Gabiela Zapolska Kobieta bez skazy …no ! muszę przyznać , że troszkę to nieprzyjemniejsze , niż sądziła m . Wyobraź sobie , idąc tu , zdawało mi się , że jestem heroiną romansu . Niewielkiego . Ot — une passionette — z podłożem „ rozwodowem ” . A tu — mogę powiedzieć — farsa , nawet nie tragifarsa , i nie à la Dulscy . Inny genre — zupełnie . Niby jakieś wiwisekcje duchowe i w gruncie rzeczy puszczanie baniek . Tylko bez tęczowych afer . Ot … na szaro . — Ile pani ma lat ? Kręcę się . Coś marmocę . Czy zauważyła ś , Helu , że kobieta zawsze się swoich lat wstydzi . Albo że ma aż tyle , albo że ma dopiero tyle … Zawsze . Dość , że i ja nie mogła m wyksztusić tej mojej trzydziestki . A przecież — właściwie o cóż mi chodziło ? — Trzech księży i jeden podksiądz . — No tak , Helo — podksiądz — taki młodziutki , nawet dość naiwny — coś ze studencika . — Pochylony nad masą papierów , pisze i pisze — czasem tylko ( ale bardzo rzadko ) podnosi na mnie swe szafirowe , trochę smutne oczy . — I szybko , jeśli spotka się z moim wzrokiem ( robię to bardzo od niechcenia i zręcznie ) , przenosi oczy na otwarte szeroko okno , przez które widać śliczny szmat ogrodu , z bajecznemi bukietami akacji . — Niby to śledzi wtedy muchy , tańczące w strudze zachodzącego słońca , ale ja wiem , Helu ! … To biedactwo odpoczywa po „ głębi moich dwóch niezmierzonych stawów ” … A jakże . Ach ! Helu ! . . Helu ! . . Dwa dni trwają już te moje przesłuchiwania rozwodowe . Jeszcze mam przed sobą drugie dwa . — Codzień biorę inną suknię i przedstaw sobie , jak dobrze wyznawać tę naszą maksymę . — „ Najuczciwsza kobieta powinna być zawsze pod bronią ” . To jest … les dessous irreprochables … Bo nie wiesz dnia , ani godziny … Ach ! Żart na stronę . Mówi się tu n . p . o tramwaju . — Wysiadasz , tramwaj rusza . Padasz . O koła zaplątuje się suknia . Jesteś wleczona kilkanaście kroków w oczach p . t . publiczności . — Pierwsza myśl — jakie mam dessous ? Dopiero druga : co mi tam połamią ? — Ale ta pierwsza dominanta . — A więc — jeśli koronki , batysty , tafty i t . d . mają nieposzlakowane piękno — możemy oddać się z wdziękiem i beztroską wleczeniu po szynach w oczach rozentuzjazmowanych przechodniów . Lecz jeśli nosimy podwiązki pod kolanami , o Helo ! … Co za cios ! … Czy taka kobieta może marzyć o wzbudzeniu idealnych uczuć — jeśli jej wielbiciel odkrył u niej podwiązki pod kolanami , lub dessous , ozdobione szydełkowym tiulikiem ( ! ) . — Powiesz — przypadek ! Hm ! tak — ale , Helu , my , kobiety uczciwe , możemy tylko liczyć na przypadki , pozwalające nam ujawnić , jak w błyskawicy , to , co stanowi nieskazitelność naszych przekonań … Dziś — bez tramwaju zaszła potrzeba takiego ujawnienia nieskazitelności moich dessous i zasad . — Oto — przy przesłuchiwaniu — gdy doszli śmy do punktu owej sławnej sceny ( och ! znasz ją zanadto dokładnie — bo swego czasu wylewała m me łzy rzęsiste w tej sprawie na twe łono ) , do owej la grande scène , w czasie której mój mąż ( a obecnie pan Bohusz ) , odpłacając mi za trochę może nieparlamentarne o nim przekonanie — pochwycił nóż do owoców i z czarującą , przyjacielską gracją ugodził mnie nim w lewą łopatkę . Była to drastyczna wymiana nienawiści dwojga płci i coś nieco ze szkoły zapaśniczej życia . Pozostała mi po tej scenie , dowodzącej , jak dalece instytucja małżeńska jest niezbędną w społeczeństwie , głęboka blizna . Ponieważ przesłuchania rozwodowe są jakby poparte metodą poglądową , areopag kapitulny zarządził wizję lokalną . Zawahała m się chwileczkę . Tyle tylko , ile było potrzeba do zamaskowania mej , w tym względzie obowiązkowej , skromności i szybkiego zbadania mych dessous . Wreszcie , rzuciwszy okiem w stronę sekretarza , który pogrążył się cały w stosie papierów , ujawniła m triumfalnie słodki , blady ton liljowych batystów , pianę walansjenek i cud moich ramion , które znasz , a które zaczynają nabierać ślicznej linji , właściwej balzakowskim kobietom . Miała m na tyle dobrego smaku , że nie konstatowała m wrażenia . Zadowolniła m się tem , że chwila ta była i stała się . Widzisz więc , że i my , kobiety bez skazy , nie wiemy dnia , ani godziny … Stąd przyjmij sobie tę zasadę , którą odtrącać się zdawała ś , i przy niej — trwaj ! Twoja Rena . Piszę dziś znów , a to , że przewiduję twoje wymówki . — Piszesz mi — powiesz — bez ładu składu . Obchodzi mnie , jak się rozwodzisz , jakim porządkiem , w jakiej formie . A ty swoim zwyczajem przybierasz ton listu Bóg wie kogo i zajmujesz papier i czas tramwajami i lila kolorem twoich batystów . Wiem , wiem — była ś i jesteś tą wzorową osóbką , która każdą chustkę od nosa z prania przegląda do światła , czy czasem nie pozostała na niej jaka plamka . Ty nigdy nie mogła ś pogodzić się ze mną , że ja miała m trochę rozwichrzone włosy i wzywała ś mnie do szanowania pozorów . Moja droga — w rzeczach zasadniczych potrafię ja te pozory uszanować . Powiedz mi , czy w ogóle pod względem tak zwanego prowadzenia się macie mi co do zarzucenia ? Nie ! Mogę wyzwać śmiało pod pomnik Mickiewicza ( tam bowiem obecnie załatwiają się wszystkie wielkie kwestje ) cały świat i żądać , aby mi dowiedziono , czy zbłądziła m ( ale to naprawdę ) , choćby we śnie ? To jest i pozostanie właśnie dumą mego życia . Jak gronostaj , tak się przenoszę przez męty i kałuże . Bez plamki — słyszysz ! … Bez plamki . I jeżeli mam być szczerą , a przed tobą jestem nią , to przychodzi mi to z łatwością . Jestem bowiem kobietą bez skazy , ale i bez tego , co nazywają … temperamentem . To wszystko , co małżeństwo przedemną odsłoniło — ça ne me dit rien . Zrozumiała ś ? Ty jesteś dość skryta i na moje w tym względzie pytania odpowiadała ś milczeniem i uśmiechem . Więc właściwie nie wiem , czy mnie rozumiesz , czy i dla ciebie owe chwile problematycznych cudowności są wyczekiwane , czy raczej wymijane konwencjonalną grzecznością . Dość , że ja unikam owej „ plamki ” wesoło i zupełnie normalnie , zwykle w ostatniej chwili przyzywając mą godność nieskalanej kobiety , jak ekran przed zbytnim żarem nadto podsycanego ogniska . Ach ! Bo tu leży to , co mi wyrzucasz często , a wierz mi , że ze zbyt wielką surowością . Jeżeli nie aprobuję finału i nie chcę brać udziału w misterjach cudownych , o wątpliwej właściwie wartości , nie jest rzeczą konieczną , ażeby m wyzbywała się przyjemności wysłuchania uwertury i właściwej treści opery . Tembardziej , że dla mego indywidualizmu te preliminarja właśnie stanowią cały bezsprzeczny urok stosunku mężczyzny z kobietą . Możesz mnie sądzić zdeprawowaną . Hm ! … Moja droga — zdeprawowanie jest rzeczą względną . Dla jednych to , co niby stanowi zdrowe i normalne przebiegi miłości , jest jedynie godne miana cnoty , a wszystko inne chrzci się mianem zdeprawowania , dla drugich znowu tamto finalne jest pieśnią zwierzęcia stadnego , obwieszczającego swe zdeprawowanie , a nie mogącego już odczuć subtelnych rozkoszy ledwo dostrzegalnych drgnień bardzo uduchowionych połączeń . Ty nazwiesz mój genre flirtem , ale na Boga , skończcie już raz używania tego wyrazu , który przeciągnął nawet przez kredens i garderobę , nie licząc salonów i „ buduarów ” ( ! ) kołtuńskich kokietek . Ja się upajam , a nie flirtuję . Ja biorę z życia to , co właściwie jest dla mnie upojeniem i radością . Przechodząc mimo ogrodnika , kupuję sobie bukiet anemonów , które pociągnęły mnie ku sobie intensywną barwą swych kielichów . Tak samo zbliżającego się ku mnie mężczyznę , który przynosi mi swe samcze poprostu zapędy , ja z całą umiejętnością wpędzam w rozstawione sieci i zaczynam wprowadzać w stan preliminaryj tak pięknych , jak piękną była owa barwa kwiatowych , kupionych przezemnie kielichów . Gdyby m mu w jednej chwili zamknęła drogę do nadziei , mężczyzna ten cofnął by się i ja pozostała by m sama i nudząca się . Tak , spodziewając się ciągle , jak indjanin w pióra barwne , tak on zaczyna się stroić , czy to w cudze piękno , czy rzeczywiście z głębi swej duszy wyciągać do lamusa zapchane swe piękno wewnętrzne i uroczystości duchowe . Często zaśmiewam się w głębi mojego ja , patrząc i odczuwając , jak taki pan , zezując w stronę mej ślicznej , różowej sypialni , pochyla się ze mną moralnie nad źródłem idealnem „ szczęśliwości miłosnych ” . A tymczasem zdaje mi się , że słyszę , jak mówi jego wewnętrzne ja . — Chce ci się chodzić na szczudłach ? — Masz , masz , masz — odemszczę ja się za to … odemszczę … „ gdy mi padniesz wreszcie w ramiona ” … I czeka tej odpowiedniej chwili do zemszczenia się , wysyłając od czasu do czasu jakiejś awantgardy , które ja łaskawie przyjmuję , o ile są subtelne i dystyngowane . Lecz skoro tylko ten uśmiech ośmnastego wieku chce „ schłopieć ” , je tire ma révérance i już mnie niema . Jak motyl pozbieram z kwiatu to , co jest słodyczą i wonią , rozmarzę się , upoję , zawibruję wspomnieniem i pozostawiam mój sujet z projektem … shańbienia mnie i zemszczenia się za to , że tak ślicznie w noce księżycowe błądzili śmy po ścieżkach , wysypanych brylantowym piaskiem , podczas gdy w oddali , ledwo dostrzegalnie , drgały harfy naszych zmysłów . Bo , moja droga Helu , zechciej być bardziej wyrozumiała , gdyż : Chacun prend son plaisir où il le trouve . Twoja Rena . A co ? Nie mówiła m ? Ciche skargi , że i ten drugi list nic nie opisuje . A przecież to takie ważne , ta forma rozwodu , to przecież takie ciekawe ! Zaraz naładuję ci twój podróżny koszyczek najświeższemi wiadomościami , tylko jeszcze chcę ci powiedzieć , że mam wielką dla ciebie wdzięczność za uznanie , z jakiem moja cnota spotkała się u ciebie . Piszesz : „ Wiem , że potrafisz się zatrzymać w sam czas ” . — Moja jedyna , ja od pierwszej chwili jestem zatrzymana i chodzę na uwięzi , ale tu chodzi o umiejętność zatrzymania mego partnera i tej siły mi winszuj . Bo widzisz , dzieje się czasem tak : Indjanin , ustroiwszy się w pióra , zaczyna znajdować , że mu jest pięknie w tych piórach , forsuje nutę , znajduje jakiś ton mi nieznany i oto ja zaczynam mieszać się i tracić poczucie prawdy . I wtedy zaczyna się niebezpieczeństwo , a … Cud może rzeczywiście przedstawić jako cud . Wtedy — co będzie ze mną ? Co ? I tu podziwiaj i winszuj mi tej forsy , tej siły , która nagle pozwala mi stanąć na wyżynie niezdobytej mej cnoty i nieskazitelnej potęgi . Nie o to chodzi , że ja się zatrzymała m , ale że potrafiła m zatrzymać indjanina w jego fascynującym tańcu , w księżycowych blaskach . Jakich używam wtedy broni , to już mniejsza i sekret to mój własny . Zresztą , dla ciebie zbyteczny . Dość , że bronie te są rozmaite i zastosowane nie tylko do indywidualności partnera , ale nawet do zewnętrznego otoczenia . Inaczej bowiem wycofuje się przed finałem wobec gwiazd Maeterlinckowskich , a inaczej przed uchylonemi drzwiami mej różowej sypialni . Tu pozwól sobie zwrócić uwagę , iż pozostawianie właśnie tych uchylonych drzwi zawsze jest niby dziełem wypadku i nikt z tego powodu nie może na mnie rzucać brzydkiego cienia . Potrafię bowiem przejść z salonu do sypialni pod pretekstem przyniesienia pozostawionej tam książki , i wracając w roztargnieniu , potrafię ślicznie drzwi nie zamknąć … A więc … Czego chcesz ? Lecz widzę , jak się marszczysz . Znów to samo , znów na prawo i lewo szczebiotanie , im więcej rzeczy ci znanych i wiadomych . No , nie bardzo . O ten rozwód ci chodzi ? No , więc dowiesz się , że dziś dzień trzeci i trzecia suknia . Kolor dyskretny , szaro - zielony , płótno pierwszej sorty , spódnica dość krótka , przybrana pałkami , żakiet pół długi , lekko wcięty . Bluza koronkowa , ślicznie ażurowa . Na głowie rodzaj turbana z dwoma ponad uszami pękami lila akacji . Inwencja moja , nadająca mi specjalne cachet , trochę wyzywające i ciągnące za mną oczy przechodniów . Co więcej ? Buciki ze skóry w tonie sukni , pończochy idem . Co najwięcej mi sprawia radości , to rękawiczki , w tym samym tonie , które znalazła m w pewnym sklepie . Całość zwaporyzowana mieszaniną Sweat Pea i Heliotropu . Także moja inwencja . Trujący heliotrop i słodki , idealny groszek … Słowem to , co ja , w zbliżeniu się … Ten zapach , to jakby delikatny , czarujący pazik , wysłany na zwiady … Czy to chciała ś wiedzieć ? Taki jest dzień trzeci . W dzień pierwszy była suknia z czarnej etaminy i wielki Lamballe z piórami . Pojmujesz , nie mogła m się hazardować , nie znając wcale terenu . Należało więc być correcte . I dobrze się stało . Składała m bowiem przysięgę . Ale tak uroczystą , nadzwyczajną . Wyobraź sobie , kazano mi uklęknąć , położyć rękę na otwartej księdze i tak przysięgać . Dwie miała m wtedy myśli . Pierwsza rzeczywiście jakiś dreszcz , jakby m stanęła nagle przed czemś wielkiem , nieznanem , które mi grozi zwaleniem się na mnie i pogrążeniem mnie w przepaść — druga myśl , jak muszę rzeczywiście interesująco wyglądać na tle tych szarych ścian kapitulnej izby , w mej długiej , miękkiej sukni , ze skierowanemi odpowiednio wzruszeniom oczyma . I ta pierwsza myśl naprowadziła we mnie żelazne postanowienie mówienia najczystszej prawdy , a ta druga żal , że nikt nie może ocenić odpowiednio piękności tej całej sytuacji . Poszukała m wzrokiem sekretarza , lecz ten uparcie liczył w tej chwili muchy , wpadające z ogrodu … No i wreszcie zaczęło się przesłuchanie . Pisała m ci w pierwszym liście , że jest to farsa , i taką wydała mi się od pierwszej chwili . Gdyby choć ta wiwisekcja sprawiała mi pewne niemiłe duchowe łaskotanie , ale i to nie . Ot ! Odpowiada się machinalnie i z początku odczuwa się pewne zniecierpliwienie nad niedyskrecją i wywlekaniem przyczyn i skutków . Lecz powoli tępieje się na tej ławeczce , na której się musi siedzieć godzinami całemi . Już przy końcu pierwszego dnia , ponieważ było bardzo gorąco i księża mieli przed sobą dwa syfony wody sodowej , cała moja myśl skoncentrowała się na wyrobienie w sobie dosyć odwagi , aby wstać i poprosić o szklankę wody . Lecz co dziwnego i komicznego zarazem . Nie miała m na tyle odwagi , ja , której tupet jest przecież przysłowiowy w naszym światku . Postanowiła m tylko przynieść jutro ze sobą moją saską bombonierkę , pełną pastylek miętowych i demonstracyjnie jeść je na przesłuchaniu . A może zdobędę się na zdumiewający krok i poczęstuję kleryka . Widziała m bowiem i w jego oczach pragnienie wypicia szklanki wody . Ale i on nie śmiał . Jutro napiszę ci więcej . Jestem jakaś senna . Zakazała m Kaswinowi i Halskiemu zjawić się w tych dniach u siebie . Rozumiesz , iż tak było przyzwoiciej . Dlatego się nudzę . Doprowadzam do olśniewającej , tycjanowskiej barwy swoje włosy i nudzę się . A przeto jestem senna ! Twoja Rena . Ej panienko ! Panienko ! Bo zaczynam podejrzywać w tobie rzeczywiście jakąś perwersję . Ależ tak ! To naleganie na mnie , a powiedz , o co się pytali ? Wygląda mi tak , jak wtedy , gdy na pensji zjawił się list od jakiejś naszej dawnej koleżanki , która za mąż poszła . A co ? A jak ? A gdzie ? … I takie miluchne dreszczyki przebiegały nas od gładko wyczesanych główek aż do różowych stopek . Tak samo i ty chcesz wiedzieć , o co mnie pytano . I choć nie określasz dokładnie punktu , o który ci chodzi , to przecież ja wiem , w którym kierunku ciekawość twoja skierowana . Otóż wszystko odbyło się bardzo prosto , mimo że wyczuć było można tę niezwykłość chwili . Ja stała m się nagle sztywną , zimną , obojętną — moi interlokutorowie uderzyli w ton prostoty i niemniejszej obojętności . Rozmawiali śmy o mej nocy poślubnej , jakby o pierwszym zadysponowanym obiedzie , a przecież uczuli śmy wszyscy wielką ulgę , gdy przekroczyli śmy tę ścieżkę . I dopiero , gdy znalazła m się w domu , w ciszy mego sypialnego , samotnego pokoju , ogarnął mnie jakiś bunt i wstyd . Zdawało mi się , że ktoś przemocą wtargnął do grobowca , który sama na złoty klucz zamknęła m . I tu widzisz , Helu , jest szpetota tego , co tylko płaską farsą się zdawało . Jest to gaszenie ostatniego płomyczka , co tlił przed sarkofagiem piękności miłosnego Cudu . Nie — teraz więcej , niż kiedykolwiek czuję , że między mną a tak zwanem zmysłowem życiem skończyło się wszystko . I nawet , jeśli ci to sprawi pewnego rodzaju rozkosz i uspokojenie , to i te flirty ( ! ) zaczynają mi być jakieś dalekie i mniej ponętne . Tylko , że już wtedy życie stanie się dla mnie — zupełną pustką … Powiesz : unieważniają ci małżeństwo i możesz iść drugi raz za mąż . Ha no ! Tak . Dla nas , kobiet uczciwych , właściwie jest to jedyny jeszcze punkt wyjścia i postawienia na loterji życiowej . Może być , że taki indjanin nie wyzbędzie się nawet po ślubie choć resztki piór tęczobarwnych … Może … Ale to problematyczne . Stąd jestem w rozterce i dawniej , gdy była m spętaną , czuła m się o wiele szczęśliwszą i swobodniejszą , niż teraz … Obecnie , gdy furtka może być otwarta , pęta i kajdany życiowe zaczynają mi ciężyć . Bardzo jasne . Będąc tylko separatką , mogła m bezkarnie być uwielbianą , i jeszcze każdy z widzów tej komedji żałował mnie i podziwiał . Obecnie wolno mi przyjmować miłosne ofiary tylko pour le bon motif . Wszak będę wolna i mogę zostać poślubioną . A wiesz jeszcze , co przeczuwam ? Że i adoratorów będzie mniej . Stanę się jakby panną na wydaniu i bez wdzięku tego , co okrasza panny . Zbliżyć się do mnie będzie już jakiemś zobowiązaniem . Przeczuwam pustkę , pełną szacunku , i jestem przerażoną . Bo rozwódka ma tylko trzy drogi . Albo zasłynąć , jako ktoś łaskawy i przystępny , albo jako kobieta bez skazy , więc nudny nieużytek , albo pretendentka do małżeńskich propozycyj . Z melancholią widzę , iż będę musiała wybrać to trzecie , w połączeniu z tem drugiem . Ale , Helu ! … co mi to przyniesie ? … Co ? Twoja Rena . Dziś jeszcze wezwano mnie na zeznania dodatkowe . Przyznaję się , że była m zadowolona . W ten czas ogórkowy jest to wspaniała dywersja , musisz sama przyznać . Zresztą już zaczęła m się wkładać w mą rolę i lubiła m siebie , wchodzącą szybko i pewnie po tych schodach , o stopniach wyżłobionych stopami ludzkiemi , o ścianach milczących , połatanych , jak stara izba ubogiego proboszcza . W ogóle , jeśli się chce widzieć takie odwrotne strony medalu , to dobrze jest znaleźć się w tej , co ja , sytuacji . Widzi się wtedy wielkie nicości ogromnych nadwartości i wtedy własny ogródek wydaje się niewymownie wspaniały i bogaty . Ręczę , iż było by tak samo i z Watykanem , z którego p . Bohusz wysłał swą skargę rozwodową . Otóż widzisz , moja droga , jest tak . Chodziło o to , aby nasz rozwód nie skompromitował żadnej strony . Tylko pod tym warunkiem zgodziła m się na owo unieważnienie małżeństwa . Ponieważ prawie wszystkie punkta kompromitują albo jedną , albo drugą stronę , gdyż odkrywają i otrąbiają jej wady moralne , albo fizyczne , znaleźli śmy się w ciężkiem położeniu . Na dźwiganie plamy moralnej ja nie chciała m się zgodzić . Łatwo zrozumiałe . Grand Dieu ! Cóżby się stało z moją gronostajową szatą ? Na fizyczny zaś jakiś niedostatek niezwyciężony pan Bohusz przystać znów nie mógł . Po długich pertraktacjach i mozołach wybrano złoty środek , wygrzebano niewielką i w kąt wciśniętą przyczynę . Oto — przymus moralny . Wkracza w dziedzinę procesów psychicznych , więc nieuchwytny , a zatem łatwy do dowiedzenia , trudny do zaprzeczenia . Ponieważ pana Bohusza niemożliwe było przymusić w jego czterdziestce , dobrze już określonej , ja stała m się tą ofiarą , zmuszoną do małżeństwa przez srogich opiekunów , jako że rodziców nie miała m . Po wynalezieniu tego powodu odetchnęli śmy wszyscy , winszując sobie wzajemnie , że tak dystyngowanie wydobędziemy się ze śliskiej bądź co bądź awantury . I pan Bohusz udał się do Rzymu , aby tam , „ zasiedziawszy ” miejsce , wystąpić ze skargą , jako że ja , Terena , jego żona , nie mogła m być dobrą żoną , gdyż … I tu się zaczął niezrównany pokaz kłamstw i cudownych , mieniących się stu barwami krętactw . Jako że zmuszono mnie do owego ślubu moralnie , a nawet i fizycznie . Jako że nawet wleczono mnie za włosy do ołtarza , co potwierdził szereg świadków , którzy zaznaczyli się tem w mej egzystencji , że mnie nie widzieli na oczy . Lecz , moja jedyna , tak już być musi , bo w takie , a nie inne warstewki ułożyło się wszystko to , co o naszem życiu stanowi . Przynajmniej popełniono ten akt lojalny i nie kazano mi zeznawać tej misternie utkanej siateczki . Wszystko już w tej mierze było naprzód przygotowane , a ja tylko położyła m swój podpis . Uczyniła m to jakby z furją , tak , że trochę naddarła m papier . Coś na kształt buntu krzyczało we mnie z żalu za czemś , co tlało i gaśnie . Wiesz , że pomimo mych krętactw i komplikacji w dziedzinie erotycznej , jestem zupełnie prostą naturą w sprawach życiowych . Dlatego i to , co naleciało w prostą linję mej egzystencji z marmurów i cyprysów , zmassowanych poza halabardami świetnych papuzio gwardzistów watykańskich , szarpnęło mną całą … I dziś , Helu , jestem zdenerwowaną więcej , niż przypuszczała m . Polubiła m ubóstwo naszej kapituły , w której rozbrzmiewały nad moją , ślicznie uczesaną głową , wyroki purpuratów , z całą perfidją i maestrją redagowane . Były to kontrasty , które mnie zawsze zachwycają . Stąd mój kult dla Odillon Redon'a i jemu podobnych . Może nawet i to szarpanie mnie wewnętrzne , które ujawniło się dopiero w ostatnich chwilach przesłuchania , było podłożem tej jakby rozkoszy , której zaczęła m doznawać . Gdy więc powstali śmy wreszcie wszyscy z naszych miejsc , ja skłoniła m się wytwornie , ale z żalem , i raz jeszcze obrzuciła m wchłaniająco okiem tę izbę cichą i pełną jakiejś czarującej woni , właściwej zakrystjom i klasztornym kurytarzom . Cztery czarne sylwetki księży , o gestach rzadkich i widocznie bezwiednie wyszukanych , potem ten wielki Chrystus , rozpięty na krzyżu , do którego biegło już może niejedno spojrzenie kobiety , tłumiącej w sobie żal za gasnącem światłem … Ty wiesz , Helu , ty znasz mnie najlepiej , może nawet lepiej , niż ja sama , bo patrzysz na mnie z pewnej perspektywy , że stawała m przed ołtarzem nie jak małpeczki Gyp'a , albo Prevost'a , ani znów jak dziewczęta z pod wiejskich strzech z naszej literatury , przeznaczonej „ dla wszystkich ” , to jest dla rodzinnych stojów . Było we mnie wszystko w miarę , jak w dobrym puddingu angielskim . I rozrzewnienia , i wiary , i poezji , i ciekawości , i troszkę jakby namiętności . To ładnie owiane bielą welonów i zapachem kwiatów . Obecnie pozostaje mi coraz więcej i fatalniej gasnące wspomnienie , a z tych kwiatów , cudów , bieli i illuzji wewnętrznych nawet piękna mi nie raczą pozostawić . To wszystko przecież , co unieść mogła m , Helu ! … I tego mi nie zostawią … i tego … Twoja Rena . Gromisz mnie za moje wczorajsze rozrzewnienie ? Masz trochę racji . Mazgajstwo nie powinno wchodzić w nasz program życiowy . Skoro zaczynamy się rozrzewniać nad sobą samymi , zasługujemy jedynie na to , aby to rozrzewnienie doprowadzić do punktu jedynie logicznego . Zniszczyć to , co zasługuje na litość . Wszystko bowiem , co skomli , psuje harmonię triumfalnego hymnu życiowego . A człowiek tyle wart , o ile zajmuje w tym chórze mądre i wygodne miejsce . Więc masz rację , droga moja ! Powinna m raczej cieszyć się odzyskaną swobodą , ile że będę obecnie miała prawo … Właściwie — do czego ? Zdaje mi się , że właśnie teraz będę musiała zmieniać nawet taktykę mego upajania się i wyrzec się wielu bardzo ładnych koncessyjek i ustępstw , które do tej chwili umilały mi jako tako życie . Piszesz mi , iż teraz mogę zrobić dobrą partję , jeśli umiejętnie wezmę się do dzieła . Zapewne , to nawet jest wskazane dla mnie ze względów finansowych , bo żyję ciągle z kapitału , którego resztkę wspaniałomyślnie wydzielił mi adwokat pana Bohusza . Myśląc o tem wszystkiem , trochę wzdycham , choć staram się o ile możności zawodzić triumfalnie na czele zadowolnionych chórów życiowych . Wczoraj jednak , wracając właśnie z dodatkowych zeznań , spotkała m Sitnickiego — wiesz , opowiadała m ci o nim . Jego zapędy w moją stronę miały nawet pewien wdzięk , bo od czasu do czasu nadawał im pozłotę jakiegoś idealnego rozmarzenia . Przez dwa wieczory czuła m , iż była m dla niego niebezpieczna , bo ową poezję brał na serjo i nawet ja musiała m , choć z żalem , zrezygnować z mego upojenia i ( dobra duszka ) powrócić nas oboje do równowagi . Uczyniła m to zapomocą wyprobowanego gestu . Zasłaniam oczy jedną ręką , drugą , trochę drżącą , daję jakieś nieokreślone znaki . I mówię szeptem : — Milcz pan ! Nie wolno mi tego słuchać ! Zwykle odnosi to wręcz przeciwny skutek . Atak staje się silniejszy i bardziej wzmocniony . Wtedy ja z mej roli walczącej ofiary przechodzę w jawnie stojącą nad samą przepaścią . Zrywam się i woła m urywanym głosem : — Idź ! Idź ! … Rzucam się ku drzwiom sypialni , za któremi niknąc , odwracam się ( bardzo ładną linją ) i posyła m ręką pocałunek . — Jest to ostatni — idź ! … I ginę — zamykając drzwi demonstracyjnie na klucz … Scena taka doskonale robi . Indjanin jest wzburzony i niewymownie rad ze siebie , czując się niebezpiecznym . Ja jestem seine et sauve i mam znów pretekst do dalszego ciągnięcia stosunku . Zwykle bowiem witam indjanina , „ jak gdyby nic ” … i rozmawiam z nim obojętnie , siląc się jakby na wytworną grzeczność . Tem derutuję go zupełnie i podniecam do ponownej sceny , która nadzwyczaj szybko ma miejsce … Dopiero w tej chwili opamiętuję się , że odkrywam przed tobą moje tajemnice . Ale trudno . Listu nie będę niszczyć , a potem szło mi o to , aby przedstawić ci mój ubiegły stosunek do Sitnickiego w odpowiedniem świetle . — Niestety ! Piszę „ ubiegły ” , bo właściwie będzie to już ubiegła , uciszona rzecz . Czuję to doskonale . To tylko sprawdza , jak bardzo przeczucia moje się sprawdzają . Spotykam tedy Sitnickiego . Bardzo się rozzłocił , widząc mnie z daleka . Szybko spojrzała m do szyby wystawowej , czy jestem en forme , i wyciągam rękę ruchem miłego kota . — Zgadnij pan , skąd idę ? Halski powiedział by bezczelnie : „ z randki ” . Sitnicki jednak przysłania oczy siatką rzęs i milczy . — No … zgadnij pan ! — Nie wiem . Z parku , z kościoła … ( Uważasz , nastrój delikatny ) . — Myli się pan , ale w części . Powracam nie z kościoła , ale z kapituły . — ? … — Tak . Wydano mi tam wyrok rozwodowy . ( Kłamię , ale umyślnie . Chcę bić od razu w największy dzwon ) . — ? … — Nie wierzy pan ? — Proszę pani — wszak rozwodów niema w naszym kościele . — Ale są unieważnienia małżeństwa . — No , więc unieważniono moje małżeństwo . — Z panem Bohuszem ? — A z kimże ? Więcej mężów nie miała m . I dodaję z całą perfidją : — Dotychczas . I patrzę mu prosto w oczy . Chcę na tej ładnej twarzy , która się tak umie mienić w chwili pożądania , zobaczyć jakąś radość , coś z mogącej się ziścić wreszcie nadziei . Subtelnie rzeczy biorąc , jakby jakieś rozczarowanie przesuwa się pod skórą . — A ! … A ! … Należy zatem powinszować pani ! Przyjmuję to powinszowanie . I w jednej chwili czujemy oboje , że nie mamy sobie nic do powiedzenia . To powinszowanie zamknęło w sobie wszystko . Ekstazy i konieczne ich wyniki . Wszystko pryskało cichutko . Mimo to wymówiła m prawie machinalnie : — Będę teraz na wydaniu ! … Śmiała m się trochę złośliwie . Postanowiła m rzucać to zdanie teraz w oczy każdemu z mych partnerów . Wbiła m swój wzrok w jego twarz . Uczuła m , że przesunął się po jego ustach jakby wyraz niesmaku . Usiłował jednak stanąć na wysokości sytuacji … — Będzie pani w trudnej sytuacji … — ? … — Tak . Bo panna jest bardziej nieobliczalną , niż mężatka , a mniej znów od mężatki oblicza . — Czyli że … Czuła m , że nie wie , jak wybrnąć z aforyzmu , który gdzieś wyłowił , a zastosował jedynie dlatego , aby ot coś powiedzieć . Na szczęście nadjechał automobil , zatrąbił , zaryczał , otulił nas wonią pranych rękawiczek i zdawało się nam przez chwilę , że jesteśmy w Nicei . Pospiesznie zaczęli śmy się żegnać . — Do widzenia ! — Pani w którą stronę ? — W przeciwną . — Ja także ! I już nas przed sobą nie było . Tylko — wiesz — pocałował mnie w rękę . I to pocałował uczciwie , solidnie , jakby jakąś mamusię , albo coś w tym rodzaju . Z przyzwyczajenia odwróciła m dłoń , podsuwając ten płateczek ciała , który tak ładniutko pachnie przy zapięciu rękawiczki . Indjanin złożył pióra , strząsnął je zupełnie . Był dobrym znajomym , niczem więcej . Nawet nie było i śladu choćby amitié amoureuse . Dziękuję ! Jeśli tak dalej pójdzie ! Wiem — dla pocieszenia powiesz mi , że mam w perspektywie owo zamążpójście z możliwą sytuacją moralną , materjalną et tout le tremblement . Ha ! No ! … Zapewne i to coś znaczy , zwłaszcza , że niema nic innego w możliwości . A więc trzeba płynąć w tym kierunku i przypomnieć sobie sposoby i sposobiki z moich lat panieńskich . Wtedy to na wdzięczne dekolciki i wabne linje spódniczek złowił się pan Bohusz . Wydała mi się ta ręka złotołuską i tylko troszkę mnie to dręczyło , że zdawał się wstępować w owo małżeństwo z pewną niedbałą nonszalancją . Miała m wrażenie , iż mówi sobie na wzór jednej z postaci Plauta : „ Nie trzeba wybierać pomiędzy kobietami — wszystkie są nic warte ” . I brał mnie jako pierwszą lepszą z brzegu . Może być , iż moje lat ośmnaście i rozkoszny zapach mej młodości grał tu dużą rolę , wspartą dekolcikami i opiętemi sukienkami . Dość , że było coś , czego teraz będzie trudno użyć za przynętę . A może … połączenie heliotropu i sweet pea zastąpi ! Nie , nie sądzę . Kto wie , może piękny Sitnicki miał rację , mówiąc , że panna jest bardziej nieobliczalną od mężatki , tylko mniej od mężatki oblicza … Tylko żeby obliczać było co ! Twoja Rena . Ciągle mnie gromisz za to , że tak lekko biorę całą sytuację . Ależ na Boga , czegóż pragniesz , niewiasto cnót pełna ? Śmieję się , szydzę , ale do ciebie . Nawet przed Kryształowiczem , moim adwokaciną , mówię o wizytach moich w kapitule z należnym respektem . Nie mówię nigdy „ rozwód ” , tylko „ unieważnienie małżeństwa ” , skoro postanowiono , że to nie obraża przysłowia o nierozwiązalności tego węzełka , którego w niebie trudnią się specjalnie zawiązywaniem kunsztownem . Każesz mi cierpliwie czekać na los i zachowywać obecnie decorum bardziej , niż kiedykolwiek . Zakazujesz mi przyjmować sam na sam mężczyzn i radzisz wziąć „ przyzwoitkę ” . Hm ! Ciężkie to są warunki i jakże chcesz , ażeby m doprowadziła któregoś z tych panów aż do takiego ogłupienia , iż zaofiarował by mi swą rękę , jeżeli nie będę mogła używać do tego odpowiednich środków . Zapewne mogła by m pogodzić to wszystko , znalazłszy „ przyzwoitkę ” na tyle effacée , że zgodziła by się zająć stale miejsce w odległym pokoju i w razie jakichś nadzwyczajnych objawów wnosić lub unosić swoją obecność do salonu . — Musi być trochę ślepa , trochę głucha — tyle , ile matka kokietującej i walczącej o męża panny na wydaniu . Zarazem winna znaleźć się „ w kropce ” , gdy tego sytuacja będzie wymagać , umieć się stać klasycznym świadkiem . Należy także , aby sama dużo przeszła i dużo już kochała . Z tego wynika : musi być brzydka jak osiem czy siedem grzechów głównych . Tak — brzydka i to nietylko powinna się dużo kochać , ale powinna być bardzo kochaną . Otwierasz oczy ! Brzydka ? Właśnie . Miłości najtrwalsze i najgorętsze są te , w których kobieta jest brzydka . Heluś ! Pomyśl … wszak jesteś brzydka . Co innego , że jesteś urocza . Ale jesteś brzydka . Wiesz o tem . A kto jest najwięcej kochany ? Kto ? Właśnie ty , kocie , troszkę dziobaty i chudziutki ! Czy ja z moją twarzyczką kamei i moją wybujałą , wyniosłą postawą choć w setnej części była m tak kochana przez mego pana Bohusza , jak ty przez twego pełnego gracji i urody męża ? Jestem nawet przekonana , że gdyby ś popadła w sytuację tej , której „ unieważniono ” małżeństwo , gdzieś , w kąciku , raz dwa znalazła by ś sobie znów pełnego gracji i szyku męża , który nosił by cię na ręku i ciągle ci powtarzał , że miłość twoja dla niego jest łaską i dobrodziejstwem . I nie potrzebowała by ś się nawet uciekać do arsenału moich tajemniczych środków , które zaczynam powoli gromadzić dokoła siebie i przygotowywać . Pytasz mnie , co słychać z Halskim ? Ten głównie cię interesuje . Zasłużył nawet u ciebie na miano dobrej partji . Zapewne . Majątek osobisty niezły — no i ta profesura na uniwersytecie trochę splendoru i szyku w sferach tarzających się w kulturze . Ja to sobie mówię także od dni kilku . Przedtem Halski miał u mnie inne fory . A więc przedewszystkiem tę bujną męską urodę , która nie zgadza się z usposobieniem mola bibliotecznego , jakim jest podobno . Mówię , podobno , bo Halski cudownie przystosowuje się zawsze do mnie , dobierając z chwilą przestąpienia progu mego salonu ton , w jakim mnie znajduje . Z jego rozmowy poznaję doskonale , że ma przedziwne doświadczenie w postępowaniu z nami , kobietami , ale ma zarazem ten słodki takt , że nigdy o tem nie mówi . Jest w rozmowie przepysznie misterny i subtelny , a czasem znów wybucha jakąś żywiołową jakby nienawiścią ku nam , kobietom . Gdy mówi , czuję w nim nie opowiadacza , ale … kochanka . Tak , Helu ! Kochanka ! … Uspokój się . Kochanka — męża . O czem innem przez umysł nie przesunie mi się nawet nitka pragnień . Zwłaszcza teraz . Klamka zapadła . Zdaje mi się nagle , że ot siedzę w jakimś rozczarowanym zamku , na wyniosłej skale , strzeżona przez cały legion dragonów . Są oni w czarnych szatach ludzi , którzy utworzyli prawa rozmaite , i z tych tablic , na których wypisano , co mi wolno , a czego nie wolno , utworzyli mur , poza który nawet Halski nie był by w stanie się przedostać . Chyba — z obrączką na palcu . Lękam się tylko , Heluś , lękam bardzo , czy nie będzie to troszkę trudno . Spróbuję . Znam go cokolwiek . Wiem , że jest próżny . Umiem brać go na to , iż mówię z nim o nim samym . Przytem znam jeszcze jego rozmaite małe słabostki . Nieraz dostrzegła m płomień , wielkiej , prawie zwierzęcej namiętności w jego oczach , gdy roztoczyła m przed nim nagle cały wdzięk mej kobiecości . Więc może tędy będzie droga . Ale nie lękaj się , ażeby m , podżegając ogień , sama w nim nie spłonęła . Nachyl no swe uszko . Powiem ci prawdę . Oto Halski wydał mi się w takich chwilach brzydki . I tem mnie odstręcza i trzyma na uwięzi . Bo gdyby był tak piękny , jak wtedy , gdy subtelnie , delikatnie zajmuje mnie swą błyszczącą , spokojną rozmową , gdyby i w takiej chwili … No , Heluś , na gwałt szukała by m „ przyzwoitki ” i umiała by m ją osadzić nietylko w sąsiednim pokoju , ale nawet w samym salonie . Szczęściem , że ciemne , fioletowe oczy Halskiego , tak bezdenne , tak czarujące , pełne fluidu , gdy jest spokojny , pokrywają się jakąś szpetną białą mgłą w chwili pożądania . I twarz cała prawie starzeje się , zatraca czar i urok przepastnych Van Dyckowskich twarzy . Wyobrażam sobie , co musi być w … dalszym ciągu . Nie ! Heluś , nie — możesz być o mnie zupełnie spokojna , tak , jak ja o ciebie jestem spokojną . I daj mi swoje dobre , kochane usta . Twoja Rena . Żądasz ode mnie rzeczy nadzwyczajnych , Helu . Chcesz , ażeby m przerobiła z gruntu mój charakter . Wmawiasz we mnie zasadę słodką i bezpożyteczną : Siedź w kącie — znajdą cię . Na razie muszę siedzieć „ w kącie ” , a to z powodu , iż mój adwokacina każe mi być na każde zawołanie , twierdząc , iż mogą mnie jeszcze zawezwać na jakieś dodatkowe zaprzysiężone kłamstwa . A ponieważ Watykan nie miewa swoich filij ani u wód , ani u żadnych uzdrowisk , więc czekam , siedzę w kącie i piszę do ciebie … A propos — pytasz mnie , dlaczego nazywam mego adwokata adwokaciną ? Ależ Helu — dlatego , że jest to mężczyzna , który się nie liczy . Nie dlatego , że się ożenił z interesu i wskutek tego dla salwowania swego dostojeństwa manifestuje skandalicznie swą miłość do żony — nie dlatego , że zaprowadził w swej kancelarji telefon „ domowy ” , który łączy go nierozerwalnie z sypialnią małżeńską , nie dlatego , że — ach ! już nie wiem , jakie tam „ nie dlatego ” — lecz dlatego , że tak ostentacyjnie i szybko zrezygnował ze swego temperamentu cholerycznego , którym poprzednio podbijał wcale pokaźną ilość kobiet . Obecnie mój adwokacina tak z du jour au lendemain stał się mężczyzną wesołym , łagodnym , a co najgorsza , Helu ! tym , który nie ma przeszłości . Nie przeocz , Helu , mówię przeszłości . Razem z krawatkami cokolwiek szykownemi , które lubił dawniej , zawiesił na kołku swą przeszłość . I dziś , wyobraź sobie , my , które potrafiły śmy podniecić ogniem naszych spojrzeń temperaturę trochę zimnej kancelarji pana mecenasa do temperatury komnat Safony , która rozumiała tylko miłość w połączeniu z szaleństwem namiętności , jesteśmy mu obojętne ! Co ? Helu ? Otwierasz szeroko twoje oczy ? — No , tak — możesz być pewna , że doszła m właśnie do perfekcji w wywoływaniu podobnego złudzenia . Mężczyzna , rozmawiający ze mną , jest tak na odległość omotany przezemnie powabem namiętnych mych słów , spojrzeń , półuśmiechów , nawet umiejętnie zastosowanych poruszeń ciała , milczeń , iż zwolna wytwarza się dokoła nas cudowna atmosfera zmysłowa , tem silniejsza , iż połączona właśnie z niemożliwością choćby śmielszego gestu ręki , choćby zbliżenia się pozornego . Anatomicznie rozbieram wtedy objawy miłości , staram się jakby odkrywać zasady nieznane — wszystko to niby nagle , niby pod wrażeniem chwili i fluidu , który płynie ku mnie . Gdy czuję , że po tamtej stronie rzeki huragan rozpęta się lada chwila , zawieszam głos , czynię artystyczną pauzę i zaczynam mówić o rzeczy banalnej , płaskiej i pozostawiam mego partnera w niepewności , jaki to rodzaj ognia słodko udręczał go przed chwilą . Byłaż to wyobraźnia samorzutna , wyobraźnia „ Fabia ” , pochłaniająca objawy zewnętrzne i wcielająca we własną substancję „ na korzyść własnej namiętności ” — czy raczej ta , która się żywi „ własną passją ” i jest poprostu , według Stendhala , smutnem widowiskiem … W każdym razie — po tamtej stronie brzegu panuje niepokój i wielki brak naturalności , ja zaś zachwycam się swoją własną zimną krwią i dystynkcją , którą przestaję czuć i myśleć , jak rozpassjonowana i na brzegu upadku ( ! ) stojąca kobieta , a jestem jak ta , która nie wie nawet o istnieniu miłości namiętnej i jej czarujących skutkach . Taki oto był stopień naszego piękna idealnego w stosunku moim do mego adwokaciny przed jego ślubem . Lubiła m te konferencje i przedłużała m je . Czy mam być szczerą ? Obiecywała m sobie z jego małżeństwa wiele . Daję ci słowo . Sądziła m , że właśnie teraz nadejdzie chwila prawdziwego wzięcia się na smycz , że tak powiem , i wypromieniowywania ku sobie podwójnie wzmożonych chęci , przygwożdżonych niewolą . Tymczasem pan adwokat trzyma się bajecznie . Obstawił biurko fotografiami swej damy i spoziera ku nim , a od czasu do czasu poskakuje do telefonu , przepraszając mnie z godnością . Widzę , iż na jakie dwa , trzy lata należy pogrzebać go na wzór fakira i zasiać na jego grobie grzędę tulipanów . Niech spoczywa . A ja tymczasem , naturalnie zmieniam taktykę i bardzo się zajmuję jego żoną , podróżą poślubną , i to bez cienia jakiejś aluzji … tego … rozumiesz . Szybko zorientowała m się , jak i co . Rozmawiamy na zimno . Komnaty Safony zamknięte na wielkie wrzeciądze . Tylko mnie to nudzi . I trochę nim pogardzam . Bo — niby cóż to jest właściwie , co mam przed sobą ? Adwokacina . Tak , Helu . Twoja Rena . Znów pytasz o Halskiego ? Chcesz wiedzieć ? Nie widziała m go . Przyczyna ? — Oto wyjechał , rozumiesz mnie ? Wyjechał do Warszawy . Dowiedziała m się o tem od Maryli , którą spotkała m wczoraj na ulicy . Zatrzymuje mnie i mówi : „ Twój Halski wyjechał ” . — Zrobiło mi się tego ten — rozumiesz … o ! ale bardzo mało . Ale zaraz odpaliła m : „ Jakto — mój ” ? — Robię minę pełną godności . Nie lękaj się . Ja wiem , że należy nawet cień ze siebie strącać . I patrzę na nią — wiesz — temi mojemi niedobremi oczyma , któremi potrafiła m w ostatnich czasach uprzyjemniać panu Bohuszowi obiady rodzinne . Ona zmieszała się trochę . — No … mówię dlatego , ponieważ wszyscy wiedzą … — Co ? — Qu ' il te fait la cour . ( Czy zauważyła ś , że jeśli się chce powiedzieć jakie bezeceństwo , albo osłodzić jaką pigułkę , to najczęściej mówi się to po francusku ) . — A więc ? — Qu ' il te fait la cour . Wstrząsam lekko ramionami . Ona zaraz szybko dodaje : — Ach ! … pour le bon motif … Aluzja do mego rozwodu i możności wyjścia za mąż . Dystyngowanie uśmiecham się słodko - kwaśno . — Jakże mogło by być inaczej . Maryla , która także często otwiera komnaty Safony , a lękam się , czy nie jest na punkcie zgubienia do nich klucza , przeraża się . — No … ależ tak … tak … — Więc cóż ten Halski ? — Wyjechał . — Gdzie ? — Nach Warschau . Widzę , że jej okrągła bródka dygoce . Ma ochotę powiedzieć mi coś przykrego . A ja mam ochotę to usłyszeć . — Po co ? — No … z odczytem . — A ! — Ale i … — No … no … Z pruderją usta sznuruje . Wiem , że to będzie coś z szóstego przykazania . — Bo … Halski ma tam stałą metresę . — Co ? — No … kogoś … jakąś damę . Całą siłą woli jestem zimna i nieposzlakowanie zacna . — Moja droga — taka istota przedewszystkiem nie może być damą … — Przepraszam cię , mówią , że to zupełnie uczciwa osoba … — Skoro to mówią , to już nie jest uczciwa . O mnie , o tobie tego nie mówią , bo jest to rzecz tak pewna , jak się nie mówi , że o świcie słońce wschodzi . Ta osoba nie zasługuje na to , aby śmy się nią zajmowały . — Tak , my … ale Halski ? — Ach , moja droga , i on w takim wypadku nie zasługuje na zajmowanie się nim . I mrużę oczy . I mówię : — Niezły twój turban ! Gdzie kupiony ? Czy sprowadzony ? … Ale ona nie daje za wygranę . — Bo widzisz — ciągnie już rozzuchwalona — Halski to jest właściwie rozpustnik . — ? … — Tak . Wiem , jakie wyznaje zasady . — Mówi zawsze , że dla niego kobieta zaczyna być kobietą dopiero od tej , która choćby raz upadła . — Nic podobnego nie słyszała m z ust tego pana . ( Kłamię , bo mówił mi to rzeczywiście niezliczoną ilość razy ) . Ale dodaję z uśmiechem : — Widzisz więc , że jeżeli ta … pani … w Warszawie … — Ta jego metresa ? Oglądam się dokoła . — Pst ! Nie mów tak głośno takich wyrazów . — Jeżeli więc mówię , ta pani go rzeczywiście pociąga , to w takim razie musi być z nią tak , jak ja przed chwilą mówiła m . — To jest … — Nie może być uczciwa . Musiała bowiem ( prawie szeptem ) : — Upaść … — No tak … ale z nim . — Więc ? — No to … I Maryla sama nie wie , co powiedzieć . Nagle dodaje bardzo szybko : — A kto wie … może pomimo to być bardzo uczciwa . Tu już — rozumiesz , Helu — naprawdę się oburzyła m . Jak widzisz , mam rację , pisząc , iż Maryla jest na drodze zgubienia klucza do komnat Safony . — Nie rozumiem cię ! — mówię z wyniosłym chłodem , który naprawdę pochodzi z głębi mych niewzruszonych przekonań . — Czy usprawiedliwiała by ś kobietę , mogącą się zapomnieć aż do tego stopnia ? Na pucołowatą twarz Maryli wybiega rumieniec . — Skoro kocha … Jest komiczna , bo silnie zapudrowuje swoją dawno przekroczoną trzydziestkę . A wymawia tak nieśmiało , tak jakoś dziwnie to „ skoro kocha ” … Mam właściwie ochotę parsknąć śmiechem , ale to jest mgnienie oka . Oburzenie moje wzrasta . I to naprawdę , Helu . Tak we mnie coś drga , coś nerwowo drga . Gdy zaczynam mówić , nie poznaję mego głosu . Brzmi twardo , jakby ktoś siekł kwiaty szpicrutą . — Nic nie usprawiedliwia kobiety z podobnego kroku . Nic . A miłość tembardziej . Skoro kocha , więc kocha bez skazy . Rozumiesz mnie , Marylo ? I szybko , wyniośle odchodzę od niej , bo czuję , że nie powiem nic więcej , że coś ze mnie , z mego serca , wypełza i dławi mnie . Nie chcę bowiem dyskutować o formach namiętności w tej właśnie chwili . Czynię to chętnie , ale z mężczyznami i gdy mi to przynosi pewną miłą senzację — tak , bezużytecznie wznieca we mnie to tylko gniew , jakiś bezrozumny prawie … Lecz — przeciw komu ? Czy przeciw Maryli , czy przeciw tym dwojgu tam w Warszawie ? Właściwie nie powinna m nawet myślą ku nim podążać . To mnie już kala i dręczy . Są to czyste objawy zezwierzęcenia , a tylko obłudnicy wmawiają w otoczenie , iż jest to godzina Cudu i tym podobnemi fioriturami upiększają najszpetniejsze zbrodnie przeciw anielskiej linji naszej , kobiecej Piękności . Pomijam już Dostojność skromności kobiecej , dalej Majestat nieskalanej cnoty , która jedna rzeczywiście musi stanowić istotny czar i urok w miłości . Ci , którzy mówią inaczej , czerpią swe argumenta w samolubnej rozpuście , w niczem więcej … Tak muszą rezonować w tej chwili Halski i ta jego metresa . Z jakąś dziką nienawiścią piszę te słowa , Helu … Ciekawe . Nienawidzę w tej chwili Halskiego . Tembardziej , że muszę go wykreślić już zupełnie z listy możliwych kandydatów do mej ręki … Cofam się zatem w cień i — czekam . Fatalne ! Twoja Rena Co ? Każesz mi właśnie walczyć ? Mówisz , że tą moją cnotą zwyciężę ? Ależ , Helu , na to trzeba kochać , a ja go nie kocham . Nie rozumiem , dlaczego tak koniecznie chcesz mnie wydać za tego mizernego profesorzynę , nie bardzo tak znowu błyszczącego intellektualnie , rozpustnika i o niepewnym charakterze . Przyznam ci się , że nic mnie do niego nie pociąga , a ta jego piękność fizyczna tak z oddalenia wydaje mi się nawet problematyczna . Odkrywam w jego twarzy doprawdy stygmaty tej nieokiełzanej zmysłowości , jakby zastygła pod maską , która musi w danej chwili przekształcić jego śliczne greckie rysy w szpetotę maszkarona jakiego średniowiecznego tumu . I nie winszuję tego objawienia owej metresie , więżącej go już cały tydzień tak silnie , że nawet ani słowem się ku mnie nie zwróci . Najlepiej zatem zrobisz , nie pisząc mi o nim wcale . — Drogi moje i jego rozchodzą się zupełnie . Ja patrzę w słońce i gwiazdy , on czołga się po ziemi … A więc przestaje istnieć dla mnie . Wyobraź sobie — Ali Kaswin zasypuje mnie kwiatami i sonetami . Właściwie powinna m być z tego więcej niż rada . To jest mój genre . Słodki zapach tuberoz , przystrojonych w bladolila papiery , wita mnie co ranka . Często dołączony bywa sonet . W mussetowskim stylu . Chcesz ? Ostatni . Proszę , niech Pani przyjmie jeszcze raz te kwiaty . Żal mi , żem Panią wierszy mych czytaniem męczył , I odkąd list od Panim dostał , myśl mnie dręczy , Że nie prędko Pani salon , cudny , popielaty Ujrzę utkany jasno w wzorzyste makaty I ciche sny złociste , by z siatki pajęczej … Pozwól , niech , gdy tam jutro jak ten pazik z Tęczy Znów przyjdę Cię przeprosić z racji czasu straty I żegnać — niechaj zostanie Pani po tej chwili Pamięć . A gdy odejdę , niech Ci , Pani , w ciszy Kwiat ten opowie wszystkie mego życia bole … Może — gdy Pani czasem nad nim się pochyli , W tym kwiecie Pani cichej skargi ton usłyszy . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Weź Pani go — i postaw u siebie na stole ! Ot — cacko ! Jak i ten Ali . Delikatne chłopię o wielkich , szafirowych oczach . Sądziła m , że już takiego coś niema na świecie , zwłaszcza w obecnem społeczeństwie . I patrz — jest . I patrz — przyplątało się to do mnie , smukłe , ciche , bardzo nie kabaretowe , piszące poezje i kochające nie mnie , ale potrzebę kochania . Przyglądam się temu ze ździwieniem i pewnem nabożeństwem . Tak się to rumieni pod moim wzrokiem , choć , daję ci słowo , nawet używam ten wzrok „ na codzień ” , bez żadnych domieszek . I nigdy przy Alim nie potrącę o oddrzwia komnat Safony . Bo to niepotrzebne . On i tak cały płonie , jak ten stos ofiarny . Gra we mnie często przekorna chęć wydobycia z niego ohydnych jakichś strun , które przecież musi mieć na dnie . Ale siedzi ciągle przedemną w ekstazie , jakby miał jeszcze mundurek studencki , i mówi : — Pani jedna … pani … Brakuje więc mandoliny . Co ? Właściwie czego ja chcę ? Taki Kaswin to dla mnie . Taki Halski to dla tamtej , do której pojechał . Każdy ma to , na co zasłużył . Ja hołd delikatnej , nadzwyczajnej jakiejś miłości — ot , trubadura Bertranda d ' Alamansa , a tamta zniewagę zwierzęcej , namiętnej obelgi rozpustnika . Tylko — to pięknie . Tuberozy , sonety i inne odmiany księżyca , ale tu chodzi właściwie o coś konkretnego . O to małżeństwo … I czy wiesz , Helu , Ali wczoraj padł mi do nóg i prosił , ażeby m „ czekała ” — bo on zdobędzie pozycję i wtedy ożeni się ze mną . Na teraz jest koncepistą w namiestnictwie i z pewnością na te tuberozy czyni srogie wydatki i zadłuża się . A ja mam czekać ! Aż on będzie mógł uklęknąć u wrót świątyni , w której zamknął swe Bóstwo , treść swego życia , essencję czystej , nieskalanej miłości i wielkodusznej dumy . Tem wszystkiem jestem ja . Uważasz ! Romantyzm nie wyginął zupełnie . Widzę , jak błąkają się po świecie takie cienie Don Kiszotków i szukają koniecznie pretekstu do łzawej a uśmiechniętej miłości . Tylko szkoda , że to nie idzie w parze już z pewnemi solidnemi latami i z pewną ustaloną pozycją socjalną . Skoro te dwie doskonałości wkraczają w życie ludzkie , cała reszta , to jest biel , piękno , poezja , tuberozy , sonety i t . d . , giną , jak za dotknięciem różdżki czarodziejskiej . A natomiast … Och ! Natomiast występuje taki Halski i jego namiętność i jego zasady co do wartości kobiety … — Smutne to , Helu — powiadam ci — więcej , niż smutne . I dlatego należy mi się obejrzeć już za czemś istotnie podstawowem , czemś , coby mnie doprowadziło do pewnych , solidnych rezultatów . I nie gniewaj się , że list ten może trochę nie — tego — ale dziś mi tak jakoś dziwnie . Może ten Ali siedział za długo . Mówi tak cicho i tak monotonnie . A potem jestem rozdrażniona niezrozumiale … Nie wiem , co mi jest . Muszę trochę odświeżyć swój salon . Zacznę bowiem przyjmować więcej osób . — Trzeba , Helu ! Trzeba ! Twoja Rena . A propos . Napisz mi , gdzie kupowała ś twój bujający fotel ? Muszę kupić sobie taki sam i pół tuzina jedwabnych , ażurowych pończoch , takich , jak ma Matowska w Dziewczynie z fiołkami . Znów mnie karcisz w swym liście . Piszesz , że raczej czekać winna m na owego zbawcę w postaci przyszłego małżonka z rezygnacyą cichą i spokojną panienek bezposażnych i mających mało nadziei . Tak — zapewne . Ale owe panienki mają więcej odemnie czasu , a przytem może nie przesunęły się nigdy przed ich „ jaźnią ” pojęcia trochę gorące , wymówione ustami takich Halskich , o namiętnym rysunku ust . Każesz mi , aby i nadal moje sprawy odnosiły się do drobnych jeno afektacyj , jak mawiał miły Kardynał Laute . Widocznie masz przekonanie , że drobne strumyki wytworzą rwący potok . Widzę , jak przerażona podchodzisz z tym listem do światła . Sadzisz , że przeczytał eś błędnie jakieś słowa odnoszące się do mnie . Uspokój się , miła , to tylko taki wieczorny uśmiech w stronę rzeczy niedozwolonych , mały , ledwo zaznaczony Kratzfuss ku temu , co mnie ani ciągnie , ani porywa — ale może , może za-cie-ka-wia . Voilà tout . Zresztą winien tej ciekawości Halski . Wszak on kiedyś piał hymny na cześć namiętności , twierdząc , iż ona jedna jest zajmująca , ponieważ w niej są rzeczy nieprzewidziane . Nie myślała m o tem , przeleciało to mimo mnie , jak tysiące jego słów w tym rodzaju , lecz widocznie pozostało w mej podświadomości . Bo nagle dziś dzień cały mam przymusowo w umyśle to słowo zakazane i mnie i tobie . Namiętność … Zacznę więc o czem innem . Dziś dostała m od krawcowej nową bluzę czarną z wielce ciekawą wkładką z cieniuchnego tiulu . Powiadam ci , gors , ręce , ramiona — nagie . Cudowną mamy wreszcie okazję nie chowania światła pod korcem i należy z niej korzystać . Cóż ? Kiedy krawcowe mają manje rozróżniać — i oto moja podłożyła mi przyzwoitkę z czarnej tafty , bardzo niesympatyczną . Ale od czegoż nożyczki ? Szybko puszczono je w ruch i powstała ze mnie bardzo urocza madame Recamier na czarno , podczas gdy kochanka Chateaubriand'a była na biało . Ona także była sans reproche , jak ongi Bayard , tylko na innem terytorjum . A więc jeśli ujawniano tę część wdzięków za czasów Napoleona , dlaczegóż nie można za czasów prezydenta Neumana ? Wyszła m tedy na ulicę , niosąc przed sobą z niedbałym wdziękiem to , co Salomon nazywał : Sarneczki dwie bliźnie . W liliowym co pasą się lesie … Akcentowała m jeszcze ich piękność , rzucając oświetlenie purpurowej parasolki , przez którą królewsko przelewało się słońce . Lecz cóż ! … Miasto wymarłe , puste , słomianych wdowców garstka po biurach . Słowem — rozpacz . Należało jednak komuś zaprezentować pieśń nad pieśniami za tiulową zasłoną i za to chyba mnie ganić nie będziesz . Prawda ? To jest pragnienie zupełnie w mojem położeniu słuszne . Pomyślała m : zajść do Namiestnictwa , odszukać Alego , udać jakąś ważną sprawę , narobić rumoru między nadętemi , a bardzo szczudłowatemi ekscellencjami , ale dała m spokój . Nienawidzę biurokracji , nawet jako przedmiotu chwilowej rozrywki . Pozostał mi więc adwokacina . Z szumem ( bo ja nie pozbędę się nigdy denerwującego szumu jedwabnych dessous ) , wtargnęła m do kancelarji . Pił właśnie wodę sodową i przykładał sobie do skroni chustkę , zmoczoną w tejże wodzie . Na biurku przybyły dwie fotografie żony , jedna szkaradniejsza od drugiej . Szczególna była jedna z niech , profilem ujawniająca nadzwyczajny , kaczy nos tej damy . Natychmiast narzuciła m się na nią z żarłocznością wampira . Zaczęła m podkreślać piękność „ drobnego , klasycznego noska ” . Czyniła m to z najniewinniejszą minką . On potakiwał , lecz widziała m , że wrzał cały chęcią wydarcia mi nosatej fotografji z ręki . Rzuciła m słowa uwielbienia i jakby żalu z powodu tej wielkiej miłości , jaką widzę w nim dla niej , a w niej prawdopodobnie dla niego . I przytoczyła m z djabelskim uśmiechem ( tak na lewo , wiesz ) djabelski artykuł z kodeksu miłosnego z XII-go wieku : „ Małżeństwo nie jest wymówką dostateczną przeciw miłości ” . Skłonił się w milczeniu i zerknął w stronę domowego telefonu , jakby lękał się , by stamtąd ktoś nie posłyszał tej , napozór niewinnej , ale troszkę podejrzanej rozmowy . Bo — niezaprzeczenie — c'est le ton i t . d . , a właśnie ja usiłowała m zastosować ten ton do … pieśni nad pieśniami , które w gorącu przybierały pod czarnym tiulem śliczną barwę różową , jakby ktoś przed mleczną kulą zaświecił nocną veilleuse'ę . I nagle stała się rzecz niespodziewana . Oto adwokacina zdobył się na jakiś krok , zbyt szybki , według mnie . Z całą atencją oznajmił mi , iż ma zamiar być u mnie w tych dniach ze „ swoją małżonką ” … Schwyciła m sposobność w lot za włosy . Upiekła m przy jednym ogniu dwie kuropatwy . — Pierwsza — to niechęć do nudnej i bezpożytecznej znajomości . Błyskawicą przebiegła m korzyści z zawiązania stosunku z tym domem . Młode małżeństwo nie przyjmuje nikogo z mężczyzn solidnych i wogóle żadnych . Po cóż mi więc tracić czas i nerwy ? Dalej — druga kuropatwa — rzucenie wielkiego niepokoju pod doskonałym pretekstem w serce adwokaciny . Gdy więc posłyszała m pełen szacunku anons wizyty , drgnęła m cała i przygryzła m usta . Przez chwilę nic nie odpowiadała m , tylko „ wbiła m ” po swojemu oczy w syfon z wodą sodową i siedziała m tak , jakby martwa . Wreszcie odpowiedziała m cicho : — Nie … nie … Adwokacina zadziwił się tą całą aferą . — Co — nie ? … — To … co pan mówił przed chwilą . Lecz on tak „ zdębiał ” , że już zapomniał . — Co ja mówił em ? — Ta … wizyta … — Nasza ? — Tak . — Moja i Stasi — to jest … żony . — Tak — właśnie . — Dlaczego ? — Bo … Wzrok jeszcze więcej w syfon wbity . Ręce kurczowo zaciskają ramiona fotelu . — Bo … żony pana … Mówię bezbarwnie , matowo — umyślnie , aby wywoływać zapytania . — Bo — mej żony ? Nie rozumiem ! — A ! … — Więc ? — Pan dużo rzeczy nie rozumie i nie rozumiał … Adwokacina zaczyna rozumieć , choć tępo . — Na Boga … co pani … co … Kręci medalion u łańcuszka od zegarka , w którym to medalionie tkwi pewnie trzydziesta pierwsza fotografia „ żony ” … — Jaśniej tłumaczyć się nie będę . — ! … — Nie nalegaj pan … ( Nie nalega wcale . Zapada w jakieś ogłupienie ) . — Nie nalegaj pan ! Zbyt wiele powiedziała m … Nie powinna m była … Ale czasem są takie chwile , że i duma opuszcza i sił brak … ( Ogłupienie przechodzi we wzruszenie . Widzę to , bo wąsiki migają , a oczka maleją . Ja bawię się cudownie ) . Wreszcie „ on ” hazarduje . — Błagam panią , niech się pani uspokoi . ( Jestem tak rozbawiona , że zapomniała m zupełnie , że powinna m być wzruszona w wysokim stopniu , biedactwo jednak widzi moje wzburzenie przez falę własnego zaniepokojenia ) . Wzruszam się tedy . — To nic … to nic … to przejdzie . Niech pan nie zważa … Tylko widzi pan — ta myśl , że pan zaraz chce mnie wprowadzić w towarzystwo żony swojej — kobiety , która … bezwiednie … zrobiła mi … tyle złego … To już cios może zbyt silny — lękam się o to , więc porywam się , chwytam parasolkę , żałuję w myśli , że w pokoju nie mogę puścić na siebie czerwonego oświetlenia , i bez podania ręki kieruję się ku wyjściu . On drepcze za mną . — Pani ! Pani Reno ? … proszę … ja nie wiedział em . Namyślam się , czy nie mam gdzie w zapasie jakiego efektownego słowa na „ wyjście ” , ale jakoś pusto mi pod czaszką z powodu upału . Więc tylko czynię doskonały gest ręką i nie odwracając się , ginę za drzwiami wyjściowemi , jakby cień ! … A tam w kancelarji , przepojonej zapachem mojej „ kombinacji ” i mnie samej , przed syfonem wody sodowej siedzi adwokacina zdenerwowany , podrażniony , niepewny , z maluchnym robaczkiem w sercu , który powoli — da Pan Bóg — zamieni się w psychiczną ranę , a ta rozpocznie wysyłać na wszystkie strony swe zatrute promienie … Bardzo to będzie zabawne . Ale to dopiero w przyszłości ! Tymczasem na dziś , coś fatalnego . Wracając — przyznaję ci się — była m tak jakoś podniecona sceną u adwokaciny , iż czuła m się bardzo en beauté . Wsiadła m do tramwaju , bo dorożki nie było w pobliżu . Zrobiła m maluchne wrażenie na jednej Dulskiej , która właśnie zajęta była kopertowaniem okien i wpychaniem do uszów kłębów waty , i na kilku mężczyznach i jednym podrostku . Również i motorowy porozumiewawczo spojrzał na konduktora , co mi dało poznać , iż moje arystokratyczne piękno potrafi być ocenione przez wszystkie warstwy społeczeństwa . Ulokowała m się jak najdalej od Dulskiej , a najbliżej przystojnego mężczyzny , w trochę źle wyprasowanym garniturze z surowego jedwabiu . Usiadłszy , naszumiała m się dosyć taftą , nadzwoniła m brelokami , wreszcie zaczęła m błyszczeć oczami , co jest moją specjalnością . Natychmiast pan w garniturze z surowego jedwabiu odpowiedział mi równem zabłyszczeniem źrenic . Były wielkie , siwe , cudownie oprawne — tak zwane „ świńskie ” . Nie uciekła m z mojemi , przeciwnie , bardzo zachęcająco skrzyżowała m szpady . Zapanowała fluidyczna wymiana i ta zaczynała szybko wzrastać — ze względu na krótkość przestrzeni i czasu … A teraz zasłoń oczy , o matko dwojga nieletnich dzieci ! Bo jakby torpeda , nogi mej , obutej tak czarująco w śliczny lakierek Louis XV . , dotknęła noga , obuta w dość ładny i zgrabny , acz trochę démodé but z jasnożółtej skóry . I dziw … Jakby nie było ani lakieru , ani skóry — nic , tylko dwie bose stopy , rozpalone i drżące . Tak , Helu ! Tak , nie usunęła m swej nogi . Analizowała m tę senzację , której nie mogła m nigdy przecież odczuć w zwyczajnym trybie mego życia . Znasz moje zasady i wiesz , że nigdy nie dozwoliła by m na podobne zbliżenie ani Halskiemu , ani Alemu , ani nikomu z tych , którzy mi ont fait , albo font la cour . Ale tu ten człowiek nieznany , obcy , który nie miał nawet prawa przypuszczać , iż ja czynię to z całą wiedzą i umyślnie … Zresztą — nie lękaj się . Nasyciwszy się wrażeniem , a czując , że zbliżamy się do stacji , na której muszę wysiąść , usunęła m nagle nogę , jakby budząc się z głębokiego zamyślenia . I powiedziała m : — A ! … Przepraszam ! … Z tak ślicznem zakłopotaniem , że i on cofnął się i powiedział jak echo : — A przepraszam ! Potem siedziała m zimna i obojętna , z przygasłemi oczyma , gdyż naprawdę lękała m się , aby nie pomyślał sobie Bóg wie co . Ale — la sensation était très agréable . Będę częściej jeździć tramwajem . Twoja Rena P . S . I wiesz co ? Oto przez cały czas owej senzacji myślała m … zgadnij — o … Halskim . No , tak ! … Jestem szczera . O Halskim ! To dziwne . Nie mam jeszcze od ciebie odpowiedzi , ale wiem , że za ten tramwaj dostanę od ciebie wspaniałą burę . Przyjmuję jednak pokornie , tembardziej , że mam ci jeszcze coś do doniesienia w tym guście . Tylko w tym . Nie lękaj się . Jest w tem jednak cień tragedji i to mnie trochę wyprowadzi z szaroty życiowej . Tragedja nie dotyczy mnie , ale Alego … Tak , tęsknego prowansalskiego trubadura , który codziennie przyciska dzwonek elektryczny moich drzwi wejściowych . Otóż ten dzień wczorajszy śmiało zaliczyć mogę do dni elektrycznych . Nie wiem , czy zauważyła ś , że my kobiety mamy dnie tak zwane elektryczne . Jesteśmy wtedy naładowane siłą wzbudzania miłości z taką łatwością , że strach ogarnia . Rozsiewamy wtedy dokoła wrażenia , zdolne obudzić uczucie choćby chwilowe , choćby w guście Anakreona , a więc dla zmysłów , lecz bez jego strony umysłowej . Same także odczuwamy te drżenia i dreszcze , które od nas pochodzą — i tak w podwójnej rozkoszy przepędzamy chwile , które powinny śmy doprowadzić jedynie do linji , łamiącej się w punkcie możliwego dla nas niebezpieczeństwa . Otóż w takim właśnie dniu , w którym cera naszej twarzy nabiera karnacji kwiatowej , oczy blasku gwiazd , ręce , nogi , paznogcie , włosy piękności niezrównanej , ramiona powabu ramion Vittorii Colonny , słowem , wtedy , gdy cała nasza istota dyszy urokiem kobiecości i wydziela ze siebie prądy , zagarniające najbardziej opornych — otóż w takim dniu ja była m wczoraj . Każda z nas ma dzień taki ! I ty , Helu , a ty nie wiesz o nim , bo nikt dokoła ciebie o nim nie wie . Przeto i ty ! Zapytasz , skąd mi to przyszło ? Halski tak kiedyś mi mówił . Przeczyła m , śmiała m się . Ale dziś , gdy go tu niema , są przecież jego słowa … i … jakby jego mowa dookoła mnie . Słowem , był to taki dzień . Nad wieczorem miała m zamiar wyjść znów na miasto . Dusiła m się samotna i czując swą piękność , której nikt nie podziwiał . Promienie , wysyłane przezemnie uderzały w próżnię i wracały nie drżące , bez wibracji . Przeto mnie bolały . I z prawdziwą ulgą powitała m nieśmiały dzwonek Alego . Szybko wróciła m do sypialni . Narzuciła m na siebie śliczny szlafrok z delikatnej lila gazy , rozszywanej walensjenkami . Otula mnie i obnaża . Nie można być przyzwoiciej bezecną , jak jestem właśnie w tym szlafroku . Krawcowa chciała mi go podszyć , twierdząc , że tak kazała pani dyrektorowa , pani mecenasowa , bo ten fason był trochę za … za … Ale ja zaprotestowała m i dla uniknięcia pogardy ze strony tych dam i krawcowej , twierdziła m , iż posiadam właśnie gotowe dessous z lila tafty . Lecz dla Alego i w tym dniu nie wzięła m żadnego dessous . Miała m je z różowego atłasu mego ciała , pokreślonego delikatną siecią błękitnych żyłek … Boże — dessous — najpiękniejsze , najbardziej odpowiednie . Gdy wyszła m z sypialni , niosła mnie ta moja piękność ku krzakowi tuberoz , za którym ukrywała się twarzyczka Alego . Ach , Helu ! Potęp mnie po swojemu , po uczciwemu , jak materiał na matronę , ale wysłuchaj … Gdyż — jak mówi Mulford — musimy koniecznie przenieść część swych głębi albo w czyjąś bluzkę , albo w czyjąś kamizelkę . To się nazywa wtajemniczenie przyjaznej duszy w nasze tajnie . Podobno bez tego ryzykujemy uduszenie się własną zbrodnią , albo własną cnotą . Nadmiar bowiem jednego i drugiego jest szkodliwy i nie dozwala żyć równo i umiarkowanie . A więc , Helu , posłuchaj . Dzień ten awanturniczy , dzień ten , w którym doprawdy nie chodziła m po ziemi , ale jakby mnie coś dziwnego unosiło skrzydłami ponad ziemią , zakończył się dla mnie jeszcze burzliwiej i ciekawiej , niż rozpoczął . Oto ofiarą padł … Ali . Czy ofiarą , nie wiem . Może ja , może on … To jest pytanie . Tak jestem doprawdy na zimno wzburzona , jak te fale Atlantyku , rozbijające się na skałach Finistere . Zimna , jak lód , a wzburzona , jakby całe piekło w nich szalało . Tak jest dziś ze mną . Ale jak było … To główniejsze . Otóż Ali , tuberozy i nowy sonet . Powiadam ci , czysta biel uczucia , jakby tam o jakie dwa albo trzy domy nie było domów i jakby ludzie mieli wszyscy śnieżne skrzydła , zamiast łopatek . Tak — Ali . Ja patrzę na niego , podziwiam jego pepitowy garnitur , pastelowy krawat i niewinny dołek w bródce , przynoszący legendę aniołka , który go tak napiętnował od urodzenia . Siedzę na moim ulubionym fotelu , wybitym Aubuszonem , otulona skrzydłami parawanów szklanych , i udaję rozmarzoną . A w gruncie rzeczy myślę że ta romantyczna lalka z Namiestnictwa , o starannie obutych nóżkach i pachnąca konwalją , jest jakąś anomalją w dzisiejszych czasach ze swą „ duszą poetyczną ” , miłością nadziemską i brakiem wszelakich zapędów w stronę realną tego , co w pierwszej przedmowie Beyle nazywa podobnem do „ drogi mlecznej ” na niebie , skupiskiem gwiazd mgławicowych i t . d . Patrzę na to młode Zakochanie i nie czuję tej melancholijnej satysfakcji w słuchaniu metafor , które doprawdy ze zdumiewającą swobodą sypią się ze świeżych ustek tego pół dziecka . Szkaradne podrażnienie nie opuszcza mnie . Przeciwnie , wzmaga się . Zapalone lampy , przyćmione abażurami , nadają szablonowy , ale rozkoszny półton dokoła . Przez uchylone okno widać czerń niepewną miasta i słychać jego konające odgłosy . Powoli wzrasta we mnie coś złego , budzi się jakiś demon . Chciała by m porwać to dziecko „ z anielskiem obliczem ” , w ubraniu pepita i rozszarpać na sztuki , tak , jak różę , która mnie zaczyna nudzić swoim zapachem . Gryzę własne wargi do krwi i dziwne … Helu … dziwne … potworne … Oto tam z kąta , gdzie widać ledwo ostre linje palm , ku mnie pełza namiętna twarz i słyszę niski , przyciszony głos , szydzący z subtelnych w tej chwili wywodów Alego — z powodu , iż rzuciła m mu na żer jego potrzebie metafor zdanie : — Chcąc nacieszyć się swem sercem i kochać , trzeba być samotnym , lecz trzeba się rozpraszać , chcąc mieć powodzenie … I głos ten i usta te , pełne , zmysłowe , barwy ciemnej wiśni , szepczą : — Miłość ? … cztery jej , pięć rodzaji ! Szaleństwo ! Jedna jest tylko pełna , doskonała , w której nie zabraknie ani jednego tonu … I potem śmiech . — Miłość Heloizy dla Abelarda . I vice versa … Świętej Klary dla Franciszka z Assyżu . Aniołowie klęczący i zapatrzeni w takich dwoje . A nad nimi deszcz z gwiazd . Więc czuję jakąś śmieszność , opełzającą mnie , i woła m z głębi duszy : — Małżeństwo … ślub … A twarz namiętna stygnie , usta koloru wiśni wydymają się z niesmakiem . — Nie , urok ginie . — A tak ? Wyprostowuje się . Ściągam brwi . W gardle czuję dławienie . Duma mnie rozsadza . Nie wiem , dlaczego powtarzam sobie : — Bądź piękną , jeżeli możesz , mądrą , jeżeli zdołasz , poważną , bo nią być musisz ! … Taką tarczę ze słów Lisia Visconti czynię sobie i czuję , że twarz moja przybiera wyraz zimnej złości . Może być , iż teraz nie jestem piękną , ale mam wiele znaczenia . Czuję to w głowie Alego , bo zawiesił swą monotonną bajkę , w której ja jestem księżniczką , jadącą przez puszcze w karecie , ciągnionej przez srebrnych dwanaście orłów — i patrzy na mnie ze ździwieniem . A mnie jakby coś zamierało w sercu , bo oto tam w oddali , w cieniu palm zaginęła twarz szydersko uśmiechnięta i rozpłynęły się w niebycie usta namiętne , podobne do koloru wiśni . Wzrok mój pada na trubadura w pepitowym garniturze , — nie wiem — ale Helu , ja czuję w tej chwili brutalny żal , iż on nie ma w ręku gitary , ażeby m … Ażeby m … No — ażeby m mogła porwać mu ją z ręki i uderzyć nią po wypomadowanej czaszce . Nie mogę tego , bo niema gitary . I że jestem kobietą doskonale wychowaną , a on jest dzieckiem arystokratycznego rodu i koncypientem , czy czemś tam , Namiestnictwa , i ma dwa lata praw i jest tak ślicznie , tak bosko ułożonym , młodym poetą . Lecz natomiast demon potworny rozszalał się we mnie . — Skuś go ? … — szepce mi do ucha — narzuć się na niego całą forsą , a potem kopnij precz ! Precz ! Zobaczysz , co zrobi , jak się zachowa ! … I ledwo ten szept przebrzmiał , a już się porywam i wyciągam ręce . — Och ! … Gorąco ! … Szybko uciekam do swego pokoju . Tam , na gwoździu za szafą wisi robe d'intérieur — och ! … którą mógł chyba d'Annunzio wymyśleć dla jakiej swojej donny z pałacu o smukłych kolumnach . Lecz wymyślił ją tylko jakiś grand faiseur paryski , bo wiesz , iż jestem za uboga , ażeby ubierać się w kraju i sprowadzam sobie „ stroje ” z Paryża . Więc robe d'intérieur ta — mgła jedwabnego muślinu o kolorze ciała zawstydzonej dziewczynki , o walansjenkach , tkanych czółkami prządek prymitywnych . Narzucam ją na siebie , obnażam ręce i myślę , że jest to odzież odpowiednia dla wzbudzenia uwielbienia w istocie , nie poddającej się z prostotą rzeczywistemu działaniu rzeczy . A więc . Na tych , którzy wnoszą w uwielbienie albo nadmiar , albo niedostatek wrażliwości . Zakochane dusze , albo przepalone , „ rozmiłowane na kredyt ” … A więc . Kaswin albo Halski . Tego drugiego niema . Ali ! Wychodzę z pokoju do salonu . Pozostawiam drzwi sypialni uchylone .