Bolesław Prus Emancypantki Panno Magdaleno , czas wstawać ! … Wtem stuknęło okno i na Madzię wionął orzeźwiający prąd powietrza . Westchnęła i przetarła oczy . — Dzień dobry pani naczelnikowej … — Dzień dobry … dzień dobry , kochana panno Magdaleno … Doskonale pani spała ! … Po łaźni i po płaczu zawsze się dobrze śpi . — Daleko jeszcze do Warszawy ? … — pyta Madzia . — Wyjechali śmy z ostatniej stacji . Madzia chwiejnym krokiem zbliża się do okna i zaczyna oglądać okolicę . Pola zżęte ; na ścierniach zapalają się i gasną krople rosy ; drzewa uciekające w tył mają niezdrową zieloność , jakby w tym miejscu jesień zaczynała się wcześniej aniżeli w Iksinowie . Niekiedy między polami zabieli się chata otoczona płotem z żerdzi ; z daleka widać parę wysokich kominów . A na granicy horyzontu rozpiera się olbrzymi szary obłok przecięty trzema poziomymi smugami dymów . Najniższa smuga oznacza Powiśle , średnia — stoki , najwyższa szczyty Warszawy , która wygląda jak tajemnicze pasmo wzgórz zębatych z wyskakującymi tu i owdzie skałami . — Piękne macie powietrze w tej Warszawie — odezwała się naczelnikowa . — Jestem pewna , że za dwa dni będę miała czarne płuca … Ach , Boże , jak wy tu żyć możecie ? … — Ale widzi pani , że im bliżej podjeżdżamy , tym bardziej rozpraszają się dymy … O ! wieża kościoła ewangelickiego … na lewo Święty Krzyż … na prawo kościół Panny Marii … Coraz wyraźniej ! … — Już ja dziękuję za taką wyraźność . Panie Boże ! … W rok umarłabym tutaj … A pani niech wraca do Iksinowa z początkiem przyszłych wakacyj … Ot , już gwiżdżą … zaraz wysiadamy … Odwiozę panią , gdzie trzeba . To mówiąc naczelnikowa zaczęła śpiesznie wyjmować z siatki wagonu torby , pudełka , parasole . Pociąg zwalnia , słychać gwar rozmów , konduktorzy otwierają drzwi … — Warszawa … — Ej , człowieku ! … a zamów wygodną dorożkę … — woła naczelnikowa podając tragarzowi stos rupieci . — Madziu ! — nagle odzywa się zafrasowana osóbka wyciągając ręce . — Żanetko ! … — odpowiada Madzia . — Co tu robisz ? — Przyjechała m na dworzec po ciebie … — A ty skąd wiesz , że ja miała m wrócić ? … — Przecież telegrafowała ś do panny Malinowskiej i ona mnie tu przysyła w zastępstwie … Obie panny tak gwałtownie padają sobie w objęcia , że robi się z nich jedna bryła tamująca ruch na peronie . Zaczepił je wózek , potrącił konduktor , wreszcie wpadł na nie tragarz i niechcący rozdzielił parasolem naczelnikowej . — Takim sposobem ja już niepotrzebna pani ? — mówi naczelnikowa i — ona znowu chwyta Madzię w objęcia . — Więc do widzenia , panno Magdaleno , najpóźniej w końcu przyszłego czerwca . Mówię : do widzenia nie tylko od siebie , ale od całego miasta i od mego męża , któremu pani także głowę zawróciła … Oj ! będziemy się kłócić w Iksinowie … Tragarz zajął się odebraniem rzeczy Madzi , i obie panny weszły do sali pasażerskiej . — Boże , jak ty ślicznie wyglądasz , Madziu — mówiła panna Żaneta — a tu ktoś rozpuścił plotkę , żeś w kwietniu umarła ! … Od kwietnia do sierpnia zrobiła ś sobie wakacje , winszuję ! … Dopiero musiała ś używać ? … — Nie widziała m nawet mojej siostrzyczki — wtrąciła Madzia . — Cóż u was ? … — Nic . Na pensję taki natłok , że panna Malinowska nie chce przyjmować uczennic … Ale co za zmiany ! … W dawnym mieszkaniu Ady Solskiej i pani Latter są dziś sypialnie ; gospodaruje matka panny Malinowskiej , a ona sama oprócz salonu do przyjęć ma tylko jeden pokój … Słyszała ś ? … Przełożona w jednym pokoju ! … — Musi mieć mniejsze dochody aniżeli pani Latter ? — Wątpię — odparła panna Żaneta . — Choć , wyobraź sobie , bierze po pięćdziesiąt i po sto rubli taniej od pensjonarek , nam popodwyższała pensje , no … i stół jest lepszy … O , lepszy … — To doskonale . — Straszny ucisk ! … Pensjonarkom nie wolno wychodzić na wizyty ; nam wolno przyjmować gości tylko w ogólnym salonie … O dziewiątej wieczór wszystkie musimy być w domu … Joasia nie miała by co robić u nas . To klasztor ! … Wyniesiono rzeczy , panny wsiadły w dorożkę . — Jak te wasze dorożki trzęsą … ach , wylecę ! … — zawołała Madzia . — Kurz … zaduch … — A mnie się zdaje , że dziś jest cudowne powietrze — uśmiechnęła się panna Żaneta . — Tak dawno już nie była m na wsi , że chyba nie potrafiła by m tam oddychać — dodała z westchnieniem . — Panna Howard jest u was ? — pyta Madzia . — Co też ty mówisz ? … U nas nie ma miejsca dla progresistek wobec panny Malinowskiej . — Gwar … hałas ! … Nieznośna Warszawa … A nie słyszała ś czego o Solskich , o … Helenie Norskiej ? … pytała Madzia rumieniąc się . — Wszyscy siedzą za granicą , ale niedługo mają wrócić — mówiła panna Żaneta . — Ada chce doktoryzować się z nauk przyrodniczych , a Helenka podobno jest zaręczona z Solskim . Tylko że oni ciągle to — godzą się , to — zrywają ze sobą … Hela ma być taka despotyczna jak pani Latter , a Solski zazdrosny … Nic tego nie rozumiem . Proszę skręcić w bramę i wjechać na dziedziniec ! … — zawołała panna Żaneta do woźnicy . W kilka minut później Madzia z biciem serca wstępowała na dobrze znane jej schody pensji . Uderzyła ją cisza panująca w korytarzach i brak pensjonarek , które dawniej ciągle kręciły się między salami . — Pani przełożona u siebie ? — zapytała panna Żaneta szpakowatego mężczyznę , który w czarnym surducie , zapiętym pod szyję , stał przy schodach , wyprostowany jak żołnierz . — Pani przełożona … — odparł , lecz nagle umilkł . Otworzyły się drzwi i jakiś pan wśród ukłonów cofał się tyłem z pokoju , w głębi którego słychać było łagodny głos panny Malinowskiej : — …bo od chwili gdy sprowadzi się na pensję , wychodzić do miasta nie może … — Nieodwołalnie ? … — zapytał ciągle kłaniający się pan . — Tak . Pan zbiegł ze schodów i Madzia ujrzała przed sobą pannę Malinowską . Miała taką samą ciemną suknię , taką samą spokojną twarz , jak przed pół rokiem . Tylko jej piękne oczy nabrały koloru stali . — Aaa … panna Brzeska jest ? … — rzekła przełożona i pocałowała Madzię w czoło . — Czy będziesz mogła pojechać ze mną dziś o piątej do twoich panienek ? — Owszem , proszę pani . — Panno Żaneto , zajmij się Brzeską … — Czy mogę przywitać się z dawnymi uczennicami ? … — nieśmiało zapytała Madzia . — Owszem . Piotrze , śniadanie dla panny Brzeskiej … Potem może Piotr wysłać list , który mu dziś dała m … — Do pani Korkowiczowej — wtrącił wyprostowany mężczyzna . — Właśnie zawiadamiam w nim panią Korkowiczowę , że przyjechała ś i że będziemy u niej o piątej — rzekła do Madzi panna Malinowska i poszła na górę . Madzia w osłupieniu patrzyła na pannę Żanetę , która zobaczywszy , że przełożona znikła już w korytarzu drugiego piętra , pokiwała głową i szepnęła : — Tak , tak ! … Teraz uchyliły się inne drzwi i w wąskim otworze ukazał się cień dziewczynki , która dawała znaki ręką szepcząc : „ Pst ! … pst ! … panno Magdaleno ! … ” . Madzia z Żanetą weszły do sali , gdzie zebrała się gromadka mniejszych i większych panienek . — Pani przełożona pozwoliła przywitać się — rzekła panna Żaneta . Wtedy dziewczynki otoczyły Madzię ze wszystkich stron , zaczęły ją całować i mówić jedna przez drugą . — Widziały śmy oknem , jak pani zajechała … Pani do nas ? … Nie , do Korkowiczówien … Ach , gdyby pani wiedziała , jak nas ostro trzymają ! … Wie pani , że Zosia Piasecka w lipcu umarła … — Ja miała m wszystkie celujące i dostała m pierwszą nagrodę … — mówiła głośniej od innych piękna brunetka z aksamitnymi oczyma . — Moja Malwinko , nie chwal się tak … — A ty nie przeszkadzaj , moja Kociu . Ja przecież była m uczennicą panny Magdaleny , więc przyjemnie jej będzie dowiedzieć się , że jestem najzdolniejsza z całej pensji … — Wie pani , że biedna Mania Lewińska nie skończyła szóstej klasy ? … — Ach , Łabęcka , jak się masz ! — zawołała Madzia . — Dlaczego nie skończyła ? … — Musi siedzieć u swego wuja Mielnickiego … Pamięta pani : taki gruby pan … Sparaliżowało go po śmierci pani Latter , a Mania go pielęgnuje … — O mnie już pani zapomniała … A ja tak tęsknię za panią … — Ależ nie … Zosiu … — Tyle mam do powiedzenia … Niech pani ze mną pójdzie do okna … Zaprowadziła Madzię we framugę i zaczęła szeptać : — Jeżeli pani zobaczy go … bo on ma tu niedługo wrócić … — Kogo , Zosiu ? … — No … tego pana … Kazimierza Norskiego … — I ty jeszcze o nim myślisz ? … W szóstej klasie ! … — rzekła zgorszona Madzia . — Właśnie , że już wcale nie myślę … Sto razy … tysiąc razy wolę pana Romanowicza … Ach , pani , jaka jemu śliczna broda urosła od wakacyj … — Dziecko jesteś , Zosiu … — O , wcale nie , bo już umiem pogardzać … Niech się żeni z tą Mongołką … — Kto z kim ? … — zapytała Madzia blednąc . — Kazimierz z Adą Solską … — odparła Zosia . — Któż ci znowu mówił o takich dzieciństwach ? … — Nikt nie mówi , bo nikt nie wie , tylko … moje serce przeczuwa … O , nie na próżno oni siedzą w Zurychu … Zapukano do drzwi . Dziewczynki rozpierzchły się jak wróble przed jastrzębiem . Ukazała się pokojówka zapraszając Madzię na śniadanie . W pokoju przełożonej Madzia zetknęła się ze staruszką białowłosą i szczupłą , ale bardzo ruchliwą . — Jestem tutejsza gospodyni — rzekła wesoło staruszka — i w zastępstwie córki proszę panią … Staruszka była podobna do doktorowej Brzeskiej , więc wzruszona Madzia ucałowała jej ręce . — Niechże pani siada … przepraszam , ale nie pamiętam nazwiska ? … — Magdalena … — Niechże pani siada , panno Magdaleno … Ja pani naleję kawę , bo musi pani być zmęczona … I bułkę nasmaruję … Ja się na tym znam … — Bardzo dziękuję , ale … nie jadam z masłem — szepnęła Madzia pragnąc jak najmniej narażać na koszta swoje protektorki . — Nie chce pani masła ? … — zdziwiła się staruszka . — A niechże Bóg broni , ażeby o tym dowiedziała się Felunia ! … Według niej pieczywo bez masła nic niewarte … Tu wszyscy musimy jadać masło . Więc i Madzia jadła bułkę z masłem , a w sercu jej odezwała się cicha tęsknota . U rodziców na podwieczorkach w altance także jadano do kawy bułki tylko z masłem … Co teraz robi major … proboszcz … rodzice ? … Ach , jak to ciężko dom opuścić ! … Staruszka może przeczuwając jej smutne wspomnienia odezwała się : — Pewnie pani znowu kilka lat posiedzi w Warszawie jak my ? … Felunia już bardzo dawno nie była na wsi . — O nie , proszę pani ! — zaprotestowała Madzia . — Ja może za rok wrócę , bo mam zamiar otworzyć pensyjkę — dodała ciszej . — W Warszawie ? … — spytała żywo staruszka patrząc na Madzię wylęknionymi oczyma . — O , nie … w Iksinowie … — Iksinów ? … Iksinów ? … Nie mamy żadnej uczennicy z Iksinowa … Ha , może to i dobrze … Przysyłała by nam pani panienki do wyższych klas . — Ależ naturalnie , że tylko tutaj … — odparła Madzia . Staruszka uspokoiła się . Do obocznego saloniku , do którego drzwi były uchylone , weszła przełożona , a za nią jakaś dama . — Zdecydowała m się na czterysta rubli — mówiła dama . — Trudno , cóż robić ? … — Już nie mam miejsca dla córeczki pani , wczoraj zostało zajęte — odpowiedziała przełożona . — Jak to ? … przecież … Przecież zmieści się jeszcze jedno łóżeczko w tak obszernym lokalu — mówiła dama , w której głosie czuć było zmieszanie . — Nie , pani . U nas liczba uczennic stosuje się do obszerności mieszkania … Dziewczynki muszą mieć powietrze albo blednicę , a ja nie chcę u siebie blednicy . Dama widocznie podniosła się do wyjścia i rzekła tonem irytacji : — Pani Latter nigdy nie była tak bezwzględną … Żegnam panią … — I bardzo źle na tym wyszła . Żegnam panią — odparła przełożona wyprowadzając damę na korytarz . Madzia była zadziwiona stanowczością panny Malinowskiej , a jeszcze więcej fizjognomią jej matki . Przez czas rozmowy w saloniku na twarzy staruszki kolejno malowała się obawa , duma , gniew , zachwyt . — Ona taka zawsze … Felunia ! … — mówiła matka składając ręce i trzęsąc głową ze wzruszenia . — Co to za wyjątkowa kobieta ! … Prawda , panno … przepraszam , ale ? — Magdalena … — przypomniała jej Madzia . — Tak … panno Magdaleno … bardzo przepraszam . Ale prawda , że Felunia jest nadzwyczajną kobietą ? … Drugiej takiej ja przynajmniej nie spotkała m na świecie . W progu ukazała się przełożona . — Cóż , mamo — rzekła — bielizna Gniewoszówny zgadza się z rejestrem ? — Bielizny ma dosyć — odparła staruszka — ale żadnego rejestru . — Jak zwykle ! … Gniewoszówna nie pójdzie dziś na spacer , tylko z mamą porachuje bieliznę i robi rejestr , który da do podpisania ojcu , gdy ją odwiedzi . Wieczny nieład ! … Teraz panna Malinowska zwróciła na Madzię spokojne oczy . — Proszę cię , panno Magdaleno . Rzeczy twoje są w dawnym pokoju Solskiej , który możesz zająć do piątej . Do tej godziny jesteś wolna . Madzia podziękowała staruszce za śniadanie i przeszła do wskazanego pokoju . Znalazła tam swój kufer i pudełka , ogromną miednicę wody , ręcznik śnieżnej białości , ale z ludzi — nikogo . Widocznie wszyscy byli zajęci i nikt nie myślał jej bawić . Brr ! … jak tu chłodno … Madzi jeszcze huczał w głowie turkot pociągu , jeszcze odurzał ją dym lokomotywy , jeszcze nie mogła oswoić się z myślą , że jest w Warszawie . Stojąc na środku pokoju przymknęła oczy , ażeby mieć złudzenie , że ona jeszcze nie opuściła Iksinowa . Za drzwiami słychać szelest … może idzie matka ? … Ktoś odchrząknął — to pewnie ojciec albo major ? … A to co ? … Ach , słychać przeraźliwe granie katarynki ! … Jakże pragnęła w tej chwili przytulić się do kogo , całować i być całowaną … Gdyby przynajmniej odezwał się do niej kto , gdyby wysłuchał , jak jej w domu było dobrze , a jak dziś tęskno … Żeby choć jedno słówko otuchy … Nic , nic ! … Po korytarzu cicho biegają ludzie bez głosu ; niekiedy chrząka woźny stojący przy schodach ; przez otwarty lufcik napływa duszne powietrze , a z daleka na drugiej ulicy gra katarynka … „ O mój pokoiku , mój ogrodzie … moje pola ! … Nawet nasz cmentarzyk nie jest taki smutny jak ten dom ; nawet mogiła biednego samobójcy nie jest tak pusta jak ten pokój … ” — myśli Madzia , z trudnością powstrzymując wybuch płaczu . Gdyby w tym gabinecie została jaka pamiątka po Solskiej ! Nie ma nic ! nawet zdarto obicia i pomalowano ściany na stalowy kolor , który przypomina spokojne oczy panny Malinowskiej . Kiedy Madzia przebrała się , wpadła do niej panna Żaneta . — Ach , nareszcie ! … — zawołała Madzia wyciągając ręce do zafrasowanej osóbki , która dawniej nic ją nie obchodziła , lecz w tej chwili wydawała się najdroższą . — Przyszła m się z tobą pożegnać , bo zaraz wychodzimy z klasą do Botanicznego Ogrodu , a później możemy się nie zobaczyć … — Nie przyjdziesz do mnie ? … — zawołała Madzia z żalem . — Nie mogę … dziś mój dyżur … — A ja z wami nie mogła by m pójść na spacer ? … — zapytała tonem prośby . — Czy ja wiem ? … — odparła panna Żaneta robiąc jeszcze bardziej zafrasowaną minkę . — Poproś panny Malinowskiej … może pozwoli … — To już do widzenia się … — rzekła Madzia ze smutkiem . Bardzo jej było źle w tym jasnoniebieskim pokoju , ale jeszcze gorzej bała się prosić przełożonej . Ona taka zajęta … a jeżeli odmówi albo pozwoli z niechęcią ? … — Możeś ty chora ? … — spytała nagle panna Żaneta . — Powiem , a doktór zaraz przyjdzie … — Na Boga , Żanetko , nie mów nic ! … Mnie nic nie jest … — Bo masz taką dziwną minę ? … — rzekła panna Żaneta i pożegnała Madzię , lekko wzruszając ramionami . Po wyjściu koleżanki Madzia znowu została sama ze swymi myślami , które ją tak dręczyły , że zdobyła się na krok bohaterski . Opuściła pokój , przebiegła korytarz na palcach , oglądając się jak człowiek , który ma spełnić przestępstwo , i znalazłszy w garderobie matkę przełożonej rzekła zarumieniona : — Proszę pani , mam teraz czas , może by m pani w czym pomogła ? … Staruszka , która właśnie rachowała bieliznę w towarzystwie pensjonarki z zaczerwienionymi powiekami , podniosła na Madzię zdziwione oczy . — Droga panno … przepraszam … panno Magdaleno , w czym że mi możesz pomóc ? … Prędzej chyba u Feluni coś by się znalazło … Ona teraz jest w kancelarii … I zaczęła znowu rachować bieliznę mówiąc do pensjonarki : — Chusteczek piętnaście … napisała ś , moje dziecko ? … — Napisała m — szepnęła dziewczynka trąc oczy palcami zawalanymi atramentem . — Trzeba wyraźnie pisać , kochanko … bardzo wyraźnie … Madzia opuściwszy garderobę , z wielkim strachem weszła do kancelarii , gdzie pochylona nad biurkiem panna Malinowska pisała listy . Usłyszawszy szelest kroków przełożona odwróciła głowę . — Może , proszę pani … czy nie mogła by m w czym pomóc ? … — cicho zapytała Madzia . Panna Malinowska popatrzyła na nią uważnie , jakby usiłując zgadnąć , w jakim celu Madzia oświadcza chęć pomożenia jej — i odparła : — No , no ! … Korzystaj , moja droga , z tych kilku godzin swobody , które ci zostały … Pracy będziesz miała dosyć … Po tej odprawie zawstydzona i rozżalona Madzia czym prędzej wróciła do swego pokoju i ażeby nie poddać się desperacji , wydobyła z kufra wszystkie rzeczy , książki , kajety i zaczęła je układać . Zajęcie to , pomimo że nie wymaga zbyt wielkich wysiłków umysłu , uspokoiło Madzię . Dziś dopiero zrozumiała różnicę pomiędzy rodzinnym domem , gdzie wszyscy mieli czas na to , ażeby ją kochać , a domem obcym , gdzie nikt nie miał czasu nawet rozmawiać z nią . Około trzeciej zrobił się ruch w korytarzach : pensjonarki wróciły ze spaceru , następnie poszły na obiad . Z odgłosów dochodzących ją Madzia wywnioskowała , że dziewczynki maszerują parami , a rozmawiają po cichu . Za czasów pani Latter w podobnej chwili było dużo śmiechu , skoków , bieganiny … dziś nic z tego ! „ Zapomniano o mnie … — nagle pomyślała Madzia spostrzegłszy , że jej nikt nie prosi na obiad . Krew uderzyła jej do głowy , łzy zakręciły się w oczach i uczuła niepokonaną chęć powrócenia do domu . „ Do domu ! … do domu ! … nie chcę już ani panny Malinowskiej , ani jej protekcji , ani nade wszystko jej gościnności … Przecież moja mama nie postąpiła by w podobny sposób z żebrakiem , który znalazł by się u niej w porze obiadu … Mam dziewięćdziesiąt rubli papierami , złoto od majora , więc wrócić mogę … A w Iksinowie , choćbym tylko zapracowała piętnaście rubli miesięcznie , nikt nie zrobi mi impertynencji … ” . Tak sobie mówiła Madzia chodząc po pokoju rozgorączkowana … ale na palcach . Bała się , ażeby kto usłyszawszy kroki nie przypomniał sobie o niej . Pragnęła , ażeby wszyscy o niej zapomnieli , ażeby rozstąpiły się mury i uwolniły ją z tego dziwnego domu bez zwrócenia niczyjej uwagi . — Boże , Boże ! … po co ja tu przyjechała m ? … — szeptała załamując ręce . Okropność jej położenia zaostrzał jeszcze smutny fakt , że Madzi — jeść się zachciało . „ Nie mam ambicji ! … — myślała z rozpaczą . — Jak można w podobny sposób być głodną ? … ” . Wtem ogarnęło ją zdziwienie : na górze zrobił się ruch , rozległy się śmiechy , bieganina , dźwięki fortepianu … Bodaj nawet , czy kilka par nie tańczyło … „ Cóż to znaczy ? … — mówiła do siebie . — Więc i tu wolno się bawić ? … ” . Jednocześnie zapukano do drzwi i weszła panna Malinowska uśmiechnięta . — Teraz nasza kolej — rzekła — bądź łaskawa . Wzięła Madzię pod rękę i zaprowadziła do pokoju matki , gdzie był stół nakryty na trzy osoby i dymiła się waza . „ Boże , ja nigdy nie będę mieć rozumu ! ” — pomyślała Madzia śmiejąc się w duchu z samej siebie . . Rozpacz już ją opuściła , ale apetyt spotężniał . — Zaczynam oddychać — odezwała się panna Malinowska po sztuce mięsa . — Doprawdy , mam czasami ochotę zazdrościć , że ci się nie udała twoja pensyjka w tym jakimś Iksinowie … — O , ja wrócę tam i założę choć dwie klasy : wstępną i pierwszą — odparła Madzia chcąc uspokoić swoją gospodynię . — I dwie klasy dadzą ci się we znaki , szczególniej w początkach . My coś wiemy o tym , prawda , mamo ? — O ! … — westchnęła staruszka chwytając się oburącz za głowę . — Bo też dostała ś pensję , Chryste elejson ! … Mówię pani — zwróciła się do Madzi — ile ja łez wylała m , ile nocy nie przespała m w tamtym kwartale ! … Ale Felunia żelazna kobieta … O ! … — Pani mi pozwoli czasem przyjść do siebie i popatrzeć na gospodarstwo ? … — zapytała nieśmiało Madzia przełożonej . — Owszem , ale … co tu zobaczysz , moja droga ? Trzeba najwcześniej wstawać , najpóźniej kłaść się spać , wszystkiego pilnować , a co najważniejsza — każdemu od razu wyznaczyć obowiązki i … żadnych ustępstw ! … Latterowa , kiedy nie wydaliła pierwszej pensjonarki za spóźniony powrót od rodziców , już była zgubioną . Od tej chwili zaczęły się wizyty studentów u panny Howard , spacery panny Joanny … No , ale mniejsza o to … Znasz panią Korkowiczowę , u której obejmujesz miejsce ? — Dziewczynki znam … Panią , zdaje mi się , raz widziała m … — odparła Madzia . — I ja jej nie znam . Słyszę , że są to ludzie bogaci , dorobkiewicze , a pani dba o wychowanie córek . Rozumie się , że gdyby ci tam było źle , znajdziemy inne miejsce , a może nawet u mnie otworzy się jaka posada … — Ach , to było by najlepsze ! … — zawołała Madzia składając ręce . — No , no ! … Zapytaj twoich koleżanek : czy one się tak zachwycają ? … — rzekła przełożona . — Ale trudno … ja nie chcę iść za panią Latter … Po obiedzie przełożona pobiegła na górę , gdzie mimo jej obecności nie zmniejszył się gwar pensjonarek . Zaś na kwadrans przed piątą wpadła do Madzi . — Ubierz się — rzekła — jedziemy . Kufer odeszlę ci za godzinę . Madzię , gdy została sama , ogarnął strach . Jak ją przyjmie pani Korkowiczowa ? … — może i u niej jest taki rygor jak u panny Malinowskiej ? … Blada , drżącymi rękoma włożyła na siebie okrywkę , a ponieważ była sama w pokoju , więc przeżegnała się i uklękła prosząc Boga , ażeby ją pobłogosławił w tak ważnym momencie życia . Przełożona uchyliła drzwi i wywołała Madzię . Wyszły na ulicę , wsiadły w dorożkę , a w kilka minut były na pierwszym piętrze wykwintnego domu . Panna Malinowska pociągnęła kryształową rączkę dzwonka przy drzwiach , które otworzył lokaj w granatowym fraku i czerwonej kamizelce . — Kogo mam zameldować ? — spytał . — Dwie panie , które miały tu być o piątej — odpowiedziała panna Malinowska wchodząc do przedpokoju . Przybyłe nie zdążyły jeszcze zdjąć okrywek , kiedy z salonu wpadła między nie dama niska , otyła i ruchliwa , w jedwabnej sukni z długim ogonem , w koronkowym kołnierzu , z koronkową chustką w jednej ręce , z wachlarzem ze słoniowej kości w drugiej . W jej uszach lśniły się dwa wielkie brylanty . — Jakżem wdzięczna , że pani przełożona sama się fatyguje ! … — zawołała dama ściskając pannę Malinowską . — Jakżem szczęśliwa , że nareszcie poznaję panią ! … — zwróciła się do Madzi . — Niechże panie pozwolą do saloniku … Jan , powiedz panienkom , ażeby tu zaraz przyszły … Proszę , bardzo proszę … niech panie siadają … O , na tych krzesełkach … I podsunęła dwa złocone krzesełka kryte amarantowym jedwabiem . — Kiedyż przyjeżdżają państwo Solscy ? — mówiła w dalszym ciągu dama patrząc na Madzię . — Pan Solski w sąsiedztwie mego męża ma majątek … co za majątek ! … Lasy , łąki , a jakie grunta ! … Dwieście włók , proszę pani … Mój mąż mówi , że tam można by postawić cukrownię za psie pieniądze , a mieć z niej ogromne dochody … Pani ciągle koresponduje z panną Solską ? … — zapytała znowu Madzię . — Tak , pisała m do niej parę razy … — odparła zmieszana Madzia . — Co to parę razy ! … — zawołała dama . — Kto ma szczęście posiadać przyjaciółkę z tej sfery , powinien do niej ciągle pisywać … Ja bo jestem zakochana w pannie Solskiej … Co za rozum , skromność , dystynkcja … — Pani zna pannę Solską ? — wtrąciła Malinowska , z właściwym sobie spokojem patrząc na tęgą damę . — Osobiście jeszcze nie mam honoru … Ale pan Zgierski tyle mi o niej opowiadał , że nawet ośmieliła m się prosić ją o składkę na założenie szpitala w naszej okolicy … I wie pani co ? … przysłała tysiąc rubli i odpisała jak najgrzeczniej ! … Pulchne policzki pani Korkowiczowej zaczęły drżeć . — Darujcie , panie — mówiła mrugając powiekami — ale nie mogę przypomnieć sobie tego wypadku bez wzruszenia … Jest to jedyna osoba … jedyny dom , któremu pierwsza złożyłabym wizytę , tyle mam uwielbienia dla państwa Solskich … A przy tym tak bliskie sąsiedztwo … Podczas długiego i szybkiego wykładu gospodyni domu twarz Madzi promieniała zachwytem . Cóż to za szczęście dostać się do rodziny , która tak kocha jej przyjaciółkę ! A jak szlachetną musi być sama pani Korkowiczowa , skoro oceniła wartość Ady nie znając jej … Natomiast oblicze panny Malinowskiej nie wyrażało nic , choć równie dobrze mogło oznaczać znudzenie albo drwiny . Siedziała wyprostowana ustawiwszy wielkie oczy w ten sposób , że nie było wiadomo , na co mianowicie zwraca uwagę : czy na panią Korkowiczowę , czy na jej salon zapełniony kilkoma różnymi garniturami mebli , czy na dwa olbrzymie dywany na posadzce , z których jeden był ciemnowiśniowy , a drugi jasnożółty . Kiedy gospodyni podniosła do ust koronkową chustkę jakby dając znak , że już wypowiedziała wszystkie uniesienia , panna Malinowska odezwała się : — Jakież będą obowiązki panny Brzeskiej u pani ? — Obowiązki ? … żadne ! … Towarzyszyć moim córkom , ażeby nabrały pięknego układu , i pomagać im w naukach , a właściwie pilnować … Moje panienki biorą lekcje od profesorów , od renomowanych nauczycielek … — A pensję jaką pani przeznacza dla panny Brzeskiej ? … O ile sobie przypominam … — Trzysta rubli rocznie — wtrąciła dama . — Tak , trzysta rubli — powtórzyła panna Malinowska i zwróciwszy się do przerażonej i zaczerwienionej Madzi dodała : — W ciągu roku masz jeden tydzień wolny na Boże Narodzenie , drugi na Wielkanoc i miesiąc na letnie wakacje , w czasie których możesz odwiedzić rodziców . — Naturalnie ! … — potakiwała pani Korkowiczowa . — I rozumie się , że będziesz w domu państwa Korkowiczów traktowana jak starsza córka … — Nawet lepiej ! … wiem przecież , kogo biorę … — A teraz może mi pani pozwoli zobaczyć pokój panny Brzeskiej — mówiła dalej przełożona podnosząc się ze złoconego krzesełka tak obojętnie , jakby chodziło o najzwyklejszy stołek . — Pokój ? … — powtórzyła pani Korkowiczowa . — A tak … pokój dla panny Brzeskiej … Proszę … Madzia jak automat szła za panną Malinowską . Minęły pod przewodnictwem ruchliwej gospodyni długi szereg saloników i gabinetów i znalazły się w niewielkim , ale czystym pokoju z oknem wychodzącym na ogród . — Łóżko zaraz każę przynieść — mówiła gospodyni . — Obok mieszkają moje panienki — a syn … na drugim piętrze … — O , widzisz , masz tu i popielniczkę , gdyby ś kiedy nauczyła się palić papierosy … — rzekła panna Malinowska do Madzi . — Ach , to popielniczka mego syna , który tu czasem lubi zdrzem … czytać po obiedzie … — odparła zakłopotana gospodyni . — Ale on tu już nigdy nie przyjdzie … — Żegnam panią — odezwała się nagle panna Malinowska ściskając rękę damie — i dziękuję za warunki . Bądź zdrowa , Madziu — dodała — pracuj , jak to ty umiesz , i pamiętaj , że mój dom jest w każdej chwili na twoje usługi . Rozumie się … dopóki nie przyjadą Solscy , których przyjaźń i opiekę ja tymczasowo zastępuję — kończyła z naciskiem . — Ach ! … — westchnęła pani Korkowiczowa patrząc na Madzię z wyrazem macierzyńskiej miłości . — Upewniam , że państwo Solscy będą zadowoleni … Gdy po oględzinach panie wróciły do salonu , zastały tam dwie panienki wcale rozwinięte , ładnie ubrane , może zanadto ulegające naciskowi gorsetów . Obie były blondynki o okrągłych rysach , tylko jedna miała zmarszczone czoło jak osoba , która się gniewa , druga wysoko podniesione brwi i półotwarte usta , jakby lękała się . — Panie pozwolą przedstawić sobie moje córki — rzekła gospodyni . — Paulina … Stanisława … Obie dziewczynki dygnęły przed panną Malinowską według prawideł , przy czym brwi Stanisławy podniosły się jeszcze wyżej , a czoło Paulinki pofałdowało się jeszcze posępniej . — Panna Brzeska … — mówiła gospodyni . — O , my się znamy ! … — zawołała Madzia całując zarumienione dziewczynki , które uśmiechnęły się życzliwie — jedna z odcieniem goryczy , druga z wyrazem melancholii . — Żegnam panią — powtórzyła panna Malinowska . — Do prędkiego widzenia , Madziu … do zobaczenia , moje dzieci … Madzia wyprowadziła przełożoną na schody i całując ją w ramię szepnęła : — Boże , jak ja się boję … — Bądź spokojna … — odparła panna Malinowska . — Znam ten gatunek chlebodawców i już wiem , o co im chodzi … Kiedy Madzia wróciła do salonu , pani Korkowiczowa opuściwszy grupę mebli złoconych usiadła na aksamitnym fotelu , a Madzi wskazała miejsce na krześle . — Pani dawno ma przyjemność znać państwa Solskich ? … — zapytała dama . W tej chwili dziewczynki schwyciły Madzię za ręce i jednocześnie odezwały się : — Czy Wentzlówna jest jeszcze na pensji ? … — Czy pani słyszała o pani Latter ? … — Linka … Stasia ! … — zgromiła je matka uderzając ręką o poręcz fotelu . — Ile razy mówiła m , że panienki dobrze wychowane nie powinny przeszkadzać starszym ? … Zaraz … Ot , i już nie pamiętam , o co chciała m pytać pannę Brzeską ! … — Naturalnie , że o tych Solskich , których majątek sąsiaduje z browarem papy — odpowiedziała Paulinka z miną rozgniewanej . — Linka ! — pogroziła jej matka . — Linka , ty swoim postępowaniem wpędzisz mamę do grobu … Pamiętaj , że niedawno wróciła m z Karlsbadu … — Ale już mama jada mizerię — wtrąciła Stasia . — Mamie wolno wszystko jadać , bo mama wie , co robi — odparła dama . — Ale dobrze wychowane panienki nie powinny … Linka , ty niedługo siądziesz na kolanach pannie Brzeskiej … — Albo to ja raz siedziała m na pensji … — Na pensji co innego … W przedpokoju rozległ się potężny bas : — Mówił em ci , błaźnie , ażeby ś mi się nie stroił jak małpa … — Jaśnie pani kazała … — odparł inny głos . Drzwi otworzyły się i do salonu wszedł w kapeluszu na głowie mężczyzna z dużą brodą . — Cóż to dziś za maskarada ? … — wołał pan w kapeluszu . — Z jakiego , u diabła … Umilkł i zdjął kapelusz spostrzegłszy Madzię . — Mój mąż … — rzekła prędko gospodyni . — Panna Brzeska … Pan Korkowicz chwilę przypatrywał się Madzi , a na jego dobrej twarzy odmalowało się zdziwienie . — A … — odezwał się przeciągle . — Najserdeczniejsza przyjaciółka państwa Solskich . — Eh ! … — odparł lekceważąco , a potem wziąwszy rękę Madzi w swoje ogromne dłonie dodał : — To pani ma uczyć nasze dziewczęta ? … Bądź dla nich miłosierna ! … Głupiutkie to , ale poczciwe … — Piotruś ! — upomniała go pani , uroczyście poprawiając koronkowy kołnierz . — Moja Toniu , kogo ty chcesz w błąd wprowadzić , panią nauczycielkę ? … Pani nauczycielka od razu pozna się na twoich córkach jak szynkarz na młodym piwie … Cóż , ten wałkoń już wrócił ? … — Nie rozumiem cię , Piotrze … — odparła oburzona dama . — Papo pyta się , czy Bronek wrócił — objaśniła Paulinka . — Piękne panna Brzeska będzie miała wyobrażenie o naszym domu ! … — wybuchnęła pani . — Tylko wszedł eś , zaraz prezentujesz się jak człowiek ordynarny … — Przecież ja taki zawsze … — odparł pan , ze zdziwieniem rozkładając ręce . — Panna Brzezińska , czy jak tam , nie będzie płaciła moich weksli , choćbym się do niej krygował … A gałgan ! … Nie walił em za młodu , teraz on mnie wali … — Co ty gadasz ? … co się z tobą dzieje ? … — wołała pani Korkowiczowa widząc , że Madzia jest przestraszona , a obie córki śmieją się . — Co gadam ! … ten hultaj nie zapłacił wczoraj wekslu w banku i gdyby nie poczciwy Switek , miał by m rejenta w kantorze … A , rozbójnik ! … — Ale przecież Bronek nie stracił tych pieniędzy , tylko spóźnił się ! … — przerwała oburzona matka . — Pięknie go bronisz , nie ma co mówić ! … Gdyby choć grosz stracił z tych pieniędzy , był by złodziejem , a tak jest wałkoniem … — krzyczał ojciec . Na twarz pani wystąpiły fioletowe rumieńce . Zerwała się z fotelu i zadyszana rzekła do Madzi : — Niech pani wyjdzie z dziewczynkami do ich pokoju … A , mój kochany ! … taka awantura przy osobie , która nas nie zna … Madzia , blada ze wzruszenia , opuściła salon . Lecz humor obu panienek nie zmienił się ; gdy zaś znalazły się w swoim pokoju , Linka stanęła przed Madzią i patrząc jej w oczy rzekła : — Pani boi się papy ? … Pani myśli , że papuś jest naprawdę taki straszny ? … — dodała pochylając głowę na bok . — Tu nikt nie boi się tatki , nawet Stasia … — Widzi pani , papuś robi tak … — wmieszała się Stasia . — Jak papuś jest zły na mamę , to jej samej nic nie powie , tylko gniewa się na nią przed nami . A jak Bronek co zmaluje , to papuś znowu nic nie mówi jemu , tylko wygraża się na niego przed nami albo przed mamą … — Teraz na wszystkich będzie skarżył się przed panią … — wtrąciła Linka . — O , ja wiem ! … Pani bardzo podobała się papusiowi … — I mamie — dodała Stasia . — Mama wczoraj mówiła , że gdyby pani miała rozum i potargowała się , to mogła by dostać u nas z pięćset rubli rocznie . — Moja Stasiu … pani i tak dostanie … — przerwała jej Linka . — Dzieci , co wygadujecie ? … — zawołała Madzia ze śmiechem . — Któż słyszał zdradzać tajemnice rodzinne ? … — Alboż pani nie należy do naszej rodziny ? — rzekła Stasia rzucając się Madzi na szyję . — Jest pani u nas godzinę , a mnie się wydaje , że już od stu lat … — Widzę , że pani będzie więcej kochała tego lizusa aniżeli mnie … Ale ja do pani jestem bardziej przywiązana , choć nie obrywam pani sukni … — odezwała się obrażona Linka tuląc się do ramienia Madzi . — Będę obie kochała jednakowo , tylko powiedzcie mi , czego się uczycie ? — odparła Madzia całując każdą po kolei . Naprzód Stasię i Linkę , potem Linkę i Stasię . — Ja pani powiem ! — zawołała Stasia . — Od kiedy wyszły śmy z pensji — do wakacyj uczyły śmy się wszystkiego : literatury , historii , algebry , francuskiego … — Od wakacyj nie uczymy się niczego — wtrąciła Linka . — Przepraszam … ja uczę się fortepianu … — przerwała Stasia . — Kochasz się w panu Stukalskim , który wymyśla ci , że masz palce do obierania kartofli … — Moja Linko ! … Sama romansujesz z panem Zacieralskim i myślisz , że zaraz każdy musi się kochać ! … — odparła zarumieniona Stasia . — Cicho , dzieci ! — uspokoiła je Madzia . — Kto jest pan Zacieralski ? — Malarz , uczy Linkę malować , a tatko pyta się , kiedy zaciągną nam podłogi , bo froterzy drogo kosztują … — A Stasię pan Stukalski uczy grać na fortepianie i przez połowę każdej lekcji rozstawia jej palce na klawiszach … Nie bój się ! … już mama spostrzegła , że podczas tych wykładów za mało słychać muzyki … Przysięgnę , że gdyby twój Kocio zamiast dwu rubli brał rubla , skończyły by się czułości … — Może ten twój Zaciereczka uczył by cię darmo ? … — wtrąciła Stasia . — Właśnie , że uczył by mnie darmo — odparła obrażona Linka — bo ja mam poczucie natury … — O , tak ! … Kiedy ci zadał do wymalowania koszyk wiśni , to wiśnie zjadła ś , liście wysypała ś za okno , a potem rozchorowała ś się na głowę … — Dzieci ! … ach Boże ! … — uspakajała je Madzia . — Powiedzcie mi lepiej : gdzie odbywają się wasze lekcje ? — Fortepian na górze , ja maluję w oranżerii , a inne wykłady odbywają się czy mają się odbywać w auli — objaśniła Linka . — Ja panią tam zaprowadzę — rzekła Stasia . — I ja . Schwyciły Madzię pod ręce i ze swego pokoju przez szereg gabinetów , korytarzy i sionek wyprowadziły do wielkiej sali . Było już ciemno , więc Linka znalazłszy zapałki zapaliła cztery płomienie gazu mówiąc : — Oto jest nasza aula , w której przez wakacje prasowała się bielizna … — Przepraszam , bo stały kufry z futrami … — poprawiła ją Stasia . Salon zadziwił Madzię . Było w nim kilka wyściełanych ławek przed eleganckimi stoliczkami , była wielka tablica jak na pensji , a nade wszystko — była szafa wypchanych zwierząt i druga pełna aparatów do wykładu fizyki . — Po cóż tyle ławek ? — zapytała Madzia . — A … bo mama chce , żeby u nas zbierały się komplety panienek , którym mają wykładać najlepsi profesorowie — rzekła Linka . — A na cóż te narzędzia ? … Uczycie się fizyki ? … — Jeszcze nie — pochwyciła Stasia . — Ale , widzi pani , było tak : mama dowiedziała się , że panna Solska ma takie przedmioty , więc zaraz nam je kupiła . — I to stoi bez użytku ? — Owszem — rzekła Linka — w machinie pneumonicznej , czy jak tam , Bronek dusił myszy ; więc papuś rozbił klosz , Bronka wykrzyczał i szafę zamknął na klucz . Ale pani klucz odda … Z pół godziny zeszło Madzi na oglądaniu naukowego salonu , aż wreszcie lokaj ( już ubrany w surdut ) dał znać , że będzie herbata . — Chciała by m umyć ręce — rzekła Madzia . — To pójdziemy do pokoju pani — zawołała Stasia . — Linka , pozakręcaj gaz , a ja wezmę zapałki … Przeszły znowu sień , garderobę , oświetlony korytarz i zatrzymały się przed jednymi drzwiami . Stasia zapaliła zapałki , Linka popchnęła drzwi i nagle … Madzia poczuła silny zapach tytoniu , a jednocześnie usłyszała męski głos : — Won stąd ! … czego wy tu ? … Skrzypnęło , stuknęło i z szezlonga zerwał się młody człowiek , otyły , ubrany tylko w kamizelkę . Szczęściem zapałka zgasła . — Czego wy tu , sikory ? … — pytał zaspany młody człowiek . — Co ty tu robisz ? … To pokój panny Brzeskiej … — wołały obie dziewczynki . — Na złamanie karku ! … — mruknął młodzieniec usiłując zamknąć drzwi , czemu przeszkadzała Linka . Teraz otworzyły się inne drzwi w głębi korytarza i wybiegła z nich pani Korkowiczowa , pan Korkowicz , a za nimi lokaj z kandelabrem . — Co tu robisz , Bronek ? … — pytała niespokojnie pani młodego człowieka , który chowając się za szafę wdziewał surdut . — A gdzie łóżko ? … — dodała , gdy blask świec oświetlił wnętrze pokoju . — Jan , gdzie łóżko dla panny Brzeskiej ? … — A na górze , w pokoju młodego pana … — Zwariował eś ? … — jęknęła dama . — Przecie jaśnie pani kazała wstawić łóżko do tego pokoju , gdzie młodszy pan sypia … — Ale gdzie sypia po obiedzie , głąbie jakiś … — mówiła zirytowana dama . — Toteż pan Bronisław tam sypia po obiedzie , a tu dopiero nad wieczorem — tłumaczył się lokaj . — Otwórz okno … przynieś stamtąd łóżko … a niegodziwiec … — Ehe ! widzę , że już dawno nie smarował em maszyn w tej fabryce ! … — odezwał się pan Korkowicz . Wyrwał służącemu z rąk kandelabr i ująwszy samego za kark wyprowadził do garderoby . W chwilę później rozległ się krzyk i parę tępych uderzeń . — Chodźmy , moi państwo , do stołowego pokoju — westchnęła pani . — Strach , co się dziś wyrabia ze służbą ! … Gdy wszyscy usiedli przy stole , zwróciła się do Madzi : — Mój syn , Bronisław … Przeprośże panią za swój nietaktowny postępek … Tłusty młodzieniec ukłonił się Madzi bardzo nisko i rzekł mrukliwym głosem : — Prze … przepraszam panią … Choć , jak Boga kocham , nie wiem za co ? … — Za to , że ośmielił eś się spać w pokoju pani … — Wszyscy mi oczy wykłuwają tym spaniem ! … Przecie człowiek musi sypiać … Wszedł starszy pan . — No ! … — zawołał do syna — powiedz no mi : jak to było wczoraj z tym bankiem ? … — Już tatko zaczyna awanturę ! … — odparł syn . — Słowo honoru daję , że wyprowadzę się od rodziców … — Proszę cię , Piotrusiu , daj mu spokój ! … — wtrąciła matka . — Stasia , zadzwoń . Wszedł Jan zakrywając nos chustką . — Dlaczego nie usługujesz do herbaty ? — zapytał pan . — Bo ja już jaśnie państwu dziękuję za służbę . — Co to znaczy ? … — groźnie odezwał się pan domu . — A tak ! … — odparł służący . — Jaśnie pan tylko ciągle obraża człowieka , a potem się dziwi … — No … no … no … nic nie gadaj … Nie stało ci się nic złego … — Łatwiej jaśnie panu bić niż mnie brać — mruknął Jan . Zdziwiona i przestraszona Madzia pomyślała , że dom państwa Korkowiczów jest bardzo oryginalny . Pani Korkowiczowa posiadała dyktatorską władzę nad domem . Tylko jej lękała się służba , jej ustępował mąż , tylko jej rozkazy spełniały panienki , a nawet ukochany syn , który nie bardzo słuchał ojca . Opanowała wszystkich z mniejszym lub większym oporem z ich strony . Toteż niemałym było zdziwienie pani Korkowiczowej , gdy po niejakimś czasie spostrzegła , że obok niej w domu zaczyna wyrastać nowa indywidualność — Madzi . Ta Madzia wesoła , grzeczna nawet dla służby , nigdy nie opierająca się , a stanowczo posłuszniejsza od Linki i Stasi , z każdym dniem nabierała znaczenia . Wszyscy czuli jej obecność , a przede wszystkim sama pani , choć nie rozumiała , w jaki się to dzieje sposób . Zaraz w kilka dni po przyjeździe pani Korkowiczowa uroczyście wezwała Madzię do salonu , ażeby zakomunikować jej swoją wolę co do kierunku , w jakim mają być kształcone panienki . — Panno … panno Brzeska — zaczęła pani Korkowiczowa — rozsiadając się na kanapie — trzeba , żeby pani odwiedziła pannę Malinowską i spytała , jakich zaleci profesorów dla moich dziewczynek . W każdym razie … tak … sądzę , że mąż musi zaprosić pana Romanowicza , bo on w kwietniu miał odczyt w ratuszu i w jesieni także ma mieć … No i oprócz pana Romanowicza weźmiemy jeszcze kilku … — Proszę pani — rzekła Madzia — na co naszym dziewczynkom profesorowie ? Pani Korkowiczowa drgnęła . — Co ? … jak to ? … — Rezultaty wykładów są dziś wątpliwe — mówiła Madzia — a koszt wielki . Gdyby śmy miały tylko dwie lekcje co dzień po dwa ruble godzinę , to już wyniesie około stu rubli na miesiąc . Moja pensja , lekcje muzyki i malarstwo już kosztują dziewięćdziesiąt rubli , więc razem około dwustu . — Dwieście ! … — powtórzyła pani zmieszana . — Nie myślała m o tym … Ależ będziemy miały komplet , z dziesięć panienek … więc na każdą wypadnie może dwadzieścia rubli , a może i taniej ? … — A czy pani już ma komplet ? … — Właśnie zajmuję się tym … Ale w tej chwili jeszcze nic … — mówiła pani Korkowiczowa wzruszonym głosem . — Więc , proszę pani , zróbmy tak … Gdy pani zbierze komplet , dopiero wówczas zwrócimy się do profesorów , a tymczasem ja będę powtarzała z dziewczynkami to , co przeszły na pensji i czego trochę zapomniały . — Dwieście rubli na miesiąc ! … — szeptała dama ocierając twarz chustką . — Naturalnie , musimy poczekać … — Następnie chwilkę odpocząwszy dodała : — Otóż mam myśl ! … Ja zajmę się zebraniem kompletu , a pani zapyta pannę Malinowską o najodpowiedniejszych profesorów … Tymczasem będzie pani powtarzała z dziewczynkami to , co przeszły na pensji . — Dobrze , proszę pani . Pani Korkowiczowa była zadowolona , że ostateczny rozkaz wyszedł z jej ust i że Madzia bez opozycji podjęła się go wykonać . Była zadowolona , ale w jej duszy pozostało nieokreślone zakłopotanie . „ Dwieście rubli ! … — myślała . — Że mi to od razu nie przyszło do głowy ? … No , od tegoż ona jest guwernantką … ” . Był to dopiero początek . W gorące dnie pan Korkowicz starszy od niepamiętnych czasów miał zwyczaj siadać do obiadu bez surduta . Otóż raz w końcu sierpnia zdarzył się tak silny upał , że pan Korkowicz zasiadł przy stole bez kamizelki . A nadto rozpiął gors koszuli , dzięki czemu doskonale uwydatniało się jego różowe łono pokryte bujnym meszkiem . Obok matki uplasował się pan Bronisław , lokaj wybiegł prosić panny , i niebawem weszły do pokoju Linka , Stasia , a na końcu Madzia . — Szacunek dla panny Magdaleny ! … — zawołał gospodarz pochylając się naprzód , co wpłynęło na mocniejsze otworzenie się koszuli . — Ach ! … — krzyknęła Madzia i cofnęła się za drzwi . Pan Bronisław zerwał się od stołu , a zdumiony pan Korkowicz zapytał : — Co się stało ? … — Jakże , co się stało ? … — rzekła Linka . — Przecież papuś jest rozebrany … — A niechże cię najjaśniejsze ! … — mruknął gospodarz chwytając się za głowę . — Poproścież tu pannę Magdalenę … Bodaj diabli … Wybiegł do swego pokoju i w kilka minut wrócił ubrany jak ze sklepu artykułów mody . W tej chwili weszła powtórnie Madzia , więc przeprosił ją wśród ukłonów i zapewnił , że tak smutny wypadek nigdy się już nie powtórzy . — W twoim wieku , Piotrusiu , dużo uchodzi … — odezwała się kwaskowatym tonem pani . — Dużo … niedużo … — wtrącił pan Bronisław . — Anglicy do obiadu ubierają się we fraki . — Panna Magdalena nie ma powodu gniewać się — mówiła pani — ale przypomnij sobie , Piotrusiu , ile razy prosiła m , ażeby ś nie negliżował się przy obiedzie ? Trzeba przestrzegać form towarzyskich , choćby ze względu na dziewczęta … Gdy obiad skończył się , Madzia zawiadomiła panią , że pragnie odwiedzić Dębickiego . — Dębicki ? … Dębicki ? … — powtarzała pani , lekko marszcząc brwi . — To ten bibliotekarz i przyjaciel Solskiego — objaśnił gospodarz . Oblicze pani Korkowiczowej rozpogodziło się . — Ach — rzekła z uśmiechem — chce pani dowiedzieć się , kiedy przyjeżdżają państwo Solscy ? … Ależ proszę , niech pani idzie … — A ja panią odprowadzę ! … — zawołał zrywając się z krzesła pan Bronisław . — Dziękuję panu — odpowiedziała Madzia tonem tak chłodnym , że pani Korkowiczowa aż drgnęła . — Hę ! … wstydzi się pani ? … — mówił pan Bronisław ze śmiechem . — Jak nas kto spotka , to powiem , że jestem trzecim uczniem pani … — Na ucznia już pan za duży . — To pani powie , że ja jestem pani guwerner . — Na guwernera jest pan za młody — zakończyła Madzia . — Do widzenia się z państwem … Za Madzią wybiegła Stasia , Linka zaś została i wygrażając pięścią bratu rzekła z gniewem : — Słuchaj no … Jeżeli tak będziesz traktował pannę Magdalenę , oczy ci wydrapię … — Dobrze mówi ! — potwierdził ojciec . — Trzeba być cymbał em , ażeby narzucać się porządnej dziewczynie … — Eh ! … porządek … — odparł z lekceważeniem otyły młody człowiek . — Porządne panny nie mają zegarków wysadzanych brylantami … — Co to bydlę mówi , co ? … — zapytał ojciec . — Naturalnie ! — upierał się pan Bronisław . — Zegarek wart ze czterysta rubli , więc skąd może go mieć guwernantka … — A ja wiem ! … — zawołała Linka . — O , już będzie z tydzień , jak ze Stasią oglądały śmy ten zegarek . Prześliczny ! … nawet mama nie ma takiego … Stasia otworzyła kopertę i przeczytały śmy napis : „ Mojej najdroższej Madzi na pamiątkę lat 187 … wiecznie kochająca Ada … ” . Ada to panna Solska — zakończyła Linka . — Taki napis ? … rzeczywiście ? … — zapytała pani Korkowiczowa . — Jak rodziców kocham ! … Obie umiemy go na pamięć … — Ot , i masz zegarek z brylantami , jołopie ! … — westchnął pan Korkowicz uderzając ręką w stół . — Proszę cię , Bronku , ażeby ś był uprzedzająco grzeczny dla panny Brzeskiej — rzekła uroczyście pani . — Ja wiem , kogo wzięła m do domu … Pan Bronisław zasępił się . — Głupi Bronek ! … głupi Bronek ! … — śpiewała skacząc i śmiejąc się Linka . — Tylko , Linka … ani słowa pannie Brzeskiej o tym , co się tu mówiło — upomniała ją pani . — Wpędziła by ś mamę do grobu … Kiedy gospodarz wyszedł za interesami do miasta , pan Bronisław na drzemkę , a Linka do Stasi , ażeby asystować jej przy lekcji fortepianu , pani Korkowiczowa przeniósłszy się do swego gabinetu usiadła na biegunowym fotelu i zaczęła rozmyślać . „ Czy mi się zdaje , czy nasza guwernantka już przekracza granice swego stanowiska ? … Piotr ubiera się do niej przy obiedzie … No , powinien by się już odzwyczaić od swoich okropnych manier ! … Linka broni jej jak lwica … Nic to złego … Zresztą Bronek ją lekceważy … Ale chłopak musi być dla niej grzeczny … i nawet ja , i my wszyscy . Takie stosunki za trzydzieści rubli miesięcznie … Złoty zegarek z brylantami ! … Jeżeli teraz nie zaprzyjaźnimy się z Solskimi , to już nigdy … Swoją drogą przy pierwszej okazji dam panience do zrozumienia : czym ja tu jestem , a czym ona … ” . Fotel bujał się coraz wolniej ; głowa pani Korkowiczowej opadła na wiszącą poduszkę , z półotwartych ust wybiegało chwilami głośne chrapanie . Sen , brat śmierci , skleił powieki dystyngowanej damie . Już pan Stukalski skończył wtajemniczać swoją uczennicę w trudną sztukę palcowania , przy czym nie zaniedbał przypomnieć jej , że powinna obierać kartofle ; już panienki wybiegły do ogródka , gdzie gniewna Linka usiadła na trapezie , a łzami zalana Stasia huśtała ją — kiedy Madzia wszedłszy do gabinetu pani Korkowiczowej zastała ją na biegunowym fotelu , z głową odrzuconą w tył i rękoma splecionymi na łonie . — Ach , przepraszam ! … — mimo woli szepnęła Madzia . — Co ? … co to ? … — zawołała pani zrywając się . — A , to pani ? … Właśnie myślała m … Czegóż kochana pani dowiedziała się o Solskich ? … — Mają wrócić w końcu października . W początkach zaś przyjedzie do Warszawy pan … Tu Madzia zatchnęła się . — Pan Solski ? — Nie … pan Norski — odparła Madzia ciszej . — Syn nieboszczki pani Latter … — Nieboszczki ? — powtórzyła pani Korkowiczowa . — Czy to nie z jego siostrą ma się żenić pan Solski ? — Podobno . — Muszę zapoznać się z panem Norskim , ażeby choć w części wynagrodzić mu mimowolną krzywdę … Obawiam się — wzdychając i kiwając głową mówiła dama — że odebranie moich córek z pensji było jedną z przyczyn samobójstwa nieszczęśliwej pani Latter … Ale Bóg widzi , nie mogła m zrobić inaczej , panno Brzeska ! … Pensja w ostatnich czasach miała okropną opinię , a ja jestem matką … Jestem matką , panno Brzeska … Madzia pamiętała dzień , w którym Linka i Stasia opuściły pensję ; zdawało jej się jednak , że pani Latter nawet nie spostrzegła tego wypadku . — Mam do pani wielką prośbę — odezwała się nieśmiało Madzia po chwili milczenia . — Czy nie pozwoli pani , ażeby siostrzenica profesora Dębickiego uczyła się razem z naszymi dziewczynkami ? … — Chce należeć do kompletu ? — Ona nie ma pieniędzy na lekcje z profesorami , więc uczyła by się tylko ode mnie … „ Aha ! … — pomyślała pani . — Teraz , panienko , zrozumiesz , co jestem ja , a co ty ! … ” . Głośno zaś rzekła : — Cóż ubogiej dziewczynce po takich wysokich naukach , jakie będą pobierały moje dzieci ? … Madzia patrzyła na nią zdziwiona . — Ale … ale … — ciągnęła pani Korkowiczowa czując , że mówi coś nie do rzeczy . — Ten pan Dębicki , u którego pani bywa , to kawaler ? — Kawaler , ale bardzo stary … Ach , jaki to uczony człowiek , jaki szlachetny … Pan Solski bardzo go kocha i ledwie zmusił go do przyjęcia u siebie posady bibliotekarza … — Przepraszam … — rzekła nagle dama . — Co to za prześliczny zegarek ma pani ? Pamiątka ? … — Dostała m go od Ady Solskiej — odparła zarumieniona Madzia podając zegarek . — Ale czasami wstyd mi chodzić z nim … — Dlaczego ? — mówiła pani Korkowiczowa z trudem otwierając kopertę . — „ Mojej najdroższej Madzi … ” . Dlaczego ta dziewczynka pana Dębickiego nie chodzi na pensję ? … Mogli by śmy przykładać się do płacenia za nią … — Jej wuj miał przykre zajście z uczennicami i musiał opuścić pensję pani Latter … Zosię awantura tak przestraszyła , że już nie ma odwagi chodzić na żadną pensję , więc uczy się biedaczka sama , trochę przy pomocy wuja . — Ha , jeżeli pani sądzi , że pan Dębicki jest taki dobry człowiek … — Bardzo … bardzo dobry … — A ta dziewczynka jest uboga , to … niech przychodzi … Byle moje panienki nie straciły na tym … — Przeciwnie , zyskają … Współzawodnictwo zachęci je do pilności … — Muszę jednak dodać , że robię to tylko dla utrzymania stosunków z Solskimi … Pana Dębickiego przecie nie znam ! … — mówiła dama czując , że wobec Madzi zajmuje coraz fałszywsze stanowisko . Przez parę dni pani Korkowiczowa była nieco cierpka w obejściu z Madzią ; ale gdy Dębicki złożywszy jej wizytę przyznał , się , że oboje państwa Solskich zna od dzieci i co parę tygodni koresponduje ze Stefanem , pani Korkowiczowa udobruchała się . Owszem , podziękowała Madzi za zawiązanie nowego stosunku . „ Dębicki — myślała — był by niewdzięcznikiem , gdyby o nas dobrze nie mówił przed Solskimi . Brzeska także powinna mówić o nas dobrze ; zresztą postaramy się o jej życzliwość … ” . Od tej pory było Madzi u państwa Korkowiczów jak w niebie . Pan Bronisław miał obowiązek witać ją i żegnać z największym uszanowaniem ; starszy pan miał prawo okazywać , że Madzię lubi ; wreszcie sama pani wyznaczyła Madzi miejsce przy stole obok siebie , a lokaj podawał jej półmiski zaraz po gospodyni domu . Pomimo jednak najlepszych chęci pani Korkowiczowej Madzia nieustannie narażała się wobec swojej chlebodawczyni . Z właściwą sobie wyrozumiałością pani Korkowiczowa przyznawała , że niektóre czyny Madzi zdradzają dobre serce , ale zarazem — niesłychany brak taktu . Raz na przykład Linka spostrzegła na podwórzu córkę praczki z tego samego domu . Dziecko było tak bose , w tak podartej koszuli , w tak połatanej sukience , że nieledwie prosiło się na model . Linka zawołała dziewczynkę i posadziwszy w oranżerii zaczęła ją malować w otoczeniu palm , kaktusów i innych roślin egzotycznych . Studiom tym przypatrywała się Stasia , pani Korkowiczowa , pan Korkowicz , nawet pan Bronisław , który miał niejakie wątpliwości , czy jego siostra w danej chwili maluje kaktus czy nogę obdartej dziewczynki . Lecz dopiero Madzia zauważyła , że dziecko strasznie kaszle . — Boże ! — zawołała — ależ ona prawie naga … — a potem dodała po francusku : — Jeżeli biedactwo nie będzie leczyć się i nie dostanie odzieży — umrze … Linka przestała malować , a wylękniona Stasia już miała oczy pełne łez . Obie siostry uważniej zaczęły oglądać dziewczynkę i odkryły , że kaszlące dziecko nie ma ani śladu trzewików , że oberwana do połowy koszulka nie zastąpi braku spódniczki , że wreszcie pełna łat sukienka raczej przypomna sieć pajęczą aniżeli ubranie … Od tej chwili panienki przestały ją malować , a zaczęły się nią opiekować . W tajemnicy przed matką złożyły się sprowadzenie jej lekarza , kupiły małe trzewiczki i pończochy , a potem płótna i barchanu , z którego same zaczęły szyć ubranie przy pomocy panny służącej i Madzi . — Widzicie , jak to dobrze , że u pani Latter uczyłyście się krawiecczyzny — przypomniała im Madzia . Kiedy pani Korkowiczowa zobaczyła Linkę z trudem szyjącą barchan na maszynie , myślała ( według jej własnych słów ) , że padnie trupem . Madzi w pokoju nie było , więc zacna dama ograniczyła się na przeprowadzeniu śledztwa i wziąwszy fatalny barchan , z zaciętymi ustami pobiegła do pokoju męża , a za nią Linka , która dosyć stanowczo prosiła matkę o niemieszanie się do jej interesów . — Czyś widział , Piotrze ? … — zawołała pani rzucając barchan na biurko męża . — Czy słyszał eś coś podobnego ? … Po czym na wyścigi z Linką zaczęły opowiadać historię obdartej dziewczynki , jej kaszlu i pomocy , jaką udzieliły jej panny . Linka kładła nacisk na nędzę dziecka , a pani Korkowiczowa na jego brudy , możliwą zaraźliwość kaszlu i emancypacyjne zachcianki Madzi . Wyrozumiawszy , o co chodzi , pan Korkowicz pogłaskał bujną brodę i odezwał się tonem spokojnym , który bardzo zaniepokoił jego małżonkę : — Czy to dziecko nie było brudne , kiedyś je malowała ? — Jak smoluch , papusiu ! — odparła Linka . — A nie kaszlało ? — O , kaszlało daleko gorzej niż teraz … — Idź , Linko — rzekł ojciec tonem szkaradnie spokojnym — idź i ucałuj ręce pannie Magdalenie za to , że was zachęciła do uczciwego postępku … — Ależ , Piotrze … tak być nie może ! … — zawołała pani . — Ja nie pozwolę … — Toniu — odpowiedział mąż , gdy Linka wyszła . — Toniu , nie bądź wariatką ! … Przecież ja dopiero dziś widzę , że moje córki mają serce … Bóg nam zesłał tę pannę Brzeską … — Wiem , wiem … — mówiła pani . — Wszystko ci się podoba , co robi panna Brzeska … I gdyby m dziś zeszła do grobu … — Miej rozum , Toniu . Jeżeli chwalisz Solską , że dała ci tysiąc rubli na szpital , nie gań własnych dzieci , gdy sprawią odzież sierocie … — Ale one same szyją … — Księżniczki angielskie także szyją odzienie dla ubogich dzieci — odparł mąż . — Czy to tylko pewne ? … — mimo woli zapytała pani czując , że gniew jej szybko ucieka . W godzinę później pochwaliła córki za ich zajęcie się dziewczynką i podziękowała Madzi . W duszy jednak postanowiła przy pierwszej okazji wytknąć jej emancypacyjne nowatorstwa , które zasiewają niezgodę wśród najczcigodniejszych rodzin . Najważniejszy w domowych stosunkach wypadek trafił się w sześć tygodni po przyjeździe Madzi . Było to przy obiedzie . W czasie krótkiej pauzy oddzielającej befsztyk od kurcząt z mizerią Linka z gniewem odezwała się do lokaja : — Zabierz ten talerz … — Czysty , proszę panienki — odparł Jan stawiając na powrót talerz , który obejrzał . — Bałwanie … bierz , kiedy mówię ! … — zawołała Linka , rozdrażniona z powodu kłótni ze Stasią o to , czy pan Zacieralski jest większy od Lessera , czy tylko równy jemu . — Kiedy panienka mówi , musi tak być — ostro odezwała się pani Korkowiczowa . Lokaj zabrał talerz , podał inny ; potem obniósł kurczęta i mizerię , wreszcie wyszedł do kuchni . Wtedy Madzia pochyliła się do Linki i objąwszy ją ręką za szyję szepnęła : — Drugi raz nie odpowiesz tak Janowi … prawda ? … Niewinne te słowa wywołały piorunujący efekt przy stole . Stasia podniosła brwi wyżej niż zwykle ; pan Bronisław wyjął z ust widelec , którym wykłuwał zęby ; pan Korkowicz zrobił się fioletowy i tak pochylił twarz , że powalał brodę w resztkach mizerii . Linka zaś kilka razy prędko odetchnąwszy rozpłakała się i wybiegła z jadalnego pokoju . — A wracaj na leguminę , bo będzie krem ! — zawołał pan Bronisław tonem szczerego współczucia . — Bardzo dobrze … — mruknął ojciec . Pani Korkowiczowa osłupiała . Ponieważ jednak była osobą niezwykle bystrego umysłu , więc szybko zorientowawszy się w sytuacji rzekła uroczystym głosem do Stasi : — W domach arystokratycznych panienki z wyszukaną grzecznością odzywają się do służby . Pan Korkowicz klapnął się w gruby kark jak gdyby mądre zdanie żony nie wydawało mu się wypowiedzianym w porę . Pani także , pod pozorem pewności siebie , ukrywała zmieszanie . Czuła , że od tej chwili stosunek dzieci do służby zmieni się w domu , i to nie na skutek jej morałów , ale — odezwania się Madzi . Przypomniała też sobie z goryczą , że Jan chętniej usługuje Madzi , weselej z nią rozmawia aniżeli z panienkami , a przy obiedzie manewruje półmiskiem w taki sposób , ażeby guwernantce podsuwać najlepsze kawałki , których zresztą nie brała . „ Widzę , że to Bismarck- dziewczyna ! … — myślała pani odkładając podwójną porcję kremu dla nieobecnej Linki . — Swoją drogą Bóg wie od ilu lat proszę Piotrusia , ażeby nie wymyślał służbie … Bardzo też dawno zbierała m się powiedzieć dziewczętom , ażeby były grzeczne w obejściu z ludźmi niższego stanowiska … No i ta … uprzedziła mnie ! … Porachujemy się kiedyś , panienko … porachujemy … ” . Po obiedzie pani Korkowiczowa chłodno podziękowała guwernantce za towarzystwo i kazała Stasi , ażeby zaniosła Lince krem . Za to pan mówiąc Madzi : „ dziękuję … ” , trochę za długo trzymał jej rękę i dziwnie patrzył jej w oczy . Toteż gdy Madzia odeszła , zirytowana pani odezwała się do męża : — Myślała m , że … pocałujesz pannę Brzeską … Pan kiwał głową . — Wiesz — odparł — rzeczywiście chciał em ją pocałować w rękę … — W takich razach ja tatkę mogę wyręczać — wtrącił pan Bronisław odwracając się do okna . — Żeby ś ty , mój kochany , wyręczał mnie w kantorze — odparł ojciec . — Musisz jednak przyznać , mój drogi , że Bronek od kilku tygodni zmienił się na awantaż … — zabrała głos pani . — Prawie nie wychodzi z domu i regularnie siada z nami do obiadu . — Zapewne chce ode mnie wykpić kilkaset rubli … Znam ja go ! … Cholera mnie bije , kiedy patrzę na jego łajdactwa ; ale skóra na mnie cierpnie , kiedy zaczyna się poprawiać … — Mylisz się — rzekła matka . — Bronek nic złego nie zrobił , tylko — uległ moim perswazjom . Wytłomaczyła m mu , że niewłaściwie postępuje włócząc się po nieodpowiednich towarzystwach , że wpędza rodziców do grobu i — on mnie zrozumiał … — Eh ! — mruknął ojciec — zawsze ci się coś zdaje … Z dziewczętami nie umiesz dać sobie rady , a myślisz , że taki birbant usłucha perswazji . — Więc któż im daje radę ? … kto kieruje ich edukacją ? … — zawołała pani rumieniąc się jak rozpalone żelazo . Ale pan Korkowicz , zamiast odpowiedzieć małżonce , zwrócił się do syna : — Słuchaj no ! … bo mnie doprowadzisz do kija i torby , wałkoniu … Albo weź się tutaj do roboty , ażeby Switek mógł jechać do korkowskiego browaru , albo sam ruszaj do Korkowa … Ja na dwie fabryki , o trzydzieści mil odległe , nie rozedrę się … Kiedy jestem w Warszawie , tam się coś psuje ; kiedy jestem w Korkowie , tu nie ma dozoru … A ty wałęsasz się po restauracjach … — Powiedziała m ci , że siedzi w domu — wtrąciła matka . — Mnie nie o to chodzi , ażeby on wysypiał się w domu — ryknął ojciec — ale żeby choć parę razy dziennie zajrzał do fabryki i sprawdził , co robią … — Zastępował cię przez kilka dni . — Tak ! … i połowy obstalunków nie wypełnili na czas … Bodaj to najjaś … Nagle pan Korkowicz uderzył się ręką w usta i nie dokończył przekleństwa . Natomiast dodał spokojniej : — Bądź tu łagodny … nie wymyślaj … kiedy wszyscy począwszy od rodzonego syna wbijają ci noże w wątrobę … — Widzę , że i na ciebie wpłynęła lekcja panny Brzeskiej … — syknęła pani Korkowiczowa . — Nie … to twoje morały ! … — odparł ojciec i wyszedł z pokoju . Przez ten czas pan Bronisław stał pod oknem i bębnił palcami w szybę , niekiedy wzruszając ramionami . Pani Korkowiczowa załamała ręce i tragicznie patrząc na syna rzekła : — Cóż ty na to ? … — A … no … że ładna , to ładna , nie ma co gadać — odparł rozwinięty młodzieniec . — Kto ? … co się tobie śni ? … — Magdzia ładna i dobrze tresuje dziewczęta , tylko … ma za dużo fochów . Solscy i Solscy ! … a mama jeszcze jej podbija bębenka tymi Solskimi … Tymczasem cóż Solscy ? … Ja się boję Solskich czy co ? … — mówił z flegmatyczną gestykulacją pan Bronisław . Potem ucałował skamieniałą matkę w obie ręce i wyszedł mrucząc : — Cóż to stary myśli , że będę piwo rozwoził ? — Boże ! … — jęknęła pani chwytając się za głowę . — Boże ! co się tu dzieje ? … na co ja zeszła m ? … Była tak zirytowana , że znalazłszy się w swoim gabinecie na biegunowym fotelu nie mogła od razu zasnąć po obiedzie . „ Z dziewczętami robi , co jej się podoba , a one tylko płaczą … — myślała pani . — Psuje służbę … do domu naprowadza dzieci rozmaitej hołoty … Sam Bronek zachwyca się , że ładna ( co oni widzą w niej ładnego ? … ) , a ten stary niedźwiedź nie dość , że zaprzecza mi wpływu na dom , ale jeszcze chce ją w rękę całować … Nie , ja muszę z tym zrobić jakiś koniec ! … ” . Po chłodniejszej rozwadze zarzuty przeciw Madzi poczęły rozwiewać się w umyśle pani Korkowiczowej . Przecież Zosię do nauki ona sama przyjęła , ona , pani Korkowiczowa ; a zrobiła to dla zawiązania ścisłych stosunków z Solskimi . Obdartą dziewczynkę ona w rezultacie pozwoliła ubierać swoim córkom ; i nie stało się nic złego , gdyż o ich pięknym czynie mówią dziś w całej kamienicy . Nareszcie — dobrze wychowane panienki ( a nawet mąż ! … ) nie powinny wymyślać służbie … Bo cóż by to był za cios dla jej macierzyńskiego serca , gdyby kiedy Linka przy Solskich albo w innym dystyngowanym towarzystwie nazwała lokaja bałwanem ? … Lecz im zupełniej rozgrzeszał Madzię umysł pani Korkowiczowej , tym — w jej sercu silniejszy żal budził do nauczycielki . Okropne położenie : czuć do kogoś niechęć i — nie mieć przeciw niemu zarzutów ! „ Cóż jej powiem ? … — z goryczą myślała dama . — Kiedy dziewczęta , mąż i nawet Bronek odpowiedzą , że panna Magdalena robi to , czego ja sobie życzę … ” . Niechęci także nie wypada okazywać . Bo nuż guwernantka obrazi się i opuści jej dom ? Co na to powiedziały by córki , Bronek , mąż — a nade wszystko jakby wyglądała upragniona znajomość z Solskimi ? „ Dziwna ta panna Solska … — rzekła do siebie pani Korkowiczowa . — Przyjaźnić się z guwernantką ! ” . W pierwszych dniach października dom pani Korkowiczowej stanowczo był przewrócony do góry nogami . Ona zaś sama czuła się w położeniu rozbitka , który siedząc na wąskiej skale widzi rozhukany ocean i tylko czeka , kiedy go fale pochłoną . Córki jej , na których edukację tyle wydała pieniędzy , nie tylko przestały być opryskliwymi dla służby , ale jeszcze — weszły w zażyłość z panną służącą , kucharką , nawet z rodziną lokaja . Pani Korkowiczowa nieraz znajdywała obie panienki w garderobie , a przy stole widywała na własne oczy , że Jan uśmiecha się nie tylko do panny Brzeskiej , ale nawet do Linki i Stasi . „ Niechby kiedy zrobił taką minę do nich przy kimś z towarzystwa , a musiała by m umrzeć ze wstydu ! … ” — myślała pani . Ale zgromić Jana za poufałość nie miała odwagi . Nie było też racji skarżyć się przed mężem , który od owego pamiętnego obiadu nie tylko nie „ smarował maszyn ” Janowi , ale nawet przestał mu wymyślać przy Madzi i córkach . Raz pan Korkowicz był zirytowany tak , że zsiniał z gniewu i wywijał ogromnymi pięściami , ale ciosy zamiast na kark Jana padały na stół albo na drzwi . — Ciebie kiedy , Piotrusiu , apopleksja zabije , jeżeli tak będziesz się krępował ! … — rzekła pewnego dnia pani widząc , że jej mąż , zamiast trzasnąć w ucho Jana , który przy kolacji oblał go sosem , uderzył pięścią w udo — samego siebie . — Dajże mi spokój ! … — wybuchnął pan . — Od czasu kiedy wyjeżdżasz do Karlsbadu , nazywała ś mnie ordynarnym ; a dziś , kiedy wyeleganciał em , chcesz , żeby m się znowu nie krępował … Przewracają ci się projekta w głowie jak w zacierowej kadzi … — Za to z żoną nie robisz sobie subiekcji — westchnęła pani . Mąż uniósł się na krześle , ale spojrzawszy na Madzię usiadł , aż podłoga skrzypnęła , i oparł głowę na rękach . „ Co to znaczy ? … — pomyślała przerażona dama . — Ależ ta guwernantka naprawdę opanowała mego męża … ” . Pani Korkowiczowej zrobiło się tak źle , że wstała od stołu i wyszła do gabinetu . A gdy córki i nauczycielka wybiegły za nią , rzekła do Madzi lodowatym głosem : — Niech się pani mną przynajmniej nie zajmuje … Nic mi nie jest … Madzia cofnęła się , a pani Korkowiczowa zawołała z gniewem do córek : — Idźcie sobie , idźcie … do waszej nauczycielki ! … — Co mamie jest ? … Cóżeśmy winne ? … — pytały z płaczem obie dziewczynki widząc irytację matki . Jak wszyscy ludzie gwałtowni , pani Korkowiczowa prędko ochłonęła i usiadłszy na swym fotelu rzekła spokojniej : — Linka , Stasia … patrzcie mi prosto w oczy ! … Wy już nie kochacie mamy … wy chciałyby ście mamę wpędzić do grobu … Dziewczęta rozszlochały się . — Co mama mówi ? … A kogoż my kochamy ? … — Pannę Brzeską … Ona teraz wszystko znaczy w domu , ja nic … — Pannę Brzeską kochamy jak przyjaciółkę , a mamę jak mamę … — odparła Linka . — Chciałyby ście , ażeby m do grobu wstąpiła , a tatko ożenił się z guwernantką ! … Pomimo łez obficie twarz im zalewających obie dziewczęta zaczęły śmiać się jak szalone . — A to by dopiero była para … cha ! … cha ! … cha ! … Cóż by na to Bronek powiedział ? … — wołała Linka chwytając się za boki . — Błaźnice jakieś , nie śmiejcie się ze słów mamy , bo słowa mamy święte … Co za Bronek ? … Jaki Bronek ? — Przecież Bronek kocha się w pannie Magdalenie i tak się do niej umizga , że wczoraj aż płakała , biedactwo … Cha ! … cha ! … cha ! … Tatko i panna Magdalena … — śmiała się Linka . Wiadomość o zalotach Bronka do reszty uspokoiła panią Korkowiczowę . Przyciągnąwszy obie córki do siebie , rzekła : — Co gadacie o jakichś umizgach Bronka ? … Panny dobrze wychowane nie powinny o tym nic wiedzieć … Stasia , Linka … patrzcie mi prosto w oczy . Przysięgnijcie , że lepiej kochacie mamę aniżeli pannę Brzeską … — Ależ , jak mamę kocham , tak sto razy lepiej ! — zawołała Linka . — Sama panna Magdalena ciągle powtarza nam , że powinny śmy mamę i tatkę kochać nad wszystko w świecie — dodała Stasia . W ruchliwym sercu pani Korkowiczowej obudził się cień życzliwości dla Madzi . — Idźcie kończyć kolację — rzekła do córek , dodając w duchu : „ Może i niezłe dziecko z tej Magdaleny , ale cóż to za despotyczny charakter … wszystkich chciała by zawojować … No , ma takie stosunki ! … Żeby już raz ci Solscy przyjechali … Co one znowu plotą o Bronku ? … Umizga się do Brzeskiej ? … Pierwszy raz słyszę coś podobnego ! … ” . Po chwili jednak pani Korkowiczowa przypomniała sobie , że — może i nie pierwszy raz słyszy o czymś podobnym . Ciągłe przesiadywanie pana Bronisława w domu było niewątpliwie skutkiem jej macierzyńskich upomnień , ale mogła oddziaływać na syna i obecność pięknej guwernantki . — Młody , nie ma się czemu dziwić ! … — westchnęła i przyszło jej na myśl , jak pewnego wieczora znalazłszy się przypadkiem we framudze korytarza usłyszała następną rozmowę między synem a guwernantką : „ Panie Bronisławie , proszę , niech mi pan nie zastępuje drogi ” — mówiła zirytowana Madzia . „ Bo ja chciał by m panią przekonać , że jestem bardzo życzliwy ” — odparł błagalnym tonem pan Bronisław . „ Da pan najlepszy dowód życzliwości nie rozmawiając ze mną , kiedy jestem sama … ” . „ Proszę pani , przy ludziach … ” — zaczął pan Bronisław , ale nie mógł dokończyć , gdyż Madzi nie było . — Drażni się z nim ! — szepnęła pani Korkowiczowa , a następnie dodała w duchu : „ Chłopak młody , bogaty , no … i przystojny … Bronek jest wcale niczego na mężczyznę , i pannie muszą jego umizgi pochlebiać … Naturalnie powie o nim Solskiej , Solska zwróci uwagę i przez kobiecą zazdrość sama zacznie wabić Bronka do siebie … Boże , jak wszystko doskonale się układa ! … A nie mogę zaprzeczyć , że Magdalena dużo mi ułatwi … ” . Przyszła tedy na panią Korkowiczowę epoka czułości dla guwernantki i niezawodnie od tej pory było by Madzi jak w niebie , gdyby jej emancypacyjne zachcianki nie napoiły duszy chlebodawczyni nową goryczą . Od pewnego czasu Linka i Stasia coraz więcej zaniedbywały talentów . Linka rzadziej malowała , potulna Stasia zaczęła kłócić się z nauczycielem muzyki , nawet opowiadać , że pan Stukalski łysieje ; obie zaś skracały lekcje : jedna muzyki , druga malarstwa . Rozumie się , że zatrwożona matka przeprowadziła śledztwo i odkryła rzecz straszną . Panienki czas przeznaczony na edukację estetyczną obracały na uczenie Michasia , ośmioletniego syna lokaja . Stasia uczyła go czytać , a Linka pisać ! … Tego już było za wiele i pani Korkowiczowa postanowiła rozmówić się z nauczycielką . „ Panno Brzeska — miała jej powiedzieć — dom mój nie jest ochroną , a moje córki nie są ochroniarkami … ” . W tym celu zadzwoniła raz , po chwili drugi raz , gdyż Jan ociągał się . Wreszcie stanął we drzwiach . — Dlaczego Jan nie przychodzi zaraz , kiedy dzwonię ? — rzekła pani nastrajając się na ton surowy . — Poproś tu pannę Brzeską … — Właśnie przyszedł jakiś pan do panny Magdaleny i czeka w sali — odparł lokaj podając bilet . — Kazimierz Norski … — przeczytała pani . — Aha , daj znać pannie Magdalenie … Zerwała się i ze swego gabinetu szybko przeszła do sali . Gniew ją opuścił , a natomiast opanowało silne wzruszenie . „ Norski ! … — myślała . — Tak , miał przyjechać w początkach października … Może są i Solscy … ” . Nogi pod nią drżały , gdy otworzyła drzwi salonu , ale osłupiała na widok młodego człowieka , który ujrzawszy ją ukłonił się bardzo elegancko . „ Co za rysy … oczy … brwi ! … ” — pomyślała pani , a głośno rzekła : — Mam zaszczyt powitać pana Norskiego ? … Jestem … u nas właśnie bawi panna Brzeska … a ja jestem wielbicielką świętej pamięci mamy pańskiej … Boże , co za okropny wypadek ! … Nie powinna m o nim wspominać , ale moje córki były ukochanymi pensjonarkami świętej pamięci mamy , którą tu wszyscy opłakujemy … Tak mówiła pani Korkowiczowa kłaniając się i wskazując Norskiemu złocone krzesełko , na którym usiadł bez ceremonii . „ Prześliczny ! … ” — myślała pani , a ponieważ młody człowiek milczał i spoglądał na drzwi , odezwała się znowu : — Jakże świętej pamięci mama ? … To jest … — Właśnie jeździł em na jej grób , gdzie chcemy postawić pomnik … — Powinni państwo zwrócić się do społeczeństwa … — prędko przerwała mu pani . — A w takim razie ja i mój mąż , cały wreszcie nasz dom … W tej chwili Norski podniósł się ze złoconego krzesełka patrząc ponad głowę uprzejmej gospodyni . Pani Korkowiczowa odwróciła się i zobaczyła bladziutką Madzię , która oparła się ręką o stół . — Właśnie panna Brzeska … — znowu zaczęła gospodyni .