrzał na nich niechętnie , ale , nic nie mówiąc , przeszedł do swoich pokojów . Lecz etykieta nakazywała , ażeby w oznaczonej godzinie przedstawił się ojcu . Z nadzwyczajną ścisłością zastosowano się do tego i Lulu ukazał się w gabinecie ojca . — Jak się masz ? - zawołał wesoło Napoleon III , który , obiecując sobie doskonałe wyniki z mającej się odbyć podróży , był w onej chwili w doskonałym humorze . Było to znów przekroczenie etykiety , na które zżymali się wychowawcy . Chłopiec bowiem powinien był najpierw uczynić ukłon przy wejściu , postąpić trzy kroki i dopiero czekać ozwania się ojca . Lulu tego wszystkiego nie zdążył uczynić , co gorsza , usłyszawszy wesoły głos ojca , pobiegł , pochwycił za rękę i przypadł do jego kolan , tuląc się pieszczotliwie . Hr . de Villeroy i pani Dumont zamienili z sobą spojrzenia , przyczem jedno drugiemu zdawało się wyrzucać zbyt małą uwagę na zachowanie prawideł etykiety , przepisanej dla następcy tronu . Ten , oparłszy się o kolana ojca , zapomniał o wszystkich swych troskach , wołając wesoło : — Będę dziś na paradzie wojskowej ! Będę widział wojsko , nowe umundurowanie , pokażą mi nowe karabiny , chassepoty . . . Ale i ja dostanę taki . chassepot , taki prawdziwy , żeby m mogł z niego strzelać ! — szczebiotał jednym tchem dalej . — Prawda , że dostanę ? — pytał natarczywie , gdy ojciec z nadzwyczajną czułością wpatrywał się w jego nieco pobladłą twarzyczkę . — Dostaniesz , dostaniesz ! — mówił z czułością Napoleon . Potem , gładząc go po buzi , zapytał nagle : — Ale cóż to tak pobladł eś ? Lulu zaczerwienił się po uszy . — Może boisz się tych kul , które chassepoty tak daleko wyrzucają ? — zapytał , uśmiechając się , ojciec . — Ja ? kul ? — odpowiedział z oburzeniem chłopiec . I wyprostowawszy się , mówił : — Jestem przecież następcą tronu francuskiego i wiem , że powinien em umieć obchodzić się z bronią , ażeby bronić państwa i rozszerzać jego granice . — Rozszerzać . . . owszem — odpowiedział Napoleon z uśmiechem . — Bronić zaś nie będziesz miał potrzeby ; Francya jest tak potężna , iż nikt nie będzie śmiał jej napadać ! — dodał cesarz z właściwą sobie chełpliwością ( 3 ) Hr . de Villeroy i pani Dumont , stojący na uboczu , z wielkiem uznaniem pochylili głowy . Lulu zaś rzekł : — Bronić , — nie . . . bronić ? . . . I zamyślił się . Ojciec uważnie mu się z wielka miłością . przypatrywał . — Następca tronu , syn nasz , jest mizerny . Co za przyczyna ? — począł nagle , zwracając się do wychowawców . Oboje spojrzeli na siebie . Ze zaś nie mieli polecenia , aby zameldować iego cesarskiej mości o wczorajszem zajściu , i nie wiedzieli , czy już o niem nie jest zawiadomiony , przez chwilę byli w kłopocie . Pierwsza pani Dumont ozwała się wymijająco : — Jego cesarska mość następca tronu sypia doskonale . — O tak , doskonale ! — przytwierdził hr . de Villeroy . — W każdym razie musi być jakaś przyczyna tej bladości — rzucił Napoleon . Lulu znów się zaczerwienił . Ojciec przypatrzył mu się uważnie i rzekł : — W oczach ma zmęczenie . — Rzeczywiście , zmęczenie ! — potwierdził hr . de Villeroy z ukłonem . — Nadworny lekarz niech zbada i o wyniku badania w tej chwili mnie zawiadomi ! — rozkazał cesarz . I , pocałowawszy syna w oba policzki , dal znak , że posłuchanie skończone . Tak wychowawcy , jak wychowaniec zadowoleni byli z tego . Lulu nie chciał się przyznać przed ojcem ani do krnąbrności , ani do kary , — mimo więc , że lubił pozostawać w obecności ojca , okazującego mu wiele przywiązania , w tej chwili rad był , że nie będzie dalej przez niego badany . Hr . de Villeroy i ochmistrzyni wprost odetchnęli , nie wiedząc , jaką wymyślić przyczynę nie dość dobrego wyglądu dostojnego wychowańca . Kłamiąc , osłabiali by swą powagę , mówiąc zaś prawdę , narazili by się prawdopodobnie jej cesarskiej mości i ściągnęli niezadowolenie jego cesarskiej mości . Skończone posłuchanie wybawiało wszystkich z kłopotu . Lecz Napoleon prawdziwie kochał syna , kochał go nie tylko jako ojciec , lecz i jako cesarz , widzący w nim ugruntowanie dynastyi Bonapartych na tronie Francyi . Były też chwile , że łatwo przechodził od widoków ziszczenia swoich nadziei do ich upadku . Zaniepokoił się więc złym wyglądem jedynaka i , chociaż to nie była chwila naznaczona przez etykietę do odwiedzin małżonki , posłał z oznajmieniem zjawienia się w jej komnatach . Eugenia , dająca w tej chwili posłuchanie jednej ze swoich modystek , co do tualety , w której miała wystąpić w Salzburgu , dość niechętnie przyjęła oznajmienie . Nie dając jednakże tego po sobie poznać , oddaliła damy ją otaczające i z czarującym , jak zwykle , uśmiechem spojrzała na wchodzącego małżonka . — Czyś zauważyła , że Lulu dziś bardzo źle wygląda ! — rzekł Napoleon z czułością ojca , strząsając z siebie dostojeństwo cesarza . — Tak , i kazała m go zbadać lekarzowi . — Masz już jakie wiadomości ? — zapytał Napoleon . — Dotąd żadnych . Ale gdyby było coś zatrważającego , de Crieux ; po widzeniu go rano , był by nas zawiadomił — rzekła uspokajająco . — A jednak jest blady i ma w oczach zmęczenie — mówił cesarz , targając bródkę . — Ach , jakiś ty zdenerwowany ! — rzekła , kładąc mu rękę na ramieniu . — Nic dziwnego ! . . . przy tylu sprawach . . . A nad wszystkiemi góruje twa nadzwyczajna miłość do syna - dodała z pieszczotą . — Hm ! . — Dziecko , jak dziecko , ma czasem swoje kaprysy , stąd zły wygląd — mówiła dalej . Po chwili takiej rozmowy , jak zwykli śmiertelnicy , w wspólnej trosce o syna , oboje ich cesarskie moście zostali uspokojeni przez nadwornego lekarza , iż następca tronu jest zdrów zupełnie i żadna choroba mu nie zagraża . ( 1 ) Sadowa ( po niem . Königgrätz , po czesku Karolowy Hradec ) twierdza w Czechach . ( 2 ) Miasto starożytne na pograniczu Austryi i Bawaryi . ( 3 ) Rzeczywiste słowa Napoleona III NA PLACU ZGODY . Eugenia de Montijo , zostawszy żoną Napoleona III i cesarzową Francyi , przez jakiś czas nie wdawała się w sprawy państwa , ani też nie używała swego wpływu na małżonka w rozdawaniu godności i urzędów . Ograniczała się tylko do wynajdywania osób zręcznych , eleganckich , umiejących się bawić i wyszukiwać coraz inne i więcej urozmaicone zabawy . Osoby te , tak mężczyźni , jak kobiety , stanowili jej dwór , którym się otaczała i z którym robiła wycieczki w uprzywilejowane okolice Paryża . Miała jednakże ten takt , że otoczenie swe , a nawet ulubieńców , wybierała z pomiędzy Francuzów , dając im pierwszeństwo przed Hiszpanami . Chętnie brała udział w zabawach tanecznych w małem kółku i , upatrzywszy najzręczniejszego partnera , posyłała przybocznego szambelana z oznajmieniem , że chce , by stanął z nią do kadryla . Uszczęśliwiony tem odznaczeniem kawaler starał się zręczność swą w prowadzeniu tańca posuwać do najwyższej umiejętności , Eugenia zaś , z właściwym sobie wdziękiem , stawała się na ową chwilę zwykłą śmiertelniczką , oddając się zabawie całą duszą i nie krępując nikogo swą cesarską obecnością ( 1 ) . — Zabawy takie — mówiła do rnęża — jednają nam wielką popularność . Ale zabawy te były na bardzo poufałych , zamkniętych w ciasnem kółku zebraniach . Na balach dworskich , gdzie tłumy ambasadorów i znakomitych osób , przedstawicieli państw obcych , snuły się z całą swą sztywnością , Eugenia z majestatem cesarzowej siedziała na przeznaczonem miejscu , obok Napoleona III . Nudzila się tak samo , jak on , i oboje spoglądali na przesuwające się w konwenansowym tańcu pary . Przyjmowała z właściwą powagą i nic nie znaczącem wejrzeniem ukłony , a twarz jej , tak skończenie piękna , była też i skończenie chłodna , nie wyrażając nic więcej , prócz zwykłego , pełnego dworskiej etykiety uśmiechu . W ciągu lat kilku piękna Hiszpanka wrosła najzupełniej w społeczeństwo francuskie . Jako zaś matka następcy tronu , czulą się w obowiązku coraz więcej zajmować się sprawami państwa , a chociaż ją te rzeczy szalenie nudziły , okazywała wielkie zainteresowanie . Coraz tez częściej spotykano ją podczas narad dworskich przy boku małżonka , tam zaś , gdzie wejście jej uświęconem prawem było wzbronione , starała się ubocznie o . przebiegu narad dowiedzieć , lub umiejętnie z małżonka najważniejszy ich przebieg wydobyć . Jednak nie tylko mężowie stanu , lecz i zaślepiony w niej małżonek musiał przyznać , że nie ma ona zdolności dyplomatycznych . W sprawach dworskich i państwowych wszystko jest podciągnięte nie tylko pod etykietę , ale i pewną dyplomacyę . Dyplomacya też było zatajenie prawdziwych powodów wyjazdu pary cesarskiej do Salzburga , oraz przygotowania do tej podróży . Nie przerywano więc zwykłych przyjęć i zabaw , jakie urządzała Eugenia , a parada wojskowa , mająca się odbyć w tym czasie na placu de Ia Concorde ( Zgody ) , ściągnęła liczny zastęp najznakomitszych osób , jakoteż i tłumy , żądne zawsze widowiska . Eugenii bardzo chodziło o wystąpienie z całym przepychem , żeby każdy taki występ na długo pozostawał w pamięci widzów . Teraz więc jechała w otoczeniu swojego dworu . Szereg powozów ciągnął przez pola Elizejskie , ona zaś na pięknym , siwym rumaku , okrytym przepyszną makatą , jechała obok małżonka , ktory na takimże koniu , tylko bez opony , w mundurze generała gwardyi , postępował stępa , z powagą , oddając na prawo i lewo uśmiechy zgromadzonemu ludowi . Lecz dziś wszystkie oczy skierowane były na następcę tronu , jadącego na małym koniku andaluzyjskim , z gatunku kuców . Konik stąpał w takt , ż pewną precyzyą , podnosząc w miarę , z dumą swą maleńką główkę . Lulu miał na sobie również ubranie generała szwoleżerów pułku , który nosił miano następcy tronu . Chodziło też głównie w owej chwili o pułk ten , inne bowiem , częściowo tylko przybyłe , miały stanowić tylko tło dla pułku następcy tronu . Gdy przybyli na plac Zgody , powitano ich okrzykiem : " Vive l'empereur ! " A potem : " Niech żyje następca tronu ! " I wyciągano do malca dłonie , jakby go chciano unieść i do piersi przycisnąć . Napoleon zwrócił wzrok na małżonkę z zadowoleniem . Zamienili spojrzenie . Lulu w rozdawaniu uśmiechów naśladował ojca . Para cesarska , zsiadłszy z koni , zajęła miej na przygotowanem wzniesieniu . Następca tronu w otoczeniu dwóch generałów - adjutantów , przejeżdżał przed swoim pułkiem . Żołnierze prezentowali broń i mieli zaraz wykonać przygotowane na ten dzień ćwiczenie , gdy Lulu , czy zapatrzony na swoje szeregi , czy też że ręce mu osłabły po wczorajszym poście , wypuścił cugle , a konik , nie czując kierownictwa , począł galopować ; młody jeździec zachwiał się , stracił równowagę i już miał spaść z konia . . . Wtem młody oficer pochwycił go jedną ręką , osadził na koniu , drugą zaś przytrzymał kucyka . Była to jedna chwila , chwila tak krótka , że nawet dalej będący nie dostrzegli całego zajścia . Adjutanci bowiem otoczyli małego jeźdźca , oficer zaś , podawszy mu lejce , usunął się na swoje miejsce , śledząc wszakże każdy ruch konika , jak i jego jeźdźca . Lulu przyszedł zaraz do siebie , chwycił lejce , wzrokiem podziękował swemu wybawcy , w duszy zaś mu przeleciało : . — Dzielny chłopiec . Trzeba o nim pamiętać . A w myśli oficera zadźwięczało : — Dzielny chłopiec , nie zląkł się , dobrze się teraz trzyma na koniu ! Adjutanci wszakże uważali za stosowne nie męczyć dziecka długimi popisami wojska , skrócili je , jak tylko mogli , i wypadek cały przeszedł prawie niepostrzeżenie . Lecz troskliwe oko ojca dostrzegło chwilowe , zachwianie się syna . Szepnął nawet coś do małżonki . Eugenia wytężyła wzrok , lecz Lulu siedział już na koniu , jakgdyby nic nie zaszło . — Cesarz dziwnie jest dziś zdenerwowany , we wszystkiem widzi jakieś niebezpieczeństwo dla ukochanego jedynaka ! — pomyślała , wytężając całą uwagę w stronę syna . — Proszę dowiedzieć się , kto jest ten oficer , który mi dopomógł do utrzymania się na koniu . — ozwał się następca tronu do jednego ze swych adjutantów . — Spełnione będzie życzenie jego cesarzewiczowskiej mości — odszepnął tamten . Po skończonych manewrach tym samym porządkiem wracano . Brakowało jeno p . Leroux , jednego z przybocznych generałów jego cesarskiej mości , ten bowiem otrzymał rozkaz : — Proszę niezwłocznie sprowadzić nam młodego oficera , który dopomógł naszemu synowi do utrzymania się na koniu . . . I uniknięcia skandalu . . . — dodał w duchu . Generał zaś niemało miał kłopotu z spełnieniem rozkazu . W chwili bowiem , kiedy cały wypadek miał miejsce , błądził wzrokiem po publiczności i całe zajście uszło jego uwagi . Do piero najbliższe otoczenie następcy tronu dopomogło mu do rozwiązania zagadki . " Napoleon tak był niespokojny o syna , że wzrokiem ciągle na jadącym przed nimi spoczywał . Po powrocie do Tuileries wezwany został w tej chwili de Crieux . W obecności obojga najjaśniejszych zbadał Lulu i znów uspokoił ich cesarskie moście , mówiąc : -- Następca tronu jest zdrów zupełnie , rozwija się prawidłowo , sen i apetyt ma zadowalający . Dzisiejszy wypadek mógł być tylko wywołany chwilowem zmęczeniem , może brakiem uwagi , roztargnieniem , o co w wieku jego wysokości bardzo łatwo i od czego uchronić go trudno . Poczem ukłonił się , a nie zapytany o nic więcej ani przez cesarza , ani przez jego małżonkę , cofając się , zniknął za portyerą . Napoleon zbliżył się do syna , podniósł jego główkę , przypatrzył się badawczo , pocałował w oba policzki i rzekł : — Odpocznij , potem używaj dnia według codziennego zwyczaju . Chłopiec ukłonił się i podaną sobie rękę ucałował z prawdziwie dziecięcą czułością . Na skinienie matki zbliżył się według wyuczonych dworskich reguł i , wyprostowany jak żołnierz , czekał na jej słowo . — Trzeba zawsze umieć panować nad sobą nie pozwolić , żeby wzruszenie lub nawet niedyspozycya brała górę nad tobą — rzekła , wpatrując się w syna . Chłopiec zaczerwienił się po uszy i skłonił według przyjętego zwyczaju . Lecz w Eugenii zadrgało znów uczucie macierzyńskie . Wyciągnęła ku niemu białą swą , wązką , strojną w liczne pierścienie rękę . Lulu przylgnął do niej ustami . Eugenia , idąc za popędem drgającego w niej w tej chwili uczucia , przyciągnęła go do siebie i przytuliła do piersi . Wtedy Lulu objął ją po swojemu za szyję , a całując serdecznie , mówił : — Mamo , kochana moja mamo ! Napoleon rozrzewnionem okiem patrzył na tę czułość matki i syna . ( 1 ) Z pamiętników damy dworu . WYCHOWANIEC I WYCHOWAWCA . W oznaczonej godzinie zjawił się młody oficer na zamku cesarskim i wprowadzony został przed oblicze obojga najjaśniejszych . — Przybliż się ! — rozkazał łaskawie Napoleon . . Oficer , stojący tuż przy drzwiach , skłonił się po wojskowemu i , według przyjętego zwyczaju , postąpił dwa kroki . — Winien em ci nie tylko podziękowanie , ale i nagrodę , za uchronienie naszego syna od upadku . Młodzieniec oblał się rumieńcem , a zginając się w dworskim ukłonie , dźwięcznym rzekł głosem : — Spełnił em swoją powinność i w tem otrzymał em już nagrodę . Oboje najjaśniejsi uśmiechnęli się na tę zwykłą stereotypową odpowiedź . — Jak się nazywasz ? — rzuciła łaskawie Eugenia . — Stanislas Horszyński — odrzekł z właściwym ukłonem oficer . — Comment ? ( Jak ? ) — spytał Napoleon . Oficer powtórzył , starając się jak najwyraźniej wymówić swoje nazwisko . — Stanislas Horsz . . . — z trudnością i pewnym uśmiechem powtarzał Napoleon , nie mogąc jednak pokonać trudności niesłyszanej nigdy końcówki . — To nie francuskie nazwisko ? — spytała Eugenia , przychodząc w pomoc małżonkowi . — Jest to nazwisko polskie — odrzekł oficer . — Nie jesteś Francuzem ? — spytał Napoleon . — Jestem Polakiem — odparł Horszyński , z pewną godnością podnosząc głowę . — Polak ? . . . Polak ? . . . — powtórzyli razem najjaśniejsi . ' Jednocześnie po licu Eugenii przebiegła jakaś myśl . Zmarszczyła brwi , jakby sobie coś przypominając . Przypatrywała się pilnie przybyłemu , potem rzekła w sobie : — Tak , tak , niewątpliwie ! . . . Wtem , wezwany poprzednio , Lulu wszedł w towarzystwie pana de Villeroy . Ujrzawszy oficera , stojącego o trzy kroki ode drzwi , uchwycił go za rękę , szczebiocząc : — Dziękuję ci , bardzo dziękuję ! Gdyby nie ty , był by m się skompromitował wobec mego pułku . Pan de Villeroy zmarszczył brwi na to uchybienie etykiety , której prawideł , mimo ciągłych jego nauk , nie mógł wtłoczyć w głowę przyszłego władcy Francyi . Cesarz łaskawie się uśmiechnął , małżonka jego zdawała się nie zwracać uwagi na całe otoczenie . — Ojcze . . najjaśniejszy panie — poprawił Lulu , zbliżając się do ojca — chciał by m , żeby on zawsze był ze mną . — I wskazał na wyprostowanego oficera . Napoleon ze zwykłą czułością przygarnął syna i rzekł : — Zobaczymy . . . — Możesz odejść ! — rzekła matka . Lulu zmarszczył się , z pod oka spojrzał i wcale nie miał ochoty spełnić rozkazu . — Monsieur . . . — ozwał się ochmistrz , zapraszając ruchem ręki do wyjścia . — Ja chcę , żeby on poszedł ze mną — ozwał się Lulu do ojca , wskazując na młodego oficera . Wzrok Eugenii spoczął na małżonku , zachęcając go do stanowczości . — Nie napieraj się , odejdź . . . potem . . . zobaczymy ! — rzekł Napoleon , gładząc syna po niezadowolonej twarzyczce . Lulu złożył usta w podkówkę , pocałował ojca w rękę i z wielkiem niezadowoleniem wyszedł z komnaty . Oficer przeprowadził go życzliwym wzrokiem , nie wiedząc jednocześnie , czy i do niego rozkaz ten się nie stosuje . Zatrzymało go pytanie najjaśniejszej : — Jak dawno jesteś we Francyi ? — spytała . — Miał em lat sześć , gdy m przybył tutaj z rodzicami . — Co robi ojciec ? — spytał cesarz łaskawie . — Nie żyje . . . — Matka ? — spytała Eugenia . — Nie żyje . . . — odrzekł oficer i głos dziwnie mu się załamał . — Gdzieś się kształcił ? — pytał dalej Napoleon . — W College de France , potem w politechnice , skąd , trzy miesiące temu , wezwano mnie do pułku najjaśniejszego następcy tronu . — Dawno stracił eś rodziców ? — spytała z kolei Eugenia . — Lat dziesięć temu . — Kto się tobą opiekował ? — pytała dalej . — Jakaś niewidzialna ręka , o której istnieniu dotąd nie mogł em się dowiedzieć . Twarz Eugenii rozjaśniła się uśmiechem . I znów pilnie spojrzała na mówiącego i znów szepnęła : — Tak , tak , nie mylę się . Napoleon patrzył przed siebie . Był zamyślony . Nie wiedzieć , czy myśl jego odbiegła do spraw szerszych i mającego nastąpić wyjazdu , czy też staczał walkę jakąś wewnętrzną . " Nagle spojrzał na zegar i skinął ręką , dając znak , że posłuchanie skończone . Przeciągnęło się ono i tak zbyt długo : aż 15 minut . — Szczególna jakaś osobistość ten . . . ten Horsz . . . ten Polak . . . — rzucił Napoleon po wyjściu oficera . — Prawda — odparła Eugenia . I pogładziwszy pieszczotliwie , ale jakimś kocim ruchem zasępioną twarz małżonka , niezwłocznie wyszła . Nowe osoby czekały na posłuchanie . Cesarzowa zaś , nie wezwana , nie miała prawa ni obowiązku być przy niem obecną . Zresztą te sprawy nudziły ją niesłychanie . W tej chwili znać było , że myśl jakaś na jej licu osiadła . Czy była to myśl o synu , zachowującym się nie tylko samowolnie , ale przekraczającym wszelką etykietę , której najjaśniejsza bardzo przestrzegała , czy też o jakiejś ozdobie swej tualety , którą z wielką precyzyą i namysłem modystkom i krawcom wskazywała ? Lulu tymczasem , poprzedzany przez pana de Villeroy , przeszedł do swoich komnat i , nic nie mówiąc , rozsiadł się wygodnie , podpierając łokciami na stole i ukrywając twarz w dłoniach . — Jest to godzina zwykłej przechadzki i gry w wolanta — ozwał się mentor . Lulu zdawał się nie słyszeć wezwania . Nie podniósł głowy , nie zmienił pozycyi , żadnym ruchem nie objawił , iż rozumie , że wyrzeczone słowa stosują się do niego . Pan de Villeroy zmarszczył brwi , targnął niecierpliwie siwiejącego wąsa i , oparłszy się o kominek , postanowił czekać , aż się najjaśniejszy wychowaniec wysapie . Wiedział o tem , że jest przez niego oddawna nielubiony , a od ostatniego zajścia czuł , że sympatya obniżyła się do zera . Gryzło go to niewymownie , tem więcej , że i z całego zachowania cesarzowej , jakkolwiek ona nie okazała mu swego najwyższego niezadowolenia , widział , że niechęć ku niemu w jej sercu wzrastała za to , iż musiała jedynaka , przyszłego władcę Francyi , ukarać . Teraz pan de Villeroy , obserwując z pod oka następcę tronu , jednocześnie myslał sobie : — Dyabli nadali tego jakiegoś oficerka . Mały najwyraźniej lgnie do niego , gotowi go wziąć na dwór , za towarzysza , może jakiego preceptora . . . Wszystko możebne . . . I wprost niepokój przebiegł po jego twarzy . — Nie , niepodobieństwo ! . . . — uspokajał się , idąc za biegiem swoich myśli . Jednocześnie Lulu rozważał : — Czy może być nieszczęśliwszy chłopiec w całym Paryżu , nawet w całej Francyi , nade mnie ? Nikt przecież nie ma przy sobie takiego starego wilka i każdemu zapewne pozwalają bawić się lub zapraszać do swego towarzystwa takich , jak im się podoba . . . Ten oficer , który mnie uchronił od skandalu i wstydu wobec całego pułku , bardzo mi się podoba , — był by z niego doskonały towarzysz . . . Wprawdzie nazywa się tak jakoś dziwnie , ale cóż to szkodzi . . . Stanislas , to wcale ładne imię , nikt nawet takiego na całym dworze nie nosi . — Stanislas ! — szepnął , jakby się chciał przekonać o rzeczywistej piękności tego imienia . I odjąwszy ręce od twarzy , wstrząsnął głową , przyczem charakterystyczny kosmyk a la Napoleon Wielki spadł mu na czoło . — Wasza cesarzewiczowska mość odpoczął eś już zapewne . Możemy teraz udać się do ogrodu lub na plac gry — ozwał się łagodnym głosem mentor , podchodząc do swego wychowańca . Ten podniósł wzrok i rzekł niechętnie : — Był em pewny , żeś pan oddawna poszedł już sobie ! Pan de Villeroy zagryzł wargi , zatrząsł się w duchu , uważał jednak , iź najlepiej pominąć to niegrzeczne ozwanie się młodzieniaszka , i pociągnął za taśmę od dzwonka . Lulu zaś , wykrzywiając twarzyczkę pociesznie , rzucił : — Niechże się przecie kto zjawi , żeby mi podać stosowne do spaceru ubranie ! W duszy zaś pomyślał : — Póty będę ojca prosił , póki nie zezwoli , żeby Stanislas był ze mną . Dopieroż to będzie uciecha ! I na samą myśl spełnienia swego uporczywego żądania , twarzyczka jego rozjaśniła się uśmiechem . W tej chwili zjawił się służący z kapeluszem i płaszczykiem , który Lulu , szczebiocząc wesoło , narzucał na siebie . Ukazali się też panowie Emil i Henryk , a Lulu zaraz na wstępie ich zapytał : — I wy będziecie dziś grali w wolanta ? — Z przyjemnością , jeżeli wasza cesarzewi czowska mość pozwoli — odpowiedzieli z ukłonem . Lulu wydął wargi , nie wiedzieć , czy z zadowolenia , czy że inna jakaś myśl nasunęła mu się do głowy . I zaraz mu przemknęło : — Czy też Stanislas umie grać w wolanta ? I , nie zwracając uwagi na pana de Villeroy , w towarzystwie Emila i Henryka wesoło zbiegł ze schodów . Mentor posępny postępował za nimi , rozmyślając : — Chłopiec jest bardzo samowolny , trzeba umiejętnie z nim postępować . A jednak muszę sobie zdobyć jego zaufanie . . . i życzliwość . . . — dodał . Lulu , zbiegłszy na plac , przeznaczony do gry w wolanta , zapomniał o wszystkich poprzednich troskach . Kilku zwykłych towarzyszów i towarzyszek zabaw czekało na niego , wśród których Margot starała się śledzić każde wejrzenie cesarzewicza . Była zawsze na każde jego skinienie . Lulu zapomniał o swojej godności i z wesołością , właściwą swemu wiekowi , oddał się zabawie . Rzucał nadzwyczaj zręcznie wolantem , podbijał go pałeczką , a gdy latawiec , misternie wyklejony z różnokolorowego papieru , chciał spadać w nieodpowiedniem miejscu , Margot , biegnąc w podskokach , długim drążkiem nadawała mu właściwy kierunek . Pełno też było gwaru i prawdziwej wesołości . Lulu biegał , jak fryga , jego dwaj młodzi nauczyciele podzielali ogólną wesołość i zabawę . Tylko pan de Villeroy , nie spuszczając oka ze swego najjaśniejszego wychowańca , ponurą i zamyśloną twarzą stanowił dziwny kontrast z tem wesołem , rozbawionem gronem . Innym razem był by może miarkował zbyt głośne okrzyki , dziś postanowił uchybić nawet zwykłej etykiecie . — Niech się wyszumi , wymusuje , jak młode wino — myślał sobie , patrząc na wychowańca — będzie potem uleglejszy . CHWILA SWOBODY . Cesarz był by może zapomniał o młodym oficerze , któremu obiecał swą łaskę , lecz Lulu tak sobie wbił w główkę swego wybawiciela , iż , łamiąc się z trudnością , ciągle powtarzał w myśli : — Stanislas Hor . . . szyński . . . Gdy się kładł spać , powtórzył nawet głośno : — Jutro już być powinien . — Kto ? — zapytała ochmistrzyni . — Już ja wiem kto ! — odrzekł , przymykając oczy . W myśli zaś dodał : — Jaka ona ciekawa ! na złość nie powiem . . . Hor . . . Hor . . . szyński . . . — powtórzył jeszcze parę razy i zasnął . Na drugi dzień , przy pierwszem widzeniu z ojcem , uchybił znów etykiecie , bo zaraz zapytał : — A czemu go jeszcze niema ? — Kogo ? — spytał , uśmiechając się , monarcha . — Stanislas Horszyński — wykrztusił chłopiec . — Que ce que c'est ? ( Co to jest ? ) — rzucił ojciec . Lulu zmarszczył brwi , wstrząsnął spadającym mu na czoło kosmykiem i rzekł bardzo stanowczym głosem : — Ten młody oficer , który mnie uchronił od spadnięcia z konia . — Aa ! — szepnął ojciec , jakby sobie co przypominając . — Obiecał eś mi , ojcze — rzekł chłopiec , lecz zaraz , jakby sobie coś przypomniał , przybrał sztywną według etykiety postawę i powtórzył : — Obiecał eś mi , najjaśniejszy panie , że będzie włączony do mego dworu i będzie ciągle ze mną . . . — A tak , ale nie trzeba się napierać — odrzekł Napoleon . Lulu wyciął usta z niezadowoleniem i , kłaniając się , mówił podniesionym głosem : — Monarcha zawsze powinien dotrzymać słowa . Pan de Villeroy aż syknął z oburzenia i cały zadrżał . Cesarz zaś uśmiechnął się pobłażliwie , miał nawet ochotę uściskać jedynaka za to może zbyt śmiałe , ale znamionujące charakter odezwanie , powstrzymał jednakże czułość ojcowską i rzekł : — I dotrzyma ! Ale i ty dotrzymaj i bądź grzeczny ! — dodał , przybierając ton moralizatora . I podał synowi rękę do ucałowania , dając tem znak , że może odejść . Pan de Villeroy zabrał swego wychowańca , nie szczędząc mu uwag za zbyt śmiałe słowa i natrętne domaganie się spełnienia obietnicy . Lulu z początku słuchał , jakby nie do niego były zwrócone uwagi — potem nagle odwrócił się , spojrzał w oczy mentora : — Sameś mnie pan tego nauczył ! — Jakto ? — spytał zdumiony de Villeroy . — Ileż to razy powtarzał eś mi i powtarzasz : " Monarcha powinien zawsze dotrzymywać obietnicy ! " — Przyczem starał się naśladować głos i postawę wychowawcy . W tej chwili zapukano do drzwi . — Entrez — zawołał pan de Villeroy z wielką skwapliwością . Wbiegła Margot . Na widok ojca nieco się stropiła . Lecz pan de Villeroy nie tylko , nie skarcił jej wejrzeniem , lecz był zadowolony , że wejście jej uwolniło go od odpowiedzi przekornemu chłopcu . Uśmiechnął się nawet i rzekł łaskawie : — Jeżeli wola jego wysokości , możesz tu pozostać . Margot , złożywszy ukłon , zwróciła się do cesarzewicza : — Udało mi się własnoręcznie zerwać te kwiaty . Przynoszę ci je na dzień dobry . To mówiąc , podała olbrzymi bukiet kwiatów polnych , które Lulu bardzo lubił . — Dziękuję ci , Margot , że pamiętasz o moich upodobaniach ! — zawołał wesoło Lulu , odbierając podarunek i wkładając w kwiaty nos dla wciągnięcia w siebie świeżego ich zapachu . Lecz gdy odjął od nich twarzyczkę , Margot , śmiejąc się , zawołała : — Ach , przejrzyj się , przejrzyj , tylko prędko ! I bez żadnej ceremonii obróciła go do zwierciadła . Na twarzy chłopca była rosa i delikatne barwy — żółta przeważała i nią też cały nos był umalowany . Lulu śmiał się , patrząc w lustro , a Margot , pochwyciwszy bukiet , wgłębiła w niego twarzyczkę i po chwili stanęła również osypana na twarzy pyłem kwiatów . Oboje , objąwszy się wpół , przeglądali się w zwierciadle , potem patrzyli na siebie , wykrzywiając się , robiąc rozmaite miny i śmiejąc się z prawdziwem rozbawieniem , właściwem swemu wiekowi . Margot wyjęła kilka kwiatów z wiązanki i , splotłszy z nich wianuszek , włożyła na głowę przyszłego władcy , przyczem mówiła , przekrzywiając główkę : — Bardzo ci ładnie ! jesteś ukoronowany . . . — Kwiatami ! — dodał Lulu . — To najpiękniejsza korona ! — rzekła Margot . — Może masz słuszność . Taka korona nie przynosi trosk i zmarszczek , jakie coraz częściej widzę na twarzy ojca — mówił z jakąś powagą Lulu . Margot , chcąc przerwać jego zasępienie , rzuciła na ń garstką kwiatów . Lulu nie został jej dłużny . Obrzucali się tak nawzajem , śmiejąc się i żartując . Wkrótce ogromny bukiet poszedł w rozsypkę . Mieli kwiaty na włosach , sukniach , walały się po dywanie . Oni , rozradowani , podnosili je i znów rzucali na siebie . Popo , biały piesek , z długą angorską sierścią , ulubieniec następcy tronu , rozbudzony z drzemki , z początku przypatrywał im się leniwie . Nagle jednak szczeknął , zeskoczył z poduszki i począł się z nimi gonić , wyprawiając bardzo pocieszne harce . To jeszcze w większą wesołość wprawiło Lulu i jego towarzyszkę . Obrzucali kwiatami Popa i bawili się z całą ochoczością , używając chwili zupełnej swobody , która im się tak rzadko zdarzała . Napoleon zaś wprost był zawstydzony zapytaniem syna o młodego oficera . Zaraz też przywołał oficera służbowego , ten zaś wezwał pana Leroux , przybocznego cesarskiego szambelana . — Chcę mieć jak najbliższe szczegóły o wychowaniu i sprawowaniu się młodego oficera , który oddał przysługę naszemu synowi . — Spełni się wola najjaśniejszego pana — odrzekł szambelan . Poczekał chwilę , a widząc , że najjaśniejszy zagłębił się w czytaniu , zginął za portyerą . Cesarzowi utkwiły snadź słowa syna , bo na poły głośno je powtórzył : — Monarcha , gdy obieca , powinien dotrzymać słowa ! I z prawdziwie ojcowską czułością dodał : — Co to za rozwaga w tym chłopcu ! Nad wiek , nad wiek — powtarzał z zadowoleniem . Gdy zaś znalazł chwilę , że byli sami z małżonką , opowiadał jej całą rozmowę i ozwanie się chłopca . Eugenia z pobłażliwym uśmiechem słuchała tych pochwał . Lecz samowola chłopca w wielu razach wcale jej się nie podobała , marszczyła więc brwi z niezadowoleniem . Uważała jednak za właściwe nie psuć rozkosznego uniesienia małżonka i mówiła z przymileniem : — Jak ty go kochasz ! jak ty kochasz tego naszego jedynaka ! Gdy zaś Napoleon coraz więcej rozwodził się nad jego zaletami i nad wiek rozwinięciem , Eugenia , kładąc rękę na ramieniu męża , rzekła : — Nic dziwnego , wszak on jest synem twoim ! Cesarz uśmiechnął się na te pochlebne słowa , wkrótce jednak spochmurniał i na licu jego osiadła troska , która teraz coraz częściej się ukazywała . ORDER . Szambelan , otrzymawszy rozkaz od cesarza co do wywiedzenia się o Stanisławie Horszyńskim i to z dodaniem " niezwłocznie " , wymówionem z pewnym naciskiem , wydał stosowne co do tego polecenie , dodając również : — Niezwłocznie ! Przyczem uczynił gest , przypominający ruch ręki samego cesarza , a dla dobitności starał się głosowi swemu tenże sam dźwięk nadać . Wszystko to podziałało tak skutecznie , że urzędnicy , wysłani do Kolegium , szkoły inżynierów i pułku , w którym znajdował się młody oficer , w kilka godzin przynieśli jak najpochlebniejsze wieści . Wszystko to wezwany nadprogramowo szambelan powtórzył najjaśniejszemu z całą dokładnością . Nie powtórzył zaś tylko tego , że oficer ten był utrzymywany i kształcony przez jakąś niewidzialną a możną snadź osobę , bo w oznaczonych dniach odbierano na jego wychowanie i potrzeby znaczną sumę , z zaleceniem , aby z tego była wvpłacana pensya na osobiste wydatki młodzieńca . Nie powtórzył , bo o to nie kazano mu się dowiadywać . Cesarz , usłyszawszy pochlebne sprawozdanie o młodym oficerze , polecił : — Niech się stawi . . . — a spojrzawszy na zegar , stojący nad kominkiem , dodał : — Za 2 godziny , o 5-tej ! Nie brakowało ani minuty do oznaczonej godziny , gdy urzędnik służbowy , krztusząc się i z trudnością wymawiając , oznajmił : — Stanisław Horszyński , oficer z pułku następcy tronu . Cesarz dał znak przyzwalający . Wkrótce młody oficer przestąpił progi gabinetu cesarskiego . — Należysz od tej chwili do dworu naszego syna , następcy tronu , jesteś adjutantem — rzekł łaskawie Napoleon , przypatrując się przybyłemu . — Bardzo sympatyczny — pomyślał . — Lulu ma dziwnie przenikliwe oko — dodał w myśli z rozczuleniem rodzicielskiem . — Masz nazwisko trudne do wymówienia , będziesz się zwał odtąd Stanislas Horche — rozkazał najmiłościwiej . Po twarzy oficera przebiegł wyraz niezadowolenia , cesarz wszakże tego nie dostrzegł , bo , zwróciwszy się w inną stronę , dał tem znak , że posłuchanie skończone . Nowo mianowany adjutant , nim dostał się przed oblicze następcy tronu , przeszedł istne tortury . Ochmistrz dworu , następnie ochmistrz następcy tronu i cała plejada dostojników oglądali go od stóp do głowy , dając wzkazówki co do zachowania się na dworze . Niektórzy zazdrościli mu łaski . Ci byli nie tylko uprzejmi , lecz wprost nadskakujący , inni przyjęli fakt obojętnie , nie zwracając na ń uwagi . Najdłużej zatrzymał go p . de Villeroy , obznajmiając i ucząc etykiety , zachowywanej na dworze francuskim . Adjutant z przykładnością ucznia i posłuszeństwem żołnierza słuchał jego nauk , dając do zrozumienia , że nie tylko je pojmuje , lecz jest za nie wdzięczny . — Sprytny , ale i potulny chłopak ! — po myślał ochmistrz . — Mc nie szkodzi , może mi być pomocą w wychowaniu tego . . . — chciał dodać jakiś niezbyt pochlebny epitet , ale zmiarkował się , iż nawet w myśli nie wypada mu tego uczynić , pochylił więc głowę i z miną prawdziwego dworaka dodał już półgłosem : — Przyszłego władcy Francyi . W tem zbliżył się Emil Gouret i szepnął : — Następca tronu mocno się niecierpliwi . . Jednocześnie obrzucił spojrzeniem swego przyszłego kolegę w trudnej sprawie utemperowania dostojnego wychowańca . Pan de Villeroy , nie odpowiadając nic Emilowi , rzekł do Horszyńskiego : — Będziesz miał teraz szczęście stanąć przed dostojnym swym patronem . I idąc naprzód , przeprowadził adjutanta przez długi korytarz . Gdy weszli do pokoju następcy tronu , p . de Villeroy oddał mu ukłon , na który Lulu nie zwrócił uwagi , lecz podbiegł do Stanisława , a podając mu obie ręce , zawołał : — Jesteś nareszcie ! Myślał em , że cię już do mnie nie wpuszczą . Pan de Villeroy , nie chcąc karcić wychowańca za brak zachowania etykiety i zbyt poufałe przywitanie przybyłego , oddalił się , mrucząc do siebie : — Jeżeli ten młokos pojął moje nauki i ma dosyć sprytu , będzie wiedział , jak sobie postęwać z tym . . . I nie kończąc znów myśli , dodał : Może mi to nawet umniejszyć kłopotu z dostojnym wychowańcem . A dostojny wychowaniec , który przed chwilą tupał nogami , dopominając się o przybycie nowego adjutanta , teraz z rozchmurzoną i zarumienioną twarzyczką mówił : — Cieszę się bardzo , że tu jesteś ! Będziemy się bawić ! Będziesz dobrym dla mnie towarzyszem , wszak prawda ? — Ależ naturalnie ! Będziemy się bawić od rana do nocy ! — odpowiedział Stanisław . I na dowód , że pragnie zabawę zaraz rozpocząć , podrzucił nogą walającą się na dywanie dużą piłkę , która , odbiwszy się od wysokiego sufitu , upadła tuż przy nogach Lulu . — Jakie ty umiesz sztuki ! — zawołał chłopczyk . — Ja i ręką tak wysoko nie rzucę ! — Nauczymy się powoli tej sztuki , a tymczasem rzucajmy piłkę ręką , a kto ją złapie pięć razy z rzędu , zasłuży na order — rzekł adjutant . — Na jaki order ? — spytał Lulu . — A no , taki z papieru z numerem 5 , jaki dają chłopcom w Kolegium — odrzekł Stanisław . I cofnąwszy się na długość pokoju , rzucił piłkę w nadstawione ręce chłopca . Rzucił ją zaś tak umiejętnie , że Lulu odrazu ją schwycił i odrzucił partnerowi . Zabawa trwała długą chwilę , Lulu łapał piłkę , co mu się dawniej nie zawsze trafiało . Stanisław również łapał odrzuconą , pierwszeństwo jednak było przy następcy tronu , który po piątem złapauiu skakał z radości , wołając : — Mam order ! I odrzuci ! piłkę . Adjutant umyślnie jej nie chwycił i piłka potoczyła się po dywanie . — Przegrał em ! — rzekł z komicznie smutną miną . Lulu śmiał się i podskakiwał . — A order ? — zapytał . Adjutant obejrzał się , nie wiedząc , skąd wziąć tę wielką odznakę . Nagle spostrzegł na stole pocięty papier , którym się przed chwilą zabawiał chłopiec . Zbliżył się więc do stołu , ołówkiem kolorowym bardzo zręcznie narysował piłkę , umieszczając w niej ozdobną piątkę , a u góry koronę cesarską . Lulu z zaciekawieniem przypatrywał się jego robocie , wołając z zachwytem : — Jak ty ładnie rysujesz ! A mnie nauczysz ? — Z największą przyjemnością ! — odrzekł uśmiechając się oficer . I przypiął mu papierowy order . Lulu przejrzał się w zwierciedle i był tak dumny z tego odznaczenia , jakgdyby je zdobył prawdziwą zasługą . Nagle jednak rzekł : — Musi ci być przykro , źe nie masz orderu ? — Nie zasłużył em : złapał em piłkę tylko cztery razy ! — odparł Stanisław z udanem zmartwieniem . Lulu zmarszczył czoło , a potem z miną poważną zawołał : — Poczekaj ! postaram się , żeby ś również order otrzymał . Ruch na podwórcu pałacowym , trwający już od rana , wzmagał się coraz więcej ; jednocześnie wszedł pan de Villeroy , oznajmiając : — Najjaśniejsi państwo proszą następcę tronu . Nie była to zwykła chwila widzenia się z rodzicami , niemniej Lulu z wielką radością pośpieszył , aby się pochwalić orderem . Nawet do p . Villeroy , zamiast z chmurną jak zwykle miną , zwrócił się z uśmiechem i , wskazując na order , zawołał ; — O ! Ten spojrzał z zadowoleniem i , aby nie uchybić etykiecie , skłonił się i szepnął : — Wspaniale ! Potem , wskazawszy ręką drzwi otwarte , zapraszał dostojnego wychowańca do wyjścia . Lulu , pochwyciwszy rękę adjutanta , rzekł : — Pójdź ze mną ! P . de Villeroy skrzywił się na to , lecz pozwolił mu przejść tak przez kilka pokoi . Przed drzwiami wszakże gabinetu jego cesarskiej mości ozwał się uprzejmie : — Najjaśniejsi państwo wzywają tylko następcę tronu . I drzwi otworzył . Adjutant chciał pozostać , lecz Lulu przytrzymał go obiema rękoma , mówiąc : — Ze mną wolno ci wszędzie . Gdy jednak spostrzegł oboje rodziców gotowych do podróży , puścił rękę towarzysza , który się cofnął , i z grymasem zawołał : — Ojciec i mama wyjeżdżają ? Napoleon w miejsce odpowiedzi przygarnął syna do siebie i na obu jego policzkach wycisnął serdeczny pocałunek . Eugenia pogłaskała go po głowie i rzekła : — Trzeba być grzecznym , słuchać ochmistrzyni i nauczycieli . Lulu podniósł na matkę chmurne oczy i , nic nie mówiąc , ucałował podaną sobie rękę . Wtedy Eugenia dotknęła ustami jego czoła i , zwracając się do małżonka , dała znak , że jest gotowa do wyjścia . — Lulu wsiądzie z nami do powozu i odprowadzi nas na dworzec ! — rozkazał cesarz , jakby nie mogąc rozstać się z synem . Eugenia przyjęła to żądanie w milczeniu . W programie nie było mowy o tem , że syn ich odprowadzi . Lulu podskoczył z radości , potem , jakby sobie nagle coś przypomniał , wskazał na order , zdobiący jego kurtkę , i zaraz oglądając się zapytał : — Gdzież mój adjutant ? I on pojedzie ? — W drugim powozie — rozkazał cesarz i z ojcowską pobłażliwością słuchał szczebiotu syna , który mu opowiadał o grze w piłkę i swojem zwycięstwie nad adjutantem . — Ale i on powinien dostać order ! — nagle zawołał Lulu . Cesarz uśmiechnął się łaskawie . Gdy powozy ruszyły , turkot kół głuszył szczebiot chłopca , któremu z wielką miłością przypatrywał się ojciec , matka zaś z poważną i pobłażliwą miną spoglądała na obu , nie mieszając się do rozmowy . Dopiero na dworcu wycisnęła pocałunek na czole syna , a z okna wagonu przesłała mu uśmiech , pełny macierzyńskiej czułości . Na chwilę oczy jej spoczęły na stojącym za chłopcem adjutancie . Uśmiech zabłąkał się na jej licu . Wreszcie szepnęła sobie : — Tak , niewątpliwie tak ! Pociąg ruszył . Oczy cesarza długo jeszcze patrzyły w stronę , gdzie Lulu stał w otoczeniu swojej świty . Z powrotem uczepił się ręki swego nowego adjutanta i , wskoczywszy do powozu , wskazał mu ręką miejsce naprzeciw siebie . Obok następcy tronu siadł , jak zwykle , hr . de Villeroy . W UPOJENIU ! Dwutygodniowa podróż najjaśniejszych państwa i pobyt w Salzburgu dały najwidoczniej oczekiwane rezultaty dyplomatyczne . Napoleon wrócił w doskonałym humorze , jakby odmłodzony , zdrowszy , — nawet ciągła zmarszczka na czole wygładziła się nieco . Małżonka jego snadź również zadowolona była z przyjęcia ; twarz jej piękna , lecz chłodna , ożywiła się bardzo , a nowe projekty zabaw i przyjęć dawały poznać , że cesarzowa świetnością ich chce uspokoić umysły co do wewnętrznego stanu monarchii i zapewnionego wpływu na państwa Europy . Lulu powitał rodziców z rozpromienioną twarzyczką , opowiadając : — Nowy mój adjutant jest wybornym towarzyszem , bawi się ze mną . . . Ale czy się uczysz ? — przerwał ojciec , patrząc z miłością na syna . — A jakże ! Horche rysuje i ja rysuję ! nauczył mnie zdejmować plany , — mam z całego pałacu i ogrodu . Zaraz je przyniosę . I chciał biedz , ażeby się swą pracą pochwalić , lecz matka połoźyła mu dłoń na ramieniu i spytała : — A nauki z hr . de Villeroy jakże idą ? Chłopiec skrzywił się nieco , odparł jednak : — Jak zwykle . Ale staram się , żeby opowiadanie jego zrozumieć , z Gouretem i d'Ancym zbieramy owady i rośliny , mam już dużo zasuszonych . . . przyniosę . I znów chciał wybiedz . Lecz matka wstrzymała go jeszcze , wypytując o rozmaite drobiazgi , a ojciec , korzystając z tej chwili sam na sam z synem , pieścił go i całował , porozumiewając się wzrokiem z małżonką , jakby chciał mówić : — Co za spryt , co za dowcip ! a zarazem jaka rozwaga ! Lecz sprawy państwa nie pozwoliły im się długo cieszyć tą rodzinną sielanką , — trzeba było się rozstać i p . de Villeroy zjawił się po swego dostojnego wychowańca . Zapytany na uboczu przez cesarzową o zachowanie się Lulu , odrzekł : — Najjaśniejsza pani , z rozkoszą jej oznajmiam , że następca tronu z każdym dniem staje się rozsądniejszym . Rzeczywiście Lulu był teraz znośnym chłopcem . Od chwili przybycia Horszyńskiego , który mu coraz inne wymyślał rozrywki i podzielał je z nim , jakby towarzysz równego wieku , Lulu nie tylko pozbywał się grymasów i okazywania na każdym kroku swojej woli , lecz chętniej brał się do nauki . Emil Gouret i Henryk d'Ancy chętnie do tych zabaw należeli , czem sobie również zdobywali serce ucznia . Zdobywali , ale nie w tym stopniu , co nowy adjutant , bez którego chłopiec na chwilę obejść się nie mógł . Krępowało to Horszyńskiego , lecz zarazem pochlebiało mu wielce . Prócz tego , pokochał serdecznie chłopca i nieraz myślał sobie : — Nie mam nikogo , jestem zdala od swojej ojczyzny . Jakaś niewidzialna ręka opiekowała się mną dotąd , powinien em oddać to następcy tronu , który jest nadzieją i chlubą przybranej mojej ojczyzny — Francyi . Margot niechętnie patrzyła na tę przyjaźń ; Lulu , który miał w niej jedyną towarzyszkę , zaniedbywał ją teraz . Ale sprytna dziewczyna doskonale zrozumiała sytuacyę . Umiała się też tak postawić , że Horche często ją zapraszał do wspólnej zabawy . Ona zaś przeniosła teraz całą swą sympatyę na niego . Umiała również tak się wkręcić , że , ile razy adjutant miał chwilę wolną , zawsze ją spotykał na swojej drodze uśmiechniętą , darzącą go świeżo zerwanym kwiatkiem lub słówkiem uprzejmem . P . de Villeroy widział to doskonale . Lecz o ile był surowym wychowawcą , o tyle nader pobłażliwym dla swej jedynaczki , którą po śmierci żony sam się zajmował , psując i pozwalając na wszystkie jej kaprysy i zachcianki . Zmianę , jaka zaszła w usposobieniu następcy tronu , sobie przypisywał , powtarzając : — Właściwym taktem i umiejętnością postępowania najbardziej rozhukanego konia można poskromić . Że zaś towarzystwo adjutanta uważał dla swego wychowańca za bardzo zbawienne , nie krzywił się na niego i wbrew wszelkiej etykiecie rozmawiał z nim poufale . W takich warunkach upłynęły chwile pod czas nieobecności najjaśniejszych państwa i w takich upłynęły lata . Lulu wyrastał na młodzieńca , zdając sobie coraz więcej sprawę z obowiązków , jakie na ń spadały , jako przyszłego władcę Francyi . Ale wypadki w Europie , które zadowalały Napoleona III , w r . 1869 wikłać się zaczęły , wywołując znów troskę na jego oblicze . Dążące do coraz większych zaborów Prusy z uzurpacyjną polityką Bismarcka poczęły go niepokoić . — Francya jest silna ! — pocieszał się po każdej rozmowie z marszałkiem Nielem , zajmującym się reorganizacyą armii . Była to przelotna pociecha , którą najbliższe otoczenie nie zawsze podzielało . Prócz tego w łonie samego państwa poczęły się gromadzić chmury , zaciemniając powoli błyszczące dotąd nie zmąconą pogodą niebo . Potworzyły się stronnictwa , domagające się , żeby cesarz rządy swe podzielił z parlamentem . Coraz więcej wzrastała niechęć przeciw Napoleonowi III i sarkania na nadmierne zabawy , pochłaniające ogromne sumy , których naród musiał dostarczać . Niezadowolone głosy coraz częściej zaczynały się podnosić . Popularność pięknej Eugenii , zdobyta dobro czynnością , odwiedzaniem przytułków i osobistem zaglądaniem w zaułki , gdzie się mieściła uboga ludność , chwiać się zaczęła . Dawały się też słyszeć głosy : — Obiema rękoma bierze , a jedną okruchy daje ! ( 1 ) . Głosy te , jak roje uprzykrzonych owadów zwisały nad Paryżem , rozściełając się po całym kraju . Wciskały się nawet do cesarskich przybytków , jakkolwiek nie w tej formie , zawsze w dostatecznie uprzykrzonej , żeby zaniepokoić i zachmurzyć chorego i nadmiernie starzejącego się Napoleona III . — Jedynie tylko reformy i dążność do nadania konstytucyi mogą uratować mnie , dynastyę i państwo ! — mówił cesarz w kółku poufnem . — Jedynie zachowanie dawnego porządku i dawnych zwyczajów może uratować nas i Francyę ! — upierała się Eugenia . Następca tronu milczał , po błysku jednak oczu znać było , że po raz pierwszy podziela niczem nie uzasadnione zdanie matki . Od niejakiego bowiem czasu bywał dopuszczany na te poufne narady , gwoli obznajmieniu się z przebiegiem spraw państwa . Zaprzyjaźniony ze swoim adjutantem , nasłuchał się o konieczności rządów konstytucyjnych , o których ten znalazł dużą wzmiankę w papierach pozostałych po ojcu . W długich rozmowach Horszyński starał się swemu dostojnemu przyjacielowi tłómaczyć , jak wielkie szczęście takie rządy krajowi przynoszą . Następca tronu nie podzielał jednak zapatrywań adjutanta , mówiąc nieraz : — Może to dobre dla narodu , lecz nie dla państwa . Albo : — To bardzo ładne , ale jestem przyszłym władcą potężnej Francyi , nie mogę na takich mrzonkach opierać swojej władzy . Wydymał przytem usta , prostował swą młodzieńczą postać i poczynał rozmowę o zabawach i błahostkach , które go niesłychanie od niejakiegoś czasu zajmowały . Takie zapatrywanie się przyszłego władcy Francyi bolało nad wyraz Horszyńskiego nie narzucał mu jednak swego zdania , obiecując sobie : — Przyjdzie czas , że on to przecież zrozumie . Napoleon pozornie ustępował swojemu najbliższemu otoczeniu , mimo to , po naradzie z ministrami , podczas sesyi parlamentarnej w mowie tronowej w końcu r . 1869 między innemi wygłosił : — Francya zabezpieczona jest od nieprzyjaciół , reformy są na porządku dziennym . Słowa te uspokoiły nieco umysły , uspokoiły tem więcej , iż ukończenie kanału Sueskiego dawało Francyi przewagę handlową , zwracając uwagę na tę nową drogę , z której miały popłynąć nieobliczone bogactwa . Rzucono narodowi błyskotkę . Błyskotkę tem większą , że cesarzowa wraz z następcą tronu w nadzwyczaj świetnem otoczeniu odbyła podróż na Wschód i była obecną przy otwarciu kanału Suezkiego . Świetność tej uroczystości była wprost bajecznie olśniewająca . Okrzyki zadowolenia wznosiły się , rozlewając radosne odgłosy po trzech częściach świata : Europie , Afryce , Azyi . Wielkość , potęga i spokój Francyi urastały do zenitu . Wśród tego upojenia następca tronu rzucił swemu nieodłącznemu adjutantowi : — Widzisz , ja znam mój naród . Adjutant skłonił głowę w milczeniu , z oczu pp . Gouret i d'Ancy , będących również w świcie , posypały się jakieś niebywałe dotąd błyskawice . ( 1 ) Dosłowne . NA WOJNĘ ! — Ren stanie się naturalną granicą Francyi , sięgniemy może i dalej ! — wyrzekła raz cesarzowa w poufał em kółku . Słowa te rozbiegły się echem po całej Francyi , napełniając umysły niczem nie uzasadnioną otuchą . Maleńka tylko garstka westchnęła . I znów dziwna rzecz . . . Nadziei tych nie podzielał następca tronu . Młodociany i niezrównoważony jego umysł , gwałtowny temperament łatwo przerzucał go z jednego zdania w drugie . O ile przed kilkoma miesiącami wierzył w niezachwianą potęgę Francyi , o tyle teraz wiara ta w nim się zachwiała . Co było tego przyczyną ? — bliższe wniknięcie w sytuacyę ogólno - europejską , czy też jakiś niewytłómaczony wstręt , nie tylko do osoby ale do samego nazwiska " Bismarck " , w którym przeczuwał zbyt groźnego wroga , — trudno wiedzieć . Raz nawet zwierzył się swemu adjutantowi : — Najjaśniejsza pani zbyt śmiało rzuciła : " Ren stanie się naturalną granicą Francyi " . W Prusach jest Bismarck ! Horszyński uśmiechnął się pod wąsem , podzielał bowiem niechęć do Bismarcka Dodał wszakże : — Nie damy się ! Teraz z kolei uśmiechnął się następca tronu a kładąc mu rękę na jego ramieniu , rzekł : — Znać , że z bohaterskiego pochodzisz narodu ! Nasłuchał się bowiem opowiadań o Polsce i Polakach , które adjutant czerpał z pamiętników swego ojca , jedynej puścizny , jaka mu po nim została . A życie na dworze cesarskim i wogóle w Paryżu szło , jak zwykle , ślizgając się po po - ' wierzchni . Lecz pod tą powierzchnią często zabłoconą , czy zamarzłą szedł jakiś nurt falujący i falisty . Aż nagle rozbrzmiał okrzyk : — Wojna ! Tak , wojna ! Wypowiedział ją cesarz Napoleon Prusom d . 19 lipca 1870 r . A wydał z namowy żony ministra parlamentu , Gramonta , oraz Leboeufa , ministra wojny . Ten zaś go zapewniał : — Siły nasze są niespożyte , wojsko doskonale wyćwiczone , każdy żołnierz to bohater , niechęć do Prusaków tkwi w łonie narodu . Napoleon milczał . Eugenia podsycała zapał , książę Gramont podzielał jej zapatrywania . Na ulicach pogwizdywano Marsyliankę . Naród w jakiemś bezmyślnem upojeniu powtarzał : — Ren musi być naturalną granicą Francyi ! I nigdy może nie było tak wesoło w Paryżu , tem najweselszem z miast całego świata , nigdy nie posypało się tyle dowcipów , co w lecie 1870 przed rozpoczęciem wojny . Paryż nawet nie wyruszył nad morze — czekał . . . Oboje tylko cesarstwo z licznym dworem usunęli się do Saint Cloud , gdzie szereg zabaw oznajmiał , jak są bez troski , jak pewni powodzenia francuskiego oręża , I oto 28 lipca 1870 r . Napoleon , objąwszy główne dowództwo , wyjechał do Metzu . Szefem jego sztabu był Leboeuf , minister wojny . Następca tronu wraz z swoim adjutantem pośpieszył na czele pułku , noszącego jego miano . Emil Gouret i Henryk d'Ancy zaciągnęli się do szeregów . Patryotyzm ogarnął wszystkie umysły i serca . Nawet pan de Villeroy , który teraz już tylko zdala czuwał nad swoim wychowańcem , pro . sił , żeby mu wolno było znaleźć się w świcie następcy tronu . — Pragnę widzieć jego tryumfy , spisywać je i potomności przekazać ! -- mówił z rozczuleniem , wychodząc z sztywnej etykiety dworaka . Margot z kolei uprosiła ojca , żeby jej pozwolono również udać się do Metzu . W przebraniu męskiem , fantazyjnem , w którem jej było bardzo do twarzy , niby giermek czy paź średniowieczny , jechała z dwiema swemi przyjaciółkami . Jechała , jak na zabawę . Cała też świta cesarskiego dworu i następcy tronu , z wyjątkiem kilku osób , miała pozór uczestników jakiejś wesołej wycieczki . Cesarz przed wyjazdem uczynił rejentką swą małżonkę , która , z właściwą sobie lekkomyślnością przyjmując tę godność , rzekła : — Władza moja skierowana będzie głównie ku temu , żeby przygotować świetne przyjęcie wracającym zwycięzcom ! ( 1 ) . . . Wypowiedzenie wojny przez Francyę nie było dla króla pruskiego , Wilhelma , niespodzianką . Nie zastało go też nie przygotowanym . Czuwający nad ogólno - europejską dyplomacyą Bismarck węszył od niejakiegoś czasu niespokojne podmuchy . Na wiadomość o wypowiedzeniu przez Francyę wojny uśmiechnął się i rzekł : — Pysznie ! ( 2 ) I śmiał się , zacierając ręce . Oblicze jego , zakute zwykle w obojętność dyplomatyczną , tak się rozradowało , iż zdawało się , że radość tę podzielają wszystkie trzy włoski na ogołoconej głowie . — Czy nie za wczesna radość ? — spytał , poglądając na ń , król Wilhelm . — Najjaśniejszy panie , racz zapytać ministra wojny ! — odrzekł z ukłonem dyplomata . Wezwany również na naradę minister generał Moltke odrzekł , wznosząc według zwyczaju brwi do góry : — Mam niepłonną nadzieję . . . A Bismarck mówił : — Wszystkie drobne państewka , należące do Rzeszy , pójdą z nami , Napoleon III próżno na nie rachuje . I jak się zakrzątnęli obaj mężowie stanu , tak w przeciągu jedenastu dni armia pruska , doskonale wyćwiczona i przygotowana , została zmobilizowana . Jakiś niebywały dotąd zapał całe Prusy ogarnął , a po najdalszych zakątkach jedno jedyne brzmiało hasło : — Na Francuza ! I oto w osiem dni po zmobilizowaniu na lewym brzegu Renu stanęła olbrzymia armia pruska , ciągnąca przeszło 2000 doskonale umontowanych dział . Król Wilhelm przybył do Moguncyi i osobiście objął dowództwo na ruchami swej wielkiej armii . ( 1 ) Dosłowne . ( 2 ) Prawdziwe . ROZCZAROWANIE . — Na wroga ! — Marsz ! — zagrzmiała komenda . I zastęp Francuzów rzucił się na niewielki oddział pruski , rozłożony pod Saarbriicken nad Saarą w Wogezach . Świsnęły kule ! Świsnęły i , jak grad , posypały się z jednej i z drugiej strony . I wśród kurzawy i dymu gradem tym rwąc powietrze , spadały między walczących . Ten i ów zachwiał się na koniu , niejeden broczył we krwi własnej i swego wierzchowca , lecz walka trwała . Horszyński radby był znaleźć się w szeregach ; krew w nim się burzyła , był by chciał wstręt swój do Prusaków jak najprędzej czynem okazać . Zazdrościł tym , których na noszach z pomiędzy koni usuwano , mieszcząc w ambulansach , nawet tym którzy polegli . Lecz pułk następcy tronu stał na uboczu . Był tylko niemym świadkiem rozpoczynającej się tragedyi . Następca tronu przez lunetę z dogodnego i bezpiecznego punktu śledził rozgrywającą , się walkę ; adjutant . przyboczny był mu potrzebny , choćby dlatego , żeby miał komu powiedzieć swoje uwagi i koić drgawki , wstrząsające nim mimowoli . Huk , dym , świstające kule wprost go oszołomiły . Nic dziwnego : pierwszy raz obraz bitwy przedstawiał się jego oczom . Chwilami przymykał oczy , odejmował od nich lunetę , a chociaż nadrabiał miną i udawał zucha , z pewnością nic nie widział . Margot kręciła się wszędzie z przyrodzoną sobie żywością i przyznać należy , że huk , świst i wszelkie odgłosy bitwy znosiła wcale odważnie . Przysunęła się też i do następcy tronu , pytając : — Nasi zwyciężą ? — Hm ! — mruknął i dał znak , żeby się oddaliła . Po chwili zbliżyła się do Horszyńskiego , a przypatrzywszy mu się , rzuciła znów pytanie : — Czemu pan taki smutny ? — Boisz się bitwy ? — spytała , nie czekając nawet odpowiedzi na pierwsze pytanie . — Co za myśl ! — odrzekł z najwyższem oburzeniem Horszyński . — Następca tronu powiada , że nasi zwycięża — mówiła dalej . Adjutant gorzko się uśmiechnął . — Nie wierzysz ? — spytała świdrując go oczyma . — Chciał by m być między zwycięzcami ! — odrzekł , odchodząc na nowe stanowisko . — Piuu ! — pokręciła główką Margot , patrząc za nim . Horszyński , idąc , znalazł zabłąkaną kulę . Podniósł ją . Była jeszcze gorąca . — Kula pruska , — rzekł , podając ją następcy tronu . Ten wziął ją do rąk , a przypatrzywszy się z pewnem poszanowaniem , mówił z jakąś dziecinną radością : — Trzeba ją pokazać ojcu , schować na pamiątkę . Pierwsza kula pruska u stóp moich . . . — Oby ich jak najmniej było na waszej drodze — rzekł adjutant z gorącem życzeniem . — Prusacy się cofają ! — rozległ się głos jakiś . — Zwycięstwo ! — wzniosły się okrzyki , przedzierając radosnem echem dym , włóczący się po całem przestworzu . To pierwsze zwycięstwo upoiło wszystkich : cesarza , następcę tronu , ministra wojny , wojsko , okolicznych mieszkańców . Horszyńskiemu serce radością zadrgało . Pan de Villeroy wielkiemi literami zapisał je w swych pamiętnikach i z ukłonem przedstawił to monarsze , mówiąc z ukłonem : — Doskonały początek ! Napoleon uśmiechnął się z zadowoleniem . Gdy zaś pierwsze echa radosnego uniesienia przebrzmiały , w wielkiem uniesieniu biorąc wytwór swej wyobraźni za rzeczywistość , pisał własnoręcznie do żony : . . . " Jesteśmy zwycięzcami ! — Lulu w tej pierwszej* potyczce znalazł się , jak prawdziwy bohater ; kulę , która świsnęła mu nad uchem , przyniósł mi na pamiątkę ! . . . " To zwycięstwo tak oszołomiło wszystkich , iż nie liczono stosunkowo wielkiej ilości poległych i rannych , wiedziano tylko , że Prusacy się cofnęli . Cofnięcie to było fortelem . Fortelem obliczonym i wielce wyrafinowanym . Doskonale byli oni powiadomieni o niewielkich stosunkowo siłach wojennych Francyi , rozumieli swą wyższość liczebną . Doskonałe mapy terytoryum zezwoliły im poznać każdą dróżkę , krzak i z nieubłaganą rozwagą obliczali dalsze plany . Moltke obliczał plany wojenne , Bismarck dyplomatyczne . I zaraz 4 sierpnia wtargnęli w granice Francyi , wydali bitwę pod Weissenburgiem w Alzacyi . Wojskiem francuskiem dowodził generał MacMahon . Małe miał siły , czekając na posiłki , ostrzeliwając następujących na ń Prusaków . Posiłki powoli zwłóczyć się poczęły , przybywały wszakże zapóźno . Francuzi bili się , jak lwy , lecz szyki zostały złamane . Ponieśli olbrzymią klęskę . Plac boju zasłany był poległymi ? Prusacy zabrali moc ludzi do niewoli , ogromną ilość broni ręcznej , dział , amunicyi , wozów z żywnością i kasę , wynoszącą przeszło 200 tysięcy franków . Mac Mahoń z niedobitkami cofnął się do Chalons . Do rozbrzmiewającego radością po zwycięstwie pod Saarbrücken Paryża doszła teraz wieść Hiobowa : — Klęska ! Nie chciano wierzyć . — Jakto ! wojska nasze tak silne , zapał tak wielki , miłość ojczyzny tak bezgraniczna — i klęska ? Ale telegramy , przychodzące z pola bitwy , powtarzały wciąż jedno : — Klęska ! I wieść ta rozbiegła się po całej Francyi , niosąc smutek i żałobę . — Gdzie nasi bracia , ojcowie , mężowie ? — wołały w bezgranicznej rozpaczy kobiety . Boleść była tem większa , iż przychodziła po upojeniu pierwszem zwycięstwem , wśród nadziei wielkiego powodzenia . Zawód , straszny zawód ! W Alzacyi rozpacz była jeszcze większa . — Mac-Mahon cofnął się pod Chalons , oddał nas w ręcę Prusaków ! I zaciskano pięści w bezradnej rozpaczy , w opuszczeniu . Dały się tez słyszeć złowrogie głosy : — Wojsko nie jest dostatecznie przygotowane , źle odziane . . . — Obuwie ma , jak do tańca . — Broń źle opatrzona . — Żywność nie przygotowana . . — Skarb niedosyć zaopatrzony . — Czemu nas łudzono , opowiadając , że wszystko w porządku ? — Czemu ? Aż do tych wieści , brzęczących jak szerszenie w opuszczonym ulu , dobiegła jeszcze jedna , dolewając kroplę goryczy . — Wodzowie nie znają kraju , mapy ich robione przed dziesięcioma laty , wprowadzają wojska między wzgórza i zarośla , z których niema wyjścia . — Lub stawiają je na płaszczyźnie na cel nieprzyjaciołom . . . — Co to znaczy , co ? . . . Nikt nie śmiał rzucić : " zdrada " — lecz wyraz ten zalewał goryczą wszystkie serca . Serce narodu , wojska . . Nie ! zdrady nie było , była nieopatrzność . Aż ktoś rzucił : — Dwór cesarski tonął w rozkoszach , Hiszpanka wydawała bankiety , a wojsko nie ma butów . I powtarzano to sobie najprzód szeptem , potem coraz głośniej , z zaciętością , wyglądającą ze wszystkich oczu . Aż szept ten przeszedł w wicher , szumiący złowrogo . A wśród tej rozjuszonej wichury ozwał się głos jakiś : — Bądź co bądź , musimy ratować ojczyznę ! Był to głos , wychodzący z piersi prawdziwie miłujących Francyę . Głos ten przyciszył wszelkie poprzednie szmery , górował wielkiem uczuciem . — Musimy ratować ojczyznę ! — rozlegało się teraz na wszystkie strony . I głos ten drżał w sercu całego narodu , w wojsku . Zapomniano o wszystkiem . Każdy był gotów do największych poświęceń . Nawet w najobojętniejszych piersiach ozwała się teraz miłość do tej ziemi , którą nieprzyjaciel chciał zagrabić . A Napoleon ? Ten po nieszczęsnej porażce zmarszczył brwi , lecz rzekł z przeświadczeniem : — Czasu wojny bywa rozmaicie . Powetu jemy . klęskę ( 1 ) . Gdy . jednak stronnictwo przeciwne wypowiedzeniu wojny wprost zażądało , żeby złożył naczelne* dowództwo , a parlament wystosował naganę ministerstwu za niedostateczne przygotowanie do wojny , ministerstwo z Gramontem i 0livierem na czele podało się do dymisyi , a na czele nowego stanął generał Montauban Pelikao . Na czole Napoleona zarysowała się głęboka brózda . Wyrazy jego : " Czasu wojny bywa rozmaicie " komentowano w najrozmaitszy sposób . Nie można było zwlekać . Złożył naczelne dowództwo 9 sierpnia , oddając je Bazaine'owi . Postanowił wszakże pozostać na placu boju . Żądał tegoż samego od syna . W sercu młodzieńca budził się coraz więcej zapał wojenny . — Czemuż nie jestem starszy ? czemużeście mnie nie uczyli sztuki wojennej ? ( 2 ) — skarżył się swemu adjutantowi . Horszyński smutnie się uśmiechnął . Niepowodzenie oręża fracuskiego bolało go nadmiernie , Francyę uważał jako swą drugą ojczyznę , zbyt jednak był młody , aby mógł zrozumieć przyczyny złego . Wiedział tylko , że jest źle i że to złe trudno będzie naprawić . — Czemużeś mi nie mówił , że zdejmowanie planów jest konieczne , czemuś mnie pilniej tej sztuki nie uczył ? Czemuś mi nie powiedział , że plany i mapy są konieczne ? — wybuchnął następca tronu . — Czynił em wszystko , co było moim obowiązkiem , ponad to nie miał em prawa — odrzekł z pewną goryczą Horszyński . Lulu chciał jeszcze coś mówić , spojrzał nawet groźnie na swego adjutanta , lecz ujrzawszy twarz jego bladą , przepełnioną bólem , zaciął zęby , odwrócił się , oparł łokcie na stole , ukrył w dłoniach twarz , po której łzy spływały potokiem . Horszyński uważał za stosowne zostawić go samego , usunął się dyskretnie . Po chwiii spotkał Margot . Wesoła zwykle twarzyczka miała wyraz przygnębienia , strojny ubiór giermka zamieniła na jakąś czarną kurtkę . Wyciągnęła do ń obie ręce , mówiąc : — Czyś pan wiedział ? czyś przeczuwał ? — Gdyby m wiedział , położył by m się murem , ażeby choć na chwilę usunąć to , co się stało . — A czemuś był smutny , gdy wszyscy się cieszyli ? — Nie mogł em się cieszyć z rzeczy nieprzewidzianych . — Wierzysz tylko w rzeczywistość ? — Pochodzę z narodu , który dużo przecierpiał , bo dużo klęsk otrzymał — odparł wymijająco . Margot spojrzała na ń zaciekawionemi czy zdziwionemi oczyma . Może nawet nie zrozumiała dobrze słów jego . Po chwili rzekła : — Gdyby m wiedziała , że na nic tu się nie przydam , uciekłabym do Paryża . — Nie trzeba było przyjeżdżać ! — odrzekł dość szorstko Horszyński . I odszedł , nie chcąc dalej prowadzić rozmowy , która go drażniła . — Nie trzeba było przyjeżdżać ! — wycedziła Margot , naśladując głos adjutanta .