Zuzanna Morawska Na zgliszczach Zakonu Powieść historyczna z XV wieku — Oo ! ? — spytano go chórem ciekawie . „ Nadstawiajcie uszu , a ja tymczasem nadstawię gębę ” . To mówiąc stanął za rozwartą furtą podwórca , nachylił konew do ust szeroko rozwartych i łykał chciwie , jakby chciał wynagrodzić czas stracony . Ale ten właśnie konew do szczętu wypróżnił , a obcierając dłonią usta , mówił : — Biber się zestarzał … Fals poskrobał się w gęstą czuprynę i leniwym krokiem od furty odchodził . — Poczekaj , będziesz ty się miał z pyszna . I kulejąc podążył za towarzyszem . Ten zaś mówił : — Ale z kim ? Z kim ? — ozwały się głosy . Fals tymczasem z najzimniejszą krwią rozpowiadał : — I cóż ? I cóż ? — zapytano dokoła . — No ? — Przecie … — nalegano . — Eee ? — Młodych , ale i możnych — dodał inny . — I ja ich znam — ozwał się jakiś przyciszony głos spomiędzy pachołków . — Zły to omen , zły — mruknął Anton . — Nie , nie . Nie oni . — Na pozór niewart garści kłaków ! Mówił też w sobie : I szybkim już krokiem opuścił komnatę . — Och , wiesz dobrze , stary i jedyny przyjacielu , żem wszystko już dokładnie rozważył — odparł książę . „ Nie , nie ! Ale kto to ? … ” Niejeden też pytał ze zdziwieniem : — Co to za uroczystość ? Szemranie to było uzasadnione . — Nie , nie ! Ulryk zaś pytał : — Witaj , rycerzu ! — Próżna nasza droga . Dziś nic nie wskóramy — szepnęła duża . — Czatownik obaczy — ostrzegała pierwsza . — Byleby ś jeno srogo nie okupiła zbytniej swojej śmiałości — szepnęła stara . Wtem dzwony umilkły . I obie poczęły nasłuchiwać . Wrzeszczał też na całe gardło : — Nein , nein , kann nicht ! — A nie połknij jagód wraz z kobiałką ! — rzucił za nim Fals , oblizując się zawczasu na tyle pożądane przysmaki . — A jak mi cię porwą wraz z jagodami ? — mówiła stara . I wzruszyła ramionami . Stara podążała za nią również niezgrabnym , niedołężnym krokiem . — Kiedy wyruszają , jaką drogą ? — pytała stara . — Za trzy dni będziemy o świcie — szepnęła Sala . — Przy której furcie ? — rzekła stara . — Pięćdziesiąt kroków od tej , cegła z białym brzegiem , naprzeciw dębu — odszepnął knecht . — Synu , pamiętaj , coś winien ojczyźnie ! Noś skórę wilczą , wślizguj się jak wąż , dowiaduj , a sercem bądź tym , kim być winien eś — szeptała stara . Ten wszakże , nie chcąc przedłużać swego pobytu za murami , szepnął teraz : I ostatnim wysiłkiem wydzierał kobiałki . Jakub haniebnie się w tej chwili skrzywił i splunął gwałtownie . Ale zaraz rzekł : — Znać w jagody jakiegoś robaka wsadziły . — O , jak tu wonieje ! — Coś jakby lasem wonieje ! — Czarownice to tak umieją omamić , nawet wonią — mówił Biber , oglądając kobiałkę . — Eh , toć wiecie , że krzyż święty wszelką nieczystą siłę odpędza — zachęcał dowcipniś . — Po samej woni poznał em i dlatego nienaruszone w darze wam przynoszę — mówił Fals , oblizując się łakomie . Fals zaś myślał : „ Jemu wciąż się zdaje , że wali czarownice ” — pomyślał Fals . Odchrząknął też i rzekł : — Zawszeć te jagody od wiedźmy pochodzą … A nuż tam , na dnie , są jakie szkodliwe ? Toćeście jeno z wierzchu je odżegnali … — Żeby cię , psi synu , z twymi jagodami ! — przerwał przestraszony dozorca . — On dał by się zniemczyć , on ? Sala przycisnęła znów jej ramię i rzekła : Sala z miłością przycisnęła się do jej ramienia . I znów obie zamilkły . — Pozwoliła m , a teraz ciągle to sobie wyrzucam ! — odrzekła Sienicha . — Pamiętam to , pamiętam , a jednak … — Pozwoliła ś pójść z sobą , a teraz zniechęcasz . Obie westchnęły . — Za trzy dni dość będzie czasu — odrzekła stara . Stara aż stanęła ze zdumienia . — Posil się , dziecino . Sił ci potrzeba . Sala ocknęła się z zadumy i rzekła : — Potrzeba i mieć je muszę . Pierwsza zerwała się dziewczyna . — Dość już wypoczynku . — Dość — powtórzyła baba . — Wracajmy więc niezwłocznie ! — rzekła Sala . Dworzanin spojrzał na nią zdziwiony . Po czym skinęła głową i wyszła . — Osobliwa dziewka — szepnął Marek . — Taka była od dziecka — odrzekł Przybora . I poszli gotować się do drogi . Potem zwróciła się myślą ku rodzicom : I pokrzepiona modlitwą , wybiegła . Przybora położył dłoń tuż przy strzemieniu . Sala lekko się na niej oparła , wskakując na siodło z oparciem . Sala , nie znając dobrze dworskiej etykiety , złożyła na jej ręce pocałunek . Kasztelanowa spojrzała z góry na mówiącą i znów chłodnym swym głosem wyrzekła : — Jest to rzecz wielkiej wagi … — poczęła Sala . I wstawszy , majestatycznym krokiem wyszła z komnaty . — Proszę za mną — ozwała się ochmistrzyni wyniosłym głosem . Sala ze ściśniętym sercem za nią podążała , myśląc wszakże : Marek nic nie odpowiedział , jeno z wielkim uszanowaniem ukłonił się Sali i rzekł : — Jaśnie wielmożny kasztelan oczekuje . — Jan z Tarnowa , kasztelan krakowski ! Król rozpogodził nieco oblicze , skinął głową na znak , że pozwala , i siadł na wywyższeniu za stołem . W tej chwili wszedł Jan Tarnowski . — Pięknie , pięknie — przerwał z zadowoleniem monarcha . — Jakżeby m mógł o tym zapomnieć , a jeżeli nie wspomniał em , to jeno żeby nie rozdrażniać tym jego królewskiej mości . Król westchnął i rzekł : — Skąd wiesz o tym ? — spytał król ciekawie . — Książę Witold jest już zapewne w drodze od wschodu — mówił spokojnie kasztelan . — Ale my , my ? ! — przerwał mu król . — Nieszpetne siły — rzekł półgłosem . — Wojna — powtarzały wszystkie piersi . — Wojna ! — zdawały się wołać w każdym parsknięciu konie . — Wojna ! … — szumiały lasy . — Wojna ! — przywtarzały wartko płynące rzeki . A echo na wszystkie strony wołało donośnym głosem : — Wojna ! Wojna ! Stawiono go przed króla . — Wysłać na pomoc pięćdziesięciu najsprawniejszych ! — rozkazał tenże , wysłuchawszy opowiadania . — Nie dogonią ! Krzyżacy już są za rzeką — wtrącił Wojtek . — Za rzeką ? — zdziwił się król . — Po drugiej stronie rzeki ? — spytał Jagiełło . — Słyszał eś , mości kasztelanie ? — spytał monarcha . — Słyszał em wieści o ukrytych Krzyżakach po drugiej stronie rzeki . — Więc to prawda ? — spytał król gorąco . — Nie czekać , aż się zbiorą , jeno uderzyć ! — zawołał gorąco Ziemowit . Król się uśmiechnął na tę gorącość młodego jeszcze księcia , a Witold zaraz tę gorącość poparł : — Niezwłocznie ! Mistrz Jungingen , dowiedziawszy się o zdobyciu Dąbrowna , zawrzał gniewem . — Jak on śmiał , ten litewsko - polski poganin , ten lis chrześcijańską skórą powleczony coś podobnego uczynić ! — wołał w uniesieniu . — Co ? ! — zawołał tenże . — Tak , obdarowani wolnością jeńcy widzieli go na placu boju — odrzekł marszałek . W duszy zaś myślał sobie : I wydawał rozkazy do niezwłocznego marszu ku Lubawie . — Ten urodzony na wodza ! — Pod takim łacno zwyciężyć ! A król , skinąwszy ręką , rzekł : — Polecić się Bogu , nacierać śmiało ! Bitwa , to najpiękniejsza chwila w życiu wojaka . I błogosławił ich jako ojciec . — Właśnie też czas na takie zabawy ! — Niechaj się stawią ! — rozkazał Jagiełło . A przez myśl mu przebiegło : — A bodaj żywcem mistrzowi dostawić — dodawano . I zrobiła się cisza . Cisza , jaka zwykle bywa przed burzą . — Perkun , sam Perkun stanął do wojny . Padł pierwszy szereg . I oto nagle nieszczęśliwych opanował jakiś niebywały lęk . — Żmudź pierzchnęła ! — powtórzyli inni . Opamiętali się uciekający . I zwracać się poczęli . — Bronić ! Bronić ! Bronili jej bez tego rozkazu . — Wielki mistrz zabity ! — wołają rozpaczliwe głosy krzyżackich zastępów . I tak dalej , i dalej . — Klęska ! Klęska ! — powtarzają zdławionym głosem . — Zwycięstwo ! Zwycięstwo ! — Zwycięstwo ! — Zwycięstwo … — Nasi wracają — wykrztusił zdławionym głosem knecht . — Bić we wszystkie dzwony , głosić zwycięstwo ! — porwał się starzec . — Jak śmiesz podobne wymawiać słowo ! — zawołał komtur , przystępując z podniesioną pięścią do niego . — Co zacz , co ? — nalegał starzec . — Klęska ! — Co , jak , opowiadaj ! — mówił trzęsącym się głosem komtur . — Wielki mistrz zabity ! Groza przebiegła wszystkich , opowiadający zamilkł na chwilę , wzruszenie nie pozwalało mu mówić . Wreszcie , zaczerpnąwszy powietrza , począł : — I to Jungingen , Jungingen — westchnął Leuchter . — A inni , inni ? — wołał komtur . — Gadaj wyraźnie , biją się ? ! — wrzeszczał Leuchter . — Kto ? ! — zawołał z urągowiskiem opowiadający i dziko się roześmiał . A zaraz któryś znów podjął : — Hańba ! — dał się słyszeć głos zdławiony . — Hańba ! Klęska ! I naraz w obszernym podwórcu malborskiego zamku słychać było jeno : — Klęska ! Hańba ! — Klęska ! Hańba ! A Henryk Leuchter wołał wciąż bezprzytomnie : A w myśli mówił : — Bóg zawsze sprawiedliwy . Aż oto i poległych znamienitszych Krzyżaków u stóp monarszych składać poczęto . Aż i jego sen dobroczynny ukołysał . Po rannym posiłku , który się wiernie należał wygłodzonym wczorajszego dnia żołądkom , król zawołał : — Godzi się wszystkie ciała , tak nasze , jako i nieprzyjacielskie , uczciwie pogrześć ! I oto na cmentarzu w Tannenbergu poczęto kopać wielkie mogiły . — Pod rządami króla Władysława Jagiełły nikt ucisku nie doznaje . — Książę Kazimierzu na Szczecinie i Konradzie na Oleśnicy , wolni jesteście ! Witold zaś szepnął w sobie : „ Dobrze , że nie dodał ten przechera : » I wielki książę litewski « , był by m mu wielkiego księcia mieczem w gardło wpakował ” . A Jagiełło , chcąc ułagodzić ponure wejrzenie stryjecznego , rzekł : Udobruchało to nieco nachmurzone oblicze księcia i uczta zwycięzców żadnym zatargiem zakłócona nie została . — Spisać wszystkich znakomitszych jeńców ! — rozkazał monarcha . — Już uczynione ! — ozwał się młodziutki pisarz nadworny , Zbyszko z Oleśnicy . I zbliżywszy się z należytym ukłonem , podał królowi pergamin . — Przeczytaj ! — rozkazał Jagiełło . „ Rozporządza się , jak gdyby sam wszystkich do niewoli zabierał ” . Król uśmiechnął się i rzekł : — Dzięki ci , kasztelanie , żeś o tym pomyślał . „ Może go nie wołali na wojnę ? Może zginął ? O knechta nikt się nie troszczy ” — myślała . I Sienicha toż samo pytanie sobie powtarzała . Słowa dobadać się z niego nie można było , lecz temu nikt się nie dziwił , boć wszyscy byli zgnębieni i mimo wypoczynku jedno mieli tylko słowo : hańba , klęska ! Ale i tego młody knecht nie powtarzał . — Polacy zajęli Morąg w pruskiej marchii . A też i Dzierzgów ! A inni wołali : — Teraz już tylko zgliszcza Zakonu ! — Poddać się ! — Poddać się , uratować życie ! — I tak są to już tylko zgliszcza Zakonu — mówił Leuchter , były komtur Kwidzynia , kręcąc się bezładnie . — Przecie radośnie zatrąbiono z czatowni — ozwał się Hilt . — Klęska ! — Hańba ! — Ilu was jest , pod broń ! — Opatrywać broń , szykować się do obrony zamku ! — rozkazywał . — Anton Ludwigsburg ! — wrzasnął . Ten zbliżył się leniwym krokiem . Słuchano tych rozkazów z niedowierzaniem i zdziwieniem . — Ty , kulasie , jak ci tam ? ! — Hilt , starszy knecht z dziesiątego podwórca , do usług jego miłości . A Plauen rzekł jakby do siebie : — Nowy mistrz ? — spytał tenże zdziwiony . Plauen zatarł ręce . To jeden z uformowanych przez niego po wszystkich komandoriach oddział ciągnął do zamku . Ale nikt go przy nasypach nie widział . — Zaliż skończymy walkę na tym szczęśliwym zwycięstwie ? — zapytał monarcha . — Nie , nie ! — Boga mi , nie ! — odpowiedziano jednogłośnie z zapał em . — Gdyby śmy wilkowi ostawili główne jego legowisko , łacno by się w nim rozrodził — rzekł poważnie Witold . — Na Malbork ! Na Malbork ! — wyrzucono ze wszystkich piersi . Król z zadowoleniem pogłaskał skąpy zarost i rzekł : I po jednodniowym wypoczynku wyruszono ku krzyżackiej stolicy . Odniesione po drodze zwycięstwa , posłowie od poddających się miast jeszcze większy budzili zapał . Niepokoiło jednak Jagiełłę , że nie wiedział , jakie są siły w Malborku . — Krzyżacy cię może na zwiady przysłali ! — wrzasnął ktoś z zapalczywszych . Był nawet ktoś , co go widział wśród uciekających Krzyżaków . — Na gałąź z nim ! — zawołano . — Dobrze , pójdę i na gałąź , pierwej jednak stawcie mnie choćby przed samym monarchą . — Ho , ho , ho ! — Ho , ho , ho ! — wołała coraz donośniej . Rozstąpili się wszyscy , boć znali ją dobrze i w wielkim mieli poszanowaniu . Położywszy raz jeszcze dłoń na jego ramieniu , ruszyła z powrotem . Teraz zupełnie inaczej spojrzano na przybyłego . Niebawem stawiono go przed królem . — Co rzekniesz ? — spytał monarcha . — Zamek to wielce mocny — mówili niektórzy . — Trudno mu będzie poradzić , ile że żywności nagromadzili — dodawali inni . Obu oczy zabłysły . Niebo wyiskrzone gwiazdami i jasny księżyc przyświecały przygotowaniom . Mimo to nie wszyscy mieli ochotę na dalszą wyprawę . — Ja ! — dało się słyszeć z ubocza . I Jakub wysunął się z ukrycia . — Ktoś ty ? ! — poczęto gniewnie pytać . — Potrafisz ? — A nie zdradzisz ? — ozwał sią głos jakiś . — To ci bestia ! — To znaki krwawe , by dalej nie chodzić — rzekł ktoś z szeregów Witolda . A tenże , jakby przeczuwając , że owe znaki mogą przestraszyć zabobonnych , objeżdżał wszystkie szeregi , mówiąc : A w obozie polskim Jędrzej Półkozic mówił : — Zlękli się naszych toporów ! — Dobra nasza ! — Zajrzymy im w oczy ! — Obaczymy , kto mocniejszy ! — powtarzano butnie . Witold nie cieszył się z tej łuny , mówiąc : A inni dodawali : Kazimierz , książę mazowiecki , spojrzawszy na rozwalone , ziejące dymem , nie dopalone szczątki , zawołał : Rozkaz ten podobał się wielu . Zasypywano więc oblężonych ich własnymi zgliszczami . Niejednokrotnie dawało się słyszeć szemranie : — Żeby choć wiedzieć , na jak długo mają żywności — mówił król do swych przybocznych . — Owszem , przybywa — odrzekł poważnie arcybiskup Trąba . Pojrzano na ń ze zdziwieniem . — Co to , to nie — ozwano się — ale … Postanowiono wszakże od murów nie odstępować . A w obozie krzyżackim psuło się jakoś . Psuło się , lecz o tym nie miał kto oblegającym donieść . — Hm — chrząknął obojętnie Zyndram . — Za wasze zdrowie — rzekł Anton , wychylając puchar . — Za wasze — odparł Zyndram , spełniając swoją kolej . — Jak myślicie , mogli by się oni spotkać ? — spytał Anton . Anton widząc , że nic nie wskóra , skończył rozmowę . Jednocześnie Michel z Gołuba z Geradajosem , dowódcą litewskiej chorągwi , świadczyli sobie godność , nie szczędząc napitku . — Niemało ich Krzyżacy do niewoli zabrali — westchnął Geradajos . Litwin machnął jeno ręką . Geradajosowi oczy zabłysły . Spojrzał ciekawie na mówiącego , lecz milczał . Ten słuchał , popijał miód litewski , którym częstował Krzyżaka , i milczał uparcie . Rozeszli się . Litwin rozważał : Radość przeleciała jak błyskawica , zakołatała we wszystkich sercach nadzieją odwrotu . Poglądano ciekawie . — Poddają się ? — spytał monarcha . — Nie , to coś innego . I wskazał ręką na mury . — Co to zacz ? — spytał Jagiełło , przysłaniając ręką oczy od słońca . — Co to za sztuczka krzyżacka ? — mruknął . — Najmiłościwszy panie … — począł Geradajos , ujrzawszy Witolda . Lecz sekretarz Plauena nie dał mu dokończyć , jeno wysunąwszy się naprzód , począł : — Motina ! — Tews ! — Dar od nowego mistrza Zakonu ! Król westchnął . Po chwili zaś rzekł : — Trzeba je jak najprędzej do dom odesłać . — Jakoż ? — spytał król ciekawie . — Że za murami żywności mało i wyzbyto się paru setek gąb — odparł Witold . — Sekretarz z kancelarii najmiłościwszego pana , Zbyszko z Oleśnicy , ma coś pilnego do zameldowania . Król skinął głową . — Niech wejdzie ! — Kasztelan krakowski , Jan z Tarnowa . Leuchter zaś , nabrawszy powietrza w płuca , tak dalej mówił : Na to Jagiełło rzekł obojętnym głosem : Krzyżak zwrócił wzrok na Witolda . — Wpisać rzecz całą ! I zatrzymał się czekając odpowiedzi . Jagiełło bystro spojrzał i rzekł : — Zakon bronić się , my zdobywać będziemy . — I Malborka — dodał Jagiełło . — Ludy są nawrócone ! — rzucił Jagiełło . — Co ? ! — zawołał król groźnie i odwrócił się od mówiącego . — Wasza królewska mość , najmiłościwszy panie ? — zwrócił się kasztelan do Jagiełły . — Niechaj ! — rzucił Jagiełło . — Zawieszenie broni ? — spytał znów kasztelan . — Do 29 septembra — dorzucił Witold . — Mamy jeno mitręgę … — Wojsko odpocznie — odparł Witold . Jagiełło machnął ręką i westchnął . I znów cisza zaległa . — Farurej , Skarbek i Jaśko Nałęcz z rozkazu najmiłościwszego pana zostali w zajętych grodach , a Florian Jelitczyk w pięćdziesiąt człeka odstawił do granicy uwolnione branki krzyżackie . Bo to i sam , jako wielce poturbowany , potrzebował wypoczynku — mówił kasztelan . — To iluż tam ? — spytał król . — Sześciu ostało — odrzekł Zbyszko , policzywszy . — Baczyć , żeby bodaj ptak w dziobie żywności im nie doniósł — dodał żartobliwie . — Walić mury , to walić ! — wołano . — Żeby aby od murów nie nakazano odwrotu ! — rzucił Półkozic . — Ee ? — pytano na wszystkie strony . — Niczym karmne woły — mówił spluwając Półkozic . — Spadnie z nich to cielsko , spadnie ! — Zostaną jak patyki na wikcie zamkowym ! — śmiano się dokoła . — Psy takich grubych jeszcze nie widziały . Myślą , że wieprze , i chcą napocząć ! — dowcipkowano . — Przypatrz się ! — zawołał ktoś , wskazując grubasów . — Co ty gadasz ? ! — ozwano się na wszystkie strony . — To ci juchy ! — To psubraty ! — Ba , Niemiec przemyślny . — Na żarcie też łasy . — Obawiali się głodu , to się zaopatrzyli ! — wołano . — Coś ty gadał o kiełbasach ? — zapytał król , gdy Kuba przed nim stanął . — Skąd ci to przyszło do głowy ? — badał Jagiełło . Król zaś myślał : Zgryzło go to jednak niemało . „ Zawsze to nieoględność i nieumiejętność przy dawaniu rozkazów ” . — Jeno psy zwęszyły . Geradajos spojrzał na niego i mruknął : — Damyć już sobie radę . — Motina , motina ! — Ne buwau cze … — Ne primit sau ! A jeżeli ktoś upierał się powtarzając : — Dobrze , weźcie , ale pamiętajcie , gdyby ście się przekonali , że to nie wasza , a prawdziwi rodzice się znaleźli , oddajcie ! — To wszystko , co mi ostało po Uadze … — Wróci jeszcze i ona , wróci — pocieszała Peleda , stara , zaufana sługa . A że w nieszczęściu każdy chwyta choćby niteczkę nadziei , więc i Skruzda powtarzała sobie : — Wiesz ? Duchy ci mówiły ? — Nie mówiły , aleć one wiedzą — odparła stara . Tak przeszło niedziel kilka . — Jadą ! — Uaga , Uaga ! Córko moja ! — Taki wiedział em , że matka pozna ! A pozostali kiwając głowami , mówili : — Dinos es didelis ! — Swejkił , mergajtu ! I za rękę wiodła do komnat w głąb domu . — E mano , Żwajżgde ! — E mano , Kregżde ! Więc Peleda przytuliła je do siebie i głaszcząc , serdecznym rzekła głosem : — Mano Zwajżgde ! — Mano Kregżde ! — Że to Uaga nic się nie raduje . — Stoi jak oniemiała … — Ee ? — pytano . — Przecie , boć i mowy naszej zapomniała — tłumaczył Skida . — Ee ? — znów pytano . — No , no — ktoś mruknął . — A te dwie maluśkie to takie przylipne . — Prawdziwe Żwajżgde i Kregżde ! — Znajdą , znajdą ! — pocieszali inni . — Toż to będą mieli z takich pociechę ! — Może . — Ba ! — rzucił Jelitczyk . I westchnął . Serce mu się bowiem ścisnęło , że nie był przy tej uroczystości . Spojrzał wszakże z lubością na mówiącego i mruknął do siebie : — Z tego będzie pociecha ! — Co nagle , to po diable ! — Pośpieszymy , gdy się wyliżą ! — pocieszał się oglądając co dzień konie . — Ki diabeł w nich wlazł ? — pytał swojego pocztu Jelitczyk . — Albo i mieszańce — odpowiadano . — Pośpieszajcie , bo nie dogonicie waszego Jagiełły . — Jakoże ? — spytał zdziwiony Jelitczyk . — Co waść gadasz ? ! — krzyknął oburzony Jelitczyk . — To , co waść słyszysz ! — Babo , co się dzieje ? ! — począł z miejsca . — Ano , wracamy , boć nowy mistrz krzyżacki o zgodę przysyłał . — Co ? ! Zgoda z tymi wilkami ? ! — wrzasnął Jelitczyk . — Więc mi nie wracać pod Malbork ? — Na cóż ? Chyba na urągowisko — rzekła Sienicha . W duszy zaś myślała : Jelitczyk też już nie wypytywał . Sienicha też wciąż myślała sobie : I z tymi myślami żyła od chwili opuszczenia obozowisk spod Malborka . — A oto za Witoldem zwinęli obóz książęta mazowieccy i precz odjechali — wtrącił ktoś inny . Ze wszystkich piersi wydobyło się również westchnienie . Zaległa cisza . — Wiemy , jakie to będą układy ! — Machnął ręką Zyndram . Ale byli i tacy , co niepomni na nic , cieszyli się z powrotu . Ci zaś mówili : I bił się w piersi , aż po namiocie się rozlegało . — Nie tylko najmiłościwszego pana troska pożera , aleć nas wszystkich , co jesteśmy mu wierni , a ziemię i naród miłujemy — westchnął Mikołaj . Na chwilę obaj zamilkli . Król drgnął , jakby się z jakiegoś gnębiącego snu zbudził , i spytał : — Zaliż jeszcze kto czuwa ? — Niech przyjdą , razem jakoś nam raźniej będzie — rzekł Jagiełło . I klasnął w dłonie . Ukazał się Zbyszko z Oleśnicy . — Nie śpisz ? — rzucił król . — Spisuję wszystko , jako przystało — odrzekł młodzieniec , uśmiechając się smutnie . — Kto tam jeszcze czuwa , niech pośpieszy — dodał . — Nie , nie , Boga mi , nie ! I poczęli się naradzać . A król rzekł : — I mnie ta wieść dochodzi . Więc zbieraj się i staw im , braciszku , czoło ! — rozkazał Jagiełło . I wszyscy jakoś poweseleli po tej naradzie . Król rozchmurzył czoło i mówił : — Braciaszki , panowie radni , najmilsi rycerze , aż mi lżej po tej naradzie z wami ! „ Gdzież może im być lepiej niż w Bobrownikach ? ” — pomyślała . Sala przy częstych stosunkach z najeźdźcami z konieczności rozumiała tę mowę , starała się nawet o jej poznanie , mówiąc : A inne znów mówiły : — Albo i mój małżonek … — Albo brat , ojciec — dodawały inne . — Może tam gdzie opiekę znajdzie … A ktoś z Litwinów myślał sobie : — Co to ? Na co to ? — Oby śmy w dobrym zdrowiu za rok znowu wszyscy się naleźli ! Kiedy zaś poczęto stawiać misy ryb gotowanych i pieczonych , a pan domu nalawszy kubek miodem syconym , wychylając , zawołał : — Co to znaczy ? Spojrzeli na siebie . Pan niebiosów obnażony . Ogień krzepnie , blask ciemnieje , Godnie poświęcane , Jeno złota tu brakuje , Po wypowiedzeniu oracji żak wziął kredę i dość wprawną ręką na drzwiach wypisał : C . M . B . anno 1410 . Karol i Bonifacjusz , a także i Niemcy wylizujący się jeszcze z ran lub ostający w niewoli , w osłupieniu poglądali na to wszystko . A Karol rzekł , nachylając się do Sali : Bonifacjusz , choć mu młody książę nic nie mówił , doskonale rozumiał , co się w jego duszy dzieje . Bolał srodze nad jego cierpieniem , rozmyślając : „ A gdyby tak ojca świętego o zwolnienie od przysięgi prosić , a zarazem o gwałtach krzyżackich , a pobożności i cnotach narodu powiedzieć ? … ” Wrodzona wszakże energia i chęć panowania nie pozwalały mu na smutne rozmyślania . Stawał więc na środku wielkiej komnaty , a wziąwszy się pod bok , w głos powtarzał : — Mamy przecież dużo rycerstwa w niewoli , trzeba chwilowo zawrzeć rozejm ; jeńców wypuści ten głupi królik . Król zatarł ręce z zadowoleniem . — Niewolnika dużo ? — spytał . — Cóż to , mało obiecał em temu przecherze ? ! — wołał wzburzony . Falsa wprawdzie nie spotkał , ale też niewygód i głodu nie zaznał . Owszem , raczono go , ile wlazło , mówiąc : — Nawet gorącej smoły nie pożałowali by śmy takiemu ! Zerwał się wielki mistrz , zerwał się Henryk Leuchter , Anton zaś Ludwigsburg z wielkiego przestrachu wypuścił z rąk pióro , rozlewając na pergamin strugę inkaustu . Lecz Anton Ludwigsburg spuścił jeno głowę i szepnął w sobie : „ Próżno , toć to jeno zgliszcza Zakonu ” . — Ja nieprzyjacielem najszlachetniejszego narodu ? ! — zawołał Karol . — My poganie ? ! — krzyknęła Sala . — Nie , ja jestem Polką — przerwała podnosząc głowę . — Wygnaniec z ojczystego księstwa , pragnę kraj twój za swój przyjąć , pragnę bezwiedną przeciw twemu narodowi winę nagrodzić … Karol po raz wtóry oczekiwał wyroku . Wreszcie Sala podniosła głowę , a podając mu rękę , rzekła : — Niech cię Bóg prowadzi , szukaj w Rzymie rozwiązania ślubów zakonnych . — Salo , wracasz mnie powtórnie do życia ! — zawołał książę . Plauen pojrzał na niego i nagle znać jakaś myśl mu błysnęła , rzekł więc przychylnie : I uśmiechnął się drwiąco . A jako postanowił , tak zaraz wydał stosowne polecenie . — Na zgliszczach nowy zbuduję ! — Witold wszystkiemu winien ! — Wszedł w układy z Krzyżaki ! — wołano w Koronie . — Toć ułożyli , że Żmudź po śmierci Jagiełły i Witolda pójdzie pod pięść Krzyżacką — biadano . — Czemu nasza nie taka , czemu ? — pytała imci pani Geradajosowa małżonka , żegnając swe ulubienice . Lecz pani Skruzda kiwała głową i mówiła : — Ee , co za gadanie ! — oburzał się małżonek . — Toć jak dwie krople wody podobna do ciebie ! W duszy jednak i tak , i owak sobie myślał , powtarzając : — Szławe diewus ! — Później to uczynię — mówiła sobie . — Oby natchnął ją i odmienił — wzdychała strapiona matka . — Nie , nie ! — Zgaszę ten święty znicz ! — Precz ! Tyś Niemka , Niemka ! Na krzyk pani wbiegła Peleda , zdziwionymi oczyma pojrzała , na chwilę błysk radosny rozjaśnił jej źrenice na widok obejmującej matkę Uagi . Lecz gdy usłyszała : Lecz Skruzda nie dała się przekonać , powtarzała jedno i jedno : Tak ją zastał ojciec . — Ojcze , jam wasza , lecz chrześcijanka ! Rycerz drgnął . Geradajos widział w Uadze utraconą córkę , Geradajosowa widziała jeno Niemkę . — Nie ! — zawołał groźnie Geradajos . Gdy wiosenna burza drzewami wstrząsnęła , Uaga myślała sobie : I oto ona , która w drodze myślała sobie : „ Nawrócę ich wszystkich , będą jako pierwotni chrześcijanie ! ” Teraz żyła bezradna , nie umiejąc pięknych swych marzeń urzeczywistnić . Aż oto pewnego dnia znaleziono nieszczęśliwą w lesie , ale znaleziono ją nieżywą . Odzież miała poszarpaną , twarz mocno zeszpeconą , włosy z czaszki obdarte . — Niedźwiedź ją pogłaskał — zawyrokowali ci , co ją znaleźli . Przyniesiono ją i złożono nie opodal świętego dębu . Skruzda ni jednej łzy nie uroniła . — Uaga ! Uaga ! — Teraz mam córkę . Usypano obok drugą . Znicz wygasł do szczętu . — Skarb wielce wyczerpany … — szepnął Henryk Leuchter , marszałek Zakonu . Inni kiwnęli głowami potakująco . — Czym ? ! Kim ? ! — zawołano jednogłośnie . W Zakonie wytworzyły się dwa stronnictwa . A Michał Kochmajster wrzasnął : — Mistrz Plauen swą gwałtownością popchnął Zakon do ostatecznej zagłady ! — Tak , to są już tylko zgliszcza Zakonu — szepnął Anton Ludwigsburg . I dalej wrzało na niekorzyść Plauena . — Matki straszą Krzyżakiem dzieci , a nawet psy na wołanie : „ Krzyżaki ” wyć poczynają — dodał ktoś z jego stronnictwa . — Albo koło Elbląga ! — dorzucił Wallenrod . — Albo i koło Królewca ! — I koło Torunia ! — I Kwidzynia ! — Albo i Grudziądza ! — Trzeba ratować Zakon ! — zawyrokował Wilhelm Wallenrod . — Trzeba ! — zawołali wszyscy jednogłośnie , nie wyłączając garstki stronników mistrza Plauena . — Cha ! cha ! cha ! Cha ! cha ! cha ! — zaśmiano się na całe gardło . — Kim ? ! — Czym ? ! I znów śmiech piekielny , szyderczy napełnił całą salę . — A jednak musimy je wypędzić ! — zawołał grzmiącym głosem Michał Kochmajster . — Musimy ! — Jego miłość Henryk Leuchter , marszałek Zakonu . I oto zaraz wkroczył znany nam dostojnik , a za nim kilku uzbrojonych rycerzy . — Z postanowienia najwyższej rady Zakonu mam rozkaz uwięzienia waszej dostojności ! Plauen rzucił okiem na pismo . — Zbroja i miecz niepotrzebne ! Całym szczęściem dla nas były owe niezgody w Zakonie . — Trzeba Litwę z Polską w jedno państwo połączyć . — Rzecz to duchowieństwa — odparł monarcha . Spojrzano na niego z wielkim zdziwieniem . Kasztelan pojrzał na ń zdziwiony . — Wielce osobliwa historia ! A kasztelan rzekł uprzejmie do arcybiskupa : I zaczął snuć rozmaite plany co do zwołania szerszej narady . Witold uśmiechnął się i rzekł : W duszy zaś rzekł : W dalszej rozmowie Jan Nałęcz tak począł : „ Aha , już wiem , gdzie raki zimują — pomyślał sobie Witold — chce mnie stryjeczny z Litwy wydziedziczyć ” . Głośno zaś rzekł : — My z wami ! — zawołał Skarbek , oglądając się za odpasanym mieczem . I pochwyciwszy miecz , wybiegł , a Skarbek i książę pospieszyli za nim . Zawrzała walka sroga , zacięta . I wychylił puchar do dna . — Jakoż ? — zapytał Witold . — Pozwolicie , ichmoście , aby one białogłowy weszły ? — zapytał . — Ba , czemu nie ! — odpowiedzieli jednogłośnie . — Sienicha ! — zawołał Witold . — Boga mi , toć to dziedziczka Bobrownik ! — zawołał Nałęcz . — Jako przystało , jako przystało — rzekła z uśmiechem Sala . — Przyszły śmy na Żmudź , by jak najprędzej ujrzeć zatknięty krzyż na miejscu pogańskich ołtarzy — rzekła dziedziczka Bobrownik . — Bo jestem Polką ! — rzekła Sala , podnosząc głowę . — A ja Żmudzinką ! — dodała Sienicha . I nie było końca zapytań . — Jeżeli tak dalej pójdzie , przy łasce bożej wkrótce cała Żmudź zostanie nawrócona — mówiła Sienicha . A posiliwszy się nieco , wysunęły się prawie niepostrzeżenie , zostawiając w podziwie i wielkiej zadumie tak Witolda , jak i jego gości . I oto od pierwszej połowy 1413 roku czyniono ku temu przygotowania . A inni dodawali : „ Świat szerszy się obaczy i wielu rycerzy , trzeba strojno wystąpić ” . — Poznaję w tym szlachetne serce Sali ! Przybrał więc nieszpetny poczet i z wiernym sobie Bonifacjuszem pociągnął pod Horodło . — Niechaj , jak to słońce , co nas ogrzewa , i miłość bratnia nas zjednoczy ! — Bracie , dokonajmy zjednoczenia ! — zawołał z pełnych piersi Witold . A po tej serdeczności panujących już każdy dał folgę swoim uczuciom . Karol schylił głowę w ukłonie , a król mówił dalej : — Nie wątpię ! — odparł książę , uśmiechając się przyjaźnie .