STANISŁAW IGNACY WITKIEWICZ JEDYNE WYJŚCIE Nazajutrz po ślubie , według umowy zawartej z obecną swą żoną jeszcze w czasie narzeczeństwa , a określającej granice swobody postępowania w obrębie małżeństwa ( o naiwności ! ) Izydor Smogorzewicz - Wędziejewski , pracownik PZP i znany w szerokich kołach inteligencji i pseudointeligencji filozof- dyletant , poszedł sobie na zwykłą , prawie codzienną dotąd , przechadzkę za miasto . W czasie spacerów tych mało zwracał uwagi na tak zwane piękno przyrody ; za to przemyśliwał w postaci nieokreślonych , podpojęciowych mgławic rzeczy najgłębsze i najbardziej niepokojące , zapominając zupełnie o nudnej pracy w PZP , którą odrabiać musiał dla tak zwanego „ chleba " straciwszy prawie wszystko , co mu tam kiedyś po czymś zostało , w jakichś podejrzanych operacjach , na których nie rozumiał się wcale , a do których wciągnął go dawny jego kolega szkolny , a obecnie zamierający pod ciśnieniem wzrastającej kontroli biznesmen , Nadrazil Żywiołowicz , postać ciemna , ale tym niemniej urocza — tak fizycznie , jak i psychicznie . Głowę miał Izydor trochę ciężką po wczorajszej „ orgii " poślubnej , na której , jak na swoje warunki i dane , wypiło wiele za wiele , ale czuł pewną ogólną lekkość , pewne odciążenie , brak tego specyficznego , przykrego , ponurego gniotu zakneblowanej już od długiego czasu strefy płciowych uniesień istotnych . Teraz będzie mógł nareszcie , uspokoiwszy się życiowo , przystąpić definitywnie do sformułowania swego mglisto zarysowanego systemu filozoficznego , co do którego miewał często ciężkie wątpliwości , podsycane starannie przez profesora Węborka z Warburton University w Kanadzie , logistyka , sceptyka , relatywistę - w ogóle demona pierwszej klasy - każdy wie , co to jest . Stworzenie systemu tego było jedyną ambicją Izydora . Poza tym wolny był od wszelkich zachcianek karierowych na większą skalę , a także od snobizmów i apetytów życiowych . Nie marzył nawet nigdy o żadnym stanowisku naukowym . Sprzeciwiał się temu przede wszystkim brak dokłoratu , uniemożliwionego dawniej przez ogólną abnegację , d obecnie przez pracę w PZP . Co najwyżej , po skończeniu i ewentualnym wydaniu pracy mającej mieć tytuł ontologia ogólna , nowym sposobem wyłożona , napisze parę studiów krytycznych o najbardziej mu nienawistnych kierunkach w filozofii i zamrze powoli w kontemplacji dziwniejącego w schizofrenicznej transformacji świata . Bo Izydor był schizofrenikiem ' i to dość typowym , z maleńkimi jak pecynki dodatkowymi komponentami ( . .vklotyrnizmu : Ein hochbegabter Schizothyme im Prozess des Absterbensbegriffen - jak nazywał sam siebie nieomal żartobliwie i zupełnie zresztą , jak to się później okaże , niesłusznie . Był wysoki , dość szczupły i czarny aż do obrzydliwości . Nos miał duży , orli i dość wypukłe piwne , trochę krótkowzroczne oczy . Usta , jedynie sympatyczna część jego twarzy , miały prawie stale uśmiech bezradny dziecka , a szerokie szczęki zwiastowały wszystkim wielką siłę woli i „ porządność " ' charakteru . Był Izydor twardy w pysku , a miękki w oczodołach - to stanowiło jego urok . Rustalka Ideyko , obecna jego żona , a do wczoraj prawie nieomal psychiczna , a pół roku temu jeszcze i fizyczna kochanka jego najbliższego jedynego przyjaciela , Marcelego Kizior- Buciewicza , malarza ( ale prawdziwego , takiego jakiego nie ma , zdaje się , dotąd w literaturze całego świata - a nie jakiegoś naturalistycznego knociarza - bo wobec niedościgłej doskonałości natury każdy jest knociarzem - który tylko to ma z malarstwem jako sztuką wspólnego , że świńską szczecią i końskim włosiem płótno kolorową mazią smaruje ) , była to osoba już dwudziestośmioletnia i pochodząca ze znanej ( na Litwie ) rodziny litewskiej , mającej pretensje do książęcego tytułu . Nie od „ idei " pochodziło nazwisko Rustalki , ale od słowa „ idź " : tak rzekł podobno pewnemu jej przodkowi Wielki Książę Litwy , Olgierd , z dodatkiem : „ i zwycięż " ( herb „ Id " = wyciągnięta ręka z wyciągniętym wskazującym palcem , przecinająca pole pól białe , pół czerwone ) , jako też zwyciężył kogoś tam pod Rejsagołą i niech mu ta ziemia lekka będzie , a kto mnie , autora tej powieści , na podstawie tych danych , które tu oto przytaczam , o snobizm arystokratyczny posądzi , jest ohydne złośliwe kretynisko , a nie inteligentny człowiek . Obawiam się , że Chwistek w swojej niezapomnianej jako splot banału z perfidią książce o Kulturze duchowej w Poiscepopełnił to pisząc , jak . to z jakimś hrabią ( i to mądrym i głębokim , co się rzadko zdarza ) natrząsali się nad moją biedną księżną z Nienasycenia i baronem - ale nie jestem tego pewien . „ Niechze ta , niechze ta " jak mówią w takich razach starzy i mądrzy gazdowie na Podhalu . Rustalka podobała mu się od dawna : jej lniane włosy , ukośne zielone oczy i duże , koloru poziomki , usta „ zdawały mu się być " wcieleniem wszystkich marzeń dziecięcych , kiedy to doznawał erotycznych , byczych wstrząsów jadąc na rowerze za pewną bosonogą dziewczynką , wracającą ze szkoły , a - jak się to później okazało - tak do Rustalki podobną . Wstrętne to było au fond , bo wstrętne , ale „ cóz ta , cieku , bees robił " , jak mówił pewien bardzo mądry góral . A przesądów Izydor nie miał . Więc dlaczego ? Czemu nie miał się z nią ożenić dlatego tylko , że nie była „ panną " w znaczeniu XIX stulecia i że jego przyjaciel Marceli miał jej kompletnie dosyć - i ona jego również - co razem wcale tak prostym zresztą nie było , kiedy podobała mu się fizycznie , a psychicznie kochał ją jak na schizoida bardzo . Ach , ta miłość asteników ! Cóż to była po prostu za cholera ! Oczywiście dla pykników - tamci nie zdawali sobie z tego sprawy zupełnie . Zawsze niepewni swego , ciągle wątpiący , ciągle rozdarci między diametralnie przeciwne sobie uczucia , tropiący samych siebie na niezrozumiałych szlakach własnych swych , często wspanialszych od nich samych sobowtórów , wiecznie nienasyceni i zjadani przez nieściśliwość ostateczną sentymentów , wyrzuty sumienia i drobną , aż bolesną , czułostkowość . A do tego to ciągłe poczucie , że wszystko to jest „ nie ło " , że za krawędziami tych męczarni jest gdzieś słoneczny świat prostych , pięknych , wolnych uczuć , niedostępny , utęskniony i niepowrotny - tak jakby już był kiedyś tuż tuż i odleciał jak miraż w swój własny niedosiężny wymiar istnienia . Ale teraz tego nie będzie . Izydor miał żonę - w niej ( czy na niej ) postanowił zakończyć ostatecznie serię dość mizernych zresztą swych erotycznych przygód ( mizernych z punktu widzenia może jakiegoś Artura Rubinsteina czy Casanovy , ale ostatecznie ? - mój Boże ! ) i uspokoić się aż do śmierci . Rustalka była do niego podobna duchowo , a nawet trochę fizycznie , tylko na jasno - od biedy po odpowiednim przefarbowaniu mogli by być nawet rodzeństwem . Z niej to postanowił Izio zrobić tamę , której by nie przewyższyły żadne nurty zwątpień w ostateczną rzeczywistość tego życia . „ O , rzeczywistości ! - jakżeś nieuchwytna , gdy ani uciec od ciebie , ani cię pojąć do głębi nie można ! " Dla pykników będzie to problem pozorny , albo „ zgoła " blaga - cóż na to poradzić , o ma belle cousine , że takie s . . .syny , cóż na to poradzić ? Tak , tak - życiowy pogląd , od którego podstaw postanowił „ wyjść " , aby zdobyć niedosiężną , jak mu się zdawało , w żadnym znanym mu systemie twierdzę nieodpartej , jedynej , jedynie prawdziwej metafizyki . Tak , tak - ten pogardzany życiowy pogląd , w którym tkwią dwuznaczne przeważnie na podstawie dwoistości istnienia pojęcia , wynikające z samego pojęcia Istnienia , nie jest wcale do pogardzenia . Z biologii musi przyjść pobrzask ostatecznych tajemnic ( tak ) naszych czasów , bo problem stosunku logiki do psychologii i odwrotnie ( drugi , po psychofizycznym , zasadniczy problem filozofii ) zamiera na granicy zetknięcia , to jest : możliwości przetłumaczenia wzajemnego na własne języki , ( ewentualnie obu na język trzeci , wspólny ) psychologizmu w osobie Corneliusa ( tego za mało czytanego mędrca ) i fenomenologizmu Husserla . Z chwilą „ przetłumaczenia " takiego ( przy czym zdaje się , że pojęcia : „ aktu " i „ intencjonalności " zresorbowane zostaną w terminologii psychologistycznej jako pierwsze przybliżenia ) spór o te rzeczy ustać musi . Izydor wierzył , że ta metafizyka , o której marzył , jest do zdobycia faktycznie tu , na tej ziemi , przy tym właśnie stopniu rozwoju kory mózgowej i asocjacyjnego aparatu u pewnych jego , Izydora , gatunku istot . Czy tylko jego organy centralne podołają temu zadaniu ? Czy krystaliczne , „ intuicyjne " ( o , jakże nienawidził tego słowa ! ) jasnowidzenia , te „ ajnzychty " , ( Ei nsicht ) w niedozwolone przez modne pseudonaukowe kierunki światy koniecznych wymysłów , nie zmienią się w ostatecznym ujęciu w pojęciowo niezartykulowany bełkot , niepojęty nie tylko dla drugich , ale i dla niego samego . Trzeba spróbować - ostatni raz ! Do diabła z całą logistyką , która przy całym wspaniałym swoim luksusowym aparacie form zupełnie zbytecznych niezdolna jest do ujęcia zagadnień samego Istnienia . Nic tu po „ znaczkach " i regułach „ operowania nimi " - tu chodzi o aktualny byt . Ha - dawniej to jakoś tylko między pojęciami się załatwiało ( w szkicach do tak zwanego „ Hauptwerku " ) - teraz samo istnienie wkroczyło między zwartą , kleistą masę nie uporządkowanych ostatecznie pojęć i żądało swego opisu w bardziej soczystym języku niż takie wzorki dawnego stylu : „ takie to a takie pojęcie implikuje pojęcie takie to a takie " - przy czym przez implikację rozumiał Izydor naprawdę tajemniczy związek dwóch zdań , który sam Russell uznał początkowo za indefinable , a teraz definiuje , bezskutecznie chyba , przez pojęcia : sumy i negacji , wmówiwszy najporządniejszym nawet ludziom , że prócz tego , że prawdziwe twierdzenia implikują prawdziwe , jeszcze fałszywe implikują fałszywe i fałszywe implikują prawdziw e ! To jest już combie wszystkiego ! Skandal ! „ Teruś , fur ! - jak mówiła księżna Ticonderoga do swego foksa . „ Czy aby ja nie pykniczeję po prostu ? Czy nie staję się powoli realistą naiwnym , a nawet reistą ? " - myślał Izydor ze strachem ( bo realistą w istotnym znaczęniu jako porządny człowiek zawsze był - to znaczy nie odrzucał istnienia rzeczywistego świata poza „ jaźnią " , a wierzył tylko , że świat ten nie całkiem jest taki , jakim jaźni się tej przedstawia ) . „ Czy nie sprowadzam problemu z wyżyn tak zwanego popularnie ( ( idealnego bytu » ( cha ! cha ! - po co ten śmiech ? ) do poziomu płytkiego rynsztoczka , którym przewala się rzeczywiste ( o zgrozo ! ) , wielorakie , brudne , plugawe życie ? Nie - pogląd życiowy nie może być cały tylko i jedynie bzdurą , wytworzoną wyłącznie dla praktycznego użytku człowieczego gatunku bydląt . Musi być w nim część prawdy , którą trzeba wydobyć i w innych terminach wyrazić , klasyfikując swoiste pojęcia jako jednoiste w nim zawarte , według ich znaczeń , należących do różnych poglądów koniecznych , a mianowicie : a ) psychologistycznego , uzupełnionego pojęciem bezpośrednio danej jedności osobowości i b ) fizykalnego , ale jako wyrażalnego w terminach tak poprawionego psychologizmu - na przykład pojęcia choćby takie , jak : przedmiotu , siły , ruchu itp . Dawniej niepotrzebnie , niestety , lekceważył em pogląd życiowy ; teraz to się mści . Pierwsze twierdzenia systemu nie dadzą się wypowiedzieć bez założenia tego , że « ja jestem i jest « świat dookoła mnie » - jako c o , nie wiadomo na razie ani też nie wiadomo , w jaki sposób jestem ja sam , ale mimo to trzeba to w formie choćby bardzo ogólnikowej przyjąć , czyli przyjąć pojęcie « istnienia w ogóle » , a nie Absolutną Nicość , bo tylko dwa są te wyjścia z tej sytuacji . To jest podstawą realistycznego światopoglądu , że przyjmuje się od razu siebie samego jako trwającego w przestrzeni samego dla siebie i świat dookolny w tejże przestrzeni d 1 a mnie trwający , a oprócz tego sam dla siebie « jakoś » ( na razie ) istniejący , w każdym razie rzeczywisty w sensie ( na razie ) poglądu życiowego , mimo iż może się on czym innym wydawać niż w istocie swej jest . " Relatywizm , sceptycyzm i solipsyzm dawno zostawił Izydor poza sobą . Nieprawdą jest ostatni , siedemdziesiąty siódmy aforyzm Ludwiga Wittgensteina : „ Wovon man nicht sprechen kann , darilber muss man schweigen " - muszą się znaleźć kombinacje pojęć , w których to , o co jemu , Wittgensteinowi chodzi , gdy mówi O niewyrażalnym , wyrażonym być może - muszą albo schowa się papiery do teczki i zostanie się na resztę życia tylko i jedynie urzędnikiem Pe - Zet-Pepu i niczym więcej , i będzie się w wolnych chwilach krytykować „ innych " autorów z punktu widzenia niewykończonego systemu , to jest czynić coś , do czego się istotnego prawa nie ma . ( Ale iluż postępuje tak właśnie z czystym , niesłusznie , sumieniem - cała krytyka literacka i artystyczna jest taka właśnie . ) Trudno , wszelkie tak zwane , nawet przez Husserla „ intuicje " mogą być słuszne , a aparat może się okazać do niczego : zjełczały w Pe - Zet-Pepie mózg nie zdoła rozczłonkować podpojęciowego gąszczu , tej tajemniczej pożywki , na której lęgną się jak mikroby pojęcia i ich kombinacje , to jest koncepcje - nie potrafi z tej magmy uczynić czegoś intelligible ; ta myśl powracała uporczywie w najrozmaitszych wariacjach i paraliżowała ruchowe ośrodki pracy . ( Bo najtrudniejszą rzeczą jest właśnie nie „ czekać na nastrój " , tylko „ siąść i zacząć pisać " czy robić cokolwiek . innego . Kto tego w pewnej chwili nie potrafi , niczego w życiu nie dokona . ) Ale czekać na ten początek , nie było znowu ( czemu „ znowu " ? ) tak źle : dawało to rozkoszne przeciąganie się przed definitywnym postanowieniem : te niesłychane możliwości nie zaczętej roboty , w której zdaje się tkwić diabli wiedzą co , a w każdym bądź razie coś więcej niż w dokonanym czynie , zacieśnionym , sprasowanym w marną pigułkę , w nędzny ekskremencik , w porównaniu do bezkresnych obszarów tego , co być by mogło - „ niewykonabuły " ! „ Takość , a nie inność " nawet w stosunku do ogólnej ontologii w jej niedoskonałym dotąd ujęciu , a nie tylko w stosunku do nie stworzonych nigdy dzieł sztuki ( próbki nieudanej poezji zlikwidował Izydor już pięć lat temu ) męczyła niepomiernie tego skromnego człowieka , który by rad był jednak , gdyby świat można zamienić na jedną olbrzymią szafę z „ myriadarni " szufladek o odpowiednich napisach . I gdyby nie wątpliwość w wykonalność zamiarów tych w ogóle , można by tak przyjemnie przetrwać życie całe łudząc się aż do śmierci , że „ co by to było , gdyby się stało " itd . Zasnąć na tym punkcie rozkoszy oczekiwania nie pozwalała Izydorowi ambicja - nie ambicja bycia kimś tam „ we świecie " ( jak mówią mądrzy górale ) - tej nie miał wcale , co usprawiedliwione było też nędzą intelektualnej atmosfery w ogóle , a w szczególności u nas [ nawoływańka Chwistka do tworzenia tak zwanych przez niego „ systemów indywidualnych " ( cha ! cha ! ) okazały się bezskutecznej - ale ambicja w stosunku do samego siebie , właściwość , która na tle zjełopienia ogólnego , podtrzymywanego przez potężne kliki literackie i przydzielonych do nich łżemogołów niby 1-szej klasy , zamarła prawie zupełnie . Wystarczało być kimś dla bandy na wpół zidiociałych obdartusów duchowych , zresztą dobrze ubranych i odżywionych , i mieć trochę po warszawsku „ forsy " - to było szczytem marzeń obiecujących młodzieńców w tych najparszywszych , przedkatastrofalnych czasach . Nie było ( zdawało się ) bardziej sprzyjających okoliczności dla wypróbowania siebie na daleki dystans niż obecnie : ma żonę , którą kocha ( tak sobie , po prostu - mój Boże ! - oh , quelie simplicite ! ) - pozbędzie się nareszcie tych drobnych erotycznych komplikacji , które mimo całej „ drobności " tyle mu czasu zabierały ( ło nieliczenie się kobiet z czasem mężczyzny ło jest straszna wprost rzecz - trzeba z tym walczyć jak z głośnikami , brydżem i kawiarnią ) , a nade wszystko powie sobie : „ Zycie jest jako takie skończone - zabawili śmy się , a teraz koniec - jak powiedział brat Juliana Apostaty dając głowę pod nóż - zostaje tylko jego usprawiedliwienie w postaci dzieł dokonanych , konkretnych . " Tak , tak - teraz koniec . Żona miała stać się Izydorowi izolacyjną płytą , pancerzem odgradzającym go od świata , fortecą , w której zamknięty przed pokusami życia i tak zresztą nie pierwszej jakości , miał nareszcie dokonać czegoś mającego mieć posmak wielkości ; choćby tylko w pojęciowych wymiarach , gdy nie mógł hyć artystą , muzykiem , politykiem , linoskokiem , żonglerem lub narkomanem - dobre to zawody i dużo zadowolenia dające , ale nie dla niego : zbyt wielki miał apetyt intelektualny , a to było rzadkością w owych czasach Pe - Zet-Pepu i panowania Gnębona Puczymordy , Jego Prezesa . 0 , jakże się mylił - ale o tym miał się przekonać dużo później ; w ogóle za późno . Czasy nie były odpowiednie dla wielkości innego gatunku niż pojęciowej i wielkości wyższej rangi , w znaczeniu przetwarzania rzeczywistości przez oddzielne indywiduum . Na dnie duszy jak każdy zresztą najprzeciętniejszy człowiek ( jakiś pułkownik lotnictwa , wiceminister czy nauczyciel ludowy , a nawet gimnazjalny ) , czul się Izydor ( troszkę choćby ) powołanym do jakichś wyższych celów : politycznych , wojskowych , ekonomicznych , czy diabli wiedzą jakich , ale wyższych , miał na wszystkich punktach tych swoje własne teorie , których z powodu ich dzikości nigdy prawie publicznie nie eksponował . Faute de mieux niech to sobie będą i pojęcia , gdy społeczeństwo ( o niewdzięczne nadstworzenie ! ) nie wyniosło go na jakąś inną wyżynkę , dla zdobycia której sam nie kiwnął by nawet palcem . Tak myślał zresztą tylko w chwilach tak zwanego „ zrywania się do czynu " , co zwykle było w zależności z jakąś uliczną strzelaniną kłócących się ze sobą w łonie samego Pe - Zet-Pepu partii . Ale idea samego Pe - Zet-Pepu jako taka ( to było najistotniejsze ) zwyciężała zawsze pod egidą samego Puczymordy i następował znów spokój , w którym dygnitarskie brzuchy i trzosy puchły jak za najlepszych dla „ polskiego indywidualizmu " ( brr - „ Teruś , fuj ! " ) saskich i późniejszych trochę czasów . Filozofia dzisiejsza w rodzaju epigonów Russella , Whiteheada , Carnapa i Chwistka ( o nędzo ! ) , zagmatwana w przyczynkach i częściowych , wspaniałych zresztą , jak u Whiteheada na przykład , konstrukcjach , nie zadowalniała go wcale . To niedążenie do zgodności tych częściowych konstrukcji na wzór nauk fizykalnych , ta niechęć do systemów w wielkim stylu wieków dawnych ( które o jakże naiwne wydawały się wobec siły wgryzania się w problemy poszczególne owych właśnie konstrukcji częściowych ) doprowadzały Izydora do wściekłości . Czyż nie można by pogodzić jednego z drugim , zużytkowując negatywne wyniki większych z konstruktorów owych - choćby takiego Whiteheada lub Carnapa ? Stworzyć system ostateczny , choćby co do metody i postawienia problemów zasadniczych , jeśli już nie mogło być mowy o rozwiązaniu ostatecznym , nawet negatywnym czysto , było nęcącym nader zadaniem dla niego , urzędnika Pe - Zet-Pepu ( tak się utarła jakoś ta końcówka w dalszych deklinacjach ) , byłego oficera z czasów antybolszewickiej krucjaty* , a obecnie męża Rustalki Ideyko . Bo tym był w tej chwili najbardziej wprost zawodowo - to najdoskonalej usprawiedliwiało w danym przekroju jego egzystencję przed nim samym - bardziej nawet niż unoszący się przed nim w mglistych zarysach system ontologii ogólnej absolutnej . A więc dosyć mglistych zarysów , dość obietnic i samołudzenia się urokiem nie spełnionego czynu ! - „ Przyszedł czas , Yorku , w stal odziać twardą swoje trwożne myśli i koniec wszelkim położyć wahaniom " - mruknął do siebie Izydor patrząc na jesienny krajobraz , tonący w mdłym , rudawym świetle niskiego późnopopołudniowego słońca . Roje muszek i komarów , prześwietlone dogasającym blaskiem , wirowały rytmicznie na tle ciemnej ściany żółkniejących drzew , żegnając jakby tym tańcem odchodzące , znużone sobą i gwarem wszelkiego stworzenia lato . „ Wrześniował świat październikując 1 . wolna ku listopadowi " - można by powiedzieć w cudzysłowie . Ach , być taką muszką i żeby Rustalka była także samiczką owego muszek gatunku i w taki wieczór zamrzeć spokojnie bez żadnych problemów - westchnął Izydor smutnie . Ale zaraz otrząsnął się przypomniawszy sobie zdanie Nietzschego : „ Man bleibt nur jung unter der Voraussetzung , lass die Seele sich nicht streckt , nicht nach Frieden begehrt . " Z obowiązku tylko , a nie z przekonania , bo au fund był Izydor skończonym komunistą abstrakcyjnym , tak zwanym „ potencjalnym " - czekał na swój katal izator . Iluż było takich w tych hiperparszywych czasach Tchórzostwa i duchowej nędzy , wśród duszących wszystka kompromisów . Rzadko mógł Izydor myśleć ściśle nie mając przed sobą papieru i nie notując myśli swych choćby w urywkowych , bezskładniowych , niepojętych dla kogoś innego zdaniach . Koncepcje jego artykułowały się dopiero z koniecznością ich zafiksowania . Iluż jest dziś takich pisarzy i filozofów nawet -- bezsprzecznie gatunek to niższy , chociaż czort wie : trzeba by wziąć pod uwagę stosunek wartości dzieł do zdolności - a wartość istotna to nie opracowanie , tylko błyskawica nieznanej myśli na czarnej nicości przyszłych zdarzeń i szarego ogona rzeczy dokonanych . Całe opus magnum było dotąd kupą poszarpanych papierów - notował na czym popadło : nawet lepiej czuł się w stosunku do odwrotnej strony jakiegoś rachunku , marginesu czytanej książki czy nawet kawałka czegoś zupełnie podejrzanego niż przed pustą kartą lśniącego kancelaryjnego papieru [ odwrotnie niż autor tej powieści , który swój Hauptwerk pisał za każdym razem ( a było ich sześć ) w całości w bardzo porządnych , oprawionych księgach ] . Trzeba było skończyć z tym bałaganem i zamienić splot poszarpanych myśli w zrozumiały dla każdego logiczny ciąg zazębień jednych pojęć i twierdzeń o drugie , coś w rodzaju Etyki Spinozy czy systemu tego gówniarza z Zakopanego , Witkacego z Krupowej Równi . - System is system - powiedział głośno po angielsku Izydor . Trzeba skończyć by z tenit - dodał po polsku po chwili , gdyż był niezwykle dowcipnym ( ? ) z natury , a dowcipiarskie wychowanie otrzymał z rąk sędziwych i osiwiałych w dowcipiarstwie i francuskiej iście lekkości dowcipnisiów : Boya i Słonimskiego . Rozglądnąwszy się dw ) koła zrozumiał beznadziełność wszelkiego ujęcia pojęciowego wobec nieprzebranego , pieniącego się od buchającego zewsząd nieładu wszechświata . Poczuł lekkie rozdwojenie : jakby jakiś obcy mu głos , nie należący właściwie do niego , wypowiedział tamto idiotyczne rymowane zdafiko . Ubranie i ręka ( lewa ) wydały mu się też obce . Nie jego ciało pokrywało znane mu aż nadto dobrze krótkie futerko z małp . Chciał uciec od siebie - nie udało się . Gdyby miał przed sobą okno , wyjrzał by przez nie " na pewno , i to z rozkoszą . Na razie wyjrzał tylko wyłupionymi bezradnie oczami z własnej , pełnej skonfundowanych myśli czaszki . Ale przecie celem jego pracy miała być rehabilitacja żywej osobowości , zagnębionej pod maską innych pojęć przez schematyczną , niby ponadosobową psychologię psychologizmu ( „ związek " Macha , „ pośrednio dana przez jedności kompleksów jakości : melodie , kształty figur , w ogóle jakieś jakości postaciowe - Gestaltqualitaten , " jedność osobowości " Corneliusa ) , przez fenomenologizm z jego „ czystą świadomością " , pęczniejący od natłoku nowych pojęć ( akt , intencjonalność i dalsze nowotwory zbyteczne ) , które miały „ omówić nieomawiał ne " , i przez fizykalizm , ten wysublimowany aż do granic prawie czysto matematycznej fikcji materializm , dla którego ( pomimo że obserwator wlazł w pewien sposób w równania ) samo wspomnienie czegoś psychicznego było już niezdrową metafizyką - o ile naturalnie , co zdarzało się rzadziej ( ale sam Heisenberg tak myślał ) , fizykalizm ten nie był przesiąknięty psychologizmem ( niepoprawionym , z jego pośrednio daną jednością osobowości i brakiem problemu innych jaźni , co go zbliżało do solipsyzmu ) , w którym świat fizyczny w ujęciu fizyki okazywał się sprowadzalnym do praw rządzących en fin de compte naszymi przeżyciami . Skupił się w sobie i poczuł jakąś nieznaną wewnętrzną jasność . - Wyjść z jakiegoś jednego pojęcia fundamentalnego - broń Boże tylko nie z tak zwanych „ bezpośrednio danych " - mówił już głośno do siebie . To ciągłe bezpłodne powtarzanie przeżuwań psychologizmu pomieszane z beznadziejną Erkenntnistheorie tak zwaną „ teorią poznania " , napełniało go już nienawiścią . To jest właśnie to przeklęte przyczynkarstwo - nic w ten sposób nowego do powiedzenia nie ma , a do tego jeszcze bezpłodne nieporozumienie psychologistów i arystotelesowskich ( a nawet czasem platońskich - ach , ta cała logiczna metafizyka ! ) idealistów ( tak zwanych pojęciowych realistów ) na temat pojęć w ogóle . Musi być z tego jakieś wyjście , o ile z jednej strony nie chce się dojść do zupełnego relatywizmu a la Chwistek ( brrr ! . . . ) albo z drugiej - nie może się z czystym sumieniem przyjąć dwóch rodzajów świadomości : jednej przeżyciowej , bezpośredniej , hyletycznej , tej od jakości bezpośrednio danych , i drugiej : myślącej przy czym związek ich ( choćby psychologicznie , zwyczajnie biorąc ) stawał się czymś zupełnie niepojętym . Było wyjście : w przyjęciu świadomości ciała jako jedności kompleksu jakości wewnętrznego i zewnętrznego dotyku , jako czegoś pierwotnego , a całej reszty życia psychicznego jako nadbudowy , sprowadzalnej zresztą do systemu następstw jakości ( obecnych , byłych , czyli wspomnień , i fantastycznych , to znaczy składających się z elementów wspomnień , w przeszłości niedokładnie zlokalizowanych ) , ale tego wyjścia w obecnym swym stadium nie widział biedny Izydor . Mogło mu ono się ukazać dopiero po eksplicitnyrn wykonaniu teorii pojęć , która była zaledwie w zarodku . Jeśliby się przyjęło teorię realistów pojęciowych , nie wyrzekając się realistycznego ontologicznie poglądu na świat otaczający i własne ciało , to tajemnicą stawało się to , że na pewne gatunki zwierząt spadały by pojęcia wraz z nową zupełnie funkcją myślenia ( raczej wielością nowych funkcji ) jako dary chyba jakiejś zaświatowej potęgi , ze sfer niepojętych „ idealnego bytu " . Wyrzucić te pojęcia błąkające się od tysięcy lat w świecie myśli i zatruwające same źródła poznania ( czyli „ adekwatnego opisu " , dodał by zaraz Izydor ) swą pozorną koniecznością , a przy tym nie wpaść w płytkość psychologizmu i krańcowego nominalizmu - oto zadanie . Ale to na później : najpierw zbudować Ontologię Ogólną , jak z żelazobetonu skonstruować szereg koniecznych pojęć i twierdzeń zasadniczych , które muszą obowiązywać każde absolutnie Istnienie , aktualne i możliwe nawet . Tylko od czego zacząć i jakie wybrać kryterium prawdy i porządku w tej okropnej sferze , gdzie każde założenie wydaje się ( i to nie lepszym nieukom ) czymś zupełnie dowolnym . Nie ma kryterium dla określenia wartości materiałów pierwszych - gdyby było , dawno by istniał system idealnie doskonały , a każde odstępstwo od niego karane by było śmiercią lub - przy okolicznościach łagodzących - co najmniej dożywotnym więzieniem .* Ale droga doskonałości idzie przez wolną eliminację dowolności - innego wyjścia nie ma . Przecież są jeszcze na świecie względnie ( względnie , powtarzam ) inteligentni ludzie , którzy twierdzą , że filozofia od początku swego istnienia nie dała ani jednego bezwzględnie pewnego twierdzenia , ani jednej prawdy , ani jednego adekwatnego ujęcia częściowej choćby rzeczywistości , że historia jej to tylko opowiadanie o tym , jak to się wszystko różnym , dość nawet niekompetentnym , panom wydawało i jak to sobie później zupełnie dowolnie napisali . A przcież tak nie jest - o tym wiedział Izydor na pewno . Trzeba by też wziąć pod uwagę , na ile prace filozofów przyczyniły się do rozjaśniania pojęć w czysto naukowych wymiarach . Wyraźna aluzja do prof . Leona Chwistka , bynajmniej temu nie przeczę - owszem , potwierdzam nawet . O tym wiedzą już dziś wielcy uczeni stojący na krańcach wiedzy , ale zdają się nie wiedzieć naiwnie materialistyczne półgłówki , zatruwające umysły swoją pseudonaukowością . Mimo że problematyka filozoficzna jest od greckich czasów ta sama , bo zawsze z tym samym zagadnieniem i tym samym materiałem faktycznym filozofia się para , to jednak w rozwiązaniach możemy wyróżnić typy ich zupełnie określone , pochodzące z właściwości samego Istnienia , z jego czasoprzestrzenności i rozdziału na jedno zawsze indywiduum samo dla siebie jako takie i świat poza nim i dla niego w pewien sposób istniejący , a następnie musimy skonstatować ( znając przedmiot oczywiście , czego nie można zawsze powiedzieć o przeciwnikach filozofii ) wyraźny postęp w stawianiu problemów i ich rozwiązywaniu , który to postęp stanowczo zmierza ku granicznemu systemowi ostatecznemu , mogącemu być końcem twórczości ludzkiej w tym wymiarze . A przy tym trzeba wiedzieć o tym , że badania filozofów utorowały drogi niejednej koncepcji naukowej — specjalnej ( w fizyce , chemii itd . ) . O tym piszą otwarcie dzisiejsi specjaliści ; explicite . Ale ignorują myśli te różne parafialne niedouki materialistyczne , tkwiące w ideologii dziewiętnastego wieku ( kiedy to o psychologizmie nikt nic nie wiedział ) , nie rozumiejące samej istoty nauk ścisłych . Wszystko zależy od pierwszego pojęcia i od wyboru negatywnego choćby kryterium , które musi być tego pojęcia zaprzeczeniem , a następnie od porządku ustawienia pojęć w ich hierarchii nie genetycznej , tylko absolutnej , i wynikających z nich twierdzeń . To było najważniejszym — w tych ramach poszczególne dowody powinny się wysnuć same , jako konieczne konsekwencje niewzruszalnych założeń . Już w roku 1917 , nie znając zupełnie Minkowskiego i Einsteina , uznał em , że jest jedna , dwoista , czasoprzestrzenna forma Istnienia , która nie może być formą Nicości Absolutnej , to znaczy , że nie możemy jej sobie pomyśleć najpierw jako pustej , a potem wypełnionej , tylko zawsze razem z Istnieniem . Błysnęło Izydorowi , jakby w jego własnej wewnętrznej dali , pierwsze jądro konsolidacji wszystkich koniecznych pojęć : niezdefiniowalne znaczenie samego pojęcia Istnienia ( bo żnaczenie to było — przecie pojęcie Istnienia nie jest „ klasą pustą " — a jednak ująć go w słowa nie sposób . A ukazać też , wobec różnorodności odpowiedników , nie wypada . „ Kiz dziadzi ? " - jak mówią w takich razach starzy , mądrzy górale . ) - błysnęło i zgasło . Chwila metafizycznego zdumienia nad światem - żywa dziwność bytu , przekraczająca w jakości i natężeniu wszystkie możliwe dziwności i dziwnostki życia , stała się na chwilę przedmiotem ostrego wejrzenia jakiejś ( chyba ? ) „ nadmyśli " , jakiegoś „ nadczucia " . Bzdury oczywiste - wszystko musi być sprowadzalne do następstw jakości „ codziennych " ( barw , dźwięków , dotyków , czuć wewnętrznych itp . ) , ale problem sprowadzenia tamtego kompleksu jest jadowity - trzeba tylko przyjąć bezpośrednio daną jedność osobowości - bez tego w ogóle ani rusz - pozostaje tylko okłamywanie siebie przy pomocy pojęć - masek . Bo jakimże , u diabła starego , sposobem dziać się to mogło , aby on przed pomyśleniem tego wyraźnym już o tym właściwie wszystko co należy wiedział ? Objawienie ? Czyżby Litymbrion Tajtelburg , teozof nowego typu , miał rację ? Ale objawienie to bezpośrednie , jedno i to samo w istocie swej , bo dotyczące jednej i tej samej rzeczy : Istnienia w całości , można przecież potem w najrozmaitszy sposób ująć , w zależności od tego , na którą z dwóch stron podwójnej dwoistości istnienia kładzie się większy nacisk : na czasowość jego i trwanie samo dla siebie , czyli osobowość , czy przestrzeń i ciało i świat zewnętrzny . Podobnie „ jaźń " jako jedność osobowości jako taka w uniezależnieniu od treści , które ona jako jedność ta spaja , właśnie jako jedność identyczna ze sobą , jest w istocie swej jednakowa u wszystkich indywiduów : od wymoczka i dalej wniż , do Husserla i dalej wzwyż . Różni się poza różnicami składników tym , że jest jedna jedyna jako taka , sama w sobie i dla siebie , absolutnie dla drugich takich „ jaźni " trwaniowo nieprzenikalna . A poza tym właśnie różni się materiałem , którego jest jednością - poszczególnymi jakościami w jej trwaniu : barwami , dźwiękami , dotykami , czuciami wewnętrznymi i ich różnymi układami , a dalej chęciami , myślami , różnymi radościami i cierpieniami , które w ostateczności do kombinacji tamtych elementów , plus jeszcze wspomnienia i kompleksy fantastyczne , sprowadzić się dają . Ale sarna w sobie gatunkowo jest taka sama jak inne jaźnie same dla siebie - różnice jedności tych jaźni , poza różnicami wymienionymi materiału , są między jaźniami ilościowe : tak jak między lampami co do ich siły światła . Czy ma sens operowanie takimi analogiami ? Czy ma sens w ogóle myślenie o takich rzeczach , kiedy ich sformułowanie następuje już nieorna ! poza właściwą sferą intelektu , na granicy artystycznego nonsensu , wyrażającego to , wobec czego sformułowania oparte o logiką z jej jednoznacznością pojęć i sztywnymi zasadami są kompletnie bezsilne . Czy ma sens w ogóle wyrażanie tych rzeczy , dziejących się na granicach , na przełęczach i granicach myśli ? A może na jej szczytach - to trzeba by właśnie udowodnić . O zgrozo - ale myśląc tak jesteśmy o włosek cienki od blagi Bergsona , a z drugiej od siódmego paragrafu Wittgensteina : „ WorQber bez tego , darber mauss man . . . " - ach , dosyć . To , mówiąc banalnie , prawdziwa , panie dziejku , Scylla i Charybda , tak odwieczne pojęcia , że już dziś naprawdę nikt nie wie , co im realnie odpowiadało - jakieś skały koło Sycylii czy czort wie co . Ggy to wyrażenie tych właśnie rzeczy - snuł dalej Izydor przędzę beznadziejnych wątpliwości - nie daje się uskutecznić jedynie przy pomocy „ indywidualnego języka " , zrozumiałego tylko dla jego twórcy , a może przypadkowo tylko , na tle podobieństw psychofizycznej struktury , a nie w związku z samą pojęciowością jako taką dla paru innych podobnej „ kompleksji psychicznej " osobników i w podobnych warunkach wychowanych ? Ha - w walce z niewyrażalnym jest tylko szczęście myśliciela , a nie w rezygnacji z góry , wyrażającej się w teorii Chwistka o tworzeniu „ systemów indywidualnych " , już programowo zawczasu odwartościowanych . A nie : choćby się milion Chwistków na śmierć zachwistało w przechwistywaniu tych problemów , to wartość ich jest pewna jak mur , oczywiście nie dla z urodzenia ślepych lub , co gorzej , przez takich fałszywych proroków oślepionych . Szarpanie za żywe mięso piekielnego sfinksa Tajemnicy Bytu , a potem zanoszenie wydartego kawałka prędko , prędko - by jeszcze świeży był - do swojej pojęciowej norki i tam rozrywanie go głodnymi szczękami i pazurami ( pojęć ) : rozdział na części , preparowanie dla siebie , już jak dla kogoś obcego , wyrwanego kęsa , żarcie spreparowanej myśli własnej i jej trawienie - oto proces między „ objawieniem " a gotowym intelektualnym opracowaniem . Jakiż jest stosunek tego , co w mroku niewiadomości w życiu potocznym nazywamy „ intuicją " , do tego , co niby wiedząc , o co chodzi - o operowanie znakami o znaczeniach , czyli pojęciami - rozumem zwiemy , hipostazując często , jak na przykład w idealistycznych filozofiach , ten rozum , nierozbabrany co do swego znaczenia , na wyższych niby piętrach dogmatycznej metafizyki i nieraz właśnie ciemnym pojęciem , z życiowego poglądu świeżo wydartym , chcemy objaśnić wszystko . Ach — nie tylko już w potocznym znaczeniu przezwyciężać trzeba zdradliwe słówko : „ intuicja " , którego nawet Husserl beztrosko użył w znaczeniu , zdaje się , tego , co „ bezpośrednio danym " w psychologizmie się nazywa . Oto jeden [ może jeden jedyny na całą historię filozofii ( prócz Chwistka , o ile nie zwrócimy uwagi na wielkie różnice wielkości stylu osobowości na niekorzyść ostatniej ) ] z fałszywych proroków w sferze Czystej Myśli , Henryk Bergson , ośmielił się podnieść pojęcie to do rangi pojęcia filozoficznego , i przez uczynienie ze znaczenia jego nowego rodzaju poznania ( ! ! ) zamącić beznadziejnie na wiele lat pewne mózgi , nie pierwszorzędnej zresztą jakości , ale przecie . Odtąd trwa walka dwóch pojęć : intuicji i intelektu , przeniesiona z nizin życiowych , z jakichś babskich zaiste , trzecioklasowych dyskusji w dotąd nietkniętą prawie ziemskim brudem ( chyba przez jednych pragmatystów , i to prawie jednocześnie z tamtym faktem ) sferę czystego rozumu . Ale nie w znaczeniu „ rozumu absolutnego " a la Wroński ( Hoene ) , co w istocie , w granicy z rozumem boskim graniczy , tylko rozumem właśnie w znaczeniu operowania znaczkami o pewnych stałych znaczeniac : i , w zgodzie z mającymi być opisanymi stanami rzeczy , i oczywiście z logiką . Dotąd dostawały się tam też „ pojęcia ziemi " , ale odpowiednio przedestylowane , przesublimowane , uabstrakcyjnione , „ uwznioślone " nawet w pewnym sensie . Pierwszy raz nędzne pojęciątko oznaczające w życiu spryt , zdolność przewidywania i podświadomego wyciągania z małej ilości , często świadomie , niedostrzegalnych danych , zdolność widzenia jakby poza świadomym osądem , na mocy automatycznego przyzwyczajenia , analogii i symetrii dla innych niedostrzegalnych , to jest posiadanie na podstawie byłych doświadczeń gotowych zróżniczkowanych form dla przyjmowania nowej niespodzianej rzeczywistości ( rzeczywistości w znaczeniu życiowym , „ beletrystycznym " , jak się wyraża prof . Leśniewski , gdy mówi coś lekko , bez pretensji do ostatecznej ścisłości , a nie rzeczywistości w znaczeniu jednej z „ wielu " w ujęciu Chwistkowym , niepojętym ) , pierwszy raz ( mówię ) pojęcie tego wymiaru ( co za skandal ! ) , nie uległszy żadnej prawie istotnej transformacji , z wyjątkiem mianowania go ( tak jak się mianuje na przykład pułkownika generałem ) pojęciem wyższego rodzaju poznania , przeniknęło bez paszportu jakby w tę sferę , gdzie panował niezaprzeczenie tylko i jedynie Czysty Rozum , i zajęło nieodpowiednie stanowisko zamiast poddać się władzy poprzedniego . A środki , którymi lansowane zostało , były rozumowe właśnie , bo innych , poza metaforami i nieścisłościami , które intuicją nazywał , po prostu nie posiadał , jak każdegzresztą rozumne bydlę . I to bękarciątko chciało zaprzeczyć rozumowi jego odwiecznych praw do panowania nad sferą poznania , o ile takowe - a nie opis tylko - jest w ogóle możliwym . Trzeba raz rozprawić się z taką przeklętą intuicją , która tyle zamieszania w niższych sferach filozofii ostatnich dziesiątków lat narobiła . Może już dokonano tego gdzie indziej - u nas nikt jeszcze . Jeszcze całe tabuny intuicyjnych zaprzalców zapychały drogę prawdziwym intelektualistom po gazetach , tygodnikach , a nawet miesięcznikach . Trzeba raz z tym skończyć , psiakrew , ale aby do czegokolwiek częściowo mieć prawo , należy mieć już system poza sobą . Przypomniały się Izydorowi fałszywe rady tego drania , zamerykanizowanego Polaka , Węborka , profesora logistyki z Warburton University : „ Niech Pan , panie - tegu , przede wszystkim nie dąży do zbudowania systemu . To są banialuki , w które dziś już nikt nie wierzy . Nie ma pojęć dość ścisłych , w których system taki mógł by być przedstawiony . Wszystkie pojęcia pierwotne nie dadzą się jednoznacznie określić . A w pojęciach pierwotnych , które się dowolnie wybiera , tkwią implicite podstawowe twierdzenia , a nie odwrotnie , jak to niektórzy naiwnisie sądzą ( i w tym , zdaje się , Węhorek miał , bestia , rację , miał ją „ sturba jego suka " , jak mówił Nadrazil Ż. ywiołowicz ) . Nie mamy kryteriów co do wyboru założeń podstawowych i punktów wyjścia . Ilość ich jest ograniczona temu nawet ja nie przeczę - to coś już jest , ale jak na mnie , to trochę za mało . Świat jest płynny , wieloraki i brudny , i zagmatwany . Myśl nie może być taka , a w filozofii musi - niestety , jedynie czysta logika , panie Iziu - ale czasem naprawdę włosy mi stają cebulkami do góry , gdy myślę o tych rzeczach , a nade wszystko gdy sobie uświadomię , po co się to robi - po co ? Zupełna nicość . " Pamięldi Izydor dokładnie uśmiech grubych warg pod nawisem rudych wąsisków i złośliwy błysk szarych oczu , które same robiły wrażenie jakichś samodzielnych mądrych zwierzątek , zaczajonych obrzydliwie w swoich norkach . Dzikie zadowolenie z nasycenia samym sobą , ze swego potwomawego , ultranaukowego wyglądu , z każdego ruchu , łyku , ćmiaku i oddechu biło od tej postaci wszystkimi porami ciemnej skóry . A nade wszystko ta logistyczna rezerwa i możność zlekceważenia dowolnej rzeczy w dowolnym stopniu intensywności ( „ taż to , pani , była frajda pirszej klasy " - jak mówił , ale o czym innym ) ; pozwalała mu ona wątpić w e wszystko ( a nie o wszystkim - to za mało , to są różne stopnie tej samej rzeczy , których nie należy się wyrzekać , a nie dwa powiedzenia , z których jedno , to „ we " lub „ w " , ma być pono niegramatyczne ) , a jednocześnie nie niepokoić się rozwiązaniami ostatecznymi , przy wymaganiu absolutnej ścisłości w sferze znaczków i reguł operowania nimi przy grubym empiryzmie i pluralizmie we wszystkich innych kwestiach : od życiowych do filozoficznych , których to ostatnich ( bardzo dobre wyrażenie i też nie należy się go wyrzekać ) rozwiązania traktował na równi z wizjami nałogowych kokainistów i majaczeniami średniowiecznych czarownic . Nie - jeszcze nie minęły czasy tak pogardliwie zwanych przez niektórych „ systemów " - jeszcze ostateczny , może - a nawet na pewno - czysto negatywny nie był tak sformułowany , aby rolę filozoficznej twórczości w istotnym tego słowa znaczeniu ( to znaczy nie przyczynkarskim ) objęło na dobre przedwczesne obecnie przyczynkarstwo o w e , ten objaw złego wpływu nauk ścisłych na Ogólną Ontologię . Nie w ścisłości , broń Boże , był ten wpływ złym , tylko w metodach zabierania się do odwiecznych problemów , które jednak mimo wszystko brać trzeba atakiem od frontu ( ataka w łob ) , a nie właśnie jakimś częściowo z góry nastrojonym nastawieniem i podjazdowym podchodzeniem od skrzydeł i tyłów , Exemplum : nowa fizyka , która już chyba przesoliła w swojej rewolucyjności i wpadła w takie koncepcje , za które w przyszłości może się i powstydzi . Chyba że to traktować jako konieczne stadium przejściowe . Przyczynki mogą być w filozofii wartościowe , ale na tle systemu , nigdy same w sobie - właśnie w filozofii , gdzie chodzi o całkowity obraz rzeczywistości , a nie o jedną jej stronę jak w nauce , z wyjątkiem biologii , która łączy w sobie najjadowitszy problem psychofizyczny . Ach - gdyby powstał nareszcie ten ostateczny system , w którym mogła by skonwergować przetłumaczona na inny język ( to znaczy implikowało by to sprowadzenie pewnych jej pojęć do pojęć prostszych ) fenomenologia z psychologizmem , plus dociekania nad wieloscią „ jaźni " , to znaczy raczej Istnień Poszczególnych = ( IPN , przy czym N wyraża liczbę mnogą ) czasowo przestrzennych i nad tak zwanym „ przedmiotem transcendentnym " . Ach - to niedostateczne rozgwazdrane pojęcie przedmiotu , zbyt nieokreślone w swej kolosalnej maksymalnej chyba ekstensji , które tyle zamieszania w tej całej materii przysporzyło - drugie pojęcie takie to „ akt " . 0 , jakże nienawidził pojęć tych Izydor ! Ale siły , aby się z nimi ostatecznie rozprawić , jeszcze nie miał . Chyba teraz w tym małżeństwie obecnym , a tak mu jeszcze obcym ( o bracia moi kochani ! ) , będzie miał dość czasu na zdobycie środków technicznych do walki z tamtymi maszkarami pojęć . Ale głos przemykającej obok niego właśnie w tej chwili duszkowatej jakby postaci jakiejś szepnął mu wyraSnie , że nie . To była najwyraźniej ta jednocześnie zdrowa jak byczek , a smutna przy tym bardzo , bardzo dziewczynka z młodości ( raczej dzieciństwa ) ideał , którego mu się , poza w pewnym sensie Rustalką , nigdy w życiu wcielić nie udało . A może nie chciał mieć tego bez miłości ; bo takie rzeczy podobno się mszczą , ho - ho - jeszcze jak ! Przecież takich dziewczynek są miliony - należało tylko szukać . Otóż do tego wszystkiego Izydor nigdy nie miał na to czasu , zajęty Pe - ZetPepem , nauką i przygodnymi kochankami , które same po prostu mu się przypadkiem „ napataczały " - „ fuj ! " , jakie paskudne słowo , a co robić , jak innego nie ma . - Ach , prawda ! jestem żonaty - powiedział w nim ten obcy schizoidalny głos , który przy sprzyjających okolicznościach w zupełnie ukończonego wariaciuńcia wewnątrz danej osobowości przekształcić się może . - Ja - żonaty ! To niepodobne do wiary - to chyba jest niemożliwe . „ I na wielkie , nigdy nieodgadłe chyby wypłynę w moim małym parszywym stateczku " - przypomniał mu się wiersz brata Rustalki , Henia , kiełkującego zupełnie nie w porę poety . Bez blagi to odczuwał , bez najmniejszej , właśnie u schizoidów takie stany są możliwe , a ta czerń uspołecznionych pykników uważa takie rzeczy za czyste urojenia . Zobaczył to nieprawdopodobieństwo w „ oglądzie naocznym " w postaci fantastycznego obrazka , na którym Rustalka zaparzała herbatę na jego przyjęcie . Musiała naprawdę robić to w tej chwili , tak wyraźnie widział to ze wszystkimi szczegółami : zrobiło mu się „ ujutnie " , wygodnie i duchowo cieplutko , a jednocześnie chmura wysypkowego , swędzącego wstrętu przeciągnęła szybko ponad świeżo zagospodarowanymi grządkami porządności . A może to konieczne , aby wykonać wielkie wyczyny na filozoficznych kondygnacjach . „ Jeśli się coś tak realnie wyobraża , to chyba musi się być naprawdę tam " - pomyślał głupio . Ujrzał jedną prawdę w tej chwili : oto w chwili wspominania nie ma rozdwojenia świadomości na wizję , przypomnienie rzeczywistości jako takiej i świadomość , że ta wizja jest wizją tej rzeczywistości - proces jest jednorodny ( avis aux psychologues ) : widzę tę rzecz daną , jedną i jedyną , i nie ma bezpośrednio różnicy między tą wizją a rzeczywistością ; w tej chwili mego wyobrażenia są one jednością ( na tym polega to wrażenie , że się jest tam naprawdę ) , a jednocześnie bezpośrednio , bez żadnego namysłu potem ani przedtem , w chwili samego oglądania ( jest to moment niesamodzielny całości zjawiska ) wie się , że to nie jest rzeczywistość ( nie łapie się za włosy wizji głowy ukochanej kobiety na przykład przykład jak każdy inny ) - różnica wspomnień i rzeczywistości jest jakościowa i bezpośrednio dana , wbrewpiekielnym bzdurom , które na ten temat powypisywał Bertrand Russell w swojej potwornej Analysis of mind . - Przecież ja widzę naprawdę jej rękę z rankami od niedołężnej manikiury i kocham tę rękę za te ranki - o nędzna czułostokowości schizoidów , która zastępujesz im szeroko rozkołysane oceany pyknicznej uczuciowości ! - i z tym paznokciem najarystokratyczniejszym na piątym palcu - widzę skórę i dotykam jej w tej chwili . . . - tu potknął się o kilometrowy słupek i wywrócił się raniąc się boleśnie w kolano ( zaraz zajodynował , bo zawsze , wbrew obecnej na nią nagonce , miał jodynę przy sobie i świetne mu ona przysługi już oddała ) . Przekonał się , że w chwili tak intensywnego wyobrażania żony w „ domowym zaciszu " nie widział dosłownie nic przed sobą ( świadomie ) , mimo że cały czas patrzał wywalonymi oczami przed siebie . Tak to podświadome jest w „ tle zmięszanym " , zmieniając zabarwienie ( w przenośni , a czasem rzeczywiście , jeśli chodzi na przykład o kolory dopełniające ) kompleksu jakości rzeczywistych , żywych , aktualnych* , niezapomniane odkrycie Corneliusa i załatwienie ostateczne_ fatalnego problemu podświadomości . ' Wprowadzam pojęcie „ żywości " jakości , w przeciwieństwie do martwoty wspomnień , które są przecie w chwilach swego trwania tak samo aktualne jak i jakości „ żywe " . Rzeczywistość ! O , jakże biedził się i głowił ( co za kretyńskie słowa ! ) Izydor nad definicją tego nieustępliwego pojęcia ! „ Rzeczywiste są tylko Istnienia Poszczególne = ( IPN ) i jakości = ( XN ) w ich trwaniach . " Co znaczyło jednak naprawdę to zdanie , do którego , jak woda w rynnę z całego dachu , spływały wszystkie jego myśli , a mimo to zdanie samo nie zdawało się posiadać jasno określonego ( „ naturalnego " , jak to nazywał ) sensu , czyli „ mądru " . ( „ Nijakiego w tym mondru nirna " - jak mówił jakiś stary zapomniany góral . ) Byłyżby więc pod pozorami dwie rzeczywistości „ rzeczywiste " , w przeciwieństwie do pozornych rzeczywistości Chwistka ( Leona ) - raczej jedna dwoista . Ale to nie zadowalniało Izydora - on chciał mieć jedną rzeczywistość jednoistą : taki był w nim schizoidalny ( ale nie nienormalny przez to - schizoidy mają prawo bytu w pewnych sferach ) pęd do jednolitości poglądu . „ Nie - myślał - musi być na dnie wszystkiego jedność istotna , ale jest ona pojęciowo graniczna dla z konieczności ograniczonych ( IPN ) . Jedność ta jest rzędu nieskończonościowego ( jeśli o wielkość chodzi , której jednością ona jest ) tak w małości , jak i w wielkości , i dlatego jako aktualna jest nie do pojęcia - ale granicznie musi być , i koniec . Ale co to jest « granicznie » ? Czy to odnosi się do rzeczywistości , czy do systemu pojęć , czy do niemożności pojmowania przez ograniczony stwór nieskończoności aktualnej , która faktycznie istnieje : nieskończoność słońc , Dróg Mlecznych , wymoczków , w ogóle ( IPN ) - o , niedobrze jest z tą nieskończonością . Nie wolno o tym mówić , i szlus - nie wolno babrać się w tym ograniczonemu stworowi - skonstatować pojęciowo , nalepić odpowiednie znaczki i stulić pysk , bo każde słowo , każdy sąd na ten temat jest nonsensem . " Ale : tak o metafizyce myślą i mówią dziś wszystkie mogoły przyczynkarskiej pseudonaukowej filozofii : Carnap , Russell , Whitehead ( chociaż ten to nie wiadomo jeszcze , gdzie zajdzie i jak wyjdzie ze swego ufizykalnionego w czwartym wymiarze i upsychologistycznionego życiowego poglądu ) - i . . . ( kropeczki ) Chwistek . Ale o metafizyce , nie w znaczeniu jakichś mistycznych bzdur , tylko jako o przezwyciężeniu naiwnego fizykalizmu ( to znaczy nie upsychologistycznionego a la Mach , a dziś nawet sam Heisenberg ) myślał Izydor , a i o przezwyciężeniu też samego psychologizmu jako idei niesamowystarczalnej , pełnej pojęć-masek , nie zdartych z pysków odwiecznych tajemnic , za nimi się kryjących . Jedność ta ( rzeczywistości ) mieściła się doskonale bez żadnej paskudnej metafizyczności w ujemnym znaczeniu w tym , że pojęcia : jedności osobowości i jakości są to pojęcia wzajemnie się implikujące jako oznaczające momenty niesamodzielne jednego stanu rzeczy , Istnienia w ogóle - ale tego w tej formie nie mógł jeszcze ująć Izydor , nie miał na to nawet prawa . Pożądanie tej jedności stało się u Izydora tak wielkie , że zabiło w nim możność dalszej analizy : ta para pojęć , przez którą przeskoczyć jakoś nie chciał , zatrzymywała beznadziejnie napierającą z centrów intelektualnej uczciwości ( tak u nas rzadkiej w sferach literackich ) falę zwątpień istotnych , a nie taniego sceptycyzmu ala Chwistek . Ale wróćmy do objawień . Otóż to , co Tymbcio ( Litymbrion Tajtelburg ) teozof nazywał objawieniem i uważał za działalność nieomal świadomą jakiejś wyższej , prawie osobowej , obejmującej cały świat , potęgi i co określał „ bardziej naukowo " ( hi ! hi ! ) „ intuicją " , opierając się pośrednio na bredzeniach Bergsona , było tylko tak zwanym „ przychodzeniem samych z siebie pewnych myśli " . Proces ich takiego właśnie „ przychodzenia " jako taki nie różnił się od takichże procesów w stosunku do innych myśli , a także uczuć , wyobrażeń , pojawiania się wspomnień itp . Wszystko tak niby samo nam przychodzi do świadomości - bezpośrednio nie jesteśmy w stanie podać związków przyczynowych , czemu tak jest , a nie inaczej , nie wiemy i wiedzieć nie będziemy nigdy mimo różnych przybliżonych powiązań i choćby fizyka nam określiła ( co jest nonsensem ) dokładne położenie każdego elektronu w mózgu . ( Tego ostatniego ona wyrzekła się , teraz przynajmniej w ogóle zupełnie . ) Różnica w stosunku do „ objawień prawd metafizycznych " była tylko w temacie - mechanizm pozostawał ten sam we wszystkich odmianach życia psychicznego , czyli używając jako skrótu ( jako skrótu , powiadam ) pojęcia Brentano - Husserlowskiego ( oby je piekło pochłonęło jako pojęcie niesprowadzalne ) „ akt " był ten sam , a materia jego inna . Tylko dlatego , na podstawie tej materii , przychodzenie pozornie niewytłumaczalne ( jak w pewnym sensie wszystko zresztą ) myśli dotyczących istoty bytu i etyki Ale w istotnym znaczeniu tego wyrazu , to znaczy prawdziwego pociągania pojęć i twierdzeń jednych przez drugie , a nie w tym strasznym zbytecznym znaczeniu , w jakim używa się go w nowej logice , gdzie fałsz implikuje f . , i fałsz implikuje prawdę - to jest skandal . Teruś - fuj ! Po co to wszystko ? Po co odwartościowywać porządne i pożyteczne pojęcia ? Na przykład ( choćby nawet myśli banalnych , a . nawet wręcz głupich ) uważało się za objawienie ; gdyby dotyczyło to kwestii obiadu i pożycia płciowego lub nawet astronomii , już nie zasługiwało by na tę wzniosłą nazwę . A mechanizm był oczywisty , oczywiście w tych granicach , w których wszystko oczywistym jest : że myślę w tej chwili o pani Grzeszkiewiczowej na przykład , a nie Fikumiku , piesku panny Tępniakówny , do pewnego punktu można to wyjaśnić - poza pewną granicą tajemnica jest zupełna , ale ludzie uniesieni dawnymi fizykalnymi teoriami wierzą dotąd , że ostatecznie gdyby się znało wszystko ( demon Laplacela przetransportowany na psychologię ) , to każde myślątko , że jest takie , a nie inne właśnie , usprawiedliwione by było . A wszelkie tak zwane myśli „ o istocie bytu " płyną z pierwotnego faktu poczucia swojej własnej czaso - przestrzennej jedności i z przeciwstawienia się , również bezpośredniego w samym fakcie istnienia indywiduum samego dla siebie , temu , co nim nie jest , nieskończonemu światu w Czasie i Przestrzeni : nieograniczoność tych ostatnich istności wystarcza na razie - implicite zawarta jest w tym nieskończoność , którą pojęciowo wyłuskujemy z wyobrażania sobie , jak w miarę posuwania się w Czasie i Przestrzeni nie możemy napotkać nigdzie końca ; i zaraz , po paru próbach takich , na podstawie jednorodności istności tych widzimy , że tak musi być w nieskończoność : pojęcie nieograniczoności implikuje pojęcie nieskończoności - jedyny prawdziwy sąd syntetyczny a priori . A pojęcie „ aktu " oznacza tylko pewne specyficzne ( i konieczne do przyjęcia w związku z pojęciem Istnienia Poszczególnego , IP ) następstwa jakości i ich związki . Zadowolony ze swoich dzisiejszych odkryć Izydor zagwizdał jakieś tango swojej kompozycji , zdaje się , i zapatrzony w już dogasające za cienką smugą chmur pomarańczowe słońce , zapomniał zupełnie , kim jest , że ma żonę , że może mieć dziecko - a to przecież przerażało go najbardziej , to poczucie szalonej odpowiedzialności za los nieznanego stworzenia w czasach tak niebezpiecznych . - Ha , wzory z podstawionymi za zmienne innymi niż codzienne wartości - mruknął jeszcze na temat „ intuicji " prawd ontologicznych i ocknął się : był znowu Iziem , urzędnikiem , żona , herbatka , ach , tak . Z odległych okolic przyleciał duch tajemniczy i zamiewkai znowu to nędzne ciało funkcjonariusza Pe - Zet-Pepu ku dziwnej męce jego nerwowych komórek . Bujda . Jest . absolutna jedność tak zwanego ciała z duchem , czyli trwania = ( AT ) samego siebie dla siebie , czyli świadomości i rozciągłości = ( AR ) samej dla siebie - początkowa świadomość jakiejś ameby to tylko świadomość jej reszty ciała ; reszta to hiperkonstrukcja , która uzurpowała sobie jako duch pierwszeństwo , a sprowadzalna jest - sakra jej pluga - tak samo do następstw jakości jak i wszystkie inne rzeczy . Tamto zdanie to tylko literatura - gówienko małe ludzkości wobec filozofii . A intuicja może sobie - jako pojęcie życiowe oznaczające zdolność odgadywania czegoś po nikłych , dla innych niedostrzegalnych , może podświadomych danych , na przykład psychiki danej osobistości i jej czynów lub przebiegu danej sytuacji - dalej fungować wśród ludzi niewybrednych co do czystości pojęć ( czystość ta jest tak samo dobrym przyzwyczajeniem jak czystość fizyczna , niemożność chodzenia nie ogolonym i w brudnej bieliźnie ) . Ale wara jej od tych sfer , gdzie staje się tylko maską dla głupoty i pojęciowej nieodpowiedzialności . I nagle straszliwy błysk , jakby bliski wybuch granatu w dzień słoneczny : pomarańczowy blask mocniejszy od światła słońca w czarnej , rozbryzgującej się chmurze dymu i lecącej ziemi bliski błysk myśli niesamowitej w swej znaczeniowej pospolitości i dziwności psychologicznej bez granic . Myśl - poczwara , wzdęta dobrodusznością i nudą , wylaną jak z kubła na ludzkie plemię : sama od nudy wolna i aż lśniąca jak mokra foka lub jakby od nawału drogich kamieni , od wyrażonego w niej odtajemniczenia świata . „ Jakaż to myśl , u cholery jasnej ? " - każdy zapyta . Myśl tak straszna dla filozofa , że Izydor nie śmiał jej wprost zafiksować w jakichś dla niego tylko samego choćby zrozumiałych znakach , po prostu myśl , że może ( o Boże , Boże ! ) świat jest po prostu takim , jakim jest , bez żadnych problemów , a cała filozoficzna problematyka - dosłownie cała , to znaczy z wyjątkiem poglądzików i problemików życiowych , społecznych , narodowych , . nawet religijnych , powiedzmy już przez zbytnią łagodność - jest złudą paru schizoidów , narzuconą całej ludzkości przez jakąś piekielną sugestię . Czekajcie - to zdanie nie jest tak łatwe do pojęcia , jak by się to wydawać mogło ! Inaczej brzmi ono rozwałkowane co do swego znaczenia w sposób następujący : „ Może życiowy pogląd , pogląd codziennego dnia , jest prawdą , i koriiec - wszystko « skulbutowało » - że może właśnie tak jest , jak sig nam w normalnym nastawieniu na świat wydaję , jak to setki tysięcy ludzkich bydlątek pseudointeligentnych myśli , a nawet tysiące mędrców , gdy nastawieni są na spełnianie codziennych funkcji zwykłego , a nawet niezwykłego dnia . Jesteśmy sami dla siebie , są inne żywe podobne nam i niepodobne stwory , są po prostu martwe przedmioty ( bo jakżeby bez nich żyć można ) , o których fizyka nam to a to mówi ( co do -`fizyki , uspokajamy się psychologistyczno - idealistyczno - matematycznie i nic nas już to nie dziwi , że są tak zwane cząsteczki czy paczki fal z jednej str-dr - 1y , a z drugiej czucia , bo fizyka to tylko grupy symboli przyporządkowane naszym przeżyciom , a przedmioty , a nie tylko elektrony , to też tylko nasze przeżycia ) , a w ten sposób i na temat związku fizyki z biologią uspokajamy się także . Potem są jakieś gałki w przestrzeni nieskończonej ( czy też skończonej , jak to nam modna w danej chwili teoria fizykalna mówi ) i nic w tym też tak dziwnego nie ma , bo na każdej z gałek tych , fizykalnie usprawiedliwionych , panuje tenże sam pogląd życiowy co na naszej , jeśli tam ktoś jest w ogóle . Czego tu się dziwić , czego dziwić ? " - Izydor zamyczał od wnutriennoj boli jak Aleksiej Aleksandrowicz Karenin , gdy ujrzał wojeńnoje palto grafa Wronskogo . To wszystko było w myśli tej zawarte pojęciowo , ale przeżywane inaczej trochę wyglądało = rzeczywistość : dalekie wzgórza z wapiennymi skałkami i czerwone dachy domów otaczających rokokowy pałacyk na zakręcie rzeki , zasnute jesienną , przedwieczorną mgiełką , nagle skoczyły mu do gardła , raczej do samej gardzieli jego mózgu ( to miejsce urojone , którym mózg „ łyka świat " poprzez zmysły ) i zakrzywionymi w czwartym wymiarze „ eventów " Whiteheada szponami wpiły się weń jako ta , a nie inna rzeczywistość : , jedna i jedyna rzeczywistość danęgo „ tubylca wszechświata " w całej jej przypadkowości częściowej , rzeczywistość najostatniejsza , poza którą nic nie ma , nic innego się nie kryje i kryć nie może - i to kryć się nie może nie tylko inna rzeczywistość , ale nawet najmniejszy problemik , przerastający ostatni próg problematyczności czysto życiowej , praktycznej , choćby do najwyższych zagadnień etyki osobistej i społecznej - to wszystko nie implikuje metafizyki jako takiej - musiało by być naświetlone metafizyczną dziwnością , a tego właśnie z założenia w tej myśli , którą przeżywał w jakimś skondensowanym obrazie Izydor , być nie mogło . Wszystko , wszystko ( czy rozumiecie , osły , potworną głębię tego słowa ? ) jest akim , jakim jest : zasada tożsamości jako „ przeżycie metafizyczne " - to „ coś wprost oburzającego " - jak by się wyraził Karol Szymanowski . Czerwone dachy kąsały oczy swą czerwoną , aż do wycia pospolitą dachowatością , łąki były łąkowe aż do pęknięcia , a niebo ( nawet niebo ? - o „ zgrozo ! ) było niebne ( niebowate , niebowe ) , nie kryło nieskończoności światów , tylko było grecką emaliową wklęsłością . Szlus - ani kroku dalej , bo śmierć ! On sam , Izydor , był odproblerniany na wyższej niż życiowa płaszczyźnie , był samowato - sobowaty , izydorowaty , wędziejewsko - smogorzewiczasty , rozparty w sobie jako ohydne bydlę w gaciach , pończochach i ubrańku , pospolity jako taki w najwyższym , niewymierzalnym stopniu tej właściwości , bo z niczym innym porównana być nie mogła . Dziwność zniknęła - był to pogląd zwykłego człowieka , przeżywany przez człowieka niezwykłego , spospoliconego bez reszty , do ostatniej nitki . „ Więc taki jesteś , zwykły biedny człowieku ? 0 , jakże biedny człowieku ! 0 , jakże biednym i wstrętnym jesteś i ile trzeba wysiłków nadludzkich , aby przez spopularyzowanie filozofii i rozprowadzenie jej w istotnych najogólniejszyc - h zarysach jej problemów uczynić twe życie codżienne trochę mniej plugawym choćby ( to mówi się zarówno do robotników i kupców , jak ció hrabiów i książąt krwi , do nędzarzy , jak do tych , co taplają się w nieludzkim , aż świńskim zbytku wyduszonym z bebechów krwawych tamtych nędzarzy ) , jeśli już nie można nad mrocznymi i cuchnącymi dolinami , w których trwasz w bydlęcej męce codzienności , rozpalić wspaniałego słońca wiedzy o Dziwności Przedwiecznej Bytu . Na początku była otchłań - ( au commencement Bythos tait ) , to znaczy nie było początku - otchłań ta to otchłań naszej niewiedzy , koniecznej i niczym nie zwalczonej , bez której istnienie nie miało by uroku , czyli inaczej : bez której była by Nicość i nie było by istnienia wcale : « była Nicość » - już jest najwyższą sprzecznością -o tym nie można mówić , a nie o istnieniu . " Me teraz dalekim był od tego ciągu myśli ( niewyrażalnych . ) Izydor - „ Kazał em mówić niewyrażalnym głębiom językiem zrozumiałym dla każdego stworzenia " - to było mu obcym , ale czaiło się w krwawych wnętrznościach ducha . W jego myśl i - monstrum tak samo pospolitym był jak te dachy i łączki zrudziałe , niewymiernie , metafizycznie pospolitym nie tylko on sam , ale najnadzwyCzajniejszy nawet człowiek : Napoleon , Einstein , Piłsudski , Chopin , Mach i Kant ( właśnie tak ! ) . A niech to ! . . . Czy to był szczyt jedynej normalności , czy też ostatni wykwit najdzikszego obłędu , ta straszliwa w swej płaskości śmierdzącej myśl , tak pospolita jak kłótnia kucharek na rynku jarzynowym , [ ak wulgarna , że aż wypiętrzająca się tyłem w dziwność najwyższą , myśl wyrażająca jakąś ultra - hiper- supra - extra pospolitość całego absolutnie Istnienia w jego nieskończoności . Całe Istnienie niezmierzone jest właśnie takie : odproblemione , identyczne ze sobą w normalnym życiowym wglądzie i poglądzie -- nic więcej nie ma , a wszystkie metafizyczne zagadnienia można psychologicznie bez reszty wytłumaczyć jako „ stany dusz " ( taki sobie skrót , jak „ intuicja " , „ akt " , „ intencjonalność bez osobowości " itp . , o ile są ) tego właśnie gatunku zwierząt , na tej właśnie gałce : przy pewnym , rozwoju kory mózgowej ( de la core mozgale , jak mćwił Marceli ) muszą powstać takie zagadnienia , ale to wcale nie dowodzi ich realności i istności ( cóż innego mówi Carnap , Mach ? ) , tego , że ten właśnie pogląd pospolity , który jest udziałem całych trylionów „ bezmyślnie myślących " stworzeń na naszej i na pewno prawie ( choćby z rzadka ) na innych planetach . - Il n ' y a personne qui ose penser ainsi sur la płanke- mruknął Izydor parafrazując zdanie Gale de Raisa , które ten drań wypowiedział pusząc się z durny a propos swoich marnych i głupich sadyzmów . Piekielna zaiste myśl - gdyby dłużej trwała i gdyby się w nią choć chwilę naprawdę wierzyło , będąc jednocześnie doskonałym schizoidem , można by się po prostu wściec z nudy i nie wytrzymać jednego normalnego dnia bez urżnięcia się w sztok , na trupa , kokainy i innych podobnych rzeczy , w których pławił się jak wieprz w śmietniku Marceli Kizior- Buciewicz . A jednak , a jednak . . . tylu tak myśli i żyje , i nic im ostatecznie tak strasznego się nie dzieje . Już myśl ta , jako fantastyczny obraz wysuszonej aż do pęknięcia upał em nudy rzeczywistości , zginęła w gąszczach nieartykułowanej podpojęciowości zostały jej konsekwencje , niedoskonale ujęte w znaki , o koloidalnych , niejednoznacznych znaczeniach . Ale w ten sposób została w gąszczach tych i miała kiedyś stać się podstawą daleko idących I ransformacji , których wagi nie przeczuwał obecnie ani trochę Izydor Wędziejewski , w tym czasie schizoidalny fanatyk , formaalista i twórca in spe filozoficznego systemu . Było to też swojego rodzaju objawieniem , ale in minus . Myśl ta była pojęciowo , logicznie czysto , nie do odparcia , podobnie jak teoria typów logicznych Russella , solipsyzm i idealizm w ogóle . A może uwolnienie ludzkości od tak zwanej przez matołów „ bredni filozoficznej " będzie miało tę samą wartość co odwartościowanie obłędu religijnego , które już tyle energii ducha skanalizowało w bardziej produktywnym kierunku . Straszne są wątpliwości na ten temat , wobec takiego objawienia , jakiego przed chwilką doznał Izydor . Już nadchodziła na niego inna zmora : w stosunku do tego straszliwego , oślepiającego światła , które zdawało się tryskać gdzieś aż spod samego niewyobrażalnego centrum bytu w sam centr jego metafizycznych centrów odczuwania . Zjawisko trwało , ale było nieuchwytne , nierozkładalne - mogło trwać wieki - nic by to nie pomogło . Dlaczego są w ogóle takie przepaście między dwoma odczuwaniami świata ? Jak to jest możliwe , żeby dwie tak wielkiego stopnia przeciwności mogły być treściami takiego nikłego naczyńka jak osobowość jakiegoś ( IP ) ? ( Pod IP rozumiemy całość : i trwanie , i rozciągłość - osobowością nazywamy raczej samo trwanie = AT , samo dla siebie , mimo że „ ciało " = AR = rozciągłość sama dla siebie , da się w tym trwaniu zresorbować , w jego terminach jakości : dotyki wewnętrzne , czyli czucia organów i mięśni , i dotyki zewnętrzne i ich związki wyrazić . Jest to właśnie wyższość psychologizmu , że wszystko do jego terminów jest sprowadzalne , nawet cała fizyka , jako te symbole przeżyciom przyporządkowane . ) Ale cóż jest poza tym ( IP ) , jednym jedynym , samym w sobie , jedynym bytem samym dla siebie w swym własnym trwaniu , oczywiście pomijając wszelakie krępujące go zewnętrznie przestrzenne związki ? I cóż jest poza wielkością takich ( IPN ) , wypełniającą całość bytu po brzegi i bez reszty ? Nieskończoność - oto jedyne wielkie słowo , „ źródló i ujście " wszystkich tajemnic - a drugie to statystyka . Przed pierwszym jedynie należy wywalić się na brzuch ze czcią i poddać się , bo ograniczone ( IP ) nigdy go w żaden sposób - ani pojęciowy , ani „ intuicyjny " - nie przezwycięży : nie pojmując go w istocie w jego najistotniejszym , to jest jako nieskończoność aktualna znaczeniu , musimy je przyjąć rozumiejąc w istocie tylko nieskończoność stopniową , graniczną . Tak - trwała ta chwila nie pospolitującego już wszystko , tylko udziwniającego w najwyższym stopniu objawienia i nic z nią nie można było począć : była nieściśliwa , nieuchwytna - jeden blok czegoś bez skazy , szparki , bez żadnego chwytu dla pojęciowego gryfu . Odczuwał Izydor to , co się działo , jako absolutnie przezroczystą ( w dosłownym i przenośnym znaczeniu ) płytę , poprzez którą widział tak samo absolutnie niezmienny krajobraz z wschodniej strony świata , jak i swój własny stan psychiczny minus ten właśnie dodatek przeżywanej bezpośrednio ( to jest właśnie cholera ! ) Tajemnicy Bytu . Niebo pogodowiało na wschodzie , zapowiadając w seledynowym przezroczu krystaliczny , niebieski dzień na jutro . 0 , jakże cudownie mogło by być w górach w czas taki ! ! „ Wziąć urlop i pojechać tam z Rustalką " — błysnęła genialna myśl . Nie wiedział Izydor , w jak dziwnych okolicznościach miał się tam pojutrze znaleźć . Wracając do poprzedniego : Jak to się dziać mogło , na Boga Żywego ? ! Jeśli wszystko jest tylko i jedynie następstwem kompleksów jakości , to jakim , u diabła , cudem trwać może coś tak nie dającego się w żadnych normalnych jakościowych terminach wyrazić , jak to , co trwało w nim przed chwilą ? ( raczej on trwał w tym , jak w jakimś nieuchwytnym , przezroczystym medium ) . A jednak musi to być w tych właśnie elementach ujmowalnym ( bo cóż objawienie metafizyczne = odwrotność poprzedniego charakteryzująca się głęboką nieprzytomnością życiową , w której przeżywał rzeczy najgłębsze , wykrystalizowujące się potem w częściowe filozoficzne koncepcje jego Hauptwerku - głównodzieła ) . Teraz chodziło nie o kryterium prawdy myśli częściowej , tylko o podstawy całości , o prawo do systemu w ogóle : trzeba było zacząć systematycznie pisać — na to nie było rady . Kończyły się bezpowrotnie rozkosznie nieodpowiedzialne chwilki objawieniowego , nieomal jeszcze podpojęciowego babrania się w nierozczłonkowanej magmie całości jako takiej — właśnie jako takiej , psiakrew , als solche , comme telle , as such — częściowe rozwiązańka co innego , a co innego całość systemu , tkwiąca w jego pojęciach i twierdzeniach podstawowych , z którymi trzeba było pogodzić niezaprzeczalne prawdki , zdobyte w czasie studiowania „ obcych mistrzów " . Zakręcenie w kierunku domu pomogło znakomicie Izydorowi do przezwyciężenia poprzedniego „ Ideengangu " ( myślociągu ? ) . Przyczyniał się do tego krajobraz , widziany teraz w kierunku wschodnim , tak do zachodniego — do strony podświetlnej — niepodobny , jakby był wyjętym z całkiem innego dnia , pory roku , a nawet z innej strefy . I nagle świat zakołysał się w swych odwiecznych łożyskach i obrócił cichutko ku nieszczęśnikowi swoją drugą tajemniczą twarzą , ukrywszy wstydliwie tę pierwszą w gęstwinie samej boskości . Bo czyż jest pospolitszy wymysł jak Bóg , to dziedzictwo najpierwotniejszych pierwotniaków ziemi , będące tylko symbolem niezgłębioności Tajemnicy Istnienia ? Bo jest to po prostu człowiek ( nawet już nie ogólnie Istnienie Poszczególne = IP ) , tylko rozdęty po prostu do nieskończonych wymiarów , czasowo - przestrzennych ( to ostatnie jest trochę niedobrze uświadomione może nie być wszędzie , ale wszędzie , a i w nieskończoność na odległość działać ) i innych : uczuciowych i intelektualnych właściwości - jest „ zmegalizowany " wójt , burmistrz , prezydent , król ( obecnie ) , dawniej tylko od króla pochodził - w klanie tajemniczym nie ma wyraźnych osobowych bóstw : jest mana i są czczone bydlęta - coś takiego , mniejsza z tym - pewne jest.to , że . u podstawy wszelkich koncepcji religijnych jest coś nieokreślonego ( mana - dla pederastów „ peda " ) , to jest istnienie w całości , to coś nie oznaczonego bliżej , czemu przeciwstawia się w samym fakcie swej egzystencji biedne , ograniczone ( IP)* . Z tego wyłania się , w miarę wyłaniania się władzy jednostki , bóg z początku wieloraki , a potem coraz bardziej jednolity . Blask Tajemnicy Wiekuistej wyrżnął Izydora prosto w pysk , jak świetlisty bufor jakiegoś załadowanego potwornością całego Istnienia mgławicowego monstre - pociągu . Głupie myślątka mknęły obok jak fototropiczne rybki ku temu światłu . ( T o trwało - to był cud . ) Gdzie były one , może być , poza jakościami i bezpośrednio daną również jak i one jednością osobowości , i to nie tylko jednością w danym przekroju tylko i w czasie ( w tym się wyraża właśnie bezpośredniość jej dana ) , którą możemy określić również jako jakość formalną ( postaciową ) całości trwania danego ( IP ) , to jest trwania samego dla siebie , będącego właśnie tą osobowością , jaźnią , tożsamą zawsze ze sobą i jedyną w swoim rodzaju - to są synonimy . Jaźń = osobowość = trwanie samo dla siebie jako takie = ( AT ) - jedność jego w czasie , jego jakość formalna nie jest Tę koncepcję , nie znając odnośnych teorii , miał em wbrew Malinowskiemu ( wyprowadzającemu uczucia religijne z uczuć życiowych ) jeszcze w roku 1912 . pochodna od jedności kompleksów jakości ( przedmiot , melodia , na przykład ) , tylko jest jednością , od której tamte pochodzą . Tu była różnica między pośrednio daną jednością osobowości Comeliusa a pojęciem bezpośrednio danej jedności tej w systemie Izydora . Musi być chwila w tych elementach : jedności osobowości i jakości , ujmowalna , tylko nikt się o to dotąd nie postarał , to jest nie rozbił opornego kompleksu , nie opatrzył części odpowiedzialnymi znakami i nie rozwałkował części tych na sprowadzalne do elementów tych normalne psychiczne „ treści " . Nie jest sprowadzalne na przykład uczuć religijnych do uczuć życiowych a la Malinowski , bo fakt , że tak jest , że musi być osobowość i jakości ją wypełniające i konstytuujące się w świat i życie wewnętrzne jednostki , wypływa z praw niezłomnych samego istnienia , którego bez elementów tych ani pomyśleć , arii wyobrazić nie możemy ( i to istotnie , a nie z powodu jakiejś prżez idiotów wymyślonej „ ułomności " ) , a którego korzenie tkwią w Absolutnej Tajemnicy pojęcia Nieskończoności , tak w obrębie ontologicznego , jak i samego logicznego poglądu nieprzezwyciężalnego i w logicznych terminach zdefiniowalnego . Rzecz jest bardzo prosta : w każdym systemie muszą być pojęcia proste niezdefiniowalne , bo inaczej musieli by śmy mieć nieskończoność definicji . Tak więc w samej logice tkwi pojęcie Tajemnicy , takim sposobem ściśle zdefiniowane . Ileż razy Izydor próbował dokonać tego ujęcia nieujmowalnego - zawsze na próżno . Śliskie myśli , raczej ich embriony , wymykały się jak ślizienie , tym zręczniej , im silniej usiłował je ścisnąć . Trudność polegała nie tylko na samej analizie , ile na zafiksowaniu w pamięci obrazu przemijającej chwilki . Dopóki trwałą , wszystko było dobrze - mimo krótkości zdawała się czymś jasnym , jak „ byk słoneczny w tarczy św . Litymbriona " . Z chwilą gdy zniknęła , wbrew wszelkim niezłomnym prawom psychologii , a mianowicie specjalnie temu , że każdy świadomy moment musi mieć niedługo po swym zniknięciu pamięciowy odpowiednik , który zawsze wywołać można , kompletnie niepodobna było zrozumieć , jak chwila ta trwać w ogóle mogła , mimo pełnej wiedzy o jej aktualnej byłości , choćby w postaci zabarwienia całego kompleksu wspomnień wypadków następnych i zabarwienia każdego momentu aktualnego samym jej przypomnieniem . Otchłanie zawikłań ! A o wywołaniu takiej chwili sztucznie mowy nawet być nie mogło - przynajmniej do obecnego momentu życia . Zadne narkotyki ( a wszystkich próbował Izydor - nie znałogowawszy się do żadnego - tylko jako eksperymenty , w czasie gdy zajmował się psychologią artystycznej twórczości ) : od morfiny do eteru i eukodalu , od kokainy do samęgo nawet peyotlu i meskaliny , nic tu poradzić nie mogły : dawały dziwność realistyczną , anie metafizyczną , ostateczną , dziwnośćtakzwaną . „ baśniową " , bajkową po prostu , już jeśli nie spotęgowaną dziwaczność życia , którą nawet najpospolitszy bubek na dansingu czasami odczuwać jest w stanie ( „ pani , to urocze tango i ten pani śmiech zawrotny , i chwila , co ucieka na zawśze w przeszłość . . . " i tym podobne bzdury mówione samczym , jajowym głosem do jakiejś rozwydrzonej „ małpy " ) , ten tak zwany po prostu „ urok życia " , który by można określić jako spotęgowane poczucie przemijalności w związku ze stanami i układami zewnętrznymi specjalnie rzadkimi i przyjemnymi . Największa , jaką można tylko wytrzymać , dawka kokainy nic nie da ponad to - tu chodzi o całkiem coś innego . Chyba , żeby sformułować to tak , jak mówił o tym , co się w Polsce działo w pewnej epoce , stary „ ruskij Poliaczyszko " , tak zwany „ krasnyj genieral " : „ Ot , butaforskie rzeczy - majaczenia ! W ogóle , jak tak dobrze pomyśleć , to w ogóle nic nie wiadomo - nic - rozumiesz , idioto ? MAJACZENIA ! " Negatywnie można by to jeszcze określić podobnie jak Husserl swoją pozornie piekielną , a w gruncie rzeczy odjadowicającą wszystkie metafizyczne problemy epoch ( słowo greckie , psiakrew ! ) : wszystko zostaje niby po dawnemu , ale jednocześnie wszystko maga piekielnego kozła nad najstraszliwszą , jaka jest , przepaścią ( transformacja pospolitości w dziwność według wzorów tego W . z Zakopanego ) i już jest niedostępne dla jednego - jedynego , absolutnie samotnego ( IP ) = metafizycznej już wtedy ( w znaczeniu nierealności znowu ) , nie dającej się „ nijak " opisać „ Czystej Jaźni " ( czy „ Czystej Świadomości " , jak pisze , ze strachu przed nieścisłością i metafizyką , Husserl ) , przy czym wszystkie „ treści psychiczne " tego ( IP ) [ to jest jego trwania samego dla się = ( AT ) - ( A ) wyraża tu tożsamość ze sobą ] zostają identyczne same ze sobą , mimo że należą do zakresu tej przemiany , polegającej na czysto werbalnym przekreśleniu rzeczywistości świata i ciała ( to jest już błąd i stąd ' czysta świadomość wymaga zaraz sztucznych aparatów : aktów , intencjonalności , ideacji itp . ) i rozpatrywaniu tych „ istności " , jako w tej czystej świadomości ( ale nie wdanej , tylko „ idealnej " , w której panują „ istotne związki " - Wesenszusammenmenge ) zachodzących . Jak _istnieje mimo to sama jaźń , która to obserwuje ? Czy podlega ona również transformacji ? Niemądre pytańka - o tym się w ogóle nie mówi . Jak się odbywa to samo „ fajtnięcie " i jakie są jego granice ? Myślał Izydor oczywiście o swoich przeżyciach , a nie o epoche Husserla , które tylko jako przykład przytoczył . Nie dzieje się to tak błyskawicznie , aby nie można tego zaobserwować z boku - obserwator wydzielony z naszej świadomości , co jest sprowadzalne do takich pojęć , jak : wystąpienie szczególnie wyraźnie jako takiej , na tle zmieszanym innych jakości , jedności naszej osobowości , która zawsze w tym tle mniej lub więcej wyraźnie trwa , na przemian ze „ zwróceniem uwagi " , to jest ogólnie również wystąpieniem na tle danej treści jako takiej szczególnie wyraźnym , w związku z innymi poprzedzającymi zjawiskami , jak a ) pewne czucia wewnętrzne , b ) pewne kompleksy jakości związane z danymi i jednoczesnością , i jednomiejscowością , c ) pewne kompleksy fantastyczne , to jest „ zrobione " ze wspomnień nie mających określonego miejsca w przeszłości , przy czym przepływanie trwania może być szczególniej wyraźne , to znaczy to zapadanie każdej obecnej chwili , po trwaniu jej przez czas minimalny , w przeszłość , nawet jeśli całość zjawiska , ewentualnie jego główne części są względnie niezmienne itd . , itd . Dalsza analiza uwagi była by tu nie na miejscu , a i tak niejednego czytelnika zamiast zainteresować go odKośhymi problemami , od których roi się rzeczywistość , „ łacno " do czytania tej książki zniechęcić może . Za dużo u nas książek się pisze dla przypodobania się jołopom , którzy płacą za dowcip , lekkość i zwykłe nawet błazenady . Chodzi ogólnie o to , że te istotności , które w życiu , a nawet w naukowej psychologii używamy w znaczeniu oddzielnych istności , rozkładalne są na elementy prostsze , z których się składa całość życia psychicznego : jakości są w terminach tych jakości wyrażalne . Nie potrzeba wcale dla ich wytłumaczenia przyjmować dwóch rodzajów świadomości : 1 . . hyletycznej , tej od „ bezpośrednio danych " , to jest od jakości barw , dźwięków , dotyków i tak dalej , i 2 . intencjonalnej , wypełnionej aktami , tajemniczymi istnościami , które nie wiadomo jak łączą się ze swymi „ przedmiotami " i do której należy święta , nietykalna , nierozkładalna sfera myślenia , pojęć , ich znaczeń ( to jest największa świętość Husserla i prawd czort wie jak istniejących ) . Rozumiał Izydor ordynarny realizm ideowy Platona , rozumiał jeszcze naiwne brednie Arystotelesa o powszechnikach „ mieszkających w rzeczach " 2- ten chciał się urzeczywistnić , ale nie mógł - ale mimo całej czci dla Husserla zalewała go wściekłość , gdy zanurzał się w jego świat zbytecznych pojęć-widm . Pojęcia - maski i pojęcia - widma - oba rodzaje won - zostaną tylko otwarcie postawione pojęcia konieczne . Wracając do poprzedniego : obserwator nie od razu przewala się na tamtą stronę ; jest chwila , że stoi ważąc się nad obiema stronami dwoistości rozdwojonego na pospolity i dziwny świata , jak orzeł unoszący się nad górską granią i zaglądający co chwila w inną dolinę . I to jest chwila psychologicznie najdziwniejsza . Oczywiście , polega ona na drobnych oscylacjach między jedną wizją a drugą , bo przecie dwóch różnych treści w jednym minimalnym czasie . = ( to ) - w tym najmniejszym odcinku trwania , który musi coś trwać , aby w ogóle jakkolwiek w świadomości się znaleźć - być nie może . A więc znika na razie oczywistość i samo przez się zrozumiałość tego faktu , że ja : Izydor Smogorzewicz - Wędziejewski , syn teatralnego krytyka i bogatej córki wędliniarza , samozwańczy metafizyk i wytrawny pracownik PZP , jestem tym , czym jestem , w tym miejscu , w tym kraju , na tej oto kuli planetarnej , w tej właśnie mgławicy , przez nas Drogą Mleczną zwanej - koniec . Wszystko to zdaje się być zupełną kontyngencją ( wyrazy polskie , jak : „ dowolność " i „ przypadkowość " , nie określają dość adekwatnie tego , o co tu chodzi ) . Oczywiście , gdy się nad tym głębiej zastanowić , to tak nie jest właśnie , gdyż tajemniczość niesprawdzalna zagwożdżonej w sobie i jedynej jako takiej jaźni polega na tym , że na tle jej jedyności i jedności , nieprzepuszczalności trwaniowej absolutnej i zamknięciu w sobie przestrzennym zdaje się ona , na pierwszy rzut „ duchowego oka " przynajmniej , czymś niezależnym od wszelkiej wypełniającej trwanie treści , czymś pozaczasowym , jeśli już nie na pewno pozaprzestrzennym ; tak mówią ludzie o słabej zdolności introspekcji nie widząc tego , że pewne złudzenia ( solipsyzm , wieczność trwania jaźni i owa pozaprzestrzenno - czasowość ) z konieczności jako takie wynikają z właściwości istnienia i że sztuka polega na tym , aby je od tych właściwości odróżnić . To może być tylko w związku ze zbudowaniem absolutnego systemu ontologii , obejmującego niezłomne prawa każdego możliwego Istnienia . I tak nieodpartość logiczna solipsyzmu okazuje się wynikiem jedyności jaźni samej dla siebie , wieczność trwania powstaje na mocy niemożności wyobrażenia sobie początku i końca ( coś widzącego swój własny początek i koniec jest nawet sprzecznością logiczną ) , a pozaczasowość z powodu niewidzenia tego , że wszystko , co za „ ducha " tak zwanego uważamy , jest hiperstrukturą sprowadzalną do nie różniących się niczym od innych następstw jakości nad świadomością pierwotną ciała wzniesioną i bez niej nie mogącą być pomyślaną itd . , itd . Nie wszystko , co na pierwszy rzut oka zdaje się absolutnie pewne , ma byt samodzielny ( może być momentem tylko większej całości ) i nie wszystkie wyprowadzone z takich istności twierdzenia słuszne są . Bardzo ważne prawdy i teraz dopiero do ich zrozumienia dochodził biedny Izydor , nie znający siebie zupełnie jako człowieka . Miał poznać się niedługo i można śmiało powiedzieć , że lepiej by dla niego było , aby umarł o wiele wcześniej . Pomyłki te , o których sam tak intensywnie myślał , wynikły też i z tego , że pewni ludzie nie widzą , iż wszystkie jakości ( nawet te najbardziej niby wyłącznie czasowe , jak dźwięki , smrody , zapachy itp . możliwe ) mają też współczynnik przestrzenności , tylko słabszy niż inne , które wypełniają pole widzenia i przestrzeń rzeczywistą jak na przykład dotyki , barwy - smak stanowi coś pośredniego - i są bardziej dokładnie jednoznacznie przestrzennie zlokalizowane . Zresztą nie są one konieczne z punktu widzenia samego istnienia ( IP ) i dlatego to nazywał je Izydor „ jakościami luksusowymi " -dla przyjęcia ( IP ) koniecznym jest tylko dotyk : a ) wewnętrzny , w którym „ sobość " jaźni jest jej dana ( „ samosobość " raczej ) - czucia organów wewnętrznych ( mniej lub więcej ściśle skolizowane czucia mięśniowe , stawowe itp . z pewnością u ameby podobne , jakkolwiek może jednorodne bardziej ) i b ) zewnętrzny , w którym ( IP ) odgranicza się od reszty świata . Dlatego to ten ostatni dotyk nazywał Izydor jakością graniczną dwoistą , a dotyki oba ogólnie jakością zasadniczą . Do złudzeń wymienionych zaliczyć należy jeszcze to , że jaźń bez jakości ją wypełniających istnieć może : są to przecie dwa momenty niesamodzielne jednego i tego samego zjawiska . Otóż to wszystko są złudy i fikcje - konieczne w pewnym sensie na niższym poziomie ontologicznych badań , bo z samych koniecznych w znaczeniu filozoficznym , metafizycznym , czyli ściślej i ogólnoontologicznym ( istnieniowym ) , właściwości wynikające . I na podstawie złud takich , niezależności ducha od ciała , każdy może mieć wrażenie , że mógł by być jako „ czysta jaźń " , „ czysta świadomość " [ termin właściwie nieścisły i wzięty od Husserla , a używany przez Wędziejewskiego jako skrót jedynie - ścisłym jest tylko pojęcie trwania samego dla siebie jako takiego = ( AT ) ] zupełnie kim innym - tą pluskwą , którą sam zabił piętnaście lat temu w hotelu „ Eldorado " w Wenecji , Napoleonem I lub ostatnim kręgowcem na kuli ziemskiej - czort wie kim . Otóż nieprawda : to jest jedno z podstawowych złudzeń , którego usunięcie jest pierwszym małym stopieńkiem do odtajemniczenia choćby częściowego ( absolutne jest absolutnie niemożliwym ) jaźni , a przez to istnienia . Tak jak organizm powstaje w czasie i przestrzeni z milionów innych organizmów , które tracą swą swobodę na rzecz społeczeństwa , które przy wielkim zlaniu się części dostaje w końcu wspólne trwanie samo dla siebie = ( AT ) , tak samo osobowość ta to trwanie właśnie , które o sobie „ ja " powiedzieć może ( to są fakty proste - nie podlegające definicji ) , związana właśnie w ten ( a nie „ z tym ” ) kompleks jakości , a nie inny , o takim właśnie przebiegu raz na wieczność całą i którego to p6jęcia „ ja " , tego „ ja " dla siebie „ od środka " aktualnego , w stosunku do żadnej innej kombinacji jakości ( to jest „ historii życia " ) zastosować by ona nie mogła . Można by powiedzieć , że jest to przeżycie Husserlowskiej epoche bezpośrednio , na żywo ( cały świat zredukowany do jednej świadomości ) . - nie jako pojęciowe rozważanie ogólne , tylko jako zastosowanie do aktualnej jednej jaźni ( czyż zawsze w istocie nie jesteśmy w takim „ odgraniczeniu " - na tym polega pewna doza idealizmu , która musi być w prawdziwym systemie realistycznym ) , jest wtedy to tak aktualne , leiblich gegenwktig , jak ból w łydce lub widok czy zapach róży albo wspomnienie jakiejś papo jki na przykład . Ale to też nie wyrazi całej głębi tej najdziwniejszej z przemian . Właściwie czy nie przeczy to przeżycie ( a wątpić w nie to wątpić w oczywistość takiego rzędu , jak widzenie danego koloru , czucie danego smaku ) temu , że wszystko sprowadzalne jest do następstw jakości bezpośrednio danych ? Ale znowu jeśli nie dążyć do tego sprowadzenia , jedynego , które daje względne uspokojenie zawieszonym myślą nad bezdenną otchłanią Bytu , to można po prostu zjechać nagle w pogląd życiowy i „ kwita " - znaleźć się tam , gdzie może bez żadnych rozmyślań . postawić „ świadka " od razu pospolitujące objawienie , to , które tylko co przeżył właśnie Izydor . . Bo „ proszę państwa " - jeśli się przyjmie raz pojęcie „ aktu " jako czegoś nie podpadającego pod pojęcie kombinacji jakości , droga otwiera się do dowolnej ilości jakościowo różnych i niesprowadzalnych „ rodzajów świadomości " - każde uczucie , każde drgnięcie - to nowy rodzaj , i tak możemy zejść do życiowego poglądu i ogólnie rozróżniać zaledwie : stany wewnętrzne i przedmioty zewnętrzne implikując na nowo wszystkie problemy , z którymi parała się od wieków filozofia i których , jako „ szajnproblemów " ( Scheinproblem ) nie cierpi spokojny pogląd życiowy . Możemy , mnożąc rodzaje świadomości niesprowadzalne , pójść dalej niż życiowy pogląd , w którym dla możności życia właśnie porobione są pewne uogólnienia ( wrażenia , uczucia , wyobrażenia , wspomnienia ) i każde nowe „ zdarzeńko - atom " uważać za coś nowego , za nową „ rzeczywistość " a la Chwistek . Ale wtedy zrezygnować musimy z opisu i dać pokój filozofii przede wszystkim , uznając , że płynność i wielorakość istnienia nie da się wtłoczyć w żaden absolutnie system pojęć . Ale temu przeczy podobieństwo na każdym króku i jedność istnienia w jednej przestrzeni współcześnie trwającego w swej wielości . A więc precz z tymi głupimi gadaikkami pluralistycznymi i twierdzeniem , że wszystko tylko „ z grubsza " da się opisać : przez eliminację zbyteczności i dowolności do jedynego systemu o minimalnej ilości pojęć koniecznych - oto droga przy pomocy sprowadzenia terminów jednego poglądu do drugiego , jak to zresztą w naukach przykład dobry mamy . A więc tak zwane „ do dzieła ! " , czyli „ nuże ! " ( wspaniale wykrzykniki ! ) , Izydorku - jeszcze , jeszcze wszystko jest przed Tobą , ale nie trzeba opóźniać się , bo diabli wezmą Ciebie i Twój Ha uptwerk . Objawienie nie trwa , dzieje się ten rzadki w naszych czasach cud - analizujmy więc , prujmy flaki sobie i innym . Jak tu się rozdwoić - Chwistek ma bo świetne recepty : obserwator mnożący się i numerki rzeczywistości , do których przeskakuje - aber wie macht das ? Psiakrew - samego pępka rzeczy nie złapie się nigdy . A więc znowu wszystko jest dalej niby takim , jak było , a jednak , a jednak , a jednak . . . To zdanie , powtarzające się do znudzenia ostatecznego w takich razach . . . * Wszystko zmieniło się do niepoznania - dosłownie , nie w przenośni , nie zmieniając się jednocześnie ani na włosek , ani na jedno drgnięcie elektronu . I znowu to wieczne ( gdzie ? ) porównanie do epvche Husserla , do tego znienawidzonego przez logistyków - uczniów Chwistka - fenomenologicznego Einstellung , do momentu nagłego zadziałania wchłoniętej kokainy , do chwili zakończenia aktu płciowego i tym podobnych nagłych zmian światopoglądów . Nic nie pomoże - widać twarz kretynowatego czytelnika , jak zżyma się ze znudzenia i wstrętu . Poczekaj , kotku -może odgłupniesz trochę , może Tobie to kiedyś trochę pomoże , że teraz się przezwyciężysz trochę , kochanie głupawe - nie zniechęcaj się przedwcześnie - będzie jeszcze i to , co Ty lubisz , ścierwo zasrane . Nie wiem , gdzie są te „ razy " , bo przecież w ziemskiej literaturze nie ma ani jednego pasażu traktującego o filozoficznych „ objawieniach " i walkach pojęciowych z takowymi . O religijnych napisano się aż do mdłości . Sama chwila patrzenia z boku na cały świat i siebie włącznie jest nie do ujęcia w pseudoartystycznych , powieściowych wymiarach . Można by o tym napisać wiersz , gdyby się miało talent ( jak się pomyśli , jakie talenty mieli skamandryci i jak je przez intelektualne zaniedbanie i tracenie czasu na głupstwa zmarnowali , to płakać się wprost chce ) , ale równie dobrze , w abstrakcji od pojęciowego materiału wiersza - preludium , namalować „ obrazek formistyczny , a nawet streficzny " ( nic nie szkodzi ) , wylepić czy wykuć posążek itp . , ale wtedy nie było by to już tym samym : było by „ rzuceniem łagodzącej zasłony piękna na rozjątrzone ognisko wiecznych tajemnic " , jak mówił odpoczywając po biznesach na kupach ciał pierwszych dziewczynek kraju Nadrazil Zywiołowicz . Jak pogodzić fakt istnienia takich niereligijnych objawień z twierdzeniem , że w trwaniu ( AT ) nie ma nic prócz przesuwających się mniej lub więcej przestrzennych jakości = ( ) CN ) ? Czy to , że jedność osobowości , definiowalna jako „ jakość formalna ( postaciowa ) całości ( AT ) " wystarcza tu dla tych wszystkich dziwów : bezpośrednio nieomal tak jak czerwony kolor , odczuwalnych tajemnic ; nigdy i nigdzie nie danego pretekstu do poczucia nieskończoności i odczuwania tej istności nieomalże namacalnie ; dziwności absolutnie niesprowadzalnej do życiowych niespodzianek , pewnych kompleksów tychże jakości itp . , itp . Zostaje tak zwane „ piękno " ( oczywiście mowa tu o pięknie formalnym , nie życiowym , to jest pięknie jako konstrukcji samej w sobie , bez żadnej użytkowości ubocznej , którą posiadają piękni ludzie , konie , psy , widoki itp . , itp . ) sprowadzalne albo : 1 . do bezpośrednio danych harmonii ( to jest przyjemnych kombinacji ) jakościowych niesprowadzalnych , albo : 2 . do elementów konstrukcyjności , to jest jedności w wielości , tak zwanej popularnie ( ? ) Czystej Form y . Więcej nie ma ó tym nic do powiedzenia - inaczej biedny kretynawy czytelnik wściekł by się - a chaliera ! Mnogość zdań , tomy dywagacji różnych pięknoduchów na ten temat dowodzą nie niezgłębialności ogólnej odnośnego problemu w pojęciowych wymiarach , tylko niedoskonałości systemów pojęć , którymi pięknoduchy te , ku uciesze różnorodnej gawiedzi umysłowej , operują ; to samo jest w filozofii , w krytyce , w estetyce , wszędzie - nawet w życiu . Bogactwo tylko w sferze uczuć i w sferze sztuki jest wartością pozytywną - w sferze pójęć , prawdy , a także na terenach społecznych , jest wyrazem niedoskonałości , o ile nie jest bogactwem istotnym pojęć koniecznych lub urządzeń dających równomierność dobrobytu duchowego i materialnego . Zasadniczą podstawą tego nieopisalnego w istocie , tajemniczego stanu rzeczy jest poczucie samotności indywiduum samego dla siebie we wszechświecie . Zapomnieli filozofowie i fizycy , że świat jest realny - podstawili za niego konstrukcje często w pierwszym wypadku nawet myślowo niekonieczne i niesprawdzalne ( jako myślowe konsekwencje sprawdzalne w zderzeniu się z rzeczywistością ) i zrezygnowali już w następnych koncepcjach , niby ostatecznych , nie z rzeczywistości , która jest jedna , jak jedna jest Przestrzeń , w której się ona mieści , tylko z tych podstawionych konstrukcji , któli bywały często tylko „ hipotezami pracy " dla rozwiązań częściowych - a rzeczywistość sama , ta z poglądu życiowego , dawno w tym wszystkim zapomnianą została . Paskudny proceder - won z tym wszystkim ! ! Nic paskudniejszego jak ten zadowolony z siebie , ohydny , programowo nieporządny i nie dążący oczywiście na tle tego do ogólnego porządku pluralista - relatywista - empiryk ( jak syndykalista - anarchista ) , zadowolony z względności ( wmówionej ) wszechrzeczy , opiera się jeszcze tylko czasem o logistykę i swoje życiowe eksperymentalne przyjemnostki . Dla takiego typka Husserl i wizje czarownic to prawie jeden poziom - tylko bezpłodne babranie się w znaczkach coś jest warte , a reszta - to nieścisłe dywagacje . Tylko niech mnie jakiś kretyn nie posądzi , że występuję tu przeciw teorii względności w fizyce . Są takie typy jeszcze dziś ( o zgrozo ! ) , które nie wiedzą , że fizykalna teoria względności ubezwzględnia nasze poznanie i nic wspólnego nie ma z relatywizmem filozoficznym i życiowym . Aż zacisnął zęby Izydor z bezsilnej , ale szlachetnej i bezosobowej wściekłości : oto utłuc chciał by ludzkość całą w jakimś olbrzymim moździerzu - niwelatorze , a potem wylepić na nowo indywidua , i żeby wszyscy byli podobni do siebie , schizoidy fanatyczne jeden w drugiego i jedna prawda nad nimi : jego własny system , udoskonalony , rozbabrany w przyczynkach bez końca przez tysiące , dziesiątki tysięcy uczniów . Nie było w tym nic z jakiejś parszywej chęci powodzenia u tłumów ( czyż może być coś parszywszego jak to - to jest prawda , a nie pociecha ludzi bez powodzenia , jak autor tej powieści ) , tylko rzeczywiste poczucie prawdy tej drogi i tragiczna wątpliwość własnego na tej właśnie drodze niedociągnięcia . Teoretycznie rzecz zdawała się tak „ rozbabrationsffihig " jak fenomenologia Husserla . Tylko , broń Boże , nie przez to fatalne w swych skutkach tworzenie nowych zbytecznych pojęć i dysekcji rzeczy prostych na tle fikcyjnego rozdwojenia ( na przykład akt i przedmiot ) i zapychania następnie bez końca tej sztucznej dziury czy przepaści nawet przez wstawianie ( interkalacię ) nowych członów , proces w istocie swej beznadziejny , tylko przez rzeczywiste wyfajnowanie problemów i szukanie coraz pewniejszych podstaw dla twierdzenia , że „ materii martwej " nie ma . . . Ha - stop ! Świat bezgłośnie i bezruchowo zachybotał się w zawiasach swych , zaczepionych , jak się prawie że zdawało ( a pewnym ludziom , na przykład Heglowi i jemu podobnym , zdawało się tak naprawdę ) , w oderwanym bycie pojęć pierwotnych zawiasach . Zionęło takim rozdwojeniem osobowości z dookolnej pustki , że Wilson ( William ) Edgara Poego był by wobec tego szczytem jednolitości . [ Izydor nie chciał przeczytać Joyce'a , twierdząc ( słusznie , zdaje się ) na podstawie dwudziestu stronic tłumaczenia francuskiego ( o oryginale , mimo łatwości czytania Conrada na przykład , mowy być nie mogło ) , że to blaga - może nie ordynarna dla kogoś , ale wyższego rzędu samozakłamanie się autora . Ta konstrukcja ( ? ? ) oparta na Odysei to już było coś podejrzanego - wydymanie pustki do rangi wyższej rzeczywistości - dość . ] Tak - rozdwojenie nie pochodziło z niego samego , tylko z niesamowitości faktu istnienia Przestrzeni : przecież tego przeklętego ścierwa ( bo to martwe jest przecie ) , tej świętości euklidesowej najwyższej nie da się pomyśleć jako nie istniejącego - nie da się „ ocimyśleć - precz " ( wegdenken ) . To się wciska wszędzie jak woda . w tonący okręt : można wszystko z przestrzeni , w granicy oczywiście , odmyśleć - precz , ale samej jej się nie da - to straszne , i to zarazem z jej euklidesowością i nieskończonością . Chybotał się świat , chybotał , a nie chciał się przechybotać na drugą stronę całkowitego zrozumienia . „ Otóż to - teraz złapał em to za pępek " - pomyślał Izio . „ W zawieszeniu nad otchłanią jest istota tego momentu . Szczyt życia dla schyzia być zawieszonym między wiedzą i niewiedzą i z tego wypruć nienaruszalny system jako formalny bez zarzutu . Wiedza o niewiedzy jest tajemnicą . « Tura go czekał ! » - to zawieszenie dlatego tak rozkosznie ciągnie w dołku wprost fizycznie . O , jakież to cudowne ! I patrzę się z boku na siebie : ja to , ili nie ja ? A w obu postaciach sam jestem w sobie jeden i niepodzielny . Kudy te mereżkowskie dedublenja ( = dedoublements ) kobieco - męskie - hermafrodytyczne - dobro - zło - nijakie . Jenseits von Gut und BÓse są to rzeczy , bo istnienie jest potworne w swej istocie , ale nie ma żadnego problemu zła i dobra , i winy i kary , bo wszystko to jest fikcją społeczną , a okrucieństwo zbiorowiska nad jednostką , bez którego nie było by tego zbiorowiska , postępu i wybitnych jednostek w pewnym stdchum tego procesu , jest faktem w pewnym sensie banalnym nic tu metafizycznie usankcjonować się nie da . Wszystko to jest tylko udziałem schizofreników : wara wam , pyknicy ( a czuł w sobie małego pykniczka , « pykniczeńkę » , który z tego wszystkiego jedynego , co się w nim działo i co dla niego było absolutem i zamarzłą doskonałością , szydził ciesząc się jako z jednego objawku wszystkich możliwych niedoskonałostek - możliwostek jakiejś niepoważnej , maniakalnej bzdurki ) . " - Od tej strasznej uschyzy " progu wara wam i wara Bogu mruczał Izydor trawestując Micińskiego , którego jako jedynego wielkiego poetę polskiego przed- i powojennego uwielbiał . W łeb tego drania , pykniczeńkę ! Dochodził jui właśnie do swego domku na Dębnikach . Mały , parszywy murek z przeszłego dziewiętnastego wieku jakby dzieci ułożyły z niemieckich , dziecinnych klocków . Tam była Rustalka - jego żona , własna , ukochana , przynitowana do niego stalowymi nitami „ na fest " , „ na amen " , na wieczność - w nieskończoności powiewała oszroniona od parującego płynnego helu broda Boga - wstyd , radość i strach . Dobre to wszystko z początku jako absolutna nowość , ale potem - o tern potem właśnie . I tu na schodkach , na widok więdnących rudbekii i gąszczu owociastych berberysów , ożyn , wina i młodych jarzębin , już w ostatniej różowej poświacie gasnącego słońca się palących , „ chyciło " ostatecznie po raz drugi . Tyłka jedna rzecz : dom był ten sam , w którym Izio mieszkał jako kawaler . Donajął drugi pokój , a ze środkowego zrobili jadalnię . Zaprowadzenie całego kramu domowego straszną było męką dla Izydora . Ale na dnie kryło się małe pykniczne zadowoleńko , że wszystko jest tak swojsko , tak dobrze , tak „ ujutnie " . Znowu zakotłował mu się w pamięci zmięszany kłąb jakichś pseudopotężnych , narkotycznych wypinań się na wściekłą , tytaniczną moc tego starego komedianta Nietzschego ; jak narkotyk dobrym był dla dekadentów z lat osiemdziesiątych do 1900 mniej więcej roczku albo jakaś wyższej marki pojęciowa etykietka dla pruskich „ junkrów " ; którzy au fond kpili sobie z jego psychofizycznego mizeractwa , pokrytego maską Obermenscha . „ Przecież mogło by nic nie być , i mnie też - nigdy nie wychynął by m na ten świat z nicości - ale jeszcze dziwniejsze jest to przypuszczenie , że świat mógł być beze mnie . I był takim , i historia dawała sobie jakoś radę z tą luką - a co gorsza , będzie tak . " To był jedyny myślowy ekwiwalent przeżywanego bezpośrednio stanu . Tu piknął go strach przed śmiercią , ale nie ten , który ma się w niebezpieczeństwach fizycznych , tylko taki ohydny , metafizyczny , sam w sobie : strach przed Nicością - fakt zawieszenia nad Ohnendem Abgrunde des Unbekannten - innych słów na to nie ma i trzeba dać temu spokój . I poczuł , że lokator ten będzie coraz mocniejszy i objąć będzie musiał władzę nad nim dawnym , nie rozumiejącym słowa „ własność " „ płochym motylkiem z zaświatów " , jak go nażywała ta małpa Grzeszkiewiczowa . Objął żonę ( jakby dziś dopiero po raz pierwszy - wczoraj to był tylko gwałt i okropne jakieś rzeczy , których ją najwyraźniej ponauczał Marceli - niech mu zresztą ziemia za to będzie względnie lekka ) i skonstatował po raz piąty czy szósty , że jest ona , w przeciwieństwie do ostatniej jego bardzo eterycznej kochanki , dość tęga , a nawet gruba . Ach , jak to dobrze ! Te łydki , grubawe , ale kształtne łydki , w porównaniu z patyczkami tamtej , bardzo zresztą ładnej i nieletniej nieomal dziewczynki z „ plebsu " , były wprost rozkoszne . Tylko zapach pod pachami był niezupełnie ten , to znaczy nie taki jak u tej małpy Grzeszkiewiczowej . ( Śmiejcie się czy oburzajcie , a to są piekielnie ważne rzeczy . ) Tragedia , ale ostatecznie można było to przebaczyć dla tej twarzy i takich nóg , zdawały się tkwić w tych „ elementach prostych jej ciała , bezpośrednio danych " nieprzebrane zwały przyszłej rozkoszy . Nie wiedział Izydor , do jakich potwornych rozmiarów rozrastają się takie drobne pozornie problemy - nie żył nigdy z kobietą dłużej jak pół roku . Rustalka patrzyła na niego uważnie , ale z pewnym odcieniem sympatii , gdy na sucho przesuwał ustami po jej twarzy , nieco odsuwając się chwilami na jakie dwadzieścia centymetrów dla nasycenia się jej widokiem ( „ sycił się jej krasą " - po prostu , jakby rzekł poeta ) i większego podniecenia się do czegoś , co prawdopodobnie miało nastąpić . „ To ona , to ona ma to i te łydy należą do tej mordki " - myślały w nim genitalia przy pomocy ośrodków do czegoś lepszego stworzonych niż do tak „ brudnych " treści psychicznych . Przez chwilę opierała mu się , czort wie czemu : po prostu chciała zdać sobie sprawę z tego , że to właśnie mąż , że to jej własność , że on ma to , a ona też ma to jego na własność , jak szczoteczkę do zębów , bidet czy tub albo jakiś inny higieniczno - toaletowy instrument i że on za chwilę będzie tym właśnie , co do niej bezsprzecznie , oficjalnie prawnie należy , tam ją „ szturchał " . A przy tym chciała , aby naprawdę tego bardzo chciał , a nie tak z obowiązku albo ( już ) z przyzwyczajenia tak się do niej bez wysiłku i po prostu , jak do jedzenia czy mycia się , zabierał . Zdawszy sobie rozkosznie sprawę z poprzednich kombinacji i poczuwszy , że Izydor ( ten filozoficzny przyrząd ) naprawdę jej w tej chwili pożąda , puściła go na siebie już zupełnie rozjadowionego ona zaś rozbebeszona wewnętrznie do ostatka w poczuciu małżeńskiego bezpieczeństwa i sytości całej dalekiej przyszłości w związku z posiadaniem takiej bestii na własność . Izydor tonął również . w rozkoszy dobierania się do swej bezsprzecznej własności i do tego typu rzeczy , która dotąd była przeważnie cudza " lub niczyja - i jego też naprawdę nie . Małżeństwo , ta straszliwa , nieomal zaświatowa potęga , obejmowało ich swymi potwornymi mackami , które na razie głaskały tylko rozkosznie , ale za to miały czas na wpicie się do szpiku . Na razie wszystko było rozkoszne , a te elementy małżeństwa naprawdę straszne dodawały tylko uroku mijającej chwili jesiennego zatulenia się w wywatowane wnętrze bezpiecznych uczuć . Dobra ! Byli Izydor z Rustalką swą wzajemną własnością dlatego , że przeżytek dawnego księdza na żądanie Rustalki ( takie niewinne przesądowych wymiarów żądańko ) związał ich ręce jakąś taśmą ; a społecznie i towarzysko zwaliła się na nich formalna góra : jeszcze specjalizacja nie doszła do tego , aby zaczynano ją w trzecim roku życia , i jeszcze PAŃSTWO nie stało się inkubatorem i wychowawcą niemowląt , jeszcze trwała dawna zwierzęca rodzina i jej straszliwe dla przełomowych ludzi prawa . Bo jesteśmy na przełomie nie dlatego , że z powodu bliskości tak się nam wydaje , ale naprawdę i to pod każdym względem : nie było jeszcze takiej chwili w historii ludzkości jako ważność , poza rewolucją francuską i powstaniem pierwszej władzy w totemicznych klanach dawnej dziczy . Czy bez tego związania rąk było by to samo ? Czy ceremonia ta przeżyła się już kompletnie ? Nie - bez religijnej sankcji nie miało by to wszystko tego rozpaczliwego smaku nieod- , wołalności wiekuistej ( nie wiecznej ) , kwaśnej , nudnej , miejscami gorzkawej , a przy tym syropowo słodkiej . , aż ciągnącej się , niesamowicie przyjemnej . Co , u licha ! „ Kiz dziadzi ? " Mimo wszystko sama cywilna operacja była by niewystarczająca , aby temu „ kompleksowi " nadać niepokojący urok czegoś ostatecznego jak Sąd tej nazwy , piekło i ziemia - nie mówmy o niebie , to zbyt nudne dla istot obdarzonych metafizycznym niepokojem . Tak - bóstwo społeczne nie będzie miało jednego z wymiarów bóstw dawnych : wymiaru tajemniczości - jest w esencji swej zaprzeczeniem Tajemnicy , zamknięciem się w wygodnie uszufladkowanej mystery -fight szafie . ( Chyba może dla zakutych socjologów metafizycznego typu - ale „ mity " Sorela , mimo może realnych skutków jego działalności , należą do dawno przebrzmiałych fikcji . ) Uczyniła się jedność z rozciągłości samych dla siebie ( AR ) 1 + ( AR)2 7-- ( AR)3 . Tak można to wyrazić dla ludzi bardzo 9tydliwych . Dawnym sposobem zlały się „ materialnie " bardziej ( wyrażenie skrótowe ) części ich jaźni . Nie miało to posmaku dawnych ( i jej , i jego oddzielnie ) stosunków wolnych* ( tak wstrętna jest erotyczna terminologia polska , że chyba przyjdzie przestać o tym pisać zupełnie ) - tego jakiegoś smaku rozwiązłości ( „ Teruś , fuj " jak mówiła księżna Ticonderoga w dramacie autora pt . Szewcy ) , ale jako zlanie się w jedność jako takie było to doskonalsze i czystsze . Nie tylko soki ich organizmów ( Boże - co za ohyda ! jakich słów tu użyć ? „ O , naucz , naucz żołnierza wyrazów , zdolnych się wcisnąć do kobiety ucha " , jak mówił król Henryk do Katarzyny francuskiej w Szekspirze ) łączyły się tworząc cocktail banalny wewnątrz rozciągłości = ( ARN ) , ale naprawdę połączyły się ich duchy , raczej ściślej : złudnie pomieszały się ich trwania , oczywiście we wzajemnych fantastycznych obrazach : tak jakby dwoje ludzi miało identyczne sny . Na chwilę zdumienie mignęło w jej nieprzytomnych przeważnie oczach , że to można aż tak ( doznali rozkoszy jednocześnie ) ( za jakie winy nie popełnione muszę to pisać ? ) . Nigdy go nie wypuści spomiędzy swoich kształtnych ud i łydek - będzie teraz żył w niej jak ten pajączek , mieszkający stale w olbrzymich organach rozrodczych swojej potwornie w stosunku do niego wielkiej żony - pajęczycy będzie jej , jej , JEJ ! Miała go na własność - pierwszy raz poczuła to . Jeśli on nie zechce , to będzie musiał , bo małżeństwo jest świętością , będzie musiał , ile tylko ona zechce , i nie odda go już żadnej innej „ tej małpie " . ' Dok inteligentny , domyślny i wykształcony czytelnik domyśla się zapewne , że mowa tu o akcie płciowym , i to właśnie Izydora i Rustalki . Żeby uniknąć zarzutu niejasności , wolał em zaznaczyć to explicite . O miłości samej już mówić nie warto wobec tego , co o niej napisane jest - była - w to trzeba wierzyć - teraz chodzi o jej stany początkowo drugorzędne , które się w pierwszorzędne , te trudno analizowane a banalne i wszystkim aż do rzygania nimi znane , inkrustują , wypierają je i ich miejsca zajmują , w skorupkach mających formy tamtych : następuje pseudomorfoza . I karykatury dawnych ludzi chodzą po świecie nic o tym nie wiedząc . Uniknąć tych skutków małżeństwa , przez przeświadomienie sobie tego procesu , jest piekielnie trudnym zadaniem . Izydor wpadł w tę otchłań uwłasnowienia przez Rustalkę jego własnych bebechów . Poddał się bezpieczeństwu tej oficjalnej miłości z zwykłą , samczą czysto , rezygnacją , tak często u schizoidów spotykaną ; tworzą oni , jako kompensatę za niewolę ciała , odrębny , niedostępny dla tej właśnie kochanej istoty świat wewnętrzny i tam przeżywają się najistotniej w samotności . To jest ich zemstą podświadomą często za utraconą zewnętrznie samo - własność . Akt płciowy skończył się w obustronnym orgazmie - wzajemne posiadanie doszło do szczytu . A jednak pozornie tylko , dla powierzchownego obserwatora z innej planety , gdzie rozmnażają się wyższe stwory przez dzielenie się na przykład albo a la Huxley , były by te dwa stwory w końcowym transie ściśle ekwiwalentne w istocie oddzielały je przepaście różnopłciowych odczuwań . Gdyby mogli przejrzeć wzajemnie swe psychiczne stany , przerazili by się obcości potwornej ich duchów w tych najistotniejszych niby drgawkach uczuć i organów . A złudzenie jedności jest przy tym prawie zupełne . How horrible and true and strange And there is no possible charge . . . W ostatnim wyprężeniu się ( ARN ) = rozciągłości samych dla siebie ( czyli ciał ) poczęło się nowe ( IP ) , którego tak pragnęła Rustalka . Modliła się już o to zaraz po skończeniu do swego Boga , kiedy jeszcze nie zagasła i nie rozeszła się po udach , plecach i wnętrznościach nowa , bo od prawowitego męża doznana rozkosz cielesna , z duchową małżeńską , jak zwykle u kobiet , w jeden bolesny supeł związana . I przez ohydny swój niezupeł - Zawiązał on ten wstrętny supeł - przypomniała się jej jedna z bezsensownych tak zwanych porannych piosenek Marcelego . Od dziesiątego roku życia chciała mieć to dziecko . Tak upragnione było , a nie do zdobycia bez normalnych warunków małżeńskich . Na nieprawe odwagi nie miała , nie tylko ze względu na siebie , ale i na nie sarno . A zresztą z Marcelim ( który okazał się bezpłodnym - tak zwana „ jadowita sperma " ) na pewno by była córka . Według teorii Mauryna tak by być musiało : płeć zależna ma być od duchowych stosunków między rodzicami : jeśli matka szanuje ojca poza uznaniem płciowym - syn , jeśli nie - córka . Sprawdza się to nieomal zawsze , a jeśli się nie sprawdza , dowodzi to podświadomych innych stosunków niż te , którk otwarcie na wierzch , na pokaz wyłażą . A do tego jeszcze alkoholik i kokainista - był by pewno jakiś potworek . Chociaż jako byk rozpłodowy podobał się jej lepiej Marceli - szkoda . Ach - nic w życiu nie jest takim , jak powinno być , ale sam fakt egzystencji ma wartość wprost nieskończoną ( samo widzenie jednej trawki w słońcu ) , której nikt nie docenia przyjmując swoje istnienie jako konieczność . Potworna tajemnica tej , a nie innej jaźni , której mogło by właściwie nie być ; ulubiony teren walk Izydora z metafizyczną okropnością bytu . Teraz można na to sobie pozwolić : mimo że zewnętrzne warunki niezupełnie odpowiadały ideałowi ( niepewność jutra na tle politycznym , a i tak mała pensja Izydora ) , ale za to „ moralnie " , jeśli nie „ materialnie " , droga była wolna . Fala gorącej rozrodczej masy zalała rozpalone wnętrze jej ciała gasząc swym żarem jego własny pożar . Zemdlała na chwilę . Właściwie był to pierwszy raz porządny między nimi . Po orgii noc poślubna nie udała się - było to raczej załatwienie jakiejś formalności w biurze , a przy tym Rustalka speszona była bardzo „ brakiem dziewictwa " , rano zaś nie wyszło nic : było za widno , za pospolicie i jakiś wstyd się przyplątał , plus lekki ketzenjammer ( glątewka poorgiowa ) i nie wypadało wprost zaczynać . Znając już te rzeczy Rustalka nie wpadła bynajmniej w rozpacz , tylko czekała spokojnie swego : „ i doczekała się " . „ Odno możno . lisz skazat ' : dożdaliś - jebiona mat ' " - jak pisał Puryszkiewicz o rewolucji rosyjskiej . Izydor z wielką tkliwością wpatrzył się w jej przymknięte , sinawe , delikatnie żyłkowane , lekko drgające powieki : kochał ją w tej chwili zupełnie po prostu , ale była w tym uczuciu duża dawka pospolitej litości , identycznej z tą , którą by mógł mieć do znalezionego zagłodzonego kotka . Spadła z niego maska schizoida - na szeroką falę życia przyszłego wypłynął łagodny , odproblemiony pykniczeńko . Ale teraz nie odczuwał tego Izydor jako czegoś ujemnego . On też w tej chwili chciał by mieć dziecko , ale pod warunkiem , że było by od razu sześcioletnim , grzecznym , dobrze mówiącym i inteligentnym , i od razu podatnym do filozoficznego nauczania . Manią Izia był niedoszły nigdy do skutku eksperyment z areligijnym wychowaniem dziecka na filozofii od samego początku szkoły średniej . A do klasy pierwszej surowa etyka społeczna , bez żadnych metafizycznych sankcji . Historia religii - owszem ; całe „ menu " od totemizmu do chrześcijaństwa do wyboru - wolność kompletna bez przymusu i jakiejkolwiek nawet sugestii . Jak dziecko chce , to może , po ogólnym zorientowaniu się w materiale , zacząć czcić krokodyla lub nawet zwykłego kota , byle to nie wymagało ofiar ludzkich na przykład i w ogóle nie było w zasadniczej dywergencji z obowiązującym prawem ; pewne deformacje danej wiary były konieczne : na przykład nie można by wyznawać katolicyzmu ( raczej jeszcze chrześcijaństwa ) z czasów inkwizycji lub peyotlowej religii Azteków z masowym mordowaniem ludzi - to trudno . Ale oprócz tego ścisła filozofia w postaci bardzo ogólnej problematyki psychofizycznej w miarę nauczania fizyki i psychologii , a także tradycyjnej logiki - do nowej czuł Izydor na razie wstręt nieprzezwyciężony i uznawał ją za nikomu niepotrzebny w istocie balast , zbyt wielki , jeśli chodziło tylko o uniknięcie paradoksów - wystarczała całkiem zasada Poincar6go o nieużywaniu słów : „ wszystko " „ wszystkie " . Już w trzeciej klasie filozofia , pod mianem ontologii ogólnej , traktowana historycznie , a od piątej historia problemów z małym uwzględnieniem osobistości - ha ! - to cudowna była by rzecz . Oczywiście , syn był by lepszy dla takiego eksperymentu . Ale Izio , przez jakąś dziwną słabość i rezygnację z góry , chciał mieć jak na złość córkę , mimo że nigdy by się do tego nie przyznał - jakieś nieokreślone erotyczne uczucia do tej niebyłej nigdy córki były tu , zdaje się , istotnym , podświadomym głęboko , powodem . Poddawał się zawczasu , jako życiowo istota od żony słabsza . Nie wiedział , że przez słabość właśnie miał zwyciężyć . Dziwne są te walki psychiczne - właściwie nic nie wiadomo , co jest w nich siłą , a co słabością - oczywiście , nie w ordynarnych płciowych zapasach , tylko na wyższej kondygnacji ducha , gdzie królowały zasady życia często z poprzednią warstwą wręcz sprzeczne , a dalej sama magma światopoglądowa , której przeważnie brak polskiej inteligencji , nawet na względnie najwyższych jej szczeblach . O to walczył kiedyś bez skutku Stanisław Brzozowski , który mimo swego nadziania się obcymi ideami i mimo ciągłego cytowania był jedynym prawdziwym polskim myślicielem naszych czasów . Na subskrypcję nowego wydania jego wyczerpanych zupełnie pism znalazło się 40-tu ( czterdziestu ) amatorów . Hańbą - jakże tu można tonąć w małych optymizmkach - trzeba prać po mózgach tę swołocz , ale nie ma kto tego robić . Hańba . Według teorii Mauryna możliwe są jeszcze następujące kombinacje ( ciekawa rzecz , jaka tu wyjdzie ) : wychodzi dama za mąż z miłości - tak przynajmniej jej się zdaje z początku syn ( -owie ) ; rozczarowuje się - zaczynają się córki . Wychodzi obojętnie lub z niechęcią : poznaje i przekonywa się do męża - po serii córek zaczną się synowie , o ile kobieta znajdzie się pod urokiem i moralną przewagą początkowo niedocenianego mężczyzny . Słuszność teorii tej może każdy sprawdzić , bacznie obserwując znajome „ stadia " ( brum ) . Zapukano ( co za szyk ! ) - obiad podany . Przeszli do salki jadalnej , otrzepując się jak para dowolnego drobiu . Na obiedzie miał być Marceli . Tak chciał Izydor , aby - jak wstrętnie z rosyjska się wyrażał - „ obformić " ich dziwaczne stosunki i tym zniszczyć w zarodku jadowitość pewnych problemów . Marceli mógł widywać Rustalkę , ale tylko w jego , Izydora , obecności . Inaczej won , a nawet kula w łeb - taki był układ . Były kochanek Rustalki spóźniał się . Nie można wymagać punktualności od nałogowego kokainisty . Rustalka , jako bądź co bądź w ostatecznym rozrachunku przez Marcelego opuszczona ( po próbie rozstania się na pół roku , w czasie której to próby miała go moralnie zdradzić z Izydorem ) , była zadowolona , że może go przyjąć w swojej własnej twierdzy , pod opieką „ obcego mężczyzny " , a do tego jego przyjaciela . Takie drobne kobiece świństewko , od których roją się dusze tych pań- nic nie szkodzi - mogły by przy tych warunkach być stokroć gorsze . Zasiedli do stołu we dwoje i już przy zupie pomidorowej z ryżem zaczęła się rozmowa istotna o religii . Nie wystarczała Izydorowi tolerancja - musiał zniszczyć religijność Rustalki , musiał wszczepić jej podstawy rodzącego się systemu - takie było mimowolne w stosunku do niej przeznaczenie jego wewnętrznego układu sił . żeby nie wiadomo ile razy postanawiał tego nie czynić , słowa układały się same w niezależne od jego woli szeregi i wypełzały z jego jamy ustnej , żeby nie wiem jak zaciskał szczęki świadomą wolą . Ten typ postępowania jest niezmiernie częsty : świadomość sobie - podświadomość sobie ; i uważamy się za takich , jakimi chcieli by śmy być w świadomości - zapominamy naszych jajkowych nawet czynów i wypowiedzeń z niezwykłą łatwością , nie wiemy później ( niewinni jak ptaszki ) , że przewaliła się i dokonała swego w dookolnym świecie jakaś zupełnie morowa ohyda . I dziwimy się , gdy ludzie inaczej potem reagują na nasze świadome szlachetne wystąpienia : oni wiedzą i pamiętają lepiej od nas , jakimi jesteśmy . Dlatego wszyscy powinni czytać Kretschmera lOrperbau und Charakter ( tam jest źródło ogólnej wiedzy o sobie i innych dla wszystkich absolutnie typów ) , a nade wszystko nie ukrywać niczego przed sobą . Ale w tym jesteśmy największymi mistrzami i to wprost proporcjonalnie nawet do natężenia inteligencji . Służąca Rózia ( dziwnym głosem wołała ją Rustalka , głosem , który „ płciowym sztychem " przeszywał wnętrzności Izydora , irytując go jednocześnie swoją „ arystokratyczną wulgarnością " , jak się skomplikowanie wyrażał - w ogóle lubił operować sprzecznościami ) ze zdumieniem przysłuchiwała się dialektycznemu pojedynkowi państwa młodych i wyciągała daleko idące i nieszkodliwe wnioski . Gdzieś w oddali strzelano - znowu emzetfetyści rozpoczęli szturm na arsenał deteków . Nic to - PZP jest instytucją absolutnie konieczną pod każdym reżimem : Pe - Zet-Pepu nie złamie nic . Widziało ono nie takie walki , a ostało się : państwowość j ak o ta k a doprowadzona do szczytu , jako konieczny aparat działania w warunkach każdego ustroju społecznego ( oczywiście syndykalizm w znaczeniu saruorządzącej się organizacji robotników był wykluczony ) i forsowny rozwój intelektualny wszystkich funkcjonariuszy , dobieranych z najbardziej wysortowanych przesianek czy przecedek ludzkich - oto były dwie wytyczne linie działalności tej demonicznej zaiste instytucji . Tylko na tej podstawie , w związku ze swymi umysłowymi danymi mogli pracować owocnie w ramach tego potwornego nowotworu nasi bohaterowie niniejszego opowiadania . Z tym przeświadczeniem , że PZP jest czymś absolutnie niezniszczalnym , zabrał się Izydor z apetytem do pierwszego domowego „ obiadku " . Kontrast między myślami „ spacerowymi " a tym , co się działo obecnie , był duży . Ale dla człowieka , który zajmuje się filozofią , choćby po dyletancku i bez odpowiedniego kierownictwa zawodowego , przez przepaść między „ dziwnymi myślami " a najpospolitszą rzeczywistością daje się łatwo przerzucić mostek — chwiejny , bo chwiejny , coś w rodzaju mostów tybetańskich , na samą myśl o których człowiekowi mającemu lekki vertige wszystkie bebechy „ jadą do góry " , ale przecie . „ Niechze ta , niechze ta " — jak mówił pewien wyjątkowo mądry góral z Zakopanego . Wiedział Izydor dobrze , jaką brednią było gadanie nieuków i hiperleniwców ( tych , co to się otrząsają na samo słowo : „ poważna książka " ) o tym , że „ filozofia jest czymś suchym i pozbawiającym rzeczywistość uroku " . Nigdy intensywniej nie doświadczył przeciwieństwa tego twierdzenia jak w tej chwili , gdy jego życie i nurt jego myśli zaczęły płynąć wspólnym korytem w zupełnej , pozornej na razie , zgodzie . Od dzieciństwa nieomal uważał małżeństwo za największe niebezpieczeństwo swego życia . Nienawidził tej instytucji , bał się jej wprost panicznie , a jednak wpaść w nią musiał . Była mu ona symbolem filisterstwa , „ piecuchostwa " , niewoli , moralnego brudu i hipokryzji : „ l'ćchange des mauvais odeurs la nuit et des mauvais humeurs le jour " jak rzekł jakiś chyba nader płytki Francuz . Jako 17-letni chłopiec pisał przecie Izio wiersz zaczynający się od słów : Przestań , ach , przestań mówić tak bez końca O ciężkich chwilach w pracy bez nadziei . . . a kończący się zdaniem : Jako więzień lochy Twoje smutne oczy , Twa obecność sama jako głaz grobowy . Środka niestety nie pamiętał . Wiersz ten nosił tytuł : Do przyszłej żony . I jednak musiał się ożenić . Przychodzi na najzawziętszych celibaterów ta fatalna chwila , gdzieś około czterdziestki , chwila , w której tęsknota ( wstrętna zresztą w tej formie ) za , macierzyńską opieką i strach przed samotną starością , skombinowany z lenistwem w erotycznych przygodach i pożądaniem filisterskiej wygody , daje w rezultacie ostry szał małżeński , kończący się wpadnięciem w pierwszą lepszą nową dziewczynkę lub usankcjonowaniem jakiegoś długotrwałego , przyzwyczajeniowego już jedynie związku . Czasami się to udaje , o ile z małżeństwa po pewnej ilości lat wytworzyć się zdoła prawdziwa przyjaźń duchowa , oparta o istotne przywiązanie życiowe i wzajemne o siebie dbanie na tle obustronnie danej sobie swobody erotycznej . Ale najliberalniejszy nawet mężczyzna będzie uważał swoje prawo „ puszczania się " za świętość , a odmówi , na tle fałszywej ambicji i poczucia zdechłego dawno mężowskiego bonom , takiego samego prawa swojej biednej żonie . Co innego , jeśli są dzieci . Ale i to można przy dobrej woli załatwić . Lepsza jest dla dzieci nawet taka względna „ niemoralność " prowadzenia się matki niż ciągły konflikt i awantura w domu , zatruwające każdą chwilę i zmuszające dziecko do stawania w roli sędziego między rodzicami . To jest najwyższy ideał , do jakiego dążyć można w najśmielszych marzeniach o pozytywnym załatwieniu małżeństwa w dzisiejszej jego formie . Reszta to tylko mit . Wszystko inne jest w najlepszym razie tylko dobrze zamaskowanym dla wygody kłamstwem albo też świadomym poświęceniem się dwojga lub jednej istoty dla celów wyższych : dziecka , społeczeństwa , nauki , sztuki , państwa czy czort wie czego wreszcie . Oczywiście , trudniej zdobyć się mężczyźnie na wyrzeczenie się samczej ambicji , obrażonej w istocie nie wiadomo czemu tym , że jego przyjaciółka najbliższa ma przyjemność z kimś innym , kiedy on , prawowierny jej władca dostarczyć już jej rozkoszy ( ani sobie w jej towarzystwie ) nie może . Zaostrza się sytuacja przez to , że bądź co bądź kobiety najzwyklejsze tak zwane „ puszczenie się " , które danemu mężczyźnie żadnego uszczerbku by w jego miłości nie przyniosło , przeżywają daleko głębiej i istotniej : bardziej duchowo zmienia je rozkosz dostarczona im przez inny lingam i jego aparaty dodatkowe i związaną z nimi duszę obcego draba . Znane są wypadki , że jedno dotknięcie czyjegoś kutasa zmienia zupełnie światopogląd danej osoby , jej zamiłowania , jakość uczuć - i to wzwyż lub wniż - to jest zupełnie objętne , wśzystko zależy od „ mentalności " tego samca . Sądy ulegają błyskawicznej przemianie : to , co było genialne , bo było robione przez pierwszego dostarczyciela przyjemności , staje się bzdurą zupełną wobec tego , że jego „ duchowy " przeciwnik lepiej uri4e lizać z prawej strony . „ Tak to je , wicie panie " - jak mówił ten mądry góral . Tak jest i nie ma po co mieć pretensji do tych istot , be,z których jednak życie było by piekielnie nudnym jest to ich istot , nie były by tym , czym są , były by nieciekawe , nie do zniesienia . kaczej twierdzą homoseksualiści stwarzając właśnie tę ich jaką .4 \ ,, „ wychodkową " przyjaźń , mającą nie posiadać wad płciowej miłości między mężczyzną i kobietą . Ale właśrje znowu ten „ wychodkowy " element jest dla normalnego człowieka czymś tak wstrętnym , że cień pada od niego i na wszystkie inne duchowe wzniosłości wzajemnych stosunków pederastów . Oczywiście , jak kto jest zboczeńcem urodzonym , problemy te dla niego nie istnieją . Ale „ przecie " i „ tak dalej " - pozwalając sobie na wszystko , do wszystkiego dojść można . A straszliwe monstra , nie znane nam i drugim , drzemią w tajemniczych pieczarach naszych dusz , czekając tylko odpowiedniej chwili , aby się przebudzić i objąć władzę i komendę mięśni i organów . Mówię : monstra dodatkowe , wyhodowane jako uboczne produkty cywilizacji , pomijając już zdrowe piękne bydlę , na tle którego jak ohydne nowotwory powstały . Otóż w tym przejmowaniu się do głębi płciową stroną stosunku i w braku zdolności do obiektywnego sądu jest dla kobiet niebezpieczeństwo tego typu rozwiązań małżeństwa , o „ jakich była mowa wyżej " . Ale na pewnym poziomie intelektualnym i moralnym ( moralnym - powtarzam dla tych , któizy moralność widzą w obowiązkowej obłapce dwojga mających wstręt do siebie istot ) rzecz jest do załatwienia w ten sposób , bez poważniejszych perturbacji w dziedzinie sądów i wartościowań . A więc „ do dzieła " , jak mówiono dawniej . Zupa pomidorowa zaprawiokia była zabójczym jadem prawdziwego małżeńskiego szczęściar Tak dobrze było , że aż płakać się wprost chciało , wyć , jak wyj tylko pies na łańcuchu - skąd ? co ? Nagły błysk czarny : „ Tak , j stern na łańcuchu i dlatego mi jest dobrze . Ale to długo trwać n może . " Dobroć tę potęgowało to , że „ pod sup " , jak mówią Rosji e , Izio wyrżnął , na „ glątewkę " po wczorajszej papojce , parę dek , a przy tym , jak zwykle po takich przejściach , dziś ( jeden dzień wystarczał ) nie palił . Zaczęła się rozmowa na dobre . Rustalka Z lekką ironią osoby wiedzącej , ale raczej nie katoliczki , jaką była , tylko teozofki . Teozof ° e ze specjalnym lekceważeniem odnoszą się do wszelkich twor intelektu , opierając się na tak zwanej „ intuicji " i „ objawie lach " , nie zdając sobie sprawy , że ich fantazje są tylko worem niedoskonałego intelektu . Jakże twoje rozmy ania dzisiejsze ? Czy stworzył eś naprawdę coś takiego , o czym mówił eś wczoraj po pijanemu w sposób „ nieścisły " , jak się wyraził eś wtedy ? Dla mnie ło było już „ mnóstw ( ) Zd bardzo - za ścisłe . Izydor W tej chwili , mimo całej miłości i „ dobroci " , zesztywniał wewnętrznie , głęboko zraniony ironicznym traktowaniem jego najistotniejszych przeżyć i wytworów . W tej chwili postanowił podświadomie zrobić jakieś grube świństwo Rustalce . A świadomie zdecydował się zniszczyć jej wiarę coute-que-coute , czyli wo czto by to ni słało i nawrócić ją na jakąkolwiek racjonalistyczną filozofię na byle co , w razie wypadku , jeśli jego system okaże się nie do zrealizowania . Mówił pod maską uprzejmie i słodko , a jednocześnie czuł , jak mu z bólu psychicznego wnętrzności opadają coraz niżej . Rustalka to widziała i była powierzchownie zadowolona nie wiedziała , że takie drobne wypadeczki w stanie inicjalnym dają na dalszych dystansach kolosalne odchylenia kątowe , mogące nierzadko kosztować czyjeś życie - ha - trudno . Miał em dziś niedociśnięte do dna objawienie . ( Na uśmiech Rus-talki reaguje jeszcze większym skręceniem wewnętrznym . ) Mylisz się , jeśli myślisz , że to było coś w twoim rodzaju . Nie żadne świętalia mi się objawiły , tylko po rozmyślaniu nad początkiem , nad pierwszym po prostu zdaniem ' traktatu , miał em rzadką chwilę bezpośredniego odczuwania tajemnicy Istnienia . Rzadką nie tyle u mnie , ile - mam wrażenie - w ogóle u ludzi współczesnych . Mamy zapasy pojęć tak już wielkie , tak każda myśl wchodzi już w utarte formuły , że nie tylko trudngy jest powiedzieć coś nowego w filozofii , ale trudno jest człowiekpwi o pewnym stopniu wykształcenia i inteligencji mieć samą .kwilę bezpośrednią odczuwania tych rzeczy ; zanim zdąży się p eżyć sam moment , już ma się go zafiksowanym w gotowych zna ch . Operuje się już znakami nie uświadamiając często całej głęb pojęć , które one symbolizują . Nawet ja , chociaż nie jestem fachowym filozofem , a nawet , jak twierdzi twój dawny Marceli , obrzucany tanimi historyjkami filozofii greckiej i scholastycznej , nie mam pełnego wykształcenia - to jednak już czuję ten balast poję który mi przeszkadza w świeżym odczuciu tych rzeczy , takim , jakie pewno miał właśnie niejeden grecki mędrzec Id ? choćby Descartes albo Leibniz . \ Rustalka Bo właśnie rzeczy te nie nadają się do pojęciowego traktowania . Tajemnica Istnienia jest nie do zgłębienia rozumowo . Tylko w Bogu , w miłości do Niego możemy znaleźć jej odblask . Izydor We wszystko uwierzę w człowieku wierzącym : w podziw nad Bogiem , w strach przed Nim , w uwielbienie Jego przypuszczalnej nieskończonej mądrości , tylko w jedno nie uwierzę , aby można Go kochać . Kochać można tylko coś lub kogoś w tym samym rzędzie wielkości , ale nie istność nieskończoną , przerastającą wszelkie pojęcie , niepoznawalną w swym ogr9 ) mie . Nawet kobieta niezdolną jest według mnie do takiegokiczucia — łudzisz się tylko , Talusiu , a w najlepszym razie interpretujesz fałszywie swoje własne przeżycia . Rustalka Bo też to nie jest miłość , którą można zmierzyć ziemskimi uczuciami . Nawet moje uczucie dla ciebie nie może ci dać najmniejszego pojęcia , jak ja odnoszę się do Boga . . . Izydor tłumiąc jadowity śmiech Oczywiscie , że nie . Tamto uczucie jest cją — jest to splot różnych uczuć , którego całoś niestosownie zupełnie nazywacie , wy , ludzie wierzący , miłości . . . Gdyby m zadał sobie trud zanalizowania tego kompleksu , z aczyła by ś , że na dnie nie zostało by nic prócz poczucia jednośc . i jedyności osobowości , przeciwstawionej nieskończonemu is leniu , i różnych przeróbek fantastyczno - pojęciowych tego po ucia : strachu , smutku , uczucia samotności , poszukiwania opieki , chęci tulenia się do czegoś i tym podobnych instynktownych pierwotnych kompleksów . . . Rustalka Nudzisz już , kochani , tymi kompleksami . Powiedz mi lepiej , co to jest „ poczucie jegomości osobowości " — coś bardzo złożonego . A przy tym , co robi tu słówko „ poczucie " ? Izydor Zastępuje tylko słowo „ bezpośrednio dane " , którego tak nie lubią ludzie nie mający filozoficznego wykształcenia . Rustalka Cóż znaczy to słowo również złożone : co to jest „ bezpośrednio " i co to jest „ dane " ? Izydor Niedługi zapytasz , co to jest „ b " i „ e " itd . I to jest zasadniczo słuszne , żeby pytać do końca . ( „ Rozkosznie jest mówić tak sobie we własnym domu z własną żoną przy obiedzie " - coś pomyślało tak w Izydorze . Poczuł wstręt do siebie . „ Robię się skończonym filisłrem " - mówił dalej : ) Dane może być dwojakiego rodzaju : dane , to znaczy , że jest , istnieje , egzystuje . Jest to pojęcie proste , nie dające się zdefiniować . Dane może być jednak coś bezpośrednio : też pojęcie nie dające się określić . Rustalka A co to jest pojęcie ? Izydor Za wiele wymagasz od razu . Iowiem ci tylko tyle , że wychodząc poza pogląd ' logiczny , to znaczy poza obręb samych pojęć , w którym pojęcie zdefiniowane przy pomocy implicite Definition , to znaczy przez aksjomy , w tym wypadku aksjomy logiki , zasady identyczności , sprzeczności , wykluczonego środka i inne pochodne , o ile są takowe w ogóle - musimy zdefiniować pojęcie już jako pewien luksus istnienia oparty wprawdzie o coś bezpośrednio danego , mianowicie o to , co Cornełius nazywa symbolische Funktion des Gedkhtnisses ; ale zawsze cOś w istnieniu niekoniecznego . A więc pojęcie jest to znak o pewnym znaczeniu . Inaczej pojęcie „ pojęcia " rozdziela się , wedhg mnie , na pojęcia : „ znaku i znaczenia " , zaś to ostatnie na pojęcie tak zwanego przeze mnie „ kompleksu znaczeniowego prywatngo " , czyli tego , co ktoś ma na przyklad w wyrazie wymawiają stane słowo , i jego odpowiednika , którym może być czasem ty o sama definicja , jak jest to na przykład w wypadku Czasu Abstrakcyjnego albo Przestrzeni Geometrycznej , które definiujemy n przykład jako fikcyjne pseudoosobowe trwanie całego świata lub Przestrzeni , z której usunięto wszystkie materialne przedmioty i nas samych i w której zostały tylko idealne stosunki czystych form przestrzennych . Ja jestem nominalistą - rozumiesz ? Rustalka Nic nie rozumiem . Mnie jest bardzo przykro , że tak jest , ale nie będę tego przed tobą ukrywać . W oddzielnej rozmowie towarzyskiej może dało by się to ukryć - w codziennym pożyciu - nie . Musisz mnie uczyć . Uśmiechnęła się krzywo , bezradnie , niezabawnie . Cielęcina mijała powoli w ich „ narządach pyszczkowych " , bezpowrotnie . Izydor Nie żartuj - musisz naprawdę zacząć się uczyć . To nic nie zaszkodzi twojej religii ( mówił to nieszczerze , z wyraźnym wstrętern do siebie , głównie z powodu mentorskiego tonu , który nie wiadomo po co przybrał ) - wobec tego , że wynik każdej filozofii musi być w ostatecznym obrachuhku negatywny , to znaczy , że może określać ona jedynie granice tajemnicy , zawsze w tej sferze nieograniczonej , może być jeszcze miejsce dla uzupełniającej pozytywnie tamten gmach negatywizmu koncepcji dowolnej . Będzie to w istocie zbyteczna dekoracyjna przybudówka na budowli ściśle użytkowej konstrukcji . Ale jeśli kto lubi przybudówki i ornamenty , można mu tego nie zabraniać . To znaczy wtedy , gdy nie są one robione kosztem koniecznej konstrukcji użytkowej . Wtedy jestem zdeklarowanyrn'bezbożnikiem - un besboschnique prononcL Jeśł i zaś religia służy tylko . do tego , aby pewne klasy trzymały za mordy inne , to wtedy czuję do niej po prostu nienawiść . Wielka rola religii skończyła się , to znaczy role jej jako wychowawczyni ludzkości - była ona dobrą boną jej w dzieciństwie . Nie można siedemnastoletniej panny trzymać pod dozorem n ie i n tel igentnej bony - tego , zdaje się , chcą niektórzy w wybitnie materialnych celach , ho żądna już idea nie da się pod to podrobić . Dla pewnych przeżywając ch się typów religia jest jeszcze koniecznd - często nie jako ż a jeszcze konstrukcja metafizycznych UCZUĆ , ujętych w pełne z czenia symbole , tylko jako jej martwa , ddwno zmumifikowana ostać , pełna bezdusznych zakamaików z mucha n i zowa nych ob ( bw . Rustalka Z tym porównaniem to coś nie bardzo ci się udało . Dla mnie to jest żywe . . . Izydor Przede wszystkim nie jestem poetą i porównań używam tylko w chwilach wielkiego osłabienia umysłu , a co do tej „ żywości " to tylko inni , stojący poza obrębem samych uczuć i mający sąd obiektywny historyczny , są w stanie sądzić o jej stopniu w stosunku na przykład do przeciętnego stopnia średniowiecznego czy starochrześcijańskiego - bo o chrześcijaństwie tylko mówimy , a raczej o katolicyzmie . To , co dla osoby o Twojej psychicznej strukturze jest jeszcze względnie „ żywe " , może być zupełnie zdechłe ( Rustalka żachnęła się - i słusznie ) dla znawcy historii religii . Góry całe można by ponagadywać i ponapisywać tomy na te i inne tematy . Ja mówię tylko , a raczej staram się mówić tylko to , co jeszcze przynajmniej w tej formie powiedzianym nie zostało . Otóż społeczeństwo w funkcjach swych tylko na pewnym stopniu rozwoju ludzkości potrzebowało metafizycznych sankcji - to jest zresztą banał . Dziś elementy te : uspołecznienia i metafizyki , zróżniczkowały się : Społeczeństwo stało się pod tym względem samowystarczalne - stało się samo pewnym rodzajem bóstwa na tle ogólnego zaniku uczuć metafizycznych , które określam jako uczucia związane z wystąpieniem bezpośrednio danej jedności osobowości na tle zmieszańym innych jakości - uczucia , wyrażalne zresztą w terminach jakościowych , do kombinacji jakości sprowadzalne . A bezpośrednio dane jest to , co jest dane w żywych jakościach aktualnych - pośrednio zaś to , co jest dane drogą okólną w związku z doświadczeniem , jak na przykład przedmioty jako takie lub też po prostu pojęciowo , to jest przy pomocy symboli . Rustalka Nie odbiegaj od tematu . Tak ci się w tej nieszczęsnej głowie kiełbasi , że . . . Izydor Dobrze . Etyka społeczna może być zupełnie uniezależniona od religii , w ogóle od każdej , od metafizyki , a także nawet od filozofii ścisłej . Przesądem jest , że komunistyczny światopogląd musi się opierać o materialistyczną , w znaczeniu fizykalnym , filozofię w przeciwieństwie do upsychologistycznionego fizykalizmu opartego o nową , idealistyczną fizykalnie fizykę , i że idealizm , którego , jak wiesz , nie uznaję będąc biologicznym realistą , a nawet żywostwornym materialistą , czyli nowym monadologiem , niekoniecznie musi być filozofią burżuazji . Nie wiem , czy rozumiesz tę formę materializmu ; uznając rzeczywistość ciała — jaźń jest czasowo - przestrzenna — twierdzę , że materii martwej nie ma , że jest ona na podstawach statystycznych zsumowaniem działań wzajemnych drobnych istot żywych . Ale potem o tern . W ogóle czas już najwyższy rozdzielić te nic ze sobą wspólnego nie mające istności . Będę propagował teraz mój biologiczny materializm jako jedyną możliwą filozofię oficjalną przyszłej ludzkości , która musi być wyobrażona w postaci pewnego rodzaju komunistycznego mrowiska , z maksymalnym zużytkowaniem każdego człowieka według jego zdolności . Ten , który będzie spełniał funkcje te , do których będzie najzdolniejszym , będzie z tego powodu najszczęśliwszym - 7 będzie sobą w maksymalnym natężeniu . A przy tym Instytut Badań Psychofizycznych określi rodzaj i ilość żarcia , dawki snu , lektury i typ stosunków płciowych — kobiety będą wyznaczane odpowiednio przez odpowiedni urząd — wszystko się ureguluje i będzie wszystkim dobrze . . . Rustalka z przerażeniem patrzyła na swego męża . Miała wrażenie że z rąk jednegó wariata wyrwała się ( mało jej przecie kiedyś nie utłukł ten ukochany dawniej Kizior- Buciewicz ) , aby wpaść w łapy drugiego , może stokroć gorszego . Oto był ten typ przyszłej doskonałej ludzkości i próbka jego filozofii . „ Zamknąć się i otorbić razem z całą wiarą chrześcijańską i tam zamrzeć w tej skorupie — nie dać się , nie dać się " — coś myślało za nią w jej głowie , a jednocześnie wszystkie organy wewnętrzne prężyły się w niej ku temu prawie nieznajomemu jej panu , który teraz napychał się galaretką z porzeczek z kremem waniliowym — bo byli już przy leguminie . Izydor był bądź co bądź wspaniałym typem pracownika Pe - Zet-Pepu ( wszyscy mówili . . .pepu , . . .pepie itd . — już była o tym mowa ) , nie mówiąc już , że wcale na filozofa nie wyglądał . Bycza pierś , łydki jak u'posągów greckich — każdy muskuł na wierzchu , skóra gładka jak u najfajniejszej kobiety z „ lepszych sfer " , a do tego bajroniczna bladość , wyostrzone rysy i pod długimi rzęsami trochę zatumanione zielone jak beryle oczy o szerokich ciemnościokocich źrenicach , oczy , które umiały w pewnych chwilach zapalać się straszliwym ogniem , jakby przez mózg ich właściciela przepłynął nagle prąd o milionach wolt napięcia . A przy tym Izydor tchórzem nie był i umiał bronić kobiety - dał tego dowody kiedyś , gdy bandyci ich napadli : byli we troje z Marcelim . Zakokainowany Buciewicz chciał pertraktować . Ale Izydor dzięki szybkości , rewolwerowej orientacji rozstrzygnął sprawę na swoją , Rustalki i Kiziora korzyść . Nie potrafił by może zdobyć się na ciągłą , drobiazgową troskliwość , ale w wypadkach nagłych umiał stać się czymś opiekuńczo - groźnym , choć go to czasem trochę i kosztowało . A do tego jeszcze pewna tkliwość i sentymentalna pieszczotliwość w erotycznych stosunkach , której nic a nic udzielić jej nie mógł wściekły , brutalny , nie uznający najmniejszych nawet odchyleń od normalnego aktu płciowego ( co najwyżej , dwanaście pozycji pompejańskich tolerował pobłażliwie ) Kizior Buciewicz , Marcel Groźny , Jego Bydlęcość - jak go nazywano w Akademii . Strasznie pokochała Rustalka Izydora - mimo wszystko - i na tym koniec . - Twój Bóg - mówił dalej Wędziejewski - jest tylko uosobieniem tajemnicy ostatecznej , którą nawet w logicznym poglądzie , w jego własnym zakresie bez użycia obcych mu pojęć określić można : polega ona na tym prostym fakcie , że ilość pojęć musi być ograniczona , że nie wszystkie podlegają definicji i że dojść musimy ostatecznie do pewnych pojęć prostych , które zdefiniować się *nie dadzą . Ja cofam się tylko przed nieskończonością aktualną tak w logice , jak i w ontologii - cofam się pojęciowo , ale jej nie neguję jak na przykład Renouvier - to jest wybieg , stwarzający podstawę do przyjęcia pojęcia Boga . W logice jak jest , właśnie ci wytłumaczył em : nie ma nieskończonej ilości pojęć i być nie może , jak i nieskończonej finki definicji . Rzeczywistość też musimy na podstawie nieskończonej podzielności Przestrzeni przyjąć za aktualnie nieskończoną , a pojąć tego nie jesteśmy w stanie , i to nie tylko wtedy , gdy założymy ; że Istnienie składa się z Istnień Poszczególnych żywych , do czego skłania nas jedyne w ten sposób rozwiązanie problemu psychofizycznego , ale nawet też w obrębie poglądu fizycznego . Walka koncepcji braku ciągłości i ciągłości w fizyce , atomów , elektronów , kwantów - to obojętne - z jednej strony , pól , fal , paczek falowych i fal stojących - z drugiej , skończyć się musi zwycięstwem ostatniej koncepcji ; gdyż przyjmując elementy zmiennej , to znaczy ruchomej ciągłości , kładziemy kres podzielności Przestrzeni , której nie zatrzymują żadne określone rozciągłości oddzielne , to znaczy dysparatywne nie ma polskiego słowa na disparat - bo musieli by śmy przyjąć , nie zakładając fal - oczywiście to , co mówię , jest ważne tylko w obrębie samego poglądu fizykalnego i nie dotyczy zupełnie mojej koncepcji materii martwej - że u . podstawy funkcjonowania elektronów w atomach , na podobieństwo ciał niebieskich , jest jeszcze drobniejsza struktura tej materii drugiego rzędu i tak dalej , i dalej aż w nieskończoność , aż doszli by śmy do punktów matematycznych , do nieruchomości i niemożności wytłumaczenia niczego . . . - Przestarl ! . . . Rustalka zakryła oczy ręką . Zawrót głowy zaczął dosłownie dosięgać jej brzuch a . Rozumiała każde zdanie Izia , ale nie mogła pojąć ogólnej koncepcji , której zdania te były rozwinięciami , nie była w stanie nie tylko pojąć jej , ale samej możliwości jej istnienia - tak przerażała ją ta cała komplikacja pojęć i genialna wprost , przynajmniej pozornie , śmiałość Izydora , z jaką rozciął po bohatersku straszliwy problem tak zwanego „ ducha i ciała " i materii martwej , czyli problem tak zwanych „ bezpośrednio danych " w dwóch gatunkach , od czego nawet sam Mach nie mógł się kiedyś uwolnić , to znaczy : a ) jakości zewnętrznych , odpowiadających istnieniu świata barw , dźwięków , dotyków i b ) dotyków wewnętrznych ( czuć muskularnych i organów wewnętrznych ) - tych najpierwszych jakości , . w których jedności danym jest w niewyraźnej , a jednak centralnej lokalizacji w przestrzeni Istnienie Poszczególne same sobie ; czyli wreszcie problemu pogodzenia poglądu psychologistycznego z poglądem fizykalnym , który to ostatni , jako oparty o tak zwane niby „ niewzruszalne prawa natury " ( ładny przykład tej niewzruszalności to ta dzisiejsza fizyka - choć i tam jest pewien porządek ewolucyjny ) i przedmioty martwe , stałe ( bo to głównie imponuje taką pewnością , że oczywiste jaskrawe tego poglądu niejasności , a nawet sprzeczności wolą jednak przeciętni „ ludziska " niż najłagodniejszą i najmniej fantastyczną metafizykę , w znaczeniu nie mistycyzmu , tylko przekroczenia tego właśnie fizykalnego poglądu ) . W jaki sposób mógł istnieć ośrodek centralny tej kompłikacji , . z którego w tak prosty sposób , gdzie go ( ten ośrodek Izydora ) było dotknąć , wytryskiwały aż tak zawiłe konsekwencje z tą jasnością i pewnością zabójczą , mimo całej ich fantastyczności , nie mogła dotąd pojąć Rustalka . A jednak mimo całej tej jego jawnej „ impozycji " patrzyła na ń jak na biedne zbłąkane jagniątko lub nawet robaczka ( uparcie przychodził jej na myśl skorek , Fornicula auricularia , nie mogący się wydostać z betonowego klozetu ) oczywiście , gdy z pewnym nawet wysiłkiem przenosiła się w swoją koncepcję religijną , mało co odchylającą się od normalnej katolickiej wiary . Wtedy zdawał się jej takim malutkim , takim nieszczęsnym , jak na przykład tryton usiłujący wśród ruchu aut , rowerów i pieszych przejść przez zapyloną drogę . Chętnie wzięła by go ( tak jak to często robiła z rzeczywistymi ( 5-ładami w tych warunkach ) tak delikatnie , by nie połamać mu nóżek i różków , i przeniosła na łąkę w bezpieczne miejsce . Ale on by nie dał tego zrobić : pokąsał by ją , nastrzykał na nią jakiejś niepachnącej cieczy ( jak jaki staphylinus ) i „ tyla " . A przecież tak potrzebował jej . pomocy mimo całej swej pozornej , a nawet w sensie nieżyciowym rzeczywistej potęgi ! „ Jak mu ją dać , jak pokonać ten jego uparty i mądry łeb " - tak myślała Rustalka jeszcze w czasach krótkiego ( jak krótka letnia zorza ) narzeczeństwa . Jedynym sposobem był sposób następujący : myślała już o tym kiedyś w stosunku do Kiziora , ale tam było co innego - intelektualne chamstwo , na to rady nie ma ; a więc : najprzód zdobyć całą jego wiedzę , opanować jego sposób myślenia , poznać wsżystkie ewentualne słabe strony systemu i potem rzucić się na niego , wykształciwszy wprzód w dyskusjach z nim dialektyczne sposoby . Plan prosty i piękny , tyle tylko że niewykonalny . Izydor mówił dalej : - Zupełnie zgadzam się z tym , że uczucia religijne nie dadzą się wyprowadzić z choćby nie wiem jak spotęgowanych życiowych - jestem tu najostrzejszym przeciwnikiem teorii Malinowskiego . Moja wyssana nieomal z palca teoria o pierwotnym uczuciu przeciwstawienia się indywiduum reszcie świata , wyrażająca się w koncepcji „ WIELKIEGO MAMA " , nieosobowego czegoś , jednego , nieokreślonego , symbolizującego wszystko , co nie jest „ ja " , choćby nawet na to „ ja " nie było w prymitywnych językach zdecydowanie jednoznacznych symboli - pies jest „ ja " , wymoczek też , a ci etnolodzy , aby - jak mówią - nie sfałszować rzeczywistości , odmawiają poczucia jaźni pierwotnemu człowiekowi , bo nie ma on na to słowa - „ co to ja chciał em powiedzieć " , jak mówiła ta Bykowiakówna , jedna „ piękna nieznajoma " Marcela ( Rustalka drgnęła i cień zielonawy retrospektywnej zazdrości przemknął przez jej skupioną twarz , bo o tę Bykowiakównę rozstała się przecie z Kiziorem - jej to zawdzięczała do pewnego stopnia Izydora i małżeństwo , bo związane z nią kwestie leżały u podstawy „ próbnego rozstania " - początku ruptury ostatecznej ) - aha : Otóż u podstawy wszystkiego jest bezpośrednio dana ( a nie jako pochodna od jedności innych kompleksów , jak to jest u psychologistów ) jedność osobowości . Na tle tej jedności rozwija się to , co nazywam niepokojem życiowym indywiduum , jego staranie się zachowania się w trwaniu : oddychanie , w ogóle funkcjonowanie organów wewnętrznych , dające mu pierwotne poczucie istnienia ( wszystko wyrażalne w następstwach jakości - pierwotna świadomość jest tylko jednością czuć nieokreślenie zlokalizowanych wewnątrz ciała , tak zwanego przeze mnie „ wewnętrznego dotyku " ) - następnie szukanie żarcia i rozmnażanie się dla zachowania gatunku . Pojęcie gatunku , wielości takich samych ( IPN ) jest pojęciem „ transcendentalnym " w znaczeniu Corneliusowskiej „ transcendentalnej systematyki " - bez wielości tej nie może być Istnienia , musi być wielość podobnych , prawie identycznych istnień , a nie wielość zupełnie różnorodna - ta ostatnia wynika z pierwszej przez kombinowanie elementów prostych w wyższe jednostki różnorodne , które też muszą istnieć w wielościach , czyli gatunkach . otóż ten niepokój życiowy , z chwilą kiedy nie miał możności spełniania się w wykonywaniu różnych funkcji organizmu , wyznaczonych jego organami i potrzebami , zamienił się w „ niepokój metafizyczny " - czyste , samo w sobie , przeciwstawienie się indywiduum reszcie świata jako takie . Musi to być w związku ze spotęgowanym wystąpieniem poczucia jedności osobowości , inaczej jakości formalnej całego trwania tak zwanej GesłaltqualitM Corneliusa , w zastosowaniu do całego życia - tak można omówić jedność osobowości w terminach czystego psychologizmu - zdefiniować jej właściwie niepodobna - musi być jedność ta oczywiście jednością jakiejś wielości - w tym wypadku wielości jakości , a raczej ich kompleksów , inaczej nie była by jednością , tylko jedynką , pojęciem liczby jeden , czymś realnie nie istniejącym . Od niej dopiero pochodnymi są wszystkie jedności : zaczynając od jedności jako jednej jakości , na przykład plamy czerwonej , do jedności ( już w wielości - podobnie jak nasze trwanie ) jakiegokolwiek przedmiotu , a dalej pojęcia . Otóż niepokój metafizyczny jest źródłem wszelkiej religii , metafizyki i sztuki - o tym ostatnim paskudztwie mówić nie będę , chyba w ostatnim appendixie na końcu systemu . W religii mamy konstrukcję stanów uczuciowych ujętych w symbole i to stanów będących mieszaniną uczuć życiowych z uczuciem metafizycznym ; w filozofii zaś , czyli , jak wolę ją nazywać , w Ontologii Ogólnej mamy konstrukcję pojęć mających źródło swe w tych uczuciach ; i w sztuce na koniec - konstrukcję form , wyrażających bezpośrednio zasadę jedności w wielości , najistotniejsze principium istnienia . W religii jednak następuje hipostaza uczuć dlatego , aby pod pozorami ludzkich , w istocie antyludzkich , uosobionych bóstw móc bezkarnie , ale też i bez istotnej przyjemności , obcować ze straszliwą tajemnicą Istnienia . Ponieważ jedynym czymś , co znamy bezpośrednio i w postaci czego możemy sobie wyobrazić kierownictwo czegokolwiek bądź , jesteśmy my sami , dlatego to w postaci osobowej wyobrażamy sobie ostatecznie bóstwo . Jest to władca świata stworzony na obraz i podobieństwo dawnych władców ziemskich , a nawet . . . Rustalka rozszerzonymi oczami z nieznośną męką wsłuchiwała się w metaliczne „ odczekaniane " słowa Izydora ; coraz bardziej „ usugubiała się " w niej potrzeba zdobycia jego intelektu na swoją własność : „ zagłupić i skonfiskować " - jak mówił Marcel - to była przeważna według niego rola kobiet w życiach mężczyzn . Nie to nie było by zagłupienie - było by to raczej uwolnienie wspaniałej maszyny od wstrętnej , jałowej , onanistycznej , beznadziejnej pracy i zwrócenie jej ku żywym źródłom życia , w związku z którymi wszystko , nawet najgorsze , przetwarza się na doskonałe szczęście wyższego wymiaru . Czyż bez głębokiej wiary w ostateczny sens wszystkiego , w życie przyszłe i nieśmiertelność , wytrzymała by ten cały czteroletni okres mąk pożycia z zaszalałym alkoholikiem i kokainistą , jakim był Marcel , również zresztą cudem jakimś . urzędnik Pe - Zet-Pepu , niewiarygodny tchórz , który tak opanował swój zabójczy , paraliżujący , wypierdowy wprost strach przed wszystkim , począwszy od karaluchów i pluskiew aż do bomb gazowych i ciężkich granatów , że zdolnym był do czynów przechodzących bezprzykładną śmiałością najdziksze wyczyny notorycznych „ ludzi odwagi " . ( Tylko nie w stanie dawek maksymalnych : wtedy ogarniał go ciężki bezwład i zupełna niezdolność reakcji . ) Pożycie to płonęło we wspomnieniu ciemnymi , nasyconymi barwami dywanów tmu-tmu - tarakańskich i diewglidzkich , ale w chwili przeżywania go było diabelnie męczące : jakby ktoś nagle znajdował się w jednym pokoju ze złośliwą pijaną małpą , która uciekła z klatki i lada chwila może to odgryźć nos , to ucho , to wydrapać oczy lub wygryźć pępek . Właśnie szedł ku ich „ domostwu " pijany w sztok i zakokainowany na najwyższym piętrze ponad alkoholem w jakąś piętrzącą się ludzką , czarną wieżę przeznaczeń ( to coś tak jak „ wieża ciśnień " , Sucharewa Basznia czy Bloody Tower ) . Pejzaż migał się wokół niego kolisto , jakby widziany z pędzącego „ na oślep " pociągu . Rozpłaszczały się przeznaczenia na całej dawnej przeszłości . Przyszłość była już wolna - mógł się zatracić , jak chciał , był sam , mógł zatracić się tworząc nareszcie przedziwne malarstwo - jedyne na świecie , absolutnie czyste formy bez abstrakcyjności kubistycznej obstrukcji i bez futurystycznego rozwydrzenia uczuć . Prawdziwe malarstwo - ileż było uroku w tym pojęciu zatraconego doszczętnie przez ostatnie dziesiątki pierwszej połowy XX wieku malarstwa . Uważał się Marceli nieomal za jednego jedynego artystę malarza na świecie całym , tego właśnie malarza , w którym całe malarstwo świata - oczywiście czysto artystyczne , formalne - znalazło swój ostateczny wyraz i zakończenie . Oczywiście przesadzał potwornie swoją ważność , jak wszyscy zresztą artyści , ale coś tam było Prawdy w tym całym megalomanicznym bajdurzeniu . Były to bądź co bądź czasy zamarcia sztuki malarskiej na całym obszarze Europy , nie mówiąc już o innych częściach świata - nietrudno w ogóle było być pierwszym . Być takim ostatnim koniuszkiem tak wielkiej niegdyś rzeczy jak malarstwo to jest naprawdę też wielka rzecz w swoim rodzaju . A przy tym mieć dla czego naprawdę w sposób interesujący zrujnować swój organizm i umrzeć , to w tych czasach , nawet w świecie złud i omanów , było rzadkością „ nie lada " . A przestać malować nie mógł : na to trzeba czasem więcej mieć charakteru , niż się przeciętnemu dureńkowi zdaje . Oczywiście , za największego malarza uważał się w czasach tych każdy , kto świńską szczecią kolorowe mazie w płótna absorbujące i gładkie kiedykolwiek wcierał . Tak było , bo krytyka była dureńska i taką i publikę wychowała - było , nie wróci , nie ma co gadać o tej wielkiej „ fałszerni wartości " . Ale w artystycznych wymiarach malarstwa ( tychwymiarach formalnych , o których szczególniej w Polsce nie wiedziała nic : publika , dziewięćdziesiąt pięć procent krytyków i znawców sztuki i siedemdziesiąt pięć procent samychże malarzy jako malarskiej masy nie zróżniczkowanej na : a ) realistów , b ) uczuciowców - nastrojowców i c ) formistów ) być jeszcze ostatnim „ wartało by " , jak mówiła kucharka Wędziejewskich , chociaż to nikogo nic już nie obchodziło i prawie przez nikogo odczutym ani teoretycznie zrozumiałym być nie mogło . W tym , co pisał Szukalski , dużo było racji , ale . programowe wyrzekanie się zdobycia własnego stylu i programowe również „ opieranie się o sztukę ludową " wiele nikomu nie pomogły . A jeśli się tak krytykuje wszystko i narzeka i na nową sztukę , i na teorie w czasach jej powstałe , nawet na te , które i nowe , i stare malarstwo ująć w jeden system się starały , to trzeba mieć swoją definicję sztuki i systemat estetyki . A kto go nie ma , gadać też prawa nie ma - najprzód pozytywny system , a potem psiaczenie . U nas dzieje się odwrotnie , przy czym drugi człon często odpada . Marceli a pas de loup zbliżał się do domku Wędziejewskich ( Smogorzewiczów ) . Chaos zmieszanych myśli kręcił mu się w doszczętnie zakokainowanym łbie . Rzeczywistość puchła jak świat de Sittera i potworniała za horyzontem objętym przez dany wycinek świadomości . Monstra zbierały się na krańcach , gotując się do ostatecznego szturmu . - No - zobaczymy , czym jest przyjaźń - zobaczy to i on , ja też zobaczę - pierwsze przeżycie w tym rodzaju - mruczał , a jasność dziwna bezświetlna rozlewała się po świecie całym , nadając mu aż po krańce wiecznonieskończoności charakter absolutnego w swej doskonałości dzieła sztuki . - Gdybyż takim mógł być ten ostatni mój obraz - szepnął Marceli nieomal ze łzami w oczach , wchodząc na schody . Właściwie Rustalka była dlań jako kobieta „ skończona " - nie pożądał jej - miał już zresztą inną , która podobała mu się o wiele więcej , był nasycony i nieomal szczęśliwy w bardziej upadkowej atmosferze , bez beznadziejnych usiłowań „ podnoszenia " go przez biedną pannę Ideyko , aż z tak znakomitej rodziny pochodzącą . A jednak ból nieomal płciowy przeszył mu jądra i dolną część brzucha w chwili , gdy zadzwonił do typowego urzędniczego domku na przedmieściu , który był „ i c h " domem . Jedyny przyjaciel i najistotniejsza , najbardziej z jego twórczością związana kochanka jako jedno „ stadło " ( o , jakież paskudne słowo ! ) „ stadło zastygnięte w sadle " - czul smak i zapach tej kombinacji w nosie i na ustach . Tym bardziej odczuwał to podwójnie cieleśnie Marceli , że z Izydorem dokonali , jako dzieci jeszcze , snobistycznej próby homoseksualizmu a la parka „ Oskar Wilde - lord Alfred Douglas " - mieli po kilkanaście lat wtedy i to obu oduczyło na całe życie od błąkania się po nie swoich drogach . Kiedy Izydor właśnie rozpoczynał drugie zdanie o Bogu , jako o obrazku , stworzonym , ogólnie rzecz biorąc , na wzór osobowości w ogóle , a w szczegółach na obraz i podobieństwo władcy ziemskiego : od wójta począwszy aż do cesarza włącznie , plus niepojęty " artybut aktualnej nieskończoności we wszystkim , wszedł do jadalni wprost z werandki Kizior rozpłomieniony , rozwiany , piękny jak diabelski jakiś'archanioł czy archanielski diabeł . Rudoblond „ kędziory " , zwichrzorie nad trochę zabagnionym czołem mędrca i błysk oczu błękitnych jak odblask nieba w wstrętnej gliniastej kałuży - do tego usta skrzywione czysto jaźniowym bólem , bez cienia przymieszki ziemskich niepokojów , stanowiły szatański kontrast ze schizoidalną na czarno , semickawą urodą Izydora , podkreśloną przez grube chińskie okulary . Dopełniała tego budowa bykoidalna i sprężysta lekkość ruchów prawdziwej siły : było znać , że kiedyś łamało to IP stalowe łyżwy i podnosiło w jednej ręce dwieście kilo . Dziś była to już ruina w zaczątku . Atmosfera sprężyła się i wszystkie strzałki regulujących instrumentów wewnętrznych skoczyły z miejsca o kilkanaście jednostek wyżej . Marceli witał się zupełnie jak z dawnymi dobrymi znajomymi nic poza tym . A jednak w tym popołudniu zawarta była cała ich przyszłość . Przekreślić się nie mogli - musieli inaczej się rozplanować w duchowej przestrzeni życia - czy potrafią ? - Właśnie mówili śmy o Bogu - rzekł Izydor ściskając rękę Marcelego , który z nie znaną jemu samemu dotąd czcią ucałował swoją niegdyś własność , przepiękną rękę Rustalki , z czcią nieorna ! kadaweryczną . Kobieta zamężna to jest pod pewnymi względami trup , o ile jest naprawdę dobrą żoną , to znaczy przejmuje się formami tej instytucji - poczuciem własności na przykład - i przetransformowuje się według nich duchowo . Ale w tym wypadku do małżeńskiej trupiości Rustalki dołączyła się inna , głębsza i bardziej osobista , z Marcelim bezpośrednio związana . Ta właśnie żywa , jedz4ca z kim innym ( choćby nawet z przyjaciel em jego ) kobieta była żywą trumną wszystkich jego uczuć i artystycznych przeżyć z ostatnich lat trzech do czterech . Wyssał ją banalnie zupełnie - jak wampir . A jednak mimo wszystko kochał ją dotąd po swojemu , „ po wampirzemu " - był jej głęboko wdzięcznym za te bezcenne skarby , które mu , sama o tym nie wiedząc , oddała . Nigdy nie zdawała sobie sprawy z tego , ' jak straszliwie wyzyskiwaną była duchowo w ciągu tych krótkodługich lat czterech . Wiedział o tym Izio Wędziejewski , ale ten nie powie tego nikomu , a tym bardziej jej - przez ambicję ( fałszywą - jak trudno o ambicję prawdziwą ! ) i przez delikatność . Wiedział zresztą tylko dlatego , że sam Marceli zwierzał mu się systematycznie przez cały czas z przebiegu ich romansu , opisując szczególnie dokładnie właśnie te różne wampiryzacje : wielkie ssania artystyczne i małe ssańka codzienne . Nie darmo nazywał go Izydor „ Sysojem Wielkim " albo „ psychicznym alfonsem " . Tak to , tak - były to rzeczy bezcenne i potem o tem . Izydor kochał już Rustalkę w świńskich opowiadaniach Marcelego , który przez cały rok nie dał mu się z nią zapoznać . „ Jesteś zbyt uczciwy na to , aby wejść między nas , a nie wytrzymasz . Po co cię narażać i nas też ? Ty musisz być zawsze obrońcą jakichś pseudo- i niepseudo - uciśnionych . Wiedz , w niewolnictwie , a nawet w męczarni przeżywają się pewne typy ludzkie najistotniej i bronione zwrócą się przeciw swemu obrońcy , który chciał by je wyrwać ich istotnemu przeznaczeniu . Kiedyś i ja chciał em obronić kobietę bitą przez kochanka na ulicy . Wiesz , jak się skończyło ? Oboje rzucili się na mnie - ledwo ucieldem . " - Świetnie wyglądasz , Taluniu - rzekł Marceli zasiadając do kawy i likierów . - Pozwolisz , że będziemy z żoną twoją nadal na „ ty " - zwrócił się do Izydora - przecież to była by komedia - mówił dalej ze sztuczną nonszalancją , a głos drżał knu jakby poniżej kości mostkowej - to by wprowadziło sztuczny ton w nasze i tak zawiłe stosunki - dodał po chwili tak zwanego „ kłopotliwego milczenia " . Jednak nie była to rzecz przyjemna - cała ta nowa kombinacja . Dopóki trwały przygotowania , ślub , uczta i tym podobne „ zdarzeńka " i „ wypadeczki " wszystko było dobrze . Ale teraz ? Psychiczna samotność zaciężyła nagle bardzo Marcelemu . Ta Nina Dajwel , z którą rozpoczął „ nowe życie " zaraz po oddaniu ( duchowym ) Rustalki Iziowi - to nie było już to . Myślał , że duchowo oddając jedyną bliską mu duchowo osobę najlepszemu duchowemu przyjacielowi , będzie mógł jej dalej duchowo używać , żyjąc półerotycznie , a półduchowo z Niną , która mu się dawno już bardzo podobała . „ Aliści " okazało się całkiem co innego . Z duchem żartować jak z ciałem nie da się tak łatwo : „ duchowo używać " , to znaczy wampiryzować , nie będzie można Rustalki bez minimalnych choćby płciowych dygresji - takim jest prawo puszczy i białego , a nawet barwnego człowieka ( dygresja : różnice psychiczne ras są wynikiem różnego stosunku ludzi różnych ras do upływania czasu , głównie szybkości jego upływania , poczucia jego upływalności w ogóle i podziału , stosunku nocy do dnia i rozkładu doby itp . , prawie wszystko inne jest funkcją tego stosunku ) - to zrozumiał Kizior-Buciewicz już w pierwszym na Rustalkę spojrzeniu : była w pancerzu - tym pancerzem nie było jej uczucie dla Izydora , nie było uczucie jego dla niej ani jego „ opieka " - to było małżeństwo samo w sobie , Heirat an und fur sich - wzajemna ponaduczuciowa własność dwojga ludzi , własność duchowa , towarzyska , prywatna i społeczna , nieomal metafizyczna istota tej instytucji , a jednocześnie utajona jej trucizna i zguba - zguba ' w czasie w każdym poszczególnym wypadku i zguba ogólna , która musiała spowodować minę samej instytucji w miarę społecznego doskonalenia się człowieka . Była to instytucja „ dzika " , dobra dla totemistów ludożerców* , dla demokratów nawet , ale nie dla przyszłej ludzkości , a nawet dla niektórych jej obecnych elementów-par . To może najbardziej - czyż jest gdzie większe „ zjadanie " się dwojga istot niż w dotychczasowej formy małżeństwie ? - Tak więc zmieniło się wszystko - powiedział Kizior na tle milczenia obojga „ gospodarstwa " . Nawet na temat tego nieszczęsnego „ ty " nie odezwał się Izio ani słowem . „ Ach , więc to tak - pomyślał Marceli - chcą się zizolować zupełnie . Dobrze - nie przeszkadzajmy im w nowym życiu . Jak woda opadnie , mielizny i głazy same się ukażą i będę mógł przeleźć bezpiecznie na drugi brzeg porozumienia - poczekajmy . " Pil świetną kawę i likier cytrobananasowy ( cytrobananasy = kombinacja Burbanka ananasa z bananem + cytryna ) . Patrzyli na siebie wzajemnie jak wilki na ludzi . Całe to towarzystwo trojga osób , mimo niby wysokich napięć psychicznych i wysokich stanowisk we wszechistnieniowej hierarchii Istnień Poszczególnych samych dla siebie , czyli stworów żywych , sprawiało wrażenie dość zwierzęce . Powłoczka pojęciowa była cienka jak lakier na żelaznym łóżku , jak werniks na obrazie , a czasem zdawała się przechodzić w cienkości warstewki tłuszczu na wodzie . Zwierzęce stany uczuciowe zazębiały się między sobą niezależnie od myśli , jak ręce i nogi spokojnie ponad talerzami rozmawiających dobrze wychowanych i szanowanych ( respectable ) osób . Tu nic nie było do zrobienia wolą cokolwiek by gadali , tak być miało , jak być musiało , tak jak będą chciały ich bebechy , całe to somatyczne , a tak często psychiczne , raczej „ duchowo " niesympatyczne świństwo . „ Duchy " obojętnie przyglądały się , co tam wyprawiają w potencjalnych , zaznaczonych ruchach ciała , a ciała kpiły sobie z duchów uważając je za złudę , bo przecież nawet jako psychiczne rzeczywistości były to nadbudowy jedynie , powstałe tylko z poczucia cielesnej jedni ( inaczej , że pierwotne poczucie w pojęciu poczucia wyrażam popularnie „ bezpośredniość dania " ) jedności osobowości jest tylko poczuciem jedności jakości cielesnych wewnętrznych dotyku wewnętrznego = czuć organów wewnętrznych i muskularnych ) . Z tego ubogiego pozornie począteczku , przez komplikacje tylko i dodanie nowych jakości , wzrokowych na przykład , ogólnie „ dalekonośnych " , słuchowych itd . powstaje dopiero na tle wspomnień i obrazów fantastycznych ta istność niby tajemnicza w wyższym wymiarze , niezależna i niesprowadzalna , którą następnie duchem przez wielkie i małe D nazywamy . Tylko sama jedność bezpośrednio dana jest pierwotna i niesprowadzalna , ale musi ona znowu istnieć jako jedność czegoś , a nie sama w sobie jako taka , to znaczy jako jedność czysta - jedność jaźni i same jakości , raczej ich kompleksy , są istnościami niesamodzielnymi : jedne bez drugich są niewyobrażalne . Ale to stosuje się nawet do wielkości matematycznych i liczbowych : trójka czy piątka są dla tejże samej przyczyny jednościami w wielości ; ich elementy : jedynki , gdyby nie stanowiły całości , czyli pewnych jedności , nie były by w sumie trójkami , piątkami itd . , tylko oddzielnymi ( disparat , może rozdzielnymi ? ) jednostkami - jednościami bez związku . Dosyć tego - przecież tego nikt nie potrzebuje - to są , raczej to były , w każdym razie w przybliżeniu , myśli Izydora od chwili wejścia Marcelego . Nigdy nie uświadomił sobie tak samotności i nieprzenikalności absolutnej wielu jaźni i każdej z nich z osobna jak w tej chwili . Dwie jaźnie obok siebie , nawet dwaj walczący na śmierć i życie wrogowie , a nie tylko para kochanków czy przyjaciół , zawsze robi wrażenie czegoś zamkniętego , jakiejś syntezy całości , w której nie czuje się tego nieprzebitego niczym muru odgraniczającego jaźń w jej trwaniu od reszty świata . We troje , a szczególniej w tej kombinacji : on , Rustalka i Marcel , przekształcili się w zupełnie nowy układ , a nie prostą sumę trojga ( IPN ) . Zrozumiał Izydor straszliwą prawdę ograniczenia Istnienia Poszczególnego naprawdę . Zapadł się w bezdeń samotności patrząc na tamte dwa ciała dające sobie znaki jakby z jakichś psychicznie niewymierzalnych odległości . Cóż , jest już w obrębie tego samotność ziemi we wszechświecie i brak pewności co do tego , czy na innych planetach są też i żywe stwory ! - Słuchajcie - przecież nie będziemy kłamać - zaczął nagle Izio . - Przyjaźń i miłość są czymś tak bezcennym , że nie zrobimy przecież takiego głupstwa , żeby zmarnować to , co jest w nas , w naszym wzajemnym stosunku , przez jakieś anie uczuć . Wasza miłość przeżyła się , ale nie zniknęła wasza wzajemna wartość , szczególniej - nie gniewaj się , Marceli - wartość Rustalki dla ciebie . To wiem na pewno , że ty , jako samotny , zabłąkany w naszym życiowym wymiarze twórca czystych form , nie możesz dla niej , dla kobiety o pozytywnych wartościach życiowych , być tym raczej ekwiwalentem tego , czym ona była dla ciebie . Szczęście , że nie zniszczył eś jej do końca i że tyle jej duszy zostało jeszcze dla mnie - zamilkł nagle ; tak jak zaczął , i siedział trupi jakiś ze spuszczoną „ mądrą " głową . Ta mądrość jego była wprost przykra w tej właśnie chwili , gdzie czymś naturalnym był by kłąb walczących ciał i rewolwerowe wystrzały . Rzecz dziwna , ale tamci oboje słuchali z najwyższym niesmakiem tych wywnętrzeń . Mieli oboje wrażenie , że Izydor brutalnie zdarł z nich ludzkie szatki i skuplował ich ze sobą płciowo dla swej zabawy - działo się to niby w innym wymiarze , ale jednak było tak , a nie inaczej - czuli to oboje . To ich nagle zbliżyło , spoufaliło na nowo , a jednocześnie zagwazdrało pewną już osiągniętą czystość i nietykalność ich poizydorowego stosunku . A to fatalne ! Coś było niesłychanie niedelikatnego w tym nagłym uczuciowym zababraniu się jego w tym kompleksie . Marceli chciał po prostu bronić swej dawnej kochanki jak przed jakimś brutalnym napadem - on , ten notoryczny brutal , krył pod formami nieomal ordynarnymi całe pokłady niewyżytych nigdy subtelności uczuć . Ale czy tak było naprawdę ? Czy to się wszystko tylko nie zdawało ? A no może -- ; zobaczymy , co będzie . „ Właściwie to nic nie wiadomo " - jak mówił ten generał i miał rację ( była już o tym mowa ) - dodawał on jeszcze potem : „ ot , tamci mówią ho ho i tego ten , a ja mówię : majaczenia ! " Skręcało Marcelego od poufałości tamtego przyjaciela mimo całego do ń przywiązania . Sytuacja była delikatna i „ urągająca " wszelkim rozwiązaniom . A może Izydor , wiedziony jakimś ciemnym instynktem , rozmyślnie chciał tak postawić kwestię , aby zamurować wszelkie możliwości na przyszłość ? Psychiczne oczywiście - fizyka była tu wyczerpana beznadziejnie , okrutnie . Pozostały tylko po niej bolesne larwy niesmaków i żalów i parę wspomnień rzeczywiście natężonych przyjemności . Ale te chwile , kiedy Rustalka siedziała za plecami Marcelego , a ten nabity pierwszorzędnymi narkotykami ( ya-yoo , czyli harminą albo banisteryną , „ stare dobre " coca i „ mescal-but-tons " i oczywiście stara dobra małpa wóda ) rysował jak w transie , automatycznie - to było coś . Nikomu nie pozwalał patrzeć na swoje prace podczas ich wykonywania . Jedyna Rustalka miała to prawo - nie tylko prawo , ale obowiązek . Przez nią to z niewiadomych przestrzeni i czasów wlewał się do ciemnej duszy Marcelego ten potok formalnych koncepcji , który następnie , polaryzując się w jego zawikłanej swoistej psychologii , konkretyzował się w niesamowite nawet co do życiowej i przedmiotowej treści kompozycje - ale o tym później . Takie wieczorki miały nastąpić za pozwoleniem Izydora „ dla dobra sztuki " i faktycznie nastąpiły . Nastrój zaczynał się po brzegach filigranizować - wewnątrz trwała twarda walka samców , już nie o tę daną kobietę , tylko o jej abstrakcyjną ideę . W ten sposób zadzierżgnął się ten duchowy węzeł , który umożliwił nastanie twórczych wieczorków Marcelego i dalszą wampiryzację Rustalki : sam Izydor to uczynił tworząc przez źle pojętą wzniosłość ten duchowy trójkąt małżeński . W głowie Marcelego przesuwało się zdanie - było z liter jakby wyrobionych z jakiegoś mięsistego krwawego materiału - zdanie to wypowiedział kiedyś opuszczony przez kochankę kompozytor Jasłocki ( Dymitr ) , kiedy odprowadz'al go do domu po jakiejś orgii . Zdanie banalne jak kaligraficzne wzorki , a jednak : „ Przecież wszyscy au fond myślą tylko o obłapce . . . spójrz na tych ludzi . " Marceli spojrzał : obserwowali potem twarze tłumu migającego pod różnokolorowymi światłami ulicy . Tak - rzeczywiście takie robiło to wrażenie . Uwolniony z pętów celowości instynkt rozrodczy pożerał egoistycznie to coś , czemu miał służyć . Metafizyczne ( w znaczeniu objęcia wszelkiego możliwego bytu ) prawo istnienia gatunku = wielości podobnych stworzeń i jej zachowania poprzez śmierć składających ją indywiduów , prawo tego samego rzędu istotności co prawo żywego świadomego stworu jako elementu ostatecznego istnienia , w deformacji społecznego hiperrozwoju widziane , stawało się czymś potwornym . Nie - istnienie w ogóle było i jest czymś potwornym w swej istocie : nie pomogą społeczne idee i wynikające z nich fikcje , chcące uczynić z niego złudny raj . Ludzie mówiący , że erotyczne stosunki nie są czymś znów aż tak bardzo ważnym , przeważnie kłamią , chyba że są pozbawieni temperamentu albo znaleźli tę idealną kombinację , która ich na ten temat odproblemia , według zasady , że księżyc jest ważniejszy , bo „ w dzień i tak jest widno " . Tak - uwolnienie instynktu płciowego jako takiego , bez stwarzania mu zapory z dokonanych w następstwie jego zaspokojenia sytuacji , daje w rezultacie tę potworność erotyczną miejskiego życia naszych czasów . Niezaspokojenie go wykrzywia charaktery w najniemożliwszy sposób i stwarza dopiero w pewnych okresach życia wszystkie perwersje w tym kierunku , a nawet zbrodnie , nawet zbrodnie moralne - te niekaralne . Cóż tu można powiedzieć na ten temat głębokiego ? Pewien człowiek powiedział , że wszystko stwarza to nienasycenie , że człowiek zupełnie normalny poobłapia po prostu raz , drugi , trzeci i koniec . . . bo ty zawsze widzisz w tym coś nadzwyczajnego - celuj qui a bien manO , bien dormi et bien forniquÓ n'a pas besoin de metaphysique . Stało się modnym lekceważenie metafizycznej głębi erotyzmu , a wiadomo , że tu verdrkigte Komplexen najwięcej złego „ ludziskom " tak zwanym przyczyniają . Co najwyżej reklamują się pewne typy ze swoim homoseksualizmem , o ile ich stać na to , bo prawdziwych pedziów jest właściwie mało , a nie każdego stać na to znowu , żeby przez snobizmy czy dla jakichś innych celów karierowych , naukowych ( dla badania tego ! ) , umartwieniowychwreszde , czy też faute de mieux po prostu - pedera % tą został . Nie - metafizyczna potworność erotyzmu ( samego w sobie , a nie życiowych - wynikłych z jego zawikłań - konsekwencji ) nie jest jeszcze dostatecznie zbadana , a nade wszystko nie ma jeszcze dokładnej analizy psychologicznej perwersji , a nawet , powiedzmy otwarcie , samego najzwyklejszego płciowego aktu . To są otchłanie , w których najwięcej maskuje się człowiek , i to przed samym sobą . Ale ponieważ te sfery są uważane za zbyt proste , aby się nad nimi zastanawiać - po prostu nie wypada - to jest w złym tonie w tym się babrać jak w czymś zbyt nieistotnym , „ zwirzęcym " , więc mało jest ludzi , którzy siebie znają . Ci genialni psychologowie , którzy wszystko o drugich wiedzą i dla każdego mają co chwila całe sterty „ złych wiadomości o nich samych " , nie wiedzą często zupełnie , kimi są sami dla siebie , i to nie mówiąc już na tle rodziny , klasy , narodu , ludzkości , epoki i metafizyki , tylko po prostu w najcodzienniejszych przejawach codziennych , od mycia się i golenia aż do pogardzanej przez nich obłapki , w której człowiek ( nie w miłości , tylko właśnie w obłapce ) jest sam przed sobą nagi i na goło w drugiego duchowo wjeżdża , jak sam jego wszechpotężny bebech płciowy fizycznie to czyni ( lub na odwrót ) . W tynt można by się poznać , gdyby nie niechęć analizy korespondujących stanów , w których nic skłamać ( jak w uczuciach ) przed sobą nie można . I tak siedziały te kłamczuchy i każdy puszył się tą najwewnętrzniej szą pępkową treścią przed sobą i przed drugimi , a nie wiedzieli o sobie najważniejszego , bo to trudne jest i wymaga wtedy pracy nad sobą i patrzenia w nasze najmniej dla nas przyjemne kombinacje uczuć . Tak będzie lepiej . Ale te rzeczy kiedyś wyleźć muszą i oto rodzi się wtedy niespodziane nieszczęście - nie to zewnętrzne , które jak cegła na łeb upada , ale to drugie , które polega na nieumiejętnym przeżyciu pierwszego i gorsze od niego często jest i bywa . Pusz się , draniu , pusz się , pusz Potem hycniesz w grób i kusz - mruczał Marceli przez zaciśnięte wspaniałe zęby , a w głowie ( najwyraźniej tam miał ją zlokalizowaną ) wirowała mu wizja kompozycji węglowej , którą miał usprawiedliwić upadek dzisiejszy . Bo ten upadek był upadkiem - na to nie było rady ani dobrej , ani złej . Jak zwykle zamachnęły mu się na szarym tle jakieś masy pędzących kształtów , a w ten schemat formalny , w którym jakby potencjalnie zawarte były napięcia kierunkowe „ poszczególnych części " , zawaliła mu się , jak trup ubitego zwierza , cała „ zaświatowa " , to jest nieżyciowa treść . formalna „ dzieła " zawrócona w skoku nad przepaścią niewyrażalnego w tej sferze braku pytań i odpowiedzi , tam gdzie można było by odpowiedzieć na pytanie pewnego teozofa ( Litymbriona ) : „ No dobrze , ale z czego zrobione są wspomnienia ? " Przypomniał sobie nagle straszny wypadek sprzed lat dwunastu , gdy nie mógł z palącego się domu wynieść ostatnich pieniędzy - złamał mu się klucz od ciężkiego biurka , a gdy zaczął rąbać , obskoczyły go były płomienie , a i dym dusić począł . Ta chwila wyrwania się z tego domu , oderwania się od „ praojcowskiego " przeklętego mebla - cóż to był za tytaniczny czyn mimo oparzenia twarzy ( o mało oka nie utracił ) i łydek . I znósł tę stratę mężnie , mimo że długie miesiące walczyć musiał ze zmartwieniem w bezsenne poranki . Dotąd trwała wartość tej „ bezcennej " straty jak żywa - raczej nie jej samej , tylko jej skutecznego przezwyciężenia . To było coś w czysto artystycznych wymiarach wywlókł był Marceli z tego nieszczęścia całe tony drogocennej rudy - był to niegasnący płomień wewnątrz jego istoty jasno płonący , niewyczerpalny rezerwuar płomiennych sił , przeistaczalnych na dowolne szpryngle w sferze czystej sztuki . Z rozstania z Rustalką uczynić taką negatywną odskocznię to było by zadanie tak zwane „ nie lada " . Lada nie lada , mignęło mu w rozwichrzonych od kokainy wewnętrznych ciemnościach wspomnienie obrazu Wróbla pod tytuł em Demon . Obraz był bebechowy - nie „ czysto formalny " , a jednak w swojej klasie dobry : była w nim idealna harmonia środków wydobycia z osiągniętym celem - życiowa treść - zakute , znudzone sobą do obłędu , ucieleśnione w pięknie zło miotało się bezsilnie w niepokonanej więzi osobowej ograniczoności , rozprzestrzeniało się w widzu w swym nieuniknionym tragizmie od pierwszego w ten obraz wejrzenia . Pojął Marceli jedną z prawd istotnych , dotąd mu nie znanych . Tak , zło było nudnym w samej swej istocie , w swym nieograniczonym rozwoju - jeśli istotę czegoś bierzemy w jego maksymalnym rozpanoszeniu się w sobie . Rozmaitość zła była pozorna w przejąwach o małym natężeniu . Dalej rozlewała się złowroga nuda absolutnego nienasycenia złem - - walenie o nieprzekraczalny mur . Tylko dobro jest wielkie i pożyteczne w swych maksymalnych natężeniach - za to jest nieskończenie nudne i plugawe w niedorozwoju wartości początkowych . Ale czy tak jest w istocie ? Czy nie dociągam tu rzeczywistości do jakichś ładnych szabloników o wmówionych ekwiwalencjach i udanej symetrii ? Ha - trudno - trzeba mówić , milczenie dusi . Precz z wszelkim szablonem - być tak naturalnym jak mister Hyde w noweli R.L.S . Programowa naturalność implikuje sztuczność . Zaczął zagłębiać się w normalną bezwyjściową komplikaej ( 4 , polegającą na interkalowaniu ( wstawianiu ) między dane elementy sprężonej psychicznej sprzeczności ( na przykład uczucie połączone wstydu i miłości do jednej i tej samej osoby ) coraz to nowych wstawek drobnych odmian tych uczuć i ich kombinacji z innymi jeszcze , aż do zupełnego wewnętrznego roztrzęsienia na granicy obłędu nieomal . Tylko kokaina mogła dostarczyć pyknikowi tej miary co Marceli tematów tak wybornie schizoidalnych . To nie nastąpiło dziś jednak mimo wszystko . - Ja nic nie mam nawet przeciwko temu , aby ś odbywał dalej z Rustalką swoje artystyczne seanse . Wiem , że płciowo nie istniejecie dla siebie wzajemnie - zupełne desinteressement - miamlał Izydor , prężąc się jednocześnie w pozie szlachetnego wyrozumienia . Puszył się wprost w tym . Marcelego ogarnęła złość : ta psychiczna zresztą hiperkomplezantność ( hypercomplaisance ) Izia drażniła go niezmiernie , odbierając urok tajemniczości antycypowanym wampirycznym chwilkom z Rustalką w przyszłości : schodziły one do rzędu czegoś tak zwykłego jak lekcja wyższej matematyki - od tej godziny do tej . Ani słowa o tym - w ten sposób uratuje się zagwazdraną ( nieco ) sytuację . Przerwał brutalnie „ pani Wędziejewskiej " tylko co napoczęte zdanie ( „ Czyż nie można by nie przewidywać . . . " ) : - Nie możemy tak czysto werbalnie , czyli po polsku czysto - słownie - właśnie w jednym słowie - przekreślać przeszłości . Uczyńmy ją wspólną naszą własnością przez to , że nie będziemy programowo wskrzeszać umarłych chwil . Mam byczą kochankę tak właśnie muszę to powiedzieć , aby przeciąć wszelkie niteczki i pajęczynki , przy pomocy których Izydor stwarzając sztuczną atmosferę wysokiej szlachetności - takie rzeczy zawsze kryją jakieś świństewko , o ile są sztuczne - chce odwartościować mnie dla mnie samego i odwrócić jakiś cios z przyszłości : jaki , nie wiem . Tyle ciosów bezimiennych i imiennych sił czai się na nas z pomroki przyszłości dziejów i przeznaczeń ! Ja dziś będę tu rysował po kolacji , a potem wy pójdziecie do łóżka - a ja pójdę do domu . Przyjdę potem z nią , z Suffretką , i z nią wyjdę - sądzę , że formalnie nie macie nic przeciw temu dlatego , że nie jestem z nią społecznie i religijnie połączony ? Zachciało mu się piekielnie takiej właśnie kombinacji . Czuł , że w tym towarzyskim układzie i w tej magmie skłębionych uczuć skonsoliduje mu się dopiero embrionalnie poczęta kompozycja , którą teraz nawet w barwach i przyszłościowo w oleju oglądać wewnętrznie zaczął . - Artystyczne nastroje z czasów Młodej Polski - „ wyseplenił " pogardliwie Izio - ale mnie na to stać : proszę cię , przyjdź . Rustalki nawet nie pytam - był w powiedzeniu tym odcień zazdrości , a przy tym zadowolenie , że tamten przyjdzie ze swoją nową dziewczynką . Nie przewidywał Izydor , że takie rzeczy potęgują podobno czasem wygasłe uczucia , szczególniej , zdaje się , o ile w ogóle , to chyba u kobiet - czy co i tak dalej . Naprawdę nigdy nie wiadomo , co jest prawdą w tych rozmówkach typu : „ a kobiety to , a mężczyźni tamto " . - Nie nastroje - „ obruszył " się Marcel - tylko ty w swoim filozoficznym wysuszeniu mimo całej fantastyczności twego systemu - cha ! cha ! - poprawiona monadologia w końcu dwudzieste - to wieku , i to skombinowana z poprawionym - cha ! cha ! psychologizmem - cha ! cha ! - nie rozumiesz zupełnie rzadkości jedności każdego dzieła sztuki i warunków jego powstania . To wielka jednak rzecz jest jedyność - rozumiesz : tak jak każdy bezcenny w swej jedyności twór żywy , który jako ostateczny element Istnienia tak uwielbiasz , tak i ono , dzieło to , jest jedyne . Patrzył na Rustalkę i nie rozumiał nic życia - wiedział , że żyje tylko w tym nierozwikłanym a prężnym i niecierpliwym ( wstrętne ? ) kłębowisku barw i linii , które miał gdzieś w dołku pod przełykiem . Podchodziło to jak rzygowina i zaraz cofało się w głąb . I to ją tak kochał i tak ohydnie zdradzał dążąc do „ zlekceważenia erotyzmu " w imię W . M . ( W . M . = wielka miłość ) . Aby ją zachować wiecznie czystą , ponad wszystko cenną , dlatego właśnie okłamywał ją samą tak bezczelnie , przychodząc do niej często „ umazany " cały inną kobietą ( że też ona tego nie czuła czy udawała ? - tajemnica była w tym , że Rustalka miała niezmiernie słaby węch ) , aby w świętokradczym , ukradzionym z innych wymiarów gwałcie kochać ją duchowo jak najczyściej , jak najdokładniej , jak najzbrodniczej . . . tak , bo na dnie kryła się zbrodnia . I teraz to tak jest wyssane , ausgeziizelt suce a blanc , że on może patrzeć na nią leżącą jak długa w „ moralnych objęciach " przyjaciela i właściwie nie czuć nic . Kokaina . W tym była tajemnica wszystkiego . Rozszerzały się oczy Marcelego chłonąc ten inny świat , w którym Suffretka ( ostatnia kochanka ) była „ boginią tajemniczych przerażeń nad własną dziwnością w pospolitości " jedność w wielości , ciągłość w przerywalności ( Eridanus - astronomiczne kompozycje jeszcze nie wykonane , Arctur , Wega i Altair - o wy , o wy , o wy , zmienne Cefeidy - na błękitnym papierze Lavemouillera utrwalę was na tej tu planetce ) , stałość w zmienności - stosunki raczej formalne , przynajmniej sformalizować i znormalizować się dające i dziwność w pospolitości , analogiczna para pojęć ( parsknął nagle ) do zasadniczych par pojęć półsprzecznych pochodnych od jedności w wielości sprowadzalnej do pojęcia całości i jej części , które wynalazł ten duchowy masturbant i ministrant Tajemnicy , Izydor . Czyż jakiś hiper- Carnap sformalizuje kiedy ostatecznie nie życiowy pogląd ( to furfa ! panie dziejku ) , ale metafizyczny ? On znał te rzeczy wcale nieźle , bo dużo się o nich nagadali z Izydorem , zanim jeszcze PZP nie wyssało z nich najlepszych soczków , tych „ szarych " z kory mózgówej ( o tamtych czasach nie wolno było ani myśleć , ani mówić ) . - Mózgowia moje , com z wami uczynił i w imię czego ? krzyknął nagle . Roześmiała się srebrzyście Rustalka , jak brzoza ( tak ) , „ gdy jasnych jest kochanką źródeł " , i płciowy wał sprężył się w jaj mężu z dziką samczą męką - samiec jest tylko dobry wtedy , gdy jest zły , drażniony ai do utraty zmysłów , aż póki nie pęknie z niemożliwości wytrzymania niesytych pożądań . To właśnie pęknięcie jego to najwyższa istotna , sadystyczna rozkosz kobiety , którą nasyca się dopiero wtedy pozytywnie , aż po samo gardło . A samiec przestaje tylko być rozdrażnionym i może zabrać się do czegoś innego . Zazdrość podświadoma , umiejętnie regulowana ( każda kobieta wie wszystko i to jest w niej okropne i zarazem podniecające ) jako motor wieczności uczuć . Bo to czuła Rustalka , że , „ w nim , Izydorze , jest jej kres " . Marceli dziwił się coraz bardziej nad bytem . Au commencement Bythos ćtait . Chaos , otchłań czy coś takiego . Chaos - ale z czego zrobiony , oto trudność . Zajrzeli do encyklopedii razem , szukając słowa „ Bythos " i twarze ich zetknęły się , jak wówczas kiedy jako mali chłopcy onanizowali jeden drugiego . ( Ileż przeżyć piekielnych zawdzięczali temu onanizmowi . Taż to , panie , dla niektórych typów , ale tylko dla niektórych - proszę nie brać złego przykładu i broń Boże nie zaczynać branzlować się dla zdobyc i a genialności jest źródłem wszechwiedzy i twórczości na życie całe . ) I poczuli dawną przyjaźń przesączoną osmotycznie przez błony obcych im obu zdarzeń od lat kilku ostatnich . Czemu nie mówili ze sobą już tak dawno ? Przecież ludzie , a szczególniej przyjaciele , odpowiedzialni są za siebie wzajemnie . „ Nie - teraz się już nie rozstaniemy , będziemy się kochali i ona , nasza święta wspólna miłość , zamiast dzielić nas , połączy nas , uświęci nas jako dwubyt najwyższy . " Czuli to jednocześnie prawie . I „ wdruch " Marceli doznał metafizycznego olśnienia : przyjść tu z Suffretką , wypić porządnie , zakokainować się na glanc ( taki rozkoszny wieczorek skonstruować , jak to tylko on według jego mniemania przeżyć umiał . Ha ! ) i potem żeby panie się usiostrzyły porządnie , ' zlały się niemal w jedno usiostrzone wcielenie bezosobowej kobiecości , a oni tak jak dawniej ( gdy chodzili na szare skałki zrywać górskie pierwiosnki i granatowe skalne gencjany i oddawać się rozkosznym wspólnym dreszczom dziecięcej rozkoszy i grozy , która się spoza niej wyłaniała ) siądą sobie na kanapce i pomówią o tych rzeczach niezmiernie ważnych , a przez ogół kraju tego przeklętego ( pod pewnymi względami ) tak lekceważonych , o pograniczu , nieprzyzwoitym prawie , sztuki i filozofii . Tylko niech nikt nie wymieni przy tym nawet nazwiska Chwistka , tego Demona Polskiej Myśli lat niedawnych . Przechwistane problemy , przechwistane życie - ha , trudno - jednak allgemeine Zerchwistung nie doszło jakoś do skutku - instynkt rasy , zbiorowa „ intuicja " społeczna ? czort wie - ale nie doszło .