Teresa Jadwiga . W SŁOŃCU Powieść historyczna osnuta na tle epoki saskiej dla młodzieży Noc była . Szafirowy płatek nieba , rozpostarty nad ulicą Święto - Jańską miasta Warszawy , zasiany był gwiazdami ; pucołowaty księżyc zaglądał ciekawie w okna kamienic , lecz nic dopatrzyć nie mógł : cicho i mroczno było wszędzie , mieszkańcy już spali . W jednej wszakże kamienicy błyszczą , jeszcze wązkie , opatrzone kratą , okna parterowe . Najwyższa to i najwspanialej ozdobiona z kamienic tej starej dzielnicy miasta , rzekł by ś forteca : wysoka baszta ją zdobi , na baszcie ganeczek , z którego łatwo można obserwować , co w mieście się dzieje , a nawet poza miastem . Czarna głowa murzyna z czerwonemi wargami , w złotych zausznikach , w turbanie kolorowym , wychyla się z zagłębienia frontowej ściany , nad sienią , i zdaje się strzedz wnijścia do kamienicy , a jednocześnie śmiać się z usiłowań ciekawego księżyca , bo murzyn świeci białymi zębami . Lecz księżyc , obojętny na to , posunął się wyżej po niebie i posłał jeden z bladych swoich promieni ku najbliższemu z oświeconych okien . A warto było tam zajrzeć . W obszernej izbie , na czysto bielonych ścianach wisiały wizerunki mężów , okutych w pancerze , o spojrzeniach tak śmiałych i rozumnych , że chciało się schylić głowę przed nimi ; w pośrodku izby stał stół długi ; , krzesłami dębowemi otoczony , w głębi płonął sutym ogniem kominek , koło którego na dwu nizkich zydelkach siedziały dwie dziewczynki , niby niepodobne do siebie , a jednak księżyc założył by się chętnie z murzynem , że to siostry rodzone … Jedna ma jasne włosy , czarne brwi i czarne oczy , na twarzy rumieńce , usta karminowe , a na tych ustach , ślicznie wykrojonych , drga uśmieszek - filutek . Druga ma czarne włosy , pełne słodkiej zadumy błękitne oczy , na czole powagę myśli , na ustach stanowczość , lecz rysy twarzy obu , jakgdyby jednem dłótem , jedną dłonią i jednem natchnieniem wykute , tak podobne są do siebie . Ubrane są też jednakowo : spódniczki ich kamlotowe , skromne , ciemnej są barwy , na spódniczkach jubki krótkie z rękawami , ozdobionymi mankietami , które rękę od łokcia , odsłaniają ; jubki owe z tyłu są fałdzista , z przodu zapinane na guziki . Obie dziewczynki uczesane są gładko , z warkoczami spuszczonymi na plecy , tylko jasnowłosa ma wplecioną błękitną wstążkę . Opodal nich stoi chłopiec , lat szesnaście liczyć mogący , dorodny , jak siostry , bo rysy twarzy brata zdradzają ; do starszej , do ciemnowłosej bardziej jest podobny , gdyż krucze ma włosy i oczy błękitne , jak ona , tylko o wiele ciemniejsze . Wpatrzony jest w tej chwili w portret rycerza , wiszący naprzeciw , w portret króla Jana III . – O czem dumasz , Mieczku ? – zapytała go naraz starsza siostra , której imię Cesia . – Wspominam Chocim i Wiedeń , o których to wyprawach prawił nam często ojciec , a gdzie imię nieśmiertelne zdobył sobie król nieboszczyk – odparł Mieczysław . – Lepiej powiedz co wesołego . Nie lubię ciszy – odezwała się młodsza z dziewczynek , Alina . – Tak milczycie oboje , że mnie aż strach ogarnia . – Tyby ś jeno paplała i paplała , jak sroczka – odparł z powagą brat . – Wiedz waszmościanka , że milczenie ludzie rozumni zowią złotem , a mowę srebrem , i że nawet sroczki gonią za złotem , bo je kradną . Alinka wcale nie obraziła się za to porównanie , tylko roześmiała się wesoło i poczęła deklamować : Sroczka kracze na plocie : będą goście nowi . Sroczka czasem omyli , czasem prawdę powie . Gdzie gościom w domu radzi , sroczce zawsze wierzą I nie każą się kwapić kucharzom z wieczerzą . – Ot i wygnała ś ciszą – odezwała się do niej Cechna , uśmiechając się pobłażliwie . – Kocham imcipana Szymonowicza za to , że tak piękny wiersz o sroczce napisał – rzekła Alinka i chciała dalej deklamować , ale brat przeszkodził jej . – A ja kocham króla Jana za , to , że tak dzielnie bił wrogów Krzyża – rzekł . – Oj , czemu to królewicza Jakóba nie wybrali panowie miasto tego Sasa Augusta ! Alinka wydęła usteczka . – Waszmość , jak imci pan Mroczek , właściciel tej kamienicy , jeno o polityce radby ś mówić – rzekła . – Kiedy posiwiejesz , czas będzie na takowe rozmowy poważne . Dzisiaj lepiej razem ze mną mów wiersz imcipana Szymonowicza , a może ściągnie nam gości . Pani matka była by temu rada , a i ja też . Oj , lubię gości – dodała , kręcąc główką – ale gości wesołych , takich np . jak imci pan Szczuka , co to ile razy u nas stanie , to przywozi z sobą dwa worki : jeden pełen konceptów , drugi przysmaczków i hojnie obdarza nas to żartem , to cukierkiem . – Czas już pono do pani matki podążyć . Pewnikiem pacierze wieczorne odmawia . Chodź , Alinko – odezwała się Cesia . Złotowłosa dziewczyna podniosła się z westchnieniem . – Minął dzionek , nikt nie przyjechał – szepnęła . Z temi słowami zbliżyła się do okna , ujęła rękoma za żelazną kratę i wzrok w ulicę skierowała . – Co to ? – krzyknęło naraz . – Cechno , Mieczku ! chodźcie zobaczyć ! łuna na niebie ! Może pożar w mieście … Wezwani stanęli w jednej chwili przy swej siostrze . – Ot i wy wróżyła sroczka gości – rzekł z uśmiechem Mieczysław . – Ktoś dworno do nas zajechał : służba otacza z pochodniami kolasę . Biegnę dowiedzieć się , kto to . A wy czeladź zbudźcie i pani matce powiedzcie , że mamy gości . To powiedziawszy , do sieni pośpieszył . Cesia do matki podążyła . Alina nie odstępowała od okna . W rozszerzonych jej źrenicach malowała się wielka ciekawość , po ustach biegał uśmieszek zadowolenia . Przed wązką sienią kamienicy imcipana Mroczka , w której jej matka trzymała gospodę dla przyjezdnych , zatrzymała się właśnie podróżna kolasa , żółto malowana , z oknami lustrzanemi . Sześć rosłych i pięknych koni jednakowej sierści i jednakowego zupełnie wzrostu , ustrojonych we fioki z piór , w podogonia i szory świecidłami nabijane , olśniły nietylko Alinę , lecz i Mieczysława . – Wspaniały cug – szeptał sam do siebie , stojąc na progu sieni – maścisty , sprzęgły . Wojewoda Szczuka , czy nie ? Ale chyba kto inny . Toć nie jego zaprzęgi i nie jego służba . Na wysokim koźle kolasy siedział woźnica brodaty w grubej siermiędze , w szłyku na głowie , posępny , jak bory północne , obok niego chudy , sztywny Niemiec z harcapem , spadającym mu na plecy z pod trójkątnego kapelusza , w spodniach opiętych i takiejże sukni ; kilku pachołków w kurtkach z sukna domowej roboty , w szerokich szarawarach i butach wysokich , na koniach , z pochodniami w rękach , otaczało kolasę . W głębi ulicy widać było nad ciągający zwolna wóz , tłomokami i skrzyniami wyładowany . Mieczysław pospieszył do kolasy , by drzwiczki otworzyć , lecz zanim zdążył , siedzący na koźle Niemiec z harcapem zsunął się na ziemię ze zwinnością kota i uprzedził go . Z kolasy wysunęła się otyła postać średnich lat kobiety , W czarnym czepcu , o twarzy pucołowatej , jak księżyc . – Czy tutaj , serdeńko , gospoda imci pani Rawskiej ? – spytała akcentem nie miejscowym . – Tutaj – odparł lakonicznie Mieczysław . Poufały epitet " serdeńko " nie podobał sięchłopcu , otyła jejmość jeszcze mniej ; inni goście zajeżdżali zwykle tutaj ; gospodę imci pani Rawskiej upodobali sobie panowie , szlachta na Dobrej lub na Piwnej szukała zajazdów pospolitszych . – Można dostać ; dwie izby i pomieszczenie dla koni , a także i służby ? – zapytała znowu jejmość , słowa " serdeńko " tym razem nie dodając . Poważny wyraz twarzy chłopca onieśmielił ją . – Można – odparł Mieczysław . Otyła , jejmość poczęła się wydobywać z kolasy , ale sprawiało jej to widoczną trudność ; Niemiec stal sztywny na uboczu i nie śpieszył z pomocą . – Pomogę imci pani – rzekł Mieczysław , z trudnością walczący z uśmiechem , który próbować wybiedz na jego usta . Jejmość podniosła na niego spojrzenie . – Pomóż , serdeńko , a powiem : " Bóg zapiać " – odparła . Na pachołka coś mi jakoś nie wyglądasz . Nie przyjął by ś pewnikiem brzęczącej zapłaty – dodała . Mieczysław poczerwieniał . – Rawski , herbu Kozie – odparł – syn właścicielki gospody tutejszej . I złożył poważny ukłon . – Więc jako gospodarz pomóż mi Waszmość , bo sama nie poradzę sobie – rzekła podróżna i wyciągnęła do stojącego naprzeciw niej obie ręce … obładowane paczkami i skrzyneczkami . – Wybaczcie , że was obarczani – rzekła . W tej chwili wypadli z sieni : dziewka i chłopak , którzy pełnili tutaj zwykłe posługi przy gościach przejezdnych . Mieczysław kazał im wziąć owe paczki i skrzynki , sam zaś podał ramię okazałej jejmości , która wysiadła wreszcie , sapiąc głośno i poprawiając obu rękoma przekręcony na głowie czepiec . Ubiór podróżnej nie odpowiadał wspaniałej kolasie . Miała na sobie czarną kamlotową jubkę trochę wyszarzaną , bronzowa spódnicę i kwef wdowi na głowie . Ruszała się też rubasznie , mówiła krzykliwym głosem i wogóle sprawiała wrażenie szlachcianki z zaścianka . Przez kraty okna Alinka śledziła z minką skrzywioną podróżnych . – Nie wesoły gość – szeptała . Wtem z kolasy odezwał się głosik dźwięczny , jak śpiew . Dąs uciekł z malinowych usteczek dziewczęcia , w czarnych oczach złote błyski zamigotały . – Źentosiu , zapomniała ś o szkatułce z klejnotami – ktoś się odezwał . Otyła jejmość , którą Mieczysław wiódł do sieni , puściła raptem jego ramię i ku kolasie dysząc pobiegła . – Wybaczcie , miłościwa … śpieszyła m izby obejrzeć – rzekła . Z drzwiczek kolasy wychyliła się kształtna główka , przejrzystą białą zasłoną owinięta , z pod której błysnęła tak śliczna twarzyczka , iż Mieczysław oczu od niej oderwać nie mógł . Alinka zaś wykrzyknęła , mimowoli : – Jaka cudna ! – Nie trudź się Waćpani . O izby jestem spokojna . To nie zwykła gospoda – odezwała się tymczasem znowu dźwięcznym głosikiem piękna pani i drobną rączkę , rękawiczką zasłoniętą , w której trzymała ozdobną złotem i perłową macicą szkatułkę , wyciągnęła do otyłej jejmości . Kłaniając się nizko , tamta odebrała szkatułkę i do sieni podążyła , a piękna pani spuściła teraz na stopień kolasy małą nóżkę , ustrojoną w złoty trzewiczek . Mieczysław pośpieszył podać jej ramię i odtrącił szorstko Niemca , który chciał go powtórnie w usłudze uprzedzić , lecz nie powiodło mu się tym razem . Podróżna uśmiechnęła , się i podała z wytworną gracyą rękę zwycięzcy . – Waszmość tutaj gospodarzem ? – zapytała . – Pachołkiem pani matki – odparł Mieczysław , rumieniąc się . – Słowa wasze każą mi domniemywać się , iż dobrym synem jesteście – rzekła piękna pani . – Mam cześć dla dobrych synów : ród Ciechanowieckich , z którego pochodzi imci pan kasztelan Ciechanowiecki , małżonek mój , słynął dotychczas z dobrych synów , więc i w drugich tę cnotę widzieć lubimy . – A ojciec waszmości czem się zajmuje ? – dodała zaraz . Zasępiła się twarz młodego . – Nie żyje – odparł . – Był rycerzem , służył pod królem Janem ; powrócił z ranami z pod Wiednia , te goiły się i otwierały na nowo , w końcu umarł . Błękitne , wielkie oczy kasztelanowej podniosły się z wyrazem wspóczucia na mówiącego . – Żal mi was – szepnęła . – Czyście jedynakiem ? – Mam dwie siostry – odparł Mieczysław . Weszli właśnie do długiej sieni , wiodącej w głąb mieszkania . Za , nimi hajducy z pochodniami śpieszyli , lecz niepotrzebnie : naprzeciw kasztelanowej wyszła bowiem Alinka ze świecznikiem w ręku , w którym gorzały trzy świece woskowe . – Niech będzie pochwalony Chrystus – temi słowy powitała piękną panią i dygnęła przytem zgrabnie . Kasztelanowa zatrzymała się . – Na wieki wieków – odparła , poczem zwróciła się do Mieczysława . – Cóż to za dzieweczka cudna ? – zapytała . – To siostra moja – odparł chłopiec nie bez odcienia pychy . – Trzpiotka wielka – do dal z powagą . – A z waszmości mąż pełen powagi – z uśmiechem odparła kasztelanowa . – Opiekunem młodszych sióstr i matki być winien em – rzeki chłopiec . – Śliczną macie siostrę . Uśmieszek filuterny , który drga w kącikach jej ust , potwierdza waszmości słowa , że trzpiotka z niej miła . Lecz kiedyż się trzpiotać , jeśli nie w tych latkach . Zapewne nie więcej liczy nad rok trzynasty ? – W sierpniu zacznie czternasty – objaśnił Mieczysław . – A Waszmość ? … – spytała kasztelanowa . – Jam już w maju siedemnasty rozpoczął – usłyszała odpowiedź . Właśnie zbliżyli się do Alinki . Kasztelanowa zatrzymała się przy niej i podała jej rękę do ucałowania . Dziewczynka drgnęła zarumieniona i pochyliła się z pocałunkiem . – Imię waćpanny ? – spytała kasztelanowa . – Alina Rawska – odparła dziewczynka . – Prowadź mnie waćpanna do izby obszernej i wygodnej pościeli – rzekła kasztelanowa – znużona jestem srodze długą podróżą , łaknę jeno spoczynku . Wy zaś bądźcie tak grzeczni i każcie służbie tutejszej umieścić moje konie w waszej stajni , nasypać im obroku i napoić je – dodała , zwróciwszy się do Mieczysława . – Wieczerzą też nie pogardzę i z matką waszmości pragnęłabym znajomość zawrzeć . To powiedziawszy , skinęła chłopcu głową , poczem do pokojów gościnnych podążyła za Aliną . Były dwie izby obszerne w gospodzie pani Rawskiej i trzecia mniejsza . Do najobszerniejszej i najwygodniejszej prowadziła Alina piękną panią . Pokój ten urządzony był z wyraźną dążnością dogodzenia podróżnym . Pani Rawska , co miała z własnych sprzętów przedniejszego , to ustawiała w tej izbie , przeznaczywszy ją dla dostojniejszych gości , nawiedzających często stolicę w owych wesołych czasach za panowania Augusta II Sasa . W alkowie , znajdującej się w jednej ze ścian , stało szerokie łóżko , nogami wysunięte do pokoju , otoczone u góry i u dołu rzeźbioną galeryjką ; od górnej zwieszały się firanki adamaszkowe , ujęte sznurami zlotem przetykanymi . W rogu alkowy widać było klęcznik dębowy , nad którym wisiał krzyż czarny z białym Chrystusem , wyrzeźbionym z kości słoniowej . Po drugiej stronie znajdował się lawater , w dzisiejszem znaczeniu umywalnia : drewniana głowa , kalorami ozdobiona , odstająca od ściany , z lejkiem w ustach , wypuszczała na srebrną miednicę , umieszczoną pod nią na stoliczku , strumień wody ; obok błyszczał wielki dzban srebrny , a opodal było wbitych w ścianę kilka kołków . W pośrodku pokoju stał stół dębowy , piękną rzeźbą ozdobiony , a na nim świe – ramy łzy , bóle i zawody , innego rodzaju co prawda , ale niemniej piekące . Nas nie smuci nigdy troska , czy chleb na jutro gotów , czy nam nie zbraknie uciech do końca życia . Lecz ileż to razy serce się smuci , gdy poniewoli czynić musi , gdy wszystkich głodnych nakarmić nie może , zatrzymać tych , co ku przepaści lecą , gdy złote sny nasze fortuna rozwiewa okrutnie … Alinka główką kręciła . – Mnie się widzi , że gdyby m miała te wszystkie brylanty , na które dziś patrzyła m , to nie było by ani jednej smutnej twarzy na naszej ziemi – odparła wreszcie . – A co do niewoli , przymusu , to nie znała by m wówczas tych niemiłych panów , czyniła by m jeno to , z czem dobrzeby sercu memu było i śpiewała by m jeno tak , jak pragnęła by duszyczka . Smutny uśmieszek ukazał się na ustach kasztelanowej . – Są takie łzy , których blask brylantów nie osuszy – odparła uroczyście . – A co do przymusu , to niema takiego człeka na całej ziemi , któremuby przymus pęt nie nakładał … – Wiesz , czego się lękam – rzekła nazajutrz Cesia , gdy wschodzące słońce zbudziło siostry . – Czego ? – spytała Alinka . – Żeby kasztelanowa nie uwiozła nam ciebie do Boczejkowa . Alinka posmutniała . – Toć mnie kochasz , siostrzyczko ; mnie ten świat nęci , w tym świecie byłabym bardzo szczęśliwą – z wymówką szepnęła po chwili . – Tam tak wesoło , bogato , a jacy wszyscy układni . Dobrze było by mi w tym świecie , trosk nijakichbym nie znała . – A tęsknota ? – A bo to Boczejkowo na innym świecie ? Gdy tęsknota zajrzała by do mego serca , objęłabym , kasztelanowej i powiedziała by m : " Miłościwa , dobra , piękna , pozwól swoich odwiedzić … " – ona pozwoliła by pewnikiem , i pofrunęłabym do was ; jako jaskółeczka powróciła by m na wiosnę do gniazdka , tutaj ulepionego , nacieszyłabym się z wami , a jesienią znowu na wielki świat poleciała by m i kąpała się w jego jasnem słońcu i piła z jego źródeł szumiących i stroiła by m się , bawiła … – Nie mów więcej – szepnęła Cechna , kryjąc twarz w dłoniach . – Ty płaczesz , siostrzyczko . Więc moje szczęście nie ucieszyło by cię ? – spytała zdumiona Alinka . Cesia podniosła głowę . – O nie , nie , nie płaczę i płakać nic będę . Bądź szczęśliwa – odparła głosem zmienionym . Alinka przytuliła się do niej . – To dobrze – szepnęła – bo gdyby jedna łza wypadła z jasnych twoich ocząt , siostrzyczko , jedna maleńka łezka , jużbym nie pojechała i tęskniła by m wiecznie za tym światem , który wydał mi się dzisiaj piękniejszym z daleka , niż najpiękniejsze nasze sny , niż świat dziwożon i rusałek . – Ty nas chyba nie kochasz – rzekła Cesia . – Nie kocham ! – wykrzyknęła niemal Alina . – Jakże mogła by m nie kochać ! Toć tacy dobrzy dla mnie jesteście , tak mnie pieścicie , tak mi dogadzacie . Niewdzięczne musiała by m mieć serce , gdyby m was nie kochała . – A umiała by ś kochać tych , co cię nie pieścili i nie dogadzali ci ? – zapytała Cesia . . Alinka wstrząsnęła przecząco główką . – Nie – rzekła , robiąc minkę kapryśną . – Ja umiała by m – szepnęła Cesia . Wtem drzwi izdebki roztworzyły się i Baśka wsunęła głowę . – Jaśnie wielmożna kasztelanowa kazała , by panienka Alinka do niej przyszła – rzekła . Alinka ubrała się w jednej chwili i pobiegła wesoło do opiekunki , na progu gościnnego pokoju zatrzymała się wszakże zmieszana : kasztelanowa z mężem i Rawska siedzieli w głębi , uroczyści wszyscy troje . – Zbliż się waćpanna – odezwała się dźwięcznym głosem pani Ciechanowiecka . Głos ten dodał odwagi dziewczynce . Mnąc koniec mankieta , zdobiącego rękaw jubki , postąpiła kilka kroków i zatrzymała się przed poważnem zebraniem , z oczyma spuszczonemi w podłogę . – Obserwując wczoraj waćpannę podczas zabawy , na którą wzięła m ją z sobą , doszła m do wniosku , że duszyczka twoja wyrywa się do uciech , jakich imci pani Rawska dostarczyć waćpannie nie jest w możności – zabrała głos kasztelanowa . – Lękając się , aby w twojej duszy nie zrodziła się tęsknota za nieznanem i serca ci goryczą nie napełniła , postanowili śmy ułatwić ci zbliżenie do ust onego kielicha uciech ; a gdy napijesz się do syta , może powrócisz do pani matki uleczona z pragnień niezdrowych ; a może znajdziesz u nas swój cel życia , swoje przeznaczenie , do którego Bóg w Swej mądrości niezbadany różnemi ścieżkami prowadzi człowieka . Jeśli masz ochotę jechać z nami , proś pani matki o błogosławieństwo . – Matuś moja – zawołała Alina i pochyliła się do nóg matki ; z oczu jej potoczyły się łzy , lecz usta się uśmiechały . – Matuś moja , pobłogosław mi – szepnęła błagająco . Rawska obie dłonie położyła na jej głowie . – Niewolić cię nie będę – rzekła – niech Bóg czuwa nad tobą , bądź posłuszna dla swoich opiekunów , pokorną i usłużną , bądź im wdzięczną … Niech wielki świat wszakże nie zatrze w twej pamięci wspomnienia matki i rodzeństwa , niech nie przygłuszy w twem sercu przywiązania do nas – dodała ciszej . Alina uchwyciła jej ręce i do ust poniosła . – Gdzieby m mogła zapomnieć , przestać kochać swoich – odparła głosem wzruszonym . – Czcić będę wasze wspomnienie , pani matko , jako świętej , rodzeństwa , jako słodkich moich aniołów , i modlić się będę za wami i tęsknić niejednokrotnie . Jednym z piękniejszych majątków za czasów Saskich był niezawodnie Otwock , własność Bielińskich . Na wyspie , położonej wśród jeziora , wznosił się pałac dwupiętrowy z wyniosłą basztą , otoczony stuletnimi dębami i staremi sosnami . Zwodzony most łączył wyspę ze stałym lądem , gdzie roztaczały się bory , pełne dzikiego zwierza : łosie , żubry , niedźwiedzie gnieździły się w tych borach . Marszałek Bieliński , dziedzic obecny Otwocka , lubił niezmiernie łowy i spraszał często gości do siebie na umiłowaną rozrywkę . I teraz , korzystając , że do stolicy zjechali z najrozmaitszych stron kraju panowie na wyścigi , urządzone przez króla Augusta Drugiego , zapowiewiedział wielką obławę na dzika w swoich kniejach . Do zaproszonych należał i kasztelan Ciechanowiecki z żoną . Tych przybycia do Otwocka najniecierpliwiej oczekiwała jedyna córka marszałka , Krysia , pieszczona przez rodziców jedynaczka : była niezmiernie ciekawa Aliny . Plotka , krążąca o dziewczynie , przebiegłszy Wisłę , urosła bardziej jeszcze . Goście , którzy wyprzedzili w Otwocku kasztelana Ciechanowieckiego , opowiadali , iż żona jego spotkała gdzieś w lasach witebskich umierającą z głodu jakąś sierotę , którą z litości zabrała do swojej kolasy , że dziewczynka , odzyskawszy siły i przytomność , opowiedziała , iż ród jej pochodzi z pnia książęcego ; że ojciec jej , straciwszy fortunę i żonę , ukrył się w lasach i żywił się lat kilka ubitą zwierzyną ; że dnia jednego znikł bez śladu , więc ona postanowiła iść do wsi , błagać ludzi litości , lecz w drodze z głodu zemdlała . Gdy służba marszałka oznajmiła wreszcie pewnego wieczora przybycie kasztelana Ciechanowieckiego , Krystyna pierwsza na powitanie gości , niecierpliwie przez nią wyczekiwanych , wybiegła i pierwsza przedstawiła się się Alinie , a potem , ująwszy ją pod ramię , zaprowadziła do swojej sypialni ; uprosiła bowiem matkę , iż wychowanica pani Ciechanowieckiej zajmować będzie podczas swego pobytu w Otwocku razem z nią jeden pokój . A gdy dziewczynki same się znalazły , powtórzyła natychmiast przybyłej wszystko , co wie – działa o jej pochodzeniu . Alina rozśmiała się serdecznie i z właściwą sobie szczerością zaprzeczyła całej tej pełnej fantazyi powieści , która tak olśniła Krystynę . Pieszczocha marszałka doznała rozczarowania : zwyczajne pochodzenie . Aliny , twarde , pracowite życie , jakie wiodła dotychczas , a do którego z właściwą sobie prostotą przyznała się , pozbawiało ją w oczach Krystyny uroku ; jednakże nie zdradziła niczem uczuć , jakie zbudziły się w jej sercu po wyznaniu Aliny , i słuchała w dalszym ciągu jej szczebiotu uprzejmie . – Wyznam waszmościance , że chwilami zdaje mi się , że jakaś wróżka dobroczynna zajrzała do mojego serca , wyczytała w niem moje skryte pragnienia i postanowiła je spełnić – mówiła Alina . – Bo to do naszej gospody zjeżdżały często wielkie panie , a jam jeno patrzeć musiała na ich stroje i słuchać o zabawach , festynach , słuchać i zazdrościć szczęśliwym wybrankom fortuny … Słuchała m też chciwie , i codzień ciekawszą była m świata mi obcego i codzień bardziej wzdychała m za nim . – Gdyś go poznała , jakimże ci się wydał ? – zapytała Krystyna . – Uroczym – odparła Alina . Usnęły wreszcie . Dopiero promień wschodzącego słońca je obudził . Pieszczocha mar – szalka pierwsza z łóżka wyskoczyła i klasnęła w dłonie . Na ten znak weszła do sypialni dziewczyna , po wiejsku ubrana . – Przywołaj Jóźkę i Basię . Sama dziś nie wystarczysz mi . Mam gościa . Obie do śniadania pięknie ubrać się musimy , bo gości już tłum w pałacu – rzekła do niej Krystyna . – Jóźki niemasz – odparła Magdusia , chyląc się z ukłonem do kolan marszałkówny . Białe czoło panny Bielińskiej zmarszczyło sio . – Gdzież poszła ? Kto ją śmiał posłać ? – zapytała tonem wyniosłym . – Matka po nią z chaty najmłodsze z dzieci przysłała . . Pono ojciec zaniemógł ciężko – odparła nieśmiało Magdusia . – Poślij po nią natychmiast Pawełka – rzekła Krystyna . – Obejdziemy się dwoma , mnie służka niepotrzebna – odezwała się Alina , siadając na pościeli . – Potrzebna czy niepotrzebna waszmościance , mnie tam wszystko jedno – fuknęła niegrzecznie Krystyna . – Jóźka wróci , bo wiedzieć powinna , że poddanka nie wydala się bez pozwolenia swej pani . Ona mi podarowana przez jaśnie wielmożnego marszałka . – Chyba nie zauważyła ś waćpanna , co mówiła Magdusia o jej ojcu – rzekła Alina . – Toćbym nigdy usłużoną nie była , gdyby m na takie rzeczy zważała – odparła Krystyna opryskliwie . – Pewnikiem wybieg chłopski . Znam ich lepiej , niż waszmościanka : leniwe to , kłamliwe , nieuczciwe . Alinka westchnęła , posmutniała , lecz nie śmiała już wstawiać się za Jóźką . Magdusia wyszła z poleceniem , one poczęły się ubierać w milczeniu . – Życzliwą , radę dam waszmościance – odezwała się naraz Krystyna mniej szorstkim tonem . Czuła instynktownie , iż zachowanie jej złe wywarło wrażenie na wychowanicy kasztelanowej , chciała to naprawić . Alina podniosła na nią pytające spojrzenie . – Nie powinna ś tak szczerze każdemu , jak mnie to uczyniła ś , wyznawać , co robiła ś u swej matki i czem się trudni dotychczas imci pani Rawska – rzekła Krystyna . W oczach Aliny odmalowało się zdziwienie . – Czemu ? – spytała . – Bo te wyznania chluby waszmościance nie przynoszą – odparła Krystyna . Alina ruszyła ramionami . – Jako żywo pierwszy to raz słyszę – rzekła z uśmiechem . – Pani matka prawi nam zawsze , że praca człeka nie hańbi , jeno czyny nieszlachetne . – Czyń waszmościanka jako chcesz , ale gdy cię spotka przykrość w naszym domu , nas nie winuj – rzekła Krystyna wyniośle . Alinka nic nie odpowiedziała , choć doznała niemiłego wrażenia . – Ty pierwsza przykrość mi zrobiła ś – pomyślała . W tej chwili weszła do sypialni Józka z Magdusią i Basią . Józka miała czerwone powieki . Widocznem było , iż przed chwilą , płakała ; jeszcze łzy połykała , nie wyrzekła jednak słówka ; poczęła się krzątać po pokoju i spełniać codzienne posługi . Niebawem obie panny były ubrane . Ponieważ w pałacu było jeszcze głucho , Krystyna namówiła przeto Alinę na przejażdżkę . Na jeziorze kołysała się łódź . Wsiadły i popłynęły , kierując się do zwodzonego mostu . Pięknie było dookoła . Wodne lilie wychylały śnieżne swoje korony z pod kryształowej powierzchni jeziora i zdawały się całować chylące się ku nim błękitne niezabudki , rosnące na brzegach , wśród bujnych traw . Nad główkami dziewczynek płynęły białe rybitwy ; to unosiły się pod same obłoki , to spadały z szybkością piorunu na mokrą toń wód , ginęły w jej falach i zjawiały się znowu , ale ze zdobyczą w dziobach . Skowronki dzwoniły pod sklepieniem niebios , a chór ptasząt wtórował ich pieśni na wyspie . Alina była zachwycona . Doznane niemiłe wrażenia powoli się zacierały w jej czystej duszyczce . Podniosła wzrok ku niebu i poczęła nucić pieśń pobożną . Krystyna poszła za jej przykładem . Młode , dźwięczne ich głosy biegły po falach jeziora i zabrzmiały czystą nutą na moście zwodzonym . – Kto tak cudnie śpiewa ? – zapytał Michał Sapieha dworzanina swego , imcipana Szymona Dołęgę . Dążyli właśnie na zapowiedziane łowy do Otwocka , zaproszeni będąc przez marszałka . – Pono cudny ten śpiew leci ku nam od łodzi , która sunie po jeziorze . Dwie boginki widzę w łodzi – odparł Dołęga . Michał Sapieha zwrócił wzrok we wskazanym kierunku . Jedna z owych boginek nie obcą mi jest – rzekł . – To wychowanca imci kasztelanowej Ciechanowieckiej . Przedstawię Waszmości panience . Dołęga skłonił głowę . – Wdzięczny będę wielce – odparł . – Słyszał em takie dziwne o niej powieści . Zaczarowaną królewną z bajki wydaje się być . – Ot plotki ludzkie ! – zaśmiał się Sapieha . Pieśń dobiegła do mostu , a do łodzi tętent rumaków . – Goście nowi jadą – odezwała się Krystyna , przerywając pieśń . Alinka tylko uśmiechem odpowiedziała . Wiosłowały wszakże jeszcze dosyć długo . Gdy skończyły modlitwę , Alinka poczęła opowiadać o wyścigach , na których była . Krystyna rozpogodziła czoło i słuchała jej z zajęciem . Nareszcie postanowiły udać się do pałacu . Ludno już było w wielkiej sali jadalnej , gdy do niej weszły . Obficie zastawiony stół wzywał gości . Marszałek Bieliński z żoną zapraszali uprzejmie na śniadanie . Krystyna pośpieszyła pomódz rodzicom . Do Aliny przystąpił Michał Sapieha , powitał ją nizkim ukłonem i Dołęgę przedstawił , poczem , podawszy rękę dziewczynce , poprowadził ją , do stołu . Dołęga usiadł obok niego i obaj starali się zabawiać Alinę uprzejmą rozmową . Opowiadali jej o łowach , na które wszyscy razem , panie i panowie , zaraz po śniadaniu wybrać się mieli . Alinka nigdy jeszcze na koniu nie siedziała , ciekawa była łowów , lecz bała się konia dosiąść . – Pojedziemy kolasą . Zdaj się waszmościanka na mnie . Na łowach będziesz , a konia nie dosiądziesz – uspokajał ją Sapieha . Przykre wrażenia , doznane po przebudzeniu , zatarły się zupełnie w pamięci dziewczynki . Odzyskała wrodzoną wesołość i szczebiotała swobodnie , jak w domu . Zaraz po śniadaniu zebrane w pałacu marszałka towarzystwo istotnie poczęło gotować się do łowów . – Pojedziemy koła są – odezwała się kasztelanowa do Alinki . – Panowie Sapieha i Dołęga będą nam towarzyszyć . Alinka była niewypowiedzianie wdzięczna uprzejmym towarzyszom śniadania . Konni ruszyli przodem , pojazdy wolniej za nimi . Alina z ciekawością mieszczki przypatrywała się chatom kmiecym , bosej , prawie nagiej dziatwie , siedzącej na progach sieni . Niejasne , lecz drogie wspomnienia budziły się w jej głowie i ogarniały ją tęskną zadumą . Z rozrzewnieniem błogiem przypatrywała się krzątającym na polach wieśniakom . Wtem przykry wrzask zakłócił harmonię pięknego południa . Alina obejrzała się w stronę , skąd dochodził hałas , w którym słyszała szlochania ludzkie . Przed chatą , stojącą na na krańcu pola , ujrzała gromadkę wieśniaków . Kilka kobiet prawiło coś głośno . Jedna ocierała oczy grubą zapaską . Kilku mężczyzn patrzało ponuro w przestrzeń . – Zatrzymaj konie – wydała rozkaz woźnicy kasztelanowa . Kolasa stanęła na miejscu . Piękna pani zwróciła się do Dołęgi . – Zechciejcie Waszmość dowiedzieć się , co się tam wydarzyło – rzekła tonem prośby . Dolega natychmiast spełnił rozkaz i niebawem powrócił . – Zwykłe ziemskie sprawy , miłościwa pani – oznajmił . – Umarł kmieć ze wsi , Jakób Zdun . Płacze po nim żona , sąsiadki ból serca nieszczęsnej rozdrażniają słowami , winiąc dwór , jak to zwykle czynią . – O co winią ? – spytała z nietajonym niepokojem Alina . – Że umierający córki nie mógł pobłogosławić , bo jej nie puścili do chaty ze dworu . Alinka spuściła czoło . Przykre uczucie ścisnęło jej serce , coś jakby wyrzut sumienia . – Gdyby m była dłużej nalegała , możeby Krysia pozwoliła pójść Jóźce – rzekła do siebie w duchu . – Czy mają na pogrzeb pieniądze ? – spyspytała pani Ciechanowiecka . – Wsunął em im kieskę – odparł cicho . – Więc jedźmy – rzekł Michał Sapieha i konie pogoniły za tymi , którzy je odbiegli . Ale w kolasie cisza panowała . Alinka straciła wesołość . Siedziała poważnie zamyślona , a powaga jej udzieliła się innym . Lecz usposobienie to nie trwało długo , W lesie było tak pięknie i wesoło , słońce rozsypało tyle , złota po zielonym jego kobiercu , tyle jagód wychyliło czerwone swoje główki z pomiędzy mchu na powitanie myśliwych , tak wspaniały koncert urządziły im wilgi , kosy i dzięcioły , tak zgrabnie zatańczyły na gałęziach drzew ku uciesze pań zręczne wiewiórki , iż na kolorowe usteczka dziewczynki uśmiech powrócił i zapomniała zupełnie , że ja – kaś tam chłopka płacze teraz w chacie , bo męża jej kładą ludzie do trumny , a córka jej zawodzi , iż ojciec nie pobłogosławił jej i odszedł na zawsze . Czwarta godzina już była , gdy wesołe grono wracało do pałacu na obiad . Alina z ożywieniem wspominaia epizody łowów i zwierzała się ze zwykłą szczerością z wrażeń doznanych . Bała się zrazu okrutnie o siebie , o kasztelanową , o imcipana Dolęgę ; serce jej bilo jak młotem , gdy szmer kroków dzika dał się w gąszczu słyszeć , lecz zamarło całkiem , gdy z po między pni drzew wysunęła się brzydka głowa potwora : była pewna , że dzik zwraca swe kły ostre na imcipana Michała . Sapieha skłonił przed siedzącą naprzeciw niego dziewczynką głowę . – Wdzięcznym wielce waszmościance – rzekł . Na usta Alinki wybiegł figlarny uśmieszek . Chciała mu coś żartem odpowiedzieć , lecz oczy jej spotkały w tej samej chwili tak ponury obraz , iż uśmiech i słowa wesołe uleciały z jej ust . – Pogrzeb Jakóba Zduna – szepnęła , blednąc . Kolasa minęła właśnie prosty wózek chłopski , na którym siedziała skulona kobieta , chustą kraciastą otulona ; z pod chusty wymykały się siwe kosmyki i głuche łkanie się wydobywało . Obok niej widać było czarną trumnę , naznaczoną białym krzyżem . Za trumną szła dziewczyna z kosami rozpuszczonemi , strojnie przybrana , najstrojniej ze wszystkich , które za nią dążyły , ale najwięcej zbolała ; szlochała i głośno i od czasu do czasu chwytała się za głowę rękoma , wołając : – Nie pobłogosławił mnie tatuś ! Me zamknęła m mu oczu . Oj , wyrodna ze mnie córka ! Oj , musiała m ci ja zgrzeszyć , a nie wiem czem ! Usta Aliny drgnęły , jak maleńkiego dziecka , gdy mu na płacz się zbiera . W błękitnych jej oczach łzy zaświeciły , parę spadło na różową jej sukienkę . Dołęga pochylił się ku niej . – Widzę , że waszmościanka nietylko postać , ale i duszę masz anielską – szepnął . Nie słyszała go wszakże dziewczyna , zwróciła się do swej opiekunki . – Jedźmy za nimi na cmentarz . Chciała by m pocieszyć tę niebogą – ozwała się proszącym tonem . Kasztelanowa skinęła głową przyzwalająco , a Sapieha wydał rozkaz woźnicy . Za trumną chłopską podążyła bogata kolasa . Kmiecie przypatrywali się jej ciekawie i coś szeptali z sobą . Na końcu wioski , pod ciemnym borem , widać było kilkadziesiąt krzyżyków drewnianych , które roztaczały opiekuńcze ramiona nad mogiłkami darnią przysłoniętemu . Nizki płot chróściany , który okazywał widoczną ochotę wywrócenia się , okalał ten ubogi cmentarz . Wózek zatrzymał się u rozwartych wrót . Kmiecie zdjęli z wozu trumnę i ponieśli do wykopanej mogiły , przy której czekali : proboszcz miejscowy z krzyżem w jednej dłoni , w drugiej z kropidłem , zakrystyan z naczyniem z wodą święconą i grabarz z motyką . Z głuchym szelestem zsunęła się trumna do dołu , grudy ziemi , rzucone ręką przyjaciół zmarłego , posypały się na wieko , ksiądz pobłogosławił mogiłę i obecnych smutnej uroczystości . – O Jezu , Jezu , zmiłuj się nad nami ! – z jękiem odezwała się Jakóbowa i padła na . Józka ukryła twarz w dłoniach i płakała spazmatycznie . Kobiety szeptały pacierze , mężczyźni głowami ruszali . Wtem Józka uczula , że jakieś miękkie ramię ją ogarnia i ktoś pochyla się nad nią . – Nie płacz , Józiu . Twój ojciec błogosławi ci z nieba . On widzi twój żal i wie już , że nie tyś winna , żeś przy jego skonaniu nie była – usłyszała głos , dziwnie słodko do niej przemawiający . – My jeno winne , przebacz nam – szeptała dalej Alinka , która , wyprzedziwszy kasztelanową , uklękła przy rozpaczającej dziewczynce . – Mnie żal ciebie serdecznie , chciała by m ukoić twój żal , odjąć ci troskę z serca . Józka nie przestała płakać , lecz podniosła zdziwione spojrzenie na mówiącą . – Jasna panienka – wyrzekła . Poczem głośniejszem jeszcze szlochaniem wybuchnęła . Alinka nie odstąpiła jej . – Plącz – rzekła – ale nie wyrzekaj , bo okrutnie cierpię , gdy słyszę twe straszne skargi – szepnęła . – Rozumiem twoje łzy . I jam sierota , i mnie ojciec odszedł na zawsze . Wśród kmieci podniosły się szepty : – Co to za panienka ? – To nie nasza . – Naszaby tak nie umiała . Starzy trzęśli głowami coraz mocniej . – Nie nasza , nie – powtarzali . Młodzi zapomnieli , że nad grobem stoją , uśmiechali się do Aliny . – Taką czcili by śmy , jako świętą – mówili do siebie . Zdala tej całej wzruszającej scenie przypatrywali się Sapieha i jego dworzanin . – Złota dziewczyna . To anioł ! – rzekł Dołęga . – Nie śpieszcie zbytecznie Waszmość z sądem – odparł Sapieha . Józka uspokoiła się powoli , matka jej również . Podniosły się z kolan i przeżegnały . Teraz pani Ciechanowiecka podeszła do wdowy , by wsunąć jej w rękę hojny datek . – To dla sierot – rzekła . – Dziękuję wielmożnej pani za pieniądz – odparła Jakóbowa , chyląc się do jej kolan . – Dziękuję jasnej panience za serce – dodała , zwróciwszy się do Aliny . – Wasz dar milszy nam jeszcze : panowie nasi bywają dobrzy i często nie żałują grosza , by otrzeć łzy biednemu , ale rzadko który sercem się z nami podzieli . Złoto głód od nas odgania , z chorób leczy , ale serce wlewa w nasze piersi ciepło , ufność i jasność . Bóg wam zapiać , panienko , że ście moją sierotę objęli ramieniem . Alina spuściła oczy . – Toć siostrą mi jest w Chrystusie – szepnęła . Poczem podniosła głowę i , zwróciwszy się do Jóźki , śmielej dodała : – Wróć z matką do chaty , panna Krystyna nie będzie się gniewać . Józka objęła jej . – Bóg zapiać – rzekła cicho . – Bóg zapłać ! – głośnym chórem powtórzyli kmiecie . Zawstydzona , lecz z błogiem uczuciem w piersi , wróciła Alina do kolasy . Dołęga szedł za nią wzruszony i zeptał : – Złota dziewczyna ! W oczach kasztelanowej świeciły łzy . Sapieha był zamyślony . Niecierpliwie wyczekiwała Aliny Krystyna , chciała ją bowiem namówić , by przebrała się za różę , ona zaś lilię miała wyobrażać . – Gdzieżeście tak długo bałamucili ? – zapytała ją markotnym tonem , gdy Alina ukazała się wreszcie w salonie . Alinka nie chciała budzić w niej wyrzutów sumienia w chwili , gdy ma gości , odparła przeto : – Kolasa się tak wlokła . Zajęta strojem Krysia nie zauważyła zakłopotania w oczach Aliny , gdy wymawiała te wyrazy ; ujęła ją za rękę i poprowadziła do swego pokoju . Tam dwie suknie leżały rozłożone . – Wybieraj , którą chcesz . Wszakże moją suknią nie wzgardzisz : jednej i drugiej nie miała m na sobie jeszcze ani razu – rzekła . – Tak mi o to idzie , by m nie ja tylko kostyum na siebie przybrała . – Powiedz mi , jaki w myśli dla mnie przeznaczyła ś – odparła Alina spokojnie . – Mnie doprawdy wszystko jedno dzisiaj … – A więc bądź waszmościanka różą . Rumieńce , które przywiozła ś na twarzy z lasu , stosują się więcej do róży , aniżeli do lilii – rzekła Krystyna . W tej chwili ukazała się na progu sypialni Barbara . – Jaśnie wielmożna marszałkowa poleciła mi rzec jaśnie panience , aby się pośpieszyła z przebraniem – rzekła . – Przyślij tutaj Jóźkę , by imci pannie Rawskiej tupet na głowie postawiła . Musimy razem zejść – rzekła Krysia . – Jóźki niemasz w pałacu – odparła Barbara . – Na pogrzeb ojca poszła . Krystyna ściągnęła ciemne łuki brwi . – Bez mego pozwolenia ? – rzekła . – Zaniosę skargę do imcipana marszałka . Posiedzi za to jutro w baszcie o chlebie i wodzie . – Krysieczko – odezwała się nieśmiało Alina – widziała m ją na pogrzebie . Okrutnie płakała , że ojciec nie pobłogosławił jej przed śmiercią . – Waćpanna , jako widzę , chcesz uróść w naszym domu na anioła opiekuńczego – odparła z dasem Krystyna . Alinka jednak nie przestraszyła się . – Chcę , by ś ty , Krysieczko , była aniołem i przebaczyła Jóźce – rzekła , zbliżając się z pieszczotą do zagniewanej . – Obiecała m , że , choć w chacie ostanie , gniewać się na nią nie będziesz . – I omyliła ś się waćpanna – szyderczo odparła Krystyna . – Nam pobłażanie dla chłopów nie przystoi . Imci pan marszałek mówi , że my jesteśmy potomkami Jafeta , a chłopi Chama , owego występnego syna Noego – dodała , tłómacząc swoją srogość … Alina przecząco poruszyła główką . – Pani matka nauczyła mnie , że kmiecie to młodsi nasi bracia – rzekła . – Ale mniejsza o to : teraz pora nie do dysputy , jeno do stroju . Utrefię sobie sama włosy . Niech jeno Basiulka przyniesie mi różę z ogrodu , a ja wymodlę przebaczenie dla winnej . Barbara , którą słowa Aliny ujęły za serce , wybiegła , nie pytając o pozwolenie , i wnet powróciła z różą . Niezmiernie zręcznie upięła sobie włosy Alina . Spuszczona nad jej czołem róża zaglądała figlarnie w czarne oczka dziewczynki i coś miłego musiała im szeptać , bo świeciły , jak gwiazdy . – W imię gościnności jeszcze raz modlę się za Józia – rzekła do Krystyny . – Znudzona , ustępuję – rzekła tamta . Gdy obie panny ukazały się w salonie , wszystkich spojrzenia zwróciły się na nie . – Pono biała szata bardziejby przystała pannie Rawskiej – szepnął Sapieha do Dołęgi . – Więc uznajecie , że to anioł – odparł dworzanin z zadowoleniem . Tańce trwały do białego dnia . Alina była upojona zabawą . Dolega patrzał na nią zdumiony . Szczebiotała , jak sroczka , trzpiotała się , śmiała , do tańca biegła co chwila ; widocznem było , że łzy Jóźki zatarły się zupełnie , w jej pamięci . Niemiłe to na nim sprawiło wrażenie , zadżwięczały mu słowa Sapiehy , powiedziane na cmentarzu : " Nie śpiesz Waszmość z sądem " . Wreszcie zmęczyła się dziewczynka . Spostrzegła to kasztelanowa i skinęła na nią porozumiewające Oddaliły się do przyległego gabinetu . Piękna pani usiadła w miękkim fotelu , Alina u jej nóg na nizkim taburecie . Chwilę obie milczały . Alina , przymknąwszy oczy , oparła złotą główkę o swej opiekunki i drzemać się zdawała . Z przyległego gabinetu dochodziła rozmowa pań i panów , którzy , również zmęczeni tańcem , zapragnęli spoczynku . Alinka , bez zamiaru podsłuchiwania , słuchać poczęła . – Spostrzegła m dziś na waszem czole , starościno , jakąś chmurę . Me możecie ulżyć sercu zwierzeniem ? – pytała jedna z pań . – Chętnie to uczynię – odparła starościna . – Przed wyjazdem z domu zgniewała m się srodze na moją szatnę . Poddanką , przeze mnie na krojczynię wyuczona , śmiała mi powiedzieć , że nie skończy szyć sukni , bo jest chora . Musiała m co prędzej krojczynię z miasta sprowadzić . – Jakżeście krnąbrną ukarali ? – Wytrąciła m jej z pensyi rocznej , pobieranej u mnie , i obcą krojczynię zapłaciła m . – Słusznie , słusznie – odezwało się zgodnym chórem kilka głosów . – Życie nasze było by rajem , gdyby nie kłopoty ze służbą – odezwał się trzeci głos niewieści . – Miała m piastunkę do synka . Niezłą dziewczyną zdała się być zrazu . Tymczasem wyrzucić ją z domu musiała m : ośmieliła się uderzyć po rączce dziecinę za to , że ją niebożę ukąsiło białymi ząbkami . Imci pan Józef , mój małżonek , kazał jej wyliczyć piętnaście rózeg . Alina przetarła oczy , jakgdyby się ze snu obudziła , i główkę podniosła . Uśmiechnęła się do niej kasztelanowa . – Jakże bawiła ś się waćpanna ? – spytała . – Cudownie , bosko – odpowiedziała , mrużąc oczy dziewczynka . – Nie sądziła m , że będę bawić się tak pięknie . – Więc podoba ci się ciągle nasz świat ? – badała dalej piękna pani . Tym razem nie zaraz otrzymała odpowiedź ; jasne oczy dziewczynki powlokła mgła smutku . – Czemu nie odpowiadasz ? – spytała kasztelanowa . – Lękam się was obrazić , miłościwa pani – szepnęło dziewczę . – Mów śmiało – zachęcała piękna pani , chyląc się do niej z pieszczotą . Cichutkie westchnienie wybiegło z ust Aliny . – Pięknym jest wasz świat – odezwała się po chwili . – Tacy w nim wszyscy układni , strojni , tyle tu złota , klejnotów . Ale jam myślała , że te piękne szaty kryją równie piękne serca , a tymczasem … Nie odważyła się dokończyć zdania . Kasztelanowa westchnęła . – Wszędzie znajdziesz dobrych i złych , szlachetnych i nikczemnych , wielkich i małych – odparła po chwili namysłu – i u nas tak być musi . – Kogo Bóg wysoko postawił , ten pamiętać winien , iż ma świecić innym przykładem – rzekła Alina . Kasztelanowa spuściła głowę . – Nie przeczę – odparła cicho – ale i my jesteśmy ludźmi , więc grzeszyć musimy … Gdy paru złych poznasz , nie rzucaj potępienia na ogół i nie mów , że wszyscy są występni , lecz szukaj pilnie dobrych i szlachetnych , z tem lepiej będzie twemu sercu : znajdziesz ich z pewnością i u nas . Alina pochyliła się do ręki kasztelanowej i okryła ją gorącymi pocałunkami . – Toć pierwej dobrych i szlachetnych w tym świecie poznała m – rzekła . W tej chwili weszli do gabinetu Michał Sapieha i Dolega . Alinka zwróciła się żywo do nich . – Czytała m dzisiaj na cmentarzu w oczach waszmościów współczucie dla niedoli . Sprawiło to sercu memu radość słodką – rzekła . – Dziwna dziewczyna – szepnął Dołęga do kasztelanowej . – Mieni się w oczach moich , jak brylant nieoszlifowany : to szkł em pospolitem się wydaje , to kosztownym kamieniem . – Umiejętny szlifierz " życie " wyciosa z czasem z tego kamienia klejnot drogocenny . Czekajcie jeno cierpliwie – odparła kasztelanowa . * * * Upłynęło kilka miesięcy od wyjazdu Aliny . W Warszawie było ludno , ale niewesoło : chodziły niepokojące wieści , że król jegomość zawarł z sąsiadami przymierze i wojnę ze Szwecyą toczyć postanowił ; że nieletni król Szwecyi , Karol XII , młodzieniaszek siedemnastoletni , skusił Augusta do tej wojny , gdyż nie budzi obawy w sąsiadach ; że August jest pewien tryumfów . Większość jednak w kraju była przeciwnego zdania , sarkano na te projekty i gotowano się opór stanowczy im stawić . Dowiedziawszy się o tem , August , by zmusić panów do uległości , pod pozorem , że we wschodnich częściach państwa szerzą się waśnie domowe , sprowadził z Saksonii własne swoje wojsko . W istocie na , wojnę domową zanosiło się w kraju . Grzegorz Ogiński , zawsze nieprzyjazny hetmanowi Sapieże , teraz na nowo poróżniwszy się z nim na jakiemś zebraniu , zbuntował szlachtę i działy się w kraju rzeczy , które zacnie myślących ludzi bolały szczerze , a imci panią Rawską niepokoju nabawiały , bo w te właśnie strony , w które ciągnęły chmury , podążyła jej pieszczocha , miła wszystkim w domu sroczka , a żadnej wieści nie miała o niej od czasu jej wyjazdu . Był to dzień sobotni . Wieczór zbliżał się zwolna i rozpościerał cienie po ścianach izby sypialnej , lecz słońce walczyło jeszcze z cieniami , a czując swoją bezsilność , czerwieniło się z gniewu i krwawe światło jego kłóciło się z wieczorem . Imci pani Rawska odpoczywała właśnie po pracowitym dniu . Siedziała zagłębiona w wyściełanem krześle z poręczami i , szepcząc pacierze , liczyła paciorki różańca . Przy oknie , korzystając z ostatnich blasków słońca , haftowała w krosnach Cesia piękną stulę jedwabiami . W myśli przeznaczyła tę pracę do kościoła w Boczejkowie , boć nie traciła nadziei , że ktoś zgłosi się w końcu stamtąd i przywiezie wieści o siostruni . Alinka obiecała przysłać za pierwszą okazyą matce i rodzeństwu przysmaków boczejkowskich ; ona jej wzamian stulę pośle i każe powiedzieć : " Niech ta stula zwiąże twe losy , siostrzyczko , z jakim dzielnym rycerzem . Oddaj ją do kościoła " . Na dworze była słota . Drobny deszcz bił w okna izdebki . Brzęk szyb w połączeniu z szeptem pacierzy tworzył smutną muzykę . Błękitne oczy dzieweczki patrzały dziś jakoś rzewniej , niż dawniej : może jej było tęskno za szczebiotem miłej sroczki . Wtem poza oknem dał się słyszeć tętent konia . Matka i córka posłyszały ten hałas i zwróciły spojrzenia w tę stronę , lecz w chwilę potem w przyległej izbie rozległy się znajome im kroki . – Mieczek – zawołała Cechna , zrywając się od krosen i zapominając o jeźdźcu . Ojcowie Jezuici pozwalali często uczniom spędzać niedziele w domu rodzinnym . Słuch nie zawiódł Cesi : na progu izdebki ukazał się Mieczysław . Oczy jego błyszczały radością . – Pani matko , siostrzyczko , powinszujcie mi : otom dyktatorem – rzekł . Z temi słowy przystąpił do matki , ukląkł u jej nóg i ująwszy rękę , ucałował . – Zaraz opowiem , jak się to stało – ciągnął dalej , nie podnosząc się . – Wczoraj nauczyciel matematyki dwa zawiłe zadania przedstawił do rozwiązania uczniom w naszej klasie : jedno pars romana ( stronie rzymskiej ) , drugie pars graeca ( stronie greckiej ) . Jam należał dotychczas do greckiej , która , jako wiecie , liczy się za słabszą . Rozwiązał em jednak w mgnieniu oka zadanie , za co dostał em pochwałę . W rzymskiej najmocniejsze głowy się biedziły i rozwiązać nie mogły . Wówczas ksiądz Bonifacy , który owe zadania nam zadał , rzekł do mnie : – " Pomóż Rzymianom , toć Grecy w starożytności byli nauczycielami Rzymian " . Te słowa pochlebiły mi . Wysilił em mózgownicę i rozwiązał em zadanie . Wtedy jedną i druga strona wołać poczęły : – " Wiwat Rawski ! Wiwat nasz dyktator ! … " I tak został em podniesiony do onej najwyższej u nas godności . Mam osobną ławkę , jestem niezależny od cenzora . Cechna oplotła ręce koło szyi brata i ucałowała go serdecznie . – Jakże się cieszę ! – szepnęła . W oczach Rawskiej łzy zabłysły . – Świeć przykładem kolegom , bo z góry przykład świeci – rzekła , położywszy rękę na jego ramieniu . – Krajowi więcej potrzeba ludzi rozumnych , niż dzielnych ramieniem . Wzrastaj w rozum . Mieczek pochwycił jej rękę i , do ust poniósłszy , okrył gorącymi pocałunkami . Naraz zerwał się z kolan . – Chwalę się , żem mądry , a głupstwo zrobił em – rzekł . Matka i siostra spojrzały na niego niespokojnie . – Spotkał em na ulicy pachołka , dążącego tutaj , i czekać mu kazał em przed sienią , bo mi pilno było pochwalić się dyktatorstwem – odpowiedział na ich nieme pytania Mieczysław . – Czy gospodę chce zamówić dla kogo ? – spytała Rawska . – Kiedym go nie badał – odparł zakłopotany Mieczek i , chcąc niedbalstwo swoje nagrodzić , sam do czekającego pośpieszył . Niebawem powrócił . – List od Alineczki – rzeki , śpiesząc do matki . – Pachołek kasztelana oddał mi to pismo . Pono jakieś ważne sprawy powołały kasztelana z powrotem do stolicy . Pachołek mówi , że Warszawa znowu zaroi się od przyjezdnych . Lecz Rawska ani Cechna nie słuchały tego opowiadania . Co je obchodziły w tej chwili wszystkie ważne sprawy lub goście przyjezdni ! – Przeczytaj głośno – rzekła Rawska do córki , rozkruszywszy pieczęć listu , i podała papier dziewczęciu . Ręce jej drżały , gdy to czyniła . Cesi drżał głos , łzy przesłoniły oczy , więc oddała pismo bratu , a sama usiadła u stóp matki na nizkim zydelku i wzrok na Mieczka podniosła . On chrząknął , czarnę czuprynę odrzucił z czoła i począł czytać głośno , wyraźnie : " Niech będzie pochwalony Chrystus i Najświętsza Panna , Pokornie chylę się do nóg wa – szych , pani matko , i wasze ściskam , Mieczka i Cechnę całuję gorąco . " Tęskno mi za najbliższymi , ale dobrze , bardzo dobrze w wielkim świecie , w którym żyję teraz . Bo też to taki piękny , jasny i wesoły świat ! Choć człek czasem zobaczy jaką plamkę natem słońcu , w którem się kąpię teraz , to mu sto uciech każe wnet o tej plamce zapomnieć . " Nie zgadujecie pewnikiem , pani matko , gdzie wasza sroczka świergoce obecnie . Pewnikiem aż do lasów witebskich słuch posyłacie , by posłyszeć jej szczebiot , a jam was tak blizko … " Najprzód cale trzy tygodnie bawiła m w Otwocku razem z kasztelaństwem , gdzie marszałek Bieliński na łowy panów sprosił ; teraz jesteśmy w Falentynach , pięknej włości imcipana Przebendowskiego , onego gorliwego stronnika króla jegomości Augusta II . " Jakże rozkoszne życie wiodą wielcy papanowie : od dnia , w którym tutaj przyjechały śmy , ani jeden bez zabawy nie upłynął . W Otwocku było nieinaczej . Łowy , gonitwy na łodziach , karuzele , tańce , maskarady przeplatają mi życie , dla nudy niema tu miejsca . A jakie piękne suknie tu noszą ! Jeno jedwabne … Kasztelanowa ciągle własne na mnie przerabiać każe swej krawczyni . " A jakie podarki otrzymuję ! Przyjechał tutaj jednocześnie z nami jakiś bogaty bankier , który zwie się Piotr Tepper . Oj matuś , jakie on ma bogate pierścienie na palcach : na każdym nosi aż po trzy . Oczarował mnie najmniejszy , który on na czubku maleńkiego palca nosił . Cudny to pierścień : kwiatek rubinowy świeci w pośrodku , w kwiatku kropla rosy z brylanta . – " Toć za mały dla waszmości pierścień : na mój paluszek nadał by się akuratnie " – odezwała m się pewnego wieczora , a imci pan Tepper ściągnął natychmiast ów klejnot z własnego palca i powiedział : – " Niechaj służy waszmościance jako zadatek przyszłego szczęścia . " " Wszystkie panny zadroszczą mi tutaj onego pierścionka i dogryzają mi , żem się przymówiła , aż mi czasem przykro . Ale nie smucę się długo : dobrze mi tutaj " . Rawska westchnęła , nie przerwała jednak czytania listu żadnem słowem . " Imci pan kasztelan Ciechanowiecki z imci panem Przebendowskim i najmłodszym synem hetmana , Michał em , powzięli naraz zaonegdaj myśl jechania do Warszawy : pono jakieś złe wieści przyszły od hetmana , ale nie śmiem pytać moją dobrodziejkę jakie , a sama nic nie mówi . " My zabawim jeszcze tydzień w Falentynach . Jutro wybieramy się na grzybobranie . Wszystkie panny będą w krótkich spódniczkach i gorsetach , jak wieśniaczki . Dla mnie kasztelanowa kazała już uszyć podobny strój . Podarowała mi własną szatę białą atlasową , w czerwone maki : z tej spódniczkę krawczyni ukroiła . Gorsecik będę miała czerwony , fartuszek muślinowy . Wszystkie panny okrutnie mi zazdroszczą i dogryzają potrosze . Ale mniejsza o to . " Imci pani Ciechanowiecka mówi , że sprawa , z powodu której kasztelan powrócił do Warszawy , pewno się przewlecze , że ma otrzymać posłuchanie u króla , by mu przeczytać jakiś list hetmański . Może hetman zaprasza króla jegomości na łowy do Boczejkowa , a my dlatego przodem ruszymy , by przygotować wszystko w domu na przyjęcie tak dostojnego gościa . Byłyżby wtedy festyny i zabawy ! Aż w głowie mi się mąci od tych rojeń . Napisała by m wówczas list sążnisty do swoich i posłała go przez samego króla . Tymczasem ścielę się do stóp waszych , pani matko , i ośmielam się prosić pokornie o wiadomości o waszem zdrowiu . Ufam , że jaśnie wielmożny kasztelan przywiezie długi liścik z gniazdka mi najmilszego do Boczejkowa . Choć się bawię wyśmienicie , tęsknię jednak za wami . Całuję wasze nogi , pani matko , i o wasze błogosławieństwo proszę pokornie . Cechnę i Mieczka ściskam . Niech mi nie poskąpią słów serdecznych w liście i wiadomości o was " . Pani Rawska wstrząsnęła głową . – Na jak też długo wystarczą naszej pieszczotce one marne uciechy ? – szepnęła . – Kiedy tak zatęskni za nami , że powrócić zechce ? – Jeśli tam szczęście znajdzie , to niech ostanie na zawsze – odparła Cechna , tuląc się do matki z pieszczotą . – Dobra z ciebie siostra , bardzo dobra – rzekła Rawska , gładząc jej ciemną główkę – nie zazdrościsz jej ani trochę . – Zazdrościć ? – ze zdumieniem powtórzyła Cechna . – Mnie jej żal ! Przy tych słowach łza błysnęła w jej oczach . – Ona biedna z temi rojeniami ! – dodała ciszej . Zmęczona podróżą kasztelanowa Ciechanowiecka odpoczywała w wygodnem kreśle , u nóg jej napół senna , z głową na ch swej opiekunki , siedziała Alina , po izbie krzątała się przy skrzyniach Żentosia , a przy drzwiach , z rękami założonemi na piersiach , stał imci pan Jawicz , właściciel gospody przy ulicy Święto - Duskiej , w której zwykle przejeżdżający przez Wilno panowie stawali , pewni będąc , że czeka ich u Jawicza czysta pościel i smaczny posiłek . – Więc powiadacie Waszmość , że jaśnie wielmożna wojewodzina witebska bawi obecnie w mieście – odezwała się właśnie kasztelanowa – pewni tego jesteście ? Jawicz chrząknął . – Przechodził em przed godziną koło pałacu jaśnie wielmożnego hetmana : wszystkie okna gorzały . Zatrzymał em się przeto i zapytał em . Służba odpowiedziała , że miłościwa pa – ni Pawłowa Sapieżyna , matka hetmana , przyjechała . Pono niewesołe sprawy ściągnęły ją tutaj . – Mówili jakie ? Jawicz westchnął . – Mówili – odparł – dawne swary domowe , aż wstyd opowiadać . Stronnicy hetmana najechali pono dobra biskupa Brzostowskiego , który z Ogińskim trzyma , i zniszczyli je okrutnie . Biskup powołał hetmana przed sąd , nazbierał cały stos skarg od sąsiedniej szlachty . Nie łacno się wyplącze tym razem hetman . Opowiadania tego słuchała Alina , nie słysząc . Słowa Jawicza czyniły na nią wrażenie brzęczenia much : dźwięk ją dochodził , wyrazów nie chwytała . Myśl jej poleciała do Falentyn i wspominała wesołe zabawy , miłe słówka , jakich jej nie szczędzono , stroje , jakie kilka razy dziennie zmieniała , i roiła o nowych , wzdychała do Boczejkowa , nie wątpiąc , że tam rozpoczną się znowu bale , łowy i t … d . – Pan hetman od pacholęcia był butny , hardy , nieugięty . Przy mnie wyrośli synowie jaśnie wielmożnego pana Jana Pawła Sapiehy , dworzaninem jego był em – ciągnął tymczasem dalej swoje opowiadanie Jawicz . – Najstarszy , Franciszek , rwał się do szabli i służył wiernie krajowi orężem , a zostawszy jenerałem artyleryi , pod Wiedeń z królem Janem Trzecim podążył ; powrócił stamtąd ranny i umarł wkrótce . Me jedną łzę po nim wylał em , bo kochał em go serdecznie , ile że szlachetnym był wielce , szczodrym i pobłażliwym dla słabszych . Drugi z kolei , Benedykt , nie szablą , lecz rozumem służył ojczyźnie : podskarbim został . Trzeci , Kazimierz , jako mówił em , od dziecka strasznie był popędliwy , uparty i pochopny do sprzeczki , ale i szlachetny . Siatka chlubiła się nim i gryzła jednocześnie . Toć wolał , bywało , cały dzień w usta nic nie wziąć , niż się ukorzyć . Starszy syn jaśnie wielmożnego hetmana , Jerzy , odziedziczył po ojcu jego krnąbrność i butę , ale szlachetność to chyba młodszy , Michał , ulubieniec babki , a druh serdeczny imcipana kasztelana Ciechanowieckiego . Imię Michał , znane dobrze Alinie , dobiegło wyraźniej do jej uszu i otrząsnęło ją z rojeń : poczęła słuchać opowiadania . – Takim wnukiem ktoby się nie chlubił – ciągnął dalej Jawicz . – Wszystkie cnoty rodu Sapiehów zbiegły się w jego sercu i głowie . Młodzieniaszek jeszcze , a dosłużył się już stopnia jenerała ; kształcił się w zagranicznej szkole wojskowej , gdzie go ceniono . Łagodny wielce , pono stara się mitygować wybuchy ojca , ale nie zawsze mu się to udaje . To mówiąc , Jawicz wstrząsnął głową i westchnął . – Bawił z nami w Falentynach u jaśnie wielmożnego Przebendowskiego , ale dowiedziawszy się o skargach , jakie biskup posłał na hetmana do króla jegomości , pośpieszył razem z kasztelanem do Warszawy – odezwała się pani Ciechanowiecka . – Wybiorę się jutro na intencyę hetmana Mszy Świętej wysłuchać , a z kościoła do wojewodziny witebskiej wstąpię . – Więc dłużej was , miłościwa pani , moją gawędą nudzić nie będę – odparł Jawicz . – Podróżnym czas o spoczynku pomyśleć . To powiedziawszy , skłonił się nizko i oddalił . Nazajutrz , wczesnym rankiem kasztelanowa z Aliną podążyła do katedry , lecz przestąpiwszy próg świątyni , mimowoli zatrzymała się , a po jej twarzy przemknął cień niezadowolenia . – Trafiamy na egzekwie – szepnęła . – Zły omen – dodała Alina . Nie cofnęły się jednakże , zasiadły w ławie wielkiej nawy . Kościół zdawał się przygotowywać do żałobnego nabożeństwa : okna wszystkie kirem zasłoniono , lecz katafalka w pośrodku dotychczas nie postawiono . Z ust Aliny płoszyło to modlitwę . Co chwila rozglądała się po świątyni , aż ją kasztelanowa upomniała . – Zmów waszmościanka za dusze zmarłe kilka pacierzy – rzekła , a w duszy dodała : – Na intencyę hetmana wysłuchamy Mszy Świętej w innej świątyni . Alina poczęła odmawiać pacierze za duszę ojca . W kościele , prócz kilku żebraków , nikogo nie było ; kirem zasłonione okna musiały wystraszyć wielu . Wtem drzwi zakrystyi skrzypnęły . Poczęli wchodzić do kościoła księża w szatach żałobnych , ze świecami płonącemi w dłoniach . Długi ich korowód posuwał się cicho , milcząco przez prezbiteryum i ustawiał parami od ołtarza , aż do kratek , graniczących z wielką nawą . Jednocześnie ozwał się dzwon katedry głosem tak ponurym , iż panią Ciechanowiecką dreszcz przeszedł . Poczęła i ona rozglądać się teraz po świątyni . Dźwięki dzwonu zwabiły pobożnych . Poczęli tłumnie napływać ludzie różnego stanu i wieku . Na wszystkich twarzach malowało się zdumienie . Nikt nie modlił się : jedni rozglądali się , jak kasztelanowa , drudzy szeptali z sobą . Księża zanucili tymczasem hymn żałobny i o ściany świątyni obiły się posępne dźwięki ich głosów . – Dlaczego niema katafalka ? – pytały siebie kasztelanowa i Alina . Modlić się nie mogły , coś je niepokoiło coraz bardziej . Naraz śpiew żałobny u cichł , skrzypnęły drzwiczki ambony i ukazał się zebranym w świątyni biskup Brzostowski . Towarzyszyło mu dwu księży z gorejącemi świecami w dłoniach . – Ot i rozświeci się zagadka – pomyślała Alina . I palące się ciekawością źrenice ku ambonie zwróciła . Biskup podniósł ramiona w górę . Spojrzenie jego było groźne , twarz śmiertelnie blada . Alinie poczęło bić serce w piersiach przyśpieszonem tętnem . Zlękła się . – Obwieszczani wam tutaj zebranym – począł mówić grobowym głosem biskup – a wy powtórzcie wszystkim , coście z ust moich słyszeli : Hetman Kazimierz Sapieha , syn Jana Pawła , wojewody witebskiego , za dopuszczenie się najazdu na cudze dobra , za rabunki i gwałty został wyklęty przez Ojca Świętego . Tę klątwę ja wam powtarzam . Nie wolno mu od dziś , dopóki się nie ukorzy , przestąpić progu kościoła , Pańskiego ; niewolno nikomu żyć z nim od dziś w przyjaźni , dopóki krzywd poczynionych nie wynagrodzi ; niewolno nikomu przyjmować go pod swoim dachem , ani też w jego domu bywać . Kto tego się dopuści , ukarany przez kościół zostanie . Przerwany hymn żałobny zabrzmiał na nowo w świątyni . Jednocześnie księża , którzy stali na ara – bonie za biskupem , i ci , co śpiewali hymn , rzucili gorejące świece , które mieli w dłoniach , na kamienną , posadzkę kościoła . Posępny łoskot obił się o ściany katedry , świece pogasły , mrok się roztoczył . Zadrżała świątynia od płaczu , jęku i szlochań stłoczonych w wielkiej nawie . – Anatema ! Anatema ! – leciało ponurym głosem z ambony i od prezbiteryum , mieszając się ze szlochaniem przerażonych rzuconą klątwą tłumów , a ponure głosy dzwonków świątyni całego miasta wtórowały temu strasznemu zgiełkowi . Kasztelanowa i Alina nie płakały , pobladły tylko obie bardziej i pełnym smutku wzrokiem patrzały na Ukrzyżowanego , który wisiał na bocznej ścianie wielkiej nawy ; czuły dla wyklętego wielką litość i modliły się gorąco o zmiłowanie dla nieszczęśliwego . Długi korowód księży , milczący teraz , lecz zawsze ponury , bo nieubłagany , okrążył zwolna prezbiteryum i znikł wreszcie poza drzwiami zakrystyi . Publiczność , szepcząc o wyklętym , jedni ze współczuciem , drudzy z zadowoleniem , iż spotkała go słuszna kara , jak utrzymywali , rozeszli się w różne strony miasta . Z głową pochyloną , krokiem chwiejącym się , ostatnia opuściła kościół kasztelanowa . Alinka szła tuż przy niej i lekko wspierała jej ramię . Przed katedrą czekała kolasa . Wsiadły do niej milczące . – Wracaj do gospody – odezwała się kasztelanowa do woźnicy . Poczem wsunęła się w głąb karocy i oczy przymknęła . Alinka od czasu do czasu podnosiła na nią pełne niepokoju spojrzenia , lecz pytania żadnego uczynić nie śmiała . Milcząc obie , dojechały do celu . Wszedłszy do swej izdebki gościnnej , kasztelanowa zrzuciła biret z głowy , siadła w krześle i twarz w dłoniach ukryła . Żentosia , posłyszawszy turkot powracającej kolasy , pośpieszyła zapytać kasztelanowej , jaką suknię ma przygotować na wizytę do wojewodziny witebskiej , lecz nie otrzymała żadnej odpowiedzi , tylko Alinka dała jej znak , aby się oddaliła . Posłuchała niemej rady szatna , lecz za drzwiami mruknęła : – W głowie przewraca się tej dziewczynie . Rozkazy mi wydaje ! Oj , skończysz ty źle ! Tymczasem Alinka usiadła u nóg pani Ciechanowieckiej i zmęczoną myślami główkę położyła na jej ch . Długo cisza smutna panowała w pokoju . Pierwsza spłoszyła ją Alinka , podnosząc głowę . – Wszystko w tym wielkim świecie bywa wielkie – rzekła – i nieszczęścia także . O tak – potwierdziła po chwili kasztelanowa . Ciężkie westchnienie resztę dopowiedziało . Piękna pani położyła dłoń na ramieniu siedzącej u jej stóp dziewczynki i smutny wzrok zatopiła w jej czarnych źrenicach . Chciała zbadać jej serce . – Jeśli żałujesz , żeś pojechała ze mną , odeślę cię do małego , lecz cichego gniazdka twego – odezwała się wreszcie . Na twarz Alinki wybiegł rumieniec . – Dzieliła m wasze uciechy , miłościwa pani , a w chwili nieszczęścia miała by m was Odbiedz ? Złe macie , jako widzę , o mnie mniemanie . W strunach jej głosu drżał żal , lecz kasztelanowa tak była zmęczona , iż nie zastanowiła się , że uraziła dziewczynkę . – Zostań , gdy chcesz . Mnie lepiej będzie z tobą – odparła i utonęła znowu w myślach . Alina również zapadła w zadumę . Wtem turkot kół rozległ się za oknami gospody . Po chwili czyjeś kroki dały się słyszeć w sieni , poczem drzwi skrzypnęły . Na progu stanął mężczyzna okazałej postawy , w kontuszu karmazynowym , żółtym żupanie , w butach czerwonych , z szablą u boku , blady i posępny . W ręku trzymał kołpak , brylantową kitą świecący . – Hetman – krzyknęły jednocześnie głosem pełnym przerażenia kasztelanowa z Aliną i porwały się ze swych miejsc . Uśmiech pełen goryczy wykrzywił usta dumnego Sapiehy . – Lękacie się wyklętego – rzekł – wygnać mnie zechcecie może , kasztelanowo , a jam jako do niewiasty , słynącej z dobroci serca , przyszedł . Tu westchnął , czoło pochylił i smutnym głosem ciągnął dalej : – Ktoś złośliwy , czy niebaczny , powiedział mej matce , co mnie spotkało , i oto leży ciężko chora . Z niewiast niema przy niej nikogo w tej chwili , rozbiegły się wszystkie . Czuwa tylko nad nieszczęśliwą wierny synowi mojemu najmłodszemu Dołęga , którego Michał tutaj z Warszawy przysłał do mnie z listem . Chciał em was prosić , byście do nieszczęsnej ze słowem pociechy poszły , lecz i wy się lękacie , więc odchodzę . To powiedziawszy , począł się cofać ku drzwiom . Duma i teraz nie opuściła jego czoła , ale obok dumy rozsiadł się tam szczery smutek ; tylko człowiek z zimnem sercem mógł nie doznać wrażenia , patrząc na niego . Wzruszoną też była głęboko kasztelanowa . – Zatrzymajcie się , hetmanie – odezwała się gorączkowo . – Posłuchajcie , co powiem . On przystanął . – Mówcie – rzekł cicho . – Przeniosę się natychmiast do wojewodziny . Nie odstąpię chorej , dopóki tylko potrzebować będzie moich usług . Hetman pochylił się przed zacną niewiastą z szacunkiem . – A ja wzamian przyrzekam wam , miłościwa pani , iż wyniosę się natychmiast z domu mej matki – rzekł . – Powtórzono mi słowa biskupa co do jednego . – Dziękuję waszmości – odparła pani Ciechanowiecka . – Spieszę do wojewodziny uprzedzić Dołęgę o waszem postanowieniu . To mówiąc , hetman oddalił się . Kasztelanowa przystąpiła do Aliny . – Odeślę cię do matki – rzekła . – O nie , nie ! – zawołała dziewczynka , chyląc się do jej kolan . – Nie lękasz się domu okrytego tak ciężką żałobą ? – Dzieliła m z wami , miłościwa pani , dni jasne , jak słońce ; pozwólcie mi dzielić czarne , jak chmura , pioruny ciskająca . Nie czyńcie mnie niewdzięcznicą . Teraz kasztelanowa zrozumiała ją i wzruszona przycisnęła do serca . – Będziemy wspólnie czuwać nad chorą – rzekła . Dzwony świątyń miasta jeszcze ponuro jęczały gdy karoca kasztelanowej zatrzymała się przed pałacem wojewodziny witebskiej . Uprzedzony przez hetmana Dołęga czekał na progu sieni i głębokim ukłonem powitał wysiadające . – Wiedźcie mnie natychmiast do wojewodziny – rzekła kasztelanowa , podawszy dworzaninowi rękę do ucałowania . – Służba przyniesie tutaj niebawem moje tłomoki i skrzynie podróżne . Alina bez słowa jednego podała mała , rączkę Dołędze , on złożył na niej pełen czci pocałunek . Obie miały żałobne szaty na sobie . W milczeniu pełnem szczerego smutku Dolęga przeprowadził je przez kilka wspaniale urządzonych pokojów , aż do przyległego sypialni wojewodziny , w którym ujrzały kilka niewiast i dziewcząt : jedne szeptały z sobą , drugie płakały , inne siedziały posępne , zadumane . – Jaśnie wielmożna pani Ciechanowiecka – oznajmił głośno Dołęga . Poczem pochylił się do kasztelanowej i szepnął : – Wróciły wszystkie , gdy hetman z pałacu się wyniósł . Zebrane w izbie złożyły głęboki ukłon wchodzącym , jedna zaś , już w wieku poważnym , w ciemnej wdowiej szacie , zbliżyła się do nich . – Lekarz zawyrokował agonię – rzekła . – Cofnęły śmy się z sypialni : tam już niema co robić . – Ja wszakże pójdę chociażby pacierze , przy konającej zmówić – odparła kasztelanowa tonem stanowczym . – A ja was nie odstąpię , miłościwa pani – odezwała się Alina . I postąpiły obie ku sypialni . Dołęga oddalił się . Na wspaniale rzeźbionem łożu , pod czerwonym baldachimem , leżała wojewodzina . Powieki jej były przymknięte , wyraz twarzy surowy , znaku życia nie dawała . Wyciągnięta nieruchomo , czyniła wrażenie umarłej , lecz z piersi jej dobywało się ciężkie rzężenie , pomieszane z jękiem . Ten jęk chrapliwy wołał o ratunek . Kasztelanowa pochyliła się nad nieprzytomną . – Czego żądacie ? Czem mogę przynieść wam ulgę , miłościwa pani ? – zapytała . Lecz nie otrzymała odpowiedzi , więc uklękła i modlić się poczęła o zmiłowanie Boskie dla chorej . Alina zatrzymała się zrazu wylękła , po chwili jednak uklękła obok kasztelanowej , by zmówić też pacierz za nieszczęśliwą matkę . Wtem zdało się kasztelanowej , że chora poruszyła prawą ręką , więc wróciła do niej . – Czego , żądacie ? – zapytała powtórnie . Tym razem z ust wojewodziny wybiegły dwa wyrazy , wypowiedziane głosem syczącym i z trudnością niezmierną : – Wnuk … Michał … Kasztelanowa zwróciła się do Aliny : – Biegnij waszmościanka do niewiast , poślij którą do hetmana . Mech mu powiedzą , że matka wraca do życia – rzekła wzruszonym głosem . Alinka pośpieszyła natychmiast ; lecz w przyległym pokoju nie zastała teraz nikogo . Dopiero w piątym ujrzała ową poważną wiekiem wdowę , która im odradzała wejście do sypialni . Była to szatna miejscowa , imci pani Kurkiewiczowa . Klęczała właśnie nad szufladą nizkiej komody i przekładała z niej wspaniałe suknie do wielkiego tłomoka , obok leżącego , a tak była zatopiona w tem zajęciu , iż nie usłyszała kroków biegnącej Aliny . – Wojewodzina wraca do życia , żąda widzieć wnuka . Slijcie , Waćpani , po jaśnie wielmożnego hetmana – ozwała się do niej dziewczynka . Na te słowa pani Kurkiewiczowa wydała okrzyk przerażenia , zamknęła pośpiesznie szufladę i , spojrzawszy pełnym niepokoju Avzrokiem na wyładowany tłomok , potem na Alinę , rzekła : – Do wyklętego słać posła ? Takiego nie znajdę , coby ważył się . – Toć jeno dla wojewodziny spełni miłosierny uczynek . Tego sam biskup nie zabronił by – rzekła Alina . – Ślijcie wy , ja tego nie uczynię – odparła szatna . Alina pobiegła dalej . Znowu minęła kilka pustych pokojów i znowu natrafiła na służbę . W wielkiej sali jadalnej dwu pachołków stało przy półce , na której srebra stołowe błyszczały ; ten , który wspiął się wyżej , podawał towarzyszowi kosztowne talerze i puhary , a tamten do worka płóciennego je wsuwał pośpiesznie . – Najbezpieczniej będzie do lochu wór zanieść : nocą wyniesiemy – mówił . Alina nie tłomaczyła sobie znaczenia tych wyrazów . W tej chwili rozumiała tylko to , iż wreszcie spotkała kogoś . Zbliżyła się do hajduków . – Biegnijcie po hetmana – rzekła i chciała dalej mówić , lecz chłopcy pobledli śmiertelnie . – My srebra mamy czyścić – rzekł jeden . Drugiemu wargi dygotały , jak w febrze . – Wyczyścicie później . Wojewodzina wraca do życia , żąda widzieć imcipana Michała Sapiehę . Hetman musi wiedzieć , gdzie go szukać – odparła Alina . – Do wyklętego nie pójdę . Grzech ! – mruknął pachołek , stojący na krześle , – I ja takoż – dodał drugi , odzyskując spokój . – Grzech z nim ucztować , żyć , ale ostrzedz o życzeniu matki , to uczynek miłosierny . Idźcie , czas nagli – prosiła Alina . – Idźcie sami – odparli obaj , spoglądając niespokojnie na wyładowany worek . Dziewczynka się oddaliła , ale już teraz wolno . Czuła łzy wzbierające w jej oczach , czuła żal w sercu do ludzi : chciała spełnić życzenie umierającej , a nikt pomódz jej nie chciał . Co czynić , nie wiedziała . Ciężko , smutno jej było . – Cóż z wojewodziną ? – usłyszała naraz pytanie . Poznała głos Dołęgi . Zatrzymała się i podniosła na niego spojrzenie , w którem łzy i uśmiech przeświecały . – Bóg mi zesłał waszmości – rzekła . – Tutaj wszyscy mają mnie za upiora : do kogo zagadam , przeraża się , cofa i patrzy błędnie . Spełnijcież wy zlecenie mi dane . I powtórzyła wzruszonym głosem prośbę , już dwa razy wypowiedzianą bezskutecznie . – Czy pójdziecie ? – spytała , patrząc na niego błagalnie . – Jakże nie miał by m posłuchać rozkazu anioła miłosierdzia – odparł , chyląc głowę . – Idę natychmiast . – Dzięki wam – odparła Alinka i powróciła do sypialni z rozjaśnioną twarzą . Wojewodzina otworzyła właśnie oczy . Wejście dziewczynki zwróciło jej uwagę . – Kto to ? – spytała głosem wyraźniejszym i , nie czekając odpowiedzi , dodała : – Basia . Promień wielkiej radości rozlał się po jej zmęczonej twarzy . Wyciągnęła prawe ramię . – Basia ! – powtórzyła wzruszonym głosem i z oczu potoczyły się łzy wielkie . Alina patrzała zdziwiona , nie wiedząc , co ma czynić , lecz kasztelanowa zrozumiała chorą . Wojewodzina straciła lat temu kilka córkę , której imię w tej chwili wymówiła . Alina musiała jej przypomnieć ową straconą . Nieprzytomna sądziła , że opłakiwana od lat tylu dzieweczka weszła do sypialni . – Zbliż się do łóżka , uklęknij przy chorej i nic nie odpowiadaj – szepnęła kasztelanowa do Aliny . Dziewczynka spełniła jej życzenie , a wojewodzina położyła dłoń na jej główce i szepcząc : – Basiunia moja – uśmiechnęła się do klęczącej . Ta radość konającej przed chwilą kobiety tak wzruszyła dziewczynkę , iż płakać poczęła i całować leżącą bezwładnie na kołdrze lewą rękę wojewodziny . Zdala , wzruszona i niepewna co czynić , przypatrywała się im kasztelanowa . Lękała się odezwać , by słowem niebaeznem nie rozwiać złudzenia , orzeźwiającego zmartwychwstającą , lub nie przywieść jej na pamięć ciosu , który ją na łoże powalił . Wtem kroki męskie rozległy się w sąsiedniej izbie . Po chwili odchyliła się opona , kryjąca drzwi sypialni , i bez pytania o pozwolenie Szymon Dołęga próg pokoju przestąpił i pobiegł wzrokiem do łoża wojewodziny , zatrzymując spojrzenie na klęczącej . – Anioł słodkości ! – szepnął sam do siebie . Poczem do kasztelanowej przystąpił . – Sztafeta wysłana do stolicy . Za tydzień należy się spodziewać przyjazdu jaśnie wielmożnego jenerała Michała Sapiehy – rzekł . Imię " Michał " dobiegło chorą . Zrozumiała dworzanina . – Dzięki wam ! – szepnęła . Znowu łzy rozczulenia potoczyły się po jej twarzy . Wracała jej przytomność coraz widoczniej , ale jeszcze nie zupełna , bo zdawała się nie pamiętać o strasznem nieszczęściu , które spadło na ich dom . Kilka razy zapytała nawet o hetmana . Pytania te kasztelanowa uspakajała kłamstwem : mówiła , że hetman pojechał do Drezna . Wojewodzina spostrzegła pomyłkę , popełnioną co do Aliny , i przestała ją nazywać Basia . Miła dziecina z tej waszej wychowanki – rzekła do kasztelanowej . – Zazdroszczę jej . – Posiedzimy u was długo , nacieszycie się nią – odparła kasztelanowa . Wieczorem Dolęga oznajmił kasztelanowej , iż starszy syn wojewodziny , Benedykt , przyjechał do Wilna i że nocą zastąpi … ją przy matce . Zgodziła się na to chętnie , gdyż czuła się wielce znużoną , i oddaliła się z Aliną do przygotowanych dla niej pokojów . Zmęczona doznanemi wrażeniami , Alina długo usnąć nie mogła : tyle pytań cisnęło się na jej usta , tyle różnych myśli do jej głowy . Teraz dopiero zdawać sobie poczęła sprawę z tego , co widziała , biegnąc ze zleceniem kasztelanowej . Poczęła opowiadać . – Dlaczego moje zbliżenie tak ich przeraziło ? Powiedzcie , miłościwa pani – zagadnęła naraz . – Toć wyklęta nie jestem , ani wojewodzina . – Alboż nie wiesz , dzieweczko , że szatan lęka się Boga , a występny człek czystego ? – odparła pani Ciechanowiecka . – Oni grzeszyli , rabowali mienie konającej . – Biedna wojewodzina ! – szepnęła Alin – tak wielką jest panią , a gdyby nie my , nikogo życzliwego nie miała by przy sobie . – Zapomialaś waćpanna o imci panu Do [ … ] – upomiała ją kasztelanowa , poczem dodała – Wielcy panowie zmuszeni są otaczać sięm ludzi płatnych . Tak zwyczaj każe nam czynić . Pomiędzy płatnymi nie zawsze przyjaciół znajdujemy . Może w tem i naszej winy płacimy im często hojnie , ale rzadko sięjak z przyjaciołmi się obchodzimy ; nie [ … ] każdym kroku dajemy im czuć , że są zależni , niżsi ; to postępowanie nie podnosi ich godności , nie rozwija w nich szlachetnych uczuć , więc nizkie czyny popełniają . * * * Michał Sapieha , otrzymawszy wiadomość , że wojewodzina Witebska jest śmiertelnie chora , pośpieszył natychmiast do jej łoża . On ubóstwiał babkę , ona go kochała więcej , niż synów . Ujrzawszy wnuka , wojewodzina odzyskała ostatecznie przytomność i teraz dopiero przypomniała sobie , jaki straszny piorun uderzył w gniazdo , w którem wyrósł ten jej najmilszy wnuk … Łzami oblała jego głowę . – Biedny ty , biedny ! – powtarzała łkając . Michał Sapieha usiłował uspokoić babkę obietnicami , że biskup przebaczy ojcu , bo sprawę mu rozjaśnią ; że hetman nie wiedział o na – jeździe swoich stronników na jego dobra : skłonnym jest do skruchy i ukorzenia się przed władzą kościoła , a biskup do zgody ; że on nami zacnymi postara się oczyścić tarczę , rodową , przyćmioną burzliwem usposobieniem ojca i życie całe poświęci , by imię Sapiecha dawnym blaskiem zajaśniało . Obietnice te i pieszczoty ulubieńca sprawiły , iż wojewodzina poczęła coraz szybciej powracać do zdrowia . Wówczas Michał Sapiecha postanowił nakłonić babkę , aby udał do pięknej włości Sapiehów , zwanej W [ … ] Hory , otoczonej borami i przerżniętej Bystrzycą . Wojewodzina zgodziła się , gdyż kasztelanowa Ciechanowiecka obiecała , że ją od do Wielkich Hor i pozostanie z nią razen póki ukochany wnuk Michał nie przybędzie tam z dobrą wieścią , że powaśnioie stronny pokój zawarły i klątwa została z hetmana zdjętą . Kasztelan Ciechanowiecki przez brata swego , Konstantego , który był w dobrych stosunkach z biskupem , miał wspierać usiłowania przyjaciela swego , Michała . Jesień walczyła uporczywie ze słotami . Choć październik już nastał , pogodnie świeciło niebo . Wczesnego południa służba wojewodziny witebskiej otwierała wszystkie okna w zamku wielkohory by złote promienie słońca przeniknęły ciepłem swojem i rozweseliły jasnością , Onego południa wojewodzina , wsparta na raniu Aliny , szła w towarzystwie kasżtelanowej na rozścielający się przed zamkiem wirydarz , otoczony tarasem , ustrojony cyprysami i pomarańczami , piła lecące tutaj od łąk okolicznych świeże powietrze , przesycone aromatem skoszonego siana i patrzyła tęsknym wzrokiem ku gościńcowi , a patrząc , myślała o obietnicach , które uczynił jej wnuk najmilszy . Tak płynęły jej ranki , popołudnia zaś spędzała w izbie , oświeconej gorejącemi w srebrnych lichtarzach świecami woskowemi i ogrzanej płonącym na kominku ogniem . Towarzyszące jej zawsze rankami kasztelanowa i Alina z ziół , przynoszonych pradziatwę wiejską , przygotowywały środki lecznicze , oskubywały listki niepotrzebne , odcina łodyżki i układały kwiatki na deseczkach , których miały się suszyć . Po południu kasztelanowa czytywała głośno żywoty świętych , księgi Jana Kochanowskiego , Alinka zaś hawtowała w krosnach piękną stułę , którą miała zamiar przesłać Cechnie wzamian za przywiezioną od niej przez kasztelana do Wilna . Ciche życie wiodła teraz dziewczyna lecz nie narzekała . Mówiła nawet , iż tej ciszy , bo znużoną jeszcze się czuje po doznanych tak niedawno wrażeniach . Pewnego poobiedzia , gdy mrok wieczorny nie pozwolił jej dłużej haftować , Alinka stanęła w oknie i poczęła wyglądać na gościniec . Liczne myśli cisnęły się do jej główki , tęsknota do swoich zbudziła się w jej sercu . Wtem na gościńcu ukazał się jakiś punkt ciemny , który rósł , w miarę jak posuwał się ku Wielkim Horom . Naraz Alinka zwróciła zarumienioną twarzyczkę do wojewodziny . – Na gościńcu widać kolas aż dwie , wóz ładowny ciągnie za niemi , przed kolasami kilku konnych – rzekła . Kasztelanowa przerwała czytanie i pośpie – odpowiadając na zadawane jej pytania , ściskała tylko mocno dłoń kasztelanowej . Tymczasem na dziedzińcu zrobiło się gwarno : konie przybyłych gości chrapały , imci pan Zaliwa rozkazy wydawał , panowie o zdrowie wojewodziny głośno pytali . Niebawem i głuche komnaty zamku zadrgały życiem . Zaliwa wprowadził gości do sali godowej , sam pośpieszyć chciał do wojewodziny , ale hetman go uprzedził . – Spełniaj tutaj Waszmość powinności gospodarza – rzekł . – Ja pójdę złożyć matce czołobitność . Gdy kroki dążącego do komnat niewieścich rozległy się , wojewodzina podniosła nagle głowę . Na czole jej wystąpiła głęboka podłużna brózla , która nadała twarzy wyraz wielce surowy ; wzrok jej spoczął na oponie , kryjącej drzwi . Czekała … Alina to na nią , to na oponę spoglądała , kasztelanowa zdawała się modlić . Zabrzęczały wreszcie ostrogi , rozległy się pewne , szybkie kroki , czyjaś ręka odchyliła firankę i , ku wielkiemu zdziwieniu wszystkich trzech , sam hetman im się ukazał . Postąpił do wojewodziny , przyklęknął u jej nóg i pochylił głowę . – Czołem biję przed wami , miłościwa matko – rzekł . – Wieść o waszem wyzdrowieniu tak rozradowała moje serce , iż pośpieszył em do Wielkich Hor , by uczcić jako przynależy zmartwychwstanie wasze . – Czy waść rozgrzeszony ? – spytała wojewodzina . – Nie wspominajcie , miłościwa pani , czarnej godziny mego życia – odparł hetman , powstając z kolan . – Widzicie mnie w zdrowiu dobrej myśli , pewnego siebie , niech wam to wystarczy . Snać Bóg miłuje mnie , skoro nie dozwolił , by m stał się matkobójcą . Jutro w miejscowym kościele proboszcz odprawi dziękczynne nabożeństwo za wyzdrowienie jaśnie wielmożnej wojewodziny witebskiej . Zjedzie do nas gości sporo . Przygotowania do uczty czynić należy . Raczcie wydać rozkazy . W sali godowej czekają na was , miłościwa matko , jaśnie wielmożny hetman koronny Stanisław Jabłonowski i kasztelan Ciechanowiecki . Michna ich zabawia . . – Wróć do hetmana , Michała przyślij mi – odparła wojewodzina . – Na wnuka , ramieniu wolicie wejść do sali . Niechże się stanie wedle woli waszej – rzekł hetman , złożył ukłon i oddalił się . Michał Sapieha pośpieszył natychmiast na wezwanie babki i wzruszony objął jej . Ona krzyż nakreśliła na jego czole . – Jakżem rada , że was widzę – odezwała się miękkim głosem . Surowa jej twarz przy – brała teraz wyraz dziwnie słodki . – Tęskniła m za moim ulubieńcem – dodała . I ja za wami – odparł Michał , podnosząc wzrok pełen miłości na mówiącą , poczem dodał : – Dobre nowiny przywieźli śmy : biskup Brzostawski ułagodzony , powaśnieni mają wejść w układy . Rozjaśnia się niebo nad nami . – Bogu chwała – szepnęła wojewodzina . – Prowadźże mnie Waszmość do hetmana Jabłonowskiego . Imci pani Ciechanowiecka pono rada będzie mi towarzyszyć . Waćpanna pospiesz do szafarki i powiedz , aby wieczerza , była gotowa na szóstą . Mówiąc te słowa , zwróciła spojrzenie na Alinę . – Goście pewnikiem nietylko strudzeni , ale i głodni – rzekła . – Prawie nie odpoczywali śmy w drodze , pędzili śmy rozstawnymi końmi – odezwał się Michał Sapieha . Z piosnką na ustach pobiegła Alina spełnić otrzymane zlecenie i sama zajęła się przygotowaniem wieczerzy . Pod jej kierunkiem służba nakryła stół w obszernej i wspanialej jadalni , rozstawiła srebra i kryształy , poczem dziewczynka pośpieszyła przystroić się do gości . Niebawem uśmiechnięta , jasna , z oczyma płonącemi ciekawością , weszła do godowej komnaty . Zajęci rozmową Michał Sapieha i Dołęga nie spostrzegli jej na razie . Ona , dygną – wszy wszystkim , usunęła się na stronę i przypatrywała uważnie dwom znajomym , żywo o czemś w tej chwili rozprawiającym . Obaj bili dorodni , obaj podobali się jej wielce , bo zdawali się być szlachetnymi , lecz piękny swój jenerała artyleryi nęcił bardziej wzrok dziewczynki … Wtem Michał Sapieha spostrzegł ją i postąpił ku niej szybko . – Wybaczcie , iż w komnacie wojewodziny jeno ukłonem powitał em waszmościankę rzekł , wyciągając ramię – lecz tak był em zajęty wojewodziną … To mówiąc , złożył na rączce dziewczynki pocałunek pełen szacunku . – Winien em wam wdzięczność – dodał głosem wzruszonym . – Przez cały czas trwania choroby babki mojej , byli ście jej aniołem kuńczym . – Imci pan Dołęga , jako widzę , plotkarz – odparła Alinka , rzucając figlarne spojrzenie na dworzanina , który stał obok , czekając , by mógł także się przywitać . – Bodajby wszyscy plotkarze takie plotki siali o swoich bliźnich , jakie on rozsiewał o waćpannie – odparł wesoło Michał . – Więc wam dziękuję – rzekła Alinka , zwracając się z powitaniem do Dołęgi .