Narcyza Żmichowska Biała róża Czuć czy marzyć ? ach ! tak , marzyć , Do zawrotu głowy , Do senności letargowej , Marzyć wiecznie ! marzyć ! marzyć ! Przepisane z notatek kochanej Eci . Parę lat temu , ja biedna , cicha korespondentka szanownego redaktora , ja , wieśniaczka zza Suwałk , od kur i książek moich oderwana , ujrzała m się nagle w licznym , świetnym , a dla mych stosunków i wyobrażeń zupełnie obcym zgromadzeniu balowym . Proszę sobie wyobrazić , jakie olśnienie , jaki podziw , jaki strach ! Bo to nie bal sąsiedzki , prowincjonalny , choćby w samym gubernialnym mieście ; to prawdziwy bal warszawski , na salonach , które się liczą do najpierwszych i najobszerniejszych w stolicy . Krocie intraty , litanie całe tytułów , śmietanka z trzech przynajmniej gatunków towarzystwa zebrana , wystawa różnych znakomitości i pięknych twarzyczek , zbliżenie przeszłych i teraźniejszych , niedokonanych i przyszłych czasów , mieszanina chronologii z arytmetyką , literatury z modą , praw z pretensjami , próżności z próżnością – i wśród tego wszystkiego mnie się zawieruszyć ! . . . Ale nie moja w tym była wina : zaraz się panu usprawiedliwię ; to Felunia mię skusiła , Felunia , dobra jak szczęście , uparta jak złe wspomnienie . Czy pan jej nie zna , czy nie spotkał jej kiedy ? W wielkim świecie ma podobną rozgłośną sławę przerażająco dowcipnej kobiety , a to po prostu naiwne , swobodne usposobienie ; co jej na myśl przyjdzie wypowie , co jej pod oczy wpadnie właściwym nazwie wyrazem , a ludzie potem mówią , że złośliwa . My w naszym kółku wcale złośliwej pani Felicji nie znamy ; między nami , pod dachem najbliższych sąsiadów i najżyczliwszych przyjaciół , Felunia jest tylko sobie harde , rozpieszczone dziecko , które ma różne nieszkodliwe , bo zawsze prawie jakąś odpłatą zrównoważone przywileje . Wolno jej nie pracować , gdyż najczęściej bawiąc się , zrobi więcej , niż kto inny mozoląc upornie ; wolno jej nie uczyć się , bo zgaduje to , co inni umieją ; wolno jej nie zastanawiać się nad niczym , bo dla niej instynkt nieomylny rozwagę zastępuje , a jej upodobania wrodzone od rozumnych przekonań pewniejsze . Z położenia swego męża i z sumy posagowej pani Felicja należy do pierwszych w kraju i stolicy „ salonowych koteryj ” . Z położenia dóbr swoich i ze skłonności swego serca należy także do naszej cichej , zaświatowej rodziny . W salonowych koteriach szeptano sobie , że „ ostre ząbki , ciernista różyczka ” , aż raz podobno księżna S . porównała jej niebieskie oczy do turkusowych szpileczek i odtąd „ turkusowe szpileczki ” nad innymi przydomkami górę wzięły . U nas w rodzinie , bracia moi , zwykle panią Felicją „ Brendą ” , stryj Krzysztof „ Pogodą ” , matka wołała na nią „ moje dziecię ” , a ja „ Kwiatku ” lub „ Wilo ” , stosownie do okoliczności . Przez lato Felunia codziennym prawie gościem naszym bywała ; zimą ja nawzajem musiała m jej czasem do Warszawy towarzyszyć i chociaż mię to wcale względem jej osobistych stosunków nie zobowiązywało , w owym 18** roku karnawale , wpłynęło jednak po trochu na przełamanie mej trwożliwości i odbycie nadpowietrznej , jakeśmy sobie mówiły , po wyższym świecie żeglugi . – Cóż ci to szkodzi ? – powtórzyła ze sto razy Felunia . – Przypatrzysz się , skosztujesz , poznasz . Zupełnie takimi pobudkami i Ewa w raju uwieść się dała ; nie była m mężniejszą od Ewy i gdy jeszcze parę innych doradczych zebrało się głosów , sprawiła m sobie prześliczną suknię balową . . . Jakiego koloru ? Nie powiem . Pan Tomasz zanadto jest biegły w wysnuwaniu najdalszych wniosków z najdrobniejszego szczegółu . Gdyby m wyznała , że niebieską , to by się gotów we mnie blondynki domyślać ; gdyby m żółtą wzięła na moją odpowiedzialność , nie wątpił by , że z brunetką koresponduje ; różowa przedstawiała by mu ciągle jakąś osobę białą i świeżą , nie lękającą się porównania z tym niebezpiecznym kolorem ; a biała – ha , biała należy do wszelkich odcieni cery i wieku nawet , lecz kłamstwo grzechem – ja nie w białej sukni była m ; ot , niechaj pan mię przyodzieje w najulubieńszą swoją barwę we własnej wyobraźni , to bezpieczniej i prędzej rozstrzygnie się tak zawikłana sprawa . A teraz może pan myśli , że pod skrzydłami Feluni mniej szczęśliwie wybrała m się na pierwszą moją wycieczkę pośród ludzi , którzy niekorzystnie względem niej byli uprzedzeni , którzy jej się lękali i prawdopodobnie mieli do niej niejedną na sercu urazę ? Ja sama pewna była m , że nas tłum samotnością złowrogą otoczy , tymczasem inaczej się stało . Led - wośmy weszły na salę , pełno osób z uprzedzającą grzecznością otoczyło panią Felicję , aż nam się do stojących opodal krzesełek dostać trudno było . – Jak ty królujesz , moja Wilo – szepnęła m jej półgłosem , gdy śmy wreszcie wygodne schronienie między dwoma kandelabrami pod cieniem sufitu sięgających drzew pomarańczowych znalazły . – My obie królujemy ! – odrzekła mi ze złośliwym uśmiechem . – Czy dlatego , że ty piastujesz władzę , a ja nie dbam o nią ? – Kto wie , może jest inna przyczyna ; uważaj tylko , jak ci się nasze sąsiadki przypatrują . – Muszę być śmiesznie ubrana . – Niewdzięcznico ! własnym gustem i własną przystroiła m cię ręką , a ty śmiesz jeszcze wątpić ! Nie , w twoim stroju żadnej niema osobliwości , prócz ciebie samej ; moja droga , patrz dokoła , ileż spojrzeń ciekawych ! . . . – Feluniu – szepnęła m jeszcze ciszej – przez litość zobacz , czy mi się girlanda na głowie nie przekrzywiła ? czy sukni nie rozdarła m ? czy mi przez otwarte okna w karecie błoto całej twarzy nie ucentkowało ? – Bądź spokojna , wszystko w porządku – śmiejąc się szczerym śmiechem , odpowiedziała pusta swawolnica . – Więc czemu na mnie patrzą ? – A czemu nie przypuszczasz , żeś się im tak bardzo podobała ? – Twoja kuzynka Leokadia zastępuje mię w podobnych przypuszczeniach . Kuzynka Leokadia była to niemłoda już , trochę ułomna , a zawsze pewna swoich świetnych triumfów panienka . ( Przebóg ! Panie Tomaszu , z mimowolnego porównania nie wnioskuj , że ułomną jestem : w moralnym znaczeniu bardzo , ale w fizycznym Felunia nigdy by ci podobnej obelgi nie przebaczyła ) . W tej chwili znów kilka dam nowo przybyłych dalej siedzących zbliżyło się do nas . Moja balowa opiekunka bardzo przyjemnie zapoznawała mię z nimi ; przyszło i mężczyzn kilku , każdy się towarzyszce pani Felicji etykietalnie przedstawić kazał , do tańca jednak żaden nie zamówił . Przez ten czas , w głębi salonu , między egzotycznymi krzewami ukryta muzyka już próbowała pierwszych akordów przyszłego kontredansa ; skrzypce tylko nie mogły się jeszcze do stroju naciągnąć . – Co to ze mną będzie ? – myślała m sobie filozoficznie i tragicznie zarazem . Felunia lekko mię łokciem trąciła . – Patrz , patrz , chyba na twoją intencję pani generałowa ku nam steruje ; trzeba ci wiedzieć , że to jedna z najsławniejszych amatorek nadzwyczajności . . . – Więc cóż mnie do niej , albo jej do nas ? Wolała by m jakiego tancerza w tej chwili . – Jak to , nie masz dotychczas tancerza żadnego ? A to wybornie , doskonale mi się udało ! Nie mogła m wcale zrozumieć , co się mojej Feluni udało , lecz wiedziała m , że mi się balowanie w wielkim świecie nic a nic nie udaje . – Zaczekaj – mówiła dalej z ciągłą tą swoją niewczesną według mego zdania wesołością – pójdę i najpierw mego męża ci sprowadzę . Nieszczęście mieć chciało , że pan Zenon , mąż Feluni , stał bardzo daleko we drzwiach drugiego salonu , a idącą na środku drogi powyżej wzmiankowana generałowa zatrzymała . – Ot ! zginął mój kontredans ! – westchnęła m sobie żałośnie i na pociechę zaczęła m się po różnych stronach salonu rozglądać . Nikt mi się już nie przypatrywał wtedy , tylko gdy za Felicją właśnie oczyma śledziła m , jakiś pan dobrze już szronem wieku upudrowany , z niebieskimi okularami na ogromnym nosie , jej puste miejsce przy moim boku zajął . Wiedziała m , że przed chwilą Felunia wymieniła mi jego nazwisko – ale jakie ? pod grozą śmierci nie przypomnę sobie . – Zapewne pani towarzyszka poszła tańczyć ? – odezwał się bardzo miłym i poważnym głosem ; ten głos dziecięcą prawie natchnął mię ufnością . – Nie , panie , moja towarzyszka poszła dla mnie o tancerza się starać – wyznała m szczerze i pokornie . – A no , więc pani tańcem nie gardzi , to bardzo słusznie , bardzo rozsądnie – powtórzył i uśmiechnął się , jak profesor na dobrą swego ucznia odpowiedź . Mimowolnie ja także odśmiechnęła m się do niego . – Zdaje mi się , że ten salon pełen jest takich bardzo rozsądnych osób . – To inna kategoria ; tym osobom nikt się nie dziwi , ale względem osób naukowych różne czasem ludzie miewają przesądy . Ja sam , kiedy się żenił em , to mi nawet moja przyszła żona wierzyć długi czas nie chciała , tak jej się niepodobną zdawało rzeczą , aby ten sam człowiek , co wydawał dzieła matematyczne , mógł ją potem szczerze w rękę pocałować i wyraźnie przy ołtarzu powiedzieć : „ biorę sobie ciebie ” itd . Właśnie mi się ta jej wątpliwość przypomniała , gdy m usłyszał przed chwilą dwóch młodych ludzi , upewniających się nawzajem , że pani wcale tańczyć nie lubi . Zdumiała m , panie Tomaszu ; a toć ja wówczas nawet anonime pańskiej redakcji moich grzesznych literackich zamiarów nie wyspowiadała m , skądże mógł się ktokolwiek domyśleć ? Przetrząsnęła m pilnie sumienie , czy choć mimowolnym słówkiem nie zdradziła m tajemnicy ? – sumienie zaświadczyło , że nawet w jego obecności nie rozstrzygnęła m ostatecznie tej sprawy ; zaspokojona więc , trochę śmielej się do matematycznego autora odezwała m : – Ależ , proszę pana , ja nigdy w życiu nie przeczytała m nawet książki tak poważnej , jak pan napisał niejedną ; dlaczegóż ci panowie tak wątpią o moim tańcu , jak żona pana o jego oświadczeniach wątpiła ? Jegomość w okularach wydobył tabakierkę z kieszeni , kilka razy palcem o nią uderzył i już zdawało mi się , że mnie po koleżeńsku częstować nią będzie , ale wstrzymał się jeszcze do czasu . – Wiemy , wiemy o wszystkim , choć się pani zapiera niby – rzekł z ojcowską prawdziwie łagodnością . – I ma pani słuszność ; aż nadto jest takich kobiet , co z byle wiadomostki chwalby przed ludźmi szukają ; cieszę się prawdziwie , żem taką napotkał , która głęboki rozum i poważną naukę pod skromną wesołością młodej dziewczyny kryje . „ Czego ten pan chce ode mnie ? ” – pytała m samej siebie , słuchając jego osobliwych komplementów . – Istotnie . . . rzeczywiście . . . – przerwała m mu na koniec – nie wiem , z której to strony i w jakim względzie wszystkie te piękne pochwały do siebie zastosować . – Tak , tak , skromność jest najwyższym rozsądkiem uczonej kobiety . Poznała m , że błękitne okulary zawzięły się na mnie srodze , pomimo całej słodyczy wyrażeń i głosu . Dzięki Bogu , Felunia przyszła mię z kłopotu niezasłużonych , więc pewnie szyderczych tylko grzeczności wybawić . Mąż jej stał w odwodzie , skrzypce dociągnęły do właściwego tonu , moja kontredansowa nadzieja odżyła – już wyciągała m rękę do sprowadzonego partnera , gdy znów losy chwiać się zaczęły . – Nie mamy vis a vis – smutnie pan Zenon się odezwał . – Znajdziemy – uspokoiła mię jego nigdy o niczym nierozpaczająca małżonka – co chwila oczekują przybycia Kajetanowej . Jej córka , gwiazda pierwszej wielkości na horyzoncie dzisiejszego wieczoru , pewnie już przy drzwiach z zamówieniem się spotka , lub gotowe przywiezie na listkach swego karnetu zapisane ; pilnuj się tylko , być mógł naprzeciw niej stanąć – będziecie tańczyli w drugiej kolei . Do widzenia , zostawiam was własnemu przemysłowi . . . – i wezwana przez swego tancerza , odbiegła nas wesoło . Własny przemysł niewiele jakoś nam pomógł . Czy ta oczekiwana pani Kajetanowa nie zjawiła się , czy pan Zenon dojrzeć jej nie mógł , trudno mi było rozsądzić , ale czuła m to dobrze , że mi przepadł mój pierwszy kontredans . Felunia okropnie się potem na swego męża rozdąsała za moją krzywdę . – Ale bo ty się nie domyślasz nawet , jakim grzechem ciężysz na moim sumieniu – rzekła do mnie , gdy chciała m jego postępowanie uniewinniać . Była m pewna , że mówi o grzechu złej rady ; bez jej ustawicznych podszeptów nie byłabym się wprawdzie na smutną rolę zapomnianej lub uniknionej wśród tańczących narażała , lecz przeczuwając , jak to wielkim być musi dla mojej Wili zmartwieniem , w inną stronę chciała m zwrócić jej myśli . – Czy ty , Feluniu , zawsze męża za swoje grzechy łajesz ? – spy- tała m jej żartobliwie . – Zawsze , zawsze – odpowiedziała już trochę uśmiechnięta – ja swoich grzechów na wyłączną własność mieć nie mogę ; pobrali śmy się pod prawem zupełnej majątkowej wspólności . – No , to wam na wspólność także absolucję udzielam . – Obejdę się bez niej ; musisz tańczyć i dużo nawet – a mówiąc to , chciała pójść znowu jakiego ochotnika ukwestować , lecz właśnie zbliżył się do nas jeden z poprzednio przedstawionych panów . – Słyszał em , że pani tańczy ? – w pół niby zapytującym tonem rzekł do mnie głosem . – I bardzo lubi taniec – uprzedziła mię skwapliwie Felunia . Grzeczny młodzieniec uprzejmie rękę wyciągnął ; puścili śmy się w kręgi szalonego walca po wybornej Lannera muzyce . Jakoś od tej chwili nigdy zbyt długo na jednym miejscu nie posiedziała m . Felunia ze swojej strony czasu nie traciła i ledwie na parę sekund spotkały śmy się z dwa lub trzy razy . Wtem szmer się zrobił na sali – gromada czarnych fraków szczególniej poruszyła się gwałtownie , jak las jesiennym wichrem kołysany ; myślała m , że tak wcześnie do kolacji proszą , lecz wkrótce inny powód się wyjaśnił . Ustawiona przez mego tancerza pod oknem , wśród mnóstwa kwiatów i balowych sukien , nie mogła m zrazu odgadnąć , czemu większa połowa gości ku drzwiom wchodowym się zwróciła . Po chwili , między tłumem dojrzała m z wolna się przesuwającą krótko ostrzyżoną głowę bardzo wysokiego młodego człowieka , a po obu stronach tej głowy na prawo orientalny zawój z rajskim piórem , na lewo białą różę przy ciemnych włosach upiętą . Szukam Feluni , by jej o nowo przybyłych zapytać , lecz Felunia daleko stała , nowo przybyli zaś już wpół drogi między gromadzącą się koło nich ciżbą sprzed oczu moich zginęli . Nader spo kojnie zniosła m ten wypadek , jednak blisko stojąca sąsiadka musiała lepiej ode mnie całą jego okropność pojmować , bo pełnym litości głosikiem odezwała się łaskawie : – To pani Kajetanowa z córką i synem przyszła . Już drugi raz słyszała m nazwisko pani Kajetanowej*** wymienione tego wieczoru , nazwisko bardzo znakomite , jak widać , a ja nic o nim nie wiedziała m ! Zdobyła m się na odwagę cywilną i ufna w przychylne sąsiadki usposobienia : – Co to za pani Kajetanowa*** ? – spytała m . – Ta z Opatowskiego . – Ta z Opatowskiego ! – powtórzyła m , udając obłudnie , że mię zdobyty szczegół we wszystkim objaśnia . – Czy pani zna ją osobiście ? – nawzajem mię zagadnęła oszukana pewnością mego tonu . – Nie , pani , bardzo daleko od siebie mieszkamy ; ja aż zza Suwałk jestem i dlatego najpewniej pierwszy raz słyszę o pani Kajetanowej*** . Sąsiadka lekko się zaczerwieniła , może z gniewu , może wzgardy uczuciem . Na mój ratunek Niebiosa w samą porę Felunię spuściły . – Stoisz tu i nic nie widzisz – zaczęła mię łajać surowo , ciągnąc za rękę ku sobie . – Nic nie widzę , jednak wiem już troszeczkę – usprawiedliwiała m się zuchwale . – Co ty wiesz kiedy , moja droga ? Wylecz się z tak brzydkiej zarozumiałości . – A przecież teraz co wiem , to wiem , szanowna pani Felicjo . – Wiesz , dajmy na to , że Temistokles zwyciężył Greków pod Salaminą . – Jak cię kocham , Feluniu , tak nigdy w życiu tego , co mówisz nie wiedziała m , lecz z historii nowożytnej wiem , że przyszła pani Kajetanowa z córką i synem . – No , to wiesz wszystko . – Gdyby ś raczyła kilka jeszcze nic nie znaczących przydać drobnostek , byłabym ci bardzo wdzięczna . O pani Kajetanowej już słyszała m , że jest z Opatowskiego , ale powiedz mi choć ze dwa słowa więcej , na czym polega jej znakomitość : czy taka rozumna ? – Och ! znać pedantkę ! – Czy miała sławne awantury ? – Mizantropko ! – Więc musi chyba mieć ogromny majątek ? – A juści , trzech milionowy , Kazimiero ! – Trzech milionowy ! ! ! Zlituj się , Wilo moja , podprowadź mię tak , żeby m się mogła z bliska trzem milionom przypatrzeć , ja biedna , com dotychczas ani jednego milionika na własne oczy nie widziała . – Dziś cię z trzema zapoznam . – Zapoznawać się nie chcę ; zero przed milionami nie ma żadnej wartości . – I owszem , ma wartość głęboko filozoficzną . – Być może , słyszała m , że głęboka filozofia ma często wartość zera ; ale ja nie chcę , ja się boję trzech milionów – i stanęła m jak wryta na miejscu , gdy m spostrzegła , że mię Felunia zdradliwie dalej niż chciała m posuwać zamyśla . – Więc pójdę sama – rzekła na koniec przekonana o niezłomności mej woli – pójdę , przywitam się , rozmówię i zobaczysz , że mię nie zabiją , nie rozdepcą , nie zjedzą . Jak mówiła , tak zrobiła ; znowu została m samą , ale przynajmniej na ten raz mogła m lepiej widzieć wszystko . Rajskie pióro kilka razy bardzo się wdzięcznie na ukłon Feluni zachwiało . Właścicielka jego była to przystojna jeszcze czterdziestokilkoletnia kobieta ; miała ciemnopurpurową aksamitną suknię , brylantową spinkę w zawoju , brylantowe kolczyki przy uszach , brylantowy fermuar z perłami na szyi , brylanty w wielkiej broszy na staniku , brylanty w kokardach czarnych koronek , które przód spódnicy zdobiły , brylanty . . . brylanty . . . wszędzie brylanty ! Niech te kamienie chlebem się staną , a można będzie nimi kilka parafii na przednówku wyżywić . Właśnie zaczynała m sobie arytmetycznie to przypuszczenie obliczać , gdy nagle spod boku ubrylantowanej matki , Biała Róża , Feluni miejsca ustępując , w całej swojej okazałości się wzniosła . Wszystkie postronne myśli z głowy uleciały , jak gdyby słońce zeszło nad ciemnościami ; ale bo też ja nawet wyobrażenia nie miała m o możliwości tak doskonale pięknej istoty . Zdawało mi się , że arcydzieła podobne znajdują się tylko na płótnach wielkich mistrzów , lub gdzie w pałacach florenckich ; wszystkie dotychczas widziane kobiety zawsze mi się lepiej podobały , gdy im się dłużej i uważniej przypatrzyła m , gdy zrozumiała m grę ich fizjonomii , wymowę ich spojrzeń , wdzięk ich uśmiechów . Tutaj od razu jasność mię olśniła – pierwszy rzut oka dał mi natychmiast wrażenie cudnego snycerskiej sztuki utworu . Wzrost wysoki , kształty pełne i śmiało odznaczone ; profil nienagannej czystości , białość marmurowa , a dla zupełniejszego złudzenia marmurowa nieruchomość także , bo jak przed chwilą prosto , automatycznie podniosła się owa przepyszna statua , tak po chwili stała jeszcze prosto , spokojnie , z lekko wzniesioną głową , z opuszczonymi rękoma , istne bóstwo starożytne – ale czy siły ? czy dumy ? czy obojętności ? nie mogła m jeszcze rozeznać , domyślała m się tylko artystycznej w wyborze stroju intencji . Chociaż wszelkim wymaganiom ówczesnej mody odpowiedni , zdradzał on przecież pewne muzeowe przypomnienia . Ciemne włosy , po grecku w tył głowy zebrane , troistym kołem warkocza spadek cudnie zarysowanej czaszki pokrywały ; utkwiona między plecionkami jedna tylko biała róża z klasyczną prawdziwie prostotą ku twarzy się przechylała . Na drugiej , obłoczkowatej , gaze-iris sukni , takaż tunika poniżej kolan sięgająca , złotym greckim deseniem była obwiedziona ; podobnyż deseń wcięcie przepaski okalał , śnieżną białość spadzistych ramion z białością stanikowych fałdów rozgraniczał i dwiema obrączkami zakończenie krótkich rękawków uwydatniał . Zresztą , jak na posąg przystało , żadnych ozdóbek ani świecidełek , ani sznureczka pereł na wygładzonej dłutem Praksytela szyi , ani jednej bransoletki na obu wypożyczonych od Junony rękach – później ledwo dojrzała m , że między gazami stanika , niby iskierka z piersi ulatująca , migotał drobnej szpileczki brylancik . Wdzięczna była m Białej Róży za odrzucenie w poważnym przybraniu swoim wszelkich innych dodatkowych kosztowności ; już mię brała ochota iść za Felunią , żeby do niej się zbliżyć , lecz dźwięki muzyki inny głosiły wyrok . Przez czas jakiś kręciła m się , wirowała m , suwała m wraz z innymi po śliskiej posadzce , aż na koniec los tańca usadził mię w tej samej spokojnej przystani , w której przed pierwszym kontredansem jegomość z niebieskimi okularami tak uporczywie mój rozsądek i skromność moją wychwalał . Spojrzę obok siebie – na drugim krześle Biała Róża siedzi ; aż mi się oczy rozweselić musiały , lecz sąsiadka nie uważała tego zapewne , bo w tej chwili właśnie bardzo pilnie się przyglądała inkrustacjom swego wachlarza ; czekała m , żeby przynajmniej wzniosła długie rzęsy spuszczonych powiek – już miała m jakieś pytanie na języku , ale doczekać się nie mogła m . Przyszedł któryś z lwów stolicy i energicznym grzywy potrząśnięciem zawezwał ją do walca . Biała Róża wstała jak automat , podała rękę , zdaje mi się , że nawet nie spojrzawszy na swego tancerza . Po chwili walcująca para znów się zatrzymała przed opróżnionym krzesłem i znów miała m sposobność Białej Róży dobrze się przypatrzeć . Była tak biała , tak wypoczęta po tańcu , jak przed tańcem , nawet śpieszniejszy oddech żadnego nie zdradzał utrudzenia . – Czy ona żyje tylko ? – pierwszy raz wtedy przez głowę mi przeleciało i ogarnęła mię ciekawa jakaś niespokojność ; postanowiła m sobie , że koniecznie Białą Różę chociaż na kilka słów rozmowy wyciągnę . – Czy pani . . . – rzekła m głośno . Przed Białą Różą znów stanął jakiś blondyn z pokłonem . Miała m krótką chwilę złudzenia , iż piękna milionerka waha się i chce końca moich wyrazów dosłuchać , lecz nim przerwane z następnymi zesztukować zdążyła m , już podniosła się jako pierwej i w taniec ją zakręcono ; mówię : ją zakręcono , bo rzeczywiście nie ona sama zakręciła się chyba własnym ruchem i wolną a nieprzymuszoną wolą . Taniec jej był poważny , co więcej nawet , był lekki , wdzięczny , ale do sennego tańca jakiejś nieożywionej jeszcze lub już umarłej istoty podobny ; ani jeden muskuł nie zadrgnął na jej twarzy , ani jedno pełniejsze odetchnienie kamiennej piersi nie wzniosło ; zdaje się , że pomimo szybkich walca obrotów , włosek żaden przy gładko uplecionym warkoczu nie powionął . Kiedy znów obok mnie siadła , tej jedynie dostrzegła m różnicy , że się trochę obróciła w moją stronę i że patrzyła na mnie . Ach ! jakimi ślicznymi patrzyła na mnie oczami ! to mi wszystkie słoneczne promienie , i wszystkie zorzy północnej blaski , i srebrne światłości księżyca , i lampy w rzymskich grobach i co tylko błyszczy , przenika , połyskuje , migoce , jaśnieje , wszystko od razu na myśli mi stanęło . Przed tymi oczami zawstydziła m się powszedniego „ frazesu ” , którym chciała m pierwej nieco zawiązać naszą rozmowę . Takich oczu chciała m pytać , czy niebo albo piekło widziały ? Niestety ! po trzech sekundach już dostrzegła m , że oczy takie są jakąś w pięknej tylko chwili zatrzymaną skamieniałością . Ciekawość moja fizjologiczny wzięła kierunek . – Czy pani się w tańcu nie męczy ? – rzekła m dość grzecznie z pozoru , lecz pełna wewnątrz dziwnych niecierpliwości , prawie rzec by m mogła gniewów . – Bardzo się męczę – odpowiedziała tak spokojnym , tak czysto- piersiowym głosem , jak gdyby na zaprzeczenie własnym słowom lub moim na urągowisko . – Jednak pani nadzwyczaj wiele tańczy – ciągnęła m dalej ołowiany dialog . – Ja zwyczajnie nadzwyczaj wiele tańczę – powtórzyła mi z niezachwianą powagą . Bystrzej trochę spojrzała m w jej zagadkowe źrenice , bo ta naiwność : „ ja zwyczajnie nadzwyczaj wiele tańczę ” , trochę mi się podejrzaną zdawała . Czy Biała Róża bez myśli dwa sprzeczne zestawiła wyrazy , czy milionowa „ herytjerka ” chciała mi dać do zrozumienia , że co dla innych jest nadzwyczajnością , to dla niej pospolitym właśnie ? Zastanawiała m się nad tym , gdy muzyka przycichła i międzyakt kontredansowy nastąpił . Pan Zenon przyszedł się bardzo uprzejmie o swoje prawa dopomnieć . Biała Róża tymczasem zasmucała najmodniejsze fraki odmową swoją , ciągle jednostajnym głosem , jednostajnymi sylabami powtarzaną . – Przepraszam , już jestem zamówiona – przepraszam , już jestem zamówiona . Ciekawość mię zdjęła , co też powie do tego , który ją zamówił ? Jeśli mam szczerą prawdę wyznać , to spodziewała m się trochę , iż go od innych nie rozróżni i machinalnie wypowie swoje : „ Przepraszam , już jestem zamówiona ” . Biała Róża jednak z godną podziwu roztropnością uniknęła tak smutnej pomyłki . Gdy stanęła przed nią jedna z owych figurek , tuzinami rozsiewanych na trotuarach i na każdym salonie balowym , ni jasna , ni ciemna , ni brzydka , ni piękna , ni zbyt niska , słowem bez żadnej właściwej sobie cechy figurka , moja Galatea spojrzała tylko na kamizelkę , na guziki przy batystowej koszuli świecące i słowa nie wyrzekłszy , głową najpierw , a potem wachlarzem znak przyzwolenia dała . Według wszelkiego podobieństwa , oszczędzoną w tym spotkaniu porcję swego głosu klasyczna piękność mnie uszczęśliwić postanowiła . Gdy „ zamówiciel ” trochę na bok odszedł , jej czarowne , a przy ogólnej bladości tym żywszym koralem odbijające usta rozsunęły się powoli i wypadło z nich w kształcie przymówki , czy zapytania kilka słów . . . ach ! słów nieznośnych dla mnie , słów , które na różne sposoby przyprawiane , już ze dwadzieścia razy w ciągu tego wieczoru do uszu moich wrzucono : – Więc pani tańczy ? Przyprawą osobistą Białej Róży było to „ więc ” jedyne , z naciskiem trudnym do zrozumienia powiedziane . Skąd się wzięło na początku zdania ? do jakiej ukrytej myśli spójnikiem być mogło ? Sfinksowa zagadka ! Wolno mi było wprawdzie po prostu jej objaśnienia żądać , lecz mię pusta chęć odwetu ogarnęła i pamiętna lakonizmu dwóch pierwej uzyskanych odpowiedzi , krótko przycięła m także : – Och ! tańczę – wykrzyknik „ och ” miał nawzajem Białej Róży trudną do rozwiązania przedstawić wątpliwość – czy znalazł chwalbę drobnej próżnostki ? czy radość młodocianą ? czy ironię wyższości ? – Biała Róża nie odgadła i znowu się spytała : – Więc pani lubi tańczyć ? „ No – pomyślała m sobie – « więc » jest tylko jej przysłowiem , zastępującym nasze pospolite « czy » . Niepotrzebnie łamała m sobie głowę , do jakiej by je zatajonej części zdania przystosować – nacisk wprawdzie jeszcze wyraźniejszy tą razą , lecz i nacisk może z przyzwyczajenia także ” . Biała Róża sielanką kwitnie – sielankowo zaspokoiła m jej ciekawość . – Bardzo lubię tańczyć . – Szkoda ! . . . A to proszę , Biała Róża ma kolce – ej ostrożnie , ostrożnie ! – Są jeszcze niezgrabniej ode mnie tańczące – rzekła m jej z wybornie udaną prostotą . – I owszem , widziała m panią w walcu . Pani bardzo pięknie walcuje – tylko ja by m wolała , żeby pani nie tańczyła wcale . – I ostatnie wyrazy o całą oktawę niżej , z mocnym pianissimo wzięła . A to co znaczy , panno Biała Różo moja ? czy ci zawadzam tak bardzo ? czy którego z twoich ulubionych tancerzy ci odebrała m ? Przecież pan Zenon żonaty ; nie mam sobie nic do wyrzucenia pod tym względem . Muszę pilniej uważać . I pilnie uważała m przez cały kontredans , który niezwłocznie się zaczął – uważała m – lecz żaden objaśniający szczegół nie wsparł mojej wyobraźni . Biała Róża suwała się uroczyście według przepisów choreograficznych . Naprzeciwko niej występował Apollo Belwederski , tylko tym się od swego pierwowzoru różniący , że miał krucze włosy , czarny wąsik , cerę portugalską i wykwintniejsze jeszcze od ostatniej tablicy z dziennika ubrania . Zdawało się , że Biała Róża nie widzi go nawet ; przechodziła , podawała ręce , balansowała na tę i na ową stronę , zawsze tak blada , niewzruszona w każdym ruchu swoim , jak gdyby przyszła z tego cmentarza , na który nieboszczyka Kommandora w operze Mozartowskiej pochowano . Raz zaciekawiona jednak , nie zraziła m się chłodem tych pozorów ; oczy moje wszędzie towarzyszyły Białej Róży , jak oczy kochanka , lub wierzyciela ; milionerka ostatnimi słowami dług u mnie zaciągnęła : winną mi była wytłumaczenie tak dziwnie objawionego życzenia . Skończył się kontredans , przetańczono mazura , ja ciągle szukała m sposobności do zawiązania dalszego ciągu rozmowy ; gdzie moja dłużniczka poszła , tam dążyła m , gdzie siadła , tam zaraz upatrywała m wolnego dla siebie miejsca ; lecz kto sądzi , że do milionów łatwo się dostanie , ten chyba nigdy z nimi nic osobiście nie miał do czynienia . Albo całe półkola obcych twarzy broniły mi przystępu , albo też częściej jeszcze Biała Róża z wzorową młodej panienki skromnością , odtańczywszy swoją powinność , wracała pod opiekuńcze skrzydła Rajskiego pióra , mnie zaś Rajskie pióro takim przejmowało uszanowaniem , że nie mogła m się zdobyć na ochotę dłuższego z nim sąsiedztwa . – Czy mnie szukasz ? – zapytała Felunia , którą mój wzrok wysłany na zwiady magnetycznie przyciągnął z daleka . – Nie , moja droga , w tej chwili szukam tylko wyrazu bardzo zawikłanej szarady . – Powiedz , z ilu sylab się składa ? co pierwsze z drugim wprost lub na wspak znaczy , może też wesprę twoją niedomyślność . – Pierwsze na wspak : milion – drugie wprost : Biała Róża , wszystko razem nie chce , żeby m ja tańczyć lubiła . – Co ty mówisz , Kazimiero ? Ułożyła ś jakąś mistyfikację na mój rachunek . – Jak mię żywą widzisz , Feluniu , tak prawda – i opowiedziała m całą naszą sławną , choć króciuteńką rozmowę . Musiało być w niej więcej jeszcze osobliwości , niż ja parafianka zza Suwałk pojąć nawet mogła m , bo sama Felunia na chwilę zastanowiła się głęboko , ale wnet zwachlowała nazbyt ciężkie myśli . – Że się dziwi twemu upodobaniu , to ja się temu nie dziwię – rzekła , do zwykłej wracając wesołości . – Jak to nie dziwisz ? – przerwała m z oburzeniem . – Czy jestem stara , garbata , kulawa , żeby m się tańca wyrzekać już miała ? – Cierpliwości , cierpliwości ! mogą być inne przyczyny . Otóż ci powiadam : nie dziwię się jej zadziwieniu , ale wzbraniającego życzenia pod żadnym względem nie rozumiem . – A ja się dziwię i nie rozumiem , to dwa okropnie iskrą ciekawości rozdmuchujące wichry . Gdyby m była mężczyzną . . . – Wyzwała by ś ją na pojedynek . . . – Wcale nie , tylko zdawało by mi się , żem w niej zakochana szalenie . – A ja ci ręczę , że choć tak jest piękną , prędko bardzo poznała by ś się na swojej omyłce , i w razie , gdyby ci koniecznie jej posagu było trzeba , musiała by ś przed własnym sumieniem przyznać , że zawierasz z interesu , nie z miłości małżeństwo . – Dlaczego ? – Bo panna Augusta*** . . . – Więc jej Augusta na imię ? Mnie się zdawało , że nie może mieć innego imienia , tylko Biała Róża ; Biała Róża tak przyrosła do jej całej powierzchowności , do jej twarzy bez rumieńców , do jej słów trochę ciernistych , że nie wiem , jak od tego nazwania odwyknąć . Gdyby połączyć , Feluniu ? Biała Róża Augusta – patrz , ślicznie się składa ! – Niemniej jednak twoja Biała Róża Augusta długiemu zaciekawieniu przedmiotu nie może dostarczyć . Jak się widzi , że jest piękna i jak się wie , że ma milion posagu , nic już więcej ani na jej obliczu dowidzieć , ani z jej ust dowiedzieć się niepodobna . Zna- łam ją bardzo młodą , ledwie dorastającą dziewczynką , zawsze taka biała i sucha , jak kreda . Wierz mi , najniepotrzebniej ukrytego znaczenia jej słów dochodzimy : jestem pewna , że je po swojemu przez sen wymówiła tylko . Gdyby jej guwernantki nie ręczyły , że ma wielkie do nauk zdolności , gdyby się zawsze gustownie a skromnie nie ubierała , gdyby właśnie milion koło niej nie leżał , to by ją dawno może za chorobliwie niedołężną ogłosili . W dzisiejszym stanie rzeczy mówią tylko , że jest „ trochę apatyczna ” . – Pozwól mi jeszcze do końca mieć nadzieję . Zobaczysz Feluniu , jak starania dołożę , kto wie czy pod tą warstwą kredy ciekawych geologicznych nie odkryję osobliwości . – Mogę ci pracę ułatwić , jeżeli zechcesz : przejdźmy się po salonie , a mimochodem z całą rodziną pani Kajetanowej zabierzesz znajomość . – Za panią Kajetanową najpokorniej dziękuję ; strasznie przyciskające do ziemi robi na mnie wrażenie . – A syn , pan Dionizy ? – Dotychczas widziała m tylko jego krótko ostrzyżoną głowę . – Widziała ś ? no proszę ! Co to złośliwej niesprawiedliwości w tym świecie . Są ludzie , którzy ręczą , że pan Dionizy jest zupełnie do swego francuskiego patrona podobny . – Co ma znaczyć niby , że mu głowy brakuje ? – Tak powiadają ; lecz przyjrzyjże mu się prędko , właśnie koło nas idzie , ot ten wysoki . Przyjrzała m się prędko ; „ ten wysoki ” miał twarz szarawo - bladą , jak zakurzona bibuła angielska , czoło płaskie i czworokątne podłużne jak bilet wizytowy , oczki jak dwa pikowe asy , nos jak impertynencja , usta jak grubiaństwo , brodę jak zaczepka . – Ludzie mają słuszność – rzekła m po schwyceniu dokładniejszego rysopisu – pan Dionizy nie musi „ mieć ” swojej głowy , tylko ją na karku „ niesie ” , tak jak według legendy jego patron niósł pod pachą – mała różnica umieszczenia . . . a potem świętości ; zresztą podobieństwo niezaprzeczone . – Daruj mi na własność to spostrzeżenie , Kazieczko , zaraz pójdę się z niego przed moim mężem pochwalić . – Bierz , bierz , Feluniu , twojać to własność , bo z natchnienia twego wzięta ; zło niech się łączy ze złotem , śmieszność niech się łączy z wyśmianiem ; dla Kazimiery Białej Róży dosyć . – Zostawiam ci ją tedy w całej świeżości marzeń porankowych , ani jednej kropli rosy nie otrząsnę . Szczęśliwych spostrzeżeń życzę – do widzenia ! – I odbiegła moja Wila , a mnie na koniec przypadek lepiej posłużył , niż wszystkie poprzednie zabiegi . Gdy znów się walce zaczęły , jeden z tancerzy złożył mię na wpół odurzoną jeszcze na ustronnej koło ściany ławeczce . Patrzę , aż tu po chwili w tym samym miejscu Biała Róża się zatrzymuje . Nie tracąc czasu , witam ją półuśmiechem , przesuwam się troszeczkę i ręką znać daję , że ławeczka nas obie pomieścić może . Biała Róża po królewsku mi skinęła za tę grzeczność , siadła , lecz wzajemnym uśmiechem uśmiechu mego nie spłaciła . Ta drobniutka okoliczność wnet jakby lodem ścięła wszystkie przychylne jej nadzieje ; gotowe do rozmowy usta mimowolnie milczeniem się zwarły – postanowiła m czekać pierwszego jej słowa , a tymczasem pięknej twarzy , jak pięknemu sztychowi , zaczęła m się uważnie i bystro przypatrywać . Pod moim wzrokiem twarz się znowu ku wachlarzowi i kwiatom bukietu schyliła , lecz w pół minuty może wzniosła się , niby naciągnięciem ukrytej sprężynki poruszona ; zdawało mi się , że tylko nieco bielsza i dumniejsza , niż pierwej . – Słyszała m – odezwała się nagle prędkim , jak przy wydaniu pamięciowej lekcji głosem – słyszała m , że się pani bardzo wielu poważnym naukom oddaje . – Co pani przez poważne nauki rozumie ? – wesoło ją zagadnęła m , a przecież niewinne moje zapytanie kilka sekund namysłu ją kosztowało . – Medycynę , prawo , matematykę , chemię , języki starożytne – odrzekła już swoim zwyczajnym tonem wolnym , wyraźnym , ale martwym , jakoby w sen najtwardszy zamagnetyzowanej jasnowidzącej . Mnie na taką nomenklaturę poważnych nauk , którym podobno bardzo wiele oddawać się miała m , szalona chętka śmiechu ogarnęła ; pokryła m ją wszakże , aby moja Biała Róża , według przestrogi Feluni , suchą kredą mi nie skamieniała . – Jakież to są nauki niepoważne ? – ośmieliła m się dalej badać . – Zapewne te , których kobietom mniej skąpią : historia , literatura , język francuski , niemiecki , angielski , włoski . – Wszystko to wyliczone zostało z nieposzlakowaną prostotą , tylko początek okresu dał mi trochę do myślenia . Kreda się kruszyć , Biała Róża rozwijać zaczyna , rzekła m sobie w duchu : – botanika nad geologią górę bierze , dobra nadzieja ! Więc też z nieobłudną na ten raz odpowiedziała m szczerością : – Jeśli historia i literatura do niepoważnych nauk się liczą , to wyznam pani pokornie , że się właśnie najwięcej niepoważnymi zajmuję naukami . – Mnie jednak wiele osób mówiło , że pani bardzo uczona . – Bo wiele osób lubi bajki powtarzać ; ja także nie o jednej słyszała m , że dobra jak anioł , a zła była jak nieszczęście , lub znów utrzymywano , że ograniczona jak gąska , a właśnie dowcipną była jak czeczotka . Biała Róża wzrok swój wlepiła w moje oczy , ale wzrok dziwny , bez stanowczego spojrzenia , ani gniewny , ani pytający ; bogaty światłem odbitych z kandelabrów promieni – i nic więcej . Można sobie wyobrazić moje zdziwienie , gdy po tym wzroku spokojnym rzucono mi krótkimi słowami , które w mej uzasadnionej podejrzliwości jako zaczepną strzałę wziąć mogła m : – Jednak pani ma dużo odwagi ! – Dużo odwagi ? pomyślała m , lekko owym pociskiem draśnięta . Mam dużo odwagi , że z milionową dziedziczką rozmawiam ; tak , prawda , dużo odwagi , a nie pozwalam żartować z siebie . . . to istotne bohaterstwo . W tej chwili już nie wątpiła m o szyderczym kierunku ciągnionego ze mnie śledztwa , wezwała m ducha Feluni na ratunek i stanęła m odpornie do walki . – Z czegóż pani o mojej odwadze wnioskuje ? Czy z tego , że się „ uczę ? ” czy z tego , że mię ludzie obmawiają . – Z tego , że chociaż obmawiają , pani się uczy . – Alboż jedno drugiemu co przeszkadza ? Gdyby przyszli obmawiać do mego pokoiku , jest podobieństwo , że nie mogła by m zebrać potrzebnej uwagi ; lecz kiedy ich nie słyszę , to mi nie zawadzają bynajmniej . – I pani się nie lęka śmieszności ? – Śmieszności się lękać ? dopieroż by m ja sobie niepotrzebną pracę zadała ! Wszystko jest , lub raczej wszystko nadzwyczaj śmiesznym być może – jak co i dla kogo ; jedni się śmieją z ubóstwa , z pracy , z nauki , z religii nawet ; drudzy się śmieją z próżności , z pychy , z lenistwa , z braku serca i wyższych dążności . To od gustu zależy ; ja właśnie urodziła m się z gustem drugich , nie pierwszych . – Pani bardzo szczęśliwa ! . . . Nim zdążyła m cośkolwiek odpowiedzieć , już jeden z dygnitarzy salonowego pokolenia stał przed Białą Różą i utyskując na jej głębokie schronienie , do tańca ją zapraszał . – Pani tu chyba przed natrętnymi ukryć się chciała – mówił . Biała Róża poruszyła wargami , jakoby na odpowiedź , lecz ta na tym poruszeniu się skończyła . Grzeczny elegant wyciągnął rękę ; piękna dziedziczka wstała natychmiast i tylko odchodząc , powlokła za mną jakimś długim spojrzeniem , pełnym znowu trudnych do odgadnienia tajemnic . Szkoda ! już we mnie chęć odgadywania przystygła . Nie podzielała m zdania Feluni , że to jest chorobliwie niedołężne usposobienie , lecz zdawało mi się , że hardość miliona , sarkazm zepsutej pochlebstwami dziewczyny najwyraźniej w nim rozpoznaję . Taki gatunek gruntu i plonu nie nęcił mię wcale , wyrzekła m się więc dalszych poszukiwań . Uwagę moją zwróciła wtedy jedna z najmłodszych na balu panienek , prześliczna , swobodna , wesoła , używająca zabawy całą duszą i wszystkimi , rzec by można , porami ; tak się oddała chwili obecnej , tak spromieniła w niej myśli , uczucia , władze , siły , zdolności , wrażenia , jak gdyby z blaskiem żyrandolów jej życie się zaczęło i razem z ich świeczką ostatnią zgasnąć miało niepowrotnie . Dziwna to rzecz wszelako ! niech tylko o cokolwiek dbać przestaniemy , wnet samo przez się drogę nam zabiega . Czy pan tego nie doświadczał , panie Tomaszu ? bo ja , to zawsze prawie najpiękniejszą lalkę dostała m , kiedy mi się już o wieczorkach tańcujących marzyło . Wzięto mię na wieczór tańcujący , kiedy już wolała m z książką sama w kącie siedzieć ; otworzono przede mną całą bibliotekę domową , kiedy już więcej do pióra i do żywych zdarzeń się garnęła m ; pewna jestem , że przyjdzie chwila , w której jeszcze do Egiptu pojadę , w której spotkam . . . Ale na co z takich szaleństw się spowiadać ; w sumie ogólnej mają znaczyć , że ile razy pragnę czego , to pragnę długo nadaremnie ; że gdy się znudzę , gdy w obojętność wpadnę , rzecz pragniona tuż obok mnie się znajdzie ; ma się rozumieć nie w porę , więc i nie „ taka ” niby , choć „ ta ” , jakiej pragnęła m . Z Białą Różą zupełnie podobne przebyła m koleje : póki za nią goniła m upornie , ciągle stawała daleko ; jak tylko przestała m się nią zajmować , chwil kilka nie ubiegło , a siedziała w pobliżu przy marmurowej kolumnie i nawet zdało mi się , że na mnie spoglądała . Było koło niej miejsce wolne do zajęcia . Nie poszła m jednak . Wtedy Biała Róża skinęła wachlarzem , jakoby kogoś wezwać do siebie chciała – dopiero owo poruszenie Białej Róży rozciekawiło mnie znowu . Kto był wezwanym ? czy ja ? – nie – wezwanym był tylko pan Dionizy . Trudno z pana Dionizego wnioski jakie wysnuwać , ale słuchajmy , może siostra się z nim podzieli żarcikiem , zwierzeniem , ostrym słówkiem w bawełnę nieobwiniętym ; zawrzeć warto portrecik piękności dokładniejszymi zarysami odznaczyć sobie w pamięci . Biała Róża nader zwyczajną prośbą swego brata obdarzyła : – Proszę cię , Dioni , wystaraj mi się porcji lodów , bo okropnie gorąco . Tak obojętne wyrazy nie mogły zaiste ani cieniem , ani światłem mocniejszym podobieństwa miniatury uzupełnić ; dla mnie przecież miały one swoją wartość ; dowiedziała m się , że Białej Róży gorąco ! A siedziała tak marmurowo zimna i blada , jak kiedy wchodziła do salonu . Pan Dionizy tymczasem leniwie się dokoła obejrzał , czy gdzie lodów nie roznoszą , lecz że nie roznosili , poszedł wprost do jednego z młodych ludzi , co się między tancerkami niby motyle wśród ogrodu uwijali , i półgłosem , który jednak z daleka dosłyszeć mogła m : – Mój kochany Morysiu – rzekł niedbale – wystaraj no się lodów dla Augusty , bo mnie prosiła , a właśnie czasu nie mam . Moryś poleciał jak ptaszek , pan Dionizy zaś przesunął się , jak cień zachodnim słońcem rzucony , do drugich salonów , gdzie podobno w karty grano . Za króciutką chwilę posłaniec wrócił z lodami . – Ach ! dziękuję ci , Morysiu ! – przemawiała do niego Biała Róża i zaczynała jeść wolno , uważnie jak na dobrze wychowaną przystało . – Kto jest ów Moryś ? – myślę sobie tymczasem ; pan Dionizy posługuje się nim bez ceremonii . Biała Róża mówi mu poufale „ Morysiu ” , a przecież nie lokaj , tańczy razem z innymi gośćmi – pewnie kuzynek bliski . . . Otworzyły się więc nowych zupełnie domysłów przestrzenie . Moryś był bardzo ładny chłopczyna , zdawał się nawet dużo młodszym od Białej Róży , tak jego twarzyczka okrągła , jego rumieńce świeże , jego nosek zadarty i czarne oczki , swobodnie patrzące , obok jej rysów poważnych dziecinny prawie nadawały mu wyraz . Gdyby go można było ubrać w niebieskie atłasy , dać mu kapelusz okrągły z piórami na głowę i płaszczyk przez ramię mu zwiesić , ślicznie by rolę pazia odegrał , stojąc właśnie jako stał w milczeniu przed swoją dumną księżniczką . Na koniec lody zniknęły , Biała Róża - Augusta wspaniale kryształową miseczkę złożyła w ręce swego dworzanina , a ten ją , niewiele myśląc , na najbliższej kolumnie marmurowej postawił . – Postaw na oknie – odezwała się szlachetna pani – tutaj bardzo łatwo ktokolwiek stłuc może . O , co za promień światła w ciemnicy moich domysłów ! Śnieżysta kwiatów królowa zajmuje się losem jednej biednej miseczki , przewiduje mogące nastąpić wypadki , chroni ją przed zniszczeniem , a to z taką przytomnością umysłu , z taką wprawą machinalną , że już nie wątpię , już wiem o niej ! Biała Róża jest niezawodnie dobrą , porządną , staranną i oszczędną gospodynią – alboż to milionerki takimi nie bywają ? Zdarza się przecież niemilionerkom , nie krociówkom nawet , że są rozrzutne i niedbałe ; dla zrównoważenia zapewne rodzi się trochę bogaczów skąpych lub gospodarnych , zabieżnych , przemyślnych . – A teraz , Morysiu – rzekła znowu , gdy Moryś rozkazu dopełnił – przetańczmy walca , bo mi się trochę zimno zrobiło . Roztropność wzorowa ! Zawsze słyszała m , że najlepiej iść w taniec po nagłym oziębieniu żołądka . Biała Róża trzyma się tego higienicznego przepisu ; zachowawcza troskliwość stanowi tło jej moralnego usposobienia ; od cudzej miseczki , do własnego zdrowia , ona wszystkim się opiekuje , wszystko w pożądanej całości utrzymać pragnie . Z tych dwóch uderzeń jej spokojnego pulsu logiczne wyprowadziła m następstwa – wnioski moje ogar nęły każdy możliwy zwrot podobnego charakteru . Stopień religijnego ogrzania , lub niedogrzania raczej ; uszanowanie dla for- my , nieufność względem uczucia , szyderstwo salonowe dla wszelkiej niezwykłości ; bojaźń wyższego , nałóg miernoty , zalet mnóstwo – cnoty ani jednej . Cały ten portret od stóp do głowy jak najdobitniej odrysował się w mojej wyobraźni i była m pewna , że już niczego więcej o Białej Róży się nie dowiem . – A cóż , Kaziu , czy ci się powiodły twoje studia geologiczne ? – mówiła do mnie Felunia , gdy śmy w jej powozie do domu na koniec wracały . – Powiodły , zadziwiająco powiodły ! – odrzekła m jej na to . – Uzbierała m pełno ciekawych szczegółów o Białej Róży - Auguście . – Ej , żartujesz ! – Nie żartuję ; dowiedziała m się najpierw , że to będzie przykładna pani domu . Szczęśliwy , kto ją z tytuł em małżonki pod dach swój wprowadzi i kto jej klucze od wszystkich szafek gospodarskich powierzy . – Skądże ci przyszedł ten panegiryk do głowy ? Opowiedziała m Feluni historię uratowanej od stłuczenia miseczki – aż w ręce klasnęła z radości . Tutaj wszakże muszę zrobić maleńką , li panu Tomaszowi poświęconą uwagę . Jest wielkie prawdopodobieństwo , że się pan zgorszy tymi żartami i weźmie je za jakieś lekceważenie gospodarskich w kobiecie przymiotów . Literatkę , a do tego półautorkę , najłatwiej o grzech równie śmieszny posądzić . Lecz niech się pan nie lęka , pana korespondentka nigdy takiej niedorzeczności nie popełniła . Czyste mam sumienie pod tym względem : nie przypominam sobie nawet , aby żartów moich pustota sięgnęła kiedykolwiek poza granicę zdrożnych drobnostek , lub żeby śmiała dotknąć tego , co jest rzeczywiście użyteczne , piękne , dobre . Nie , panie Tomaszu – ja bardzo , bardzo szanuję ciche domowe zajęcia każdej gospodyni ; wiem nawet , że od nich całe ułatwienie moralnego życia zawisło ; wiem , że w nich najlepszą próbę złotniczą moralnej osobistej wartości złożyć można ; ale wiem nawzajem , co to jest za różnica między rodzinami kobiet gospodarujących dla spełnienia wyższych , chrześcijańskich obowiązków , a rodzinami kobiet speł niających wszystkie swe obowiązki . . . dla gospodarstwa . Co powiedziawszy wyraźnie a krótko – wracam do ciągu powieści . Felunia z wielką niecierpliwością mię pytała : – I cóż dalej , Kaziu ? – Dalej odkryła m , że to jest osoba rozsądna , umiarkowana , która pewnie długo w czerstwym zdrowiu żyć będzie . – A ta wróżba wywnioskowana ? . . . Opowiedziała m historię odtańczonej porcji lodów ; Felunia chichotała się , jak pensjonarka w godzinach rekreacji sobotniej . – Dowiedziała m się jeszcze – ciągnęła m dalej poważnie – dowiedziała m się , że ma wyobraźnię spokojną , serce wolne , a wybór niezdecydowany dotychczas – i na poparcie mego zdania opowiedziała m historię wszystkich przemienianych z równą obojętnością tancerzy , nawet bezbarwne , ładnemu kuzynkowi rzucone słowa . – Moryś nie jest jej kuzynkiem – objaśniła mię Felunia – to jakiś wychowaniec pana Kajetana ; od dzieciństwa w tym domu go trzymają , niby na równi z Dionizym i Augustą , lecz rzeczywiście dlatego , że pani Kajetanowej na świadectwo szlachetnych uczuć staje . Pan Dionizy się nim bawi , panna Augusta się nim posługuje , a mówi mu „ ty ” , gdyż jest od niej parę lat młodszy , i weszło w zwyczaj domowy , by się z nim , jak z chłopcem niedorostkiem obchodzić . Rozumiem już całą sprawę tak jasno , jak gdyby m przez dwadzieścia lat żyła wśród tej potrójnie milionowej rodziny . Lecz nie dość wszystkich wyliczonych ci spostrzeżeń – dowiedziała m się jeszcze pierwej najważniejszej , najosobliwszej ciekawości . – Mówże prędko , bo i mnie zaciekawiasz ! – wołała Felunia . – Miej się na ostrożności z Białą Różą , Feluniu ; ja ci powiadam , że ten niewinny kwiatek , to ziółko . – Ziółko ? co tobie , Kazimiero ? chyba pektoralne . – Oj nie pektoralne ; znam to ziółko , że pokrzywa – i opowiedziała m historię moją własną , jak mię na egzamin wzięła , którymi się naukami zajmuję ; jak chytrze wydziwiała mojej odwadze , że się nie lękam śmieszności z tego powodu , jak wreszcie opuściła mię na tym ironicznym wykrzyknieniu : „ Pani jest bardzo szczęśliwą ! ” Po przesłuchaniu tych dowodów , Felunia sama nie wiedziała , czy śmiać się , czy zdumiewać . – Ale bo ty musiała ś coś dodać , a coś ująć , tu podnieść , tam zniżyć . Nigdy nie uwierzę , by panna Augusta , owa mistrzyni oklepanych frazesów , owa sadzawka przepełniona wiadomymi całemu światu prawdeczkami , zdobyła się na tak wielką ekscentryczność i tak złośliwy dowcip . – Przypomnij sobie tylko , co jeszcze pierwej do mnie o tańcu mówiła ; jedno z drugim się trzyma . – O tańcu nic tak osobliwego nie powiedziała przecież . – Jak to ? a jej dubeltowe : „ więc pani tańczy ” – „ więc pani lubi tańczyć ? ” – i na domiar oświadczenie , że przyjemniej by jej było , gdyby m nie tańczyła wcale ? – Ja ci powiadam , Kazimiero , to wszystko nic nie znaczy jeszcze . Przyznaj sama , wszak nie tylko Biała Róża „ tak mocno się dziwowała , żeś ty chętnie tańcowała ” . – At , prawda – rzekła m po chwili namysłu – i ten pan , co w niebieskich okularach , i prawie każdy mój tancerz przy początku rozmowy . Może to zwyczaj taki , może tegoroczna moda ? Felunia odpowiedzieć mi nie mogła , bo się aż zanosiła od śmiechu . – Biedna dziewczyno ! – zawołała na koniec , gdy ją paroksyzm ominął – więc nie domyślasz się nawet , dlaczego wszyscy jedno i to samo powtarzali pytanie ? Nie domyślasz się , dlaczego pierwszy kontredans cię chybił ? nie domyślasz , skąd podziwienie twojej Białej Róży wypłynęło ? A ty sama , proszę cię , jakiego wrażenia by ś doświadczyła , gdyby nas pergaminowy pan R*** do mazurka stanął w parze i zaczął dziarsko hołubce wywijać ? Pan R*** był najuczeńszym i najpoważniejszym z całej zasuwałkowskiej okolicy człowiekiem . Szczególniej słynął , jako hellenista zagorzały . Ojciec nasz mówił o nim , że nie tylko wie , co Homer śpiewał , ale to nawet , co Homer myślał sobie , śpiewając Iliadę , Odyseję itd . Przypuszczenie Feluni bardzo mi się zabawnym wydało , mimowolnie się rozśmiała m także , ale broniąc praw ogółu : – Gdyby m nawet pana R . w mazurku zobaczyła – rzekła m po chwili – to by m sobie przypomniała , że i król Dawid przed arką raz tańczył . Jednakże nie mąć mi w głowie , co za stosunek między mną a szanownym filologiem z jednej , między mną a balowymi gośćmi z drugiej strony być może ? – No , to chyba muszę ci wytłumaczyć , lecz daj mi słowo , że się nie rozgniewasz . – Felunia prośbę swoją tak szczerym i przyjacielskim tonem wyraziła , iż się zaczęła m jakiego napomnienia , jakiejś uwagi względem towarzyskich „ konwenansów ” spodziewać . Nieświadomie mogła m przekroczyć wiele bardzo zakazowych lub nakazowych linijek ; żeby więc ośmielić młodą i niezwyczajną tego rzemiosła nauczycielkę , wesoło ją do udzielenia mi przestrogi zachęciła m . – Daję ci słowo , Feluniu , gniewać się na ciebie nie będę , choćby ś mi najostrzejszą i najkwaśniejszą prawdę powiedziała . – Pamiętaj , pamiętaj , Kaziu ; powiem ci zupełną prawdę o wszystkim , jak było . Oto na kilka dni przed balem zwierzyła m się pani Michalinie – ma się rozumieć , wyszło to na jedno jak gdyby m ogłosiła w pismach publicznych . Pani Michalina żyje ze wszystkimi koteriami , które się na dzisiejszym balu potrącały . Widuje księżnę*** , kocha się serdecznie z radczynią* , a ten pan w niebieskich okularach , to jej przyjaciel od serca . – Mniejsza o przyjaciół pani Michaliny ; powiedz mi prędko z czego jej się zwierzyła ś ? – Z tego , że ty , Kazimiero , po grecku doskonale umiesz . – Och ! niegodziwa ! – Dała ś słowo , że się gniewać nie będziesz ; ja przecież powiedziała m , żeś ty i w łacinie biegła , lecz że masz jakąś słabość do greczyzny , że to twoje upodobanie najmilsze , twoja namiętność . – Feluniu ! i nie zastanowiła ś się nawet , jak taka plotka w opinii świata na wieki zgubić mnie mogła ? – Ba ! uprzedziła m panią Michalinę , że jesteś skromna jak fiołek i że tego , co umiesz , wcale po tobie nie znać . – Teraz już wszystko rozumiem ; już się nawet zarzutom i kolcom Białej Róży nie dziwię ; owszem , zdumiewam się nad pobłażliwością tych panów , że mię do tańca brać chcieli . – Każdego pierwej mój mąż zapewnił , iż go na egzamin z języków starożytnych nie weźmiesz , bo nowożytnych , nie wyłączając polszczyzny , z równą wprawą używasz . Co zaś do Białej Róży , to inna rzecz znowu ; nie dziwiła by m się , gdyby panna Augusta poprzestała na szczerym , naiwnym zadziwieniu , lecz te dowcipy , o które ją skarżysz . . . – Pokazuje się , że daleko słuszniej zrobisz , pusta Wilo , jak przed panią Michaliną Białą Różę za dowcipną i złośliwą , a mnie za „ sawantkę ” ogłosisz . – Przedziwny pomysł ! Niechże cię , Kaziu , uściskam ! Wszakże to pono drugi dar twój w ciągu tej jednej nocy karnawałowej . – Bo salony jak trebhauzy przyśpieszają bujność wzrostu zagranicznym roślinom , a moje dary egzotyczne rośliny nie ze mnie wzięte , nie zza Suwałk przywiezione . W tej chwili powóz przed bramą stanął , gawędka się przerwała . Nazajutrz pani Felicja , każdemu co ją przyszedł odwiedzić , nie skąpiła szczegółów mojego starcia ze złośliwą panną Augustą*** . Niby to we wszystkim trzymała się dość sumiennie historycznej prawdy , a jednakże koło wieczora niektóre pojedyncze wyrażenia rozrosły się , jak ciasto na dobrych , świeżych drożdżach . – „ Więc pani tańczy ” . – „ Pani ma dużo odwagi ” – nieznacznie się podniosło do : „ Pani jest bardzo zuchwała ” – i tak szło dalej crescendo , aż w kilka dni potem przynoszono zupełnie pierwej nieznane dodatki : piękną mowę panny Augusty o przeznaczeniu kobiety , rozsądne jej napomnienia o śmieszności obranego przeze mnie zawodu , moralne porównanie pięknie haftowanego kołnierzyka z Iliadą Homerową ; na koniec i to groźne proroctwo , że męża nie dostanę , bo każdy z tych panów woli w domowym pożyciu smaczny garnuszek śmietanki , niż najdowcipniejszą , najwięcej uczoną o Sofoklesie rozprawę . My z Felunią za każdym nowym odrostkiem posianego ziarneczka tysiące zbierały śmy pociech ; wprawdzie ostatni szczypiorek zatrwożył trochę moją Wilę swobodną . – A gdyby ś rzeczywiście za mąż nie poszła , Kaziu ? – rzekła raz do mnie z uroczystym rozżaleniem – gdyby ci tak przyszło na koszu osiąść , jak w czasie pierwszego kontredansa ? i to z mojej winy . . . nie , ja by m umrzeć nie mogła spokojnie ! Natychmiast każę zaprząc , pojadę do pani Michaliny , choćby do samej pani Kajetanowej , i w sekrecie im powiem , że nawet czytać nie umiesz . – Bądź spokojna – miarkowała m ją w pokutnych zapędach – bądź spokojna , Feluniu , przecież tak złego o rodzie męskim nie miej wyobrażenia ; znajdzie się chociaż jeden nie łakomy , nie gastronom , nie smakosz , jeden , co aby na równi będzie cenił śmietankę z Sofoklesem – ten jeden mnie się dostanie . Felunia z niedowierzaniem główką trochę pokręciła ; na koniec wzięła arkusz białego papieru , alfabetycznym porządkiem jak w dykcjonarzu spisała nazwiska wszystkich swoich i moich znajomych , roztrząsając pilnie , czy o którym nadzieję mieć będzie można . – Pan A . – zawołała m z triumfem , przy pierwszym odczycie listy – w pewnym już wieku kawaler , trochę rumianej cery ; lecz właśnie wiem o nim , że wcale mleka nie lubi . – Czy jesteś pewną , że lubi Sofoklesa chociaż w tłumaczeniu ? Ja myślę , że nade wszystko talerz dobrego rosołu i lampeczkę starego węgrzyna przekłada . – Pan B . , moja Feluniu , cóż on woli od Sofoklesa ? – Woli podobno dzieło z francuskich kart malowanych . – A pan C . ? – Woli to , co usłyszy , niż to , co przeczyta . – Pan D . ? – Woli samego siebie . I tak przebiegły śmy regestr od A . aż do Z . wszystkich młodzieńców na wydaniu ; prawda , że między nimi żaden się dość pewny entuzjasta Sofoklesa nie znalazł ; lecz za to przy nazwisku każdego tyle się wesołych znalazło szczegółów , że zachmurzona Felunia znów „ pogodą ” zabłysnęła . Dopiero w tydzień może prawdziwe dotknęło ją zmartwienie . Jakaś krewna , niedaleko od Warszawy mieszkająca , listownie przez pocztę zgłosiła się do niej , zapytując : „ Czy istotnie ona to wprowadziła na bal do X** pewną pannę Kazimierę , z obciętymi włosami po grecku , trochę nawet anakreontycznie ubraną ? ” Felunia loki sobie potargała z rozpaczy ; toć własnym gustem przewodniczyła wyborowi mej sukni , własną ręką zaplatała mój warkocz i przypięła girlandkę . . . oczywiście jad cały prowincjonalnej potwarzy w jej serce wsiąkał , nie w moje . Szczerze między nami mówiąc , panie Tomaszu , należała jej się ta kara za przedbalową lekkomyślność . Skąd jej przyszedł taki koncept , żeby mnie , jako umiejącą po grecku , przed panią Michaliną chwalić ! . . . Dzięki Bogu jednak , w otchłaniach niepamięci toną ludzkie troski , grzechy , zmartwienia , i potwarze nawet ; ja zapomniała m o balu , balownicy o mnie zapomnieli ; krewna spod Warszawy drugiego listu nie napisała ; Felunia uspokoiła się zupełnie – a więc koniec powieści . Nie , to ledwie początek bardzo zajmującego w życiu moim ustępu . Kiedy się tego najmniej spodziewała m , przyniesiono mi z poczty dużą kopertę , w kopercie kilkanaście drobno zapisanych półarkusików ; na ostatnim pod- pis . . . niechże pan zgadnie – może Augusta ? . . . jeśli panu to imię na myśl przyszło , więc i literaci mylą się czasem i członkowie redakcji nie zawsze , nie wszystko zgadują – na ostatnim był podpis – Biała Róża . Wierną kopię oryginału załączam : Już dawno wiem , jak pani sobie niekorzystnie wytłumaczyła ś każde słowo , które do niej na owym balu u państwa X** powiedziała m . Usłużna gadatliwość nie oszczędziła mi ani jednego żarciku pani Felicji , ani jednego spostrzeżenia dowcipnie przez pannę Kazimierę pochwyconego ; wszystko mi przyniesiono tak świeże , ciepłe , ba , tak gorące , jak gdyby prosto spod pary ich ust , spod fajerwerku ich myśli wzięte . Może cośkolwiek dołożono , lub przypieczono w drodze – za to nie ręczę – ale choćby przez połowę rozdzielić , i tak już dosyć na ukaranie winnej , na zasmucenie niewinnej zostało , a jest winna i niewinna . Wkrótce to pani objaśnię ; lecz się muszę pierw z balowego rachunku uiścić . Na parę tygodni przedtem , w domu wspólnie znajomej nam osoby , zastała m raz panią Felicję , sławną turkusową szpileczkę , sławną kolekcjonistkę towarzyskich śmiesznostek , różdżkę nieubłaganą na wszystkie ludzkie przywary . Znała m ją od bardzo dawnego czasu , lękała m się jej gorzej niż zwierciadła , co by mi podobieństwo moich rysów albo w zbyt podłużnej , albo w zbyt szerokiej karykaturze odbijało . Widziała m ją zawsze wesołą , uśmiechniętą , swawolną jak dziecię i złośliwą jak dziecię także , jak dziecię , co rzutu kamyczków wymiarkować nie umie , a złych skutków uderzenia nie przypuszcza nawet . Tego dnia pani Felicja była wzruszona , odpowiadała z zapał em , chwaliła z uniesieniem – zdawać się mogło , że to inna kobieta , że głos inny , pojęcie inne , serce nade wszystko inne . Zdumiona sama w sobie , tym baczniej przysłuchiwała m się każdemu jej słowu . Pani Felicja o pannie Kazimierze mówiła . Pierwszy raz wtedy dowiedziała m się „ autentycznie ” , że na ziemi naszej są prześliczne , jak na Wschodnim Oceanie wysepki , są małe edeny rodzinne , niedostępne powodziom przesądów , zbytków , próżnostek światowych , jasne myślą i uczuciem , bogate pracą i cnotą . Zapoznała m się z ojcem pani , tym uczonym badaczem dziejów ludzkości i natury zjawisk ; zapoznała m się z matką pani , ową poważną , niby daleka przeszłość , matroną , a kochającą , łagodną , niby na pociechę teraźniejszości duszą . I ze stryjem Krzysztofem , cichym , pobożnym , wyrozumiałym dla wszystkich , surowym dla siebie tylko , poprzyjaźniła m się serdecznie – i z braćmi pani , szczególniej z panem Hieronimem , co tak dla swojej siostry poświęcony , to już na wieki dobre przymierze zawarła m – a z panią ? . . . z młodą osobą , co jest taka swobodna jak powietrze , czyste jak kryształ ; co jest odważna Kolumbową odwagą , bezpieczna religijnego serca bezpieczeństwem , co przeczytała wszystkie polskie , francuskie i angielskie książki ; zna Wergiliusza w oryginale , do Herodota i Tucydydesa tłumaczeń żadnych nie potrzebuje – co przy tym swoim ukochanym dogadzać umie , dzieci pieści , chorym służy , Bogu się modli , a panią Felicję w krytyce rozbraja . Ach ! z panią przecież osobiście zobaczyć się miała m ! Od tej chwili , jak ziemia na swojej osi , tak wszystkie moje myśli na tej jednej nadziei obracać się zaczęły . Kiedy wreszcie spełnioną została . . . Pani sama najlepiej sądzić może , czy jej spełnienie zupełnie do szkaradnego zawodu podobnym nie było – „ zawodem ” jednak nigdy tego nie nazwę . Pani mię nie zawiodła ś – o ile tylko zgiełk balowy dozwolił , o tyle dotrzymała ś wszystkich pani Felicji obietnic , ja natomiast samą siebie szkaradnie zawiodła m . Uzbierało mi się mnóstwo rzeczy do powiedzenia , a czuła m to , że czasu zbyt mało ; gdy otwierała m usta , każda sylaba moja miała wartość kilku przynajmniej niemieckiej miary okresów – teraz więc każdej osobny komentarz należy . Nim go udzielę , muszę jednak o najwierniejszą pamięć ze strony pani się dopomnieć . Ludzie tak mi już rozmaicie powtarzali moje własne słowa , że nie wiedziała by m sama czego się trzymać , gdyby m na pociechę i upokorzenie zarazem wszystkich , a wszystkich zbyt głęboko przechowanych w sumieniu moim nie dźwigała . Kiedy najpierw obok pani mię posadzono , rozmyślała m tak długo , od czego zacząć rozmowę , że aż mię pani uprzedziła w tym względzie . Już miała m usłyszeć jej zapytanie , gdy nagle stanął przede mną los zawistny w kształcie modnego panicza i tańczyć mi ze sobą kazał . Ani on się nie domyślał , ani zapewne pani odgadnąć tego nie mogła , jakie zbrodnicze pokusy w tej chwili mózg i serce mi przepełniły . Od kwasu pruskiego do Borgiów Aqua Tofana , od ziemi angielskiej do muchomorów , od proszku perskiego do miotły jednym rzutem wyobraźni uprzytomniła m sobie wszystkie sposoby , którymi kiedykolwiek ludzie uwalniali się od swoich nieprzyjaciół , od owadów szkodliwych , od pajęczyn i śmieci . Nic nie pomogło – trzeba było tańczyć , raz , drugi , trzeci , bo gdyby się kto spostrzegł , że wolę z panią rozmawiać , okrzyczał by mię za sawantkę , powiedział , że mam pretensję do rozumu , że udaję wzgardliwość dla wesołych i przyzwoitych rozrywek , że się czepiam uczonych kobiet , jak gdyby m sama uczonością popisywać się chciała . Powiedział by wszystko , co najokropniejszym dla mnie być może . Więc tańczyła m , tańczyła m , a ciągle rozważała m sobie w duszy , o czym to pani do mnie mówić chciała przed chwilą ? Kiedym na koniec wytańczyła sobie pożądane miejsce moje , pani zapytała mię tylko , czy ja się i w tańcu nie męczę ? Była m trochę upokorzona ; czuła m jednak , że mi się ta przymówka należy za moje milczenie poprzednie , a jeszcze bardziej za obejście mniej grzeczne , bo jużcić mogła m się była przez chwilkę zatrzymać , wysłuchać , co pani powie . Mój łaskawy tancerz postał by sobie ze dwie minuty i nie miał by prawa się skarżyć . Lecz jak to zwykle bywa , strach ma wielkie oczy , a mnie strach właśnie zdejmował , aby nikt niego nie podsłuchał , co pani do mnie mówić będzie ; głowa mi się nabiła , że jej pierwsze wyrazy staną w jakimś związku ze wszystkim , co ja właśnie powiedzieć pragnęła m . Wiele osób na takie samo złudzenie choruje . Jak zaczną o kim myśleć , jak zaczną długo w duszy z nim rozmawiać , tak na koniec są pew ni , że on musiał choć cząstkę tego dosłyszeć – ja więc uroiła m sobie , że i pani czym innym się nie zajmuje , tylko tym , czym ja się zajęła m , że inne względy nie przyjdą pod jej uwagę , tylko te , które ja sobie przez czas jakiś pierwej rozważała m . Gdy mi rzuciła ś najpospolitszym z karnawałowego świata zapytaniem , zmieszała m się okropnie , wstyd i żal mię ogarnął . Tak jest , śpieszyła m z usprawiedliwieniem : bardzo się męczę – przecież pani musisz to widzieć – jestem w rozpaczy za każdym kręgiem walca , za każdym chasez - croisé kontredansa . Nic nie mam do powiedzenia tym panom , oni także nic mi do posłuchania nie mówią . Nudzą mię , niecierpliwią , nerwy mi drażnią , życie mi kradną , z jedynych chwil przyjemnych tego wieczora mię obdzierają – bardzo się męczę ! Pani na to , jak doktór w klinice przy amputacji ręki lub nogi , spokojnie sobie zanotowała ś : że choć się męczę , to jednak „ nadzwyczaj wiele tańczę ” , odpowiednio niby tej powadze doktorskiej , że chociaż pacjent wiele krwi utraca , to mu jeszcze wiele siły do przetrzymania operacji zostaje . – Ja zwyczajnie nadzwyczaj wiele tańczę – rzekła m wtedy z użaleniem – hartownie boleść znoszę , bo do niej przywykła m ; co się pani nadzwyczajną nowością wydaje , to jest moją torturą codzienną ; z czym by ś pani godziny jednej wytrzymać nie mogła , z tym ja się wlokę przez wszystkie bale , spacery , wizyty , przez wszystkie moje prace i próżniactwa – wlokę z przymusem nieuchylonym , z niesmakiem , z oburzeniem , z ironią lub głupotą . Wszak prawda , że pani by ś z podobnym ciężarem nawet od drzwi do drzwi pokoju przejść nie chciała , a ja muszę dźwigać wszędzie moje brzemię i pierwszy raz dopiero na głośniejszą zbiera mi się skargę . Lecz pani tego wszystkiego nie dosłyszała , pani zrozumieć nie mogła , a tancerze nas rozłączyli . W czasie tego rozłączenia wymogła m na sobie stałe , stalsze niż kiedykolwiek w życiu przedsięwzięcie . Niech mury salonu popękają , niech kandelabry zgasną , niech się co chce zrobi , już pewnie drugiej sposobności nie opuszczę i kiedy przy pannie Kazimierze siądę , pierwsza z nią zacznę rozmowę . Wszakże dotrzymała m danego sobie słowa , zebrała m się na wypowiedzenie tego , co mi serce niby żelaznymi kleszczami ściskało . – „ Więc pani tańczy ! ” – rzekła m – a to znaczyło : Ja biedna jestem , muszę mamy słuchać , i kiedy na bal zaproszą , jechać koniecznie , jeśli mię głowa do ostateczności nie rozboli ; na balu muszę tańczyć , gdyż jeślibym komu odmówiła bez uzasadnionej balowo przyczyny , wprost dlatego , że on mi się nie podoba , lub , że mnie już taniec znudził , zaraz by powiedziano : a jaka dumna ! a jaka niegrzeczna ! a jak uchybiła panu Pawłowi , a cóż to lepszego pan Piotr , że z nim tańczyła mazura ? Pewnie się kocha w panu Gawle , kiedy aż dwa razy do walca jego rękę przyjęła . Powiedziano by co gorszego może i zatruło by to spokój nasz rodzinny . Matka by się rozchorowała , Dionizy musiał by kogo na pojedynek wyzywać , ja by m dobre imię i wszelką szczęścia nadzieję straciła . Tak by to ze mną się działo . Ale pani wśród innych stawiona warunków ; pani , co niczego nie żądasz od świata , boś już wszystko najlepsze od Pana Boga dostała ; pani , co i owszem światu przynosisz łaski , za które on się tobie wysługiwać i przymilać powinien – pani masz prawo zupełne być lub nie być na balu ; a gdy na balu jesteś , gdy się chcesz przyjrzeć temu wirowi próżni i hałasu , masz prawo nie tańczyć , jeśli tancerzy lub tańca nie lubisz . Skąd ma się rozumieć drugie powstało pytanie . Kiedy mi pani rzekła : „ och ! tańczę ! ” ja znowu zagadnęła m : „ więc pani lubi tańczyć ” , a według moich intencji to miało się wykładać : – Więc pani lubi gwar , szum , ruch , światła , muzykę – lubi pani to artystyczne odurzenie zmysłów , rozkołysanie fantazji , zagłuszenie myśli dręczących ? . . . Ja także w ten sposób lubię bardzo tańce i bale . . . A może który z tancerzy większe zrobił wrażenie ? może się pani spotkała z jakim ślicznym portretowym obliczem , z jaką muzeową postacią , z dźwiękiem głosu , który jej się podobał , z układem ruchów , który ją zachwycił ? Więc pani lubi dziś tańczyć , bo się nie lęka , żeby ją zaraz pomówiono o kokieterię , o jakieś małżeńskie zamiary , i zresztą nie lęka się tych zamiarów w swoim pięknym partnerze wzbudzić ; względy pani przyjęte zostały pod tą samą wagą , pod jaką pani z serca lub wyobraźni je wyda ; na żadnej szalce , pod żadnym okiem nie zaciężą miliony ! . . . Ten cały monolog wewnętrzny pani krótkim tylko odtrąciła potwierdzeniem : „ Bardzo lubię tańczyć ! ” Ha ! prawda – pomy ślała m sobie – taka młoda , powabna , szczęśliwa , czemuż by nie lubiła tańczyć , z całą swobodą właściwą jej wiekowi , z całą radością spokojnej duszy i wolnego serca ; tańczyć dla użycia i zabawy , nie dla artystycznych wrażeń i odurzenia . Szkoda jednak , że tak błogie usposobienie mojemu na ten raz usposobieniu zupełnie nie odpowiada . Kto wie , czy gdy jej wspomnę o moich nędzach jobowych , o nurach , wstrętach , zachceniach , kto wie , czy mię zrozumie ? A oprócz tego jak we dwie będziemy tańczyły , każda na swoją stronę , to możemy już nigdy przy sobie nie usiąść – i zawoła m – „ Szkoda ” a pani złośliwie wypaczyła to słówko i usprawiedliwiała się niby , że są inne , które niezgrabniej od niej tańczą . Dzięki Bogu ! ów jeden fałszywy wniosek przynajmniej na miejscu zaraz ubić podążyła m ; zdawało mi się , że długi odsyłacz nawet do poprzedniego wykrzyknika przydaję , bo powiedziała m jednym tchnieniem – ja by m wolała , żeby pani nie tańczyła wcale – to jest : wolała by m spotkać panią w chwili poważniejszej jej życia , rozmówić się z nią długo i szczerze , dowiedzieć od niej , jaki ma talizman na siłę bez walki , na uznanie bez potwarzy , na łaskę Bożą bez prawa światowego ? Wolała by m jeszcze , żeby pani ciągle w jednym miejscu siedziała , żeby jej się chciało zaczekać na mnie , bo ja muszę wstać , gdy smyczki znać dadzą , muszę odejść , gdy mię pierwszy lepszy z tych panów zawoła ; lecz pani tak by łatwo było przecież jeden kontredans lub walc poświęcić , darować mi choćby na jałmużnę to zaspokojenie , że kiedy wrócę , znów panią w dawnym miejscu zastanę . Jeśli słowa moje nie miały akcentu najserdeczniejszej prośby , to chyba nie moja wina . Zdawało mi się wtedy , że je wymówiła m zupełnie żebraczym tonem i że pani na ich znaczeniu oszukać się nie powinna ś . Taki wyskok odwagi uzuchwalił mię prawie : zwykle tego doświadczam , gdy już pierwszy krok śmiało postawię ; drugi i trzeci jeszcze prędzej , łatwiej mi idzie , aż wreszcie , jak gdyby m ze spadzistej góry norweskiej na łyżwach się spuszczała , jeśli o drąg w poprzek ciśnięty nie zahaczę , to pewnie sama się nie wstrzymam . Szczęściem czy nieszczęściem , w poprzek ścieżek mego życia tyle grubych belek leży ! . . . W ów pamiętny wieczór jednak kilka z nich bardzo zręcznie przeskoczyła m ; toteż zachciało się i więcej . Nie dość mi było gdziekolwiek znowu ujrzeć panią przy sobie ; już myślała m , jakby to na dłuższą gawędkę wygodne znaleźć miejsce , jak dla nas obydwóch pośród ciżby samotność wyszachrować . Gdyby m pani opowiedziała , ile kocich i lisich użyła m podstępów , ile strategicznych zwrotów i odwrotów wykonała m , żeby się dostać aż na tę ławeczkę daleką , na której pani usiadła ; gdyby m się przyznała do wszystkich intryg , kombinacji , przebiegów moich . . . ale nie chcę zbyt pochlebnego dać o sobie wyobrażenia i zbyt też nisko w opinii pani stanąć nie chcę ; gotowa by ś mię pani o geniusz Napoleoński , lub o dyplomatyczność Meternichowską posądzić ; wyrzekam się zaszczytu i upokorzenia ; wystarcza mi to wspomnienie , że zdobyła m sobie upatrzone miejsce , zdobyła m chwilę do pogadanki stosowniejszą . Trzeba się było śpieszyć z jej użyciem ; ja też bez ogródki , bez parafrazy , bez przedmowy żadnej w główny temat uderzyła m . Przede wszystkim o to mi chodziło , żeby smutne różnice naszego wzajemnego położenia stanowczym konturem oznaczyć . Biedna nietrafna ! zamiast siebie najpierw dać poznać , zaczęła m od tego , co mi już w pani było znanym ; niespodziewanie przez nią rzucone pytanie wysadziło mię trochę z kolei , drugostronnie jednak pomogło do szybszego biegu ; tak się zapędziła m , iż pomijając przygotowawcze objaśnienia , postronne szczegóły , oparła m się jednym rzutem o końcowy , najważniejszy dla mnie szczegół , o kwestię odwagi przeciw towarzyskiemu szyderstwu . – Ludzie żartują z kobiet uczonych , a jednak pani się uczy i wcale jakoś ludziom nie zawadza . Mnie , przy każdej chęci gruntowniejszego zgłębienia rozpierzchłych i bezwładnych wiadomostek , którymi nie wiedzieć po co karmiono mię w dzieciństwie , przy każdym dziele trochę poważniejszej treści , przy każdym nieomal kajecie z wypisami straszono zaraz parą granatowych pończoch , komedią Moliera i rutką , co ją będę do późnego wieku siała ; pani , przeciwnie , stanęła ś przy nauce , jak przy dziedzicznym prawie swoim – „ nie lękam się śmieszności ! ” Ach ! powiedz mi , jakim to cudem wyrobić w sobie można ; wskaż mi zaklęcie , powierz tajemnicę , która cię tak silną i swobodną wobec całego świata czyni ! Chcesz wstać , to wstajesz , chcesz się przejść , to bierzesz panią Felicję pod rękę i przechadzasz do woli , chcesz tańczyć , tańczysz ; nie chcesz tańczyć , odmawiasz ; podoba ci się czyja rozmowa , to ją przedłużasz na godziny , a nikt się nie dziwi ; podoba się jaki mężczyzna , to go raz i drugi w mazurze wybierasz , a nikt stąd żadnych wniosków nie ciągnie ; przypatrujesz się pięknemu obrazowi , lub rzeźbie znakomitej , nigdy sobie zegarkiem czasu nie mierzysz , wolno ci patrzeć „ za długo ” , wolno o całym gronie współpatrzących zapomnieć , słuchasz muzyki , nie potrzebujesz czuwać nad sobą , żeby cię mimowolne wrażenie z granic otaczającego świata nie uniosło ; jestem pewna , że płaczesz , śmiejesz się , w ręce klaszczesz według pobieżnej chwili natchnienia . Powiedz , ach ! powiedz mi , pani , jakim sposobem nie dbasz o to , że na ciebie cudze oczy są zwrócone , że mogą cię nie rozumieć , oczernić , wyśmiać – powiedz mi pani ! I pani mi powiedziała – od razu wszystko sobie wytłumaczyła m . – Cudem , odwagą , zaklęciem , tajemnicą , sposobem jest to po prostu , że się pani „ taką urodziła ” . Może inną myśl prócz tego owinęła ś w swoje wyrazy , lecz ja tej jednej dosłyszała m : „ Pani się taką urodziła ” – bez łańcuchów na nogach , bez taczki milionami wyładowanej ! – Pani bardzo szczęśliwa ! – zawołała m wtedy – i zdawało mi się , że mię zrozumiesz , a zrozumiesz tym łatwiej , gdy jako dopełnienie słów moich ukazał się nowy tancerz , bez litości nas rozłączający . Och ! bo ja , to wcale szczęśliwą nie jestem ! Grzeczność obłudna , lub czujna zawiść ścigają mię wszędzie , wyszukują , choćbym się przed nimi pod ziemię schowała . Gdzie wstąpię , zawsze ktoś patrzy , co przemówię , zawsze ktoś powtórzyć i przekręcić gotowy ; ani pochwały , ani nagany nie przebaczają mi nigdy ; muszę pilnować moich wrażeń , muszę całe życie moje rozdzielać na to „ co wypada i na to co nie wypada ” . Taką się urodziła m , taką matka być mi kazała , taką Pan Bóg mię stworzył . Według mego przekonania , smutna sprzeczność naszych losów zbyt wyraźnie na jaw biła , żeby ś jej pani , zwłaszcza w tym zdarzeniu , jednym rzutem oka nie objęła . Poszła m więc tańczyć , nie udało mi się powtórnej zabezpieczyć sobie rozmowy , ale pewność już miała m zupełną , że byle trochę dobrej chęci ze strony pani , z mojej zaś byle dużo usiłowań i zabiegów , to przy pomocy Opatrzności spotkamy się znowu i może . . . może . . . bardzo kochać zaczniemy . Na jak długo w tej przenajświętszej nadziei spoczęła m , pani wie . Już trzeciego dnia zaraz wróciły do mnie jej opaczne sądy , z właściwymi i niewłaściwymi przydatkami pomieszane . Cóż pani myśli , czy się bardzo obraziła m ? czy rozgniewała m ? czy mię takie zniechęcenie do pani , jak do innych ludzi ogarnęło ? Bynajmniej – uznała m , że pani ma słuszność ; rozgniewała m się , ale na siebie tylko . Znalazło się wiele osób , co z tej ploteczki chciały sprawę kompromisową ukuć , stawały w mojej obronie , unosiły się nad moim rozsądkiem , tarczą wszystkich oklepanych mądrostek zasłaniały przed pociskami głowę moją ; a ja czuła m jedynie , że to są nieznośne stworzenia , że musi starożytne jakieś fatum ciążyć na moim przeznaczeniu , kiedyć mogła m stać się powodem , że i panią z jej cichego raju przed trybunał koteryjnej opinii wywleczono . Chciała m natychmiast pisać , uniewinniać się , wytłumaczyć . Jak sobie wyobraziła m panią przy czytaniu mego listu , z szeroko rozwartymi oczyma , z zadziwieniem w każdym nerwie twarzy , z ustami pełnymi odciętych wykrzykników : „ a to co znaczy ? skąd jej się wzięło ? czego chce ode mnie ta milionerka ? ” Jak wywnioskowała m same wszystkie możliwe dla pani wówczas wnioski , jak podsłuchała m wszystkich jej z panią Felicją dzielonych przypuszczeń – tak mi ręce opadły i nie śmiała m nawet pióra w kałamarzu umoczyć . Czuła m to , że im więcej czasu na podobnych wahaniach tracę , tym śmieszniejszym wydać się może zbyt opóźnione usprawiedliwienie . Prawiła m sobie zachęcające morały , łajała m się surowiej , niż mnie ktokolwiek , kiedykolwiek w dzieciństwie moim wyłajał , szydziła m z siebie niemiłosierniej , niż panie obie szydzić by potrafiły ; wszystko to na nic się nie zdało . Jako pociechy ostatniej i ratunku ostatniego uczepiła m się wreszcie tej myśli , że przed wyjazdem z Warszawy niezawodnie raz jeszcze panią zobaczę . Była to myśl idealnie piękna – żyła m nią cały miesiąc . Jedno z drugim policzywszy , nie mam się o co skarżyć – trochę cierpiała m , trochę się niepokoiła m , ale nigdy mi jeszcze tak długi przeciąg czasu tylu „ zewnętrznymi ” wrażeniami się nie upamiętnił . Drobniutkie sprawy potocznego życia ozłociły się , wyszlachetniały blaskiem moich nadziei . Kiedy się gdzie z matką wybierała m , a mogła m przypuścić tylko , że nasza znajoma jest także pani Felicji znajomą , zaraz , co pierwej nie zdarzało się wcale , przyśpieszała m chwilę wyjazdu , niecierpliwiła m się przy ubieraniu ; zajechawszy , oczekiwała m w trwogach i radościach , czy przyjętymi będziemy ? z drżącym sercem na schody wstępowała m – a gdy pierwszy rzut oka po zgromadzonym towarzystwie przekonywał mię o płonności tych wszystkich życzeń i strachów , tak głęboko czuła m gorycz mego zawodu , jak gdyby m nie własne urojenie , lecz pewność należnego mi szczęścia posiadała . Jednak , w czasie naszej bytności pani mogła przyjść jeszcze . Otóż nieprzebrane źródło nowych oczekiwań , nowych arabesków na jednostajnie popielatym tle grzecznej wizyty . Po raz pierwszy zrozumiała m tajemną symbolikę drzwi pokojowych ; ja , co dawniej byłabym przysięgła , że są tylko do otwierania i zamykania w ścianach osadzone , gdy wypatrzyła m na nie tyle uczuć najsprzeczniejszych , pojęła m dopiero , co to za wyborny hieroglif owej wiecznie przed wzrokiem śmiertelników utajonej przyszłości . Jakież to zmiany , jakie katastrofy , jakie niespodzianki i uciechy od jednego rozwarcia podwojów zawisły ! Bukiety , srebrne tace z cukrami , trumny aksamitem obijane , wrogi , przyjaciele , nudziarze , sławni ludzie , testamenty , główne losy na loterii wygrane – wszystko to nam się może zza owych desek biało pomalowanych ukazać . . . A poruszenie klamki ! ludzie tak wiele rozprawiają o muzyce , o majorowych i minorowych tonach : niechże mi najbieglejszy artysta dobierze z taką siłą na nerwy działającego akordu , z jaką na mnie działało wtedy ciche skrzypnięcie lekko poruszonej klamki . Przyznam się też pod sekretem , że od owego czasu generał-bas i kontrapunkt straciły dla mnie powagę swej nieomylności ; urok harmonii nie leży w wibracji warstw powietrznych , tylko w zadrgnieniu naszej duszy . Komuż danym jest przewidzieć , od czego dusza mu zadrgnie ? Przestała m już nawet dzwoneczkom chińskim i hałaśliwemu tam-tam urągać – nie mam prawa się dziwić tym , których śpiew panny Aurelii zachwyca . Lecz skądże mi na myśl panna Aurelia wpadła ? Pani jej nie zna , może i nie słyszała , że to młoda osoba , co ma w swoich wielkich czarnych oczach najpiękniejsze i najwyższe sopranowe tony . Skądże się ona wzięła tutaj pod dziobkiem mego pióra ? ach ! przypominam sobie – jej matka podobne z panią Felicją nazwisko nosi . Raz , u pani Michaliny , kiedy służący oświadczył jej godność , przesłyszała m się i była m najpewniejszą , że mi się pani obok swej przyjaciółki ukaże – wtem panna Aurelia się ukazała – od tej chwili cierpieć jej nie mogę , tym bardziej , że chyba na złość całą wizytę swoją prześpiewała w najgłośniejszych ruladach , a mnie właśnie tak było tęskno ! . . . tak smutno ! . . . Gdyby m panią była zobaczyła , może pani się zdaje , że byłabym pobiegła do niej z wyciągniętymi na szczery uścisk rękoma , że co prędzej opowiedziała by m prawdziwą historię wzajemnych mistyfikacji , że obydwie uśmiałyby śmy się z niej serdecznie i na wiek wieków pogodziły z sobą ? . . . Mnie samej przecież ciągle się zdawało , iż być inaczej nie może : tego pragnęła m , tego chciała m koniecznie . . . A jednak . . . ręczyć nie śmiem , co by się stało ze mną , gdyby m panią była kiedy naprawdę spotkała . Niechby pani stanęła przy mnie ze swoim trochę dziwiącym się , trochę badawczym spojrzeniem , już by mi wszystko pomieszało się w głowie . Najpewniej ukłoniła by m się bardzo grzecznie – och ! ja dla każdego i zawsze , prawdziwie przez sen , jak mówi pani Felicja , grzeczną być potrafię – ukłoniła by m się więc bardzo grzecznie , zagadała by m o pogodzie , lub o tym balu nieszczęsnym , że na nim było dużo osób i strasznie gorąco ; może by m coś wspomniała o nowej operze – lecz zresztą wszystkie przygotowawcze zwierzenia , jak pigułki zbyt wielkie , w gardle by mi uwięzły . . . Taką to ja się urodziła m , widzi pani : chorobliwie nieśmiałą , febrycznie drżącą pod cieniem śmieszności , kamiennie sztywną na byle pozór jakiego dziwactwa z mej strony , lub jakiejś niechęci ze strony bliższych mi osób . Może pani temu nie wierzy ? trudno zrozumieć podobno usposobienie młodej osoby , w której by właśnie wszystkie zewnętrzne życia warunki raczej zbyt wielką odwagę , niż lękliwość towarzyską rozwinąć powinny . Piękna ( tak ludzie głoszą ) , bogata , starannie wychowana , jeżeli w sercu złych nie ma skłonności , czegóż się sąsiadów światowych obawia ? Jak tam sobie drugie w moim położeniu radzą , czy próżnością , czy pokorą się wspierają ? – nie pytam ! – Co do mnie , to jest pewnym i niezawodnym , że wszystkie wyliczone , niby ośmielające pomoce , są mi właśnie największą do szczęścia przeszkodą . Piękna – to pierwsze utrapienie moje . Juścić nie zadeklamuję patetycznie , że piękną być by m nie chciała – i owszem , lubię się w lustrze przeglądać ; nie gniewa mię to wcale , że zamiast jakich kałmuckich rysów , zamiast czerwonej piwonii , lub zżółkłego pergaminu , widzę pociągły owal twarzy , duże oczy z długimi rzęsami i płeć do listka białej kamelii podobną . A nie gorszy się pani moim samochwalstwem ? Dlaczegóż by ś gorszyć się miała ? piszę tak szczerze , jak szczerze grzechy moje przy konfesjonale spowiadam ; w żadne welony duszy mej obwijać nie myślę ; wiem prócz tego , że i pani się podobała m . . . na nieszczęście , z piękności tylko ! Przezwała ś mię Białą Różą - Augustą i to przezwisko bardzo mi do gustu trafiło , może nawet męstwa dodało . Kiedy wyjechała m na wieś , kiedy mi doniesiono , że i pani także w swoje półlitewskie wyjechała bory , mimowolnie cierpkość przez jej zarzuty wywołana , choć tylko w zwrotnym na siebie kierunku ( muszę koniecznie raz jeszcze przypomnieć ) , jednak ta cierpkość wywołana złagodniała powoli ; nad innymi wspomnieniami tylko mi „ Biała Róża ” wdzięcznie zakwitnęła . Wiejska cisza , pomyślała m sobie , wygładza mnóstwo miejskich chropowatości ; jak mój list przyjmie opatowski i suwałkowski stempel pocztowy , zaraz milszym będzie gościem ; jak go w samotności panna Kazimiera odbierze , to pewnie pierwej o Białej Róży , niż o milionowej dziedziczce pomyśli i serce do łaskawszego przeczytania usposobi . Biała Róża musi to jeszcze wyszeptać , że i przed poznaniem panny Kazimiery liczyła na takie podkradzione piękną twarzyczką współczucie , umyślnie sobie ku tej czci dobrała balowego stroju , który o tyle przynajmniej do greckiego miał się zbliżać , o ile na to moda pozwalała , a trybunał najwyższej powagi przez usta matki i pani Seydel nie wzbraniał . Mój Boże ! i to się nie na wiele zdało ! . . . sprawiedliwości pani przekupić nie mogła m ! . . . tylko zmiękczenia jej nadzieja w nieobecności podburzających wpływów , w oddaleniu moim własnym została . Siadła m na koniec przed stolikiem ; wydobyła m jedną ćwiartkę papieru , potem druga już gęściej się zapisała ; potem trzecia . . . na której skończę ? ani się domyślam sama ; wszakże mówiła m pani , jaka to ze mnie bohaterka , kiedy się już raz z bojaźni wyzwolę – teraz wróćmy do rzeczy . Powiedziała m , że piękność jest także w liczbie moich utrapień : łatwo tego dowiodę . Gdyby można być piękną dla tych jedynie , którym się chcemy podobać i dla własnej artystycznej przyjemności , miała by m za co Bogu przy każdym pacierzu dziękować ; ale być piękną dla wszystkich , to niech mi pani wierzy , najnudniejsza w świecie historia , po sportmańskich żartach mego brata , po koncertach panny Aurelii i po sławnej podróży do Hiszpanii , w którą nas , od czasu jak zapamiętać mogę , ze dwa razy na tydzień wywozi stryjeczna bratowa mego ojca , przed trzydziestoma laty bardzo dowcipna osoba . Najpierw trzeba pani wiedzieć , że w tym świecie wielkim , jak go zowią , a rzeczywiście malutkim i dusznym , uznana piękność przechodzi po części na jakąś własność ogólną , niby obrazek w galerii drezdeńskiej – gorzej nawet – galeria drezdeńska bywa przynajmniej w pewnych dniach zamkniętą , jej malowidła wypoczywają po różnogatunkowych spojrzeniach publiczności ; rozgłośna , żywa piękność nie ma tej rekreacji ; gdzie się obróci , tam zawsze musi spotkać czworo lub sześcioro źrenic , to wytrzeszczonych , to mdławych , to zwróconych , to osłupiałych , to szklanych i nieruchomych , jak w woskowej figurze . Niechże pani teraz przypuści , że biedna piękność ma nerwy : chociażby grubsze od postronków były , jeszcze takie patrzenie musi ją fizycznie drażnić . Starożytne dzieje piszą o mieczu nad głową Damoklesa wiszącym – ja by m tylko przed nim na kilka dni ciągle w twarz jego patrzące oczy zawiesiła ; ciekawa jestem , czyby spazmów nie dostał ; a dopieroż ze spazmatycznym rozstrojeniem moralną połączyć niecierpliwość ! . . . Dlaczego mi się ludzie przyglądają ? . . . Pani sądzi , że dla miłego wrażenia , jakie na człowieku każdy piękny twór Boży czyni , albo dlatego , że który zakochać się gotów ? Ni to , ni tamto . Już bardzo wykształconym być trzeba , żeby piękność piękne na nas wrażenie czyniła : jak najdowodniej wyczytuję to z różnych ścigających mię oczu . Jeden patrzy , żeby się pochwalić przed drugimi : „ Widział em tę okrzyczaną Augustę ” – jeśli sam jest pod jakimkolwiek względem okrzyczany , to mówi : „ Okrzyczaną Gucię widział em ” i następuje pochwała hippodromowa , często nawet od stu nagan gorsza . Inny znów patrzy , wiedziony jedynie owczą ciekawością ; gdyby zawołano , że nietoperz po sali lata , patrzył by jeszcze ciekawiej . Są tacy , którzy czują się w prawie okazania życzliwego uwielbienia . Każdy z nich , gdyby miał serce pod żebrami , to by przecież nie dlatego kochał jakąś kobietę , że jest piękna , ale dlatego , że jest ta jedyna , którą kochać może . Nie sposób , żeby m ja właśnie tą „ jedyną ” dla trzydziestu być miała ; w opatrznych rozporządzeniach uczuć i przeznaczeń ludzkich tak niesprawiedliwej , tak niemoralnej omyłki Pan Bóg nie popełnił ; dwudziestu dziewięciu zatem udaje , lub się durzy najwyraźniej , że mi zaś wszyscy jedni do drugich zanadto są podobni , więc przypuszczam , że i ten trzydziesty udaje także , a trzydziestego pierwszego , co by nie udawał przede mną , lub przed sobą . . . jeszcze nie spotkała m dotychczas . Osądź więc pani , co mi przyszło z mojej greckiej piękności . Narobiło się koło mnie trochę więcej zgiełku , kiedy ja właśnie ciszę ustronną przekładam ; zaproszono mię na kilka balów więcej , jako ozdobę i przynętę dla drugich ; wydarto mi chwilę niejedną , którą chciała m stokroć lepiej i przyjemniej spędzić . Nie liczę już rozmowy naszej przerywanej , gdyż pani sama lepiej się domyśli , jaką to krociową sumę w regestrze krzywd moich zapisała m ; ale proszę sobie wyobrazić inne drobniejsze straty moje . Mnie by teraz na przykład przyjemnie było słuchać , co pan Antoni opowiada – tymczasem za moim krzesłem pochyla się pan Symforian i stłumionym głosem powtarza mi wielką tajemnicę , że wczoraj u hrabstwa tych lub owych bardzo dużo osób się zebrało ; ja by m się wybornie ubawiła dowcipem pana Alojzego , chciała by m pana Adolfa więcej szczegółowo o jego podróż przeszłoroczną wypytywać – właśnie też ! – stają rzędem panowie Józefy , Aleksandry , Remigiusze , plotą po francusku niestworzone androny i myślą , że im za takie czasu mego złodziejstwo wdzięczną być jeszcze powinna m , ja , co tak skąpię każdej minuty życia – bo trzeba mi się i do tego dziwactwa przyznać , lata całe marnuję – lecz mimo to skąpą jestem ; zazwyczaj jedna po drugiej wypełniają mi się jakąś maluteczką , ale i nie maluteczką przykrością ; nie mogę bezwiednie ich tracić ; każdą z nich oszacowywam na wartość jaką ma , a jaką mieć by m dla niej chciała . Dajmy na to , iż obec nie tylko mię trzewik zbyt ciasny uwiera – wszak prawda , jaki to pyłek , jaki atom niedojrzany w biografii ludzkiej ? a przecież ową chwilę , którą skrzywieniu i niemiłej fizycznej boleści oddaję , mogła by m upamiętnić sobie przelotem wzniosłej myśli , spojrzeniem na twarz przychylną , dźwiękiem takiego słowa , które usłyszeć pragnę – nie ciasny więc trzewik mi dokucza , ale pominięta sposobność ; nie mojej nogi żałuję , ale żałuję owej myśli , owego spojrzenia , owego dźwięku , owych wszystkich uciech , którymi przykre wrażenie zastąpić by m pragnęła – stąd moje skąpstwo na chwile i minuty . Ludzie w salonach nie domyślają się nawet takiej fatalnej skłonności ; według ich zdania , piękna jestem , więc z obowiązku oglądaną i nudzoną być muszę . Och ! gdyby młode , przystojne tylko panienki mogły pojąć , jak wielkich używają przywilejów , jaka swoboda im zapewniona przy każdym przejściu ulicy , na każdym widowisku teatralnym i na każdym balu , ile godzin zyskują w ciągu całej swojej młodości , ile ich biorą pod dowolne rozporządzenie dla ukochanych i upodobanych swoich – doprawdy , żadna nigdy piękności drugiej nie zazdrościła by kobiecie , a jednak zdarza się , że i ta kropelka żółci do szklanki octu wsączoną nieraz bywa ! . . . Takie są moje zyski z pierwszego daru losu , z piękności . Prócz piękności , mam jeszcze posag milionowy , jestem bogata ! – zobaczy pani , jakim dla mnie szczęściem bogactwo . Sukien pełne szafy , bransoletek , pierścionków , spinek kosztownych pełne pudełka , koronek i batystów szuflady komód pełne . Pani się zdaje teraz , że Diogenesową zacznę udawać obojętność . Nie – ja wcale strojami nie gardzę – wielką znajduję przyjemność w doborze odpowiedniej chwilowemu zachceniu toalety , mam nawet bardzo urozmaicone pod tym względem fantazje . Są dni , w których przepadam za zielonym kolorem , są godziny , w których by m czarnej sukni na prośby niczyje nie zdjęła . Są niedziele , w których biało tylko ubraną być mogę . Mniej więcej zimą lubię jaskrawsze barwy , latem ciemniejsze lub bledsze ; jak się raz jednak z wszystkimi fantazjami arytmetycznie porachowała m , okazało się , że od zielonych do dzikich mogła by m bardzo łatwo dwunastoma sukniami zadość im uczynić – tak się też składa , że przewyżka zazwyczaj leży sobie spokojnie , a do piero gdy z mody wyjdzie , matka dla niej dalszą przyszłość ob- myśla . Co do świecideł złotych i kamiennych , nie wiem dlaczego znieść ich na sobie nie mogę . Czasem lubię się bawić klejnocikami , jak za błogosławionej pamięci mojej niańki ukradkiem w piasku bawić się lubiła m ; ale nich tylko do czoła , do uszu , do ręki przymierzę , natychmiast wstręt mię ogarnia , bo sobie przypominam różne w jakiejś książce przed laty oglądane hindostańskie bałwanki . Mam tylko pewien pierścionek z opalem i z diamencikiem szpileczkę , które mi nie zawadzają wcale ; pierścionek dostała m od ojca , szpileczkę wybrała mi swoim gustem Urszulka , jedyna poczciwa dusza , co mię poczciwie kochała ; napiszę o niej w dalszym ciągu listu , teraz jeszcze muszę sumienny bilans między majątkiem a przyjemnościami życia mojego ułożyć . Już pani widziała , że pod względem wszelkich domowych ruchomości bez trzech czwartych obeszła by m się wygodnie , cała resztująca masa jest dla mnie jakoby nie była ; na użycie zostaje mi czczy tytuł właścicielki ; a kiedy mówię , że czczy i próżny zupełnie , to dlatego , bo mi nie nadaje praw kodeksem napoleońskim zawarowanych . Nad własnością moją ja nie mam władzy żadnej ; nie mogę jej za okno wyrzucić , nie mogę tak jak mi się podoba nią rozporządzić . Chociaż jestem pełnoletnią według urzędowych przepisów , zawsze jednak to wszystko , co niby moje , do matki rzeczywiście należy . Jeszcze nigdy w życiu mym nie ośmieliła m się matce przełożyć , że to , czego wszyscy pragną , mnie jest zupełnie niepotrzebnym , a to , co chwalą i cenią , mieć się podoba . Do innych zewnętrznych korzyści bogactwa trzeba dodać , że zwykle jeżdżę koczem lub karetą , choć nadzwyczaj lubię piesze , tak na wsi , jak w mieście wycieczki ; czasem koniecznie chciało by mi się w błocie pochlapać ; co ja by m miała śmiechu i zabawy ! aż mię zazdrość bierze , gdy patrzę na uniesione sukienki , na opatrzone kaloszami nóżki ; zdaje mi się , że by m tak daleko , tak prędko biegła . . . a innym się zdaje , że by tak wygodnie w turkoczącej siedziały karecie ; pono tam jakieś mądre łacińskie przysłowie : de gustibus , mówi , non est . . . nie wiem czy dysputando , czy dysputandum ; pani przyzwoitego zakończenia dobierze , nawet pozwalam się z mej łaciny i z gustu mego uśmiechnąć . Nie bronię go przecież , szlachetnym nie nazywam , w jedenaste przykazanie nikomu nie zapisuję ; ale wyszczególniam dlatego , by dowodniej przekonać panią , jak mi jest osobiście mało przydatnym bogactwo , które , przeciwnie , tylu już zmartwień moich stało się powodem . Toć ono mi serce i myśl zatruło zwątpieniem , wysuszyło obojętnością , zbrukało podejrzliwością . Każde grzeczne słówko brzęczy mi w uchu , jak odbite echo posagowych dukatów , na każdej prawie twarzy uśmiechniętego młodziana leży , jakby wypisał : „ Chcę się z panią ożenić , bo to będzie przepyszny interes ” – a są znów inne twarze , nieczęsto wprawdzie spotykane , lecz na swój sposób śmieszne i puszyste , które by się zapłakały , gdyby mi spojrzeniem lub umyślnym zaniedbaniem nie wyraziły , że mię dlatego unikają , bo milionową jestem dziedziczką . Niech pani sama powie , czy to nie smutno , nie gorzko w moim wieku , z moim poczuciem własnej godności , być przeważaną , lub niedoważaną , na wagę złota , srebra , miedzi i listów zastawnych ! Alboż to ja nie warta jestem , żeby mię szczerze ukochać miłością , lub uszanować przyjaźnią życzliwą ? Czyż Nemrodom posagowym się zdaje , że w ślubnym kontrakcie przed Bogiem nie zażądam prawdziwego uczucia , wyższego nad moje własne ukształcenie , i tych cnót , tych zasad do życia wcielonych , których spełnienie i zastosowanie jest pierwszą duszy mojej potrzebą ? Czyż mniemają , że tylko hipoteki na dobrach ziemskich wymagać będę dla wniesionej w dom męża sumy , a nigdy się o podział słowa Chrystusowego , wiary Chrystusowej , błogosławieństw i praw Chrystusowych nie dopomnę ? . . . Szaleni i nikczemni . . . A ci drudzy znowu , co oni sobie myślą ? jakaż to dla nich wielkość , jakiż zaszczyt wysoki , że pominą kobietę , która może całą dążnością swoich myśli i przekonań na względy ich zasługuje – że opuszczą bez wsparcia serce bliźnie , które może niejednym dobrym wywdzięczyło by się uczuciem ! Ot , wszystko w kółko , wszystko z tegoż samego źródła zepsutego bije ; tylko tam próżność próżności , a tu pycha pychy . Lecz ja może niepodobnych wymagam rzeczy ; widzę wszędzie ludzi majątkowi hołdujących i spotykam kilka wyjątków , co znowu tak przesadnie majętnych jak grzechu się strzegą , tak ostrożnie z nimi jak z ogniem postępują . Według mego zdania , powinni być jeszcze ludzie trzeciego ga tunku . Sumienni , niezależni w stosunkach swoich ani od cudzej nędzy , ani od bogactwa cudzego ; ludzie religijnej sprawiedliwości , czystych intencji , którzy by sobie śmiało powiedzieć mogli : „ Ja od panny Augusty nie chcę ani pożyczyć , ani dostać pieniędzy ; widzę tylko , że to jest stworzenie na obraz i podobieństwo Boskie , tak jako ja stworzone . Opatrzność razem nas sprowadza , nam więc względem niej równie jak względem innych blisko ścieżki jego życia przechodzących obowiązki ; dłużny jej jestem każde dobre słowo i wrażenie , które ona przyjąć ode mnie może , a nawzajem nie powinien em tracić dobrego słowa i wrażenia , które ja od niej wziąć mam prawo . Wszakże Pan Bóg najsilniej tym ludzkość całą zjednoczył , że zawsze jeden człowiek drugiemu zbawienie ułatwia lub utrudnia , chwilą grzechu lub zasługi do wieczności jego się przyczynia ; obojętnością w tej mierze tłumaczyć się nie wolno ; obojętność jest sama przez się grzechem ; według ustaw najwyższych , człowiek człowiekowi nigdy obojętnym nie bywa : zawsze ten tego , a ten owego może zniecierpliwić lub pocieszyć , zgorszyć lub nauczyć , zabawić lub znudzić . Sztuka życia i prawda życia na tym się opiera , by z każdej osobistości właściwy sobie zysk moralny wyciągnąć ; dając czy odbierając jałmużnę duchową , równie się niebem przyszłość nasza zbogaca . Otóż więc pójdę , zaznajomię się z panną Augustą i dla spokojności sumienia przekonam , czego od siebie nawzajem wymagam , czego spodziewać się możemy . Przyznaj pani sama , że nadzwyczajnych rzeczy nie żądam ; upominam się o bardzo prostą sprawiedliwość tylko , lecz upominam tym śmielej , im pewniejszą siebie jestem , że co otrzymam , to zwrócić potrafię ; jeśli względność , względność ; jeśli szacunek , szacunek ; jeśli przyjaźń , przyjaźń ; jeśli miłość ? . . . ach ! przypuśćmy tę osobliwość , tę niespodziankę , że się we mnie , nie w moich milionach , zakocha młody człowiek , godny wzajemnego kochania . . . Stawiam go w najtrudniejszych okolicznościach ; rodzina moja nie życzy sobie tego związku , ja mu się zupełnie obojętną wydaję – cóż tedy ? ma ustąpić , wyjechać daleko , zapomnieć ? Och ! bluźnierca ! bluźnierca ! A toż miłość , to nie lada klejnot ze skarbnicy łask Bożych ! Są ludzie , co się zestarzeją , a nigdy nie zdobędą się choćby na jedną chwilę takiego uczucia , w jego pełni i prawdzie najwyższej ; jeśli on znalazł , lub zasłużył sobie , niechże nie marnuje – niech walczy – nie o damę swych myśli , ja się na bok usuwam – ale niech walczy o wieczność pozyskanego daru , o to uczucie właśnie , co w sercu nosi . Więc dla chciwości , dla dumy , dla byle zdrożnej skłonności swojej człowiek się uniża i trudzi , a dla tego co jest świętym , najlepszym , najszczęśliwszym , dla tego nie miał by nieść kilku niesłusznych potrąceń , wytrwać przez jakiś czas niepowodzenia ? Głupiec albo handlarz będzie mi nadskakiwał , będzie grał komedię kłamanego uczucia , żeby mię oszukać potem , a on , co ma siłę własnego serca , potęgę prawdy , on mię nigdy na wzajemność nie wyzwie , z letargu nie obudzi słowem : „ kocham ciebie ! ” Czyż jemu na myśl nie przyjdzie , że taka duma niedołęstwem , takie zwycięstwo nad sobą przegraną zupełną ? Piękna mi chluba , że kto potrafi stłumić w sobie taki popęd szlachetny , wyrzec się takiego natchnienia , oprzeć się aniołowi , co w jego duszę wstępuje ; że potrafi z korzeniem wyrwać cudowne trójziele , które się w ogródku jego życia rozwijać niespodzianie zaczyna ! Podobnych Herkulesów , Izraelów podobnych jak piasku w morzu i gwiazdek na niebie . Rzeczywisty Herkules Grecji Homerowej hydry tylko i potwory zabijał , Izrael syn Izaaków pokonał Anioła , lecz pokonał dlatego , by mu Anioł błogosławił szczęściem i mocy Bożej błogosławieństwem . Przeciw dobremu w sobie każdy bardzo łatwo na skuteczny opór się zdobędzie . Kiedy przyjdzie za dobrem w sobie bojować , dla dobrego w sobie zdobywać zewnętrzne okoliczności i anielskie błogosławieństwa , dopieroż to prędkie znużenie ogarnia , piórka skrzydeł gorzeją i duch niziutko na ziemię upada . Może mię pani wyłaje , lecz ja żadnej abnegacji za cnotę nie przyjmuję – wyrzeczenia się żadnego dobra nie lubię ; inna sprawa złe tępić , ze złego się poprawiać , roztrącać w sercu pogańskie bożyszcza , czy złote cielce , czy Aspazje modne , inna znów sprawa odsunąć lub nie sięgnąć po to , co mi się według myśli Bożej i praw osobistości mojej przynależy . Prawem szczerze kochającego jest właśnie wywołanie odpowiedniej sobie miłości i zwyciężenie opacznego losu . Kto swoją miłość zwycięży jedynie , ten mi jest równie grzesznym , jak oszust , co ją skłamał . Nie cierpię wszystkich bohaterów ujemności ! Gdyby m ja poko- chała kiedy . . . No , kto znów słyszał o takich dziwach gadać – przepraszam pokornie i wracam do dziennego porządku . Chciała m dowiedzieć się od pani , czy nie znasz takich ludzi , którzy by mogli przecież zbliżyć się do mnie towarzysko bez tej pobudki , lub tej przeszkody , że bogatą jestem ? Ja w moim wielkim świecie nie znam nikogo dotychczas , prócz mojej Urszulki kochanej , prócz Morysia , a i on więcej przyzwyczajeniem , niż uczuciem się rządzi , prócz pani , chciała m dodać jeszcze , lecz pani także przez milionowy pryzmat patrzyła ś na owym balu . Jakkolwiek przyznaję , że musiała m nieznośną się wydawać , że moja powierzchowna martwota główną wszystkich nieporozumień przyczyną , jednak pewna jestem , że gdyby pani o moim bogactwie nie wspominano , Biała Róża , choć sucha jak kreda , była by sobie zawsze względniejsze pobłażanie wyjednała . Niechże to panią przekona , co za intraty z owych milionów ciągnę ! Lecz pani tymczasem dziwi się bez wątpienia , że zapomniała m o najważniejszym i najświętszym przywileju bogactwa , o wspieraniu uboższych braci . Śliczny to jest przywilej ; lecz mnie się zdaje , że go nie używam podobno ! Zaufany kamerdyner co tydzień dostaje kilka złotych dla przychodzących pod drzwi żebraków . Na składki dobroczynne matka często kilka , czasem i kilkadziesiąt dukatów rzuca ; ja zaś sama – ja nic dla nieszczęśliwych uczynić nie mogę ; tańczyła m parę razy na ich korzyść , to jedyna moja ofiara , do której sumiennie przyznać mi się wolno . Cały aparat powszedniego życia , całe moje otoczenie tak się ustawiło , że prócz żebractwa nie znam nędzy innej . Słyszała m i czytała m o rodzinach bez przytułku , bez chleba i bez zarobku , o ludziach , którym garstki złota brakuje na wydobycie uwięzionego w przymusowej niewiadomości geniuszu , o kobietach , którym opieki tylko i pomocy brakowało , żeby się na drodze poczciwej sławy i cnoty utrzymać – cóż , kiedy owe rodziny , owi ludzie , kobiety owe biedne ani razu nie przyszły do mnie , a ja także pójść szukać ich nie mogła m . Szkoda , zdaje mi się , że umiała by m wspierać , i co więcej znaczy , wspartych przez siebie kochać by m umiała . Jeśli mi się zdarzy kiedy służącej sukienkę podarować , lub jakiemu wiejskiemu dziecku dać krasną zadzierżkę , nie uwierzy pani , jak mię ich prosta radość do głębi serca raduje . Wiem jednak , że nie z takich prezencików , choćby stokroć kosztowniejszych , nie z podarunków żadnych jałmużna chrześcijańska powstaje ; nie o zrobienie przyjemności , ale o prawdziwe zrobienie dobrego w niej chodzi . Musi to być jakieś religijne skupienie ducha naszego , jakaś wdzięczna pokora , jakieś na kształt modlitwy wzruszające uczucie , kiedy nam jest danym na koniec bliźniemu „ dobrodziejstwo ” wyświadczyć . Mam o tym lekkie wyobrażenie , bo już odbyła m próbę maleńką , tylko że nie powtórzyła m od tego czasu , więc mi rozprawiać o wrażeniach dobroczynności wcale nie wypada . Gotowa mię pani jednak o lekkomyślność i niedbałość posądzić . Muszę wyznać , jak to było naprawdę . Mieszkali śmy wtedy w Warszawie dla ukończenia mojej „ edukacji ” . Ma się rozumieć , brała m lekcje śpiewu , muzyki , malarstwa i angielskiego języka . Dzięki Bogu , że przez parę lat pierwej uczyła m się wielu innych rzeczy z moją Urszulką , bo gdyby nie to , miała by m dziś pamięć pełną wyrazów , zręczne palce u rąk , kilka piersiowych tonów zadziwiającej siły i giętkości – a myśli własnej , a pojęcia , a zrozumienia prawdy , a tęsknoty przynajmniej ku prawdzie tyle , ile było na początku , gdy ziemia była pusta i gdy ciemności unosiły się nad przepaściami . Lecz to wszystko do trzeciego rozdziału , lub raczej , mówiąc językiem niezupełnie z mody wyszłym , do trzeciego „ awantażu ” w moim losie należy i pod rubrykę starannego wychowania zapisane być winno . Otóż mówiła m pani , że mieszkali śmy w Warszawie , że pierwej jeszcze Urszulka przesączyła mi w serce trochę własnych swoich , zawsze poczciwych i zawsze gotowych do urzeczywistnienia się chęci . Ideał dobroczynności zachwycał mię szczególniej . Mogła m wprawdzie przy pierwszej zdarzającej się sposobności iść prosto do matki i o stosowną sumę pieniędzy poprosić . Było by to najrozsądniej , najprzyzwoiciej i najkrócej zarazem – ale jak zwykle młoda głowa przewrócona , rozmarzyła m się w jakieś ofiary i poświęcenia osobiste : uparła m się koniecznie , żeby to oddać tylko , czego się sama pozbawię ; w tym zaś względzie trzeba mieć jasne zrozumienie mego położenia . Już wspomniała m pani , że mi mnóstwo zbytkownych rzeczy sprawiają – tak samo było i wówczas – sprawiano mi wszystko , ot , wszystko nieomal , co modniarki i kupcy sprawić poradzili ; pieniędzy jednak bardzo mało brała m do ręki i trzeba mi było całorocznej oszczędności , żeby sobie dwadzieścia dukatów uzbierać . Dwadzieścia dukatów ! . . . jak zaokrągliła m tę sumkę , myślała m , że oszaleję z radości ; codziennie przed zaśnięciem z godzinę sobie rozmaite projekta tworzyła m . Komu dam ? na co kto użyje tego datku ? ile mu później pierwsza moja zapomoga przyniesie korzyści ? Lecz dzień za dniem upływał , dukaty nie wychodziły z mojej kieszeni , choć je zawsze miała m na podorędziu . Pierwszy raz wtedy zrobiła m sobie uwagę , że nie tak łatwo o sposobność do dobrego uczynku . Ludzie nadużywają różnych wyrażeń , dlatego mnóstwo śmiesznych częstokroć drobnostek dobrymi uczynkami zowią ; w moim przekonaniu dobry uczynek składał się głównie z dobrego w mojej duszy usposobienia , z dobrych w przyjmującym wrażeń i z dobrych skutków przyjęcia na koniec . Gdyby moje dukaty poszły na wódkę , lub zabezpieczyły wygodniejsze próżniactwo , choćby też prawdziwemu pod względem majątkowym biedakowi , nie były by według mego przeświadczenia „ dobrze ” użyte ; ja zaś chciała m dobrze ich użyć : chciała m i troszczyła m się wielce , bo sposobności ani widać , ani słychać . Przecież nie mogła m zatrzymywać na ulicy tych , którzy mieli smutniejsze i poczciwsze według mego sądu twarze ; nie mogła m wpadać do ciasnych izdebek w piwnicach lub na poddaszach i pytać : – „ czy tu nie ma kogo , co by czterystu złp . na poczciwy użytek potrzebował ” ? Po długich jednak oczekiwaniach , zbiegły się naraz wszystkie wymarzone w mym sercu dobrego uczynku warunki . Jednego dnia latem pogoda była prześliczna i matka pozwoliła mi , w zwykłej asystencji panny służącej i lokaja , pójść samej sobie jakieś desenie na kanwową robotę wybrać . Kupcowa zajęła się mną bardzo grzecznie , ale w jej twarzy z łatwością niezwykłego roztargnienia dostrzegła m . Od strony sieni , na schodach ogromny ruch panował ; raz po raz odbijały się szybkie zbiegających , lub wbiegających tupania , a przed bramą gromadka ciekawych skupiać się i zwiększać zaczęła . Może by m na to wszystko jeszcze żadnej nie zwróciła uwagi , lecz w tej chwili , gdy rachunek płacić miała m , nadbiega zadyszana panna sklepowa : – Już sąd zjechał – woła do swojej pani . – Dzięki Bogu ! przynajmniej prędzej trupa zabiorą – odpowiedziała kupcowa . – Jakiego trupa ? co się to stało ? – pytam zaciekawiona ich słowami . – A to u nas na górze powiesił się dziś rano malarz pokojowy – i dalejże mi opowiadać smutną historię malarza , jak od trzech lat się ożenił , choć jemu samemu chleba brakowało ; jak potem z żoną pracowali we dwoje ; jak za przybyciem na świat synka , matce zdrowia ubyło , a ojcu roboty ; jak się dał Żydom na farbach i obstalunkach oszukiwać ; jak zniechęcał się , niedołężniał , i w końcu , gdy coraz głodniejsza nędza do jego facjatki zaglądać zaczęła , znać obłęd przystąpił do niego i powiesił się z rozpaczy . – Jego to nie ma co żałować – mówiła rozsądna kupcowa – sam sobie winien : zawsze był taki nieradny i ślamazarny ; ale żona biedaczka , chorowita , z dzieckiem maleńkim – nie wiem jak sobie da radę . Bo to , na domiar złego , okrutnie jeszcze tego męża kochała . Zawsze jej się zdawało , że nie ma lepszego człowieka pod słońcem . Ślicznie mi dobry człowiek , co żonę i dziecko w ostatniej potrzebie zostawia , a sam jakby się spać położył . Była m ja tam dzisiaj , jak tylko hałas o trupa się zrobił ; nawet mówić z nieszczęśliwą kobietą niepodobna ; ciągle krzyczy albo mdleje – osobliwość , jak go kochała ! . . . Domyśla się pani , że nie usprawiedliwiała m tej osobliwości przed panią kupcową , tylko wziąwszy pannę służącą , co prędzej pobiegła m na górę . Ten jedyny raz widziała m nędzę tak okropną , a taką upozorowaną jeszcze . Rozpaczająca wdowa miała dość porządne ubranie , ściany były czyste i podłoga schludnie zamieciona ; zresztą brak wszelkich sprzętów , została jedna tylko kolebka chłopczyny . Jak się później od matki dowiedziała m , i ta już miała raz iść na sprzedaż , ale dziecko przywiązało się do niej ; miało już tyle pojęcia , że broniło swojej własności . Kiedy ojciec chciał wynosić , zaczęło krzyczeć i płakać – a ojciec – ten niezaradny ślamazarnik według pani kupcowej , już o sprzedawaniu kołyski nigdy więcej nie pomyślał , tylko pomyślał o śmierci . O Boże , mój Boże ! gdyby m dniem pierwej była się z nim spotkała ! gdyby on mógł był wiedzieć , że się od kilku dni z dwudziestoma dukatami dla wsparcia którego z potrzebujących noszę . . . gdy- by – jedno gdyby , a życie człowieka uratowane , rodzina ocalona , środek dalszej pracy zapewniony . Myślała m , że mi się serce rozgniecie pod ciężarem tego „ gdyby ” ; zdawało mi się , że jestem w dalekim lecz niemniej prostym stosunku winną zgonu tego samobójcy . Jeszcze raz serdeczniej , troskliwiej zajęła m się losem jego wdowy . Lokaja i pannę służącą rozesłała m na skupowanie potrzebniejszych rzeczy ; sama została m z biedną kobietą i tuliła m dziecię zgłodniałe , a nadzwykłym zbiegowiskiem przestraszone jeszcze . Musiało być pełnym współczucia i ożywczej siły serce moje , kiedy po odejściu cudzych ludzi , przy mnie , na głos mej pociechy , kobieta ciągle pierwej martwa jak kamień , lub gwałtowna jak wściekłość w boleści swojej , zaczęła z wolna opamiętywać się , uspokajać – aż wreszcie suche jej oczy cichymi łzami zapłakały i razem ze mną pomodlić się mogła . Trochę późno dnia tego wróciła m do domu . Matka surowo mnie przyjęła , lecz gdy śmy ze służącą zdarzenie całe opowiedziały , pod wpływem naszych wrażeń sama się rozrzewniła i żaden z jej strony zarzut mię nie spotkał . Nazajutrz wyszła m znowu , żeby moją biedną wdowę odwiedzić ; przyjęła mię tak serdecznie , że widać było , jak się nawet ucieszyć starała . Trzeciego dnia miał być pogrzeb . Nie przyrzekła m , lecz zdawało mi się , że znajdę wolną chwilę , aby z matką i dziecięciem do niepoświęconego grobu zmarłemu towarzyszyć ; czuła m , jaką to wielką i prawdziwą łaską będzie dla osieroconej rodziny – im surowsze prawa , tym ludziom potrzebniejsze ludzkie miłosierdzie . W oznaczonej godzinie zaczęła m się więc wybierać , kiedy na całą gorliwość moją , na cały mój zapał litosny chłodnym spostrzeżeniem dmuchnięto . – Jeśli chcesz iść koniecznie – mówiła matka – to ci nie wzbraniam , moja Guciu ; proszę cię tylko , zastanów się rozsądnie , na co te wszystkie odwiedziny twojej ubogiej się zdadzą ? Że jej wsparcie dała ś , to dobrze ; że chciała by ś coś więcej dla niej uczynić , i to mię nie dziwi ; ale że teraz codziennie ze służącą po ulicach latasz , że się na dalekie pogrzeby wybierasz – to wszystko sensu nie ma . Wiesz najlepiej , jak ja żadnej przesady nie cierpię . Przesadna dobroczynność jest okropną śmiesznością tylko . Ciekawam co by też powiedziano , gdyby cię kto ze znajomych spotkał daleko za miastem , w towarzystwie takiej pani malarzowej , przy takim konwoju ? Jeśliby szkodliwej potwarzy nie ukuł , to pewnie zapisał by cię do jakiego bractwa modnych dobroczynności komediantek . Rozsądniej daleko zrobisz , jeśli mnie to zostawisz ; ręczę ci , że i twoja biedna wdowa więcej na tym skorzysta . Otóż widzi pani , zrobiła m daleko rozsądniej i moja biedna wdowa istotnie więcej na tym skorzystała , bo matka wzięła do dóbr swoich i uposażyła jakimś miejscem , na jakimś folwarku . Słyszała m , że bardzo jest wdzięczna , że bardzo dobrze jej się powodzi , moich sentymentów nic a nic nie potrzebuje . Od tego czasu wszelkie miłosierne przedsiębiorstwo na rozsądek mojej matki zdaję , a jeśli czasem chęć samodzielności się odezwie , natychmiast brzmią mi w uszach te słowa : Przesada ! co by na to powiedzieli ! „ Bractwo modnych dobroczynności komediantek ” – i widzę się zakapturzoną po sam czubek nosa , w litościwych przed okiem ludzkim pielgrzymkach , z woreczkiem pełnym biletów na różne fantowe loterie , z ametystowym różańcem zamiast bransoletki na ręku ; a muszę pani powiedzieć , że ametystów nienawidzę . Słowem , uprzytomniają mi się wszelkie możliwe okoliczności miłosierdzia , jako pewien stan , pewien urząd sprawowanego pod dozorem właściwych komitetów , z upoważnienia administracji krajowej , miłosierdzia o bochenku chleba na szalkach stemplowanych , o cudzej kieszeni w zapasie – ja , co chciała m oddawać i kochać . . . wstyd mi , gdy sobie wspomnę . . . Może też z przytoczonego zdarzenia lepiej pani zrozumie kierunek „ starannemu wychowaniu ” mojemu nadany . Jak drzwi spiżowe na kardynalnej zawiasie , tak ono , ciężkie i zimne , obracało się ciągle na zasadzie jakiegoś spotęgowanego rozsądku . Uczucia serca , upodobania wyobraźni , religia nawet moja , składać się musiała do stale zakreślonych wymiarów . Co pani między swoimi rozsądkiem nazywa , nie wiem , przypuszczam tylko , że to coś bardzo pięknego być może ; albo śledzenie prawdy , albo odkrycie stycznego punktu między ideałem i rzeczywistością , albo sztuką życia w uczynkach wedle pojęcia doskonałości w duszy złożonego . Może dla pani rozsądek jest silną a zręczną praktyką jej marzeń . . . U nas ta władza despotyczna ogranicza się na trzech przeczeniach jedynie . Nie być przesadną , nie być egzaltowaną , nie być romansową , to wszystko razem dopiero znaczy być rozsądną . Lecz ponieważ jest wielkie podobieństwo , że wyrazy : przesadna , egzaltowana , romansowa inaczej są w pani dykcjonarzu wytłumaczone , inaczej znowu wśród nas używane , koniecznie trzeba do nich krótkie przypiski załączyć . Otóż tedy : przesadna odpowiada śmiesznej , częstokroć tylko dla oka ludzkiego odgrywanej roli . Takim przymiotnikiem zwykle oznaczano przy mnie nerwowe laleczki , spazmujące na byle głośniejszy łoskot , łzami zalane o byle rzewniejszą ploteczkę lub powiastkę francuską , w każdym niespodziewanym wypadku przytomnie zemdleć gotową . Do przesady liczyły się jeszcze wszystkie na cienką nutę wymoderowane głosy , wszystkie sznurowane usteczka , wszystkie wzdychające wykrzykniki , przechylane główki , umyślnie spod sukienek wystawiane nóżki , zbyt często białą rączką odgarniane loki i różne tym podobne , naturze mojej najwstrętniejsze rzeczy . Drugostronnie przesadą uznano także każdy objaw radości , smutku , uwielbienia , każdy ruch szybszy , naglejszy , każde wrażenie znienacka duszę ogarniające . Raz mój ojciec wrócił z dalekiej podróży ; jakem go we drzwiach ujrzała , krzyknęła m głośno , zerwała m się co prędzej , a że mi zbyt wysoko było do szyi ojca sięgać , więc nogi jego z hałaśliwą , niepomiarkowaną , dziecinną namiętnością ściskać i całować zaczęła m . – Poczciwa moja dziewczyna ! – rzekł ojciec . – Lękam się tylko , żeby nie była przesadną – odpowiedziała matka , a mnie już nieraz przedtem zdarzyło się uważać , kogo to ona przesadnym nazywała . Kiedy na moje serce spadło to groźne słowo , doświadczyła m tak dziwnego skutku , jak żółw , któremu by lodem nagle obmarzły wyciągnięte na słońce ze skorupy łapki . Już nigdy potem nie przyjmowała m ojca z podobnymi demonstracjami nadzwykłej uciechy . Kiedy miała m lat dwanaście , umarła mi młodsza , siedmioletnia siostrzyczka ; prześliczne to było dziecko ! a jakie ukochane moje , żeby pani wiedziała ! W chwilach od lekcji wolnych , sto razy lepiej z nią się bawiła m , niż ze wszystkimi mojego wieku panienkami . Dziś jeszcze łzy do oczu się cisną mimowolnie , gdy piszę te słowa , jak gdyby m widziała jej główkę , ciemnymi loczkami z natury ufryzowaną , jej oczy duże niebieskie , patrzące na mnie takim dziwnym , głębokim spojrzeniem , i ten uśmiech tęskny , gdy mówiła czasem : „ Guciu baw Zinkę , bo Zince smutno bardzo ” . Umarła moja pieszczotka ! prawda , że często zapadała na zdrowiu , prawda , że była wątła jak kwiateczek zimowy , chuda , blada przezroczystą bladością ; nikt jej życia długiego nie wróżył , a jednak gdy skonała , mnie trudno było jej śmierci uwierzyć ; pierwszy raz też patrzyła m na umarłego ; dziecina spała niby cichuteńko i swobodnie , i gdy ją ustroili , piękniejszą była niż kiedykolwiek ; wiedziała m przecie , że już nie żyje , że ją mają w trumnę zabić i na cmentarz wywieść ; lecz jak czarno ubrani posługacze istotnie wieko gwoździami przykuwać zaczęli , ze mną nie wiem co się zrobiło : uroiła m sobie , że Józinka się obudzi , że ją gwoździe skaleczą i zaczęła m krzyczeć na całe gardło : „ Nie dam ! nie dam ! nie dam ! ” – i rzuciła m się ku trumnie , rozpychając wszystkich , broniąc całymi siłami biednej mojej siostrzyczki . Jak mnie tam odciągnięto , jak wywleczono do drugiego pokoju , nic sobie nie przypominam ; wiem tylko , że później przyszła matka , zapłakana wprawdzie , lecz spokojna , kazała mi się wody napić , a gdy m się trochę uciszyła : – Martwisz mię jeszcze więcej , moja Guciu – rzekła do mnie poważnie – w każdym zdarzeniu i w boleści nawet człowiek miarkować się powinien ; taki żal głośny jemu straty nie wróci , a drugim przykrość tylko lub zgorszenie sprawia . Bierz ze mnie przykład ; wszak pewnie więcej niż ty naszej Józinki żałuję ; a jednak nie krzyczę , nie szarpię się z ludźmi , bo to wszystko na nieznośną przesadę zakrawa . Zapewne matka wielką słuszność miała ; przypominam sobie , jak później jedna ze znajomych naszych przy pogrzebie swego ojca strasznego narobiła hałasu , dostała palpitacji serca , trzeba ją było gwałtem od katafalku odrywać , a w kilka tygodni jak się to wesoło po dziedzińcu z Dionim ścigała , jak gdyby nigdy w życiu czarnej sukni obszytej białymi tasiemkami nie nosiła . – Patrz Guciu , na czym się kończą te rozpacze przesadne – mówiła do mnie matka z lekkim ramion wzruszeniem , a mnie nauka i przykład głęboko do serca wniknęły . Kiedy później sama ojca straciła m , już nie krzyczała m , nie darła m się do trumny , umiała m płakać po cichu i przyzwoicie – tylko . . . z przeziębie- nia w tym czasie odbyła m długą , podobno niebezpieczną chorobę . Przez cały dalszy ciąg mej edukacji , dwa razy jeszcze zasłużyła m na lekkie o przesadność zgromienie . W tej historii z wdową malarza i ostatni raz na koncercie Liszta , gdy mu zachwycona najniedorzeczniej przyklaskiwać zaczęła m ; więcej takich grzechów nie pamiętam już wcale . Są przecież inne , stokroć cięższe , które dźwigam na moim sumieniu ! Egzaltacja ! co to jest ? – nie wiem – żadnej definicji nie umiała by m dobrać temu wyrazowi . Z różnych zastosowań wnioskuję , że musi być dubeltową przesadą , wyższym , lub raczej niższym , podlejszym stopniem kłamstwa ; lecz może jest cnotą , geniuszem , siłą , która człowieka nad poziom ziemski unosi – och ! nie wiem ! nie wiem ! w głowie mi się mąci . Kto jak święty Jan Kanty płaszcz ze swych ramion zdejmuje , by nim żebraka na rynku przyodziać , a jak Harpagon domownikom porcje niekraszonej kaszy niepełnymi kwaterkami mierzy ; kto po szpitalach obcych chorych nawiedza , a własnym krewnym z głodu umierać daje ; kto po szkółkach wiejskie i miejskie dzieci niby uczy , niby zaopatruje , a swoim rodzonym jak dzikim płonkom róść pozwala ; kto składa hojne dary na dobroczynność w stolicy , a we własnych majątkach z rozwalających się chałup fartuchy , sierpy i czapki za robociznę lub czynsze fantuje ; kto przyozdabia złotem i srebrem kościoły , a rodzeństwo w działach majątkowych krzywdzi ; kto deklamuje o miłości bliźniego , a potrąca służących , nie płaci sumiennie najemnikom , oszukuje sąsiadów – krótko mówiąc , kto się bawi cnotą , kto się chwały ludzkiej dorabia obłudą , kto samolubne zyski pozorem świętych uczynków barwi – ten się zawsze w domu naszym „ egzaltowanym ” zowie . Lecz bardzo często , może częściej nawet , słyszała m ten przymiotnik w zupełnie innym sensie używany . Gdy jeden z najczcigodniejszych kapłanów naszej okolicy domagał się raz chrześcijańskiej od chrześcijan odwagi , gdy wołał o cześć Bożą w duchu i prawdzie , gdyż każdym słowem kazania dopominał się o miłość i ofiarę – powiedziano , że ksiądz egzaltowany . Na poezje Adama , Juliusza , Zygmunta powiedziano , że są egzaltowane . Poświęcenie misjonarzy idących w głąb Chin lub Tatarsz- czyzny pod grozą śmieci męczeńskiej słowo Chrystusa głosić ; zapał młodzieńczy , zrywanie się ku wielkim czynom , tęsknota ku lepszemu , nadzieja przyszłości , wiara w ludzkość zbawiającą się przez wieki – wszystko to ma być egzaltacją tylko . Jeśli Żółkiewskiego i Chodkiewicza , Kordeckiego i Puławskich , Rejtana i Kościuszkę „ egzaltowanymi ” w mej obecności nie nazwano , to dlatego zapewne , iż o nich w naszym poufnym kółku nigdy przydłuższej nie było rozmowy ; bodaj jednak , czy już o Napoleonie ktoś tego nie powiedział , a ma się rozumieć , że pani Staël , która tyle prześlicznych rzeczy wydrukowała , i panna Łucja , która swych wierszy drukować nie zaczęła dotychczas , na wieki wieków zrosły się z tym przydomkiem . Nic dziwnego , że pośród tak różnorodnych znaczeń do jednego wyrazu naczepianych , kilkakrotnie zdarzyło mi się obłąkać , niewłaściwą pójść drogą i o sam kamień obrażenia srodze sercem potrącić . Najpierw pamiętam , było to po śmierci ojca i po przebytej chorobie ; niezupełnie jak widać otrząsnęła m się z jej skutków : co dusza czuła , to bezkarniej na jaw się wybijało . Czy była m smutna , czy zniecierpliwiona , czy się rozrzewniała m , czy nudziła m , zawsze to jakoś łatwo się z mej powierzchowności dawało odgadnąć . Rumieniec , bladość , czasem łza w oku zdradzały najniepotrzebniej wewnętrzne usposobienie . Wzrok ludzki , obojętny , wszędzie mi też przeszkadzał i tylko wtenczas oddychała m swobodniej , kiedy z dala od wszystkich w samotny kącik uciec sobie mogła m . Jednego wieczoru poszczęściło mi się nad wszelkie spodziewanie . Całe domowe towarzystwo siedziało w bawialnych pokojach , a mnie drzemiącą na sofce zostawiono spokojnie w odległym na ogród wychodzącym gabineciku . Gdy się zbudziła m , głęboka cichość panowała dokoła , przez otwarte okno lały się wszystkie promienie lipcowej pełni dorastającego księżyca ; ze świeżym chłodem wieczoru falowała w powietrzu jakaś woń upajająca róż pod oknem kwitnących , i liści na drzewach ogrodowych i trawników rosą zwilżonych : te zapachy , te promienie , ta cichość nade wszystko oczarowała mnie z wolna , dała m jej się zamagnetyzować ; wszystkie myśli niewolnicze wypuściła m na swobodę i sama z siebie uciekła m daleko . Co się ze mną działo ? to pani musisz wiedzieć najlepiej , bo pani prze cież nikt nie broni tak całą duszą po całym bujać świecie – ja wtenczas pierwej mojej używała m wycieczki . Trudno mi dzisiaj w jakiego bądź opisu wyrazy ją ująć . Nie było żadnych wyrazów w mej myśli , nie było myśli nawet , tylko mętne , senne a błogie wrażenia , sensacje , jeśli mi pani przebaczy to słowo z francuskiego języka pożyczone . Wiem , że zdawało mi się , jako by m występowała poza własne ciało , ja druga , ja prawdziwsza , zarysem kształtów zupełnie sobie podobna , tak blada i tak czarno ubrana , ale giętsza , lżejsza , sprężystsza , bogatsza skarbami uczuć i władz niepojętych , doskonalsza nadprzyrodzonym zmysłów rozwinięciem . Czuła m się wszędzie i we wszystkim obecną , piła m nektar z kielicha floksa , kołysała m się na białej jaśminu gałązce , płynęła m z tchnieniem wiatru nad ciemnym szpalerem , ale mi było smutno , smutno , bo chciała m ojca mieć przy sobie , bo i ojciec tęsknił do mnie ; a był daleko , wysoko , wyżej niż księżyc , niż gwiazdy . Niech tylko pani o tym pamiętać raczy , że co jej przedstawiam w obrazach , dla mnie nigdy obrazem nie było ; że nie złudzenia wzroku , lecz w poczuciu moim rozgrywające się opowiadam fenomena ; istotnie , przytomność rozsądkowa nie opuściła mię ani na jedną chwilę ; wiedziała m , że leżę na sofce , że o kilka pokojów ode mnie matka herbatę nalewa , jednak żyła m pod dziwnym wrażeniem innych miejsc , innych zdarzeń . Jak pająk na wiotkiej nici , którą z własnej piersi ciągnie , tak ja na smutku moim zawisła m w przestrzeni i wzmagała m się , wzmagała m , by do góry ciągnąć , a mój smutek , moja nić pajęcza , to był niby srebrny promień księżyca , między mym sercem a niebem drgający . Ojciec zstępował do mnie na tym promieniu , ja się do niego zbliżała m i byli śmy już razem , razem przez siłę wzajemnej tęsknoty , przez miłość naszą , przez promień księżyca . Gdyby mnie ojciec mniej kochać zaczął , lub gdyby m ja go coraz więcej kochać nie mogła , toby śmy się rozłączyć musieli ; czuła m postrach takiej groźby w przyszłości ; jasna przędza chwiała się czasem pod niewidzialnych naszych postaci brzemieniem ; lecz we mnie czucie potężniało i nie ojca ściągała m ku sobie , tylko sama za ojcem wzbijała m się coraz wyżej – wtem niespodzianie chmura przeciągnęła , wszystkie promienie księżyca wstrząsnęły się od razu i doświad czyła m rozpaczliwego zwątlenia , zaczęła m się osuwać , osuwać , osuwać ; czuła m , że ziemia blisko , że ojciec znów daleko , i gorzkie łzy twarz mi zalały . W tej chwili brat mój huraganem wpadł do pokoiku , chcąc się przekonać , czy śpię jeszcze , a najpewniej chcąc mię już obudzić ; nachylił się i spostrzegł , że nie śpię , lecz płaczę . Dioni ma na nieszczęście tak zwane „ dobre serce ” . Głód , choroba , niedostatek prawdziwie go rozrzewniają ; jeśli sam gniewem uniesiony służącego nie uderzy , lub któremu z dziedzińcowych podwładnych batami dać nie każe , to w zwyczajnym usposobieniu ani bicia , ani ludzkich jęków i łez nie cierpi . Zapłakana twarz siostry przykre też na jego nerwach zrobiła wrażenie . – Guciu ! co to , Guciu ? – spytał mię takim serdecznym głosem , że mię na nieostrożność wyciągnął . – Pokazała m mu księżyc i rzekła m tylko : – Patrz , Dioni . Dioni popatrzył chwilę , nic nie zobaczył , więc na mnie oczy zdziwione obrócił , a ja szalona dodała m : – Och ! gdyby tam raz jeszcze się dostać ! Na te słowa brat osłupiał wyraźnie , postał trochę w milczeniu , ale zbyt długo utrzymać się nie mógł ; jak parsknie śmiechem , jak zacznie pędzić , tak dopiero w bawialnym oparł się salonie . – Mamo ! mamo ! Gucia się na księżyc wybiera ! – zawołał całą siłą mężniejącego w swą dojrzałość głosu . – Cóż to za dziwne żarty ? – niechętnie zrazu odezwała się matka . – Ale ja nie żartuję – upewniał Dioni . – Gucia się doprawdy na księżyc wybiera , jak mamę kocham ; nawet płacze , że tam pójść nie może . Biedna Gucia spostrzegła już , co za okropną popełniła niedorzeczność i z miejsca ruszyć się nie śmiała – ale matka sama z zapytaniem do niej przyszła : – Wytłumacz mi , co to znaczy ? Pewnie wolała by m się była o sto łokci pod ziemię schować , niż dawać żądane wytłumaczenie ; gdy jednakże w posadzce ani jeden kwadracik się nie poruszył , zebrała m całą odwagę moją i z częścią prawdy stanęła m przed sądem . – Dioni ma słuszność – rzekła m okropnie drżącym półgłosikiem – mówiła m do niego , że się chcę na księżyc dostać , bo właśnie przed chwilą śniło mi się , że tam ojca widziała m . – Śniło ci się , moje dziecko , to rzecz łatwa do zrozumienia , nam wszystkim ojciec śni się dosyć często ; ale któż słyszał po przebudzeniu jeszcze tak się poddawać sennym wrażeniom ? – Widząc zaś , że mię te słowa nic a nic nie uspokajają , że mimowolnie łzy jak groch po twarzy mej lecą , matka zamknęła okno , kazała przejść się trochę i znacznie surowszym tonem dorzuciła : – Bądźże rozsądniejsza , moja Guciu , bardzo cię proszę ; takie płacze na nic się nie zdadzą , a jak w zwyczaj wejdą , gotowaś rozegzaltować się gorzej , niż panna Olimpia , co po śmierci swego dziadka do klasztoru chciała wstępować . Nawiasem tylko muszę pani powiedzieć , że panna Olimpia nie wstąpiła do klasztoru , nawet choć jej potem babka umarła , i wuj umarł , i ciotka , i przyjaciółka jakaś – lecz wybiera się ciągle ; jeszcze na ostatnim balu wspominała mi o znikomości rzeczy ziemskich i o zamiarze swoim . Tymczasem porównanie z panną Olimpią , niedoszłą zakonnicą , jakkolwiek drażliwe , miało być wstępem jedynie , przedmową stokroć cięższej pokuty . W kilka dni później był u nas obiad proszony ; gdy cukierki podano , Dioni wybrał jakiś plasterek bladożółty i sam go uroczyście na talerzu mi podał ; z pierwszego rzutu oka nie mogła m odgadnąć co to znaczy , ale Dioni pośpieszył z objaśnieniem : – Czy nie poznajesz ? To księżyc twój ulubiony . Zimno mi się zrobiło – spojrzę na matkę , a matka cała w rumieńcach woła co prędzej mego brata , daje mu jakieś pozorne zlecenie i mnie od dalszego ciągu niewczesnych żartów ocala . Kiedy się goście rozjechali , Dioni porządną burę dostał . – A czy by ci przyjemnie było – mówiła matka – czy by ś się bardzo cieszył , gdyby się wszędzie rozniosło , że twoja siostra lunatyczka , albo egzaltowana ? Nikt z obcych przecież twego konceptu inaczej sobie nie wytłumaczy . Wstydź się Dioni , nie spodziewała m się po tobie ani takiej lekkomyślności , ani tak złego serca . Dioni podobno nie bardzo się zawstydził ; mruknął sobie pod nosem : – Dobrze jej tak , niech po księżycu nie chodzi , to ją lunatyczką przezywać nie będą – i na tym się jego zmartwienie ograniczyło . Ale ja , nieszczęśliwa ! do mego serca każdy wyraz połajanki ostrą szpileczką się przypiął . Ciągle miała m przed oczyma ten rumieniec z mego powodu zawstydzonej matki i ciągle echo mi zwracało jej wylęknionym głosem rzucone słowa : „ gdyby się wszędzie rozniosło , że twoja siostra lunatyczka , albo egzaltowana . . . ” egzaltowana ! . . . Plutôt mourir ! Zdaje się jednak , że obawa tego nieszczęścia rozbudziła do najwyższego stopnia czujność macierzyńską . Na każdy mój postępek więcej zwracano uwagi ; staranniej przepatrywano każdą książkę , którą do rąk wziąć mi było wolno ; z rozrywek pani Tańskiej usunięto dziennik Franciszki Krasińskiej ; z Rasyna zostawiono tylko Atalię ; z półeczek , na których stali tak zwani klasycy nasi , poczciwy Karpiński zniknął , a wszystkie numery „ Journal de jeunes demoiselles ” przechodziły srogą cenzurę . Pomimo tylu chłodzących środków , kuracja moja przez parę lat jeszcze opornym i leniwym postępowała krokiem . To przy muzyce zbyt długo siadywała m , to w kościele tak się modliła m , że aż wszyscy patrzyli na mnie , co się zwykle zdarzało , gdy ja właśnie nie patrzyła m na nikogo ; to zbyt czule śpiewała m arię Desdemony ; przyszło do tego na koniec , że mię „ romansową ” nazwano . Po tej dozie chininy zgubiła m febrę egzaltacji . Ale bo cóż to znaczy przesada ? cóż znaczy egzaltacja ? one są ledwo cieniem , podnóżkiem , zapowiedzią „ romansu ! ” Romans – oto dopiero prawdziwa esencja śmieszności , fermentacja w nadużycia i zbrodnie . Każda kobieta złych obyczajów jest , według naszego domowego słownika , romansową ; od awantur hańbiących do miłości wszystko jest romansem . Może pani tego zrozumieć nie może , ja wnet przykładami objaśnię . Sławna pani kasztelanicowa , usunięta z towarzystw przyzwoitych – romansuje ; sławna pani Leosia , u której nasz Dioni dwadzieścia tysięcy na jeden wieczór przegrał – romansuje ; biedną Alinkę , przez własnego opiekuna uwiedzioną , trzeba było za granicę wywozić – to romans ; siostrzenica pana prezesa uciekła z młodym kapita- nem od artylerii – to romans ; ale nawzajem w sąsiedztwie naszym panna Karolina odmówiła bardzo bogatemu człowiekowi , z tego jedynie powodu , że się do niego przywiązać nie mogła – znowu romans ; panna Róża , posażna , idzie za ubogiego dzierżawcę , którego kocha – romans ogromny ; państwo Janostwo pobrali się bez majątku , we wspólnej pracy pokładając nadzieję dalszego utrzymania – ach ! jaki romans szalony ! Słowem , prócz obowiązkowych uczuć dla ojca , matki i rodzeństwa , uczuć , które , jak pani wspomniała m , pilnie jeszcze z przesadą rozgatunkować trzeba , wszystkie inne uczucia między ludźmi są tylko – romansem . Wdzięczność słyszała m wyraźnie romansem przezwaną ; chęć poświęcenia się dla drugiej istoty – także romansem ; przyjaźń romansem – i zmiarkowała m na koniec , że każde ukochanie jest zawsze romansem . Teraz pani opowiem , w jakim zdarzeniu na zarzut romansu zasłużyła m . Po trzech Niemkach , dwóch Francuzkach , jednej Angielce , weszła na koniec do naszego domu z tytuł em „ guwernantki ” panna Urszula S** , bardzo światła , jak w okolicy mówiono , osoba . Istotnie moja Urszula była prawdziwie , czysto , słonecznie światłą kobietą . Wszystko , czegom się pierwej na pamięć wyuczyła , przy jej słowach dopiero rozjaśniło mi się , uporządkowało i w stosunku swoim do życia usprawiedliwiło . Przez cały czas wstępnej edukacji nigdy sobie sprawy nie zdała m , dlaczego mi każą brać lekcje tylu rozmaitych przedmiotów , od katechizmu zacząwszy , na nieszczęśliwej gramatyce skończywszy . Zwyczaj , według mego przekonania , był jedyną narzuconej mi pracy przyczyną ; dlaczego ten wyraz w tym przypadku , na a , nie na u się kończy ? dlaczego ten rzeczownik nieżywotny ma żeńskie , nie męskie zakończenie ? Bo tak chce prawo zwyczaju – odpowiadano na moje zapytania , i domyśla się pani , że wśród otaczającej mię atmosfery wyrok ten był wyrokiem najwyższej instancji . Grała m , pisała m , malowała m , uczyła m się dat i nazwisk historycznych , geograficznych , botanicznych – gdyż tak chciało prawo zwyczaju . Przy Urszulce inaczej wszystko zaczęła m pojmować ; nie miały śmy wprawdzie osobnej godziny na religię i moralność ; już po pierwszej komunii , rokiem pierwej , te dziecinne kursa zamknięto ; ale każda godzina wspólnej pracy na szej , każdy dzień wspólnego pobytu przynosiły mi zawsze jakąś myśl wyższą o Bogu , jakieś szlachetniejsze o ludzkości wyobrażenie . Bóg i ludzkość , te święte słowa wypełniły czczość wszelkich wiadomostek ; koło nich , jak ziemia koło osi swej i koło słońca swego , zaczęły krążyć z ładem i celem najdrobniejsze efemerydy nauki człowieczej . Urszulka niby rzadko bardzo wspominała o niebie , o obowiązkach , o cnocie i poświęceniu ; ale tak umiała zestawić prawdę z prawdą – szkaradnie się wyraziła m „ umiała zestawić ” , jakby to jej sztuką i zręcznością było – nie , nie – w niej to prawdy owe tak tkwiły głęboko , że zawsze musiała m ich dosłyszeć i dowidzieć wszędzie . Ach ! gdyby Urszulka mogła mi była podarować okoliczności i warunki życia , gdyby choć trochę naturę odmienną ! . . . Panna Kazimiera bardzo by mię dziś kochała , może by śmy się dawniej już spotkały , może nie na balu . Cóż jednak , kiedy od najlepszej mojej dostała m to jedynie , co przyjąć mogła m ; prawdę dla myśli i tęsknotę ku prawdzie dla serca . Nie wiem dlaczego matka moja nie bardzo lubiła Urszulkę ; niczego jej zarzucić nie mogła , sama nieraz przyznać musiała , że tak sumiennej nauczycielki spotkać jej się nie zdarzyło jeszcze , wszelką też względność zachowywała dla niej w obejściu ; lecz tego wylania serca , tej poufności , którą miewają matki dla szczerych duchowych i umysłowych zastępczyń swoich , tej rodzinnej przyjaźni wreszcie nigdy żadnego dowodu jej nie dała . Czasem posądzam matkę , że w uznaniu zasług Urszulki więcej się opinią ogółu , niż własnym powodowała przekonaniem . Ta raczej odgadnięta , jak dostrzeżona niesprawiedliwość , rozwinęła pewną moralną odwagę w mej duszy ; nie zważając na to , co powiedzą , wszelkimi sposobami starała m się okazać Urszulce moją wdzięczność i moje przywiązanie . Dioni żartował ze mnie , że na imię panny Urszuli mogła by m w sądzie składać przysięgi . Matka kiedy niekiedy lekką trąciła przymówką , że młode osoby zwykle przebyć muszą szczepienie ospy , odrę , szkarlatynę i adorację dla kogo ze znajomych lub nieznajomych sobie , i stawiała różne niefortunne przykłady ; ja się niczym zrazić nie dała m . Według wszelkiego podobieństwa , Urszulka wywzajemniała mi się pod tym względem . Dziś jeszcze nie mam prawa wiedzieć i niby nie wiem , czy jej uwagę zwróciła taka grzeczna , układna , cicha wojna do- mowa ; pewną wszelako jestem , że jej serce poczciwe nieraz boleśnie zadrżało od wiejącego zewsząd chłodu , nieraz w dotkliwy sposób odczuło skrytą niechęć i brak prawdziwej życzliwości w pozornych uprzejmościach towarzyskich ; lecz ona także zrazić się nie dała i śmiało mogę powiedzieć , że mi poświęciła dwa lata swego życia . Poświęciła , bo któż ją przymuszał żyć z ludźmi najwstrętniejszymi jej pojęciom i usposobieniom ? Pełno innych domów stało dla niej otworem , pełno rodzin było by z błogosławieństwem i radością jak uroczystość obchodziło ten dzień , w którym by między nimi przy wspólnej pracy stanęła ; a jednak Urszulka została przy mnie , znalazła biedną , zgnębioną , nierozwiniętą duszyczkę , odgadła nędzę ściśnionego bez miłości serca i nie odstąpiła mię , póki mogła . Jakże ja nie mam kochać tej Urszulki ! . . . Lecz przyszła chwila , w której musiały śmy się rozłączyć . Matka wybierała się ze mną do Warszawy najpierw , a potem do Drezna , i powiedzianym było , że prywatnymi lekcjami uzupełnię moje wychowanie . Kiedy sobie przypomnę ostatnie nasze pożegnanie , to jeszcze sama własnej śmiałości wydziwić się nie mogę ; a toż ja głośno płakała m , rzuciwszy się na szyję odjeżdżającej , a toż gdy powóz ruszył z miejsca , stała m na ganku tak długo , póki tylko chociaż kurzu tumany wiejące za nim widzieć mogła m , i nazajutrz była m smutna , i trzeciego dnia już list arkuszowy do Urszulki pocztą wyprawiła m . Nie , istotnie , ani mojego męstwa , ani cierpliwości mojej matki pojąć nie jestem w stanie . Od czasu do czasu wzruszyła ramionami i na tym się wszystko kończyło , a może wielka szkoda , że na tym kończyło ; była m w jakimś paroksyzmie bohaterstwa , czuła m , że przy dobrej sprawie stoję ; oburzała m się nawet , że matka , że Dioni , że Moryś , że wszyscy wkoło mnie , tak jak ja Urszuli nie żałują ; w matce szczególniej podobna obojętność grzechem mi się zdawała , gdyby m więc przez matkę była zaczepioną wtedy , może przyszło by między nami do stanowczej rozmowy , lody między nami zamarzłe raz przecież pęknąć by musiały ; lecz matka milczała dopóty , dopóki się nie nastręczyła sposobność bardzo słusznej , na moje nieszczęście , połajanki . Domyśla się pani , że poczucie swej winy zawsze moralnie rozbraja człowieka – otóż stało się coś takiego , przez co ja sama winną , bo w najwyższym stopniu śmieszną się poczuła m . Niech pani na tym ogólnikowym wyznaniu poprzestanie ; zbyt jeszcze przykrą dla mnie rzeczą wspominać całą ową historię , wstydzę się , słów dobrać nie umiem , a jednak powinna by m wszystko szczerze powiedzieć , kiedym raz już zaczęła – no , powiem , i cóż pani za to mi zrobi ? choć się rozśmieje , to widzieć nie będę , a przed drugimi , przed panią Felicją wszakże mię panna Kazimiera nie zdradzi . Tak się więc stało : Urszulka radziła mi z tego co czytam , co w świecie spostrzegam , co sama sobie myślę , zbierać , w ważniejszych chwilach przynajmniej notatki maleńkie . Po odjeździe Urszulki , zamiast notatek , rozpoczęła m formalny dziennik . . . dziennik , to nic jeszcze – ale – Boże mój , jakże to trudno napisać ! W tym dzienniku na pierwszej kartce były wiersze , niezupełnie moje wiersze , naśladowane tylko z Kochanowskiego . „ Urszulo moja wdzięczna , gdzieś mi się podziała ? ” Niemniej przeto dzienniki i wiersze w ręce matki wpadły . Jestem pewna , że miłosny bilecik nie był by więcej zgorszenia narobił . – A to znowu co za romanse ? Spodziewam się ,że cię przecież panna S** nie uczyła wierszy robić ; ja też cię wcale na poetkę i dziesiątą muzę nie wychowuję . Od tego czasu proszę mi zawsze pokazywać wszystko , co tylko pisać będziesz ; jeszcze gotowaś na autorską monomanię zachorować ; na to nigdy nie pozwolę , ani prawdziwych ani komponowanych romansów w domu moim nie ścierpię . Czy już komu dała ś to do czytania ? – Dać do czytania ? ach ! mamo , ja by m tego sama przed sobą głośno odczytać nie śmiała . – To wielkie szczęście , moja Guciu ; bądź pewna , że ja także w tajemnicy twoją poezję zachowam . – I zwinąwszy biedny kajecik , oddaliła się z nim matka poważnie , a ja została m na pastwę samotności i zgryzoty rzucona . Od tej chwili , niech mi pani wierzy , dwóch rymów nigdy w życiu nie złożyła m ; ale ta cnota szczęścia mi nie zapewniła i owszem , im przyzwoiciej układam się na zewnątrz , im odpowiedniej do wyobrażeń matki kształciła m , tym coś okropniejszego działo się w mej duszy , tym dziwaczniejsze nagabania dręczyły moją wyobraźnię , tym szaleńcze zachcenia kusiły mię w różnych życia mego kierunkach ; coraz bieglej zaczynała m przykrywać zdania , ruchy i czyny moje , według miary towarzyskich foremek , ale też coraz głębiej czuła m , że inną jestem , i ogarnął mię strach ciągły , bezprzestanny , ścięła mię lodem codzienna nieufność . Przeczuwała m , że byle się puścić za natchnieniami serca , to bardzo prędko wykieruję się na osobliwość pierwszej próby między Odrą a Dźwiną . Nie wiem skąd i po co zlatywały się do mnie jakieś nigdzie nie spotykane postacie ; roiły się w mózgu jakieś myśli bez ładu , przed oczyma obrazki jakieś zwieszały cudowne , w uczuciu budziły smutki , radości potrzeby , których nikt koło mnie nie doznawał i nikt nie pojmował nigdy ; czasem chciała m się już zerwać na równe nogi , biegnąć przed siebie w świat szerszy , nieznany . . . ale gdzie tam ! . . . wola drętwiała , opuszczały siły . Wychowano mię w czci tak głębokiej , w posłuszeństwie tak ślepym dla rozsądkowych przepisów , a raczej dla dogmatów rozsądkowych , że powoli przeniknęły mój organizm , stały się nie własnością , lecz właściwością moją . Jak nie mogła m się rozstać z dzieciństwa wspomnieniem , jak nie mogła m odjąć z przeszłości tego , co się już zdarzyło , tak nie mogła m się rozstać z pewnymi przywyknieniami , odjąć sobie pewnego sposobu widzenia i sądzenia potocznych towarzyskiego życia wypadków . Szkaradna ta mieszanina bujnej wyobraźni a zimnej rozwagi , szalonych marzeń , a stałych jak prawa matematyczne zasad , przerodziła się we mnie w dziką i sztywną nieśmiałość , z której się dotychczas jeszcze nie otrząsnęła m i którą pani za dumę milionowej dziedziczki wzięła . Całe dwa lata , po oddaleniu się Urszulki w Warszawie i w Dreźnie spędzone , liczą się do najnieszczęśliwszych lat mojej biografii : jednak ludzie mówią , że to lato wiosenne , szczęśliwe ; rok siedemnasty , osiemnasty ! rok pierwszych balów i ostatnich lekcji ; lata swobody zupełnej między obowiązkami uczennicy obowiązkami żony i matki . Biedne moje lata młode , zwarzył je przymus , ucisnęła nuda , zatruło gorzkie szyderstwo ! Tylkoż niech pani sobie nie wyobraża znowu , że była m ciągle ofiarą surowej krytyki mej matki , lub wesołego dowcipu Dioniego . Och ! wcale nie ! Po znalezieniu tych nieszczęśliwych wierszy , postanowiła m bacznie nad sobą czuwać i żadne już dziwactwo z głębin duszy na jaw mi nie uciekło ; lecz miała m innego wroga , sama w sobie nielitosnego szydercę nosiła m . Z łaski czy z dopuszczenia Bożego i mnie się trochę rozsądku dostało – ach ! trochę tylko ! Gdyby m go miała tyle , ile moja matka , spokojna i zawsze umiarkowana , ile mój brat Dioni , złośliwy i wyrachowany , a choćby tyle co nasz współwychowanek Moryś ! Pani go już na balu zauważyła : ten Moryś usłużny , zgrabny , ładniutki , on jest także po swojemu rozsądny ; wszyscy u nas są rozsądni , aż do dziewczyny , która mi usługuje ; wszyscy też na tym dobrze wychodzą ; tylko ja źle wychodzę , oczywisty dowód , że nie dostała m równej z innymi porcji ; ta półdoza fatalna życie mi tylko zakwasiła ; z tym stoczkiem zapalonym w rozległej piwnicy nie widziała m gdzie pójść chciała m , ukazywały mi się same powykrzywiane kształty , głębokości niebezpieczne , lub śmiecie obrzydliwe . Nie raz myślała m sobie , że byle kilka kroków dalej postąpić , rozpadną się przede mną wrzeciądze tajemne i utonę wśród blasku świec jarzących , złota , klejnotów , bodaj nawet , czy nie wśród słońc nowych , a promienniejszych od naszego plamistego słońca ; już sobie wszystko przedstawiała m , już prawie miała m zobaczyć – w tym stoczek mignął , zostawały tylko kamienne schody pod nogami i kamienne sklepienie nad głową . Wszystkie takie nagłe zmiany dekoracji rozwinęły we mnie najdokuczliwszą władzę , chorobę : ironię – z wolna do tego przyszło , że na co spojrzała m , to mi się od razu od pierwszego rzutu oka we właściwych sobie formach i w karykaturze ukazywało ; co posłyszała m , to sparodiowanym wracało mi echem ; co czuła m sama , to sama sobie wyśmiać , przedrzeźnić tak doskonale umiała m , że pewnie lepiej Dioni by nie potrafił – ba , ja przecież samego Dioniego na fundusz wziąć mogła m ; żadna z jego drobnych pretensyjek nie uszła mej baczności ; wiedziała m kiedy w lustro się spojrzy , a kiedy oczu przymruży – i tak mniej więcej wszyscy dla mnie stawali pod promieniem rozwidniającym każdą ich ułomność . Gdyby m więcej miała odwagi , albo mniej pobłażania – gdyby rady Urszulki zatarły się w mej pamięci , to by m uchodzić mogła za najostrzejszy dowcip dziewiętnastego wieku . Sama pani Felicja pozazdrościła by mi niezawodnie ; bo ileż to spostrzeżeń , ile odpowiedzi zabójczych uwięzło na języku , a ja z nich korzyści wyciągnąć nie umiała m i nie pragnęła m nawet ; odpowiedzi , spostrzeżenia , zawsze prawie przemilczane , kamie niem tęsknoty na serce mi spadały – im ludzie byli śmieszniejsi , im świat cały śmieszniejszy , im śmieszniejszą ja sama , tym bardziej tylko nad ludźmi , nad światem , a szczególniej nad sobą płakać mi się chciało . Rozsądny mój dowcip osobliwszego był gatunku ; widział niby arcyzabawne rzeczy , lecz sam się niczym zabawić nie mógł , ten splinnik niegodziwy ! Co ja przez niego ucierpiała m ! – racz mi kiedyś Panie Boże w zasługach Jobowych policzyć . Ale znalazła m wreszcie antydot skuteczny . Jak to już pani mówiła m , niepodobna mi było z rozsądku się wyswobodzić ; dała m mu berło w rękę i zostawiła m na miejscu – tymczasem zaś obok niego wyniosła m na tron ducha inną , równie potężną władczynię – fantazję ! Ach ! panno Kazimiero , jak ja wybornie umiem fantazjować ! jak marzyć ! . . . – zdaje mi się , że w całej Europie nikt tak nie potrafi – trzeba też wyznać , że nie od razu do tej doskonałości przyszła m . Z początku bardzo często zamyślała m się , mieniła m na twarzy , łzami oczy się przepełniały , lub uśmiech po licach przebiegał . Matka wtenczas pytała : „ A co ci to , Guciu ? czemu tak w jedno miejsce się zapatrzyła ś ? czemu zbladła ś ? czemu się rumienisz ? czy cię co boli ? z czego się roześmiała ś ? ” – i musiała m zawsze stać pod bronią z gotowym usprawiedliwieniem : – „ to nic , mamo ; zimno mi , albo gorąco ; w zębie mię strzyknęło ; albo deklamacja pana Edmunda mi się przypomniała ” . Dzisiaj już nie potrzebuję żadnych wybiegów zażywać . Myśli moje podwójnym płyną prądem – jeden zwierzchni , unosi męty i piany powszednie ; drugi , spodni , toczy kryształ najczystszy , drogie perły , diamenty , korale , rozbija się o granit skał niebotycznych , zapada w przepaści bezdenne , a nic tego nie znać po mnie . Nawet pani się nie domyśliła i dzięki Bogu , przecież to jedyna tajemnica moja , to skarb jedyny ; gdyby ludzie się dowiedzieli , pewnie by mnie napadli i złupili do szczętu . Ach ! nigdy pani ludziom nie powiadaj ; stokroć wolę , że mię suchą kredą i woskową lalką nazywają , że mi przypisują umysłowe niedołęstwo i pogardliwą dumę milionowej dziedziczki ; żaden z tych pocisków do wnętrza piersi przebić się nie zdoła . Może dlatego właśnie , iż tak dalekie od prawdy , bawią mię tylko , jak by mię bawiły ostre wymówki spod domina na rachunek zupełnie obcej osoby słuchane ; lecz gdyby kiedy ktokolwiek uchylił maski , rozdarł domino moje , a później mnie już poznanej wymyślać zaczął , to by dopiero było okropnie . Ja też przed panią jedynie składam karnawałowe kostiumy i w swojej własnej ukazuję się postaci . Niech tam ludzie patrzą sobie na martwą pannę Augustę , ty , Kazimiero , Białą Różę twoją w jej Eldorado kwitnącą musisz zobaczyć . Biała Róża nie buja po kwiatach , nie kołysze się na drzew gałązkach , po księżycu nie chodzi , jak to jej się przy pierwszej próbie marzenia zdarzyło . Co by jej dzisiaj znaczył jeden sen oderwany , jedno przelotne wrażenie ? Biała Róża ma całą historię drugiego życia w sobie , a kłamstwem nie są jej złudzenia , są raczej nową potęgą w duszy , bo dla niej teraz nic nie ginie ; najdrobniejsza okoliczność , najobojętniejszy człowiek musi jej się dwukrotnym czynszem opłacić ; gołą źrenicą wszystko widzi tak , jak widzi jej matka , jak widzi pan Dionizy , jak widzą różni znajomi ; wewnętrznym wzrokiem za to każdy przedmiot ogląda i przywłaszcza sobie według ceny własnego otaksowania , według prawdy własnych życzeń . A kto ma słuszność ? a przy kim prawda prawdziwa ? przy tych rozsądnych , czy przy tej marzącej ? To , co marzę , jest stokroć piękniejsze od tego , czego doznaję ; to , czego doznaję , jest równie znikome , jak to co marzę . . . a więc . . . a więc , stworzyła m sobie królestwo udzielne . Nie oderwała m go od smutnego więzienia , które los dla mnie stworzył , i owszem , każda niteczka cudownych arabesków , zdobiących mój namiot monarszy , jest zawsze do jakiegoś zewnętrznego zdarzenia przyczepiona . Co mię na posadzkach salonowych spotyka , to żywcem przenoszę w moje państwa i dopiero według natchnienia złocę , brylantuję , lub roztrącam i w piekło ciskam . Moje królestwo nie jest z tego świata , a jednak ten świat jest w królestwie moim , tylko wyraźniejszy , rzetelniejszy , dokładniejszymi konturami przerysowany . Możebna dobroć rozrasta się w nim w cnotę anielską ; lada zdolność umysłowa staje się geniuszem ; nadzieja przechodzi w pewność , życzenia w czyn dokonany , złe w potworność , miernota w głupstwo , a głupstwo . . . to zależy od usposobienia – głupstwo czasem na taki głęboki rozum umiem przetłumaczyć , że aż sama później między jednym a drugim różnicy dopatrzeć nie mogę . Kto by sobie wyobraził jednak , że w moim królestwie szczęściem tylko oddycham i rozkoszą się poję , ten by o całą połowę granic mi jego umniejszył . Oj ! ciężkie nieraz przebywała m troski , okropne ponoszę straty , bo mi wypadki nie tak się snują , jako ja chcę , nie zawsze nawet i ludzie bywają takimi , jakimi by m ich dla pociechy serca a chwały Pana Boga widzieć pragnęła – nie – urok mego królestwa i potęga najwyższa w tym jedynie spoczywa , że ja taką jestem , jaką by m być mogła , jaką być sobie życzę , jaką mi się być podoba . Żelazne dyby i konopne powrozy na gruncie rozsądku składam . Tutaj wstępuję z rozwiązanymi rękoma , z hardo podniesionym czołem , z lekko oddychającą piersią . Dowcip , którego nie śmiem w urzędowym życiu moim spożytkować , tutaj mi służy do chłostania wszelkich niedorzeczności , jakie mi kiedykolwiek od urodzenia mego dokuczyły . Żartem na proch rozbijam , śmiechem na wiatr zdmuchuję każdą bryłkę niesmacznych konceptów , każdą pajęczynę bezprzeczynnych uprzedzeń . Mam tyle odwagi , że co zamyślę , to wykonam , co poczuję , to wypowiem , gdzie zatęsknię , tam pójdę , czego mi trzeba , to wezmę . Niech mi w uchu nie brzęczą obrzydliwe muchy światowych wątpliwości – czy wypada ? czy nie wypada ? do czego to będzie podobne ? co ludzie sobie pomyślą , co powiedzą na to ? Miałki piasek owych zagadnień , himalajskim łańcuchem nieraz od szczęścia , od cnoty mię dzielący , tutaj nie czepia się nawet podeszwy moich trzewików . Biegnę swobodna i pewna siebie ; wspomagam słabszych , śmiało w oczy zuchwałym staję , po nikczemnych depcę bez miłosierdzia , ale jak kocham wszystkich godnych ukochania , jak wielbię moich wybranych , jak pokornie gwiazdom moim na wysokościach niebieskich się kłaniam ! To jedna chwila okupić może całą dwudziestotrzechletnią przeszłość w bezwładnej martwocie spędzoną . Długo bardzo bezimiennie rządziła m krajami mojej fantazji ; wstręt mię jakiś przejmował na wspomnienie „ biednej Guci ” lub uroczystej „ panny Augusty ” , którą po balach i wizytach oprowadzać musiała m ; nigdy przecież nie wpadła m na imię różnym wymaganiom tajemnej mojej biografii odpowiednie . Szukała m , lecz mię zawsze coś zraziło ; jedno mi się zdawało za tkliwe , drugie za obojętne ; innemu brakło harmonijnego brzmienia , innemu znów siły i powagi , aż na los zdała m tę sprawę ; sama przed sobą była m zawsze ja , dla drugich była m ty , albo pani . Teraz już spotkała m matkę chrzestną Kazimierę , i ta mi Białą Różą nazywać się kazała . Czyż można było coś prześliczniejszego wymarzyć ? Biała Róża , to i powaga królewska , i czystość dziewicza , i miłość nieskalana i cierń przeciw niegodnym . Od czasu jak Białą Różą została m , jeszcze mi się rozszerzyło moje królestwo , lepiej mi w nim i sama lepszą jestem . Matka coraz więcej kochać mię zaczyna : kiedy się nie rozumiemy , to ją przekonywam , tłumaczę jej przyczyny mego postępowania , a matka wierzy i godzi się ze mną . Dioniego do szkół oddała m ; już przeszedł do czwartej klasy , uczy się przykładnie , mówi bardzo mało i profesorowie zaręczają , że się na użytecznego człowieka wykieruje . Z Urszulką widujemy się bardzo często ; uprosiła m ją sobie , żeby się do Warszawy przeniosła i codziennie prawie odwiedzamy się nawzajem .