Zuzanna Morawska Wilcze gniazdo powieść z czasów krzyżackich dla młodzieży dorastającej Z . M . Z takich to drzew wziął i człowiek wzór wznosząc dla siebie mieszkanie . — Ko notet , Tew’s Kunige ? . — Saule Szilditis . — Dogasa ogień — rzekł stanąwszy przed dębem i wciągnąwszy w siebie powietrze , przepełnione żywicznym dymem . — Dogasa , lecz nie zgaśnie , bo światło z góry da mu iskrę świętą . I to mówiąc , trzymanym w ręku kosturem odkrzesywał zwęglone cząstki drzewa , Chroniwos zaś rzucił pęk suchych korzeni i krótko połamanych gałęzi , które jeszcze w jesieni zatknął pod powałę , iżby , wyschłe przez zimę , posłużyły do podsycenia wiosennego ognia . Wślad zaraz za mężem , rzuciła Dowrusa pęk zboża i ziół przeróżnych , również na ten cel przetrzymanych w chacie , po niej zaś Siewros , chłopczyna , rzucił garść zboża . Przystępowały potem dziewczęta i czeladź , a wszyscy przybyli dorzucając zeschłe zioła i korzenie , wołali : — Cześć słońcu , cześć wiośnie ! — Siewrosa ocalić ! Przybyli nie myśleli jednak staczać walki,lecz rzucili się na bezbronną a jednak gotową do obrony gromadkę i jęli wiązać , nie żałując przytem razów . — Teusend Teufel ! — wrzasnęli oślepieni ogniem i dymem . — Teufel ! Es ist selbst Teufel ! — Siewros ! Siewros ! — Chroniwos ! on mój ostatni ! — jęknął starzec i objął wnuka szerokiemi ramiony . — Siewros ! Siewros ! Z tym jękiem Dowrusa padła tuż obok rannego męża i starego Tubiagasa . — Słuchaj , Fryc ! czyś ogłuchł , czyś się zrósł z tym drągiem ! — wołał niecierpliwie krępy towarzysz . — Słuchajcie , jak mnie który raz jeszcze nazwie Frycem , to mu kości pogruchocę . I ująwszy za bary mówiącego rzucił go o ziemię . A inni krzyczeli radośnie : — Chwat Siewros ! — Ritter , Siewros ! — Djabeł , Siewros ! — Zuch , Siewros ! — Nasz , Siewros ! — A i ja nie Ferdynand ino Maciek . — Still , junge Wölfe ! — Który z was tutaj najwinniejszy ? — Kto najpierwszy był do krzyków ! wrzasnął Hex powtórnie . — Bawmy się w Hexa . — Bo ja wiem ! a pewnie posiedzimy . Postawili nam dzban z wodą , ba i kęs chleba . Odpowiedział drugi . I nastała chwila ciszy . — Słuchajno Siewros , dawnoś ty tutaj między Krzyżaki ? — przerwał milczenie ów grubas . — To możeś ty z jakich Niemców ? — A może tam jakie przejście , dodał . — Bracie , ta beczka jakiś otwór snać zakrywa ! szepnął Siewros . — A teraz do roboty ! zawołali razem , szukając po omacku owego otworu , z którego ich oddalone głosy dolatywały . — Oh , oh ! słyszysz ! — zawołał Siewros , chwytając towarzysza za rękę . — Ba , ale na czem się spuszczać ? skąd rzemienia albo sznura ? zamyślił się Siewros . — Muszą być ! rozumiesz ? — rzekł rycerz , kładąc silną dłoń na ramieniu Hexa . — Jakeś mógł ich zamykać w owym podziemiu , gdy tylko więzienie , nie śmierć im była przeznaczona ! — syknął przez zęby Dietrich z Altenburga . — Ja ich mieć muszę , muszę ! czy znasz to słowo ? — Znam , — powtórzył Hex ponuro — lecz miejcie miłosierdzie , innych wam przysposobię , sprawniejsi będą , aniżeli ten cienki Fryc i gruby Hans . — Panie , to są psy wściekłe , co kąsają człowieka . — I Hex podniósł dłoń ze świeżą , jeszcze niezagojoną raną . Dietrich brwi zmarszczył . — Idź , szukaj ! — do jutra mieć muszę obu . — Precz ! ! — Gdzie się włóczysz ! — syknął Hex , zadowolony , że miał na kogo pierwszy gniew spędzić . — Mówią , że zniknęli zupełnie — rzekł szeptem młodzieniec smagły , ubrany w ciemną krótką odzież , na której miał przewieszoną gęśl przez ramię . — Przecież muszą być jakieś ślady po zaginionych ? — spytał starszy w ubraniu duchownem . — Ojcze , ten Bóg , któregoście czcić nas nauczyli , jest wielki , lecz on przecież nie każe zapomnieć tych , cośmy ukochali ? I ojciec German powoli kroczył do Wolfshöhle . To też na każdym kroku chciała mu szkodzić , a liżąc się i przymilając , śledziła go wszędy . — Rycerzu von Altenburg , szlachetny panie ! — Wiem już , kto wszystkiemu winien . — Precz mi z oczu ! — Gdy się psa układa , to go się w podziemiach nie zamyka , bo węch stracić może . W tej chwili Hex znów się ukazał . — To wszystko co odnaleźć zdołał em . — Zaprowadzić go do podziemia , w prawem skrzydle . — Co ? — zajęczał głos z pobliskiego sitowia . — Co ? co ? … Siewros położył rękę na jego głowie , wołając : — No , to jak widzę , ja ciebie chyba , braciszku , poniosę ! — Zkądżeś się ty wziął ? — zapytał Jasiek . — Albo ja wiem ? a ty skąd ? — odparł zapytany . — Eh ! — jęknął po chwili Siewros . — To złe przeszkadza — szepnęła najmłodsza . — Cicho ! — przerwała jej najstarsza — jeżeli złe , nie przeszkadzaj , niech jęczy . W szuwarach jęknęło znowu , a trzcina zakołysała się jeszcze bardziej . — Thor ! Teufel ! — lub : — Ach , Gott ! — Motina łankta tawe ! Motina łankta tawe ! ! Westchnął raz jeszcze : W szuwarach jęknęło znowu i szmer wyraźniejszy dochodził . Ściemniło się już prawie zupełnie , a dla ślepca Bernarda noc też była wieczna . — Tak , tak , tutaj snać jest człek jakiś potrzebujący pomocy , niechajże chleb i napój pokrzepi jego siły ! — Gdzie jesteśmy ? — zapytał Siewros . Podparł go rozbudzony Jaśko . — Wpław przez rzekę . — Albo do moich ! — wzdychał Siewros . I szli dalej . — Ugni Perkun ! zawołał . — Ugni ! powtórzono . Chroniwos zgrzytnął zębami , oczy mu zabłysły , głośniej nad innych powtórzył : — Czemu nie nie niesiecie , stos gore … wołał Tubingas . — Zabił się ! — Zabił się ! powtórzono do koła . — Łeb sobie rostrzaskał ! wołano . Tabiugas zgrzytnął zębami . Szczątki nieszczęśliwego jeńca wkrótce uprzątnięto . — Gdzie inni ? brać ich ! — Szalona ! Dowrusa , szalona ! — Motina ! ( Matka ! ) — Jeńców dać tutaj , krzyknął Tubingas , posłuchajmy co chce z nimi zrobić . — I on nasz ? zawołał Tubingas . — Tyś ślepiec , tyś mój następca ! wołał starzec . Chroniwos do boju , ty bogom służyć będziesz ! — Przez miłość dla ziemi , przez miłość dla nas , dajcie wolność tamtemu . On razem z Siewrosem niewolę podzielał , razem z nim uciekł . — On nie Niemiec , nie Krzyżak ? pytał Tubingas . — Nie , on jako i my niewolnik ! — Ale nie nasz ? zapytał Chroniwos . — On był w niewoli , on nie zna ziemi swoich ojców ! mruknął niechętnie Chroniwos ! — Zbliż się i powiadaj , — rzekł mistrz Zygfryd wyniośle . — Mów , a niezaprzątaj czasu ! — Daj mu pokój , niech się wygada ! Wielki mistrz znów skinął ręką na uspokojonie rycerza , a Drega mówił dalej . — Gdzież więc są owi odnalezieni ? — Idź do djabła ! — A Kobolda ? — zapytał tenże . — I ona niech idzie razem z tobą . — Czy Hexa wypuścić ? — zapytał Drega , przybierając jak najpokorniejszą minę . Drega cichuteńko lisim krokiem wyniósł się z komnaty . German odsnuął kubek mówiąc łagodnie : — Nie dla Waszej miłości teraz napój gorący . — Jam potęgą Zakonu ! I wielką pięść wyciągnął przed siebie . German zostawił w spokoju Zygfryda i w zamyśleniu kroczył korytarzem do podziemia zamczyska . — Witaj nam komturze — rzekł do ń marszałek łaskawie . Cóż , musimy obmyśleć jakiś środek , któryby zaradził popełnionemu głupstwu wielkiej głowy — ciągnął poufnie Dietrich , ujrzawszy się sam na sam z przybyłym . — Czy i stamtąd coś nowego ! — Tak , ze strony Ladislausa przybywają posłowie … — Więc cóż ? — przerwał niecierpliwie Dietrich . — Lub ? — przerwał znowu Dietrich . — Widzicie więc , że moje rady niewiele pomagają ! — dodał po chwili , jakby uspokojony ; że mógł wypowiedzieć całą złość która mu na serce spadła kamieniem . — Więc Zygfryda usunąć … — szepnął Hochswald . — Nie , po stokroć , nie ! — Lub ? — przerwał z ożywieniem Zygfryd . — Nie , to uległość — rzekł szyderczo Dietrich . Lecz nagle zachwiał się i runął na ziemię . A marszałek spojrzawszy z pogardą na leżącego , rzucił , odchodząc : — Gdyby nie Dietrich von Altenburg , tak runęła by potęga krzyżacka ! I znowu powtórzyła się znana nam już scena przywołania ojca Germana z trzeźwiącemi lekami . Tymczasem wysłani posłowie Zakonu , spotykając po drodze drewniano , gdzieniegdzie opatrzone chrustem zamczyska , wzruszali tylko ramionami z pogardą . — Nie , to przyjacielska rada towarzysza Zakonu , odrzekł szyderczo Robert . Posłowie się skłonili nabierając otuchy . — Tubingas ! — zawołał książę . Pachołek , nierozumiejąc , co znaczy imię ślepca - kapłana , pochylił tylko pokornie głowę , a potem głupowato na księcia poglądał . — Mądra bestya ! — mruknął książę a jednocześnie lekko świsnął . — Do kąta , Meszka ! — Witajcie nam , miły Kunigasie — rzekł Gedymin , biorąc dłoń przybyłego . Gedymin w miejsce odpowiedzi westchnął głęboko , podsuwając ławę przybyłemu , aby spoczął . — Pragniesz , to nie łącz się z nikim . Gedymin zmarszczył brwi i jakby go znużyła rozmowa ze ślepcem , gromkim głosem zawołał : Gedymin zwrócił wę nagle ku niemu . — Tyś długo u Krzyżaków zostawał ? — A w tej szkole czego was uczono ? — Zapomnieć mowy i wiary ojców . — A czyś je zapomniał ? Siewros się wstrząsnął . — Tew's . Gedymin dłoń położył na główce córki i z lubością wpatrzył się w to młode , świeże oblicze . Naraz zwrócił się do córki . — Tego lackiego napoju daj i jemu . — No , cóż , ten lacki napój ? — zapytał Gedymin , patrząc na rozjaśnioną twarz chłopca z zadowoleniem . A Siewros odchodząc mówił do siebie : Lecz książęca córa tak była zasłuchana w opowiadanie Bogny , a Bogna tak snać przejęta dźwiękiem słów wlasnych , że nie słyszały nawet ciężkich książęcych kroków . Gedymin jeszcze więcej się uśmiechnął , a ująwszy jasną kosę córki , rzekł wesoło : — Nie darmo bogi zesłały wolę swoją Gedyminowi we śnie — mówiono — odsunął on Krzyżaki , a jako ten wilk ziejący ogniem , kneź mieczem na nieprzyjaciół zionąć potrafi . — Cześć Perkunowi ! — A niechaj ogień w świątyni nigdy nie zgaśnie ! — wołano . Od drugiej strony biegł szybko Siewros z Jaśkiem , na twarzach ich znać było przestrach i zdziwienie . — Nie obronisz jej , Tubingas oddaje ją Perkunowi . — Nie spalą jej ! Tubingas ją na służbę Perkunowi oddaje ! wola jego spełnić się musi ! — Nic ją już nic ocali ! — zawołał Siewros . — To moja siostra ! — rzekł smutno Siewros . — I jego ? — wskazała na obok stojącego w bezsilnej rozpaczy Jaśka . — Nie , ale on ją miłował — rzekł Siewros . — Miłował , a Perkunowi ją oddali ! — powtórzyła smutnie Aldona . — Gdy się jest dobrym — powtórzyła Aldona . — Ja chciała by m być bardzo dobrą — dodała . Przynoszący wieść ze schroniska Tubingasowego umknęli skwapliwie z przed oczu gniewnego pana , a Gedymin jął chodzić po wielkiej swojej komnacie , mówiąc półgłosem do siebie niecierpliwie : — Mojeć to sprawy i mojej dziewki ! nie potrzebuję rady Kunigasów , którzy mi swoją wolę narzucać chcieli … Tak , obejdę się bez tego starego ślepca , świętego ognia jemu już tylko pilnować a nie w sprawy ludu się wdawać ! I zamilkł , rzuciwszy się na ławę , okrytą skórą niedźwiedzią . Po chwili znów mówił , lecz już z rozpogodzonem obliczem : — Perkunowi go na objatę ! — krzyczał inny . — Ten sam , co go Siewros u dziada od spalenia wyprosił ! — Spalić go teraz ! Ubierając się zaś , mówił do siebie : I zamyślił się . Gedymin przechylał na wszystkie strony głowę , odchodził i przybliżał się igrając z klejnotami jak dziecię igra z promieniem słońca , którego uchwycić nie może . Wreszcie zawołał : — Meszka ! i wskazał na drzwi ciężką zasłonięte oponą . — Widziała ty kiedy takie bogactwa ? — Czy to żywe ? — zapytała po chwili . Gedymin rozśmiał się , a biorąc do ręki łańcuch , rzekł . Aldona spuściła oczy i żywym spłonęła rumieńcem . A w duchu pomyślała : I jakby uczucie ojca w tej chwili się ode zwało , przygarnął do swojej piersi stojącą dzieweczkę . Gedymin zmarszczył wyniosłe czoło . I nieśmiało podniosła wzrok na ojca . — Już ugaszony — szepnął Bernard . Gedymin , jak gdyby nie słyszał odpowiedzi — zapytał : Gedymin jeszcze chmurniej spojrzał do koła . — Krwi jego ! — Na objatę Perkunowi ! — On już raz miał być spalony ! — Bogowie domagają się jego życia ! wrzeszczał lud rozjuszony . Za odchodzącą Gedymin spojrzał z uśmiechem . — To bajka — dodał po chwili . I on także krzyknął na wskazany widok . — Z Wilczego Gniazda ! powtórzył kilkakrotnie Gedymin . Jaśko padł do nóg Gedyminowych . Gdy powstał , kneź wpatrzył się w niego . — W potrzebie siły się znajdą . Gedymin się uśmiechnął , a Jaśko odtąd został przy boku książęcym . A dobrze , że się skończyły te domowe litewskie sprawy , bo na dwór knezia znowu przybywali goście . Matka i córka odnalazły się w chwili połączenia królewskiej pary . Jaśko w odpowiedzi trząsnął tylko głową . I nic go skłonić nie mogło , aby się dał namówić . — I tyś Lach , pewnie do swoich chciał by ś ? — Zostaniesz . A potem dodał jakby do siebie : Jaśko , posłuszny rozkazowi , pociągnął w stronę , gdzie białogłowy mieszkały . I znowu więc radość i łzy , jak przy powitaniu z Bogną . Widząc niepodobieństwo uprowadzenia go z sobą , matka skłoniła głowę mówiąc :